CZEMU CHRZEŚCIJANIE DOBIJAJĄ SWE BIBLIE?

Dział niepolemiczny.
Miejsce dla budujących artykułów lub własnych przemyśleń ukazujących stanowisko teologiczne. Tylko dla protestantów.
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

CZEMU CHRZEŚCIJANIE DOBIJAJĄ SWE BIBLIE?

Postautor: chrześcijanin » 10 lip 2009, 23:18

CZEMU CHRZEŚCIJANIE DOBIJAJĄ SWE BIBLIE?
Martin i Deidre Bobganowie

Mówiąc o Biblii, często używamy słów: "nieomylna", "niezawodna", "ostateczny autorytet". Mówimy też, że jej poselstwo jest wystarczające. Słowa miewają wiele znaczeń, jednakże słowo "wystarczająca", odpowiednio użyte, kiedy mowa o Biblii, jest probierzem właściwego rozumienia Słowa Bożego i osobistego uznania prawdziwości jego nauki na temat człowieka i możliwości jego zmiany.
Nazywając Biblię Słowem Bożym mamy na myśli nie tylko słowa wydrukowane na papierze, ale i obecność samego Boga w Jego Słowie oraz towarzyszące jej działanie Ducha Świętego, który pozwala człowiekowi zastosować Słowo w życiu.
O wystarczalności Słowa Bożego świadczy cała Biblia, w tym miejscu jednakże zacytujemy tylko dwa znane fragmenty. Pierwszy z nich jasno ukazuje, że według zamysłu Bożego Słowo Boże ma być wystarczającą wyrocznią w sprawach życia i postępowania, drugi zaś fragment mówi o bezpośrednim angażowaniu się Boga w Jego Słowo i działanie poprzez to Słowo.
Łaska i pokój niech się wam rozmnożą przez poznanie Boga i Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Boska Jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności, przez poznanie tego, który nas powołał przez własną chwałę i cnotę, przez które darowane nam zostały drogie i największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość [2 P 1,2-4].
Bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca; i nie ma stworzenia, które by się mogło ukryć przed nim, przeciwnie, wszystko jest obnażone i odsłonięte przed oczami tego, przed którym musimy zdać sprawę [Hbr 4,12-13].
Zważywszy na głębię i wspaniałość Słowa Bożego i jego używanie przez Boga, który zna "myśli i zamiary serca", można się zastanawiać, dlaczego tylu zdeklarowanych chrześcijan na oślep gna za mądrością ludzką. Zadając sobie poniższe pytanie, na pewno będziemy w stanie określić, jak wielka jest nasza ufność względem Słowa Bożego w odróżnieniu od mądrości ludzkiej: "Czy Słowo Boże wystarczy, aby radzić sobie z tymi samymi problemami życiowymi, z którymi wierzący udają się do psychoterapeutów?".
Odpowiedź na to pytanie najczęściej pozwala odróżnić tych, którzy naprawdę wierzą w Słowo Boże i ufają mu, od tych, którzy pokładają ufność w mądrości ludzkiej, przed którą właśnie Pismo ostrzega. Propagatorzy psychoterapii i będących jej fundamentem nurtów psychologii często jednak usiłują zaciemnić to jasne rozróżnienie, napomykając o rzekomych błędach logicznych.
Jednym z przykładów takiego zaciemniania jest artykuł psychiatry Dwighta L. Carlsona zatytułowany "Obalenie mitu, że chrześcijanie nie powinni mieć problemów emocjonalnych" (Christianity Today 9 II 1998). Drukowaliśmy już doskonałą replikę Louisa Whallona na ten temat (Obalanie mitu, Tymoteusz V 1998). W tym miejscu odniesiemy się więc tylko do jednego problemu związanego z postawą Carlsona - jego błędnym myśleniem.
W swoim artykule Carlson zastosował szereg błędów logicznych, które po analizie dowodzą nielogiczności jego myślenia. Jeśli pisząc swój artykuł Carlson chciał dowieść swej umiejętności używania błędów logicznych, to mu się to udało. Pisze na przykład: "Wiem, że nie brzmi to zgodnie z Biblią, kiedy powiemy, iż niektórzy potrzebują więcej, niż kościół może zaoferować. Jeśli jednak mój samochód potrzebuje wymiany skrzyni biegów, nie oczekuję przecież, że wymieni ją kościół. Jeśli złamię nogę, czy idę na konsultacje do pastora? Nie wiadomo dlaczego, jeśli idzie o potrzeby emocjonalne, oczekujemy, że kościół powinien je wszystkie zaspokajać".

"Czy Słowo Boże wystarczy, aby radzić sobie z tymi samymi problemami życiowymi, z którymi wierzący udają się do psychoterapeutów?". Odpowiedź na to pytanie najczęściej pozwala odróżnić tych, którzy naprawdę wierzą w Słowo Boże i ufają mu, od tych, którzy pokładają ufność w mądrości ludzkiej...
Zwróćmy uwagę, że Carlson stawia na jednym poziomie wymianę skrzyni biegów i złamaną nogę z "potrzebami emocjonalnymi". Mieszanie spraw namacalnych i nienamacalnych, fizycznych i umysłowych jest w jego artykule wszechobecne. Stawianie na jednym poziomie sfery fizycznej (skrzynia biegów, noga) i umysłowej (uczucia) to taki sam błąd logiczny, jaki w przeszłości popełniało wielu psychiatrów, określając problemy życiowej mianem "chorób". Na szczęście wielu psychiatrów odżegnało się od tego błędu, choć niektórzy - jak Carlson - wciąż ten mit propagują. Błąd tkwiący w myleniu umysłu z ciałem otwiera drzwi dla stosowania modelu medycznego w sferze umysłowej.
Ludzie często uciekają się do tego, co nazywamy modelem medycznym, w próbie uzasadnienia stosowania psychoterapii. Użycie tego modelu pozwala na traktowanie "choroby umysłowej" w sposób analogiczny do "choroby medycznej". Bo przecież - w powszechnym rozumieniu - oba te zjawiska nazywają się chorobami.
W modelu medycznym symptomy fizyczne są spowodowane jakimś czynnikiem chorobotwórczym. Na przykład gorączkę może spowodować wirus, jeśli usunie się czynnik patogenny, usunie się też objawy. W przypadku złamanej nogi wystarczy ją ustawić zgodnie z opracowanymi technikami, a noga się zrośnie. Mamy zaufanie do tego modelu, gdyż przynosi dobre rezultaty w leczeniu dolegliwości fizycznych. Przenosząc bez mrugnięcia okiem model ze świata medycyny do świata psychoterapii, wielu uważa, że problemy umysłowe trzeba traktować tak samo jak fizyczne.
Medycyna zajmuje się fizycznymi, biologicznymi aspektami osoby, psychoterapia natomiast społecznymi, umysłowymi i uczuciowymi. Podczas gdy lekarze medycyny starają się uleczyć ciało, psychoterapeuci usiłują uleczyć cierpienie emocjonalne, umysłowe, a nawet duchowe oraz ustanowić nowy model zachowań społecznych. Pomimo tak ewidentnych różnić Carlson posługuje się modelem medycznym, usiłując uzasadnić działalność psychoterapeuty.
Ludziom wydaje się, że jeśli można mieć chore ciało, to można mieć i chory umysł. Czy jednak umysł jest częścią ciała? Czy można stawiać go na tej samej płaszczyźnie? F. Chu i S. Trotter, autorzy książki The Madness Establishment (Establishment obłędu, 1974), piszą: "W odróżnieniu od wielu chorób medycznych, posiadających naukowo sprawdzalną etiologię i określone metody leczenia, większość 'chorób psychicznych' nie posiada ani naukowo określonych przyczyn, ani sposobów osiągnięcia wypróbowanej skuteczności" (s. 4).

Psychoterapia zajmuje się myślami, uczuciami i zachowaniem, jednakże wbrew pozorom nie mózgiem jako takim. W psychoterapii choroba umysłowa nie oznacza wcale choroby mózgu. Gdyby wchodziła w grę choroba mózgu, pacjent przeszedłby pod opiekę placówki "medycznej", a nie "zdrowia psychicznego"...
Psychoterapia zajmuje się myślami, uczuciami i zachowaniem, jednakże wbrew pozorom nie mózgiem jako takim. Nie zajmuje się ona biologią mózgu, lecz aktywnością umysłu i społecznymi zachowaniami danej osoby.
W medycynie wiadomo, co rozumiemy przez chore ciało - czy jednak sytuacja jest analogiczna w psychoterapii? Oczywistym jest, że w psychoterapii choroba umysłowa nie oznacza wcale choroby mózgu. Gdyby wchodziła w grę choroba mózgu, pacjent przeszedłby pod opiekę placówki "medycznej", a nie "zdrowia psychicznego". Psychiatra Thomas Szasz trafnie pisze o "psychiatrze-samozwańcu", który "podziela powszechne, typowe dla naszej kultury pragnienie, aby pomieszać mózg z umysłem, nerwy z nerwowością" (Szasz, The Myth of Psychotheraphy, 1978, s. 7). Aby wagę tego rozróżnienia docenić, trzeba je wpierw zrozumieć.
Psychiatra E. Fuller Torrey wskazuje, że choroby to coś, co ludzie mają, podczas gdy zachowanie to coś, co ludzie robią. Wrzucanie do jednego worka ciała i umysłu wynika albo z opowiadania się za ateistycznym, mechanicystycznym modelem czlowieka, albo też z gigantycznego błędu logicznego. Zastosowanie modelu medycznego do umysłu, jak to czyni Carlson, stawiając obok przykładu nogi "potrzeby emocjonalne", rodzi zamieszanie, z którego płyną wszelkiego typu problemy logiczne. Torrey pisze: "Model medyczny ludzkiego zachowania, doprowadzony do logicznych konkluzji, jest zarówno bezsensowny jak i bezużyteczny. Nie odpowiada on na pytania, które mu zadajemy, nie oddaje pożytecznych usług i prowadzi do całej rzeki absurdów godnych rzymskiego cyrku" (Death of Psychiatry, 1974, s. 24).
Dr Ronald Leifer w książce In the Name of Mental Health (W imię zdrowia umysłowego) pisze:
Jeśli założyć, że w [...] medycynie określenie "choroba" odnosi się do ciała, to modyfikowanie ich za pomocą słowa "umysłowa" jest w najgorszym razie mieszaniną poziomów logicznych, zwaną błędem kategorii, w najlepszym zaś radykalną redefinicją słowa "choroba". Błąd kategorii to błąd w zastosowaniu języka, któy z kolei rodzi błędy w myśleniu [...] Czymkolwiek by był umysł, nie jest on rzeczą jak mięśnie, kości czy krew [In the Name of Mental Health, 1969, s. 36-37].

Zastosowanie modelu medycznego do umysłu, jak to czyni Carlson, stawiając obok przykładu nogi "potrzeby emocjonalne", rodzi zamieszanie, z któego płyną wszelkiego typu problemy logiczne...
Leifer przedstawia argumenty na rzecz modelu medycznego, a następnie ich wady. Kończy słowami:
Główne zalety tego stanowiska nie mają zatem ani charakteru naukowego, ani intelektualnego. Mają charakter społeczny. Rodzą uprzedzenia wśród niezorientowanej opinii społecznej, że praktyka psychiatryczna przypomina bardziej leczenie medyczne niż kontrolę społeczną, socjalizację, edukację czy religijne podnoszenie na duchu. Skłania ludzi do myślenia, że psychiatra, podobnie jak inni lekarze, zawsze służy człowiekowi w jego dążeniu do życia, zdrowia i szczęścia [s. 42].
Carlson najwyraźniej nie wierzy w to, że Słowo Boże wsparte mocą Ducha Świętego, wystarczy, aby poradzić sobie z problemami życiowymi. W przeciwnym wypadku nie popierałby tak gromko stosowania psychoterapii i stojącej za nią psychologii. On i jemu podobni, żywiący tak niewielką ufność wobec Pisma, muszą nam wyjaśnić (i to nie przy użyciu błędów logicznych), dlaczego chrześcijanie, aby uporać się z problemami życiowymi, potrzebują dwudziestowiecznych opinii ludzkich, a nie Słowa Bożego. Carlson napisał książkę pod tytułem Why Do Christians Shoot Their Wounded? (Czemu chrześcijanie dobijają swoich rannych?). Należałoby jednak zadać mu istotniejsze pytanie: Dlaczego chrześcijanie dobijają swoje Biblie?
PsychoHeresy Awareness Letter
lipiec/sierpień 1999
PsychoHeresy Awareness Ministries
4137 Primavera Road
Santa Barbara, CA 93110, USA
www.psychoheresy-aware.org

Redakcja udziela zainteresowanym prawa przedruku bądź innej formy powielania całych artykułów i ich części (przy zachowaniu wierności przesłaniu tekstu) pod warunkiem zaznaczenia, że tekst pochodzi z Tymoteusza, oraz podania adresu redakcji.
Tymoteusz - Miesięcznik popularno-apologetyczny
Wydawca: Oficyna Wydawnicza TIQVA,
skr. poczt. 2300, 53-413 Wrocław 47


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony
Obrazek
cms|skr328|PL50950Wroclaw68
Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2

Wróć do „Czytelnia ”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości