cena uczniostwa

Dział niepolemiczny.
Miejsce dla budujących artykułów lub własnych przemyśleń ukazujących stanowisko teologiczne. Tylko dla protestantów.
Awatar użytkownika
markulus
Posty: 4247
Rejestracja: 13 lis 2008, 09:18
wyznanie: Protestant
Lokalizacja: Wawa
Gender: Male
Kontaktowanie:

cena uczniostwa

Postautor: markulus » 19 cze 2009, 13:01

Zajmiemy się tematem, który nie jest zbyt popularny. Każdy z nas ma tematy, zagadnienia i myśli, którymi częściej się zajmuje, o których mówi z ochotą. Już przecież od najmłodszych lat szkolnych mieliśmy swoje ulubione przedmioty, i takie, które nas nudziły.

Jeśli jeszcze dość często mówi się o znaku chrześcijanina, o znaku prawdziwego uczniostwa, jakim jest miłość, to bardzo rzadko mówimy na temat ceny prawdziwego uczniostwa.

Każdy z nas wie, kim jest uczeń. Chodziliśmy do szkoły a teraz posyłamy tam nasze dzieci. Oczywiście, większość z nas uważa szkołę za rzecz dobrą. Jest ona powszechna, bezpłatna, chociaż np. książki są drogie i czasem trudno jest je dostać.

Każdy z nas pragnie, aby nasze pociechy trafiły do dobrej klasy, pod opiekę dobrego nauczyciela. Ale kto z nas wysłałby swojego syna do szkoły, a właściwie nie do szkoły, lecz tam, gdzie syn musiałby chodzić za Nauczycielem krok w krok? Kto zdecydowałby się oddać dziecko pod opiekę Nauczyciela, który mówi, że gdy Janka ktoś uderzy w nos, to ma on na dokładkę nadstawić policzek? Kto posłałby swoją dziewczynkę pod opiekę Nauczyciela, który naucza, że jeśli Ani zabierano by sweter to jeszcze ma na dokładkę dołożyć kurtkę? Kto odważyłby się posłać dziecko do Nauczyciela, który mówi, że tylko wtedy można być jego uczniem, gdy będzie się kochało Go ponad rodziców? Że tylko wtedy będzie w jego klasie, gdy słowa Nauczyciela będą znaczyły więcej od słów rodziców?

Prawdę mówiąc nie chodzi, w tym co powiedziałem, o nasze dzieci. Chodzi o nas samych - o ciebie i o mnie!

Przyzwyczailiśmy się do tego, że aby być uczniem, wystarczy mieć tornister, zeszyty, książki i trochę chęci, aby przychodzić na lekcje. Jednak, żeby być uczniem Jezusa, nie wystarczy mieć swego miejsca w ławce kościelnej. Nie wystarczy posiadanie książek do nabożeństwa, np. Nowego Testamentu. Nie wystarczy wpis nazwiska na liście członków Kościoła, Zboru. Nie wystarczy mieć trochę czasu i chęci, by zjawić się na "zajęciach" w niedzielę.

Posłuchajmy tego, co Pan Jezus mówi o cenie uczniostwa i o tym, który ma tę cenę zapłacić.

"Nie mniemajcie, że przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córką z jej matką i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego. Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien. I kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien. Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je. Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie i naśladuje mnie". Te słowa brzmią w uszach ludzi jak antyreklama uczniostwa. Ale właśnie taka jest cena prawdziwego uczniostwa!

Wysłuchajmy jeszcze jednego fragmentu, który opisuje człowieka, który dźwigał krzyż: "I zmusili niejakiego Szymona Cyrenejczyka, ojca Aleksandra i Rufa, który szedł z pola i przechodził mimo, aby niósł krzyż jego".

Szymon był zwykłą, nieznaną postacią. Jego imię jest tylko jeden raz wymienione w Biblii, przy opisie ukrzyżowania. Był on ojcem Aleksandra i Rufa. Myślę, że wielu z nas jest takimi ludźmi, jak Szymon. Nikt z nas nie jest gwiazdą. Ten człowiek nie znał Jezusa, ale przez opatrzność Bożą został doprowadzony na właściwe miejsce, miejsce, w którym spotkał go Jezus. To, że w tej chwili czytasz to poselstwo nie jest przypadkiem! Może nigdy nie myślałeś o wzięciu krzyża, tak samo jak o tym nie myślał Szymon. On przechodził obok. Nie był zainteresowany tym, by się tu zatrzymać. I twoje plany mogą być inne, niż Boże. Ale nagle możesz być skonfrontowany z krzyżem, czy tego chcesz, czy nie.

Pomyślmy o tym, co się stało, gdy Szymon niósł krzyż. Gdy Szymon wziął krzyż, był bardzo blisko Jezusa. To dźwiganie krzyża umożliwia nam bliską społeczność z Jezusem. Gdy Szymon niósł krzyż, szedł w tym samym kierunku, w którym szedł Jezus. Po raz pierwszy w życiu Szymona, jego stopy kierowały się w stronę, w którą szedł Jezus. Po raz pierwszy był w obecności Jezusa, a stało się to wówczas, gdy wziął krzyż.

Po raz pierwszy zaczął wykonywać pracę w Królestwie Boga. Była to prosta czynność, dźwigał drewniany krzyż, ale w ten sposób stał się współuczestnikiem cierpienia, zniewagi i hańby, jaka była w tym momencie udziałem Pana Jezusa.

W zasadzie nie z własnej woli spotkał się z Jezusem, a później mógł po prostu odejść.

Ale są podane imiona jego dzieci. Jego syn Ruf, był chrześcijaninem, którego Ap. Paweł pozdrawiał, gdy pisał list do Rzymian.

Niesienie krzyża zmieniło Szymona i zmieniło również życie jego najbliższych tak bardzo, że jego synowie stali się naśladowcami Pana Jezusa. Może i ty przyszedłeś do Pana Jezusa lub teraz czytasz te słowa tylko dlatego, że spotkałeś człowieka, który również niósł krzyż?

Gdy czytasz to poselstwo, może powstać w tobie pytanie: Czym jest krzyż, który ja mam wziąć?

Pan Jezus mówi, że w tym momencie, gdy wyznasz Go jako swojego Zbawiciela i Pana, zaczniesz Go naśladować, to nagle możesz być odrzucony przez najbliższych. Nagle możesz stać się obcą osobą nawet dla najbliższych; twoi przyjaciele nie będą wiedzieli, co z tobą zrobić.

To jest krzyżem, że nawet twoja najbliższa rodzina zaczyna cię traktować jak wroga, tylko dlatego, że zacząłeś kochać Jezusa i żyć tak, by Jemu się podobać.

Krzyż - to również sytuacje, które zmuszą nas do wyboru pomiędzy tym, co jest nam najdroższe i najbliższe na ziemi a wiernością względem Jezusa Chrystusa.
Krzyż oznacza również to, że będziesz musiał pójść do miejsc, w których nigdy byś nie chciał być. Mojżesz nie chciał się udać do faraona, Józef nie chciał spędzić długich lat w więzieniu...
Krzyż - to również prześladowanie, cierpienia, zadawane przez przywódców religijnych, przez ludzi stojących na czele Kościoła.
Krzyż oznacza również to, że zostaniesz odepchnięty, zapomniany przez tłumy, że nie będziesz wśród nich popularny.

Krzyż - to również przyjęcie pracy, która wcale nie przysporzy ci uznania ludzi.
Krzyż - znaczy również to, że zawsze stoisz po stronie prawdy, niezależnie od ceny, jaką za to musisz płacić. Jezus tylko dlatego, że stał po stronie prawdy, że mówił prawdę, że był prawdą - został skazany na ukrzyżowanie.

Wreszcie krzyż - to zaparcie się samego siebie. Co to znaczy zaprzeć się samego siebie? Zaprzeć się samego siebie, to znaczy zrezygnować z pragnienia, aby być cenionym, chwalonym i lubianym, aby odbierać zaszczyty, aby być uznawanym, aby wybierano mnie przed innymi.

Zaprzeć się samego siebie - to być wyzwolonym od strachu przed poniżeniem, wzgardą, skarceniem, zapomnieniem, wyśmianiem, skrzywdzeniem, podejrzeniem.
Zaprzeć się samego siebie znaczy również to, że zaczynasz pragnąć, aby inni byli więcej kochani, niż ty. To znaczy pragnąć, aby inni mogli być wyżej cenieni ode mnie. Aby inni byli wybierani, a ja bym był pozostawiony, aby inni byli chwaleni, a ja bym był niezauważony, aby inni byli we wszystkim uznani za lepszych ode mnie.
Zaprzeć się samego siebie - znaczy pragnąć, aby inni mogli stać się świętsi ode mnie, o ile tylko ja będę tak święty, jak powinienem.
Zaprzeć się samego siebie - to znaczy w każdym momencie życia mówić do swojej egoistycznej natury "nie", a W stosunku do Boga- "tak".

Tym jest krzyż, który ty i ja mamy wziąć. Taka jest cena uczniostwa.
Dlaczego mam więc wziąć krzyż, skoro cena jest taka wysoka?
Dlatego, że Jezus poniósł mój krzyż, który był zbyt ciężki dla mnie.
Dlatego z wdzięczności wezmę ten krzyż, który On daje mi dzisiaj.
Dlatego chcę dźwigać swój krzyż, bo dzięki temu jestem uczniem Jezusa.
Dlatego biorę krzyż, bo dźwigając go, jestem bardzo blisko Jezusa.
Dlatego chcę nieść krzyż, bo niosąc go, idę z Jezusem w tym samym kierunku, w jego obecności.
Dlatego biorę krzyż, bo tylko wtedy moja praca jest przydatna w Jego królestwie.
Biorę krzyż dlatego, że w ten sposób moje życie będzie wskazywało innym ludziom Boga jako wybawcę.
Kończąc, pragnę zadać pytanie: Jak dźwigam swój krzyż, jak dźwigasz swój krzyż?

Pan mówi:"Bierz swój krzyż codziennie". Nie liczą się tylko jakieś jednorazowe poświęcenia. Liczy się tutaj życie, życie prowadzone w ciągłej gotowości do spełniania woli Bożej. Liczy się codziennie rezygnowanie z własnej ambicji, z własnej wygody, z własnej kariery, z własnych marzeń.

Czy nie próbuję zmienić swego krzyża na inny, mniejszy, lepszy? Gzy ktoś stojący obok, ktoś kto patrzy na to, jak dźwigasz krzyż, widzi w tobie Jezusa? Szymon został pojednany z Bogiem w tym momencie, gdy Jezus niósł najcięższy krzyż; nie było tam szemrania, narzekania, litowania się nad sobą samym.

Muszę powiedzieć, że "To nie dźwiganie krzyża nas męczy. Męczy nas to, że nie chcemy go wziąć, że nie chcemy go nieść. Męczy, że buntujemy się przeciwko niemu i nie potrafimy zań dziękować".

Pan Jezus mówi: "Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe a brzemię moje lekkie".

Życie bez krzyża to życie bez Chrystusa, a On jest droższy dla mnie od wszystkiego.

Wezmę krzyż, chcę go wziąć, bo to oznacza, że będę blisko Jezusa. Dziękuję Bogu za mój krzyż, bo bez niego bardzo prędko zapomniałbym o Panu i o tym, co On dla mnie uczynił.

ze strony
http://nowasol.kz.pl/frontpage/Itemid,1/


"Prawo jest dla tych, którzy sami siebie uważają za sprawiedliwych, aby upokorzyć ich pychę. Ewangelia jest dla zgubionych by podnieść ich z rozpaczy"
- C.H.Spurgeon -
http://noweprzymierze.org

Wróć do „Czytelnia ”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości