Tam Jestem pośród nich

Dział niepolemiczny.
Miejsce dla budujących artykułów lub własnych przemyśleń ukazujących stanowisko teologiczne. Tylko dla protestantów.
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Tam Jestem pośród nich

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 18:50

Tam Jestem pośród nich – wprowadzenie (Christian Briem)

calosc w wersji pdf dostepna tu:
http://www.gbv-dillenburg.de/downloads/pl0007.pdf
wazy ok. 10mb

Rozważania te stanowią w pewnym sensie dalszy ciąg mojej ksią¬żeczki „Z ciemności do światłości". Starałem się w niej wska¬zać drogę, którą grzeszny człowiek może dojść do świętego Boga. Fakt, że droga ta istnieje i że jest nią Pan Jezus Chrystus, ma nie¬zwykłe wprost znaczenie. To bowiem, jak ustosunkuje się do tego poszczególny człowiek, czy drogę tę wybierze, czy też ją odrzuci, decyduje o jego szczęściu albo nieszczęściu, o niebie lub piekle. Załóżmy jednak - a stało się to już w niezliczo¬nych przypadkach szczęśliwą rzeczywistością - że łasce Bo¬żej udało się wyprowadzić jakiegoś człowieka z ciemności do Bożego cudownego światła, ze śmierci do życia, z oddalenia od Boga do jego bliskości: co wtedy?
Sytuacja takiego nowonarodzonego człowieka wygląda na¬stępująco: stał się on dzieckiem Bożym, raduje się z odpuszczenia grzechów i z nadziei chwały Bożej. Nie ma jednak jesz¬cze jasności co do swej dalszej drogi. Czy ma iść nią samotnie? Czy też nadal kroczyć wraz „z teraźniejszym wiekiem złym”? - O nie, tak postępować nie powinien, został przecież z niego wyrwany, dlatego właśnie Chrystus za niego umarł (Galacjan 1,4)! Zaczyna teraz to rozumieć. Rozgląda się za inny¬mi, którzy wcześniej doświadczyli tego samego, co on. Widzi i spotyka wiele dzieci Bożych - ale tu właśnie rzecz się kom¬plikuje, a to przez to, że idą one różnymi chrześcijańskimi dro¬gami. Niemożliwością nieomal jest wyliczyć cechy charakte¬rystyczne tak licznych „kościołów", społeczności i ugrupowań na niwie chrześcijaństwa. Która z nich jest wobec tego tą praw¬dziwą? A może już sam sposób stawiania takich pytań jest błędny? Czy jest to obojętne albo przynajmniej drugorzędne, jaką drogą idą chrześcijanie, byle tylko byli o jej słuszności przekonani i czuli się na niej szczęśliwi? Czyż przecież nie jest również obowiązkiem chrześcijanina respektować poglądy innych dzieci Bożych?
Człowieka takiego jednak, zgłębiającego Słowo Boże i nie znajdującego w nim niczego o różnych „kościołach”, nurtuje kło¬potliwe pytanie: czyżby Bóg naprawdę chciał tej różnorodno¬ści chrześcijańskich „kościołów”? Znajduje wreszcie w Ewan¬gelii Mateusza, w 18 rozdziale miejsce, z którego zaczerpnięto tytuł tych rozważań. Co znaczy słowo Chrystusa Pana, że jest On po¬środku tych, którzy są zgromadzeni do Jego Imienia? I czy Pan Jezus Chrystus będzie zarówno tu jak i tam, bez względu na to, na jakim wy¬znaniu wiary chrześcijańskiej byśmy się oparli? Jedni na ta¬kim, a drudzy na innym? Chociaż niektóre doktryny, jakich się w nich naucza, nawzajem się wykluczają, są ze sobą sprzecz¬ne, to jednak każda z tych grup uważa, że „Chrystus jest po¬śród nich”. Czy naprawdę tak jest?
W ten oto sposób u takiego dopiero co nawróconego czło¬wieka, niczym powódź, błyskawicznie narastają pytania za pytaniami. Ale przecież i ten, kto już od dłuższego czasu ra¬duje się Bożym dziecięctwem, nie może uciec przed natarczywością pytań, i to tym bardziej, im poważniej traktuje Słowo Boże. Być może ktoś urodził się i wychował w pewnej społecz¬ności chrześcijańskiej, już jego rodzice szli tą drogą - lecz czy ona jest tą właściwą? Konfrontując to, co zauważa wokół sie¬bie z tym, co mówi Słowo Boże, kiedyś i on spotka się z takim pytaniem. Rozważania te chcą każdemu dziecku Bożemu pomóc w odnalezieniu odpowiedzi na wszystkie powyższe pytania -odpowiedzi, opartych nie na ludzkich domysłach, lecz na Sło¬wie Boga.
Nie chciałbym przy tym przemilczeć faktu, iż ten kompleks pytań jest jednym z najtrudniejszych, jakie istnieją. Opisanie drogi, którą grzeszny człowiek powinien przyjść do Boga i na której może uzyskać odpuszczenie grzechów, jest w po¬równaniu z tamtymi pytaniami całkiem proste. Dlaczego za¬tem pytania te są tak trudne? Czy wynika to z faktu, iż Pismo Święte nie mówi o tym dostatecznie jasno? Z całą pewnością nie! Nie jest ono jednak zarazem poradnikiem, w którym na rozwiązanie jakiegoś problemu znajduje się odpowiednią re¬ceptę. Pismo Święte trzeba czytać, rozumieć i rozważać jako całość, to zaś wymaga poważnego wysiłku i rozpatrzenia tak Starego, jak i Nowego Testamentu, i to w mocy i zależności od Ducha Świętego. Udziela On przy tym swojej myśli tylko temu, kto przychodzi do niego w odpowiednim stanie duchowym - mówiąc prościej: temu, kto gotowy jest być mu posłusznym.
Bardzo poważną przeszkodą w zrozumieniu prawdy Bożej są uprzedzenia i własne przekonania. Można je mieć nieraz zupełnie nieświadomie, za sprawą różnych przyczyn, takich jak wychowanie, zwyczaje, przekazane tradycje oraz ludzki charakter itd. Tradycje ludzkie są przeciwne Słowu Bożemu; z tego powodu jednak, że wywodzą się z dawnych wieków, w oczach wielu ludzi uważane są za autorytety. Silnie się zado¬mowiły i trudno się od nich uwolnić. To właśnie również spra¬wia, że ogarnięcie tej części Boskiej prawdy dokonuje się nie¬raz tak trudno i wymaga głębokiego ćwiczenia serca. Mimo to mam nadzieję, że Bóg zmiłuje się i da światło oraz udzieli mocy do uwielbienia Tego, który za nas umarł.
Często mówiłem, że Bóg nie napomina grzesznika. Gdyby to czynił, przyznawałby tym samym, że nie jest on aż tak bar¬dzo zgubiony. Napomina natomiast swoje dzieci, i to w wielu dziedzinach. By jednak móc sprostać tym napomnieniom, musimy zrozumieć, w jak bliską więź wprowadził On swoich wybranych i na czym się ona opiera. Tu właśnie jest najwię¬cej braków. Wielu wierzących ma bardzo znikome pojęcie o tym, w jak drogocenną relację z Bogiem, z Panem Jezusem Chrystusem i wzajemnie ze sobą wprowadzeni zostali przez Bożą łaskę. Pierwszą część tych rozważań poświęciłem więc temu, co leży mi na sercu - przedstawieniu Boskich zależno¬ści, w jakich znajdują się prawdziwi chrześcijanie w odróż¬nieniu od tych, którzy stanowili lud Boży w Starym Testamen¬cie, tzn. od ludu izraelskiego. Nie ma chyba niczego ważniejszego dla zrozumienia wszystkiego, o czym będzie dalej mowa, jak to, by nauczyć się rozróżniać pomiędzy dro¬gami Bożymi wobec Izraela a postępowaniem Boga z prawdziwym kościołem. W książce tej od początku uważamy, że dopiero wówczas, gdy sercem pojmie się te różnice, będzie się w stanie zrozumieć i docenić szczególną pozycję, daną kościo¬łowi.
Pierwsza część tych rozważań, o charakterze raczej nau¬czającym, opisuje błogosławioną pozycję dzieci Bożych w aspekcie zbiorowym. Stanowi to konieczny fundament dla cz꬜ci drugiej, bardziej już w swej istocie praktycznej. Nie chcę przez to powiedzieć, że druga część nie zawiera nauki. Przeciwnie. W drugiej części jednak przechodzę do pytań i kwe¬stii praktycznych, jakie poruszyłem na wstępie - spraw zwią¬zanych ze wspólną drogą wierzących. Obie te części razem mają przedstawić możliwie jak najszerszy obraz z jednej stro¬ny właściwej istoty kościoła, a z drugiej form przydatnych w praktycznym zgromadzeniu.
Jest jeszcze pewna grupa wierzących chrześcijan, do której chciałbym skierować tę książkę, a mianowicie dzieci Boże, które pragną według Pisma zajmować właściwe dla siebie miejsce. Mieli oni możliwość otrzymać nieocenione korzyści ze służby i walki tych sług Pańskich, którzy już przed nimi przeszli tę dro¬gę. Dzięki służbie tych dawniejszych braci są om „utwierdzeni w obecnej prawdzie" (2 Piotra 1,12). Właśnie oni jednak po¬trzebują ciągłego przypominania o „tych rzeczach", chociaż je zasadniczo znają, aby przez przypominanie pobudzone zosta¬ły ich „prawe umysły" (2 Piotra 3,1). Chociaż sami nie musieli wcale walczyć o prawdę to jednak cieszą się wielkim światłem dzięki tym, którzy o to walczyli. Wielu z racji urodzenia znala¬zło się na tym miejscu i niektórzy nawet dobrze nie wiedzą, dlaczego tą drogą idą. Czy z racji tego, że nie musieli oni „wal¬czyć o wiarę raz świętym podaną" (Judy 3), nie istnieje wiel¬kie niebezpieczeństwo, iż dobro, które przyszło im mniej czy bardziej „samo", mogą znowu z lekkim sercem porzucić? „Zdo¬bywaj prawdę i nie sprzedawaj jej" (Przypowieści 23,23) - tak mówi Słowo Boże i jest moim serdecznym pragnieniem, żeby tak im, jak i wszystkim dzieciom Bożym w urzeczywistnieniu tej rady dopomóc.
Chciałbym przede wszystkim wskazać na to, jak cudowne są myśli Boże i jakie błogosławieństwa z tym się wiążą, aby¬śmy się nimi zajmowali i za nimi podążali. Prowadzi to do uwielbienia i do pokornego usposobienia, które zachowuje ta¬kich braci i siostry od wywyższania się nad innych, którzy mogą nie mieć przywileju tak jasnego pouczenia przez Słowo Boże. Prawdziwe poznanie Pana i Jego Słowa czyni człowieka pokornym. Czy można się chełpić i pysznić czymś, co się otrzymało jedynie z łaski? Czy wtedy, gdy staniemy przed Bożą prawdą, kiedy Boskie światło oświeci nasze życie i serca - nie odczujemy w głębi, żeśmy wszyscy mniej albo bardziej zawie¬dli w tym, co poznaliśmy z łaski jako prawdziwe? Czy wobec tego nie musimy też uznać, że Pan Jezus Chrystus nie może być zado¬wolony, gdy właściwą dla nas pozycję zajmujemy jedynie w sensie zewnętrznym? Czy rzeczywiście wierzymy w to, co On powiedział? „Tam Jestem pośrodku nich" - jest to napraw¬dę obietnica o ogromnej skuteczności. Może On Był obecny, a myśmy wcale tego nie spostrzegli? A może taka sama sytu¬acja, w jakiej się znajdujemy, przedłuża się i nadal nie zauwa¬żamy Jego obecności?
W związku z tym narzuca mi się jeszcze jedno pytanie: czy nie może zajść takie niebezpieczeństwo, że można się po pro¬stu do tych drogocennych rzeczy i przywilejów poprzez dłu¬goletnie obcowanie z nimi przyzwyczaić, i to do tego stopnia, iż nie stanowią one już więcej dla nas niczego szczególnego? Tak wcale nie musi być, absolutnie nie! Jeśli jednak Boża prawda nie ma już wpływu na nasze serce, ponieważ daliśmy miejsce innym myślom, to wówczas do tego może dojść. I w takim przypadku zaledwie kwestią czasu jest, kiedy utracimy światło, które Bóg nam podarował. Niech nas Bóg od tego za¬chowa! Oby On Sam pobudził nasze „prawe umysły", oby tak było w przypadku każdego z nas. Oby też Pan pobłogosławił te skromne starania autora i otworzył dla Siebie i dla Swojego Słowa jego serce, a także serca wszystkich czytelników, i uczy¬nił nas wszystkich szczęśliwymi w poznaniu Tego, Który nas Umiłował i Siebie Samego dał za nas!
Oddaję więc to rozważanie czytelnikom z ufnością zwró¬coną ku Bogu, dziękując jednocześnie tym wszystkim, którzy swoimi radami i wysiłkami włożonymi w jego korektę, przyczy¬nili się do jego rozpowszechnienia.

Część pierwsza

ZGROMADZENIE BOGA ŻYWEGO

1. Wieki

W pierwszej części tego rozważania chciałbym z Bożą pomocą spró¬bować w możliwie właściwej kolejności i obszernej formie na¬świetlić charakter, pochodzenie i przeznaczenie prawdziwego kościoła. Na tym następnie oparta będzie druga, bardziej prak¬tyczna jego część. W tym celu zaczerpnąłem nagłówek z Pierw¬szego Listu do Tymoteusza, rozdziału 3, wiersza 15. Apostoł Paweł podaje tam powód, dla którego ten List napisał:
„...gdyby jednak moje przyjście się odwlokło, to masz wiedzieć, jak należy postępować w domu Bo¬żym, który jest zgromadzeniem Boga Żywego, filarem i podwaliną prawdy".
To doprawdy cudowna myśl: Żywy Bóg ma na ziemi miejsce zamieszkania, dom, w którym Mieszka! A dom ten, Zgromadzenie Boga Żywego, jest także i dziś filarem i podwaliną praw¬dy. Nigdzie indziej nie można znaleźć prawdy, tylko tutaj. Nie znajdziecie prawdy w islamie ani w buddyzmie, ale jedynie w prawdziwym chrześcijaństwie. Prawdziwy kościół nie jest jed¬nak prawdą - jest nią jedynie Pan Jezus Chrystus, jest nią Słowo Boże - a Zgromadzenie jest podporą prawdy, ono ją w tym świecie podtrzymuje.
W naszych czasach panuje wielkie zamieszanie w tej kwestii, a zrozumienie tego, czym jest Zgromadzenie Boże, jest bardzo nikłe.

Słyszymy dzisiaj o wielu denominacjach, ugrupowaniach i „kościołach”. Który z nich jest tym prawdziwym? Odpowiedzi nie powinniśmy szukać wśród ludzkich przekonań i poglądów; może ją dać tylko i wyłącznie Słowo Boże. Jedynie ono bowiem jest autorytetem, na którym możemy się oprzeć. Musimy jed¬nak tutaj odrzucić powszechnie propagowaną koncepcję dal¬szego rozwoju prawdy, czyli jej wykraczania ponad to, co mówi Pismo Święte. „Rozwój" taki bowiem otworzyłby na oścież wrota dla wprowadzenia do rzeczy świętych ludzkich koncep¬cji, wymysłów i wyobrażeń. Taka prawda, która by się miała dopiero rozwijać, nie byłaby prawdą od samego początku. Nie mielibyśmy wówczas niczego na czym można by się oprzeć. O nie! Bóg objawił nam przecież w Swoim Sło¬wie swoją świętą wolę, nasza mądrość zaś i pewność polegają na tym, że poddajemy się jego Słowu i pozostajemy w tym, co od początku słyszeliśmy (1 Jana 2,24).
W Słowie tym znajdujemy tylko JEDNO ZGROMADZENIE w bło¬gosławionej jedności, we wszystkich krajach. Zgromadzenie Boga Żywego jest JEDYNYM ZGROMADZENIEM, czyli kościołem, który Bóg uznaje i do którego należy każdy wierzący w Pana Jezusa Chry¬stusa.

Co to znaczy „zgromadzenie"?

Może teraz ktoś zapytać, dlaczego używam określenia „zgro¬madzenie”, a nie „kościół" czy też „gmina", lub „zbór”. Otóż „zgromadze¬nie" jest najlepszym tłumaczeniem greckiego słowa ekklesia. Słowo to składa się z greckiego przyimka ek, który znaczy „z czegoś" oraz z czasownika kaleo, przetłumaczone¬go jako „wołanie"; tak więc ekklesia znaczy dosłownie „wy¬wołana".
Dawniej słowem ekklesia Grecy określali liczne grono oby¬wateli, którzy zgromadzali się w celu przedyskutowania spraw publicznych. Znajdziemy na to dwa interesujące przykłady w Dziejach Apostolskich 19,39: „Jeżeli zaś chodzi o coś więcej, zostanie to załatwione na prawomocnym zgromadzeniu" - mówi pisarz miejski. A w wierszu 40: „To powiedziawszy, rozwiązał zgromadzenie". W Nowym Testamencie słowem „zgromadzenie" określa się przeważnie wierzących chrześcijan, którzy zostali „wywołani" ze świata, a którzy teraz zgod¬nie z myślą i wolą Boga są skupieni wokół Chrystusa Pana - czyli „zgromadzeni". Zgromadzania się wokół jednej osoby nie na¬zywano słowami „kościół" ani „gmina". Na to właśnie znacze¬nie pragnął widocznie wskazać Duch Boży, skoro używa On tu słowa ekklesia. Ponadto słowo „kościół" oparte jest na grec¬kim słowie kyriake, które oznaczało w mowie potocznej wcze¬snych chrześcijan „dzień Pański". Tym samym okazuje się ono nieadekwatne dla określenia zgromadzenia.
W Nowym Testamencie znajdujemy trojakie użycie słowa ekklesia, a określa ono:
1) ogólne zgromadzenie;
2) Zgromadzenie Izraela w Starym Testamencie;
3) Zgromadzenie Boga Żywego (na przykład 1 Koryntian 10,32); wyrażenie to jest najczęściej używane w tym właśnie znaczeniu.

Czym Zgromadzenie nie jest

Spotykamy się także z błędnymi poglądami, że Zgromadzenie nowotestamentowe jest dalszym ciągiem Izraela Starego Testa¬mentu; że jest ono niejako duchowym Izraelem i że postępowa¬nie Boże w Starym i w Nowym Testamencie jest zasadniczo ta¬kie samo. Często uważa się, że to, co dotyczy żydostwa w Starym Testamencie, również obecnie jest tą samą miarą, którą Bóg odnosi do chrześcijaństwa. Dla wielu zaś Zgromadzenie (ko¬ściół) jest po prostu sumą wierzących wszystkich czasów.
Tymczasem dla zrozumienia poruszonego tu zagadnienia bardzo ważne jest, by należycie pojąć znaczne różnice, a na¬wet przeciwieństwa, zachodzące pomiędzy tym, co się tyczy postępowania Boga i Bożych dróg w Starym Testamencie, a tym, czego On dokonuje dzisiaj ku uwielbieniu swego Syna, jak również to, że Izrael to nie zgromadzenie, a Zgromadzenie to nie Izrael.

To, co było prawdą już w Starym Testamencie

Zanim przejdziemy do różnic pomiędzy drogami Bożymi w Starym i Nowym Testamencie, chcemy podkreślić to, że za¬wsze istniały rzeczy, które są prawdą ponadczasową i które są na zawsze ważne. Tak samo jak Bóg zawsze był i jest Jedy¬nym Bogiem, absolutnie Jedynym prawdziwym Bogiem, tak też zawsze istnieli ludzie, którzy dzięki Jego łasce wierzyli, ufa¬jąc Jego Słowu, a których On miłował. Bóg to, czego dokony¬wał już w Starym Testamencie, czynił przez Ducha Świętego. Dzisiaj jest identycznie. Dalej, istnieją jeszcze moralne zasady rządów Boga, to znaczy jego postępowanie z ludźmi - stano¬wią one ważną część Starego Testamentu: te były i są zawsze takie same. Znamy na przykład życie starotestamentowych patriarchów i wierzących, jakie prowadzili oni przed obliczem Boga - i jest to dla nas ważnym pouczeniem, jak mamy za¬chowywać się w praktycznym życiu. Czytamy już w bodaj naj¬starszej księdze Świętej Biblii, w Księdze Joba, wypowiedź pełną pociechy, a ważną jeszcze dzisiaj, dotyczącą Bożego postępo¬wania wobec wierzących: „On nie odwraca swoich oczu od sprawiedliwego" (Joba 36,7). Już w Starym Testamencie Bóg dobrowolnie dał obietnice, na których zawsze opiera się wia¬ra: również Nowy Testament zawiera drogie obietnice, choć ich charakter może być inny.

Siedem wieków

Co się tyczy dróg Bożego postępowania wobec człowieka w różnych czasach, czyli na przestrzeni historii zbawienia, do¬strzegamy tu znaczne różnice. W Piśmie Świętym znajduje się łącznie siedem wieków Bożego zarządzania. Przez określe¬nie „wiek" mamy na myśli kolejno po sobie następujące okre¬sy historii zbawienia - różne pod względem sposobu postępo¬wania Boga względem człowieka. Każdy z tych wieków nosi inny charakter i wszystkie one gdy się kończą przemijają bezpowrotnie. Do tej pory minęło pięć z nich, teraz żyjemy w szóstym, a po nim nastąpi siódmy.

Wiek niewinności

Pierwszy z tych wieków to czas niewinności, kiedy pierwsza para ludzi radowała się ziemskim rajem Bożym, ogrodem Eden, nie mając świadomości dobra i zła. Możemy przyjąć, że okres ten nie trwał długo, bowiem wskutek wkroczenia grze¬chu nastąpił jego nagły koniec. Tak więc już pierwszy wiek Bóg musiał zakończyć sądem: „I wygnał człowieka, a na wschód od ogrodu Eden umieścił cheruby i płomienisty miecz wirujący, aby strzegły drogi do drzewa życia" (1 Mojżesza 3,24).

Wiek sumienia

Drugi wiek to wiek sumienia; trwał on od upadku Adama w grzech aż do Noego i obejmował według obliczeń Biblijnych czas około 1656 lat. Bóg nie podał wtedy jeszcze zarządzeń dotyczących współżycia ludzi między sobą ani nie uregulował ich stosunku do Niego Samego. Przez upadek w grzech jednak człowiek otrzymał w opatrzności Bożej sumienie, świadomość tego, co jest złe, a co dobre, jak to wyraża Bóg: „stał się taki jak My; zna dobro i zło" (1 Mojżesza. 3,22). Oprócz objawienia, które Bóg dał o Sobie Samym w stworzeniu oraz w Swoim po¬stępowaniu względem pierwszego człowieka, sumienie miało być na długi czas jedynym w swoim rodzaju wyznacznikiem czynienia lub też nie czynienia czegoś. Wiek ten zakończył się Bożym sądem: Bóg sprowadził na świat bezbożnych ludzi po¬top (1 Mojżesza 7,11-23; 2 Piotra 2,5).

Wiek rządów

Trzeci wiek, czas rządów charakteryzuje się tym, że Bóg dał człowiekowi - Noemu - miecz, władzę, aby utrzymywał na zie¬mi właściwe obyczaje i porządek, (1 Mojżesza 9,3-7). Okres ten rozciąga się od Noego do Abrahama i trwa około 452 lata. Aby położyć kres ludzkim gwałtom, Bóg ustanowił w pewnym sen¬sie rządy, które dotychczas sprawował wyłącznie On sam, a które teraz złożył w ręce ludzi, i nakazał: „Kto przelewa krew człowieka, tego krew przez człowieka będzie przelana, bo na obraz Boży uczynił człowieka” (1 Mojżesza 9,6). Na końcu tego wieku nastąpił sąd Boży: Bóg pomieszał jeden język, któ¬rego dotąd używali wszyscy ludzie (1 Mojżesza. 11,5-9).

Wiek obietnic

W czwartym wieku, w czasie od Abrahama do Mojżesza, znaj¬dujemy obietnicę daną przez Boga Abrahamowi, że Uczyni z niego wielki naród: „I będę błogosławił błogosławiącym to¬bie, a przeklinających cię przeklinać będę; i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi" (1 Mojżesza 12,3). Następnie Bóg obiecał Abrahamowi syna, którego ten otrzymał w wieku stu lat (Rzymian 4,19-21), a który był także obrazem Kogoś większego, Chrystusa Jezusa Pana. W świetle tych Bożych obietnic upłynꬳo od tego czasu 505 lat sądu, kiedy to lud izraelski uciskany był przez faraona w Egipcie (2 Mojżesza 1,8-16).

Wiek zakonu

Piąty wiek to wiek zakonu, obejmujący czas od Mojżesza do Chrystusa Pana. Jest to okres około 1420 lat. Wiek ten zajmuje w pouczeniach starotestamentowych najwięcej miejsca i ma nad¬zwyczajne znaczenie. Zakon, nadany ziemskiemu ludowi Bo¬żemu - Izraelowi, rozprzestrzeniał jasne światło co do myśli i istoty Boga. Zawiera też niezwykle trafne obrazy Pana Jezusa Chrystusa i Jego dzieła (chodzi tu zwłaszcza o Boże zarządzenia w kwe¬stii składania ofiar oraz o budowę namiotu zgromadzenia). W innej perspektywie było to zapewne jarzmo, jak mówił Piotr, „którego ani ojcowie nasi, ani my nie mogliśmy unieść" (Dzieje Ap. 15,10). Zakon był przewodnikiem {„wychowawcą") do Chrystusa (Galacjan 3,24); On sam urodził się jeszcze - co za łaska! - „pod zakonem" (Galacjan 4,4). Także na końcu tej epoki nastąpił sąd, który dotyczył narodu izraelskiego jako całości. Bóg poddał dziesięć pokoleń Izraela niewoli asyryjskiej (2 Królewska 17,1-6), a jakiś czas potem pozostałe dwa pokolenia - niewoli babilońskiej (2 Królewska 25,1-11). Jest to sąd, który trwa aż do dziś. Na koniec zaś sprowadził Bóg 70 lat po Chrystusie Panu sąd nad systemem żydowskim przez zburzenie Jerozolimy.

Wiek łaski

Obecny zaś czas jako szósty wiek, wiek, w którym żyjemy, jest czasem łaski. Rozpoczął się on od dnia Pięćdziesiątnicy (Dzieje Ap. 2), a zakończenie swoje znajdzie w chwili pochwycenia zgromadzenia (1 Tesaloniczan 4,15-17). Gdy patrzymy na historię zba¬wienia, wiek ten jest okresem najważniejszym najwznioślej¬szym w drogach Bożego postępowania względem człowieka. Jest to czas kościoła na ziemi; czas, w którym Bóg powołuje z tego świata grzeszników, by wprowadzić ich do cudownej swej światłości. Patrząc z perspektywy historycznej, również ten wiek, okres chrześcijaństwa, zakończony będzie najważniej¬szym sądem: Pan Jezus dokona osądu nominalnych chrześci¬jan, zsyłając na nich skuteczną moc błędu, „aby wierzyli kłamstwu, aby zostali osądzeni ci, którzy nie uwierzyli prawdzie" (2 Tesaloniczan 2,7-12).

Wiek tysiącletniego królestwa

Siódmym i ostatnim wiekiem będzie tysiącletnie królestwo, rozpoczynające się ukazaniem się Pana w mocy i chwale (Objawienie 11,15-18), a kończące się wielkim białym tronem (Objawienie 20,10-15), przed którym wszyscy umarli, którzy kiedyś, za życia na ziemi, nie przyjęli Chrystusa w wierze, zostaną osądzeni i wrzuceni do jeziora ognistego.

Doświadczanie człowieka

Zauważyliśmy zapewne podczas przeglądu tych siedmiu wie¬ków, że każdy z nich zakończył się sądem. Jak do tego do¬szło? Co jest powodem tak poważnego postępowania Boga? Czyżby Bóg miał upodobanie w sądzeniu? O nie, On nie jest skory do gniewu, lecz wielki w dobroci i miłosierdziu. Odpo¬wiedzi szukać raczej należy w tym, że Bóg w swoim postępo¬waniu z człowiekiem w różnych wiekach nakładał na niego zawsze pewną odpowiedzialność i poddawał go różnorodnym próbom, jeśli tak można powiedzieć. Chciał znaleźć u człowie¬ka coś dobrego, bo przecież On sam uczynił go jako stworzenie „bardzo dobre" (1 Mojżesza 1,31). Jaki był jednak wynik ta¬kiego doświadczania go?
Człowiek, który cieszył się najszczęśliwszymi warunkami, jakie panowały wówczas w raju, jeszcze w stanie niewinno¬ści otrzymał odpowiedzialność, by nie jeść z drzewa pozna¬nia dobra i zła (1 Mojżesza 2,16-17). Stał się jednak nieposłusz¬ny, nie zaufał Bogu, uwierzył natomiast wężowi i popadł w grzech (1 Mojżesza 3,6). W czasie gdy panowało jedynie sumie¬nie, a człowiek był odpowiedzialny, by „czynić dobrze" (1 Mojżesza 4,3-7), dokonane zostało pierwsze morderstwo: brat zabił brata. Bóg musiał patrzeć, jak wielka jest złość czło¬wieka na ziemi, a wszystkie myśli jego serca ustawicznie złe, przez cały dzień (1 Mojżesza 6,5).
Kiedy Bóg w okresie rządów człowieka powierzył Noemu miecz, i on zawiódł; Noe nie potrafił zapanować nawet nad samym sobą (1 Mojżesza 9,21). W tym również czasie doszło do tego, że ludzie w swej wyniosłości zbuntowali się przeciw Bogu i chcieli zbudować sobie miasto z wieżą, której szczyt miał się¬gać aż do nieba, i chcieli nadać sobie imię (1 Mojżesza 11,4).
Kiedy Bóg obrał sobie ziemski lud w Abrahamie, nadał mu przez Mojżesza zakon z odpowiedzialnością dla tego naro¬du, by pilnie słuchał jego głosu i zachowywał jego przymie¬rze (2 Mojżesza 19,5). Nadał Izraelitom szczególną pozycję, na której mieli oni zewnętrzne przywileje, i oddzielił ich od obrzydliwości pozostałych narodów poprzez różne instytu¬cje, zwyczaje, zarządzenia i służbę dla siebie. Oddzielił ich poprzez swój święty zakon, chociaż naród ten w większości był tak samo zły, jak i inne narody. Oddzielił ich w ten spo¬sób, że dla Żyda było grzechem mieć jakąkolwiek społecz¬ność z poganami. Przypomnijmy w tym miejscu, jak wiele tru¬du Pan sobie zadał, żeby przekonać Piotra, by poszedł do Cezarei do Korneliusza, pogańskiego setnika; i to również uczynił Pan w łasce (Dzieje Ap. 10).
Lud izraelski jednak złamał dopiero co zarządzony zakon, skaził się przed Bogiem, swoim Bogiem (2 Królewska 17,7-20). Od¬wrócił się od Boga, a zwrócił się do bałwanów, dowodząc tym samym przed światem, że choćby jakiś naród korzystał z naj¬wyższych nawet przywilejów i kierowała nim wielka Boska mądrość, wynikiem tego będzie jeszcze większa wrogość tych ludzi przeciwko Bogu.
Ukoronowaniem Bożych działań w doświadczaniu człowieka było zesłanie Przezeń na ten świat grzechu i śmierci swego umiłowanego Syna. W Ewangelii Marka 12,6 czytamy przeszywające słowa: „Miał jeszcze Jednego, Syna umiło¬wanego; posłał Go do nich na końcu". Pan Jezus Chrystus znalazł się wśród grzechu i śmierci, uosabiając doskonałość, miłość i dobroć Bożą. „Boga nikt nigdy nie widział, On, Jedyny Syn, który jest w łonie Ojca, objawił Go (Jana 1,18; gr.).
Przyjście Chrystusa wywiodło na światło okropną prawdę: człowiek jest nie tylko zepsuty i podąża za swój ą własną wolą, lecz jest wrogiem Boga i nienawidzi doskonałej Bożej dobro¬ci, objawionej w Nim - w tym człowieku z nieba. Jak wzrusza¬jące i poważne są słowa Pana: „Gdybym wśród nich nie pełnił uczynków, których nikt inny nie czynił, nie mieliby grzechu, lecz teraz i widzieli, i znienawidzili zarówno Mnie, jak i Ojca mego (Jana 15,24). Przez odrzucenie Pana Jezusa Chrystusa wyszła na jaw zupełna ruina człowieka, który otrzymał odpowiedzialność. Człowiek nie tylko że miłuje grzech, lecz również nienawi¬dzi Bożej miłości.
Czy wobec tego taki rozwój rzeczy zaskoczył Boga, czy było to dla Niego niespodzianką? Nie! Albowiem przez dzieło Pana Jezusa Chrystusa, Jego umiłowanego Syna, na krzyżu Golgoty, Bóg zo¬stał w doskonały sposób uwielbiony, także jeśli chodzi o kwe¬stię grzechu. Teraz ofiarowuje On człowiekowi swoją nieogra¬niczoną łaskę. Żydzi utracili wprawdzie na obecny czas swe uprzywilejowane miejsce, ponieważ ukrzyżowali Pana Jezusa - Chrystusa Bożego, swojego Mesjasza, i zostali wygnani z własnego kra¬ju oraz rozproszeni pomiędzy wszystkie narody ziemi. Choć jednak Bóg odstawił Izraela na bok, otworzył drogę narodom, by mogły one przejść z ciemności do jego cudownej światło¬ści. Przed blisko dwoma tysiącami lat zapoczątkował On wiek swojej łaski. W Bożych drogach postępowania wobec ziemi, krzyż i zmartwychwstanie Pana Jezusa Chrystusa stanowią prawdziwie punkt zwrotny Na podstawie dokonanego przez Chrystusa Pana dzieła przebłagania, Bóg nie szuka i nie żąda już od człowieka niczego, lecz daje wszystko Sam (Jana 3,16; 4,10).
Od czasu ofiary złożonej na krzyżu Golgoty Bóg nie poddaje już człowieka próbie, ponieważ szczytowy punkt Bożej miłości był jednocześnie punktem szczytowym ludzkiej złości. Człowiek nie może już bardziej wykazać, kim jest, ponad to, co pokazał przez ukrzy¬żowanie Pana Jezusa Chrystusa. Dlaczego by Bóg miał go jesz¬cze doświadczać czy próbować? Oczywiście, nie ulega wątpli¬wości, że człowiek jest odpowiedzialny także w obecnym czasie łaski - odpowiedzialny za swoje postępowanie. Jasne jest także, czy zgodnie z Bożym zamysłem będzie za to odpo¬wiadał, czy też nie. Chrześcijaństwo zepsuło się, podobnie jak przedtem judaizm (1 Tymoteusza 4,1-3), i Pan Jezus Chrystus wypluje ten sys¬tem ze swoich ust - system, który jedynie ma nazwę od Jego Imienia (Objawienie 3,16).
Wyszliśmy więc, jak widać, daleko naprzód w tych rozwa¬żaniach, dotyczących poddania człowieka próbom w tych roż¬nych wiekach. Chcemy teraz pozostawić linię odpowie¬dzialności człowieka, a skierować się ku temu, co Bóg czyni w obecnym czasie, gdy już udowodnił ruinę człowieka. Muszę jednak raz jeszcze omówić tu znaczenie krzyża w spojrzeniu na Boże drogi, które dotyczą ziemi.

Krzyż Chrystusowy w dwojakim znaczeniu

“Ale teraz wy, którzy niegdyś byliście dalecy, stali¬ście się w Chrystusie Jezusie bliscy przez krew Chry¬stusową. Albowiem On jest pokojem naszym, On sprawił, że z dwojga jedność powstała, i zburzył, w ciele Swoim stojącą pośrodku przegrodę z muru nieprzyjaźni. On zniósł zakon przykazań i przepisów, aby czyniąc pokój, stworzyć w Sobie Samym z dwóch JEDNEGO nowego człowieka i pojednać obydwóch z Bogiem w JEDNYM ciele przez krzyż, zniweczywszy na nim nieprzyjaźń" (Efezjan 2,13-16).

We fragmencie tym przedstawiony jest szczególny aspekt krzy¬ża Chrystusowego. Krzyż jako podstawę osobistego zbawie¬nia i pokoju duszy z Bogiem, ogólnie rzecz biorąc, rozumieją i doceniają lepiej czy gorzej wszyscy prawdziwi chrześcijanie - inaczej przecież nie byliby prawdziwymi chrześcijanami. Zrozumienie to może wprawdzie być niekiedy wątle, a docenienie krwi Chrystusa Pana słabe; zasadnicze wszak znaczenie dzie¬ła Chrystusowego dla osobistych potrzeb grzesznika przed Bogiem uznają wszyscy prawdziwi wierzący.
Na ogół jednak mało znana jest wartość, jaką krew Chrys¬tusa ma w myślach Bożych. Bóg zajmował się dotąd jedynie swoim ziemskim ludem izraelskim (Rzymian 9,4-5). Poganie zaś, w sensie zbiorowym, znajdowali się na zewnątrz tego, co czy¬nił Bóg. Nie byli oni brani pod uwagę, tak jakby dla Boga nie istnieli. Było to posunięte do tego stopnia, że Pan Jezus Chrystus za czasu swego życia na ziemi przekazał swym uczniom, aby nie szli na drogi pogan (Mateusza 10,5). On sam posłany był tylko do owiec z domu Izraela (Mateusza 15,24), i tam też wysłał uczniów. Przyczyną tego nie był brak miłości ani niedocenianie wiary, jaką znalazł On chociażby u pogańskiego setnika (Mateusza 8,10), ale to, że istniał jeszcze zakon, który w powyższym fragmen¬cie nazwany jest “przegrodą z muru nieprzyjaźni".
Bóg zwraca się do wierzących spośród pogan w Liście do Efezjan 2. Jaki obraz, ich dotyczący, przedstawia w wierszach 12 i 13? Byli oni przecież niegdyś bez Chrystusa, obcy prawom izraelskim, obcy przymierzom zawierającym obietnice, bez nadziei i bez Boga na świecie.
Jest to wyłącznie Boża łaska, że tak oni, jak i my, będąc “da¬lekimi", staliśmy się teraz przez krew Chrystusową bliscy. Nie tylko jednak tych dalekich Bóg przywiódł do bliskości, dzięki czemu mają przez Ducha przystęp do niego, lecz widzimy też, że Pan Jezus Chrystus - na podstawie Swego krzyża - stwarza coś zu¬pełnie nowego (w. 15). Tworzy On teraz z Żydów i pogan niebiański lud, stwarza z tych dawniej wrogo względem siebie nastawionych ludzi jednego, nowego człowieka. Zwróćmy jed¬nak uwagę: wierzący spomiędzy narodów nie zostają podnie¬sieni do wysokości przywilejów Izraela, to znaczy nie są uczy¬nieni Żydami. Choć i to byłoby już bardzo wiele, gdyby nas, którzyśmy nie mieli żydowskich obietnic, żadnych ojców i żad¬nej nadziei, przywiódł Bóg do przywilejów ludu izraelskiego. Tymczasem Chrystus stwarza coś daleko wznioślejszego: za¬równo z Żydów, jak i z pogan, czyli z narodów, czyni jednego nowego człowieka, gdzie nie ma Żyda ani Greka (Galacjan 3,28); czyni nowego człowieka, który tu, na ziemi, jest manifestacją, odzwierciedleniem istotnych cech jego własnego charakteru.
Usunął On zakon przykazań i postanowień, stanowiący re¬gułę życia, dzięki czemu tak Żydzi, jak i poganie, którzy byli względem siebie dotychczas wrogo usposobieni, teraz zostali pojednani w jednym ciele z Bogiem przez krzyż. Krzyż usunął całkowicie wrogość między wierzącymi spośród Żydów i z narodów oraz wrogość, jaka istniała pomiędzy nimi a Bogiem. Wrogość ta została usunięta przez krzyż do tego stopnia, że obecnie wierzący zarówno z Żydów, jak i z narodów stanowią jedno ciało, jeden żywy organizm. Pochwalony niech będzie Pan Jezus Chrystus, pochwalony niech będzie Bóg i Ojciec nasz za to cudowne dzieło! Teraz już nie ma Żydów i pogan (chodzi o wierzących czasu łaski), lecz jedynie Zgromadzenie Boże (1 Koryntian 10,32). Zgromadzenie to jest niebiańskim organizmem, połączonym z uwielbioną Głową, Chrystusem w niebie. Jest ono Jego ciałem (Efezjan 1.23).
O tej wspaniałej prawdzie usłyszymy jeszcze więcej w dalszej części naszych rozważań, mogę więc teraz ograniczyć się do wzmian¬ki, że Bóg przedstawia nas, zgromadzenie, w Nowym Testa¬mencie pod czterema obrazami - jako ciało Chrystusa, jako dom Boży, jako świecznik i wreszcie na koniec jako Oblubie¬nicę Chrystusa. To stanowi zawartość dalszych naszych rozważań.

Tajemnica

Kiedy w Nowym Testamencie mowa jest o “tajemnicy", nie zna¬czy to, że chodzi tu o coś tajemniczego lub trudnego do zrozu¬mienia. Myśl dotyczy tu raczej prawdy, która w Starym Testa¬mencie nie była jeszcze objawiona. Prawdy, która mogła zostać oznajmiona jedynie przez Boże objawienie, która następnie - zostawszy już objawioną - mogła być wykonana, i którą wresz¬cie ludzie mogą pojąć tylko wiarą. Wierzącym darowany jest przywilej poznania tych “tajemnic" Nowego Testamentu i ich zrozumienia. Dlatego że nie są już tajemnicami ukrytymi, lecz objawio¬nymi. “Wam dane jest" - mówi Pan Jezus Chrystus swoim uczniom w Ewangelii Mateusza 13 – „znać tajemnice królestwa niebios, ale tym (to znaczy niewierzącym) nie jest to dane" (w. 11). Przepowiednie Starego Testamentu zawierają wiele drogocennych rzeczy, nie są one jednak nazwane tajemnicami. Zapewne będzie nam po¬mocne, jeśli wymienimy w tym miejscu najważniejsze tajemni¬ce, objawione w Nowym Testamencie:
1. Tajemnica prawdziwej pobożności (1 Tymoteusza 3,16). „Bóg objawił się w ciele”
2. Tajemnica wiary (1 Tymoteusza 3,9).
3. Tajemnica jedności Jezusa Chrystusa Pana i Jego zgromadzenia (Efezjan 5,32).
4. Chrystusowa tajemnica jedności wierzących Żydów i pogan (Efezjan 3,4-6).
5. Tajemnica przemienienia wierzących przy przyjściu Pana Jezusa Chrystusa po Swoich (1 Koryntian 15,51).
6. Tajemnica przywrócenia Izraela do Pana (Rzymian 11,25).
7. Tajemnica ewangelii (Efezjan 6,19).
8. Tajemnica królestwa Bożego (Marka 4,11; Mateusza 13,11; Łukasza 8,10).
9. Tajemnica siedmiu gwiazd i złotych świeczników (Objawienie 1,20).
10. Tajemnica nieprawości (2 Tesaloniczan 2,7).
11. Tajemnica Babilonu, wszetecznicy (Objawienie 17,5).
12. Tajemnica włączenia wszystkiego pod jedną Głowę, Chrystusa (Efezjan 1,9-10).

Prawda o Chrystusie i zgromadzeniu jest zatem tajemnicą:
Boży zamiar dotyczący Pana Jezusa Chrystusa i zgromadzenia nie był ob¬jawiony w Starym Testamencie. Bóg skrywał go przed wszyst¬kimi czasami w swoim sercu, lecz był on tam ukryty jako tajemnica (Efezjan 3,5-9; Rzymian 16,25-26; Kolosan 1,26). Ta “tajemnica Chrystusowa" nie została oznajmiona innym pokoleniom ludzkim, to znaczy ludziom poprzednich czasów, o czym mówi apostoł Paweł w Efezjan 3,5, gdzie dodaje “a teraz objawiona jego świętym apostołom i prorokom w duchu" (gr.). Kolejność ta: “apostołom i prorokom" uwidacznia, że nie chodzi tutaj o proroków starotestamentowych, lecz o apo¬stołów i proroków Nowego Testamentu, których nauka - za¬warta dzisiaj w Piśmie Świętym - stanowi podstawę zgromadzenia, “którego kamieniem węgielnym jest sam Jezus Chrystus" (Efezjan 2,20). Trzeba także wziąć pod uwagę, że apostoł w przeciwieństwie do tego, co było przedtem oznaj¬mione, mówi tu o tym, co zostało objawione “teraz". Rzecz tę czyni jeszcze wyraźniejszą fakt, iż objawienie “zarządzania tą tajemnicą" powierzone zostało wyłącznie Pawłowi: tylko w jego listach znajdujemy rozwinięcie ukrytych dotąd myśli Bożego serca.
Nie powinniśmy więc szukać prawdy o zgromadzeniu Bo¬żym w Starym Testamencie. Jeśliby jednak ktoś to czynił, bę¬dzie to wtenczas prowadzić do całkiem błędnych wniosków i nigdy osoba taka nie zrozumie prawdziwej istoty zgroma¬dzenia. Żaden z mężów wiary Starego Testamentu - ani Abra¬ham, ani Mojżesz, ani Dawid, ani Izajasz - nie wiedzieli ni¬czego o zgromadzeniu Boga Żywego, dlatego też żaden z nich nic o nim nie mówił, nawet obrazowo. Niestety, wiele dzieci Bożych tego nie rozumie. Zadają sobie trud doszukiwania się w Starym Testamencie tego, co uważają za kościół; postępu¬jąc tak jednak, błądzą i wciąż mieszają nowotestamentowe prawdy z prawdą Starego Testamentu, wiek chrześcijański z żydowskim. Nie mają wskutek tego należytego wglądu w my¬śli Boże i prędzej czy później popadają w zbłądzenie. Przy¬kładem takiego błędu jest mniemanie, jakoby drzewo oliwne w Liście do Rzymian 11 rozdział miało być obrazem prawdziwego ko¬ścioła, a dzieci Boże mogły zostać “odcięte", czyli tym samym pójść na zatracenie. Z tego powodu zrozumienie tego, iż ist¬nieją różne wieki, jest nadzwyczaj istotne. Oczywiście, całkiem inną rzeczą jest to, że dzisiaj spoglądając wstecz na Stary Tes¬tament, znajdujemy tam wzory, czyli obrazy i cienie dotyczą¬ce rzeczywistości zgromadzenia {kościoła} - kiedy na przykład pomy¬ślimy o żonie Józefa, Mojżesza, o namiocie zgromadzenia czy o garstce za czasów Ezdrasza i Nehemiasza.
Nawet kiedy Pan Jezus Chrystus był na tej ziemi, Zgromadzenie Boże {kościół} jeszcze nie istniało. Pierwsza wzmianka o zgromadzeniu znajduje się w Mateusza 16,18. Wiersz ten pokazuje budowanie zgromadzenia jako czegoś przyszłego. Pan Jezus Chrystus mówi: “Na tej skale zbuduję Zgromadzenie Moje". Dał On Szymonowi nowe imię - Petros = ka¬myk - i wskazał, że to na Osobie, o której mówił Piotr, na tej Skale (greckie petra) zbuduje On swoje zgromadzenie. Druga i zarazem ostatnia wzmianka w Ewangeliach znajduje się w Mateusza 18,17. Również to miejsce jednak mówi otwarcie o czymś przyszłym; Pan Jezus Chrystus bowiem był jeszcze na ziemi, tak więc rzeczy i problemy między braćmi mogły być przedstawiane Jemu.

Niezwykle ważny dzień narodzin

Drugi rozdział Dziejów Apostolskich opisuje nam ważne “naro¬dziny" zgromadzenia Bożego. Widzimy tam rzesze wiernych, wierzących jeszcze z czasów Pana, którzy osobiście z nim chodzili. Stali się oni niejako rdzeniem zgromadzenia w dniu jego założenia. Zostali połączeni, jak tylko można najściślej, z uwiel¬bionym Zbawicielem w niebie. Odtąd poruszali się już nie jako pojedyncze osoby, lecz jako zbiorowy organizm, jako ciało Chry¬stusa; z osobna zaś byli członkami jedni drugich. Cu¬downą jedność i jednomyślność w ich praktycznym postępowa¬niu, a sprawił zamieszkujący w nich Duch Święty. Czytamy w rozdziale 2 Dziejów Apostolskich (wiersze 42-44):

“I trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w ła¬maniu chleba i w modlitwach. A dusze wszystkich ogarnięte były bojaźnią, albowiem za sprawą apo¬stołów działo się wiele cudów i znaków. Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne".
A w rozdziale 4,32-33 słyszymy znaczące słowa:
“A u tych wszystkich wierzących było jedno serce i jedna dusza i nikt nie nazywał swoim tego, co po¬siadał, ale wszystko mieli wspólne. Apostołowie zaś składali z wielką mocą świadectwo o zmartwychw¬staniu Pana Jezusa, a wielka łaska spoczywała na nich wszystkich".
Oto więc Zgromadzenie Boże: żywa zbiorowość, składająca się z prawdziwych wierzących, ochrzczona w jedno ciało przez Świętego Ducha Bożego, złączona z Panem Jezusem Chrystusem jako Głową tego ciała w górze i połączona między sobą. Kościół według Pisma Świętego nie jest zatem żadnym materialnym budynkiem; Bóg bowiem nie mieszka w świątyniach zbudowanych rękami (Dzieje 17,24). Jest on natomiast żywym organizmem, duchowym domem, składającym się z żywych kamieni (1 Piotra 2,5). Tym właśnie zajmiemy się nieco bliżej.
Kiedy Pan Jezus Chrystus został ochrzczony Duchem Świętym (zau¬ważmy, że był On jedynym człowiekiem, który otrzymał Du¬cha Świętego, zanim zostało dokonane dzieło odkupienia, ponieważ był Świętym Bożym i nie potrzebował wykupienia), Duch Święty zstąpił na Niego w postaci podobnej do gołębicy (Mateusza 3,16). Tu natomiast, gdy wierzący otrzymali chrzest Duchem Świę¬tym, ukazał się On w postaci rozdzielonych języków, jakby z ognia, i spoczął na każdym z nich. I wszyscy zostali napełnie¬ni Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, jak im Duch Święty pozwalał mówić. Te rozdzielone języki jakby z ognia mówią o Bożym świadectwie w mocy. Świadectwo to nie miało jednak ograniczać się tylko do Żydów; również poganie mieli usłyszeć o wielkich dziełach Bożych (Dzieje 2,11). Wi¬dzimy tu, jak Duch Święty usunął na pewien czas przeszkody językowe, które Bóg wprowadził od czasu wieży Babel w celu przytłumienia ludzkiej wyniosłości. Mówienie językami było znakiem tego, że ewangelia łaski Bożej powinna teraz dotrzeć i do tych, którzy są daleko.
Oto więc “narodziny" zgromadzenia. Od dnia Pięćdzie¬siątnicy Bóg, Duch Święty jako Osoba jest na ziemi, a Dzie¬je Apostolskie pokazują jego działanie w zgromadzeniu, którym On ma kierować. Używał też On różnorakich na¬rzędzi, a my śledząc te nadzwyczajne dzieje zgromadzenia, odkryjemy, że wszędzie, gdzie tylko Duch Święty działał, prowadził do jedności i tworzył jedno zgromadzenie. Wi¬doczna była moc, nie ludzka, lecz Boża. Zgromadzenie było miejscem rozwoju tej mocy. Zaraz na początku Dziejów Apostolskich, w 4 rozdziale, znajdujemy pierwsze godziny modlitewne zgromadzenia.
“A teraz Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól słu¬gom twoim, aby głosili z całą odwagą Słowo Twoje, gdy Ty wyciągasz rękę, aby uzdrawiać i aby się działy znaki i cuda przez Imię Świętego Syna Twe¬go, Jezusa. A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zosta¬li wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odwagą Sło¬wo Bose" (4,29-31).
Co to była za scena! Jedno zgromadzenie, jedno serce, jedno postanowienie: uwielbić Pana Jezusa Chrystusa! Duch Święty był obecny i czynny, i to bez przeszkód. Oczywiście, że wzdychamy, porów¬nując obecny stan chrześcijaństwa z tamtymi, tak szczęśli¬wymi na początku, dniami!

Obecność Ducha Świętego

Tak aktywna była obecność Ducha Świętego na tej ziemi, że Piotr mógł powiedzieć do Ananiasza i Safiry: “Dlaczego okła¬maliście Ducha Świętego?" W rozdziale 10, wierszu 19 czytamy, że Duch rzekł do Piotra: “Oto szukają cię trzej mężowie". A po nawróceniu pogan i wylaniu daru Ducha Świętego rów¬nież i na nich, Piotr mówi w 11 rozdziale, w wierszu 12: “I po¬wiedział mi Duch, abym z nimi poszedł bez wahania". W 13 rozdziale Duch Święty zajmuje to samo kierownicze miejsce. W zgromadzeniu odprawiali służbę Pańską i pościli uczniowie, i wtedy rzekł Duch Święty: Odłączcie Mi Barnabę i Saula do tego dzieła, do któ¬rego ich powołałem". Dalej w wierszu 4 czytamy: “A oni, wy¬słani przez Ducha Świętego, udali się...". Kiedy zaś powstał niezwykle poważny problem, który miał być rozstrzygnięty przez Zgromadzenie w Jerozolimie, wtenczas znowu uwidacz¬nia się obecność Ducha Świętego: “Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, by nie nakładać na was żadnego innego ciꬿaru oprócz następujących rzeczy niezbędnych..." (Dzieje 15,28). Apostołowie byli w swej służbie prowadzeni przez Boską Osobę: “I przeszli przez frygijską i galacką krainę, po¬nieważ Duch Święty przeszkodził im w głoszeniu Słowa Bo¬żego w Azji ... chcieli pójść do Bitynii, lecz Duch Jezusa nie pozwolił im" (Dzieje 16,6-7).
Możemy więc zobaczyć, że przez całe Dzieje Apostolskie Zgromadzenie znajdowało się pod suwerennym kierownic¬twem Ducha Świętego. Również w tej dziedzinie jednak spo¬tyka nas w Dziejach Apostolskich w rozdziale 20 zawód. Raz nawet sam Paweł nie usłu¬chał głosu Ducha (Dzieje 21,4-5), mimo że kierował się nadzwyczaj szlachetnymi pobudkami - miłością do swych braci według ciała, Izraelitów (Rzymian 9,1-3). Chociaż człowiek zawodzi, to jednak nie zmieni prawdy Bożej. Uwielbiony Pan Jezus Chrystus jest w niebie; Duch Święty został zesłany na ziemię i mieszka w zgro¬madzeniu. Jakże całkowicie chrześcijaństwo zawiodło w uzna¬waniu Bożej obecności i urzeczywistnianiu obecności Ducha Świętego, nie dając się Jemu kierować!
Przypomnijmy sobie raz jeszcze to, że ekklesia znaczy “zgromadzenie" i jest zastępem “wywołanych" z tego świata. Jakub mówi w Dziejach Apostolskich 15,13-14: “Mężowie bracia, posłuchajcie mnie! Szymon opowiedział, jak to Bóg pierw¬szy zatroszczył się o to, aby spomiędzy pogan wybrać lud dla imienia swego". Oto więc zgromadzenie: lud wzięty spośród narodów przez niezależną od nikogo działalność Ducha Bo¬żego, lud dla Jego imienia. Gdyby tylko kościół {zgromadzenie} zważał na to i zachowywał swój niebiański charakter! Czy wobec tego ci, którzy zgromadzili się w górnej sali, w oddzieleniu od religij¬nego świata, który ukrzyżował ich Zbawiciela, jednomyśl¬nie zgromadzeni na modlitwie - czy nie są oni symbolem Bo¬skiego stanowiska, jakie i my dzisiaj nadal powinniśmy zajmować?

A Pan przydawał

W tamtych dniach wczesny kościół cechowały siła i świętość, czytamy bowiem w Dziejach 5,13: “Z postronnych jednak nikt nie ośmielał się do nich przyłączyć; ale lud miał ich w wielkim poważaniu". Niewierzący odczuwali, że nie mają tego, co ci nowonarodzeni: Ducha Świętego. Ci zaś, którzy naprawdę zostali zbawieni, byli “przyłączani do Pana" - nie do ludzi ani do jakichkolwiek organizacji kościelnych. Nie można się samemu przyłączyć do prawdziwego ko¬ścioła. Nie czytamy też, żeby ludzie “przyłączali się" do ta¬kiej czy innej społeczności, czy nawet do kościoła Bożego; słyszymy raczej w Dziejach Apostolskich 2,47 takie znamie¬nite słowa:
“Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni".
Jaka to pociecha w naszych dniach upadku i nieporządku, że każdy prawdziwie nawrócony należy do “zgromadzenia pier¬worodnych" (Hebrajczyków 12,23). Oto jedyny kościół, do którego zgodnie z Pismem Świętym można należeć. Jest to jedyna przyna¬leżność, jaką zna Pismo Święte: być członkiem ciała Chrystu¬sowego.
Zgromadzenie jest Bożym zgromadzeniem; jest ono własno¬ścią Boga i jedynie On ma do niego wszelkie prawa. To On bo¬wiem nabył je Swoją Własną krwią (Dzieje 20,28). Nie otrzymamy pełnego światła co do tego, czym jest Zgromadzenie Boże w oczach Boga, dopóki nie rozpoznamy, że to On Stworzył je ku Swemu uwielbieniu oraz ku wieczne¬mu uwielbieniu Pana Jezusa Chrytusa: “Temu niech będzie chwała w Zgromadzeniu w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokole¬nia na wieki wieków" (Efezjan 3,21).

Boży zamiar obecnie

Bóg realizuje swoje cele wobec zgromadzenia nie tylko w od¬niesieniu do wieczności, ale także w obecnym czasie. Wyja¬śnia nam to słowo “teraz" w Liście do Efezjan 3,10:
“...aby teraz panowaniem i władzom w okręgach niebiańskich została przez Zgromadzenie oznajmio¬na różnorodna mądrość Boga ".
Zgromadzenie jest równocześnie najbardziej interesującą księgą, udzielającą lekcji aniołom. Bożym zamiarem i powo¬łaniem względem zgromadzenia jest, by aniołowie niebiańscy mogli przez nie poznać różnorodną mądrość Boga. Mądrości takiej nie mogą się nauczyć nigdzie indziej, jak tylko w zgro¬madzeniu. Aniołowie oglądali pierwsze stworzenie, oni też wykrzykiwali przy jego powstaniu (Joba 38,7). Oglądali drogi Bożego postępowania wobec człowieka i wobec Izraela; w tym wszystkim mieli możność stwierdzenia Bożej wspaniałości, ale też zarazem głębokie cienie tego, jak bardzo człowiek zawiódł.
Teraz jednak Bóg zapragnął tych naturalnych mieszkańców niebios uczyć całkiem innej mądrości: jego własny, Jedyny, Wieczny Boży Syn, Słowo, stał się ciałem, zszedł do najniższego miejsca i tam, na ziemi, na której Bóg został najbardziej znieważony, uwiel¬bił Boga. W rezultacie Swego zmartwychwstania i uwielbie¬nia go po prawicy Bożej, nie miał już jednak (jako człowiek) pozostawać dłużej Sam, lecz jako Głowa w niebie miał otrzy¬mać na ziemi ludzi, którzy będą z nim nierozerwalnie połącze¬ni, którzy będą jego współdziedzicami i współuczestnikami Jego obietnicy w Chrystusie (Efezjan 3,6). Co za cudowne błogosławieństwo! Któż zdoła w pełni je zgłębić?
Czy jesteśmy w stanie pojąć, że Bóg spojrzał poniekąd po¬nad otaczających go aniołów i zajmuje się takimi istotami, jak my? On widzi nas, najdroższy przedmiot swojego upodobania. Dał nam Chrystusa jako nasze życie, zesłał na nas Ducha Świętego, aby w nas mieszkał - w nas jako świątyni - i aby nas połączył z Nim, z Głową w niebie, jeszcze w czasie, kiedy jesteśmy tu na ziemi. Co za powołanie! Rzeczywiście, jeśli któ¬ryś z aniołów pragnie wiedzieć, czym jest mądrość, czym jest miłość, czym jest łaska, wtedy musi spojrzeć na nas, umiło¬wanych, na zgromadzenie. Ponieważ tylko Zgromadzenie Boże posiada w postanowieniach Boga tak wzniosłą pozycję, jedy¬nie ono odkryć może doskonałą chwałę Jego mądrości. Widzi¬my, że stworzenie było w tym sensie koniecznym wstępem albo inaczej przygotowaniem do tego nowego, niebiańskiego stwo¬rzenia. On, Który stworzył wszystkie rzeczy, miał w swoich myślach zgromadzenie, zanim jeszcze to dzieło rozpoczął. Teraz zaś owe niebiańskie moce mają poznawać w jego no¬wym stworzeniu o wiele bardziej różnorodną mądrość Bożą. Nigdy bowiem nie przyszło im na myśl, żeby ich Stwórca (Kolosan 1,16) Stał się mniejszy od nich (Hebrajczyków 2,7); by tam, pomiędzy ludźmi, znalazł stosownych uczestników swojej radości. Te¬raz, w powołaniu zgromadzenia do społeczności z Synem Bo¬żym (1 Koryntian 1,9) mają dowód nowej, przewyższającej wszyst¬ko mądrości ich Stwórcy.
W jaką głębię tajemnic pragną wglądać aniołowie, kiedy widzą, że Ten, który ich utrzymuje przez Słowo Swojej mocy, ma radość w tym, aby potwierdzać swoją całkowitą jedność z tymi, któ¬rzy niegdyś byli z natury całkiem obcymi i wrogami Bożymi, a teraz przez krew Chrystusa Jezusa Pana stali się tak bliskimi!
Tak jak Jahweh posługiwał się kiedyś swym własnym ludem izraelskim, by oznajmiać ludziom świętość swoich dróg, tak obecnie Bóg używa zgromadzenia, które cudownie połączył z Chrystusem Panem i któremu dał już teraz miejsce w Nim w niebio¬sach (Efezjan 2,6), aby tym, którzy są w niebie, oznajmić dosko¬nałą drogę jedynie mądrego Boga. Zwróćmy uwagę: tym, któ¬rzy są w niebie! Ten świat nie uczy się niczego przez prawdziwy kościół, gdyż nie jest w stanie stwierdzić rzeczy duchowych ani ich zrozumieć. To aniołowie pragną mieć wgląd w rzeczy Chrystusowe (1 Piotra 1,12), i przez Zgromadzenie właśnie jest im to oznajmiane. Zapewne, jeśli jest jeszcze coś więcej, co może wzbudzać ich podziw, a co dotyczy wcielenia Chrystusa Jezusa Pana i Jego wspaniałych następstw, których potwierdze¬niem jest Osoba wywyższonego Chrystusa Pana, to musi to być fakt, że Bóg wybrał sobie tak słabych i niegodnych, aby uczynić ich pomnikami swojej miłości (Efezjan 2,7).
Załączniki
Christian Briem MS Tam Jestem Posrod Nich.rar
calosc pdf
(1.63 MiB) Pobrany 526 razy
Ostatnio zmieniony 20 lip 2009, 17:23 przez chrześcijanin, łącznie zmieniany 3 razy.


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony
Obrazek
cms|skr328|PL50950Wroclaw68
Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 18:51

Różnice między judaizmem a chrześcijaństwem

Niebiańskiego powołania zgromadzenia niestety nie zacho¬wano w sercu. Dlatego już bardzo wcześnie w historii kościo¬ła chrześcijańskiego wcisnęło się, tak do jego nauki, jak i do praktyk, mnóstwo elementów żydowskich. Już sam Paweł czuł się przynaglony, aby występować przeciwko judaizującym na¬ukom. Ponieważ dzisiaj nieznajomość kolejnych wieków oraz mieszanie zakonu i łaski przeniknęły już prawie całe chrze¬ścijaństwo, przynosząc ze sobą rujnujące skutki tak dla po¬koju jednostki, jak i dla świadectwa całości, chciałbym raz jeszcze wskazać podstawowe różnice pomiędzy judaizmem a chrześcijaństwem, między Izraelem a zgroma¬dzeniem.

Izrael był ziemskim ludem Bożym, narodem na ziemi, po¬siadającym ziemskie błogosławieństwa i nadzieje. Egzystencja i ciągłe trwanie tego narodu przy własnej tożsamości opiera¬ły się na obietnicach Bożych danych Abrahamowi, a lud ten był wybrany od założenia świata. Istniała tam szczególna kla¬sa kapłańska oraz materialna świątynia, do której wchodzić mogli jedynie kapłani; lud zaś znajdował się na zewnątrz. Ten, kto oddawał cześć, przynosił zwierzę ofiarne, jego samego jed¬nak od obecności Bożej oddzielała zasłona. Cały ów system oddawania chwały i służby Bogu miał naturę zewnętrzną. Żeby w tym uczestniczyć, wystarczało urodzić się jako czło¬nek tego narodu. Dlatego Zgromadzenie izraelskie składało się z wierzących i niewierzących; było to Zgromadzenie mie¬szane, w którym tylko nieliczni mieli prawdziwą wiarę, masy natomiast były niewierzące. Tym zaś, co trzymało Zgromadzenie razem, była więź narodowa: należeli oni do narodu izrael¬skiego, mieli swoje narodowe nadzieje, związane z tą ziemią, a zewnętrzną tego oznaką była dla nich obrzezka. Naród ten miał obowiązek wypełniania zakonu Mojżeszowego, i na tej podstawie przyjął ich Bóg. Na podstawie dzieła Chrystusa Jezusa Pana ten lud - albo lepiej powiedziawszy, pewna garstka z tego ludu - ma przyszłość. Przyszłość ta jednak będzie miała miejsce tu, na ziemi i ograniczona będzie do okresu tysiącletniego króle¬stwa i panowania Jezusa Chrystusa Pana.

Zgromadzenie Boże albo inaczej prawdziwe chrześci¬jaństwo stoi w zupełnym przeciwieństwie względem wszyst¬kich wymienionych tu cech, znamionujących lud izraelski, za¬równo w przyszłości, jak i w przeszłych dniach. Wierzący, którzy stanowią zgromadzenie, wybrani są przed założeniem świata (Efezjan 1,4). Samo Zgromadzenie ma swoją wiecznie ważną podstawę w dokonanym przez Chrystusa dziele. Utwo¬rzone zostało przez przyjście Ducha Świętego (które było na¬stępstwem śmierci Pana Jezusa Chrystusa, jego zmartwychwstania i wnie¬bowstąpienia), przy czym pojedyncze członki jego ciała połączone zostały między sobą oraz z uwielbioną Głową w jed¬no jako jedno ciało.
Powołanie organicznej jedności prawdziwych wierzących, tak z Żydów, jak i z narodów, jest tak samo niebiańskie, jak ich nadzieja i ich błogosławieństwa. Dla nich rozdarta zosta¬ła zasłona: w wierze mają przystęp do niebiańskiej świątyni Boga (Hebrajczyków 10,19-22). Więcej nawet: wszyscy prawdziwie wie¬rzący sami stanowią dom duchowy, świątynię Bożą (Efezjan 2,19-22). Przy tym wszyscy bez wyjątku są kapłanami i przynoszą duchowe ofiary (1 Piotra 2,4-5), tzn. wszyscy mają przywilej i zdolność w Chrystusie Jezusie Panu, aby wielbić Boga w duchu i w prawdzie (Jana 4,23-24). Nie są pod zakonem, lecz pod łaską (Rzymian 6,14). Zakon zaś nie jest dla nich ani środkiem do zbawienia, ani ich “regułą życia", ani też wyznacznikiem ich praktycznego postępowania. Umarli oni z Chrystusem dla zakonu (Galacjan 2,19-20), aby chodzić teraz w nowości życia (Rzymian 6,4) i w mocy Ducha. Miarą tego zaś jest sam Chry¬stus Jezus ich Pan. Nie mają nadziei na narodowe wyniesienie się i odrodze¬nie (jakiego doświadczy Izrael - Ezechiela 36 i 37), lecz już teraz są nowonarodzeni (Jana 3,3-8) i oczekują powtórnego przyj¬ścia Pana Jezusa Chrystusa (1 Tesaloniczan 4,15-18), Który ich z tego świata wpro¬wadzi do chwały Bożej, do domu swego Ojca (Jana 14,2-3). Tam, na miejscu najwyższej szczęśliwości, gdzie Ojciec i Syn mieszkają od wieczności, będą mieszkać nie tylko przez ty¬siąc lat, ale przez całą wieczność.

Wywyższone, wysławione niech będzie imię Boga, Ojca i imię jego Syna, naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, za taką łaskę.

Drzewo oliwne

Wydaje się, że będzie korzystne i na miejscu, jeśli w tym roz¬dziale, dotyczącym wieków, poruszę jeszcze jedno zagadnienie, które apostoł Paweł szeroko przedstawia w 11 rozdziale Listu do Rzymian, mianowicie przyszłość Izraela. Zajmuje się on tam kwestią, co do której nawet sami chrześcijanie mają różne kon¬cepcje: czy Izrael ma przyszłość?
Rozdziały 9-11 stanowią poświęconą wie¬kom część tego Listu. Paweł objaśnia w nich drogi Bożego postępowania wobec Izraela i narodów, a w jedenastym prze¬chodzi do szlachetnego drzewa oliwnego, do którego zostały wszczepione gałązki z dzikiego drzewa oliwnego. Jakie znaczenie ma to obrazowe przedstawienie? O czym mówi szla¬chetne drzewo oliwne, a o czym dzikie? Czy to szlachetne drzewko jest symbolem zgromadzenia, kościoła Bożego? Czy kościół przy tym wszystkim nie jest jednak dalszym ciągiem Izraela, choć może posiadającym lepsze przymioty? Czy wie¬rzący może być w końcu “odcięty" i iść na zgubę? Wobec ta¬kich pytań jasne jest, że niewłaściwe zrozumienie znaczenia drzewa oliwnego może mieć zgubne następstwa. Dlatego chciałbym się nieco zatrzymać przy tym, tak ważnym, rozdzia¬le jedenastym Listu do Rzymian i spróbować udzielić na po¬stawione pytania jasnych, zgodnych z Pismem Świętym odpowiedzi. Pomoże to czytelnikowi zrozumieć, czy Izrael nie ma już żad¬nej nadziei. W rozdziale dziewiątym apostoł szkicuje przyszłe dzieje Izraela, w dziesiątym zaś obecną sytuację tego ludu. Znajduje się on w stanie niewierności i niewiary. Naród ten potknął się o kamień obrazy i skałę zgorszenia - o Pana Jezusa Chrystusa - ponieważ Go odrzucił (9,33). Bóg odsunął swoją rękę wycią¬gniętą w dobroci względem tego nieposłusznego, sprzeciwia¬jącego Mu się ludu, aby skierować się do tych, którzy o Niego nie pytali - do narodów (Rzymian 10,20-21). Izrael jako naród został w całości odstawiony na bok i znalazł się pod Bożym sądem. Rozważaliśmy już to, patrząc na dzieje zbawienia. Bóg zwraca się dziś do wszystkich ludów ziemi, bez różnicy. Izra¬el utracił swoją szczególną pozycję na ziemi. Stracił swoje miejsce świadka Bożego i przedmiot obietnic Bożych na zie¬mi. Izraelici sami uczynili się w najwyższym stopniu winny¬mi, ponieważ ukrzyżowali posłanego im od Boga Mesjasza i wołali: “Krew Jego na nas i na dzieci nasze!" (Mateusza 27,25).

Czyżby naród ten nie miał już żadnej nadziei?

Tym pytaniem, jak to już zaznaczyliśmy, zajmuje się jedenasty rozdział Listu do Rzymian. Z powodu tego, co ten naród uczy¬nił, nie ma on już faktycznie żadnych praw. Utracił wszelkie obietnice, które były obietnicami uwarunkowanymi. A jednak: ponieważ dary łaski i powołanie Boże są nieodwołalne (w. 29) ponieważ Bóg powołał ten naród do pewnego celu (uwielbienie Pana Jezusa Chrystusa na ziemi i błogosławieństwa ziemi), a zamiary jego łaski nie mogą być pokrzyżowane, przeto Izrael ma jeszcze na¬dzieję. To zaś daje jasną odpowiedź na pytanie, postawione w 1 i 11 wierszu jedenastego rozdziału. Na pytanie w 1 wierszu “czy Bóg odrzucił swój lud?" apostoł, natchniony przez Ducha Świętego, odpowiada zdecydowanie: “Bynajmniej!" Już sam fakt, że on sam jako Izraelita, pochodzący z nasienia Abrahamowego zo¬stał zbawiony, wskazuje jasno, że Bóg nie odrzucił całkowicie swojego ludu. Czyż i on nie nienawidził Chrystusa Pana i nie prze¬śladował zgromadzenia Bożego? Jego udziałem jednak stało się miłosierdzie Boże, “dla przy kładu tym, którzy mają Weń uwierzyć ku żywotowi wiecznemu" (1 Tymoteusza 1,16). Jego bez¬precedensowe nawrócenie jest także proroczą wskazówką co do nawrócenia się resztki Izraela w czasie przyjścia Pana Jezusa Chrystusa w mocy i chwale.

Resztka Izraela

Bóg w swoim miłosierdziu zawsze pozostawia dla siebie resztkę, również w obecnym czasie - resztkę według wybo¬ru łaski (w. 5). Prawda ta dotyczy jedynie ludu izraelskiego i poza nim żadnego innego narodu na ziemi. Powinno to nas zastanowić i uczynić skromnymi. Na przykład garstka w przeszłości, za czasów proroka Eliasza, siedem tysięcy tych, którzy nie zgięli swych kolan przed bałwanami {baalem}. A zatem na¬wet za panowania bezbożnego króla Achaba Bóg pozostawił sobie resztkę, która trwała przy Nim nie służyła bałwanom. W rzeczywistości taka wierna resztka istniała w tym naro¬dzie w każdym czasie, chociaż lud ten jako całość oddalił się od Boga. Tak też było w czasie uprowadzenia do Babilo¬nu. Pomyślmy tylko o Danielu i jego przyjaciołach na dwo¬rze Nebukadnesara! Podobnie było też w czasach Ezdrasza i Nehemiasza, kiedy kilkadziesiąt tysięcy powróciło do zie¬mi obiecanej. Tak również było w czasach Malachiasza, cha¬rakteryzujących się odstępstwem od Boga: “Tak to mówili między sobą ci, którzy boją się Pana, a Pan uważał i słyszał to. I tak została spisana przed Nim księga pamiątkowa dla tych, którzy boją się Pana i czczą jego imię" (Malachiasza 3,16).
Kiedy Pan Jezus Chrystus przyszedł na ziemię, Bóg również znalazł w Izraelu garstkę tych, którzy “oczekiwali odkupienia Jero¬zolimy" (Łukasza 2,38). Zachariasz i Elżbieta, pasterze w polu, Symeon i Anna - wszyscy oni też należeli do tej resztki (Łukasza 1 i 2). Ludzie tacy są w tym narodzie również w dzisiejszych czasach. Na początku chrześcijańskiego świadectwa wielu Żydów zostało zbawionych i dodanych do zgromadzenia (Dzieje 2,47). Tak dzieje się i dzisiaj. Potem, kiedy Zgromadzenie zostanie pochwycone i tym samym czas łaski się zakończy, także wśród ludu izraelskiego znajdzie się na ziemi wierna resztka, która nie będzie oddawała czci “zwierzęciu" i jego obrazowi i z tego powodu będzie przechodzić przez nieporów¬nywalne z niczym uciski, ukazane w Księdze Objawienia. Fakt, że Bóg miał i zawsze ma pewną resztkę z tego narodu, jest rzeczą niezwykle radosną. Dowodzi to bowiem, że Bóg nie odrzucił swego narodu, mimo tego, że wielka rzesza tego ludu poddana jest sądowi Bożemu i znajduje się przez to w stanie zatwardziałości i uśpienia. Również to jednak zapowiadali prorocy Starego Testamentu (w. 8,10).

Pojednanie świata

Na drugie pytanie, postawione w wierszu 11: “czy się potknęli, aby upaść?" Paweł udziela tak samo zdecydowanej odpowie¬dzi: “Bynajmniej!" A zatem i taka myśl, że Izrael potknął się dlatego, by być na zawsze zgubionym, jest błędna. Upadek tego narodu stał się powodem ku temu, aby zbawienie zostało za¬niesione także do narodów, i dokonał się po to, jak mamy tu oznajmione, “aby w nich wzbudzić zazdrość". Odrzucenie Izra¬ela nie było wobec tego zupełne: dziesięć początkowych wierszy wskazuje na to, że ma to miejsce tylko na pewien czas. Wyjaśnia nam to wiersz 11 i następne. Kiedy bowiem przez skierowanie się do narodów chce On pobudzić lud izraelski do zazdrości, czyni to - zapewne nie po to, by go na zawsze od¬rzucić. Nie, przyjmie ich kiedyś ponownie, przyjmie ich jako naród, a będzie to jak “powstanie do życia z martwych" (w. 15) Mówią o tym także prorocy - Ezechiel (37,1-17 oraz 39,25-29) i Ozeasz (5,15 oraz 6,3) w sposób wyraziście obrazowy.
W dalszych wierszach wydaje się, jakby apostoł miał przed sobą historię Józefa. Jest ona w każdym razie bardzo piękną ilustracją tego, co tutaj widzimy. Po tym, kiedy Józef został przez swoich braci wrzucony do studni i dostał się do wię¬zienia, wyniesiony został na tron świata jako największy po faraonie. Jego powstanie i wywyższenie było dla świata bo¬gactwem podczas siedmiu lat obfitości. Następnie, gdy wróci¬li do niego jego bracia w pokucie w latach głodu, było to jakby ożycie z martwych. Podobnie będzie też, kiedy Izrael zostanie przywrócony u kresu czasów.
Mówi to również nam, którzy jesteśmy z narodów, że nie po¬winniśmy tego lekceważyć. Upadek Izraela jest bowiem bo¬gactwem świata, jego odrzucenie - pojednaniem świata (Rzymian 11:12 i 15). Czy jesteśmy wystarczająco wdzięczni za to, że Bóg po¬służył się upadkiem Izraela jako sposobnością do tego, aby nam, pochodzącym z narodów, ofiarować bogactwa swojej łaski? O to przecież chodzi w pojednaniu świata. W przeci¬wieństwie do 5 rozdziału, 10 wiersza, Duch Święty nie mówi tu o pojednaniu jako plonie dzieła Pana Jezusa Chrystusa, a tym samym o prawdziwych, rzeczywistych i wiecznych skutkach, jakie z nie¬go wynikają dla jednostki, lecz o pojednaniu jako wyrażeniu dróg Jego Boskiej opatrzności wobec człowieka. Tu jest ono następstwem upadku Izraela. Nie ma tu ani słowa o żadnym “wszechpojednaniu", o którym niekiedy można usłyszeć. Taka nauka jest nauką złą, przeciwną całemu Pismu Świętemu. Wyrażenie to, w którym - co charakterystyczne - przed sło¬wem „świat” nie występuje rodzajnik, określa raczej zmianę wieku zarządzania, oznacza zwrócenie się Boga ku narodom w Jego drogach postępowania z człowiekiem, dotychczas bo¬wiem narody nie były pod tym względem brane pod uwagę. Bogu upodobało się w Jego łasce użyć upadku Izraela jako sposobności do tego, by na podstawie dzieła Pana Jezusa Chrystusa ofiarować teraz narodom światło ewangelii łaski. “Ich upadek stał się bogactwem świata, a ich porażka bogactwem pogan" (w. 12) - zaprawdę niezmiernie bogatym stał się teraz ten, pogański niegdyś, świat dzięki światłu chrześcijaństwa! Postępowanie Boga wobec tych, którzy pochodzą z narodów, postawienie ich na tak wielce usprawiedliwiającej pozycji, wiąże się też z po¬ważną odpowiedzialnością. Aby to wyjaśnić, apostoł posłużył się przykładem szlachetnego drzewka oliwnego, do którego wszczepione zostały gałązki z dzikiego drzewa oliwnego. Po¬słuchajmy jednak słów samego Pisma Świętego:
“A jeśli zaczyn jest święty, to i ciasto; a jeśli korzeń jest święty, to i gałęzie. Jeśli zaś niektóre z gałęzi zostały odłamane, a ty, będąc gałązką z dzikiego drzewa oliwnego, zostałeś na ich miejsce wszczepio¬ny i stałeś się uczestnikiem korzenia i tłuszczu oliw¬nego, to nie wynoś się nad gałęzie; a jeśli się cheł¬pisz, to pamiętaj, że nie ty dźwigasz korzeń, lecz ko¬rzeń ciebie.
Powiesz tedy: Odłamane zostały gałęzie, abym ja był wszczepiony. Słusznie! Odłamane zostały z po¬wodu niewiary, ty zaś trwasz dzięki wierze; nie wzbi¬jaj się w pychę, ale się bój. Jeśli bowiem Bóg nie oszczędził gałęzi naturalnych, nie oszczędzi też cie¬bie. Zważ tedy na dobrotliwość i surowość Bożą - surowość dla tych, którzy upadli, a dobrotliwość Bożą względem ciebie, o ile wytrwasz w dobroci, bo inaczej i ty będziesz odcięty. Ale i oni, jeżeli nie będą trwali w niewierze, zostaną wszczepieni, gdyż Bóg ma moc wszczepić ich ponownie. Bo jeżeli ty, odcię¬ty z dzikiego z natury drzewa oliwnego, zostałeś wszczepiony wbrew naturze w szlachetne drzewo oliwne, o ileż pewniej zostaną wszczepieni w swoje drzewo oliwne ci, którzy z natury do niego należą.
A żebyście nie mieli zbyt wysokiego o sobie mniemania, chcę wam, bracia, odsłonić tę tajemnicę: zatwardziałość przyszła na część Izraela aż do czasu, gdy poganie w pełni wejdą, i w ten sposób będzie zbawiony cały Izrael, jak napisano: Przyjdzie z Syjonu wybawiciel i odwróci bezbożność od Jakuba" (Rzymian 11,16-26).

Korzeń

Aby zrozumieć, co oznacza drzewo oliwne, dobrze będzie za¬pytać najpierw, kto albo co jest jego korzeniem. Drzewko oliw¬ne swój pokarm i tłustość otrzymuje z korzenia. Czy korze¬niem tym jest Pan Jezus Chrystus? Czy może Abraham? Do rozwiązania tej kwestii przybliży nas przyjrzenie się temu, co powiedzia¬ne jest o gałęziach.
Nie o wszystkich, lecz tylko o niektórych gałęziach słyszy¬my, że pozostają w połączeniu z korzeniem. To one były z na¬tury częścią drzewka oliwnego. Dalej natomiast słyszymy też o takich drzewka oliwnego. Dalej natomiast słyszymy też o takich gałęziach, które mimo że należały do drzewa oliwne¬go, jednak zostały odłamane; kiedy jednak będzie się Bogu podobało, zostaną znowu wszczepione do swego drzewa. W tym samym czasie dokonało się coś jeszcze: gałęzie z drze¬wa dzikiego zostały wszczepione pomiędzy gałęzie natural¬ne. W ten sposób gałęzie te wraz z tymi, które pozostawały przez cały czas w połączeniu z drzewem oliwnym, mają udział w tłustości korzenia drzewa oliwnego. Korzeniem tego drze¬wa nie może więc być Chrystus Jezus Pan, gdyż z natury nikt nie jest z Nim połączony; to rzecz zupełnie i absolutnie niemożliwa. On sam przecież powiedział: “Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie ob¬umrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, ob¬fity owoc wydaje" (Jana 12,24).
Pan Jezus Chrystus mówi przy tym o Sobie jako prawdziwym krzewie winnym, a o uczniach jako latoroślach. Ci, którzy tu na ziemi przyznali się do niego jako Mesjasza, byli latoroślami krze¬wu. Znaczenie dla naszej kwestii ma tu fakt, że o gałązkach nie przynoszących owocu (a więc o uczniach, którzy byli po¬łączeni z Nim tylko zewnętrznie, według wyznania, nie posia¬dając rzeczywistego życia) nie ma tam najmniejszej wzmian¬ki, iż zostaną znowu wszczepione. Jest nawet całkiem przeciwnie - zostaną one wrzucone do ognia i spłoną (w. 6).
Tak więc Pan Jezus Chrystus nie jest tym korzeniem! On jest krzewem winnym. Czy jednak nie może nim być Abraham? Czy z natu¬ry nie są z nim połączeni ci, którzy słusznie nazwani są natu¬ralnymi gałęziami (w. 21 i 24)? Czyż nie są oni jego potomka¬mi, dziećmi Izraela? Tak, wszystko za tym przemawia. Drzewo oliwne nazwane jest ich własnym drzewem oliwnym (w. 24). W tym szlachetnym drzewie, którego naturalnymi gałęziami są Izraelici, poganie nie mieli żadnego udziału. Bez trudu za¬tem rozpoznajemy w tym dzikim drzewie oliwnym obraz na¬rodów, czyli pogan, którzy znajdowali się poza szlachetnym drzewem oliwnym.

Drzewo obietnicy

Szlachetne drzewo oliwne, które przynosi olej, a którego liść nie więdnie, jest samo w sobie obrazem błogosławieństwa i świadectwa, nie jest jednak bezpośrednio obrazem Izraela; o tym mówią raczej jego naturalne gałęzie. Abrahamowi, jego korzeniowi, dane były obietnice: “A uczynię z ciebie naród wielki i będę ci błogosławił, ... i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi" (1 Mojżesza 12,2-3). List do Galacjan mówi: “aby błogosławieństwo Abrahamowe przeszło na po¬gan". Możemy więc powiedzieć: wszędzie, dokąd sięgają obiet¬nice błogosławieństwa, jakie Bóg dał Abrahamowi, jest szla¬chetne drzewo oliwne. Albo inaczej mówiąc: szlachetne drzewo oliwne jest symbolem posiadania obietnic i świadectwa Boże¬go na ziemi. Przedstawia nam ono ciąg dalszy, łańcuch tych, którzy z tych obietnic w tym świecie korzystają". Jest ono drze¬wem obietnicy. Pokazuje linię obietnicy, która rozciąga się od Abrahama do Chrystusa, aż do jego przyjścia w celu ustano¬wienia swego królestwa pokoju na ziemi. Mając w rękach takie badawcze wyposażenie chcemy raz jeszcze przejrzeć cytowany wstęp Listu do Rzymian 11, pa¬trząc na to, co dotyczy drzewa oliwnego. Zdziwimy się, jak samorzutnie i w należytej kolejności do głównej linii całego tego rozdziału dołączają się, zawarte w nim, pouczenia, po¬twierdzając to, co już oglądaliśmy. Korzeń, Abraham, był świę¬ty, to znaczy oddzielony przez Boga i dla Boga. Także gałęzie, jego naturalni potomkowie, byli narodem oddzielonym dla Boga. W tym sensie i oni byli świętymi - nie według istoty, lecz według ich zewnętrznej pozycji.
W większości jednak nie odpowiadali oni tej pozycji, którą dał im Bóg (1 Koryntian 10,5), przez co Bóg musiał w rozrządzaniu swoich dróg odłamać niejedną gałązkę ze szlachetnego drze¬wa oliwnego - “z powodu niewiary". Jak nas poucza wiersz 20, było to konieczne. Odłamane jednak zostały tylko niektó¬re gałęzie. Pewna ich część pozostała w drzewie, nadal mając błogosławieństwa - jako resztka, o czym była już mowa w pierwszych siedmiu wierszach, w których nazwano ich wy¬branymi. Teraz zamiarem Boga było wprowadzić w swojej łasce do tych linii obietnic na ziemi również narody. Wziął On więc gałęzie z dzikiego drzewa oliwnego, które nie były, jak Izrael, w naturalny sposób połączone z korzeniem, to znaczy z ojcem wierzących, i wszczepił je “wbrew naturze" (łaska jest w istocie zawsze przeciwna naturze) pomiędzy gałęzie drze¬wa szlachetnego. W ten oto sposób ci, którzy pochodzą z na¬rodów, stali się współuczestnikami korzenia i tłustości drze¬wa oliwnego.

Odpowiedzialność

W naszym przelotnym rozważaniu tego proroczego obrazu zróbmy mały myślowy “przerywnik", po to by zastanowić się nad inną rzeczą. Ażeby posunąć się dalej w zrozumieniu ob¬razowego przedstawienia dzisiejszych czasów, to znaczy ob¬razu wieku łaski, trzeba tu, jak się zdaje, dodać kilka podsta¬wowych rozważań. Przeniesienie na pozycję przywilejów zawiera w sobie z konieczności również odpowiedzialność. Powinniśmy mianowicie odpowiadać (w naszym stanie), w sensie praktycz¬nym, przekazanym nam przywilejom w sensie „prawniczym”. Zajmowanie miejsca uprzywilejowanego i posiadanie odpo¬wiedzialności niekoniecznie wiąże się z tym, że każda jed¬nostka zajmująca tę pozycję ma naprawdę życie z Boga. Tego właśnie częstokroć się nie rozumie należycie i nie rozgranicza.
Izrael miał udział w drzewie oliwnym i posiadał drogocen¬ne obietnice; a mimo to wielka rzesza tego ludu była niewierzą¬ca. Miał on zatem udział w drzewie oliwnym, co nie oznacza jeszcze wcale posiadania żywej więzi z Bogiem. Oczywiście, Bóg jest wielce cierpliwy i w swej cierpliwości długo taki stan znosił, aby ich wypróbować. Na koniec wkroczył z sądem i odłamał niejedną gałąź. W ich miejsce przyprowadził teraz ludzi z narodów, z pogan, do miejsca błogosławieństw na zie¬mi, otwierając im kanały swej łaski i dając im do rozgłasza¬nia ewangelię łaski. Ci z narodów, którzy przyznali się i przyznają do chrześcijaństwa, a więc tacy, którzy odrzucają mahometanizm, judaizm czy tym podobne, znajdują się przy¬najmniej zewnętrznie na pozycji błogosławieństw chrześcijań¬stwa i ponoszą odpowiedzialność za to, co Bóg im powierzył. O tym mówi wszczepienie do drzewa oliwnego.
Nie chodzi tu więc o Zgromadzenie Boże {kościół}, ale wyłącznie o kwestię wyznania, posiadania obietnic i świadectwa Bożego tu, na ziemi. Kto zatem przyznaje się do Chrystusa Jezusa Pana, ten stoi nominalnie na zasadzie wiary. Pociąga to jednak za sobą od¬powiedzialność, aby żyć według tej zasady. Czy wobec tego chrześcijanie, gałęzie wszczepione z dzikiego drzewa, poczu¬wają się do tej odpowiedzialności? Czy żyją zgodnie z zasa¬dami wiary? Jeśli Bóg nie oszczędził naturalnych gałęzi, to jest niewierzących Izraelitów, to czy oszczędzi niewierzące chrześcijaństwo, które ma o wiele większą odpowiedzialność?
Dlatego w stosunku do nich mowa tu jest o możliwości od¬cięcia. Żaden członek nie będzie nigdy odcięty od ciała Chrystusa, ale od drzewa oliwnego niektóre gałęzie mogą być od¬cięte. Dokonało się to już w przypadku Izraela. Bardzo poważ¬ne zatem są napomnienia, skierowane do nas, którzy pocho¬dzimy z narodów, aby nikt się nie chlubił i nie był wyniosły! Jeśli bowiem nie pozostaniemy przy Bożej dobroci, i my będziemy odcięci. W miejscu tym nic nie mówi się, że wierzący może pójść na zgubę, ale że chrześcijanie z wyznania, z na¬zwy, bez życia od Boga zostaną usunięci z kręgu błogosła¬wieństw, do którego przywiodły ich dobroć i opatrzność Boża, i już tam więcej nie powrócą. Podkreślamy jeszcze raz: dla nich nie ma już ponownego wszczepienia! Natomiast z Izraelem rzecz ma się zupełnie inaczej. Podsumujmy więc wyraźnie wszystkie te pouczenia: w całym przedstawionym tu obra¬zie nie chodzi o błogosławieństwa dla poszczególnego wie¬rzącego, lecz o drogi Bożego postępowania wobec człowie¬ka, to jest o to, iż usunął On na bok lud izraelski jako taki, a zamiast ku niemu, zwrócił się ku narodom. Chodzi również o odpowiedzialność tych, którzy weszli na pozycję błogosławieństw i obietnic na tej ziemi.
Chcemy tym samym powyższy przegląd sceny proroczej kon¬tynuować i doprowadzić do końca. Skoro Bóg nie oszczędził na¬turalnych gałęzi, nie będzie też oszczędzał tych, którzy zostali wszczepieni wbrew naturze. To, że odetnie chrześcijańskich wy¬znawców nie mających życia, którzy nie podołali swej odpowie¬dzialności, nie jest tu powiedziane wprost. Wskazują jednak na to inne miejsca, np. Mateusza 24,45; 25,30. Kiedy prawdziwe Zgromadzenie będzie już w niebie, wtedy w ostatniej fazie Pan Jezus wypluje ze swoich ust to wyznanie chrześcijańskie, gdyż zasta¬nie je ani zimne, ani gorące (Objawienie 3,16).

Ponowne wszczepienie Izraela

Drzewo oliwne będzie istniało nadal - odcięcie odpadłego chrześcijańskiego wyznania przygotuje drogę do ponowne¬go wszczepienia Izraela. Tak jak chrześcijaństwo nie wy¬trwało w wierze (czy w ogóle można mieć co do tego wątpliwości, patrząc na dzisiejszy stan chrześcijaństwa?), tak Izrael nie pozostanie w niewierze. Naturalne odnogi zostaną ponownie wszczepione do ich własnego drzewa oliwnego, “gdyż Bóg może wszczepić”. Tu apostoł porzuca niespodzie¬wanie obrazowy sposób mówi wyraża się wprost i otwar¬cie: “A żebyście nie mieli zbyt wysokiego o sobie mnie¬mania, chcę wam, bracia, odsłonić tę tajemnicę: zatwardziałość przyszła na część Izraela aż do czasu, gdy poganie w pełni wejdą, i w ten sposób będzie zba¬wiony cały Izrael (Rzymian 11, 25-26).
Dzisiejszy czas łaski charakteryzuje się tym, że Izrael cz꬜ciowo - właśnie z wyjątkiem istniejącej wciąż resztki - po¬padł w zatwardziałość; tak jednak nie pozostanie. Kiedy wej¬dzie pełna liczba spośród narodów, to znaczy kiedy liczba tych, którzy dzisiaj pozwolą się zbawić spośród narodów całego świata i którzy stanowią Zgromadzenie Boże, zostanie dopeł¬niona zgodnie z Bożym zamiarem, wtenczas po pochwyceniu świętych obecnego czasu (1 Tesaloniczan 4,17) Pan “przyjdzie z Syjo¬nu jako Wybawiciel i odwróci bezbożność od Jakuba" (w. 26). A stanie się to, kiedy Pan Jezus Chrystus w wielkiej mocy i chwale przyjdzie z niebios w widzialny sposób na ziemię (Mateusza 24,27-31; Objawienie 19,11). Tak oto cały Izrael będzie zbawiony.
Wyrażenie “cały Izrael" nie wskazuje na to, że uratowany zostanie każdy poszczególny Izraelita, żyjący w tym czasie. Wiemy przecież, że przeważająca część ludu także wówczas będzie niewierząca: będzie oddawała cześć antychrystowi i poginie w sądach. Słowo to mówi, że wybawiony będzie Izra¬el jako całość, jako naród. Dziś dokonuje się to inaczej: Pan zbawia ludzi ze świata jednostkowo i dołącza ich do zgromadzenia. Wskazałem już na to w Dziejach Apostolskich 2,47. Wówczas zaś Izrael będzie zbawiony jako całość. W sensie absolutnym jednak chodzi tu jedynie o pewną resztkę, która zostanie zbawiona; czytamy bowiem w rozdziale 9,27: “Choć¬by liczba synów Izraela była jak piasek morski, tylko resztka ocalona będzie”. “Cały Izrael” - “tylko resztka” zo¬stanie wybawiona! Wskazuje to na nadzwyczaj ważną i interesującą zasadę, do której chciałbym znowu pod koniec książki powrócić: w oczach Boga resztka stoi zawsze za cały lud. To do niej właśnie, do tej resztki Pan Jezus Chrystus odnosi wszystkie prawa i obowiązki.
Chciałbym także poruszyć później jeszcze inną kwestię, którą dosyć często błędnie podejmuje się i miesza ze zgroma¬dzeniem Bożym - a mianowicie nowe przymierze. Na pod¬stawie nowego przymierza Bóg będzie znowu błogosławił swój ziemski lud.
Jeśli chodzi o ewangelię, Izraelici są jeszcze nieprzyjaciół¬mi, a to z powodu nas, jak nam to mówi wiersz 28 - to znaczy abyśmy dostąpili ułaskawienia. Bóg miłuje ich jednak zawsze, jeszcze z powodu ojców. On nie odrzuci swego ludu, również Izrael bowiem dostąpi znowu ułaskawienia (w. 31). Bóg nie żałuje ani swych darów łaski (o których była mowa w 9 roz¬dziale, 4 i 5 wierszu), ani powołania (o którym także była mowa w 9 rozdziale, 7 wierszu). Pragnie błogosławić grzesz¬ne stworzenie i sam też wykona to, co było od początku w jego sercu. Ostatnie wierszy tego rozdziału jednak jasno i niedwu¬znacznie pokazują, że stać się to może tylko i wyłącznie na podstawie jego nieograniczonej łaski.
Czy teraz, ujrzawszy wszystkie te cudowne myśli i drogi Boże, nie zaczniemy dobrze rozumieć, dlaczego apostoł wznosi pod koniec tego rozdziału Listu do Rzymian tak podniosłą pieśń pochwalną o mądrości i poznaniu Boga? Tak samo każ¬da wierząca dusza również zaintonuje z serca, wraz z tą pie¬śnią pochwalną, słowa wysławiające Boga:
Jemu niech będzie chwała na wieczność! Amen.
2. Zgromadzenie jako ciało Chrystusa

Mam nadzieję, że lektura pierwszego rozdziału pozwoliła nam wyrobić sobie pogląd na temat Bożego postępowania w kolej¬nych wiekach, jak również pochodzenia, istoty oraz przezna¬czenia zgromadzenia Bożego. Zanim przejdziemy do główne¬go zagadnienia, to znaczy schodzenia się zgromadzenia, chciałbym zwrócić nieco baczniejszą uwagę na kilka charak¬terystycznych cech zgromadzenia, przedstawionych w Piśmie Świętym przy pomocy czterech symboli.
Kiedy Bóg w celu wyjaśnienia nam swych myśli posługuje się obrazowymi przykładami, wówczas obrazy te - w przeci¬wieństwie do naszych porównań - są jak najbardziej precy¬zyjne i adekwatne, pełne Bożej mądrości, i jako porównania nie “kuleją". Nie powinniśmy jednak mieszać ze sobą różnych obrazowych przykładów, jakie daje nam Bóg po to, by nas wie¬lostronnie pouczyć o danej kwestii. Niestety, rzeczy te bywają częstokroć ze sobą mylone. Jedno ciało to nie dom, a świecz¬nik to nie oblubienica. Chociaż chodzi tu o tę samą rzecz, o zgromadzenie, to każdy z tych obrazów przedstawia inny jego aspekt. Na przykład Pismo nie mówi nigdy o członkach tego czy innego kościoła, lecz o członkach ciała Chrystusa. Dla wyjaśnienia tej kwestii weźmy jeszcze inny przykład, niektó¬rzy bowiem uważają, że skoro Zgromadzenie jest ciałem Chry¬stusa, to nie może być równocześnie oblubienicą Chrystusa. W Piśmie Świętym wierzący określani są różnymi nazwami. Tak więc wierzący jest dzieckiem Bożym, synem Bożym, świę¬tym, uczniem Pana Jezusa Chrystusa itd. Dziecko jednak to nie to samo co syn, a święty to nie to samo co uczeń. Chociaż może tu cho¬dzić o tę samą osobę, to jednak za każdym razem ukazana jest ona od innej strony Aby poznać przywileje i odpowiedzialność tej osoby, trzeba poznać pozycję, jaką otrzymała i na któ¬rej widzi ją Bóg. Tak samo ma się rzecz ze zgromadzeniem Bożym. Bóg wprowadził Zgromadzenie w wieloaspektową więź z Samym Sobą i ze Swoim Synem. Aby te stosunki duchowe uczynić dla nas choć trochę zrozumiałymi i możliwymi do ogarnięcia, Bóg po¬sługuje się różnorodnymi symbolami, czy obrazowymi okre¬śleniami. W wielu miejscach nowotestamentowych listów Zgromadzenie przedstawione jest jako ciało Chrystusa.
Przez obraz ludzkiego ciała Duch Święty chce wzbudzić w nas myśl o najściślejszej jedności i połączeniu. Co w natural¬nym zakresie składa się na nasze ciało? Ogólnie mamy tu na myśli każdą część, która nie jest naszą głową. Jest rzeczą zu¬pełnie nie do pomyślenia, aby ciało nie miało głowy; tak samo nie do pomyślenia jest głowa bez ciała. Obraz ciała Chrystu¬sa przedstawia nam Zgromadzenie w swej cudownej jedności z Panem Jezusem Chrystusem, jako Głową w niebie, jak to jest przedstawione w Liście do Efezjan 2.

Co nie ma udziału w budowaniu ciała

Co ma udział w tworzeniu ciała? W celu lepszego objaśnie¬nia czegoś pożyteczne jest niekiedy jasne wykazanie, czym ta rzecz nie jest. Zastanówmy się więc nad tym, co nie ma udziału w jednoczeniu ciała, a rzuci to jasne światło na rozważane przez nas zagadnienie:
1) Nie ma w tym udziału osobista wiara człowieka. Oczy¬wiście, wiara jest koniecznym warunkiem do tego, by uczest¬niczyć w tym błogosławieństwie; wiara ma jednak zawsze charakter osobisty i nie jednoczy. Wiara istniała też w daw¬niejszych wiekach, a przecież nie było wtedy jeszcze ciała Chrystusa.
2) Nie ma w tym udziału fakt otrzymania nowego życia. Boskie życie mieli też starotestamentowi wierzący, jak rów¬nież uczniowie Pana Jezusa Chrystusa przed Jego śmiercią i zmartwych¬wstaniem. A jednak Zgromadzenie Boże, czyli ciało Chrystu¬sa jeszcze wówczas nie istniało.
3) W tworzeniu ciała nie ma udziału fakt, że Chrystus Jezus, nasz Pan stał się człowiekiem. Błędne jest przekonanie, iż Pan Jezus Chrystus przez to, że stał się człowiekiem, złączył się z upadłym człowie¬czeństwem i zjednoczył się z nim. Jako człowiek tu, na ziemi, jak nam pokazuje Ewangelia Jana 12,24, był On prawdziwym ziarnem pszenicznym, i jako takie ziarno był samotny. Pan Jezus Chrystus nie zjednoczył się z naszym upadłym stanem.

Boskie podstawy utworzenia ciała

Zanim Zgromadzenie mogło zaistnieć, Pan Jezus Chrystus musiał przedtem zakosztować śmierci: prawdziwe ziarno pszeniczne mu¬siało wpaść do ziemi i obumrzeć. Wraz ze wzbudzeniem Pana Jezu¬sa Chrystusa z umarłych Bóg potwierdził, że dzieło Jego Wiecznego Syna całkowicie Go zadowoliło. Następnie przez czterdzieści dni Pan Jezus Chrystus objawiał się swoim uczniom jako żyjący, dając im liczne tego dowody; był przez nich oglądany i mówił o rzeczach, doty¬czących królestwa Bożego (Dzieje 1,3). Duch Święty nie był jeszcze na ziemi, ponieważ Pan Jezus Chrystus nie był jeszcze uwielbiony; czytamy bowiem w Jana 7,39: “albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż Jezus nie był jeszcze uwielbiony". Dopiero kiedy Pan Jezus Chrystus został wzięty do nieba i ukoronowany chwałą i czcią, zesłał swoim uczniom obietnicę Ojca, czyli Ducha Świę¬tego. Jak już widzieliśmy, stało się to w dniu Pięćdziesiątnicy. Była to godzina narodzin zgromadzenia: przez zstąpienie Du¬cha Świętego zostało utworzone ciało Chrystusa, cudowna jed¬ność. To samo mówi nam Pierwszy List do Koryntian 12,13; zechciejmy to miejsce nieco bliżej rozważyć.
Mówimy teraz przede wszystkim o podstawach umożli¬wiających utworzenie ciała. Choć stwierdziliśmy przedtem, że przez samo wcielenie Chrystusa Jezusa Pana, będące rzeczą niepojętą, ciało to nie mogło powstać, musimy tu dodać, że fakt, iż Pan Jezus Chrystus stał się człowiekiem, stanowił oczywiście istotną podstawę dla utworzenia ciała. Gdyby po prostu pozostał w Swojej chwale jako Bóg, i nie zstąpiłby tu na ziemię, nigdy by nie doszło do naszego połączenia się z Nim.
chrzest Duchem Świętym, zgodnie z nauką 1 Listu do Koryntian 12, jest tym, co poszczególnych wierzących złączyło w jedno ciało. Zsumujmy to, co dotychczas zostało powie¬dziane:
1) Nie mogło powstać ciało, dopóki Pan Jezus Chrystus, który jest Głową, był w niebie.
2) Zgromadzenie nie mogło mieć swego początku, dopóki nie nastąpił chrzest Duchem Świętym w dniu Pięćdziesiątnicy.

Wzmianka w czterech listach

W Dziejach Apostolskich, w owej natchnionej relacji o wcze¬snym kościele nie znajdujemy jeszcze pouczenia o ciele Chry¬stusa, lecz tylko sam fakt Jego obecności. Jedynie w 9 rozdziale, w opisie nawrócenia Saula spotykamy cenną wskazówkę do¬tyczącą tej wspaniałej prawdy w słowach: “Saulu, Saulu, cze¬mu Mnie prześladujesz?" Pan Jezus Chrystus nie mówi tu do Saula: Czemu prześladujesz moich uczniów? (Por. Dzieje 9,4), lecz jedno¬czy się z tymi, którzy są Jego. Saul, prześladując jego lud, prze¬śladował Jego Samego. Forma, w jakiej Pan Jezus Chrystus tu zapytuje, wska¬zuje na tę prawdę, iż Jego święci na ziemi są częścią Jego Samego.
Nauka o zgromadzeniu jako ciele Chrystusa podana jest w Nowym Testamencie w czterech listach Pawła: Liście do Rzy¬mian, w 1 Liście do Koryntian oraz w Listach do Efezjan i do Kolosan. Podczas gdy w Liście do Efezjan Zgromadzenie przed¬stawione jest bardziej od strony jego wiecznego przeznaczenia, zgodnie z Bożym postanowieniem, czyli tym samym w swojej wspaniałej pozycji w Chrystusie - to w Liście do Kolosan uka¬zana jest raczej chwała Głowy w niebie. Wolą Bożą jest, by moralne cnoty Głowy tego ciała zostały teraz przedstawione tu, na ziemi. Dlatego apostoł opisuje tam wspaniałość owej “tajemnicy", posługując się godnym uwagi wyrażeniem, któ¬re jest równocześnie kluczowym słowem tego Listu: “którą Jest Chrystus w was, nadzieja chwały" (1,27). Pierwszą, bardzo prostą, ale niezwykle ważną dla naszych rozważań, wzmiankę o ciele Chrystusa znajdujemy w Liście do Rzymian 12,4-5; i tam właśnie chcemy się teraz zwrócić:
“Jak bowiem w jednym ciele wiele mamy członków, a nie wszystkie członki tę samą czynność wykonują, tak my wszyscy jesteśmy jednym ciałem w Chry¬stusie, a z osobna jesteśmy członkami jedni dru¬gich".
Jakiż łatwy do zrozumienia obraz! Podobnie jak w naszym ludzkim ciele mamy wiele członków i członki te stanowią jed¬no ciało, tak też my, wierzący, jesteśmy pojedynczo członkami jedni drugich, a stanowimy jedno ciało w Chrystusie Jezusie Panu naszym. Słowo “my" wskazuje na wszystkich prawdziwie wierzących chrze¬ścijan. Tak jak członki naszego naturalnego ciała mają do speł¬nienia różne zadania i funkcje, tak też i członki ciała Chry¬stusa mają do wypełnienia rozmaite czynności. Powrócimy jeszcze później do tej ważnej kwestii, kiedy zajmować się będziemy darami, jakie Pan darował swemu zgromadzeniu, “lu¬dzi" (Efezjan 4,8).
Łączność wierzących pomiędzy sobą jest w tym miejscu Li¬stu do Rzymian myślą przewodnią: ja nie mogę obejść się bez ciebie, a ty beze mnie. Ta jednocząca więź nie jest jakąś nauką ani wyznaniem wiary, lecz jest to Duch Święty, czemu nieba¬wem się bliżej przyjrzymy.

Ochrzczeni w jedno ciało

W 1 Liście do Koryntian 12,12-13, po krótkiej wzmiance o Sto¬le Pańskim w 10 rozdziale, po raz drugi w tym Liście spotyka¬my się z prawdą o jednym ciele:
“Albowiem jak ciało jest JEDNO, a członków ma wie¬le, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wie¬le, tworzą JEDNO CIAŁO, tak i Chrystus; bo też w JED¬NYM Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w JEDNO CIAŁO - czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni JEDNYM Duchem".
Aby przedstawić jedność wierzących przy ich osobistej róż¬norodności, apostoł Paweł używa tu ponownie obrazu ciała ludzkiego. Tak jak naturalne ciało składa się z rozmaitych członków, ale mimo to stanowi spójny organizm, tak też Zgromadzenie jest harmonijną całością, organiczną jednością, zharmonizowaną różnymi darami, których Duch Święty – Bóg, udziela tak, jak Chce. Dary te omówimy w kolejnym rozdziale. Połączenie między Głową i ciałem jest tak ścisłe, że o Panu Jezusie Chrystusie i zgro¬madzeniu razem powiedziane tu jest “Chrystus": “tak i Chry¬stus”. My nie odważylibyśmy się tego tak wyrazić, ale powiedzielibyśmy zapewne: “tak i zgromadzenie". Cudowna łaska Boża! Bóg traktuje Pana Jezusa Chrystusa i Zgromadzenie jako JEDNEGO tajemniczego człowieka, który mimo że posiada wiele człon¬ków, jest doskonałą jednością, Zgromadzenie uczynione zosta¬ło jedno z Nim, a to dlatego, ponieważ “przez jednego Ducha wszyscy zostaliśmy ochrzczeni {dosł. „zanurzeni”} w jedno ciało - czy to Żydzi czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zosta¬liśmy napojeni jednym Duchem". W ciele tym zniknęły wszelkie religijne czy towarzyskie różnice; Pan Jezus Chrystus jest “wszystkim we wszystkich" (Kolosan 3,11).
To, że są ochrzczeni w jednym Duchu (1ub w mocy jednego Ducha), nie oznacza otrzymania Boskiego życia. Chrzest ten, jak już zobaczyliśmy, nie jest darowany martwym niewie¬rzącym, ale już przedtem ożywionym. Duch Święty, którego Bóg zesłał jako odpowiedź na dokonane dzieło Jego Jedynego Syna w dniu Pięćdziesiątnicy na ziemię, prawdziwie połączył wszystkich prawdziwych wie¬rzących ze sobą. Co wobec tego uczyniło wierzących członka¬mi ciała Chrystusa? Chrzest Duchem Świętym! Nie zaś chrzest w wodzie, który jest rzeczą całkowicie osobistą. “Niechaj się każdy z was da ochrzcić" (Dzieje 2,38). Chrzest ten jest pogrzebem i dokonuje się w śmierci Pana Jezusa Chrystusa (Rzymian 6,2-3).
Czy istnieje jakaś różnica między wyrażeniem “ochrzczeni w jednym Duchu w jedno ciało", a “napojeni jednym Duchem"? Co oznaczają te wyrażenia? Odważę się dać następujące wyjaśnienie. “W jednym Duchu" określa w widoczny sposób Boży wpływ, moc działającą w tym tajemniczym wydarzeniu, “chrzest Duchem Świętym" (choć oczywiście Duch Święty jest absolutnie Bogiem, jedną z Osób Bóstwa). “W jedno ciało" na¬tomiast pokazuje rezultat, jaki zostaje przez to osiągnięty. Greckie słowo patizo oznacza “napoić", “dać się napić". Zda¬nie to więc “I wszyscy zostaliśmy napojem jednym Duchem" mówi: zostaliśmy wszyscy doprowadzeni do napojenia tym jed¬nym Duchem, Duchem Świętym. Nie chodzi tu jedynie o samo “uduchowienie", aby wszyscy byli jednego i tego samego usposobienia. Uczymy się tu z Biblii, że jest tu mowa o osobistym otrzymaniu Ducha Świętego. Może to być pewna wskazówka dotycząca Jana 7,37-39, ale tymi wiersza¬mi już się zajmowaliśmy. Tam rezultatem było wypływanie rzek żywej wody z wnętrza poszczególnych wierzących. Tu zaś, skutkiem jest to, że poszczególni wierzący dzięki otrzy¬maniu Ducha Świętego zostali dołączeni do JEDNEGO CIAŁA, do ciała Chrystusa.
Wiersz 13 w 1 Liście do Koryntian 12 jest stwierdzeniem absolutnym w formie czasu przeszłego, określającym czynność dokonaną w przeszłości: “Bo też przez jednego Ducha wszyscy zostaliśmy zanurzeni w jedno ciało... i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem". Chciałbym w związku z tymi sło¬wami zaznaczyć, że nie każdego dnia na nowo będzie miał miejsce chrzest Duchem Świętym. Ciało bowiem nie jest tworzone wciąż na nowo. Pan Jezus Chrystus mówi o tym w Dziejach Apostolskich 1,5, a samo wydarzenie miało miejsce jeden jedyny raz w historii w dniu Pięćdziesiątnicy (Dzieje 2). Początkowo Zgromadzenie tworzyli tylko wierzący spo¬śród Żydów. Dopiero w Dziejach Apostolskich 8 i 10 wprowa¬dzeni zostali do niego wierzący spośród Samarytan oraz z pogan. Swoją zamierzoną postać ciało Chrystusa miało do¬piero wtedy, kiedy do jedności tej wprowadzeni zostali rów¬nież wierzący z narodów. Dlatego apostoł mówi: “czy to Żydzi, czy Grecy". Jednak późniejszego przydawania poszczególnych wierzących do ciała Chrystusa nigdzie w Piśmie nie nazywa się “chrztem Duchem Świętym", ale zapieczętowaniem i namaszczeniem (2 Koryntian 1,21-22; Efezjan 1,13-14; 4,30; 1 Jana 2,20). Wierzący, który dzisiaj, w czasie łaski, opiera się na dziele Pana Jezusa Chrystusa, otrzymuje osobiście Ducha Świętego i zostaje przez Niego zapieczętowany i namaszczony. Jest to ten sam Duch Święty; a przez to, że Bóg, Duch Święty mieszka teraz w ciele wierzącego jako świątyni (1 Koryntian 6,19), wierzący ten jest człon¬kiem ciała Chrystusa. Niezmierny to przywilej!
To, że przy opisywaniu faktów przyłączania poszczególnych wierzących już po dniu Pięćdziesiątnicy Pismo Święte unika wyrażenia “chrzest Duchem Świętym", możemy pokazać na niektórych przykładach z Dziejów Apostolskich:
“ Upamiętajcie się, i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Święte¬go" (Dzieje 2,38),
“...którzy przybywszy tam, modlili się za nimi, aby otrzymali Ducha Świętego. Na nikogo bowiem z nich nie był jeszcze zstąpił, bo byli tylko ochrzczeni w imię Pana Jezusa" (Dzieje 8,15-16).
“A gdy Piotr jeszcze mówił te słowa, zstąpił Duch Święty na wszystkich słuchających tej mowy" (Dzieje 10,44).
“...rzekł do nich: Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy uwierzyliście? A oni mu na to: Nawet nie sły¬szeliśmy, że jest Duch Święty. Tedy rzekł: Jak więc zostaliście ochrzczeni? A oni rzekli: Chrztem Jano¬wym... A gdy Paweł włożył na nich ręce, zstąpił na nich Duch Święty” (Dzieje 19,2-3.6).
Biblia jasno uczy nas, że chrzest Duchem Świętym był wyda¬rzeniem jednorazowym, przez które utworzone zostało ciało Chrystusa na ziemi, miało to miejsce raz jeden w historii 10 dni po wniebowstąpieniu Pana Jezusa Chrystusa. Poszczególni wierzący później¬szych dni mają udział w tym błogosławieństwie przez osobi¬ste otrzymanie Ducha Świętego. Pożyteczny zapewne dla dal¬szego wyjaśnienia będzie przykład, jakiego użył pewien brat, który jest już u Pana
Przedstawmy sobie piękny słoneczny poranek w lecie nad stawem, bez wiatru. Staw ten jest przy brzegach porośnięty sitowiem. Gdy teraz rzucimy na środek stawu kamień, który z pluskiem wpadnie do wody, to na powierzchni wody powstaną fale, rozchodzące się od środka wokoło coraz dalej. Niech rzut kamieniem przedstawia to, co dokonało się w dniu Pięćdzie¬siątnicy, a fala początkowo tak mała, obejmująca wtedy nie¬wielką garstkę w sali na piętrze, tych stu dwudziestu, szybko rozprzestrzeniała się coraz dalej wokoło i w końcu dociera także do sitowia, ogarniając również i je. I zatacza coraz szer¬sze kręgi, aż w końcu dosięga brzegu. Podobnie jest z każdą duszą, która przez wiarę w Chrystusa zostaje „włączona” do błogosławieństwa chrztu Duchem Świętym. Nie jest to za każdym razem nowy chrzest, lecz wszyscy zapieczętowani mają dział w tym błogosławieństwie i należą do cudownej jedności.

Ciało Chrystusa w jego aspekcie czasowym

Nadszedł czas, by zaznaczyć, że prawda o ciele Chrystusa przedstawiona jest w Piśmie Świętym w trojakim aspekcie:
czasowym, miejscowym oraz wiecznym.
Z rozważania 1 Listu do Koryntian 12 dowiedzieliśmy się już, że wszyscy wierzący razem stanowią ciało Chrystusa. Poczynię tu jednak jeszcze ważną uwagę: chodzi tu o wszy¬stkich wierzących, którzy żyją na ziemi w określonym czasie, między dniem Pięćdziesiątnicy a pochwyceniem wierzących. W 1 Liście do Koryntian 12 apostołowi nie chodzi o to, że jed¬na część tego ciała ma być w niebie, a druga na ziemi. To, że Paweł ma na myśli tylko żyjących wierzących, a nie tych, któ¬rzy odeszli do Pana i są w raju, wyjaśnia wiersz 26: “I jeśli jeden członek cierpi, cierpią z nim wszystkie członki". Jest to niezaprzeczalnie jasne, gdyż w niebie żaden członek już nie cierpi. Ci, którzy zasnęli, nie należą już w tym sensie do ciała Chrystusa na ziemi, podobnie jak rekrut na urlopie czy rezerwista nie należą do czynnego oddziału. Ciało tego wierzącego, jak już o tym wspominaliśmy, było świątynią Ducha Świętego tu na ziemi dopóki ten święty jeszcze żył, teraz leży ono w grobie i podlega rozkładowi. Przez zamieszka¬nie Ducha Świętego w ciele wierzącego stał się on członkiem ciała Chrystusa, lecz teraz namiot ten jest “zniszczony" (2 Koryntian 5,1) . Oczywiście, ci wszyscy, którzy zasnęli w czasie łaski, są jakby “w rezerwie"; wszyscy oni zostaną wezwani w dniu “po¬wszechnej mobilizacji". Kiedy Pan Jezus Chrystus przyjdzie powtórnie, by pochwycić swoich [Jana 14:1-3] a więc zabrać z ziemi Swoją oblubienicę, wówczas wszyscy oni będą należeli do ciała Chrystusa w jego wiecznym aspekcie. Kiedy natomiast ciało Chrystusa przedstawione jest tu, na ziemi, to ci, którzy zasnęli, nie mają w tym udziału. W żadnym okresie istnienia tego ciała na ziemi nie brakuje mu ani jednego człon¬ka. W Piśmie nie spotykamy żadnego pouczenia dotyczącego zgromadzenia Bożego, które by mówiło o niepełnym albo, ina¬czej mówiąc, okaleczonym ciele. Dlatego nie powinniśmy się też modlić, aby Pan “przydał do swego ciała członki". Co się tyczy członków, ciało to według myśli Bożych jest wciąż spraw¬ne i kompletne. To, że wzrasta ono wzrostem Bożym i przy danej okazji jest czynne, wynika z jasnej nauki Pisma. Nie mogłoby zaś tak być, gdyby brakowało mu kilku członków. Wobec tego nie jest bez znaczenia, że Pismo Święte mówi zawsze o członkach ciała, o stawach i wiązaniach tylko wtedy, kiedy cia¬ło to przedstawione jest na ziemi jako całość:
“Lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrasta¬li pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa, z którego całe ciało spojone i związa¬ne przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każ¬dego poszczególnego członka, rośnie i samo buduje siebie w miłości" (Efezjan 4,15-16). “A nie trzyma się głowy, z której całe ciało odży¬wiane i spojone stawami i ścięgnami, rośnie wzro¬stem Bożym" (Kolosan 2,19).
Taki sposób rozważania ciała możemy zatem nazwać aspek¬tem czasowym. Wskazuje to, czym jest ciało Chrystusa w cza¬sie obecnym i jak powinni je wierzący w tym czasie wyrażać.
Wielkie znaczenie ma nie tylko to, co dotyczy kompletności ciała Chrystusa w obecnym okresie jego trwania tu na ziemi, ale również i aspekt związany ze wspólnym życiem spo¬łeczności. Pismo nie zna żadnych niezależnych od siebie miej¬scowych zgromadzeń. Teraz zajmiemy się tym, że miejscowe zgromadzenia istnieją, lecz są od siebie zależne, stanowią bowiem Jedno ciało Chrystusa na ziemi. Gdziekolwiek na zie¬mi ciało to znajdzie swój wyraz (tak rzecz wygląda od Jego strony), rośnie ono wzrostem Bożym. Wszyscy żyjący wierzą¬cy należą do ciała Chrystusa. To całe ciało wzrasta dzięki temu, że poszczególni wierzący jako wiązadła i stawy wyko¬nują przekazane im przez Głowę funkcje. Żaden członek nie może tu powiedzieć drugiemu: “Nie potrzebuję ciebie". Prze¬ciwnie - ja nie obejdę się bez ciebie, a ty beze mnie. I choćbyś mieszkał na biegunie północnym, a ja na południowym, to w tej zasadzie nic to nie zmienia - tak dalece jesteśmy JEDNYM ciałem w Chrystusie. Taka była też nauka 1 Listu do Koryntian 12. A skoro już jeden członek nie może powiedzieć dru¬giemu, że go nie potrzebuje, to znacznie bardziej jedno miej¬scowe Zgromadzenie nie może powiedzieć drugiemu, że go nie potrzebuje! Niezależność nigdy nie była Boską zasadą. Bóg uczynił nas także zależnymi od siebie nawzajem. Także w ca¬łym porządku Bożego stworzenia nie panowała nigdy zasada niezależności. On Sam dał nam wszystkim życie, tchnienie i wszystko (Dzieje 17,25). Niezależność w rzeczach ducho¬wych (gdyby ktoś do tego dążył) jest w końcu samowolą i wolnomyślicielstwem.
To, żeby jedno miejscowe Zgromadzenie mogło działać na odmiennych zasadach niż inne zgromadzenie, jest nie do po¬godzenia z myślą i z Duchem Pisma Świętego. Jeśli apostoł Paweł, jako Boże narzędzie, użyty został do napisania o po¬rządku w zgromadzeniu (a tak właśnie jest w przypadku 1 Li¬stu do Koryntian), to nie pisze on tam tylko do zgromadzenia Bożego, “które jest w Koryncie", ale i do “wszystkich, którzy wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa na każdym miejscu" - Pana ich i naszego (1 Koryntian 1,2). To, co Paweł napi¬sał wierzącym w Koryncie, dotyczy tak samo każdego, kto przyznaje się do Jezusa Chrystusa jako swego Pana, bez względu na to, do którego miejscowego zgromadzenia należy. Kiedy apostoł po¬słał swe umiłowane dziecko, Tymoteusza do Koryntian, aby im przypomnieć o swoich drogach w Panu Jezusie Chrystusie, wówczas dodał: “podobnie jak wszędzie, w każdym zgromadzeniu nauczam" (4,17; gr.). Kiedy w 7 rozdziale omawia relację mię¬dzy mężem a żoną, kończy swe pouczenia w tej sprawie taki¬mi słowami: “Poza tym, niech każdy żyje tak, jak mu wyzna¬czył Pan, w takim stanie, w jakim powołał go Bóg; tak też zarządzam we wszystkich zborach" (w. 17). Co zaś zarządził w zborach w Galacji w sprawie składki, to samo dotyczy tak¬że i nas (16,1).
Wszystko to wskazuje nam, że pomiędzy wierzącymi w róż¬nych miejscach nie było niezależności, ani też być jej nie może. W przeciwnym razie byłoby to nic innego, jak tylko zaprze¬czenie prawdy o jednym ciele Chrystusa na ziemi. Jeśli przej¬dziemy do kwestii “związania" czy “rozwiązania" czegoś przez zgromadzenie, to okaże się, że postanowienia miejscowych zgromadzeń są wiążące dla całego ciała na ziemi. Skoro znaj¬dują one uznanie w niebie (Mateusza 18,18), to czy tym bardziej nie powinny być uznane na każdym miejscu na ziemi, gdzie¬kolwiek wierzący się zgromadzają w jedności Ducha? Czy “w zborze" z 1 Koryntian 5,12 dotyczy tylko miejscowego zgromadzenia? Czy nie odnosi się ono do całego zgromadzenia, podobnie jak “na zewnątrz" rozciąga się na wszystkich tych, którzy są poza zgromadzeniem w świecie? A dary w Liście do Efezjan 4: apo¬stołowie, prorocy, ewangeliści, pasterze - czy Chrystus nie dał tych darów całemu ciału?
Pismo nie zna tego rodzaju myśli o jakiejś konfederacji zbo¬rów miejscowych, z których każdy jest zupełnie autonomiczny. Uchwyćmy się więc mocno tego, co mówi nam List do Efezjan 4,4: “Jedno ciało i jeden Duch, jak też powołani jesteście do jednej nadziei, która należy do waszego powołania". Bóg chce, byśmy pilnie przykładali się do zachowywania jed¬ności Ducha w spójni pokoju (w. 30). Co to natomiast oznacza, tym zajmiemy się przy końcu tej książki. Jeszcze raz z naci¬skiem podkreślmy: negowanie ciała Chrystusa w jego czaso¬wym aspekcie prowadzi nieuchronnie do niebiblijnych zasad i praktyk, które wyraźnie zniesławiają Głowę tego ciała, to jest Chrystusa w niebie, a także przynoszą wielką szkodę dzie¬ciom Bożym.

Ciało Chrystusa w danej miejscowości

Wielokrotnie już posłużyłem się wyrażeniem “miejscowe zgromadzenie". Teraz chcemy nieco bliżej przyjrzeć się tej stronie ciała Chrystusa. Ważny wiersz dla rozważanej tu przez nas kwestii znajdujemy pod koniec 12 rozdziału 1 Li¬stu do Koryntian:
“Wy zaś jesteście ciałem Chrystusowym, a z osobna członkami" (w. 27).
Apostoł mówił do tej pory w sposób ogólny, obejmujący wszy¬stkich wierzących na ziemi, o ciele, jego członkach i ich róż¬norodnych funkcjach, jakie wykonują ku korzyści całości (w. 14-26). Tymczasem teraz wypowiada coś zaskakującego:
“Wy zaś jesteście ciałem Chrystusowym". Kogo ma na myśli przez “wy"? Oczywiście, przede wszystkim wierzących w Koryncie, jak na to wskazuje wstęp w obu Listach do świętych w Koryncie (1 Koryntian 1,2; 2 Koryntian 1,1). Są oni postrzegani nie tylko jako wierzący chrześcijanie na tym miejscu, ale jako stanowiący miejscowe Zgromadzenie w Koryncie, które z kolei było wyrazem więk¬szej prawdy, to jest ciała.
Mamy tutaj więc ciało Chrystusa w jego aspekcie miejsco¬wym. To jedna ze szczególnie ważnych stron, jeśli chodzi o przedstawienie jednego ciała i o nasze schodzenie się jako jego członków. Bóg chce, aby ciało Chrystusa na tym czy na tam¬tym miejscu było widoczne na ziemi. W tym sensie więc wierzący w Koryncie byli ciałem Chrystusa. Nie byli oni jednak ciałem Chrystusa w Koryncie, tak jakby inni wierzący w in¬nych miejscowościach byli z tego wyłączeni (znamiennym fak¬tem jest, że w tekście greckim tutaj przed słowem “ciało" nie wy¬stępuje rodzajnik), lecz nosili jako miejscowe Zgromadzenie cechy ciała Chrystusa i mieli to ciało objawiać na swoim miej¬scu.
Takie są myśli Boże w odniesieniu do każdego miejscowego zgromadzenia - również i dzisiaj. Niezależnie od tego, czy dzie¬ci Boże to rozumieją, czy też nie, Bóg traktuje wszystkich wie¬rzących w danej miejscowości jako ciało Chrystusa, to zna¬czy jako wyraz tego ciała w danej miejscowości. Niosą oni tę odpowiedzialność i mają przywilej postępowania w swojej miejscowości dla Chrystusa i w zgodzie z jednością ciała. Jest tylko jedno ciało, tak jak jest tylko jedna Głowa - Chrystus. Wszelka niezależność jest wykluczona. Tylko Pan Jezus ma prawo kierować swoim zgromadzeniem. To, że zasady te mają dla wierzących olbrzymią wagę, rozpozna każdy szczery chrześcijanin. Z pewnością świadectwo kościoła znajduje się dzisiaj w ru¬inie i żadna grupa w jakiejś miejscowości nie może twierdzić, że jest ciałem Chrystusa. Bóg jednak nie daje nam w tych dniach upadku żadnych innych, nowych zasad, według któ¬rych mielibyśmy postępować. Tak przedtem, jak i teraz, jeste¬śmy powołani do tego, by wyrażać charakter jedności ciała i odrzucać wszystko, co byłoby jej zaprzeczeniem. Oby Bóg udzielił swej łaski i błogosławił te rozważania!

Tajemnica jego woli

Pod koniec pierwszego rozdziału Listu do Efezjan przedsta¬wione jest ciało Chrystusa w swym aspekcie wiecznym. Mo¬żemy też powiedzieć: ciało Chrystusa według Bożych zamie¬rzeń. Nim jednak zajmiemy się tą nadzwyczaj drogocenną stroną zgromadzenia, dobrze będzie mieć jasność w kwestii tego, co Bóg Sam w Sobie postanowił dla “zarządzania pełnią czasów", to znaczy na czas tysiącletniego królestwa. Boży zamiar w spojrzeniu na Pana Jezusa Chrystusa i na Zgromadzenie w ostatnim szafarstwie {wieku}, nazwany w wierszu 10 “tajemnicą jego woli", osiągnie swój szczyt w połączeniu w Chrystusie “w jedną całość wszystkiego, i tego, co jest na niebiosach, i tego, co jest na zie¬mi w nim". Znaczy to, że wolą Bożą jest, aby Pan Jezus Chrystus jako uwielbiony człowiek miał panowanie nad całym wszech¬światem. Tak wygląda pierwsza, główna część tej tajemnicy. Druga, poboczna jej część opisana jest w wierszach 11-14. Wierzący czasu łaski uzyskali w Panu Jezusie Chrystusie dziedzictwo i będą wraz z Nim panowali. Pan Jezus Chrystus w tysiącletnim królestwie bę¬dzie posiadał i sprawował absolutnie najwyższe panowanie nad niebem i ziemią, a oni już nigdy nie będą od niego odłą¬czeni, lecz pod jego pokojowym panowaniem będą stanowili jednolitą całość. Pan Jezus Chrystus będzie panował nad wszystkim z wyjątkiem swojego zgromadzenia - ono bowiem będzie pano¬wało wraz z Nim .
Już teraz Zgromadzenie ma wielki przywilej i niezmierne błogosławieństwo, że jest złączone z Panem Jezusem Chrystusem, należy do Niego i jest w Nim. Jakimiż błogosławieństwami może się ra¬dować Zgromadzenie! Oczywiście, zawiodło ono w swej odpo¬wiedzialności za Boże świadectwo tu na ziemi, podobnie jak człowiek zawiódł w każdym wcześniejszym wieku. Zobaczy¬liśmy to już przy rozważaniu siedmiu wieków w na początku naszych rozważań. W wypełnieniu czasów zaś, w siódmej epoce, Pan Jezus Chrystus będzie rządził jako człowiek i spełni wszyst¬kie myśli Boże właśnie na tej scenie, gdzie Bóg był dotych¬czas tak znieważony. W tysiącletnim panowaniu Chrystusa całe stworzenie będzie miało udział w błogosławieństwach jego rządów, w błogosławieństwach, które wypływają tylko z łaski Bożej, a których podstawą jest także dzieło dokonane przez Pana Jezusa Chrystusa na krzyżu. Smutek, cierpienia i poddanie stworzenia marności (Rzymian 8,20), czas duchowej ślepoty ludu Bożego sprzed wieków (Izraela) i czas głupich rządów naro¬dów wówczas się zakończą. Nie będzie również wtedy słabości Zgromadzenia, rozdarcia wśród wierzących i mocy szata¬na ku zwodzeniu ludzkości.
Teraz całe stworzenie jeszcze wzdycha, gdyż wszystkie te rzeczy są jeszcze obecne. Na skutek grzechu stworzenie zo¬stało poddane wszelkim rodzajom cierpień i chorób, a nawet śmierci. Bóg jednak położy temu wszystkiemu kres, kiedy Pan Jezus Chrystus przyjdzie, aby panować nad całym cierpiącym stwo¬rzeniem, szatan zostanie wówczas związany, a ludzie będą wyzwoleni od zniewolenia i zwiedzenia. Wtedy Bóg będzie bło¬gosławił swój ziemski lud pod panowaniem i królowaniem Mesjasza – Pana Jezusa. Będzie też błogosławił każdy naród, pośród które¬go Pan Jezus Chrystus będzie uświęcony. Również sama ziemia nie po¬zostanie w swoim dzisiejszym stanie biedy i nędzy, lecz prze¬kleństwo zostanie usunięte, a nawet pustynia zakwitnie radosnymi barwami. Cała obecna scena zostanie przemie¬niona, Pan Jezus Chrystus będzie źródłem i centrum wszelkiego błogo¬sławieństwa. Jako “Mocniejszy" zwiąże mocarza - “nasienie niewiasty zetrze głowę wężowi". On jest Panem nieba i ziemi; jako Mesjasz będzie panował nad swoim ziemskim ludem, a ja¬ko Syn Człowieczy również nad narodami całej ziemi. Obec¬ny niespokojny świat będzie wtenczas zupełnie uzdrowiony; Pan Jezus Chrystus ukaże się i każde oko będzie Go widziało w jego wspaniałości. Wtedy też będzie On uwielbiony w swoich świę¬tych, którzy wraz z nim pojawią się w chwale, i podziwiać Go będą w tych wszyscy, którzy uwierzyli (2 Tesaloniczan 1,10). Oto za¬miar Boga, pokazany tu pokrótce; taka jest tajemnica Jego woli. Niech Jego wspaniałe Imię będzie za to wysławiane!


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 18:53

Jego pełnia

Przedstawiwszy w Liście do Efezjan 1,10-11 Boży zamiar do¬tyczący tysiącletniego królestwa, w dwóch ostatnich wierszach tego rozdziału apostoł mówi o ciele Chrystusa w jego ab¬solutnym, ponadczasowym (wiecznym) sensie, mówiąc:
“I wszystko poddał pod nogi Jego, a Jego Samego postanowił ponad wszystkim Głową Kościoła, który jest ciałem Jego, pełnią Tego, który Sam wszystko we wszystkim wypełnia" (wiersze 22-23).
O tym, że Pan Jezus Chrystus będzie kiedyś nad wszystkim panował, była już mowa; ale i dzisiaj Bóg wszystko Mu poddał. Już dzi¬siaj Pan Jezus Chrystus jako Syn Człowieczy jest Głową nad wszystkim, nad całym wszechświatem, chociaż my tego jeszcze nie wi¬dzimy (Hebrajczyków 2,8). Jakiż kontrast przedstawiony jest tu nasze¬mu sercu: nasz drogi Pan Jezus Chrystus jako człowiek, niegdyś leżący w gro¬bie - teraz jako człowiek (nie jako Bóg, gdyż jako Bóg nie potrzebuje On wywyższenia, gdyż Jest Najwyższy) wywyższony!
Został On wyniesiony do prawicy Bożej w naszej, to jest w ludzkiej naturze, abyśmy mogli mieć udział w Jego wyniesie¬niu. I ta właśnie błogosławiona Osoba dana jest Zgromadze¬niu jako Głowa. Cudowna łaska! Nie mówi się tutaj o Chrystu¬sie jako Głowie Zgromadzenia, mimo że On nią oczywiście jest (Kolosan 1,18), lecz o Głowie ponad wszystkim - jako taką Bóg dał go Zgromadzeniu. Zatrzymajmy się przy tym przez chwi¬lę. W Ewangelii Jana 17 znajdujemy słowa: “Mnie posłałeś". Jaką wartość mamy wobec tego w oczach Ojca, skoro Swego umiłowanego Jedynego Syna daje nam jako podarunek! Jest to rzeczy¬wiście niezmierzona łaska. Tutaj natomiast, w Liście do Efezjan powiedziane jest: “dał Zgromadzeniu". Oby Bóg rozsze¬rzył nasze serca i uzdolnił je do tego, abyśmy mogli zamysły Jego łaski pojąć i z nich korzystać! Jak wielką wartość ma Zgromadzenie dla Bożego serca, skoro Bóg dał Zgromadzeniu tę Osobę, przedmiot Swojej miłości i Swojego upodobania! Co za objawienie Bożej miłości! Nic więcej już Bóg nie mógł dać niż Tego, który zaspokoił wszelkie Jego upodobanie, a którego On wywyższył ponad wszystko jako Głowę. Chrześcijanin jest teraz członkiem Jego ciała, doszedł przez Ducha Świętego do najściślejszej łączności z Nim i nie tylko, że znalazł w Nim życie, ale już teraz raduje się jednością, z Tym, który jest wy¬wyższoną Głową ponad wszystkim.
Chociaż tak właściwie Bóg przekazał panowanie nad wszyst¬kim tylko Adamowi, to jednak podzielała je i Ewa, zgodnie z wolą Bożą, dzięki swojej więzi z Adamem. Podobnie Zgromadzenie, dzięki swej więzi z ostatnim Adamem (1 Koryntian 15,45), “niebiańskim człowiekiem", który jest teraz w niebie, jako jego ciało, ma udział we wszelkiej przekazanej Mu chwale oraz zajmuje jego pozycję panowania nad wszystkim, będąc w nie¬rozerwalnym połączeniu z Nim. Zgromadzenie jest Jego cia¬łem, należymy do Niego, do Głowy. Powinno to wznieść nasze serca wysoko ponad to, co obecnie widzimy. Błogosławione stwierdzenie, że Bóg dał Chrystusa jako głowę ponad wszyst¬kim Zgromadzeniu, pociąga za sobą potrzebę bliższego opi¬sania Zgromadzenia, co następuje w wierszu 23: “które jest ciałem Jego, pełnią Tego, Który Sam wszystko we wszystkim wypełnia". Trzeba nam się nieco skupić, abyśmy po raz pierw¬szy skierowali naszą uwagę na Zgromadzenie jako szczegól¬ny przedmiot Boskiego zamiaru. Temu, czym Pan Jezus Chrystus jest dla Zgromadzenia, już się pokrótce przyglądaliśmy. Zgromadzenie jednak zajmuje także określoną pozycję wobec Jezusa Chrystu¬sa Pana. Skoro więc czytamy tu, że jest ono “Jego ciałem", to wyra¬żenie to zawiera też w sobie w cudowny sposób owo nierozłączne zjednoczenie i więź, jaka istnieje pomiędzy Pier¬worodnym i wieloma braćmi. Zgromadzenie zatem jest:
1. ciałem oraz
2. pełnią Chrystusa.
Obie te prawdy są dla naszego rozumu nie do ogarnięcia, ale możemy je pojąć wiarą i cieszyć się z ich rzeczywistości i drogocenności. Jak szczęśliwie możemy się czuć, że jako chrze¬ścijanie mamy do czynienia z tym Słowem, z prawdą Bożą! Tajemnica jedności Chrystusa i Jego żywych członków jest prawdą, która - jeśli ją urzeczywistniamy w wierze, jako oczy¬wisty fakt - będzie jednym z najważniejszych źródeł radości wierzących.
Prawdą jest po pierwsze to, że Pan Jezus Chrystus jest naszą pełnią jako Pan życia i łaski. On jest wszystkim i we wszystkich. Myśl tę szerzej rozwiniętą widzimy w Liście do Kolosan. Z drugiej strony zaś Zgromadzenie nazwane jest Jego pełnią. A zatem Zgromadzenie - śmiemy tak z uniżonym szacunkiem powie¬dzieć - jest uzupełnieniem Zmartwychwstałego Pana. On Jest zawsze Bogiem Prawdziwym, jak również prawdziwym człowiekiem. Jako Wieczny Boży Syn nie potrzebuje nikogo, aby dopełnił Jego wspaniałości, lecz jako człowiek tak. Chociaż swoją Boską wspaniałością wypełnia On wszechświat, to gdy tylko nastanie czas, w którym się to ob¬jawi, nie będzie On sam, nie będzie odizolowany. Głowa bez ciała byłaby niekompletna: Chrystus byłby „niekompletny” w swojej chwale zmartwychwstania, tak samo jak Adam byłby niekompletny bez Ewy. Więź pomiędzy zgromadzeniem i Nim, Który jest Głową, jest więc wieczna: pozostaną oni razem na zawsze. Tysiącletnie królestwo i nasz udział w panowaniu Chrystusa przeminie, lecz więź błogosławionej jedności z Chry¬stusem będzie trwała wiecznie. Niezmierzona łaska Boża! Nie¬pojęty zamiar Boży!
Oto wieczny aspekt ciała Chrystusa: Pan Jezus chce w wieczności dzielić ze swoim ludem swoje wspaniałości. Od¬wieczny zamysł Boga polega na tym, by Jego Wieczny Syn, błogo¬sławiony i wielbiony, został uwielbiony jako człowiek, aby ku swojej chwale wszelką chwałę i wspaniałość, jaką ma jako zmartwychwstały człowiek, dzielił z tymi, którzy według swej natury byli niczym innym, jak tylko godnymi potępienia, zgubionymi grzesznikami, a którzy teraz są z Panem Jezusem Chrystusem na wysokości, ściśle połączeni. Jakaż to pociecha dla naszych serc, gdy wiemy, że On nie chce bez nas przebywać w przekazanej Mu chwa¬le, że nie chce objąć Swego dziedzictwa bez nas, i że tego bez nas nie uczyni! Wtenczas modlitwa z Ewangelii Jana 17,24 zostanie całkowicie wysłuchana:
“Ojcze! Chcę, aby ci, których Mi dałeś, byli ze Mną, gdzie Ja jestem, aby oglądali chwalę Moją, którą Mi dałeś, gdyż umiłowałeś Mnie przed założeniem świata".
Jeszcze nie osiągnęliśmy tej chwały, umiłowani, lecz już za¬smakowaliśmy tego, co jest lepsze od chwały - Jego Boskiej miłości, która nas tam prowadzi.
3. Zgromadzenie jako dom Boży

Odpowiedzialność

W poprzednim rozdziale rozważaliśmy Zgromadzenie jako cia¬ło Chrystusa; teraz chcemy się nim zająć jako domem Bożym. Są to bowiem dwie różne strony z których można patrzeć na Zgromadzenie, których nie powinniśmy ze sobą mieszać. Zobaczyliśmy już, że ciało Chry¬stusa charakteryzuje się tym, iż jesteśmy ściśle połączeni z uwielbionym Chrystusem oraz pomiędzy sobą, czego dokona¬ła obfitość łaski Bożej. To niebiański aspekt Zgromadzenia. Istnieje też jednak jego strona ziemska, którą przedstawia obraz domu Bożego. Przez stronę “ziemską" rozumiemy tu relację pomiędzy zgromadzeniem a ziemią.
Oczywiście, to całkowicie łaska i niepojęty przywilej móc przebywać tam, gdzie mieszka Bóg; gdzie bowiem On miesz¬ka, tam spływa Jego błogosławieństwo i wznosi się pochwała dla Niego. Mimo to jednak (albo właśnie dlatego) główną kwe¬stią związaną z domem Bożym jest odpowiedzialność:
“... masz wiedzieć, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Zgromadzeniem Boga żywego" (1 Tymoteusza 3,15; gr.)
Jeśli Bóg gdzieś mieszka, to wszystko tam musi być podpo¬rządkowane Jemu, a my jeśli śmiemy przebywać w takim miej¬scu, musimy się zachowywać zgodnie z Jego myślą, bo “Ozdobą domu Twego, Panie, jest świętość po wsze czasy" (Psalm 93,5). Świętość jest istotną cechą domu Bożego. Podkreślone to jest w jednym miejscu w Księdze proroka Ezechiela: “Takie jest prawo o świątyni: Cały jej obszar na szczycie góry wo¬koło ma być świętością nad świętościami - oto takie jest prawo o świątyni" (43,12). Reguły i porządek dla danego domu ustala jego właściciel. Czy samo określenie “dom Boży" nie nakłada już na nas zobowiązania, aby poznawać, szuka¬jąc w Słowie Bożym, jaki jest Boży porządek dla Jego domu i jakie są reguły, według których wszystko tam powinno być kierowane i uporządkowane? Któż z ludzi miałby prawo usta¬nawiać własne reguły dla domu, należącego do kogoś innego, a tym bardziej dla domu Boga? Wiodącą myślą, gdy zajmuje¬my się domem Bożym, jest przede wszystkim odpowiedzial¬ność, a nie przywileje czy pozycja. Zaznaczam jednak, że cho¬dzi tu o dom Boga Żywego, o Zgromadzenie Boże na ziemi, ponieważ apostoł mówi o właściwym postępowaniu w nim. Zgromadzenie nie jest wyidealizowanym tworem myślowym ani czymś mistycznym i nieokreślonym, co by się składało z martwych i żywych - czymś, czego nigdzie nie można znaleźć, gdyż jedna jego część żyje na ziemi, a druga składa się z dusz będących w niebie. Nie, tak nie jest; Zgromadzenie to dom Boga na ziemi, w którym powinniśmy zachowywać się w odpowied¬ni sposób.

Dom modlitwy

Drugą ważną myślą związaną z domem Bożym jest zależność, znajdująca swój szczególny wyraz w modlitwie. Pan Jezus Chrystus powiedział już o świątyni w Jerozolimie: “Dom Mój będzie nazwany domem modlitwy dla wszystkich narodów" (Marka 11,17; gr.). O ileż bardziej prawda ta dotyczy tu Zgroma¬dzenia, jak to wskazuje 1 List do Tymoteusza 2,1-4:
“Przede wszystkim więc napominam, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przeło¬żonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości. Jest to rzecz dobra i miła przed Bogiem, Zbawicielem naszym, któ¬ry chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy".
Dom Boga charakteryzuje się zależnością od Niego, ponieważ On jest Bogiem - Zbawicielem, On też Chce, aby Jego dom był “domem modlitwy dla wszystkich narodów", gdzie byłyby za¬noszone nie tylko błagania i modlitwy o potrzeby Jego dzieci, ale także o wszystkich ludzi, aby jeszcze więcej było zba¬wionych. Powrócimy do tego później, gdy zajmiemy się wspól¬nymi modlitwami. Teraz zależało mi jedynie na tym, aby uczy¬nić wzmiankę dotyczącą drugiej cechy charakteryzującej dom Boży - zależności od Boga. W dalszym ciągu tego rozdziału będziemy jeszcze mówić o kolejnych cechach domu Bożego. Najpierw jednak chcemy zająć się zasadniczym pytaniem: od kiedy Bóg mieszka na ziemi?

Boże zamieszkanie - wynikiem odkupienia

Szczególnie radosne jest to, że Bóg, którego niebiosa niebios nie mogą objąć, pragnie mieszkać u ludzi. Jest to bardzo daw¬ny zamysł Boga, który sięga też aż do przyszłej wieczności.
Bóg nie mieszkał u niewinnego człowieka w ogrodzie Eden - On go tylko odwiedzał, po czym znowu go opuszczał. Wpraw¬dzie już Jakub mówi o domu Bożym (1 Mojżesza 28,17), lecz Bóg nie mieszkał u patriarchów - On im się niekiedy ukazywał, by potem znowu zniknąć im z oczu. To wszystko była łaska, ale nim dokonało się odkupienie - przynajmniej obrazowo - Bóg nie mógł mieszkać u ludzi. Dlatego nie słyszymy nic o Bożym mieszkaniu w Pierwszej Księdze Mojżeszowej. Dopiero w Drugiej Księdze Mojżeszowej, kiedy lud izraelski został wykupio¬ny z niewoli egipskiej (co jest obrazem naszego wykupienia z niewoli szatana przez śmierć Chrystusa), wtedy Bóg powie¬dział do Mojżesza: “I wystawią mi świątynię, abym za¬mieszkał pośród nich" (2 Mojżesza 25,8). Wykupieni Izraelici sto¬jąc na drugim brzegu Morza Czerwonego śpiewali, pełni wiary:
“Wprowadziłeś ich i zasadziłeś na górze dziedzictwa swe¬go, na miejscu, które uczyniłeś swoją siedzibą, Panie, świątynią, którą przy gotowały ręce Twoje” (2 Mojżesza 15,17).
W szafarstwie {wieku} zakonu Bóg mieszkał między swoim ludem ziemskim symbolicznie, raczej w sposób zewnętrzny, ponieważ nie było jeszcze dokonane odkupieńcze dzieło Pana Jezusa Chrystusa. Zakon stanowił podstawę Bożego panowania nad swoim narodem, dlatego chwała, która mieszka w świątyni miała charakter sędziowski. Znieważona jednak przez grzech ludu musiała stop¬niowo odejść od tego ludu, w końcu opuściła ona, ziemską świątynię pośród Izraela (Ezechiela 10,18; 11,23).
Potem na ziemię przyszedł w łasce Pan Jezus Chrystus, a w nim mieszkała cieleśnie pełnia Boskości (Kolosan 1,19; 2,9) a co za tym idzie w Nim była chwała Boża - ale i tę świątynię zburzono (Jana 2,19-21). Mimo to Bóg nie porzuca swoich zamysłów. Ugruntowane na odkupieńczym dziele Pana Jezusa Chrystusa, Zgromadzenie jest dzisiaj miejscem Bożego zamieszkiwania na ziemi. On mieszka tak w nim, jak i w poszczególnym wie¬rzącym, przez Ducha Świętego (1 Koryntian 3,16; 6,19) w sposób dotychczas nieznany. Wprawdzie już Izraelici byli zaznajomie¬ni z myślą o Bożym mieszkaniu, domu Boga, świątyni Bożej i po części radowali się tymi przywilejami; dopiero jednak w wieku chrześcijaństwa mają zastosowanie wyrażenia takie, jak “mieszkanie", “dom" oraz “świątynia", dotyczą one bo¬wiem bezpośrednio dzieci Bożych, które są dzisiaj na ziemi. Od dnia Pięćdziesiątnicy, kiedy uczniowie byli zgromadzeni w Jerozolimie i zstąpił na nich Duch Święty, napełniając cały dom, aż do dziś istnieje ten “dom duchowy". Dzieci Boże, któ¬re były dotąd rozproszone, zostały w tym dniu połączone w Boże domostwo; w domu tym zamieszkał Bóg.
Skoro wspominam krótko o tym, co Pan Jezus Chrystus buduje ku uwielbieniu Boga oraz o naszych przywilejach, jakie się z tym wiążą, to leży mi na sercu, by jeszcze raz przypomnieć, że za¬nim szatański łańcuch został zerwany, zanim dom Boży, w któ¬rym my sami jesteśmy domownikami, mógł powstać, musiała nastąpić śmierć Pana i Zbawiciela. Podobnie ma się rzecz z ciałem Chrystusa. Wszelkie błogosławieństwa, które obecnie Bóg w swej łasce tak nadzwyczaj obficie wylewa na swój lud, są całkowicie rezultatem śmierci jego Jedynego Syna, plonem dokona¬nego w Nim dzieła wykupienia. Przy wszystkich naszych rozważaniach nie traćmy tego z oczu! Jemu należy się cześć i chwała po całą wieczność, a przez Niego Ojcu.

Żywe kamienie

W pierwszym, wprowadzającym rozdziale wspomnieliśmy o tym, że dzisiaj Bóg “nie mieszka w świątyniach ręką zbu¬dowanych" (Dzieje 17,24). Z jakich “kamieni" składa się dom Boży, który Pan Jezus Chrystus Sam buduje, nazywając go “Mój Kościół", czyli Zgromadzenie (Mateusza 16,18) - wyjaśnia nam w drogocen¬ny sposób Piotr w swoim Pierwszym Liście:
“Przystąpcie do Niego, do Kamienia Żywego, przez ludzi wprawdzie odrzuconego, lecz przez Boga wy¬branego jako kosztowny. I wy sami jako kamienie żywe budujcie się w dom duchowy, w kapłaństwo święte, aby składać duchowe ofiary przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa" (1 Piotra 2,4-5).
Piotr uwielbia słowo “żywe". To on powiedział o Panu Jezu¬sie z Nazaretu, że jest On Chrystusem, “Synem Boga Żywego"; tu z kolei mówi o Chrystusie Jezusie Panu jako Kamieniu Żywym, do Którego wszyscy wierzący przychodzą i sami jako kamienie żywe zostają wbudowani w dom duchowy. Jakże cenna myśl! Pan Jezus Chrystus jest Żywym Kamieniem, a my jesteśmy żywymi kamieniami. W jaki sposób staliśmy się żywymi kamieniami, my, którzy jesteśmy jedynie prochem (1 Mojżesza 3,19)? Przez to, że przystąpiliśmy do Niego w wierze (zawsze mamy tak Doń przystępować - uży¬ty tu wyraz grecki zawiera to w swym znaczeniu), usłyszeli¬śmy głos Syna Bożego (Jana 5,25), Jego życie jest teraz i na¬szym życiem. Co za bezpieczeństwo i pewność! On został przez ludzi odrzucony i my tacy jesteśmy, jeśli jesteśmy prawdziwymi dziećmi Bożymi to na pewno cały świat pała do nas głęboką nie dającą się ugasić nienawiścią. U Boga jest On jednak tym wybranym, kosztownym i my uczynieni jesteśmy przyjemny¬mi dla Boga w nim, w Umiłowanym. Z takich to “kamieni" składa się duchowy dom, który oso¬biście buduje Sam Pan Jezus Chrystus, Zgromadzenie; w tym, co On budu¬je, nie ma więc żadnego materiału bez życia, czyli żadnego martwego wyznawcy Niedoskonałość i przemijalność nie mają tam miejsca. Chodzi tu bowiem o Zgromadzenie według Boże¬go zamiaru, dlatego też bramy piekielne go nie zwyciężą (Mateusza 16,18).
Wierzący, jak to wskazuje dalszy ciąg 5 wiersza, są nie tyl¬ko duchowym domem, ale też “kapłaństwem świętym", aby przynosić duchowe ofiary, przyjemne Bogu przez Jezusa Chry¬stusa Pana. Jeśli tak można to wyrazić, nie tylko stanowią oni du¬chową ramę, w której Bóg może mieszkać i gdzie mieszka, lecz również mają ten przywilej, że sami mogą przebywać tam jako kapłani, aby przynosić Mu uwielbienie. To niezwykle istotny aspekt domu duchowego. Powrócimy do tego zagadnienia, kie¬dy w dalszej części tych rozważań będzie mowa o łamaniu chleba.
Skoro słyszeliśmy o domu duchowym, a następnie o kapłań¬stwie świętym, to pomimo że chodzi tu o te same osoby, dla ułatwienia zrozumienia jeszcze raz trzeba przypomnieć, iż Słowo Boże dla wyjaśnienia odmiennych relacji używa innych obrazów. Spotkamy się z tym często także w dalszych rozwa¬żaniach.

Przybytek święty w Panu

Dotychczasowe spostrzeżenia kierują naszą uwagę na ważny ustęp Listu do Efezjan:
“Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i pro¬roków, którego kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus, na Którym cala budowa mocno spo¬jona rośnie w przybytek święty w Panu, w którym i wy się wespół budujecie na mieszkanie Boże w Duchu" (Efezjan 2,19-22).
Wierzący z narodów, którzy niegdyś byli dalecy od obywa¬telstwa izraelskiego i obcy jeśli chodzi o przymierze i obietni¬ce, w których jako poganie nie mieli żadnego działu; ci, któ¬rzy niegdyś nie mieli nadziei i byli bez Boga na świecie, z dala od niego (Efezjan 2,12), teraz - oni, czyli możemy powiedzieć z rado¬ścią: “MY" - staliśmy się przez krew Chrystusa Jezusa Pana bliskimi. Jak¬że błogosławiony to dział! Bóg uczynił nas domownikami, każ¬dego wierzącego uczynił częścią tego, co On sam nazywa “przybytkiem świętym w Panu" (albo “świętą świątynią") , w którym znajdują się kosztowności dla Boga, ofiary chwały i dziękczynienia.
Jeszcze jedno godne jest uwagi: budowla ta rośnie w przy¬bytek święty w Panu, w Panu Jezusie Chrystusie. Gdybyśmy spojrzeli na tę budowlę pod pewnym kątem jako na przybytek, to zauważymy, że ona wciąż rośnie i nie jest jeszcze ukończona. W czasie łaski Bóg wciąż pociąga do Swego Jedynego Syna grzeszne dusze, które jako ożywione kamie¬nie wciąż przychodzą do Niego, a On je włącza do tej budowy. “Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni" (Dzieje 2,47) - w ten sposób rośnie przybytek. Jego budowa nie zakończy się, dopóki nie zostanie weń włączony ostatni wierzący czasu łaski, a sam przybytek znajdzie się w chwale. “Przybytek” ten obejmuje wszystkich świętych od dnia Pięćdziesiątnicy, jak to przedstawia w 1 Liście do Tesaloniczan 4, gdzie widzimy go w górze, w chwale.
Kiedyś więc Zgromadzenie zostanie dopełnione i znajdzie się w chwale Bożej. Pozostanie na zawsze domostwem Boga i w wieczności będzie przybytkiem Bożym, w którym Bóg będzie mieszkał z ludźmi na nowej ziemi (Objawienie 21,3). Niezmierny jest zasięg zamiarów Bożych i Jego łaski!

Boże mieszkanie

Pod koniec Listu do Efezjan 2 mamy pokazaną jeszcze inną stronę Bożej budowy:
“W którym (to znaczy w Panu Jezusie Chrystusie) i wy się wespół budujecie na mieszkanie Boże w Duchu” (w. 22).
“Mieszkanie Boże w Duchu" - oto czym Zgromadzenie jest te¬raz na tej ziemi. Jakiż to wielki przywilej, że wierzący obec¬nie żyjący na ziemi stanowić mogą domostwo Boże, w którym mieszka Bóg przez swego Ducha!
Greckie słowo oznaczające “mieszkanie" (katoiketerion) [Strong = 2732] składa się z dwóch słów: “mieszkańcy" oraz “dom", wzmoc¬nione jeszcze przedrostkiem, przez co jego znaczenie można oddać jako “mieszkanie” albo “miejsce zamieszkania”. Może się komuś wydawać, że różnica między mieszkaniem a domem jest nieznaczna; a jednak ona istnieje. Dom jest mieszkaniem, lecz nie każde miejsce, w którym się mieszka, jest koniecznie domem. Skoro Pismo mówi o “domu Bożym”, to - jak już wspo¬minaliśmy - wskazuje to na naszą odpowiedzialność. Tak czy¬tamy w Liście do Hebrajczyków: “a domem Jego my jeste¬śmy, jeśli tylko aż do końca zachowamy niewzruszenie ufność i chwalebną nadzieję” (3,6). Tacy właśnie przez swą niewzruszoność dowiodą, że rzeczywiście byli częścią domu Bożego; w innym miejscu zaś czytamy: “a jeśli zaczyna się od nas, to jakiż koniec czeka tych, którzy nie wierzą ewan¬gelii Bożej?” (1 Piotra 4,17). O obowiązku odpowiedniego po¬stępowania w domu Bożym już mówiliśmy (1 Tymoteusza 3,15). Wszystko to wchodzi w zakres odpowiedzialności człowieka.
Paweł, mówiąc w powyższym miejscu o “domu Bożym", chce nam pokazać przywilej tych, którzy ośmielają się do tego do¬mostwa zaliczać. Jest to nadzwyczajne błogosławieństwo, ja¬kie spływa na nas z powodu bliskości Boga. Czy zawsze mamy tę świadomość, że jesteśmy domownikami Boga? Czy, będąc tego świadomi, możemy plamić jego świątynię fałszywą nauką albo niestosownym postępowaniem?
To domostwo. Boże mieszkanie, w każdej chwili swego ist¬nienia na ziemi jest kompletne i gotowe. Stanowią je wszyst¬kie dzieci Boże w danym czasie na ziemi. Nie powinniśmy myśleć, że Bóg mógłby mieszkać w domu, który jest gotowy w połowie. Gdzie Bóg mieszka, tam jest miejsce błogosławień¬stwa, stamtąd wychodzi też światło i świadectwo na ten świat.

Ludzki aspekt budowania

Dotychczas z różnych stron rozważaliśmy to, co buduje Pan Jezus Chrystus ; stwierdziliśmy, że On czyni to Sam, że jest to dosko¬nałe i że ma absolutną stabilność: nawet bramy piekła nie przemogą Zgromadzenia {kościoła}. Dotychczas nie było mowy o żadnym in¬nym “budowniczym", ani o innym ludzkim narzędziu. W Pi¬śmie Świętym znajdziemy jednak również budowanie w domu Bożym, za które odpowiedzialność spoczywa na człowieku. Mówi o tym apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian:
“Albowiem współpracownikami Bożymi jesteśmy; wy rolą Bożą, budowlą Bożą jesteście. Według łaski Bożej, która mi jest dana, jako mądry budowniczy założyłem fundament, a inny na nim buduje. Każ¬dy zaś niechaj baczy, jak na nim buduje. Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus. A czy ktoś na tym fundamencie wznosi budo¬wę ze złota, srebra, drogich kamieni, z drzewa, sia¬na, słomy, to wyjdzie na jaw w jego dziele; dzień sądny bowiem to pokaże, gdyż w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień" (1 Koryntian 3,9-13).
We fragmencie tym to człowiek pod okiem Boga i w odpo¬wiedzialności przed Nim pracuje przy Bożej budowie. Jest to jeden z niezwykle ważnych aspektów, który winniśmy nale¬życie rozumieć i odróżniać od domu Bożego budowanego bezpośrednio przez Pana Jezusa Chrystusa, aby uniknąć błędów. Paweł zało¬żył w Koryncie fundament dla wznoszenia Bożej budowy, a fundamentem tym BYŁ I JEST jedynie Chrystus Jezus nasz Pan. Paweł był mą¬drym budowniczym, gdyż przyniósł im jedynie Pana Jezusa Chrystusa i tyl¬ko Jego. Może się zdarzyć, że znajdą się też inni pracownicy, którzy nie zastosują szlachetnego materiału, lecz drewno, sia¬no, słomę. Nie należy sądzić, by “złoto, srebro, drogie kamienie" do¬tyczyły bezpośrednio wierzących, a “drewno, siano, słoma" niewierzących, którzy przychodzą do tego domu. Może to do tego prowadzi, nie jest to jednak naczelna myśl apostoła. Budowanie z kosztownych materiałów wydaje się raczej zasto¬sowaniem zdrowej nauki apostolskiej i pouczeń zgodnych z Pismem, którymi dobrzy pracownicy służą duszom w sposób podobający się Bogu. Wyniki tych starań ostoją się w doświad¬czającym ogniu Bożym w dniu sądu. Ostoją się również ci, któ¬rzy zostali przez nie ukształtowani. Pouczenie bowiem wnika w serca ludzi i kształtuje je - dobra nauka ku dobremu, zła nauka ku złemu.
W tym miejscu Pisma mowa jest o służbie pracowników - o tym, jak i z czego budują. Z używaniem do budowy bezwar¬tościowych materiałów mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś pracuje na założonym już fundamencie słomą ludzkich wymy¬słów oraz ludzką mądrością, co lubili cieleśni Koryntianie. W owym czasie, w dniu sądu, człowiek taki nie znajdzie niczego ze swojej pracy, chociaż będzie wybawiony - lecz jakby przez ogień (w. 15), ponieważ był prawdziwym dzieckiem Bożym. To zaś, że w rozważanym przez nas ustępie chodzi przede wszystkim o naukę, jaką ktoś głosi, potwierdza to wiersz 17:
“Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg”. Może zajść aż tak daleko, że ktoś z niewierzących wprowadzi złe, zgubne nauki i przez to zniszczy świątynię Bożą, niszcząc podstawy chrześcijaństwa. Taki nie tylko nie otrzyma nagro¬dy, ale będzie zgubiony.
Efektem wprowadzenia błędnych nauk było też dostanie się do Zgromadzenia {kościoła} fałszywych ludzi. Chociaż Szymon Czarnoksi꿬nik w Dziejach Apostolskich 8 nie był bezpośrednio skutkiem fałszywej nauki “chrześcijańskiej", to jednak był on jednym z fałszywych ludzi; kiedy został ochrzczony - a był to chyba pierwszy taki przypadek w historii kościoła chrześcijańskie¬go, że ochrzczono wyznawcę nie posiadającego życia od Boga - został tym samym przydany do domu Bożego w aspekcie zewnętrznym. Właściwie od tego momentu zewnętrzny dom Boży jest objętościowo większy niż ciało Chrystusa, ono bowiem nie ma nic wspólnego z martwymi członkami. Do tam¬tego czasu oba aspekty pokrywały się, mimo że nie mają one tego samego znaczenia.
Oby każdy sługa Pański kontrolował samego siebie, jak bu¬duje! Wielkim błogosławieństwem Bożym jest, gdy ludziom po¬daje się wyraźną, zdrową naukę Słowa Bożego! Jest też jed¬nak wielkim nieszczęściem, kiedy dusze karmi się pustymi słowami ludzkiej uczoności, przekonaniami oraz wyobraże¬niami człowieka, okłamując i mamiąc. Wielce zgubne dla słuchających jest również to, gdy nadaje się temu, co ludzkie i ziem¬skie, a tym samym przemijające, pieczęć Boskości (złota), pieczęć wykupienia (srebra) oraz pieczęć tego, co się ostoi przed Bogiem (drogocenne kamienie)! Jakże poważnie brzmią słowa:
“Niechaj każdy baczy, jak na Nim buduje.”

Panie słowo Twe wszechmocne,
dziwnie tak dla serc radosne,
Oprócz niego nie ma światła
i innego objawienia.
Twoja prawda, łaska Twoja
pewna w drodze to ostoja.
Szczera wiara, miłość wierna
Tobie, Panie, jest przyjemna.

Wraz z przyjęciem odpowiedzialności przez człowieka, już od samego początku nastąpił smutny i ciągle postępujący bieg wydarzeń. Do domu Bożego w jego zewnętrznym aspekcie, jako wyznania chrześcijańskiego, dołącza się coraz więcej “martwych kamieni", czyli wyznawców bez życia z Boga. Z biegiem czasu staje się coraz powszechniejsze. Pod koniec swe¬go życia apostoł Paweł w Drugim Liście do Tymoteusza nie mówi już o “domu Bożym", lecz porównuje wyznanie chrze¬ścijańskie do “wielkiego domu", w którym są naczynia ku sła¬wie i naczynia ku niesławie. Tak przerażający jest wynik tego, co buduje człowiek. Co jednak ma czynić prawdziwy wierzą¬cy w takich czasach i jaka pomoc stoi do jego dyspozycji po¬śród tego powszechnego upadku, przedstawione będzie na końcu tych naszych rozważań.



4. Zgromadzenie jako świecznik

W charakterze świecznika Zgromadzenie przedstawione jest dopiero w ostatniej księdze Biblii, w Objawieniu. Narzędziem, którego Bóg użył do napisania tej księgi, nie był apostoł Paweł, ale Jan, który dla Słowa Bożego i dla świadectwa Jezusa zo¬stał wygnany na wyspę Patmos. Tam otrzymał on wizję obja¬wienia Jezusa Chrystusa Pana (Objawienie 1,1). Kiedy w dniu Pańskim był „w Duchu", słyszał za sobą głos jakby trąby, który mówił:
„To, co widzisz, zapisz w księdze i wyślij do sied¬miu zborów: do Efezu i do Smyrny, i do Pergamonu, i do Tiatyry, i do Sardes, i do Filadelfii, i doLaodycei. I obróciłem się, aby zobaczyć, co to za głos, któ¬ry mówił do mnie; a gdy się obróciłem, ujrzałem sie¬dem złotych świeczników, a pośród tych świeczni¬ków kogoś podobnego do Syna Człowieczego, odzia¬nego w szatę do stóp długą i przepasanego przez pierś złotym pasem; głowa zaś jego i włosy były lśniące jak śnieżnobiała wełna, a oczy jego jak pło¬mień ognisty, a nogi jego podobne do mosiądzu w piecu rozżarzonego, głos zaś jego jakby szum wielu wód... Napisz więc, co widziałeś i co jest, i co się sta¬nie potem. Co do tajemnicy siedmiu gwiazd, które widziałeś w prawej dłoni mojej, i siedmiu złotych świeczników: siedem gwiazd, to aniołowie siedmiu zborów, a siedem świeczników, to siedem zborów” (Objawienie 1,11-16.19-20).

Pan Jezus Chrystus jako Sędzia

Znamienne jest także to, że Jan ów potężny głos słyszał za sobą; żeby Go zobaczyć, zmuszony był się odwrócić (w. 12). Widać stąd, że zanim ujrzał właściwą, proroczą część tej księ¬gi, która zaczyna się dopiero w czwartym rozdziale („Wstąp tutaj, a pokażę ci, co się ma stać potem”), dane mu wpierw było w wierszu 19 pewne spojrzenie wstecz na czasy kościo¬ła na ziemi („Napisz więc, ...co jest”). Dzięki temu mógł zo¬baczyć zarówno Pana Jezusa Chrystusa, jak i Zgromadzenie od zupełnie innej strony niż dotychczas. I my niekiedy musimy się odwró¬cić, aby widzieć Pana Jezusa Chrystusa nie tylko jako pełnego miłości Zbawiciela, ale też w zupełnie innych Jego rysach. Często skła¬niamy się do jednostronności i do tego, by zajmować się jedy¬nie tymi rzeczami, które są przyjemne i pocieszające, łatwo natomiast przeoczamy to, że przecież istnieją też i inne, tak samo ważne, które trzeba wziąć pod uwagę. Prawdą jest, że Bóg przedstawia się nam w miłości i łasce; ale prawdą jest także to, że jest On święty i sprawiedliwy i że położy wszyst¬kich nieprzyjaciół Swego Syna jako podnóżek Jego stóp. Ten właśnie aspekt pokazuje nam Księga Objawienia. Jest to bar¬dzo poważna kwestia, niezbędna do uwielbiania zarówno Boga jak i Chrystusa Jezusa, naszego Pana.
Zgodnie z sędziowskim charakterem tej księgi Pan Jezus pokazuje się Janowi w taki sposób, iż w rezultacie ten upadł u jego nóg jak nieżywy. Jan widzi Pana Jezusa Chrystusa podobnego do Syna Człowieczego, mającego zarazem znamiona „Sędziwe¬go" z Księgi Daniela 7 (porównaj Daniela 7,9.13 i 10,5-6). Pomimo że jest On człowiekiem, jest On także Bogiem. Nie możemy teraz zająć się wszystkimi pokazanymi w tym miejscu cechami Pana Jezusa Chrystusa, które są - trzeba to zaznaczyć - na wskroś sędziowskie. Dwa, trzy przykłady pozwolą to uwydatnić.
„Odzianego w szatę do stóp długą”. Pan Jezus Chrystus nie odkłada tu swe¬go odzienia na bok ani nie jest ono podwinięte, jak w Ewange¬lii Jana 13 i Łukasza 12, gdzie usługuje On swoim uczniom, lecz jako znak Jego godności, podobnie jak szata najwyższego kapłana, sięga ona aż do stóp. Nie nosi też pasa wokół bio¬der, lecz jest „przepasany przez pierś złotym pasem". Złoto symbolizuje Boską sprawiedliwość, w jakiej Pan Jezus Chrystus Który Jest Jedynym Prawdziwym Bogiem będzie sądził nieprzekupnie. Miłość musi tu w pewnej mierze pozostać w tyle. Głowa Pana Jezusa Chrystusa i jego włosy są białe jak wełna, jak śnieg, co przypomina nam niezgłębioną mądrość „Sędziwego", sędzie¬go nad królestwami ziemi. To zaś, że Jego oczy są niczym pło¬mień ognia, nie wymaga niemal żadnego wyjaśnienia. Dla na¬szego zagadnienia ma to znaczenie szczególne: jest On absolutnie Wszechwiedzący, zagląda do najskrytszych głębin serc. On też rozsądza siedem świeczników, pośród których widzi go Jan.

Siedem zgromadzeń

Zanim zastanowimy się nad znaczeniem „siedmiu złotych świeczników", chciałbym powiedzieć coś o wyrażeniu „siedem zgromadzeń". Służba apostoła Pawła polegała na rozwinię¬ciu prawdy dotyczącej zgromadzenia jako ciała Chrystusa i do¬mostwa Bożego. W tej księdze natomiast zadanie apostoła Jana było inne. Miał on napisać do siedmiu zgromadzeń w prowincji azjatyckiej.
Tych siedem zgromadzeń ma z pewnością podwójne zna¬czenie. Pierwsze dotyczy faktycznego ich istnienia w tym cza¬sie w owych okolicach; każde z tych zgromadzeń znajdowało się w określonym stanie moralnym, który był różny w zależ¬ności od miejsca. Za drugim znaczeniem przemawia fakt, że Pan Jezus Chrystus wybiera ich właśnie siedem i że w Swojej wspaniałości przechadza się pośród siedmiu świeczników, sądząc i wyrokując; jasne jest więc, że znaczenie tych siedmiu istniejących wówczas zgromadzeń wykracza znacznie dalej. „Siedem" mówi w Piśmie o czymś, co w sensie duchowym jest doskona¬łe. Rozpoznajemy, że Pan w siedmiu listach do siedmiu zbo¬rów chciał nam dać kompletny przegląd historii kościoła chrze¬ścijańskiego na ziemi podczas Jego nieobecności, aż do czasu, gdy Przyjdzie, aby go zabrać. A skoro w wierszu 19 podany jest potrójny podział tej Księgi:
„co widziałeś” (Pan Jezus ukazuje się jako Sędzia w r. 1);
„co jest” (zarys rozwoju chrześcijańskiego świadectwa na ziemi do powtórnego przyjścia Pana Jezusa Chrystusa w Objawieniu w rozdziałach 2-3);
„co się stanie potem” (właściwa, prorocza część tej Księgi od rozdziału 4, który również zaczyna się od słowa „potem”).
Wyrażenie „co jest” pasuje do określenia obecnego wieku chrześcijańskiego wyznania na tej ziemi. Ograniczmy się do krótkich uwag o tym interesującym przedmiocie, gdyż na koń¬cu tego rozdziału jeszcze raz szerzej to poruszymy.
Teraz przyjrzyjmy się jednemu: kiedy Pan Jezus Chrystus mówi w tej księdze o „siedmiu zgromadzeniach", to w żaden sposób nie przeczy to prawdzie o jednym ciele ani nie wskazuje - jak nie¬którzy mniemają - na to, że chciał On mieć pojedyncze, nie¬zależne od siebie zgromadzenia. Pan Jezus Chrystus nigdy sobie nie zaprze¬cza. Prawda natomiast jest taka, że chciał On dać nam przegląd dziejów kościoła na ziemi i że widział tutaj Zgromadzenie w szczególnym charakterze, jak to zaraz zobaczymy. Poznaliśmy już, że Pismo pokazuje nam miejscowe zgroma¬dzenia; zrozumieliśmy jednak również, że według Bożych myśli miejscowe zgromadzenia nie są żadnymi niezależnymi, autonomicznymi jednostkami, lecz miejscowym wyrazem szer¬szej prawdy - to znaczy jedności całego Zgromadzenia. Tego pouczenia zaś w Objawieniu nie mamy.

Izrael - Boży świecznik

„Świecznik” jest symbolem zaczerpniętym ze Starego Testa¬mentu. Już w ziemskiej świątyni Bożej na pustyni, w przybyt¬ku zgromadzenia stał w miejscu świętym siedmioramienny świecznik ze szczerego złota (2 Mojżesza 25,31-40). Jego światło oświetlało ciemne wnętrze miejsca świętego i w jego świetle kapłani sprawowali swoją służbę. Następnie, w świątyni Sa¬lomonowej w Jerozolimie, znajdowało się w przybytku świątyni dziesięć złotych świeczników (2 Kronik 4,7).
Światło - o tym właśnie mówi nam ten symbol - było tylko tam, w Izraelu. Świat leżał w ciemności. A skoro Bóg miesz¬kał pośród swego ziemskiego ludu i tam rozprzestrzeniał Bo¬skie światło, to chciał też użyć tego narodu do tego, aby od¬bierane światło podawali dalej tym, którzy siedzieli w ciemności. Jednym słowem: Izrael został powołany, by nieść Boże światło, aby był Boskim świecznikiem przed tym świa¬tem. Jedynie w Izraelu można było otrzymać wyjaśnienia do¬tyczące prawdziwego Boga, Jego Boskich myśli i prawd, jak powiedział On do tego ludu przez proroka: „Wy jesteście mo¬imi świadkami” (Izajasza 43,10). Jeszcze w czasach Nowego Testamentu skarbnik królewski z Etiopii wyruszył w daleką podróż do Jerozolimy w nadziei, że otrzyma tam wyjaśnienia. Czy je tam znalazł? Nie, gdyż Izrael, który był tak uprzywile¬jowany, jako świecznik Boży już dawno zawiódł! A kiedy „prawdziwe światło” przyszło na świat, wtedy ludzie - w szczególności Żydzi - umiłowali bardziej ciemność niż świa¬tło i zabili Pana chwały, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Jest to stara, smutna historia: ilekroć Bóg powierzył coś człowiekowi, człowiek zawiódł i okazał się niewiernym.

Sąd nad Izraelem

Kiedy w dniu Pięćdziesiątnicy przez zstąpienie Ducha Świę¬tego utworzone zostało Zgromadzenie {kościół}, rozprzestrzeniało się w duchowym i moralnym sensie jasne, Boskie światło; Boża obec¬ność i światłość zostały darowane chrześcijanom i nie mogły pozostać w ukryciu. Co do tego nie może być żadnej wątpli¬wości. W Liście do Filipian czytamy, że dzieci Boże świecą jako „światła na świecie", „zachowując słowa żywota" (Filipian 2,15-16). Dopóki jednak istniała Jerozolima, a tym samym i sys¬tem żydowski, znajdował się tam ten odpowiedzialny wobec świata świecznik.
Prawdziwie, Jerozolima stała się niewierną, wzięła na sie¬bie okropną winę krwi, zabijając Sprawiedliwego i Świętego; był to system bez życia, który Bóg już osądził. Brakowało tyl¬ko, jak ktoś słusznie zauważył, jego grabarza. Ale i ten wkrótce się zjawił. Dopóki jednak istniała zewnętrzna strona systemu, istniała także jego odpowiedzialność przed światem.
Dlatego nie mogło być mowy o Zgromadzeniu jako Bożym świeczniku, dopóki Jerozolima nie została zniszczona. Jeśli chodzi o chrześcijan, byli oni dotąd w oczach świata, tak czy owak, jedynie odłamem Żydów. Widać to między innymi w tym, że znana chrześcijańska para małżeńska, Akwila i Pryscylla, musiała opuścić Rzym i udać się do Koryntu, ponieważ cesarz Klaudiusz wydał rozkaz, aby wszyscy Żydzi opuścili Rzym (Dzieje 18,2).
Bóg długo powstrzymywał się z wykonaniem sądu nad Je¬rozolimą. Krótko przed ukrzyżowaniem Pana Jezusa Chrystusa powie¬dział o tym: „Oto wam dom wasz pusty zostanie" (Mateusza 23,38). A w podobieństwie o królu, który przygotował swemu synowi wesele, tak opisał sąd nad Jerozolimą: „I rozgniewał się król, a wysławszy swe wojska, wytracił owych mor¬derców i miasto ich spalił” (Mateusza 22,7). Po Śmierci i Zmart¬wychwstaniu Pana Jezusa Chrystusa jednak, w swej nieporównanej łasce mimo wszystko jeszcze raz pozwolił, by Piotr głosił temu narodowi upamiętanie, aby nadeszły czasy otrzeźwienia i grzechy ich mogły być zgładzone (Dzieje 3). Oferta ta nie została jednak przyjęta, podobnie jak ostatnie orędzie Ducha Świętego, wy¬głoszone do nich przez Szczepana. Przez ukamienowanie go dowiedli niedwuznacznie: Nie chcemy, aby ten" - wówczas już uwielbiony Chrystus Jezus Pan - „królował nad nami" (Łukasza 19,14). Było to nieprzebaczalne bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu.
Od tego momentu Bóg nie zwracał się więcej do nich jako do narodu. Dla nich już wszystko przeminęło. A mimo to Bóg pozwolił, by od ukamienowania Szczepana upłynęło jeszcze około trzydziestu lat, zanim rzymska armia przyszła zająć Jerozolimę, „święte miasto", by potem, w 70 roku po Chrystu¬sie zrównać z ziemią to, tak niegdyś uprzywilejowane miasto. Wiemy z historii, że Tytus, rzymski dowódca wojsk, wydal ścisły nakaz, aby uchronić od zniszczenia wspaniałą budowlę Heroda. Jednak jakiś pijany żołnierz, jak to wiemy z przeka¬zu historycznego, wrzucił do świątyni płonącą pochodnię, wskutek czego spaliła się ona doszczętnie. Złoto, którego było w świątyni bardzo wiele „powchodziło” między kamienie, i chcąc je odzyskać, rzymscy żołnierze kamień po kamieniu przeglądali w celu odzyskania złota. Rzeczywiście, słowa Pana „Nie pozostanie tu kamień na kamieniu” znalazły swoje dosłow¬ne spełnienie (Mateusza 24,2). W ten niemożliwy do przewidzenia sposób Bóg oficjalnie przed całym światem usunął z Jerozoli¬my Swój świecznik!

Pośród siedmiu złotych świeczników

Wraz ze zburzeniem Jerozolimy chrześcijańskie wyznanie, chrześcijaństwo jako publiczny świadek Boga weszło na miej¬sce Izraela. Teraz ono jest Bożym świecznikiem na ziemi, od¬powiedzialnym za rozprzestrzenianie Jego światła w tym ciem¬nym świecie. Taki jest charakter Zgromadzenia, jaki widzimy w Objawieniu. Wiemy już, że liczba siedem wskazuje na peł¬ny opis następujących po sobie okresów, i ich stanu w historii na ziemi.
Ponadto dowiadujemy się tutaj, że każde miejscowe Zgromadzenie odpowiedzialne jest za świadectwo dla Boga w swo¬jej miejscowości. Tu mogę skierować do mojego czytelnika pytanie: czy jesteś świadomy tej wspólnej odpowiedzialno¬ści? Może pilnie starasz się, żeby twoje osobiste drogi były zgodne z myślami Bożymi i abyś go w swoim życiu uwielbił. Owszem, jest to bardzo dobre. Czy jednak pomyślałeś też o tym, że Bóg postawił swój lud przed wspólną odpowiedzial¬nością? On widzi wierzących w danym miejscu jako świecz¬nik: jako Zgromadzenie i jako wspólne świadectwo mamy go wielbić. Czy możesz to uczynić, skoro wciąż tkwisz osobi¬ście i nie wyzwoliłeś się z religijnych i kościelnych więzów, które są Bogu przeciwne? To tak znamienne, że aż zawstydzające, jak mało zważa się na tę wspólną stronę chrześci¬jańskiego życia pomiędzy wierzącymi. Jak poważnie Bóg podchodzi do tych rzeczy, zobaczymy, gdy przejdziemy do rozważania o stole Pańskim.
Musimy jeszcze wymienić jedną cechę tych świeczników: są one ze złota. Wspomnieliśmy już, że złoto jest w Piśmie obra¬zem Boskiej sprawiedliwości, czyli cechy charakteru Boga. To sprawiedliwość Boża uczyniła je odpowiedzialnymi świeczni¬kami, i Boska sprawiedliwość teraz jest ich charakterem, któ¬ry został dany im od Boga. Czy jednak odpowiadają one w swej istocie myślom Tego, który je ustanowił? Czy objawiają one z osobna i razem Boską sprawiedliwość?
To rozsądza Pan Jezus Chrystus. On jest pośród tych siedmiu złotych świecz¬ników, i przechadza się pośród nich (Objawienie 1,13; 2,1). Ma tam Swoje miejsce i sprawdza, czy dają one światło, czy też nie. Gotów jest uznać i umacniać w nich to, co zaświadcza o Nim. Gotów jest również sądzić to, co w kręgu chrześcijańskiego wyznania Mu nie odpowiada. Jego oczy niczym płomienie ognia przenikają cienki płaszcz gorliwych chrześcijańskich czynności i rozpoznają, czy posłuszeństwo względem Jego Sło¬wa stanowi naczelną zasadę, czy wypromieniowane „światło" jest naprawdę odbiciem Jego istoty. Pan Jezus Chrystus pośród siedmiu złotych świeczników - to niezwykle istotna myśl! W Ewange¬lii Mateusza 18,20 - miejscu, którym się jeszcze będziemy zaj¬mowali, a które stanowi centralny punkt tej książki - widzi¬my Pana Jezusa Chrystusa pośrodku tych, którzy są zgromadzeni do Jego imienia. Jest to nieskończona łaska i błogosławieństwo. Tu natomiast widzimy Go pośrodku siedmiu złotych świeczników. To aspekt odpowiedzialności - naszej odpowiedzialności, umi¬łowani.

Ruszyć świecznik z jego miejsca

Zobaczyliśmy, że Pan Jezus Chrystus osądza stan każdego miejscowe¬go Zgromadzenia i gotów jest wkroczyć z sądem, jeżeli jego nawoływanie do pokuty i nawrócenia nie znajduje posłuchu. Wiek chrześ¬cijaństwa charakteryzuje się niewiernością i upadkiem, podo¬bnie jak niegdyś w przypadku Izraela. Te siedem listów w roz¬dziale 2 i 3 wskazują na to wyraźnie. Już w pierwszym z nich, do Efezu słyszymy poważne słowa Pana:
„Lecz mam ci za złe, że porzuciłeś pierwszą twoją miłość. Wspomnij więc, z jakiej wyżyny spadłeś i upamiętaj się, i spełniaj uczynki takie, jak pierwej; a jeżeli nie, to przyjdę do ciebie i ruszę świecz¬nik twój z jego miejsca, jeśli się nie upamiętasz" (Objawienie 2,4-5).
„Ruszyć świecznik” nie oznacza wcale, iż możliwe jest, aby wierzący poszli na zgubę. Kto wysuwa taki wniosek, ten po pierwsze nie zauważa, że Słowo Boże mówi jeszcze w innych miejscach o wiecznym bezpieczeństwie wierzących (np. „Nikt nie wyrwie ich z ręki Mojej” - Jana 10,28), a po drugie nie bierze pod uwagę charakteru, jakie ma Zgromadzenie w Ob¬jawieniu. Jest ono tu poddane sądowi Pana Jezusa Chrystusa jako odpowie¬dzialny świadek. Gdyby Zgromadzenie nie osądzało swego sta¬nu, jaki nastąpił wskutek opuszczenia przezeń pierwszej miłości, wtedy Pan Jezus Chrystus usunąłby go z publicznego miejsca, które zajmuje jako świecznik Boży. Dotyczy to zarówno pojedyn¬czych, miejscowych Zgromadzeń w jakimkolwiek czasie, jak też Zgromadzenia w całości pod koniec wieku łaski. Jeśli cho¬dzi o aspekt miejscowy, to musimy przyjąć, że Efez nie upamiętał się, gdyż nie tylko jego świadectwo, lecz także świa¬dectwo wszystkich istniejących wówczas w Małej Azji zgromadzeń zgasło. Pan Jezus Chrystus „ruszył świecznik" z jego miejsca i przeniósł na inne. To bardzo poważna sprawa! I w naszych czasach przeżyliśmy coś podobnego, a zawsze jest to ku na¬szemu głębokiemu zawstydzeniu. Jeśli jakieś Zgromadzenie nie osądza swego stanu i nie powróci do swej pierwszej miło¬ści, to Pan Jezus Chrystus prędzej czy później ten świecznik zabierze. Może ono jeszcze trwać i zewnętrznie iść naprzód, jak to miało miej¬sce w Efezie; nie jest już jednak świecznikiem tego, co Bóg o Sobie objawił w Chrystusie Jezusie Panu Naszym i co chce pokazać też przed świa¬tem.

W ogólnym sensie to, co jest powiedziane do Efezu, dotyczy całego Zgromadzenia. Stan, który widzimy w Efezie, będzie trwał do końca chrześcijaństwa. Wymowa tego jest taka:
opuszczenie pierwszej miłości (czyli fakt, że Pan Jezus Chrystus nie jest już pierwszym obiektem, ku któremu skłania się Zgroma¬dzenie) jest do dziś i będzie do końca charakterystycznym rysem wyznania chrześcijańskiego ogólnie rzecz biorąc, a po¬nadto ciągle jeszcze pojawiać się będą inne skutki tego od¬stępstwa. Tak samo znamienną cechą chrześcijaństwa jest to, że nie wróciło ono do początku i nie pomyślało o tym, skąd spadło; nie upamiętało się i nie wróciło do wykonywania pierwszych uczynków. Nie zważało na ten pierwszy apel Pana Jezusa Chrystusa do Efezu.
Potwierdza to przykład z przeszłości. Choć tyle dobrego Bóg mógł zdziałać przez reformację, to jednak i ona nie przynio¬sła upamiętania w spojrzeniu wstecz, na pierwotną pozycję, z jakiej spadł kościół. Nie przywrócono wieczerzy Pańskiej w jej początkowej prostocie i pięknie. Podobnie nie znaleziono drogi, umożliwiającej Duchowi Świętemu kierownictwo we wspólnym schodzeniu się, jak również pozwalającej na swo¬bodne służenie darami otrzymanymi od Boga. Zamiast tego podtrzymuje się wprowadzone i wymyślone przez ludzi litur¬gie oraz ustanowione przez ludzi, ordynowane „ducho¬wieństwo". Także ruchy, które powstały po reformacji, istnie¬jące do dzisiaj, przerodziły się w niezliczone chrześcijańskie denominacje. Wszystko to pokazuje, że początkowe zło, nad którym Pan Jezus Chrystus musiał ubolewać w Efezie, istnieje do dziś i pro¬wadzić będzie do dalszego odstępstwa, a kiedy Chrystus Jezus Pan z Pi¬sma Świętego zostanie przez tych nieprawdziwych wyznaw¬ców całkowicie zaniechany, doprowadzi to bezpośrednio do wielkiego odstępstwa.
Odpowiedź Pana Jezusa Chrystusa jest jasna i jednoznaczna: usunie On cał¬kiem ten świecznik z chrześcijańskiego wyznania. Jest On wielce cierpliwy, ostrzega i zwleka z wykonaniem sądu, jak niegdyś wobec Izraela. Gdy jednak osiągnie ono stan Laodycei (Objawienie 3,14-22) i to dojrzeje, wtedy Pan Jezus Chrystus wypluje to martwe wyznanie ze Swoich ust. To niezwykle poważna rzecz!
Stan ten opisuje list do Laodycei, a ponieważ poselstwo to zawiera właśnie dla nas w naszych dniach ważne pouczenia, chcemy się zająć tym ustępem nieco dokładniej. Najpierw chciałbym jednak przedstawić krótki przegląd prorockiego znaczenia tych siedmiu listów. Niektóre z podanych w nawia¬sach znaczeń nazw miejscowości są przypuszczalne.

Prorockie znaczenie siedmiu listów

To, że bezpośrednio przed poselstwami do siedmiu zgroma¬dzeń Pan Jezus Chrystus mówi o tajemnicy siedmiu gwiazd w swojej prawicy i siedmiu złotych świeczników (Objawienie 1,20), daje nam wyraźną wska¬zówkę, że listy do siedmiu zgromadzeń zawierają także zna¬czenie, wykraczające daleko poza wówczas aktualne, histo¬ryczne odniesienia. Gdyby bowiem chodziło tylko o istniejące wtedy zgromadzenia, to nie byłoby w tym nic tajemniczego. W rzeczywistości jednak te siedem listów nie tylko daje nam pouczające spojrzenie na ówczesny stan poszczególnych zbo¬rów w Azji (prowincji rzymskiej), lecz stanowi ponadto pro¬roczy przegląd stanu całego wyznaniowego chrześcijaństwa w siedmiu różnych, częściowo po sobie następujących, okre¬sów ich historii.

List do Efezu („Miasto rozkoszne"; niektórzy podają zna¬czenie „Cały zamiar"), który już mieliśmy przed sobą, przed¬stawia nam obraz kościoła w czasach ostatniego z apostołów, względnie krótko po jego zaśnięciu, do roku 167 po Chrystu¬sie. Jego cecha pozytywna to odrzucenie zła, zachowywanie Boskiego porządku, negatywna zaś - porzucenie pierwszej miłości i żywego przywiązania jedynie do osoby Pana Jezusa Chrystusa (Objawienie 2,2-7).

W Smyrnie („Mirra") mamy obraz cierpiącego kościoła. W okresie tym chrześcijanie byli prześladowani przez Rzymian aż do przelania krwi, a rozciągał się on od 167 do 313 roku po Chrystusie. Szatan usiłował wykorzenić młody kościół przez prześladowanie go aż do śmierci! Jednak krew męczenników była zawsze nasieniem kościoła. W zborze tym Pan Jezus Chrystus nie musi niczego ganić (Objawienie 2,8-11).

Pergam („Wysoki Gród"; możliwe też „Wielożeństwo") po¬kazuje nam, jak kościół za Konstantyna Wielkiego stał się ko¬ściołem państwowym. Po ustaniu prześladowań „zaręczył" się ze światem. Przez to zamieszkał w nim szatan. Pogańskie zwyczaje i święta stały się świętami „chrześcijańskimi”. Nastą¬piło pomieszanie elementów chrześcijańskich z pogańskimi. Pan może jednak jeszcze ich pochwalić za to, że trzymają się Jego imienia i wiary chrześcijańskiej (Objawienie 2,12-17).

Czwarty okres w dziejach odpowiedzialności kościoła przed¬stawia Tiatyra („Brama ofiarna" lub „Nieustająca ofiara"). Jest to opis kościoła średniowiecza, około 600 lat po Chrystu¬sie. Pan uznaje tu miłość i wytrwanie w służbie, musi jednak ostro zganić duchowe wszeteczeństwo (zmieszanie się ze świa¬tem) oraz kult bałwanów. Mówi On tu po raz pierwszy o Swo¬im przyjściu, co wskazuje, że stan, jaki był w Tiatyrze, będzie utrzymywał się aż do Jego powtórnego przyjścia. Po raz pierw¬szy też uczyniona jest tu różnica pomiędzy resztką i ogółem chrześcijańskich wyznawców („Wam..., pozostałym"). Tylko tacy znajdują u Niego uznanie. Grupę wiernych wyznawców, stojących na takim stanowisku, uważa Pan Jezus Chrystus za prawdziwy ko¬ściół tamtego czasu. Ta właśnie Boska zasada stosowana jest w Piśmie zawsze, kiedy ogół wyznawców staje się niewierny (Objawienie 2,18-29).

W Sardes („Resztka") mamy stan protestantyzmu w czasie reformacji, a więc w okolicach początku szesnastego stule¬cia. Główną cechą tego okresu jest to, że mimo ortodoksyj¬nej poprawności w nauczaniu brak tam życia Bożego. I tutaj są prawdziwi wierzący, uważani za resztkę; tylko nieliczni w Sardes znajdują uznanie Pana Jezusa Chrystusa, ponieważ nie „splamili się” złem, lecz wykazali się chrześcijańskim postępowaniem. Ogół chrześcijańskich wyznawców zaś potraktowany jest tu tak samo jak świat: Pan Jezus Chrystus w czasie swego ukazania się przyjdzie do nich, jak złodziej w nocy, z sądem (Objawienie 3,1-6).

Filadelfia („Braterska miłość") wskazuje na błogosławio¬ny okres przebudzenia wewnątrz chrześcijańskiego wyznania. Miało ono swój początek w połowie zeszłego 19 stulecia i odzna¬czało się wiernością i miłością względem Pana Jezusa Chrystusa i Jego Słowa. Wiele prawd Słowa Bożego, które w minionych stuleciach zo¬stały wskutek ludzkiej niewierności zagubione, dzięki łasce Bożej odkryto ponownie i z nadzwyczajną energią rozpo¬wszechniono po całym świecie. Miłość braterska stanowiła wówczas podstawę praktycznej społeczności. W przeci¬wieństwie do tych, którzy „mieszkają na ziemi" i na których Pan Jezus Chrystus sprowadzi godzinę pokuszenia, bracia ci urzeczywistnia¬li w swoim życiu to, że tu na ziemi są obcymi i przechodniami. Zachowali bowiem Słowo wytrwałości Jego, oczekując Jego ponownego przyjścia w celu zabrania ich. Pan Jezus Chrystus nie musi u tych wiernych wierzących niczego ganić, przeciwnie - daje im, i to w ogóle po raz pierwszy, zapewnienie o Swoim bliskim przyj¬ściu. Tym samym wskazuje On na dwie rzeczy: 1) że zachowa ich od godziny pokuszenia *, jakie przyjdzie na cały okrąg ziemi; 2) że taki stan, taka duchowa sytuacja trwać będzie w chrześcijaństwie aż do Jego ponownego przyjścia jako „Gwiazdy zaran¬nej" (Objawienie 3,7-13).
To, że cenione przez Pana Jezusa Chrystusa cechy będzie można zauważyć tylko u owej resztki, podczas gdy ogół chrześcijańskich wyznawców pójdzie inną drogą, widzimy wyraźnie w ostatnim poselstwie - liście do Laodycei („Prawa ludu"). Główne ce¬chy tego okresu, który rozpoczął się już w dziewiętnastym stu¬leciu i trwa do dziś, są: letniość, obojętność, materializm, racjo¬nalizm, samozadowolenie. Brakuje natomiast tego, co jest naprawdę chrześcijańskie i Boże. Patrząc na ostatni okres odpowiedzialności kościoła na ziemi, Pan Jezus Chrystus nie może już nicze¬go pochwalić. Nie mówi też już o Swym przyjściu, lecz o tym, że to martwe wyznanie wypluje ze swoich ust (Objawienie 3,14-22).

Laodycea - chrześcijaństwo w swej ostatniej fazie
Po przeglądzie tym chcemy nieco szerzej zająć się listem do Laodycei, a przynajmniej jego pierwszą częścią. List ten ma szczególnie duże znaczenie, ponieważ charakteryzuje ostat¬ni okres chrześcijaństwa i ostrzega każdego prawdziwego chrześcijanina przed przyjęciem takich cech, które w oczach Pana Jezusa Chrystusa czynią go godnym odrazy.
„Do anioła zboru w Laodycei napisz: To mówi Ten, który jest Amen, świadek wiemy i prawdziwy, po¬czątek stworzenia Bożego: Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust Moich. Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły, radzę ci, abyś nabył u Mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja, oraz maści, by nią nama¬ścić oczy twoje, abyś przejrzał" (Objawienie 3,14-18).

Pan Jezus Chrystus - Amen

Na mrocznym tle stanu Laodycei, o którym szeroko dowia¬dujemy się z przedstawionych wierszy, sposób, w jaki Pan Jezus Chrystus przedstawia się temu zgromadzeniu, jest szczególnie piękne¬go rodzaju. Pan Jezus Chrystus nazywa siebie tutaj „Amen”. Amen oznacza „zaprawdę”, „pewnie”. Na końcu modlitwy ma ono sens po¬twierdzenia i poparcia: niech tak będzie!
Klucz do zrozumienia tego imienia Pana Jezusa Chrystusa znajduje się w 2 Koryntian 1,20: „Bo obietnice Boże, ile ich było, w Nim znalazły swo¬je «Tak»; dlatego też przez Niego mówimy «Amen» ku chwale Bożej”. W Chrystusie Jezusie Panu, Wiecznym Synu Bożym i tylko w Nim mo¬żemy zanosić to „Tak” i „Amen” Boga ku chwale. Wszelkie Boże obietnice znajdują w Panu Jezusie Chrystusie swoje potwierdzenie i pewność. Pan Jezus Chrystus jest równocześnie ostatnim Słowem Boga, Jego „Amen". Jakież pocieszenie dla nas, umiłowani! Chociaż Zgromadzenie zawiodło w tym, co mu Bóg powierzył do za¬chowania, to jednak Pan Jezus Chrystus zajmuje teraz miejsce Zgroma¬dzenia i na podłożu dokonanego odkupienia jako „Amen” po¬twierdza wszystkie obietnice, jakie Bóg darował Swojemu ludowi.
Jeżeli nawet dzisiaj nieomal wszystkie cenne rzeczy, mówią¬ce o Bogu i Jego Chrystusie – naszym Panu są niszczone i wymykają się lu¬dziom; skoro w naszych dniach zarzuca się nie tylko chrze¬ścijański, ale wszelki porządek - to pomimo to Pan Jezus Chrystus Jest i pozostaje „Amen”. Trzymajmy się tego mocno i miejmy to na uwadze właśnie wtedy, gdy kierujemy nasze spojrzenie na dzi¬siejszy duchowy stan chrześcijaństwa i widzimy, jaki jest wy¬rok Pana Jezusa Chrystusa co do niego!

Chrystus - Świadek Wiemy i Prawdziwy

Także drugie imię Pana Jezusa Chrystusa, Świadek Wierny i Prawdziwy, wiąże się z tym, czym powinno być Zgromadzenie. „Będziecie Mo¬imi świadkami", powiedział zmartwychwstały Chrystus Pan do Swo¬ich uczniów przed wniebowstąpieniem (Dzieje 1,8). Oto, czym Zgromadzenie powinno być przed Bogiem i przed światem:
świadkiem o Chrystusie Jezusie Panu. Takie jest właśnie także, jak już widzieliśmy, symboliczne znaczenie owych złotych świeczników:
rozprzestrzeniać światło o Panu Jezusie Chrystusie w tym ciemnym świecie - Boskie światło o Jego znakomitej Osobie, o Jego w pełni prawomocnym dziele i błogosławionych skutkach, jakie z tego dzieła wypływają dla ludzi. Apostoł Paweł porównuje wierzą¬cych do listu Chrystusa, z którego ludzie mogą wyczytać, Kim Jest Pan Jezus Chrystus (2 Koryntian 3,3). O, jak bardzo zawiedliśmy w tym świadectwie, każdy z osobna i wspólnie! Choć jednak zawie¬dzie jednostka, a nawet jeśli Zgromadzenie nie podąży za swym zadaniem, Bóg nie może pozostać bez świadectwa. Jest Jeden, Który jest Wierny, Który Był Wierny i Będzie Wierny nadal – Chrystus Jezus nasz Pan. Tak więc Pan Jezus Chrystus zajmuje również w tej kwestii stanowisko, z którego miało się wywiązać niewierne Zgromadzenie i Sam przedstawia się jako Wierny i Prawdziwy Świadek (por. Objawienie 1,5). W Swym życiu i śmierci był on Doskonałym świadectwem wszystkiego tego, czym jest Bóg. Obja¬wił w cudowny sposób miłość i świętość Bożą. Także teraz, jako uwielbiony Syn Człowieczy w niebie, kontynuuje przez Ducha Świętego tę błogosławioną służbę i składa świadectwo o wszelkich błogosławieństwach i radościach, jakie można znaleźć w Nim, „drugim człowieku” Samym Panu z Nieba (1 Koryntian 15,47).

Chrystus - Początek stworzenia Bożego

Również trzecie imię Pana Jezusa Chrystusa zasługuje na naszą najwyższą uwa¬gę, ponieważ jest ono często błędnie rozumiane - początek stworzenia Bożego, {lub dokładniej: Architekt stworzenia Bożego}. Pan Jezus Chrystus nie jest zwykłym, dowolnym stworzeniem, lecz punktem wyjścia dla wszystkiego, co Bóg kiedykolwiek uczynił i co jeszcze czynić będzie. Chrystus Jezus nasz Pan jest nie tylko ostatnią myślą, Bożym „Amen”, lecz także Jego pierwszą myślą, Początkiem wszelkiego Jego stworzenia, założycielem i architektem tego stworzenia. Pan Jezus Chrystus był już przed początkiem pierwszego stworzenia, a List do Kolosan mówi nam, że wszystkie rzeczy przez Niego i dla Niego zostały stworzone (Kolosan 1,16). On Sam jednak Jest przed wszyst¬kim, a wszystko razem wzięte istnieje przez Niego (Kolosan 1,17). Na¬stępny wiersz wymienia nam trzy wspaniałe cechy Pana Jezusa Chrystusa, któ¬re sięgają daleko ponad pierwsze, widzialne stworzenie. Jest On Głową ciała, Zgromadzenia; Jest Początkiem i Pierworod¬nym z umarłych (Kolosan 1,18).
Panem Jezusem Chrystusem jako Głową ciała „zajmowaliśmy” się już w poprzednim rozdziale. Jako Początek jest On Głową nowego stworzenia, nowego duchowego porządku, który opiera się na Śmierci i Zmartwychwstaniu Chrystusa Jezusa naszego Pana, a o którym apostoł Paweł mówi w 2 Koryntian 5: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chry¬stusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Chrystusa” (wiersze 17-18).
Gdyby chrześcijaństwo - albo powiedzmy tak: gdybyśmy my trzymali się Jezusa Chrystusa, naszego Pana jako Początku, jako Głowy nowego stworzenia (a taki jest główny temat Listu do Kolosan - zob. Kolosan 2,19), wtedy nie ześlizgnęlibyśmy się i nie znaleźli na „równi pochyłej”, której końcową fazę pokazuje list do Laodycei. Czy nie jest znamienne, że o miejscowym świadectwie Zgromadzenia w Laodycei Nowy Te¬stament wspomina jeszcze tylko raz, i to właśnie w Liście do Kolosan? Jak dobitne są słowa apostoła: „A gdy ten list bę¬dzie u was odczytany, postarajcie się o to, aby został od¬czytany także w zborze Laodycejczyków” (Kolosan 4,16). Mo¬żemy z pewnością się stąd nauczyć, że gdybyśmy zważali na Pana Jezusa Chrystusa, na Głowę; gdybyśmy zgłębiali naukę, jaką zawie¬ra List do Kolosan; gdybyśmy brali to sobie do serca, chrześcijaństwo nie doszłoby do tak zawstydzającego stanu, jaki opisuje list do Laodycei i jaki widzimy wokół nas na co dzień.

Demokratyczne zasady

Znaczenie nazwy „Laodycea" („prawa ludu”) jest niezwykle pouczające. Trzeba być naprawdę ślepym, by nie zauważyć wpływów zasad demokratycznych wszędzie na świecie - nie¬stety, także w chrześcijaństwie. Dzisiaj podąża się za prawa¬mi ludu, a nie za prawami Pana, Jezusa Chrystusa. Czy był kiedykolwiek taki czas, w którym masy bardziej by powstawały, żądając swych domniemanych praw, jak to ma miejsce dzisiaj? Człowiek ro¬ści sobie pretensje, żąda praw do rządzenia i mocy - także w rzeczach duchowych. I słucha się głosu ludu, co uważane jest za rzecz oczywistą, uznając, że jest to zupełnie normalne. Ale kto słucha głosu Pana Jezusa Chrystusa, głosu Jego świętego Słowa? Gdzie przyznaje się Jemu prawa, które jedynie Jemu się należą jako Głowie ciała, Zgromadzenia?
Obserwacja ta prowadzi do kolejnej kwestii, którą należy poruszyć. Laodycea jest następstwem odrzucenia świadectwa Filadelfii. W Filadelfii nie dawano posłuchu głosowi ludu, lecz głosowi Pana Jezusa Chrystusa. Pan Jezus Chrystus mówi: „Zachowałeś Słowo Moje". W Filadelfii nie zachowywano praw ludu, lecz prawa Pana:
„...i nie zaparłeś się Mojego imienia" (Objawienie 3,8). Filadelfia jest zupełnym przeciwieństwem Laodycei. Zobaczymy to jesz¬cze wyraźniej.
W okresie Filadelfii Bóg dał jasne światło co do prawdy ewangelii oraz otwarte drzwi do jej rozprzestrzeniania w mocy Ducha Świętego. Ewangelię zaniesiono setkom tysięcy ludzi, dzięki cze¬mu wielu nawracało się do Pana Jezusa Chrystusa na wszystkich kontynentach ziemi. Opuszczali oni „kościoły” i społeczności utworzone przez ludzi, a zgromadzali się jedynie do imienia Pana Jezusa Chrystusa. Dzięki czyn¬nej miłości braterskiej byli potężnym świadectwem prawdzi¬wego Ducha chrześcijaństwa. We wszelkich swych poczyna¬niach i myślach pozwalali, by kierowało nimi oczekiwanie Powtórnego Przyjścia ich Pana w celu zabrania zgromadzenia, bo przecież powiedział On: „Przyjdę wkrótce" (Objawienie 3,11; 22,20). Wszystko to oglądano, po części podziwiano - lecz w końcu jednak odrzucono. Wynikiem tego jest Laodycea - chrześcijaństwo w jego obecnym kształcie .


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 18:54

Ani zimny, ani gorący

Oto główna cecha Laodycei - obojętność. Nie jest to ani chłód bezpośredniego, otwartego odrzucenia Pana Jezusa Chrystusa, ani gorąco praw¬dziwego oddania się dla Niego. Podtrzymuje się jeszcze imię Chrystusa zewnętrznie, jest się według wyznania chrześ¬cijaninem, nie ma się jednak serca dla Tego, od którego bierze się nazwę. Tolerancja staje na najwyższym miejscu w skali wartości. Wszystko przyjmuje się z wielkodusznością, również zło. Najważniejsze, by być szczerze przekonanym do własnej sprawy i własnej opinii - wtedy wszelkie religijne pojęcia będą uważane za jednakowo dobre. Żadnej gorliwości ku temu, co się podoba Panu Jezusowi Chrystusowi, ani też żadnego odrzucenia tego, co Go znie¬sławia; obojętność względem tego, co prawdziwie i dobre, obo¬jętność względem prawdziwego zła - to jest właśnie to, co się Panu Jezusowi Chrystusowi nie podoba tak bardzo, że aż wypluje to On ze swych ust. Czy taka wolnomyślicielska tolerancja nie jest dla usposobienia wierzącego rzeczą faktycznie wzbudzającą od¬razę? W każdym razie Pan Jezus Chrystus nie chce czegoś takiego trzy¬mać w ustach!
Skąd ta totalna obojętność? Gdzie kryją się korzenie tej za¬straszającej letniości i znieczulicy? Jest tylko jedna rozsądna odpowiedź: nie kocha się prawdziwie Pana Jezusa Chrystusa. Zaczęło się od porzucenia pierwszej miłości (Efez), a kończy się zu¬pełnym brakiem miłości do Chrystusa Jezusa Pana (1aodycea). To nie nieznajo¬mość prawdy prowadzi do letniości, lecz fakt, że się jej nie ceni, ponieważ nie ceni się Pana Jezusa Chrystusa.
Czasem zadawałem sobie pytanie, dlaczego Pan nasz, Jezus Chrystus mówi tutaj: „Obyś był zimny albo gorący!" Czy byłoby naprawdę dobrze, gdyby Laodycea była zimna? Gdy objaśni się znaczenie słów „zim¬ny" i „gorący", odpowiedź nie będzie trudna; otwarte odrzu¬cenie byłoby nie tylko szczersze, lecz dałoby jeszcze powód do nadziei. Jakże często bywało, że Boża łaska pokonywała zdecydowanych wrogów Pana Jezusa Chrystusa! Natomiast być letnim i ta¬kim pozostać, to najpewniejsza gwarancja, że kiedyś zosta¬nie się wyplutym z ust Chrystusa Pana. Sardes było i jest martwe, La¬odycea jest letnia. Doprawdy, to nieuleczalny stan!

Bogaty, a jednak biedny

Do obojętności w stosunku do interesów osoby Pana Jezusa Chrystusa dochodzi jeszcze jedno zło: chełpienie się, że się jest boga¬tym - bogatym w duchowe i ziemskie dobra, bogatym we wpływy oraz inteligencję, bogatym w godność i stanowiska, boga¬tym w dziedzinie wykształcenia i metod wychowania, boga¬tym w działania filantropijne i socjalne, bogatym w ambicje kulturalne i humanitarne, bogatym w fachową kompetencję i rzeczoznawstwo, aby móc rozstrzygać, czy dana część Biblii Świętej jest Słowem Bożym, czy też już nie. Nie sprawiłoby wcale trudno¬ści dodanie do wymienionych wyżej rzeczy wielu przykładów z naszego współczesnego chrześcijańskiego świata. Ograni¬czę się jednak tylko do wymienienia tych, ponieważ każdego dnia widzimy to wszystko wokół nas, jeśli tylko mamy otwar¬te oczy. Jeszcze raz chciałbym zapytać: czy był kiedykolwiek okres, który miałby więcej takich cech, jak nasz obecny czas? Wzbogacono się i nie potrzeba niczego. Nie pragnie się Boskich rzeczy, na przykład odkupienia i Odkupiciela.
Obojętność względem Chrystusa i prawdy Bożej idąca w parze z samozadowoleniem, wynikającym z przekonania, iż posiada się wszystko, co ważne - oto stan Laodycei. Ewange¬lia łaski Bożej została zastąpiona przy tym socjalną „ewan¬gelią” ludzkiej uprzejmości, a Prawdziwego Pana Jezusa Chrystusa zastępuje się natu¬ralnym człowiekiem. Najstraszniejsze jest to, że wszystko się na tym opiera, począwszy od samych podstaw.
Ludzie mogą się dać temu zwodzić, lecz nie Pan, Chrystus Jezus. On patrzy swoimi oczami, które są jak płomień ognia, przez to wszystko na wskroś:
„Ponieważ mówisz: bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożało¬wania godzien nędzarz i biedak, ślepy, i goły..." (Objawienie 3,17).
Jak znaczące są te słowa: „a nie wiesz”! Do zarozumiałości i samozadowolenia przyłącza się jeszcze nieświadomość, brak odczucia własnego stanu i pozycji. O, iluż to chrześcijan uwa¬ża się za bogatych w podanych wyżej dziedzinach! Wielu z nich uważa, że posiedli wszystko i że warto to posiąść. Tym¬czasem w oczach Świętego Boga są oni biedni, ślepi i nadzy. Sądzą, że nie potrzebują koniecznie odkupieńczego dzieła Chrystusa, a w rzeczywistości nie posiadają niczego, co jest od Boga i co się przed Nim ostoi. Na tym polega wyznanie: jest się chrześ¬cijaninem, lecz brakuje Boskiego życia. Tragiczne przy tym jest to, że oni tego nawet nie widzą!
A może ktoś z czytelników tej książki również należy jesz¬cze do takich chrześcijan, którzy mają wprawdzie imię, że żyją, a jednak są martwi (Objawienie 3,1)? Jeśli tak, to gorąco cię proszę, posłuchaj rady Pana Jezusa Chrystusa! Nie mojej rady, ale rady samego Świętego Wszechwiedzącego Syna Bożego – Odwiecznego Pana. Jeszcze trwa dzień łaski, jeszcze możesz przyjść do Nie¬go i od Niego „kupować” „bez pieniędzy i bez płacenia" (Izajasza 55,1). Kupić to, co czyni naprawdę bogatym i szczęśliwym. Czy przyjmiesz Jego ofertę?

Rada Pana

„Radzę ci, abyś nabył u Mnie złota w ogniu wypróbo¬wanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja, oraz maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał" (Objawienie 3,18).
Czy nie jest nadzwyczajną łaskawością, że Pan Jezus Chrystus mimo obojęt¬ności, jaką okazano względem Niego w Laodycei, czyni jesz¬cze taką ofertę łaski? Radzi tu, aby kupić od Niego trzy rze¬czy: złoto, białe szaty i maść na oczy.
Czy jednak rada Pana Jezusa Chrystusa, Jego oferta nie wskazuje równocześnie wyraźnie, że Laodycea, chrześcijańskie wyznanie w swej ostatniej fazie, nie posiada tych rzeczy? Wprawdzie są też w Laodycei wierzący, do których Pan Jezus Chrystus zwraca się w dal¬szych wierszach listu. W ostatniej części tych naszych rozważań jesz¬cze będzie o tym mowa, kiedy przedstawię wnioski, jakie mamy z tego wyciągnąć. Natomiast chrześcijańskie wyzna¬nie, takie, jak ono dzisiaj wygląda, odznacza się brakiem owych trzech rzeczy - złota, białych szat i maści na oczy. Nad tymi zgubnymi brakami jeszcze się zastanowimy.
Jeśli chodzi o Pana Jezusa Chrystusa, to stoi On na zewnątrz pod drzwiami, poza tym systemem, i puka - nie do Laodycei, lecz do pojedynczych wierzących, którzy są jeszcze w jakiś sposób przez nią związani. Jak jednak już zaznaczyliśmy, wrócimy do tego później.
Złoto, oczyszczone w ogniu, jest symbolem, którym już się zajmowaliśmy. Mówi ono o Bożej sprawiedliwości, która wy¬próbowana w ogniu Boskiego sądu na Golgocie zostanie zali¬czona każdemu, „który ma wiarę Jezusa" (Rzymian 3,26). Do takich mówi Słowo Boże: „Z Niego (tj. z Boga) jesteście w Chrystusie Jezusie, który Stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i świętością, i odkupieniem" (1 Koryntian 1,30; gr.). Iluż ludzi dzisiaj w chrześcijaństwie znajdu¬je się w stanie okresu laodycejskiego, nie posiadając złota Bo¬skiej sprawiedliwości i tym samym będąc całkowitymi biedakami! Wielu z nich opiera się na swojej własnej spra¬wiedliwości i na swych własnych wysiłkach! Są oni w Bożych oczach jedynie splugawioną szatą (Izajasza 64,6). Paweł pozosta¬wił własną sprawiedliwość, od kiedy przez wiarę znalazł tę sprawiedliwość, która jest z Boga (Filipian 3,9).
Białe szaty są obrazem praktycznej sprawiedliwości w wie¬rzących. Z myślą tą spotykaliśmy już po części w liście do Sardes (Objawienie 3,4). W 19 rozdziale Księgi Objawienia jest wprost powiedziane: „a bisior oznacza sprawiedliwe uczynki świę¬tych" (Objawienie 19,8). Ludzie powinni widzieć te białe szaty. Ale tylko ten, kto posiada złoto Boskiej sprawiedliwości przed Bogiem, może okazywać szaty praktycznej sprawiedliwości przed ludź¬mi. Te dwie rzeczy idą zawsze ze sobą w parze, a można je znaleźć jedynie w Panu Jezusie Chrystusie. Tak jak wyrażenie „w Chry¬stusie" przedstawia pozycję prawdziwych wierzących przed Bogiem, tak też wyrażenie „Chrystus w wierzących" wskazu¬je na objawienie o Chrystusie, jakie wierzący powinien uka¬zywać w tym świecie. Kiedy Pan Jezus Chrystus przez wiarę praktycz¬nie zamieszka w naszych sercach (Efezjan 3,17), wówczas będzie On także widoczny w nas na zewnątrz.
Oto białe szaty, których nie mają chrześcijańscy wyznawcy z Laodycei. Częściowo pilnie zajmują się oni bliźnimi, usiłu¬jąc w ten sposób przyodziać się we własne uczynki. Pan Je¬zus Chrystus jednak mówi, że przez to hańba ich nagości nie może zo¬stać przykryta.
Brakuje im także prawdziwej maści na oczy, to znaczy Du¬cha Świętego, Który w 1 Liście Jana 2,20 nazwany jest nama¬szczeniem od Świętego (tzn. od Chrystusa Jezusa Pana Naszego). Jedynie namasz¬czenie Duchem Świętym może tę ślepotę naturalnego człowieka odjąć i podarować nam prawdziwy duchowy wgląd w rzeczywistość. Kto jednak nie ma Ducha Chrystusa, ten nie jest Jego (Rzymian 8,9) i do Niego nie należy.
Duch ludzki szczyci się dzisiaj wysokim poziomem pozna¬nia, wszystko to jednak przypomina ledwo tlący się płomyczek suchego knota, który bez oliwy usiłuje dać z siebie to, co naj¬lepsze. Już w podobieństwie o dziesięciu pannach w Ewangelii Mateusza 25 Pan Jezus Chrystus wskazał, że jakaś część wyznaniowe¬go chrześcijaństwa posiadać będzie wprawdzie lampy (wyzna¬nie), lecz bez oliwy (Ducha Świętego). Właśnie w decydują¬cym momencie, kiedy najbardziej będzie potrzeba światła, ich lampy zgasną (wiersze 1-13). Zgubne złudzenia! Usłuchajmy przeto raz jeszcze łaskawego głosu Pana Jezusa Chrystusa: „Radzę ci, abyś nabył u Mnie złota... oraz maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał".

Duch laodycejski

W tym miejscu leży mi na sercu jeszcze jedno słowo napom¬nienia do prawdziwych wierzących. Zobaczyliśmy, czym cha¬rakteryzuje się chrześcijaństwo w swej ostatniej fazie oraz fakt, iż Laodycea jest czymś letnim, czemu brakuje wszyst¬kiego tego, co pochodzi od Boga. Zobaczymy także zaraz, co Pan Jezus Chrystus z tym pustym wyznaniem uczyni. Lecz drogi wierzący czy¬telniku, ty i ja, my wszyscy znajdujemy się w tym niebezpie¬czeństwie ulegania w mniejszym czy większym stopniu ducho¬wi laodycejskiemu, którego Pan Jezus Chrystus Nasz Zbawiciel musi tak zganić.
Kiedy przez Jana, przebywającego wówczas na wyspie Patmos, Chrystus Jezus, Nasz Pan skierował Swe to poselstwo do zgromadzenia w Laodycei, zło nie osiągnęło jeszcze wtedy zapewne swoich peł¬nych rozmiarów, jak to ma miejsce dzisiaj w przenośnym sensie w Laodycei, tj. w chrześcijaństwie ostatnich dni. Z całą pewnością błędny byłby wniosek, że w tamtejszym miejscowym świadectwie Zgroma¬dzenia nie było już żadnych wierzących. Jednak zarodek wszelkiego zła, jego duch już się tam znajdował - w przeciw¬nym razie Chrystus Jezus nasz Król i Pan nie mówiłby w ten sposób. Tu właśnie znajduje się ostrzeżenie dla prawdziwych dzieci Bożych. Możemy w sensie prorocze¬go obrazu nie być wprost Laodyceą, możemy przyjąć cechy Laodycei, a już samo to jest dla nas bardzo poważnym nie¬bezpieczeństwem.
Kto zechce zaprzeczyć temu, że również pomiędzy dziećmi Bożymi można znaleźć obojętne, letnie nastawienie do Pana Jezusa Chrystusa i Jego interesów? I czy jesteśmy naprawdę wolni od ducha samozadowolenia? Czy i my nie możemy łatwo popaść w pychę z powodu posiadanych duchowych rzeczy, których nie wywal¬czyliśmy my, lecz nasi ojcowie, a które przecież zostały nam darowane jedynie z łaski Bożej? Czy nie zachowujemy się czę¬sto tak, jak biedacy, jak ludzie, którzy nie posiadają nic wię¬cej, jak tylko posiadłości tego świata? Czy nasze duchowe oko nie jest czasem tak mocno zaćmione, że nasze spojrzenie sta¬je się krótkowzroczne i z ledwością wznosi się ponad poziom tej ziemi? Są to pytania, nad którymi każdy wierzący powi¬nien się głęboko zastanowić, stawiając siebie samego w Bożym świe¬tle. Zauważmy bowiem: list do Laodycei kończy się słowami:
„Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zbo¬rów!" (Objawienie 3,22).
Nie jest tu powiedziane: „...co Duch mówi do zboru", lecz „do zborów". Nie tylko do jednego miejscowego świadectwa zboru Boga, w którym taki stan pa¬nował, lecz do całego Zgromadzenia w każdym czasie, rów¬nież do nas dzisiaj. Oby Pan Jezus Chrystus darował nam to, byśmy mogli z tego skorzystać, abyśmy nie wpuścili tego ducha laodycejskiego do naszego życia, do naszych domów, do naszych wspól¬nych zgromadzeń do Jego kosztownego imienia!

Wyplucie z ust Pana

„A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich" (Objawienie 3,16).
Nie wiem, czy Pan Chrystus Jezus w jakimś innym miejscu Słowa Bożego użył¬by tak pogardliwego sformułowania, jak tutaj: „wypluć”. Let¬niość, obojętność to w Jego oczach najgorszy stan, który ścią¬ga na siebie całą niechęć Chrystusa Jezusa, Naszego Pana. A jeżeli główną cechą chrześcijaństwa w jego ostatniej fazie jest obojętność i my wie¬my, że tak wygląda sytuacja - to wtedy Pan Jezus Chrystus w Swoim czasie położy kres temu, co miało być tu na ziemi świadectwem dla Niego.
Skoro świecznik nie rozprzestrzenia już Boskiego światła, Pan Jezus Chrystus zupełnie i definitywnie go z ziemi usunie. To właśnie ozna¬cza „wyplucie z ust": Jezus Chrystus, Nasz Pan nie będzie dłużej uznawał chrześci¬jańskiego wyznania, chrześcijaństwa jako nosiciela światła w tym świecie. Wyplucie to jeszcze nie nastąpiło, gdyż On nie Przyszedł jeszcze, by zabrać do domu swoją oblubienicę. Pan Jezus Chrystus nigdy nie wypluje ani jednego z tych, których wykupił swoją drogocenną krwią. Powiedział przecież: „Kto do Mnie przyj¬dzie, tego nie wyrzucę precz" (Jana 6,37). Dla chrześci¬jaństwa jako takiego sąd stoi tuż, tuż, bardzo blisko. „Oto Sę¬dzia już u drzwi stoi" (Jakuba 5,9).
Podczas wykonywania sądu, tak jak w przypadku Izraela, będą miały miejsce różne stadia i stopnie. Najpierw mamy ostrzeżenie. Słyszymy je już dzisiaj. Następnie Pan Jezus Chrystus za¬bierze z tej ziemi prawdziwych wierzących i spotka się z nimi w powietrzu (1 Tesaloniczan 4,16-17), aby wprowadzić ich do domu Ojca w górze. O ile dla nas dział ten jest nadzwyczaj szczęśliwy, o tyle dla pozostałego martwego chrześcijaństwa pochwycenie świętych jest nadzwyczaj poważnym wyrokiem, nastąpi bo¬wiem wtedy oddzielenie dobrego od złego w sposób nieodwra¬calny i niezmienny. Wygląda wręcz na to, że pochwycenie świętych będzie właśnie tym momentem, w którym nastąpi także wyplucie przez Pana Jezusa Chrystusa z ust martwego chrześcijańskiego wy¬znania. Czy Chrystus Jezus, Nasz Pan może jeszcze bardziej okazać swoją odrazę do Laodycei i jaśniej ją wyrazić, jak przez to, że swoich świętych weźmie On do Siebie do chwały, a tę masę wyznawców bez życia pozostawi tutaj? To poważna myśl!
Laodycea po zabraniu wierzących będzie zapewne istniała dalej w jakiejś formie, nie będzie jednak uznawana nadal za świecznik. Niedługo zapanuje nad tym martwym chrześci¬jańskim wyznaniem diabeł, aż w końcu Pan Jezus Chrystus usunie je przez sąd nad „Babilonem", i to w sposób definitywny (Objawienie 18). Nie będzie wówczas już więcej na ziemi żadnego chrześcijańskie¬go świecznika ani w ogóle chrześcijaństwa, nawet według ze¬wnętrznego wyznania. To faktycznie smutny, upokarzający rozwój Zgromadzenia jako świecznika na ziemi! Mimo to, dla tego, kto jest wierny, Pan Jezus Chrystus zawsze ma drogę, którą może on iść i go uwielbiać. O tym będzie jeszcze mowa.



5. Zgromadzenie jako oblubienica Chrystusa

Podobnie jak o „świeczniku" słyszymy dopiero w ostatniej księ¬dze Biblii, tak też Zgromadzenie jako Oblubienica Chrystusa przedstawione jest nam dosłownie dopiero na ostatnich kar¬tach Pisma Świętego. Wprawdzie na ten wzniosły temat mówią też inni pisarze Nowego Testamentu, jak to zaraz zobaczymy, lecz wprost o „Oblubienicy" mowa jest dopiero na końcu Ob¬jawienia, gdzie nosi ona też tytuł „Małżonki Baranka". Pod obrazem tym Duch Święty chce pokazać naszym sercom naj¬bardziej intymną wewnętrzną więź, w jaką zostaliśmy wpro¬wadzeni przez łaskę Chrystusa Jezusa Naszego Zbawiciela. Oblubienica w obrazowy spo¬sób wyraża czystość i świętość, małżonka zaś - niezmienność stosunków pomiędzy Chrystusem Jezusem a zgromadzeniem, stosun¬ków, które panują już dzisiaj.

Ziemska oblubienica

W Starym Testamencie nigdzie nie ma mowy o Zgromadzeniu jako Oblubienicy Chrystusa. Dopiero w Nowym Testamencie odsłonięta zostaje ta drogocenna prawda, że Zgromadzenie, Oblubienica Chrystusa Pana, jest Małżonką Baranka. Fakt, że tak¬że w Starym Testamencie w różnych miejscach mówi się o oblubienicy, nie powinien nas doprowadzić do błędnego wnio¬sku, że znajdujemy tam Zgromadzenie. Podobnie rzecz się ma ze „świecznikiem" i „Domem Bożym".
W czasach starego przymierza Izrael był odpowiedzialnym nosicielem Bożego światła - dzisiaj jest nim Zgromadzenie.
Nie znaczy to jednak, że Izrael jest Zgromadzeniem, albo Zgromadzenie Izraelem. Bóg objawił się w Starym Testamencie tylko fragmentarycznie, ułamkowo, teraz zaś w chrześci¬jaństwie dał siebie poznać całkowicie w Panu Jezusie Chrystusie, „prze¬mówił do nas w Synu" (Hebrajczyków 1,2; gr.). Takiego głosu nie sły¬szano nigdy w Starym Testamencie!
W Izraelu znajdowała się też widzialna świątynia, która była w tym czasie domem Boga. Lecz Boży dom dzisiaj, czyli Zgromadzenie Boga Żywego, zawiera w sobie taką bliskość Boga, taką intymną więź z Nim, jaka w minionym czasie w ogóle była niemożliwa. To, że ci, którzy pochodzą z narodów, już nie są więcej „obcymi i przychodniami", lecz „współobywatela¬mi świętych i domownikami Boga" (Efezjan 2,19), jest tajem¬nicą, która w tamtejszych pokoleniach nie była oznajmiona synom ludzkim. Jeśli więc chodzi o „Oblubienicę”, Pan Jezus Chrystus będzie miał oblubienicę ziemską i niebiańską, lecz Jego wzglę¬dy oraz błogosławieństwa dla tej niebiańskiej Oblubienicy są nieskończenie wyższe.
O ziemskiej oblubienicy prorokuje między innymi Izajasz, kiedy mówi: „Bo jak młodzieniec poślubia pannę, tak po¬ślubi cię twój Odnowiciel, a jak oblubieniec raduje się z oblubienicy, tak twój Bóg będzie się radował z ciebie" (Izajasza 62,5). A w pierwszym wierszu tego rozdziału wyjaśnia wy¬raźnie, o kogo chodzi: mówi o Syjonie, o Jerozolimie. Jeruza¬lem będzie tą ziemską oblubienicą Chrystusa. Z powodu jej niewierności musiał ją na pewien czas odtrącić: „na krótką chwilę porzuciłem cię, lecz znów cię zgromadzę w wiel¬kiej miłości. W przystępie gniewu zakryłem Swoją twarz na chwilę przed tobą, lecz w wiecznej miłości zlitowałem się nad tobą, mówi Pan, twój Odkupiciel" (Izajasza 54,7-8). Wtedy zakończy się czas jej wdowieństwa, „gdyż Ten, Który cię uczy¬nił, jest twoim Mężem, Jahweh Pan Zastępów jest Imię Jego” (Izajasza 54,5).
Kiedy synowie Koracha śpiewają w „pieśni miłosnej" o pię¬knie „królowej w złocie z Ofiru" (Psalm 45), mówią także o przy¬wróconej resztce z Izraela przyszłych dni. I jakimi wzruszającymi słowami opisuje Salomon w Pieśni nad Pieśniami za¬bieganie Oblubieńca o Jego oblubienicę i bolesny proces mo¬ralnego przywracania tej resztki! Zanim Jeruzalem będzie mogło zająć godne miejsce u boku Króla Jahweh, resztka ludu musi przejść przez poważne doświadczenia: „Nie patrzcie tak na mnie, że śniada jestem, że opaliło mnie słońce!”; „Spo¬tkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto: pobili mnie, zranili..."(Pieśń l,6; 5,7).
Nie chodzi tu jednak tylko o „królową", o naród, lecz o Jeru¬zalem, które zostanie przywrócone; natomiast cały naród zo¬stanie wprowadzony w więź z Jahweh, ich „Małżonkiem". Mówi o tym prorok Ozeasz: „W owym dniu - mówi Pan - powie do Mnie: Mężu mój!... I zaręczę cię z Sobą na wieki" (Ozeasza 2,18.2la). Cóż za błoga przyszłość dla obciążonego winą na¬rodu! Nie, Bóg nie odrzucił Izraela na wieki. Obecnie Izraela po części spotkała zatwardziałość, aż wejdzie pełna liczba narodów; lecz kiedyś „cały Izrael będzie zbawiony" (Rzymian 11,25-26). Wtedy i oni zostaną ułaskawieni - a to wszystko na podstawie dokonanego dzieła Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Niechaj będzie wysławiane za to Jego wspaniałe imię!
Podkreślmy jednak raz jeszcze, że w żadnym z wymienio¬nych tu miejsc z ksiąg Starego Testamentu nie ma mowy o Zgromadzeniu. Także w Pieśni nad Pieśniami. Możemy wpraw¬dzie wyciągnąć z nich cenne wnioski dla naszej więzi z Pa¬nem Jezusem Chrystusem, jeśli bowiem już stosunek Pana i Zbawiciela Naszego do Jego ziemskiej oblu¬bienicy jest tak intymny i drogi, to cóż dopiero względem jego niebiańskiej oblubienicy! Miejsca te mówią jednak o Izraelu, a nie o Zgromadzeniu. Aby doświadczyć działu Zgromadze¬nia, musimy się zwracać wyłącznie do Nowego Testamentu, i to właśnie chcemy teraz uczynić.

Drogocenna perła

W Ewangelii Mateusza 13 Pan Jezus Chrystus przedstawia siedem podobieństw. Pierwsze podobieństwo, o siewcy, nie jest nazwane podobieństwem o królestwie niebiańskim. Faktycznie pokazuje ono bardziej charakter dzieła Chrystusowego po tym, jak odrzucił Go Jego ziemski lud. Widzimy tu, jak rozwija się kró¬lestwo niebios. Pan Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel nie szukał już dłużej owocu krzewu win¬nego Izraela (Izajasza 5,1), ani też drzewa figowego, czyli pozo¬stałości żydowskiej, która po siedemdziesięciu latach niewoli powróciła do kraju - „wszczepiona w Jego winnice" (Łukasza 13,6-9) . Oba drzewa nie przyniosły owocu dla Boga. I tak Pan Jezus Chrystus w Swej niepojętej łasce wystąpił w nowym charakterze - stał się Siewcą. „Oto wyszedł Siewca, aby siać" - nowe dzie¬ło w nowej sferze. Zasada tego podobieństwa jest więc taka, że Pan Jezus Chrystus przyniósł ze Sobą i wciąż przynosi to, co może wyda¬wać owoc. On nie szuka go na roli. Cudowna łaska! To, że moralne pouczenia tego podobieństwa są ważne również dziś oraz że „wybiega" ono tak dalece, aż do dzisiejszego czasu, nie stanowi wątpliwości, lecz w bezpośredni sposób pokazuje nam służbę Pana Jezusa Chrystusa na ziemi.
Potem natomiast Pan Jezus Chrystus mówi w sześciu podobieństwach o królestwie niebieskim. W trzech pierwszych pokazuje jego zewnętrzny rozwój, który zmierza jednoznacznie w dół. Chwa¬sty bowiem wyrosły ponad całą rolę, ziarnko gorczyczne sta¬ło się wielkim drzewem, a kwas zakwasił całe ciasto. Następ¬nie Pan nasz i Król – Jezus Chrystus odprawił rzesze, które pouczył, i poszedł „do domu". Znalazłszy się sam na sam ze swoimi uczniami, wykładał im nie tylko podobieństwo o chwastach na roli, lecz dodał jesz¬cze trzy dalsze podobieństwa: o skarbie w roli, o drogocennej perle i o sieci rzuconej w morze.
Jeśli się spojrzy na zewnętrzny rozwój Królestwa na ziemi, i kiedy zobaczy się, że chrześcijaństwo popadło w stan zamę¬tu, stając się systemem opanowującym świat, przesiąkniętym złą nauką, wówczas można by błędnie uważać, że zamiary Wszechwiedzącego Boga – Jezusa Chrystusa zo¬stały całkowicie przez szatana pokrzyżowane i że Królestwo Boże przedstawia zupełnie błędny rozwój. Rzeczywiście, z zewnątrz tak to wygląda.
Jednak tam, „w domu” Pan Jezus Chrystus objawił uczniom Swoje ukryte myśli, swoje wewnętrzne motywy, dla których nie prze¬ciwdziała zewnętrznemu, niezdrowemu rozwojowi Jego królestwa. Tylko tym, którzy byli zebrani w domu, dane było do¬wiedzieć się, jak wielkim skarbem będą dla Pana Jezusa Chrystusa wierzący obecnego czasu, jak kosztowną rzeczą będzie w jego oczach Zgromadzenie i jak cudownie będzie On troszczył się o swój lud, zbierając dobre ryby do naczyń. Nie znaczy to, że ucznio¬wie wówczas to zrozumieli, Pan Jezus Chrystus jednak im o tym Powie¬dział.
Tam, w owym domu zostało przy tej okazji po raz pierwszy odsłonięte - chociaż w formie podobieństwa - to, że Zbawiciel Nasz – Chrystus Jezus Pan szukał przedmiotu o nadzwyczajnej piękności, za który da Swoje życie. On sam przedstawia się jako Kupiec, „który szu¬ka pięknych pereł”, mający wyczucie ich piękna. On Wie, co jest dla Boga moralnie piękne i potrafi to ocenić. „Gdy zna¬lazł jedną perłę drogocenną, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją" (Mateusza 13,46). Pan widzi tu drogocenną perłę. Już nie szuka dalej, nie pragnie niczego innego. Wyszedł, aby szukać perły, a ponieważ ją znalazł, zaspokojone zostało pra¬gnienie Jego serca. Jedynym Jego celem było, aby ją posiadać. Gotów jest więc pozostawić wszystko, co Ma - Swą mesjańską chwałę, nawet Własne życie - aby mieć ją. Cudowna łaska! Czy ktokolwiek jest w stanie pojąć wartość, piękność, jaką ma Zgromadzenie dla serca Chrystusa? Przytoczone podobieństwo pozwala nam nieco przybliżyć się do zrozumienia tego faktu.
Inne miejsca Pisma Świętego zaznajamiają nas z przebła¬galnym charakterem śmierci Chrystusa Jezusa, Naszego Pana i Zbawiciela - również bardzo ważną stroną Jego śmierci. W tych podobieństwach dowia¬dujemy się o całkiem innym powodzie, dla którego On umarł; Chciał nabyć skarb w roli, Pragnął posiadać drogocenną per¬łę. Jakże kosztowna musiała być dla Niego ta perła, że po to, aby ją posiąść, daje wszystko, co ma!
Pismo Święte, relacjonując mowę Pana Jezusa Chrystusa, używa bardzo osz¬czędnie wielkich słów. Tutaj natomiast, opisując tę „perłę”, Chrystus Jezus Pan posługuje się niezwykle znaczącym określeniem polytimon - „drogocenna”. Żaden człowiek nie odważyłby się tak określić Zgromadzenia. Wielu wierzących śpiewało o tym i wysławiało to, czym jest dla nich Pan Jezus Chrystus. Tu natomiast Pan Jezus Chrystus mówi, czym jest Zgromadzenie dla Jego serca. Perła to symbol nieskazitelnego piękna. Obyśmy i my bardziej tak na nią patrzyli! Z Listu do Efezjan dowiadujemy się, że Pan Jezus Chry¬stus przysposobi sobie kiedyś Zgromadzenie „pełne chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby było święte i niepokalane” (Efezjan 5,27). Niedaleka jest ta chwila, kiedy nienaganna piękność Zgromadzenia będzie pokazana przed całym światem - ku uwielbieniu Tego, który za nie Umarł i Dał mu tę chwałę.

Więź narzeczeńska

O ile podobieństwo o perle przedstawiało piękność i atrakcyj¬ność Zgromadzenia dla serca Pana Jezusa Chrystusa, o tyle z Listu do Efe¬zjan, 5 rozdziału dowiadujemy się, jak wygląda więź narze¬czeńska między Zgromadzeniem, a Chrystusem Jezusem. W pierwszej kolejności pokazana jest tutaj miłość Chrystusa Jezusa Pana do Jego Zgro¬madzenia: to, jak On ją udowodnił, jak się ona dzisiaj wyraża oraz jak się później objawi.
„Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umi¬łował Zgromadzenie i wydal za nie Samego Siebie, aby je uświęcić, oczyściwszy je kąpielą wodną przez Słowo, aby Sam Sobie przysposobić Zgromadzenie pełne chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby było święte i niepokalane... Albo¬wiem nikt nigdy dala swego nie miał w nienawi¬ści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Zgroma¬dzenie. Gdyż członkami ciała Jego jesteśmy. Dlate¬go opuści człowiek ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie jednym ciałem. Tajem¬nica to wielka, aleja odnoszę to do Chrystusa i Zgro¬madzenia" (Efezjan 5,25-27.29-32).
Generalnie pojęcie „Oblubienica" (narzeczona) w nauce apo¬stoła Pawła, która powierzona mu została od Boga, nie jest myślą naczelną. Mówiąc o naszej więzi z Panem Jezusem Chrystusem, używa on najczęściej pojęcia „ciało". Już do Koryntian jednak pisał o narzeczeńskiej więzi, w jaką weszli oni z Chrystusem. „Albo¬wiem zaręczyłem was z Jednym Mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą " (2 Koryntian 11,2).
Kiedy apostoł mówi o czystej dziewicy, wskazuje na to, że wesele jeszcze nie nastąpiło - co zresztą związane jest ze zna¬czeniem słowa „oblubienica" (narzeczona) w odróżnieniu od żony. Jeszcze po weselu Baranka, a nawet po tysiącletnim panowaniu królestwa pokoju Chrystusowego na ziemi Jan widzi święte miasto (uwielbione Zgromadzenie) zstępujące z nieba od Boga, „przygotowane jak przyozdobiona oblu¬bienica dla męża swego" (Objawienie 21,2). Także anioł w 9 wierszu tego samego rozdziału określa wprost oblubienicę jako małżonkę Baranka.
Wspomniawszy o dziewiczej więzi zgromadzenia z Chry¬stusem w 1 Liście do Koryntian, apostoł przechodzi w Liście do Efezjan bliżej do tego błogosławionego tematu. Nie mówi wprawdzie wprost o „Oblubienicy" albo „Małżonce Baranka", lecz mimo to podstawą pouczenia jest tutaj analogia między mężem i żoną, a oblubieńcem i oblubienicą. Bardzo znamien¬ne jest przy tym, jak stapiają się tutaj ze sobą obrazy „ciała" i „małżonki". Uważam to za nadzwyczaj cenne, gdyż obraz samego „ciała" już tutaj, że tak powiem, nie wystarcza. Paweł mówi zatem o nas jako o członkach ciała Chrystusa, a mimo to podejmuje zaraz kwestię narzeczeńskiej względnie mał¬żeńskiej więzi, jaką miała pierwsza para ludzi, tak iż jest to trafny przykład relacji pomiędzy Chrystusem i Zgroma¬dzeniem.
Jeśli chodzi teraz o niezrównaną miłość Pana Jezusa Chrystusa, to chciałbym najpierw zauważyć, że jest to miłość szczególnego rodza¬ju, jak możemy tu zobaczyć - miłość oparta na więzi, uczy¬nionej przez Boga. Nie ma tutaj mowy o ogólnej miłości Boga do świata, o której mówi Ewangelia Jana 3,16: „Albowiem tak Bóg umiłował świat..."; tu Duch Święty stawia przed nasze serca szczególną miłość Chrystusa do Swej Oblubieni¬cy, do Zgromadzenia. Jest to miłość, która opiera się na już istniejącej więzi - właśnie: miłość oblubieńca do oblubienicy.
Dlatego nigdy nie czytamy: „Chrystus umiłował świat". O, za jakże niewymownie szczęśliwych winniśmy się uważać, iż do¬szliśmy do takiej więzi z Nim, że Pan Jezus Chrystus jest naszym nie¬biańskim Oblubieńcem i kocha nas jako swoją oblubienicę i małżonkę!
Dalej czytamy o trzech rzeczach w miłości Chrystusa Jezusa Pana do Jego Zgromadzenia, odnoszących się, po pierwsze, do przeszłości, po drugie, do teraźniejszości i, po trzecie, do przyszłości.
Jeśli chodzi o przeszłość, „Chrystus umiłował Zgromadzenie i wydał za nie Samego Siebie". On umarł, aby je po¬siadać, a to dlatego, że je umiłował. Uczynił Samego Siebie, jeżeli to tak można wyrazić, odpowiedzialnym za wszystko, w czym zawiniła Jego Oblubienica. Dał siebie samego za nią! Je¬śli to podobieństwo pokazuje nam piękność, jaką Pan widział w Zgromadzeniu, dla którego położył wszystko, co Miał, to tu¬taj znajdziemy najgłębszy powód ku temu - On je umiłował. Któż mógłby kiedykolwiek zmierzyć tę miłość, kto jest ją w stanie zrozumieć? A ona czyni nas nadzwyczaj szczęśliwymi już teraz i po wieczność.
Miłość Pana Jezusa Chrystusa do Swej Oblubienicy była czynna nie tylko w przeszłości, ale jest czynna także obecnie, i to niestrudzenie, „aby (Zgromadzenie) uświęcić, oczyszczając je kąpielą wodną przez Słowo". Nie było tak, że Pan Jezus Chrystus najpierw oczyścił Zgromadzenie, a potem je umiłował. Nie, On je umiłował, a te¬raz je oczyszcza, dopasowuje je do Siebie. Co to oznacza? Ono było perłą w Jego oczach, lecz w swym praktycznym stanie nie odpowiadało Jego myślom. Czyni On zatem starania, aby jego piękność można było ujrzeć. Jak On to czyni? Używa do tego Słowa Bożego, jego oczyszczającej mocy, abyśmy będąc odłączeni od tego złego świata, zostali oczyszczeni i aby na¬sze drogi i myśli coraz bardziej odpowiadały Jemu. Słowo Boże jest objawieniem tego wszystkiego, czym jest Bóg, i tego wła¬śnie używa Pan Jezus Chrystus w stosunku do naszych serc, abyśmy byli „poświęceni w prawdzie" (Jana 17,19). Pełna łaski służ¬ba Pana Jezusa Chrystusa! Obyśmy byli na Niego bardziej otwarci!
Ale jest jeszcze coś, co czyni dla nas dzisiaj jego miłość.
Pokazuje nam to wiersz 29 w Liście do Efezjan 5. Tak jak człowiek nie ma w nienawiści własnego ciała, ale je pielę¬gnuje i karmi, tak też Chrystus Pan traktuje nas jako część Sa¬mego Siebie i dba o to, aby nas zaopatrzyć we wszystko, cze¬go w tym świecie potrzebujemy. On sprawia, że nie mamy niedostatku w pokarmie dla duszy, a w swej miłości i delikatności ma na uwadze nasze słabości, wspierając nas we wszystkim. On, Który kiedyś Dał za nas Samego Siebie, nie tylko Swoje życie, teraz Jest wszystkim dla nas. Możemy w Nim liczyć na wszystko.
Ostateczny cel miłości Chrystusa do Swego Zgromadzenia jest dokładnie taki: On chce Sam Sobie przedstawić Zgromadzenie uwielbione, „bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby było święte i niepokalane" (Efezjan 5,27). My¬ślę, że ten 27 wiersz jest aluzją do Adama i Ewy z 1 Mojżesza 2,22. Jak Bóg Adamowi w czasie jego snu ukształtował niewiastę, którą dla niego Utworzył, a która Adamowi zupełnie odpowia¬dała, tak też dzisiaj Bóg po śmierci Pana Jezusa Chrystusa i ukryciu Go przed światem, ukryciu Go w Sobie (Kolosan 3,3) buduje Zgroma¬dzenie. Kiedy się to dopełni, Chrystus Jezus, Nasz Pan i Zbawiciel wyjdzie z ukrycia i przedstawi je Sobie Samemu uwielbione. „Sobie Samemu" - ponieważ On sam jest Bogiem; w tym rzeczywistość daleko odbiega od przykładu. Wtedy Pan Jezus Chrystus nie znajdzie na nim żadnej skazy, gdyż będzie ono zupełnie odpowiadać Jemu i będzie tak¬że, jeśli chodzi o jego stan, „święte i bez nagany" (gr.). Nieskończona łaska, którą można znaleźć jedynie w Bożym sercu! Niepojęta miłość, której obiektem jesteśmy my! Nie¬zmierzony, drogocenny cel: uwielbienie Boga przez Zgroma¬dzenie!
Do tych narzeczeńskich więzi, do których doszliśmy, należy też jeszcze inna strona, której nie chcemy pozostawić bez wzmianki: uległość Oblubienicy wobec Oblubieńca, żony wo¬bec męża. W Liście do Efezjan 5 chodzi przecież o napomnie¬nia, dane mężowi i żonie, dotyczące ich zachowania się względem siebie. Zjednoczenie Adama z Ewą jest cennym przykładem Chrystusa i Zgromadzenia, z drugiej strony zaś stosunek Chrystusa do Zgromadzenia stanowi wzór dla zachowania się męża i żony w małżeństwie. W napomnieniu do żony w 24 wierszu znajdziemy niezwykle ważną dla naszych roz¬ważań uwagę: „Ale jak Zgromadzenie podlega Chrystuso¬wi...", a krótko przedtem powiedziane jest, że „Chrystus jest Głową Zgromadzenia". Chociaż Zgromadzenie jest Oblubie¬nicą Chrystusa, to jego postawa wobec Niego odznacza się ule¬głością.
To nadzwyczaj istotne. Zgromadzenie nie może (ani w oso¬bistym, ani w kościelnym względzie) samo z siebie orzekać o czymkolwiek wedle własnych wyobrażeń, ale jest zobowiąza¬ne podążać za wskazaniami Głowy, zawartymi w Słowie Bo¬żym, to jest Piśmie Świętym. Nie jest sprawą Zgromadzenia ustanawiać reguły czy zasady. Ono nie ma pouczać czy ordynować, lecz być podda¬ne Głowie w niebie.
Jakże bardzo zawiódł w tym kościół! Nie dał Chrystusowi należnego Mu miejsca - autorytetu Głowy, ale zamiast być Jemu poddanym, sam zajął miejsce panowania. Rezultatem tego są między innymi niezliczone, rywalizujące ze sobą de¬nominacje {sekty} i grupy o podłożu chrześcijańskim oraz wszelkie błędne nauki, jakie przenikają dzisiaj chrześcijaństwo. „Nie trzymając się Głowy” - oto powód wszelkiego zła (Kolosan 2,19). Chociaż kościół jako całość w tej kwestii zupełnie zawiódł, to jednak każdy pojedynczy członek ciała Chrystusowego może przyjmować postawę uległości wobec Pana Jezusa Chrystusa i doznać bło¬gosławieństwa, jakie się z tym wiąże. Przyjrzymy się temu jesz¬cze w dalszym ciągu tych rozważań. Dzięki pouczeniom Du¬cha Świętego danym Pawłowi zostaliśmy doprowadzeni do tego momentu, kiedy uwielbiony Chrystus Jezus przedstawi się Swo¬jemu zgromadzeniu. By jednak czegoś się o weselu Baranka, o chwale i przychylności oblubienicy dowiedzieć, musimy sko¬rzystać z posługi innego sługi Bożego, to znaczy apostoła Jana.

Wesele Baranka

Jan, który widział to wszystko i który oznajmia nam w Księ¬dze Objawienia, 4 rozdziale to, „co się stanie potem", a zatem to, co jeszcze jest przyszłe, opisuje na początku 19 rozdziału Objawienia, jak słyszał potężny głos wielkiej rzeszy ludu w niebie, który mówił:
„Alleluja! Zbawienie i chwała, i moc Bogu naszemu, gdyż prawdziwe i sprawiedliwe są sądy Jego; osą¬dził bowiem wielką wszetecznicę, która skaziła zie¬mię wszeteczeństwem swoim, i pomścił na niej krew sług Swoich" (wiersze 1-2).
Zanim dowiemy się czegoś o weselu Baranka, pokazany jest nam najpierw sąd nad „Babilonem", wszetecznicą, fałszywą oblubienicą. Zanim Chrystus Jezus, Nasz Pan, przedstawi Swoją Oblubienicę, Swoją Małżonkę, musi najpierw zostać usunięty fałszywy ko¬ściół. Pan Jezus Chrystus czeka cierpliwie na tę chwilę. Do tego czasu też prawdziwa Oblubienica pozostaje ukryta w niebie. To niemo¬żliwe, by fałszywa i prawdziwa oblubienica stały obok siebie! Dwudziestu czterech starszych, którzy odznaczają się wglą¬dem w myśli Boże, oraz cztery istoty żyjące rozumieją to.
Po ponownym „Alleluja" w niebie padają oni na twarz i uwielbiają Tego, Który siedzi na tronie. Całe niebo jest poruszone i pełne chwały, ponieważ droga do przedstawienia prawdziwej Oblu¬bienicy i do jej połączenia się z niebiańskim Oblubieńcem jest wolna.
„I usłyszałem jakby głos licznego tłumu i jakby szum wielu wód, i jakby huk potężnych grzmotów, które mówiły: Alleluja! Oto Pan, Bóg nasz, Wszech¬mogący, Objął panowanie. Weselmy się i radujmy się, i oddajmy Mu chwalę, gdyż nastało wesele Ba¬ranka, i Oblubienica Jego przygotowała się; i dano jej przyoblec się w czysty, lśniący bisior, a bisior oznacza sprawiedliwe uczynki świętych. I rzecze do mnie: Napisz: Błogosławieni, którzy są zaproszeni na weselną ucztę Baranka!" (Objawienie 19,6-9).
Oto nadeszła chwila, której Pan Jezus Chrystus wytrwale oczekiwał. Już długo przedtem widział On Oblubienicę jako drogocenną per¬łę i, aby ją posiąść, oddał wszystko, co miał. Znalazł ją i ku¬pił, bez względu na to, jak wielkie były tego koszty; podobień¬stwo jednak nie mówiło, co się z nią dalej stało. Aż do tego momentu była ona w swojej piękności ukryta przed ludźmi, ukryta w Bogu. Teraz jednak, bezpośrednio przed objęciem panowania przez Pana, naszego Boga Wszechmogącego, na¬stał czas wesela Baranka, a Jego małżonka przygotowała się. Właściwy cel zamiaru Bożego został teraz osiągnięty, miano¬wicie taki, że Chrystus nie miał być Sam, lecz miał posiadać małżonkę, która by z Nim dzieliła Jego chwałę w wieczności. Oto tajemnica, o której Bóg wspomniał już przy stworzeniu pierwszej pary ludzi, mówiąc: „Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam".
Wydaje się teraz konieczne, aby zastanowić się nieco nad czasowym przebiegiem tych wydarzeń, aż do momentu kul¬minacyjnego, tj. wesela Baranka. Już wcześniej Pan Jezus Chrystus Prze¬prowadził Swoją Oblubienicę przez pochwycenie (1 Tesaloniczan 4) i Wprowadził ją do domu Swego Ojca (Jana 14,23). Samego jej pochwycenia zaś Objawienie nie przedstawia, ponieważ nie jest ono wydarzeniem proroczym; proroctwo bowiem zawsze odnosi się do tej ziemi. Musimy je umieścić pomię¬dzy końcem trzeciego a początkiem czwartego rozdziału. Od tego punktu bowiem począwszy, Jan pisze o tym, „co się potem stanie", na co również wskazuje słowo „Potem" na początku rozdziału czwartego. Od tego miejsca nie ma już mowy o „Zgromadzeniu", lecz zamiast tego znajdujemy „dwudziestu czterech starszych", przedstawicieli wierzą¬cych Starego i Nowego Testamentu w ich pełnej liczbie.
Czy nie ma to wielkiego znaczenia i czy nie porusza do głę¬bi naszych serc, że podczas tych wszystkich, tak poważnych, wstrząsających światem wydarzeń, jakie są nakreślone w rozdziałach Objawienia 6-18, my jesteśmy już w niebie, gdzie będziemy korzystali z błogosławieństw domu Ojca? A jednak aż dotąd wesele Baranka nie miało miejsca! Musi bowiem najpierw, oprócz sądu nad „Wszetecznicą", nastąpić jeszcze coś ważnego: Jego małżonka musi się „przygotować". Ósmy wiersz wyjaśnia nam, co to znaczy: „I dano jej przyoblec się w czy¬sty, lśniący bisior, a bisior oznacza sprawiedliwe uczyn¬ki świętych”.
Widzimy tu oblubienicę przyodzianą nie w szaty sprawie¬dliwości Bożej w Panu Jezusie Chrystusie, jakie my sami już dzi¬siaj możemy nosić (por. 2 Koryntian 5,21). Chodzi tutaj raczej o jej sprawiedliwość, o jej sprawiedliwe czyny, jakich dokonała w mocy Ducha Bożego, kiedy jeszcze była na ziemi. Co za myśl, że my w tym sensie dzisiaj, chodząc jeszcze po tej ziemi, pra¬cujemy przy ubiorze, jaki kiedyś przy tej wzniosłej okazji bę¬dziemy nosili! Jest tu dość wyraźnie wskazane, że przed we¬selem Baranka wszyscy musimy pokazać się na sądzie Chrystusowym (2 Koryntian 5,10), „aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe". Czym by¬liśmy na tej ziemi dla Pana Jezusa Chrystusa, to będzie w tym dniu wspa¬niale lśnić, natomiast wszystko to, co nie było Chrystusem w naszym życiu, będzie stratą.
Jedynie w łasce, w mocy Ducha dokonaliśmy tych sprawie¬dliwych uczynków, a jednak ta sama łaska uzna je w owym dniu! Co to będzie, kiedy poznamy całą pełnię tej łaski, która mimo naszych słabości i uchybień nie tylko nas przepro¬wadziła, ale też użyła do jego służby i która nas jeszcze za to wynagrodzi! Będzie to kolejnym źródłem niebiańskiego uwiel¬bienia.
Możemy dobrze rozumieć, jak słuszne jest, by to doskonałe dopasowanie pomiędzy Panem Jezusem Chrystusem a Jego Oblubienicą pod wzglę¬dem moralnym dokonało się przed weselem. Określa to zara¬zem moment, w którym nastąpi samo wesele. Będzie ono miało miejsce jakiś czas po pochwyceniu, ale bezpośrednio przed ukazaniem się Pana Jezusa Chrystusa w mocy i chwale, kiedy zstąpi On na bia¬łym koniu wraz ze Swoim wojskiem z otwartego nieba i „tło¬czyć będzie kadź wina zapalczywego gniewu Boga, Wszechmogącego" (Objawienie 19,11 i nn.).
Zwróćmy jednak uwagę na słowa Ducha Świętego, wypowie¬dziane w tym miejscu. Z jednej strony mówi tutaj On o małżonce Pana Jezusa Chrystusa, a z drugiej o świętych. Chociaż Jego małżonce dane było przyoblec się w lśniący bisior, to w objaśnieniu mowa jest o sprawiedliwości świętych. „Małżonka" ma aspekt zbiorowy, a „święci" - indywidualny. Jakże to pocieszające, a zarazem doniosłe, że ta osobista strona zostaje zachowana! Wierność bowiem można wykazać tylko osobiście, i o tym winniśmy pa¬miętać. Dlatego mowa tu jest o lśniącym bisiorze Jego Mał¬żonki jako o sprawiedliwości świętych.
Jakaż jednak różnica pomiędzy tym lśniącym bisiorem, w który przyobleczona jest Małżonka Baranka, a szatą wiel¬kiej wszetecznicy! „A kobieta była przy odziana w purpurę i w szkarłat, i przyozdobiona złotem, drogimi kamienia¬mi i perłami" (Objawienie 17,4). Wielka wszetecznica nosi na po¬kaz to, na co patrzy naturalne oko i co je przyciąga. Natomiast niebiańska oblubienica przyobleczona jest w to, co jest miłe w oczach jej Oblubieńca - w sprawiedliwość świętych. Wszete¬cznica ma radość ze złudnego, światowego czaru. Oblubieni¬ca cieszy się z tego, co dała jej łaska. Skoro jest ona w oczach Pana Jezusa Chrystusa podobna do drogocennej perły, to czy przystoi jej obwieszać się na zewnątrz perłami? Czy nie przyćmiewałoby to jej właściwego piękna?
Zajmijmy się teraz osobami, biorącymi udział w tym wese¬lu. Centralne miejsce zajmuje Pan Jezus Chrystus, Baranek. Czy imię to nie przypomina nam drogi pełnej cierpień, na której nabył On swoją oblubienicę? Kiedy w Objawieniu jest o Nim mowa jako o „Baranku", Duch Święty używa wciąż formy zdrobnia¬łej odpowiedniego greckiego słowa, które właściwie oznacza „owieczka". Nie powinniśmy jednak z tego wyciągać błędnych wniosków, gdyż forma ta traci w języku nowotestamentowym swoje pomniejszające znaczenie. Wygląda raczej na to, że Duch Święty przez użycie słowa arnion [Strong = 721] chce wskazać na cha¬rakter Jego dobrowolnej ofiary jako podstawy wykupienia oraz na zdobyte przez Niego wspaniałości i godności. Jak wzruszająca jest dla nas myśl o Nim jako Baranku Bożym, Który gładzi grzech świata, i jak bardzo tęsknimy do tego, by oglądać Go, „tego Baranka jakby zabitego" w jego wspaniałości!

Tam pośród świętych
widzę Baranka, i krocząc Jego śladami,
ogłaszam głośno, co On mi uczynił.

Niebiańska Oblubienica, małżonka Baranka, składa się ze wszystkich odkupionych obecnego czasu łaski, to znaczy z tych, którzy zostali odkupieni od dnia Pięćdziesiątnicy do chwi¬li pochwycenia. W związku z tym jest bardzo znamienne, że dwudziestu czterech starców od chwili, gdy ukazuje się Oblu¬bienica, już się więcej w Księdze Objawienia nie wspomina. Dlaczego? Ponieważ owych dwudziestu czterech starszych (dwa razy dwanaście) symbolizuje sumę starotestamentowych i nowotestamentowych wierzących w niebie. W tym wyrażeniu więc nie widzi się Zgromadzenia oddzielnie. Wszystkich świę¬tych, od czasów Adama, którzy są Chrystusowi przy Jego przyj¬ściu (1 Koryntian 15,23) i mają udział w pierwszym zmartwychwsta¬niu (z wyjątkiem apokaliptycznych świętych ), oglądamy w tych dwudziestu czterech starszych. Skoro jednak o Oblubie¬nicy, uwielbionym Zgromadzeniu, mówi się osobno i odróżnia ją od świętych innych wieków, to i ci pozostali święci muszą być jakoś bliżej określeni. I tak właśnie się dzieje przez wy¬rażenie „zaproszeni". Oblubienicy na wesele się nie zapra¬sza, natomiast innych gości tak. Tymi zaproszonymi na we¬sele są wszyscy starotestamentowi wierzący, którzy mają pozycję „przyjaciół Oblubieńca", jak na przykład Jan Chrzci¬ciel, który tego wyrażenia używał (Jana 3,28-29). Także oni otrzymają w udziale miejsce doskonałego błogosławieństwa, są tu bowiem nazwani błogosławionymi: „Błogosławieni, którzy są zaproszeni na weselną ucztę Baranka!" Będą się oni bardzo cieszyli z głosu Oblubieńca, lecz sami nie będą się znajdowali w tym intymnym związku z Nim, jak Oblubie¬nica. Ci wierzący, którzy po pochwyceniu umrą jako męczen¬nicy, nie należą do tych zaproszonych, gdyż oni dopiero później, jako ostatnia grupa, będą mieli udział w pierwszym zmartwychwstaniu (Objawienie 20,4-6).
Słowo Boże mówi o radości zaproszonych, lecz okrywa zu¬pełnym milczeniem to, co się tyczy szczęścia Oblubienicy: tego bowiem nie da się opisać! Nie opisuje także samego wesela. Podobnie jak wnętrze domu Ojca, jest ono sceną, która przed oczyma śmiertelnych, chociaż odkupionych ludzi nie może być odsłonięta. Słyszymy o weselu Baranka. Widzimy Małżonkę Baranka po weselu, jak ukazuje się z Nim. To jednak, co bę¬dzie, kiedy On Sam przedstawi ją Sobie jako uwielbioną, jest starannie ukryte przed naszymi oczami. Wystarczy, abyśmy wiedzieli, że niebo będzie tryumfowało - i że my przy tym bę¬dziemy Jego Oblubienicą. Nieskończona łaska! Któż pojmie to szczęście?

Nowe Jeruzalem

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię, ponieważ istnieje co do niej wiele niejasności: Zgromadzenie Boże w chwale pod koniec Objawienia przedstawione jest w podwój¬nym, przykładowym obrazie. Z jednej strony oglądający wi¬dzi je jako Oblubienicę, Małżonkę Baranka (Objawienie 21,9; zob. też Objawienie 21,2), z drugiej zaś jako miasto święte, nowe Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga (Objawienie 21,2.10). Oba te obrazy stoją w danym przypadku bezpośrednio obok siebie: dotyczą one tej samej rzeczy, mianowicie uwielbionego Zgromadzenia. Zna¬mienne jest również to, że wszetecznica, światowy „kościół” w ostatnim stadium swojego niezdrowego rozwoju na ziemi, przedstawiona jest w podobny sposób - w podwójnym obra¬zie, jako niewiasta i jako wielkie miasto (Objawienie 17,1-6.18).
Za pomocą obrazu miasta Bóg chce ukazać bliżej Swoje myśli na temat dobrze uporządkowanego systemu wspólnych interesów i współżycia ludzi. System taki może mieć swój początek u Niego samego, tak jak w przypadku Nowego Jeruzalem, Jego miasta (Objawienie 3,12), lub też u szatana, jak to obelżywe przeciwieństwo, wiel¬kie miasto, które ma panowanie nad królami ziemi (Objawienie 17,18).
To, co powiedziałem na początku tego rozdziału o ziemskiej i niebiańskiej Oblubienicy, ma teraz swoje pełne zastosowa¬nie także do Jeruzalem, gdyż Objawienie zapoznaje nas za¬równo z ziemskim, jak i z niebiańskim Jeruzalem.
O ziemskim Jeruzalem, rzeczywistym mieście na ziemi, jest w Objawieniu mowa dwukrotnie. Za pierwszym razem chodzi o Jerozolimę w czasie ucisku, przed nastaniem królestwa: to święte miasto będzie wówczas deptane przez narody przez czterdzieści dwa miesiące (trzy i pół roku, Objawienie 11,2). W dru¬gim przypadku mowa jest o Jerozolimie pod koniec tysiąclet¬niego królestwa, kiedy szatan zostanie jeszcze raz wypusz¬czony z więzienia i pokieruje narody ziemi do ostatniej wojny przeciwko umiłowanemu miastu (Objawienie 20,9). Jerozolima będzie rze¬czywiście miastem wielkiego Króla (Mateusza 5,35) i centrum rzą¬dów Chrystusa na ziemi (Jeremiasza 3,17).
To miasto wielkiego Króla będzie jednak podczas królestwa Chrystusowego związane z Jego odpowiednikiem w niebie, z niebiańskim Jeruzalem. Właściwą metropolią królestwa bę¬dzie uwielbione Zgromadzenie w górze, jak to pokazuje opis świętego miasta Jerozolimy w jego powiązaniu z ziemią we fragmencie Objawienia od 21,9 do 22,5. Święte miasto, w prze¬ciwieństwie do miasta ziemskiego o tej samej nazwie w roz¬dziale 11,2, zstępuje „z nieba od Boga" (Objawienie 21,2.10), to znaczy jest ono Boskiego pochodzenia i nosi charakter niebiański; podobnie jego miejsce przebywania znajduje się w niebie.
Prawda o świętym mieście nie zmienia się zarówno jeśli cho¬dzi o jego związek z ziemią w tysiącletnim królestwie (w. 10 i nn.), jak w wieczności (w. 2 i nn.). Wiemy, że pierwszych osiem wierszy 21 rozdziału Objawienia opisuje stan wieczny, natomiast od 9 wiersza do 22,5 przedstawione jest spojrzenie wstecz na Zgromadzenie w jego powiązaniu z ziemią w czasie tysiącletniego królestwa. Częste przytaczanie liczby „dwanaście" w budowie świętego miasta wskazuje również na ów czasowy związek, ponieważ liczba „dwanaście" mówi w Biblii Świętej zawsze o doskona¬łym zarządzaniu Bożymi rzeczami dotyczącymi ziemi.
Wyrażenie „Nowe Jeruzalem" wskazuje na różnicę względem „starego" Jeruzalem, dosłownego miasta, które odgry¬wało (i będzie odgrywać nadal) znaczącą rolę w historii świa¬ta. Nowe Jeruzalem będzie też istniało wtedy, gdy nowe niebo i nowa ziemia zastąpią stare, kiedy ziemskie Jeruzalem bę¬dzie należało już dawno do przeszłości, a na nowej ziemi będą mieszkali ludzie i nie będzie podziału na Żydów i narody (Objawienie 21,1-3). Nowe Jeruzalem to uwielbione Zgromadzenie w wieczno¬ści, będące mieszkaniem Bożym, za pośrednictwem którego Bóg będzie mieszkał pośród ludzi na nowej ziemi. Tym samym będzie ono na wieki wyróżnione w charakterze i wysokości jego błogosławieństw spośród wszystkich pozostałych, odku¬pionych ludzi. Któż mógłby choćby w najmniejszej części oce¬nić miarę tych błogosławieństw, które będą udziałem Zgroma¬dzenia w wieczności?

Duch i Oblubienica

Po tym, jak na początku rozdziału 21 Księgi Objawienia przedstawione jest Zgromadzenie w wieczności, widzimy, że po tysiącu lat będzie ono jak „przyozdobiona oblubienica dla męża swego". Następnie (od wiersza 9) „oblubienica, małżonka Baranka", „święte mia¬sto", raz jeszcze pokazana jest w związku z tysiącletnim kró¬lestwem, kiedy czytamy o niej, ze ma „chwałę Bożą", po czym - tuż przed końcem księgi - pojawia się przed nami ponow¬nie. Jest to jedyna wzmianka o Zgromadzeniu jako Oblubieni¬cy w tym czasie. Niespodziewanie Pan Jezus Chrystus Osobiście staje przed naszymi oczami, a potem słyszymy spontaniczną odpo¬wiedź oblubienicy:
„Ja Jezus, wysłałem anioła Mego, by poświadczył wam to w zborach. Jam jest Korzeń i ród Dawido¬wy, Gwiazda jasna poranna. A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź! A ten, kto słyszy, niech powie:
Przyjdź! A ten, kto pragnie, niech przychodzi, a kto chce, niech darmo weźmie wodę żywota" (Objawienie 22,16-17).
Słowa te przenoszą nas do teraźniejszości. Pan Jezus Chrystus jednak Jest ten Sam, a Oblubienica Go już zna. Jakże to nas raduje! Pan Jezus Chrystus, posławszy Janowi przez anioła tak daleko sięgające oznajmienia tej księgi (por. też Objawienie 1,1), nagle wprowadza Sie¬bie Samego pod koniec księgi słowami: „Ja, Jezus”. Akcent pada tu na „Ja”. Mówi On tym samym: „To Ja Jestem, który byłem znany na ziemi jako Jezus z Nazaretu - Ja posłałem wam mego anioła, aby wam o tych rzeczach świadczył w zbo¬rach”. Następnie wskazuje, że jako Człowiek pochodzi On z pokolenia Dawidowego, że jest nie tylko „Synem Dawidowym", ale także „Panem Dawidowym" i jako taki jest „korzeniem Dawidowym" i tym samym Poręczycielem dla wypełnienia wszystkich danych Dawidowi obietnic.
Dodaje także pewien rys Swego charakteru, który jest dla nas taki drogocenny, i nazywa Siebie „gwiazdą jasną poranną". Dla Izraela wzejdzie On jako „słońce sprawiedliwości z uzdrowieniem na swoich skrzydłach" (Malachiasza 3,20), i taki wi¬dok zamyka Nowy Testament. Czyż nie jest znaczące, że Nowy Testament kończy się Panem Jezusem Chrystusem jako „Gwiazdą Po¬ranną"? Pierwsze zawiera w sobie poważny sąd, drugie tylko czystą łaskę, gdyż jako gwiazda poranna Pan Jezus Chrystus przyjdzie dla tych wszystkich, którzy w nocy jego odrzucenia oczekują Go. Tuż przed nastaniem poranku zjawi się Gwiazda Poranna dla tych, którzy czuwają, podczas gdy inni śpią. Obraz ten przypomina nam o błogosławionym fakcie, że zanim ukaże się On jako „słońce sprawiedliwości" dla Izraela w mocy i w chwa¬le, przyjdzie z nakazującym głosem, głosem archanioła i trąbą Bożą z nieba; „Wtedy najpierw powstaną ci, którzy umar¬li w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w po¬wietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem"(1 Tesaloniczan 4,16b-17).
Czy dziwi więc nas jeszcze to, że gdy Pan Jezus Chrystus przedsta¬wia się jako „Gwiazda Poranna", wzbudza to sympatię Oblu¬bienicy i przez działanie Ducha Świętego wyraża się w zawo¬łaniu „Przyjdź!”? Dla chrześcijanina, który miłuje swego Pana i Zbawiciela, żyjąc w świadomości właściwej postawy wobec Niego, jest to reakcja „normalna". Oby te wiersze kierowały nas wszystkich ku temu, abyśmy oczekiwali coraz bardziej i żywiej na Tego, Który nas wyraźnie zapewnił: „Tak, przyjdę wkrótce" (Objawienie 22,20)!
Czy jednak zauważyliśmy różnicę między słowami Pana Jezusa Chrystusa a słowami Oblubienicy? Pan Jezus zapewnia: „Tak, przyjdę wkrótce". Duch i Oblubienica mówią tylko: „Przyjdź!" Rozpoznajemy stąd, że pouczona przez Ducha Świętego Oblubienica pozosta¬wia „czas Jego przyjścia" całkowicie Jemu. Oczywiście, skoro Zgromadzenie słyszy o Nim jako Gwieździe Porannej, to Jego wewnętrznym pragnieniem jest powiedzieć: „Przyjdź!" Zgromadzenie jednak wie, że jeśliby On nieco zwlekał, to czekanie na Niego oznacza zbawienie dla tych, którzy je¬szcze stoją na zewnątrz. A zatem także i ono czeka.
Prowadzi to nas do dalszego punktu - do stwierdzenia, że zakres sympatii Oblubienicy względem jej Oblubieńca, wyra¬żonej zawołaniem „Przyjdź!", nie jest jeszcze w pełni opisany. Oblubieniec zajmuje w jej dążeniach pierwsze miejsce, ale to jeszcze nie wszystko. Dlatego jako drugie dodane jest: „A kto słyszy, niech powie: «Przyjdź!»" O kogo chodzi w pytaniu: „A kto słyszy?" Oczywiście, również o wierzących chrześcijan, tylko oni bowiem mogą być wzywani, by powiedzieć „Przyjdź!" Jest tak dlatego, że oprócz tych, którzy świadomie radują się wię¬zią Oblubienicy z niebiańskim Oblubieńcem, mogą też być nie¬jedni wierzący - a może ktoś z szacownych czytelników - któ¬rzy jeszcze nie znają tej bliskiej więzi, którzy jeszcze nie mają pewności co do Przyjścia Pana po Swoich [Jana 14,1-3], bo nie są o tym po¬uczeni. Oni także zostaną przywiedzeni do momentu, w którym powiedzą: „Przyjdź!" Choćby nawet nie mieli świadomości dro¬gocennej więzi, w jakiej się znaleźli, to czy nie będą szczęśliwi, kiedy zobaczą Go takiego, jakim jest? Czy nie Przemieni On ich zni¬komych ciał w ciała, podobne Jego chwalebnemu ciału? Nie stracą niczego, kiedy On przyjdzie: jedynie zyskają. Dlatego „kto słyszy, niech powie: Przyjdź!" Bóg w swojej łasce ma staranie o to, aby i pojedynczy wierzący otrzymał pomoc w swojej słabości i by również on mógł przyłączyć się do wołania Oblubienicy.
Sympatia Oblubienicy skierowana jest najpierw ku Panu, a następnie ku poszczególnym wierzącym. To jednak jeszcze nie wszystko. Duch Boży prowadzi ją w tym kierunku, by w miło¬ści myślała też o tych, którzy może pragną zbawienia swojej duszy, lecz jeszcze nie przyszli do Zbawiciela grzeszników. Dla¬tego dodane tu jest: „A ten, kto pragnie, niech przy chodzi, a ten, kto chce, niech darmo weźmie wodę żywota". Niczym w grze słów, znaczenie tego przyjścia jest tutaj odwrócone. W pierwszych dwu przypadkach Pan Jezus Chrystus wzywany jest, aby przyszedł do swoich. Teraz natomiast wezwany zostaje ten, kto pragnie, aby przyszedł do Pana Jezusa Chrystusa. Takie jest życzenie Zgromadzenia. Oczywiście, Zgromadzenie samo z siebie nie ewan¬gelizuje ani nie naucza. O tym już mówiliśmy. Uwielbiony Pan dał raczej swemu zgromadzeniu dary, które tę służbę wykonują ku „zbudowaniu ciała Chrystusowego" (Efezjan 4,7-12). Mimo to sympatia Oblubienicy zwraca się także do pragnących grzesz¬ników.
Zgromadzenie nie może, rzecz jasna, powiedzieć: „...przyjdź¬cie do mnie". To może powiedzieć tylko sam Zbawiciel, i dziś wciąż zaprasza On grzeszników. „Pójdźcie do Mnie wszy¬scy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam odpocznienie" (Mateusza 11,28; gr.). Jego słowa mówią też:
„Ja jestem chlebem żywota; kto do Mnie przychodzi, ni¬gdy łaknąć nie będzie, a kto wierzy we Mnie, nigdy pra¬gnąc nie będzie" (Jana 6,35). Także w Ewangelii Jana 7 Pan Jezus Chrystus zwraca się z zawołaniem do tych, którzy pragną: „Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do Mnie i pije" (Jana 7,37).
Przez słowo „pragnie" ma na myśli tych, w których dzięki działalności Ducha Świętego zostały już wzbudzone potrzeby, którzy są zatroskani o swoje zbawienie i tęsknią do tego, by ich nieśmier¬telna dusza była zaspokojona. Sama Oblubienica, która zna¬lazła w Panu Jezusie Chrystusie swe najgłębsze zaspokojenie, jednoczy się z wezwaniem Pana Jezusa Chrystusa skierowanym do pragnących, aby do Niego przyszli, wie bowiem, że On zaspokoi wszelkie potrze¬by, jeśli tylko się przyjdzie - przyjdzie do Niego.
Zakres sympatii Oblubienicy jednak poszerza się jeszcze bardziej i obejmuje wszystkich, którzy tylko chcieliby przyjść:
„Kto chce, niech darmo weźmie wodę żywota". „Kto chce" - nadzwyczaj poważne słowo! Pan Jezus Chrystus wciąż oferuje to niezmier¬ne błogosławieństwo wody żywota za darmo. Jeżeli ktoś mimo to idzie na zgubę, to wtedy już nie dlatego, że Bóg nie chciał, lecz ponieważ on sam nie chciał być zbawiony.
Oby Pan Jezus Chrystus sprawił, byśmy - jak niegdyś Rebeka względem Izaaka - szli na spotkanie z Panem Jezusem Chrystusem z narzeczeńską sym¬patią. On sam już „idzie przez pole nam na spotkanie" (1 Mojżesza 24,65). Oby On także Sprawił, byśmy naszą sympatią obejmo¬wali wszystkich tych, którzy jeszcze nie napili się z wody życia!
Chciałbym zakończyć pierwszą część tych naszych rozważań o Zgromadzeniu Boga Żywego ostatnim zdaniem świętego Słowa Bo¬żego:

„Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie z wszystkimi świętymi!"


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 18:55

Część druga

WSPÓLNE SCHODZENIE SIĘ JAKO ZGROMADZENIE

6. Zgromadzeni do Jego imienia

W pierwszej części naszych rozważań dotyczących Zgroma¬dzenia Bożego widzieliśmy postępowanie Boga w różnych wie¬kach oraz poznaliśmy charakter i przeznaczenie Zgromadze¬nia w jego różnorodnych aspektach.

Opis Zgromadzenia na tej ziemi

To wszystko, czego się dowiedzieliśmy do tej pory o Zgroma¬dzeniu, nie powinno pozostać czystą teorią. Bóg nie oznajmił nam swoich myśli po to, byśmy zachowywali je tylko jako na¬ukę. Zgromadzenie jest najwyższym stworzeniem Bożym, a myśli Boga dotyczące Zgromadzenia sięgają aż do nieba, do najodleglejszej wieczności. Nieco z tego już zobaczyliśmy, ale faktycznie nigdy dosyć, aby nad tym rozmyślać i radować się postępowaniem Boga.
Wolą Bożą jest, aby to, czym jest Zgromadzenie w Jego my¬ślach, znajdowało już tu na ziemi swój widzialny wyraz. Dla¬tego dał nam On w swoim Słowie ważne wskazania dotyczą¬ce wspólnego schodzenia się Jego ludu jako Zgromadzenia, i tym właśnie winniśmy zająć się w drugiej części naszych rozważań.
Zgromadzenia Bożego nie wyraża się na ziemi przez two¬rzenie gmin w sensie wspólnoty dóbr życiowych. Niektórzy tak myślą, lecz nie jest to nauka Pisma Świętego. To, że na początku wie¬rzący „wszystko mieli wspólne", i że nikt „nie nazywał swoim tego, co posiadał" (Dzieje 4,32), było bezsprzecznie wynikiem działalności Ducha Świętego i miłym wyrazem jedności wie¬rzących wówczas. Mówię „wówczas", gdyż po pierwsze, był to stan przejściowy i właśnie wtedy nastąpiły pierwsze trudności, jak nam to pokazuje kłamstwo Ananiasza i Safiry w 5 rozdziale oraz szemranie hellenistów w związku z nakrywa¬niem przy stołach w 6 rozdziale. Po drugie, taki wyraz jedno¬ści był możliwy jedynie dopóty, dopóki wszyscy wierzący prze¬bywali w jednym miejscu, jak to miało miejsce na początku w Jerozolimie. To, że Bóg takiej wspólnoty wszelkich dóbr nie przewidywał na stałe, jasno i wyraźnie wynika z faktu, że póź¬niej w Listach, w których rozwijana jest nauka chrześcijań¬ska, nie znajdujemy nigdzie takiej wskazówki czy napomnie¬nia w tym kierunku. Przeciwnie, widzimy tam napomnienia dla bogatych oraz ubogich spośród wierzących, a co więcej - pouczenia dotyczące schodzenia się wierzących, wskazania co do tego, w jaki sposób mają się oni schodzić.
Z drugiej strony pokazuje to nam też wyraźnie, że charak¬ter Zgromadzenia nie mógłby się urzeczywistnić, jeśliby świę¬ci Pańscy chodzili wszyscy osobno swoją drogą, nie zwraca¬jąc uwagi na to, że Bóg dla swoich dzieci ustanowił nie tylko osobistą, ale też zbiorową drogę. Tak więc drogi Boże nie po¬legają ani na życiu w komunie, ani na indywidualistycznym sobkostwie.
W jaki sposób jednak Zgromadzenie Boże może być widocz¬ne na ziemi, jak je będzie można zobaczyć? Przez to, że świę¬ci będą się zgromadzali według danych przez Boga wskazań. Gdyby wszyscy wierzący pozostawali sami dla siebie, Zgromadzenia Bożego nie dałoby się zobaczyć. Nie można by go też oglądać wtedy, gdyby się zgromadzali według swojego wła¬snego mniemania, według własnych wyobrażeń. Bóg jednak chce, aby było ono widoczne. Dlatego wspólne schodzenie się wierzących ma tak wielkie znaczenie. Nie jest to tylko rzecz, która służy ich własnemu zbudowaniu, lecz coś, przez co Bóg oznajmia swe myśli co do Zgromadzenia i pragnie uwielbić Swego Umiłowanego Syna. Oby wszyscy wierzący, którzy od początku czy¬tają te słowa, dobrze sobie tę myśl przyswoili! Pomogłoby im to w niewyobrażalny sposób uwolnić się od uprzedzeń i otrzy¬mać prawdziwy, Boży wgląd w ten przedmiot.
Nie sądzę, by można było gromadzić się z innymi wierzący¬mi we właściwy sposób, tak jak chce tego Bóg, jeśli się ser¬cem nie zrozumiało, czym jest Zgromadzenie według jego przeznaczenia i istoty, jeśli się nie uchwyciło tego, że jego cen¬trum i najwyższym celem jest uwielbienie Pana Jezusa Chrystusa. Dla¬tego tak ważne jest zrozumienie pierwszej części tych naszych rozważań; jest to koniecznym warunkiem urzeczywistnienia tego, co przedstawia druga ich część.
Jednym z najważniejszych miejsc Biblijnych odnoszących się do wspólnego schodzenia się wierzących w ogóle jest Ewangelia Mate¬usza 18,20 (gr.):
„Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni do imienia Mego, TAM JESTEM POŚRÓD NICH".
Ponieważ cytowana wypowiedź Pana Jezusa Chrystusa jest niezwykle ważna i ponieważ wiele ugrupowań chrześcijańskich bierze to słowo pod uwagę (choć istnieją między nimi sprzeczności), wobec tego największe znaczenie ma to, abyśmy dla rozwa¬żanej przez nas kwestii uchwycili to, co Pan Jezus Chrystus rzeczy¬wiście wypowiada w tym miejscu. Starając się wyjaśnić jakieś słowo z Biblii, nie powinniśmy nigdy wyrywać go z jego otoczenia. Chciejmy zatem przypatrzeć się powyższemu cytatowi w powiązaniu z jego kontekstem, aby ostrożnie, jakby krok po kroku, ku nie¬mu się zbliżyć. Pouczenia Pana Jezusa Chrystusa w poprzedzających wierszach stanowią ponadto tak dużą praktyczną korzyść dla współży¬cia wierzących, że byłoby stratą, gdybyśmy je pominęli.

Grzech przeciwko bratu

Od 15 do 20 wiersza 18 rozdziału Ewangelii Mateusza odbie¬ramy z ust Pana Jezusa Chrystusa pouczenia najwyższej wagi dotyczące tego, jak należy postępować, kiedy brat zgrzeszy przeciwko dru¬giemu bratu.
„A jeśliby zgrzeszył brat twój przeciwko tobie, idź, upomnij go sam na sam; jeśliby cię usłuchał, pozy¬skałeś brata swego" (w. 15; gr.).
„Jeśliby zgrzeszył brat twój przeciwko tobie" - czy to bardzo rzadki przypadek? Niestety, nie. Wszyscy wiemy, że zdarza się to często. I jeżeli przypadek taki nie zostanie odpowiednio potraktowany, wtedy może to mieć dalekosiężne skutki tak dla jednostki, jak i całej społeczności.
Zasadniczo każdy grzech skierowany jest w pierwszej ko¬lejności przeciw Bogu. „Przeciwko Tobie samemu zgrzeszy¬łem", wyznał Dawid co do sprawy z Batszebą (Psalm 51,6). Mimo to Pan Jezus Chrystus rozróżnia tu szczególny rodzaj grzechu - grzech prze¬ciwko bratu. Tak więc świadomość, że również ten grzech skie¬rowany jest w pierwszej kolejności przeciw Bogu, pomimo tego, że stoi on między „braćmi", powinna decydować o naszym zachowaniu.

Karcenie braterskie

Pewien brat popełnia grzech przeciwko mnie. Może to być ja¬kiekolwiek osobiste przewinienie tego brata wobec mnie, o któ¬rym prócz niego wiem tylko ja. Co mam czynić? Czy mam się poskarżyć moim przyjaciołom albo rozpowiadać o tym mię¬dzy braćmi? Czy mam usiąść i napisać list do niego? Albo jesz¬cze prościej, sięgnąć po telefon? Żadne z tych rozwiązań nie jest drogą Pańską. Pan mówi: „Idź do niego". Jakże często sprzeciwiamy się temu poleceniu Pana! Iluż nieszczęść byśmy uniknęli, gdybyśmy poszli do brata, by stanąć z nim oko w oko i przemówić mu do serca! To jednak wymaga wiele pokory i ła¬ski od Pana Jezusa Chrystusa.
Być może ktoś zapyta, czy nie należałoby raczej przemil¬czeć całej sprawy, pozostawić wszystkiego Panu Jezusowi Chrystusowi i po prostu znieść tę krzywdę?
Odpowiedź na ostatnie pytanie nie jest we wszystkich przy¬padkach łatwa. Rzecz dotyczy charakteru danej sytuacji. Oczy¬wiście, nie mamy nigdy sami się mścić czy szukać racji, lecz zachowywać się tak, jak czynił Pan Jezus, który „gdy mu zło¬rzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę Temu, który sprawiedliwie sądzi" (1 Piotra 2,23). Powinniśmy też mieć pewność, że spra¬wa ta nie opiera się jedynie na pogłosce, wymyśle czy kombi¬nacji naszego ducha.
Winniśmy się zastanowić także nad jeszcze jedną rzeczą, którą niestety - jak mi się wydaje - za rzadko bierzemy pod uwagę: mój brat zgrzeszył, więc nie może być naprawdę szcz꬜liwy. „Jawnie strofować będziesz bliźniego twego, a nie ścierpisz przy nim grzechu" (3 Mojżesza 19,17). Miłość jest w takich wypadkach najlepszym doradcą, a nie jest to miłość, kiedy toleruję grzech mojego brata. Miłość ta nie czeka, aż ten brat przyjdzie do mnie, lecz ja sam idę do niego; nie po to jednak, aby dochodzić swoich racji, żeby mu powiedzieć „do słuchu", lecz aby tego brata pozyskać. Taki ma być cel upom¬nienia go „sam na sam".
„Upomnieć" znaczy przedstawić temu bratu zło jego postęp¬ku, aby sam doszedł do właściwego wniosku i mógł to po Boże¬mu uporządkować.
„Jeśli by cię usłuchał, pozyskałeś brata swego". Jakże miłe wyrażenie - „pozyskałeś"! Pokazuje to, że była tu czynna mi¬łość, że była ona czynna w usposobieniu Chrystusowym. Mi¬łość ta przykrywa „wiele grzechów" (1 Piotra 4,8) i nikt nie powinien dowiedzieć się o tym, co zaszło.
Po tych słowach Pana Jezusa Chrystusa, które teraz rozważamy, Piotr zapy¬tał, jak często ma przebaczać bratu, gdyby ten zgrzeszył prze¬ciwko niemu: „Czy aż do siedmiu razy?" Myślał, że będzie to wielkoduszność. Pan Jezus Chrystus jednak odpowiedział jemu, a także nam:
„Nie powiadam ci: Do siedmiu razy, ale siedemdziesiąt razy siedem" (Mateusza 18,22; gr.). Potem Pan Jezus Chrystus przytacza podo¬bieństwo o królu, który się rozliczał ze swoimi sługami. Jakie straszne było usposobienie tego, któremu darowano tak wie¬le win, a który mimo to swojego współsługę potraktował bez miłosierdzia, dusząc go i mówiąc: „Oddaj, coś winien" (Mateusza 18,28). Do brata nigdy nie powinniśmy tak mówić. Nie „oddaj", ale „pozyskaj" - to stawia Pan Jezus Chrystus przed nasze serca. Czy ser¬ce brata może się zamknąć przed tym, który go chce w miło¬ści pozyskać? Pan Jezus Chrystus faktycznie wskazuje nam taką smutną możliwość:
„Jeśli by zaś nie usłuchał, weź z sobą jeszcze jedne¬go lub dwóch, aby na oświadczeniu dwu lub trzech świadków była oparta każda sprawa" (Mateusza 18,16).
Tu Pan Jezus Chrystus pokazuje nam następny krok w obchodzeniu się ze złem u jakiegoś brata - krok, który leży pomiędzy prawnym a publicznym postępowaniem. Łaska stara się tego brata osło¬nić, nie może jednak osłaniać grzechu. Z tego względu brat, względem którego został popełniony grzech, nie powinien tej sprawy pozostawiać samej sobie; winien wziąć raczej dwóch czy trzech świadków ze sobą, aby w ich obecności potwier¬dzić tę sprawę, o którą chodzi. W tym środkowym kroku nie chodzi już o upomnienie, lecz o to, aby przez ich potwierdze¬nie nadać ważność prawdzie względem sumienia tego brata.

Miejscowe Zgromadzenie

Gdyby i ten drugi krok miał się okazać bezskuteczny, to we¬dług słów Pana Jezusa Chrystusa ma nastąpić trzeci lub możliwie czwarty krok - są to kroki, które przybierają coraz bardziej na powadze i ważności.
„A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz Zgromadzeniu; a jeśliby Zgromadzenia nie usłuchal, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik" (Mateusza 18,17).
Czy jest możliwe, żeby brat okazał tym dwóm lub trzem, któ¬rzy do niego przyjdą, zatwardziałość? Czy jest możliwe, żeby nie przyjął świadków miłości Chrystusowej, żeby nie usłuchał nawet Zgromadzenia? Niestety, to możliwe! Tak zatwardziałe może być serce jakiegoś „brata"! Nasza nędzna samowola może nas doprowadzić do takiego stanu, że odrzucimy łaskę i prawdę! A jaki jest skutek takiego uporu, który w Bożych oczach jest jak czary, a krnąbrność jak bałwochwalstwo i od¬dawanie czci obrazom (1 Samuela 15,23)? „Niech ci będzie jak poganin i celnik". Zwróćmy uwagę, że jest tu powiedziane: „Niech ci będzie..." Nie chodzi tu jeszcze o postępowanie całe¬go Zgromadzenia, lecz brata, względem którego tamten zgrze¬szył i zachował się samowolnie: ma on nie uważać go dalej za brata, lecz traktować go jako poganina.
Jaki poważny zwrot! Ten, który w poprzednim wierszu na¬zwany był „bratem", teraz musi być traktowany jak poganin i celnik. Nie twierdzi się, że nie jest on bratem, ale osobisty stosunek do niego jako brata został złamany. Do czego może nas doprowadzić zatwardziałość! A powodem tego mogą być nawet błahe okoliczności. Nieugięta duma w stosunku do sa¬mego siebie i własnego przewinienia doprowadziła w końcu do tego, że nie można go już dalej uznawać za brata. Jak było powiedziane, nie ma tu jeszcze mowy o kościelnym karceniu ze strony Zgromadzenia, lecz jedynie o osobistym karceniu ze strony brata względem tego, który zgrzeszył przeciwko nie¬mu. Na to, że Zgromadzenie nie może iść dalej z takim, który zgrzeszył, i że może to być przypadek, którym musi się zająć miejscowe świadectwo Zboru Pańskiego, wskazywałby następny wiersz. Ten natomiast nie mówi jeszcze o karceniu przez Zgromadzenie.
Dotychczas jeszcze nie wspomniałem, że Pan Jezus Chrystus w spo¬sób godny uwagi wprowadza Zgromadzenie równocześnie jako najwyższą instancję, przed którą dany przypadek ma być przedłożony: „powiedz Zborowi" oraz „jeśliby Zboru nie usłu¬chał". Co Pan Jezus Chrystus ma tutaj na myśli pod określeniem „ZBÓR"? Dla zrozumienia tego, co następuje dalej, ma to olbrzymie znacze¬nie. W rozdziale 16 Chrystus Pan mówił pierwszy raz o Swoim Zgromadzeniu i powiedział, że to On chce je budować. Określił w ten sposób oczywiście całe Zgromadzenie, jeśli tak można powie¬dzieć, sumę wszystkich wykupionych czasu łaski. Począwszy od dnia Pięćdziesiątnicy, buduje On to Zgromadzenie i będzie to robił, aż do Swego ponownego przyjścia.
W naszym wierszu jednak Pan Jezus Chrystus pod słowem „Zgromadzenie" nie ma na myśli tego samego, lecz Mówi wyraźnie o Zgromadzeniu Bożym w danej miejscowości, czyli o miejscowym świadectwie Zboru Pańskiego, do którego ci dwaj bra¬cia należeli. Tym też zajmuje się w kolejnych wierszach: Zgromadzeniem Bożym w danej miejscowości; i dobrze będzie, jeśli przy rozważaniu następnych wierszy zachowamy to w pa¬mięci. Jest tu pokazana ta sama strona, którą później znaj¬dziemy w listach Pawła. Wspomnijmy tylko początek Pierw¬szego Listu do Koryntian: „Zgromadzeniu Bożemu, które jest w Koryncie". Miejscowe Zgromadzenie w pewnym sensie za¬jęło miejsce synagogi, ku podtrzymaniu świętości Bożej. W je¬go ręku leży ostatecznie rozstrzygnięcie danego przypadku. Jest ono potem, w dwudziestym wierszu naszego rozdziału zdefiniowane jako „schodzenie się do jego imienia".

Karcenie ojcowskie

Zanim dojdziemy w dalszym rozważaniu Ewangelii Mateusza 18 do wierszy 15 i 20 i powiemy o kościelnym karceniu, chciałbym wyrazić krótką myśl na temat jeszcze innego rodza¬ju karcenia, które znajduje się pomiędzy karceniem brater¬skim, a kościelnym. Można je nazwać karceniem ojcowskim.
Już samo wymienienie tych trzech rodzajów karcenia uwi¬dacznia, że przez karcenie nie należy rozumieć tylko „wyłą¬czenia", usunięcia. Bogu dzięki! Są bowiem jeszcze inne, ła¬godniejsze formy karcenia, które powinno się zastosować w danym przypadku, aby nie musiało dojść do najsurowszej formy karcenia. „Karcenie" oznacza nie tylko „karę" - byłoby to błędne wyobrażenie - zawiera w sobie natomiast w każdym z przypadków zajmowanie się popełnionym złem. Widzieliśmy już, jak brat powinien w duchu łaski zająć się swoim bratem z powodu grzechu, jaki ten względem niego osobiście popeł¬nił. To już było karcenie, lecz karcenie najłagodniejszego ro¬dzaju. Dalej zobaczymy, że jest grzech, którym musi się zająć Zgromadzenie. Łaska Boża jednak zawsze czyni starania, aby krąg tych, którzy zajmują się tym złem, był możliwie jak naj¬mniejszy. Winniśmy mieć to zawsze przed oczami, a nie czy¬nić zaraz wszystkiego rzeczą całego Zgromadzenia. Co się rozumie przez ojcowskie karcenie, wyjaśnia nam List do Galacjan 6,1 (gr.):
„Bracia, jeśli człowiek zostanie przyłapany na ja¬kimś upadku, wy, którzy jesteście duchowi, popra¬wiajcie takiego w duchu łagodności, bacząc każdy na siebie samego, abyś i ty nie był kuszony".
Nie idzie tu o grzech przeciwko pojedynczej osobie, lecz o sy¬tuację, w której pewien brat nieuważnie popełnił jakieś wykro¬czenie, a duchowi bracia, którzy się o tym dowiedzą, mają go w duchu łagodności przywrócić i uporządkować to. Służbę tę pełnią bracia, którzy znajdują się w stanie „duchowym", dzięki czemu zdolni są do zajęcia się takim, który jeśli chodzi o jego chwilowy stan, „im podlega". Tak wygląda zasada ojcowskie¬go karcenia i opieki, zasada, która charakteryzuje się ich osobistą przewagą.
Niech się nikt nie gorszy wyrażeniami „podlega im" oraz „osobista przewaga". Nie jest tu powiedziane, że człowiek ma cokolwiek z siebie samego, a tym bardziej nie ma mowy o ja¬kimkolwiek przypisywaniu sobie czegoś, żeby myślał, że może w ten sposób występować względem drugich. Nie, jest to na¬tomiast duchowa i moralna dojrzałość albo lepiej: przewaga ta znajduje swą podstawę w tej właśnie duchowej i moralnej dojrzałości, która jest wynikiem ciągłego chodzenia z Panem Jezusem Chrystusem. Ojciec nie stoi na takim samym stanowisku, co dziecko. Może się w miłości i łasce zniżyć do niegrzecznego dziecka, uniżyć nawet nie wiem jak głęboko, aby je doprowadzić do uznania własnego grzechu - a mimo to posiada on nadal przewagę, jakkolwiek głęboko byłaby ona w łasce i pokorze realizowa¬na. W takiej moralnej przewadze leży właśnie uzasadnienie i wartość działania tego rodzaju karcenia.
A zatem tak jak ojciec zajmuje się swym niesfornym dziec¬kiem, tak mają się zniżyć ci, którzy są „duchowi", aby pomóc tym, którzy weszli w grzech. Jedynie miłość jest zdolna do ta¬kiej służby i tylko pokora utrzymuje nas w duchu łagodności, „bacząc na siebie samego, abyś i ty nie był kuszony". Braciom tym w ich posłudze będzie towarzyszył wzgląd na słabość i na brak doświadczenia. Sami bowiem nie zapomnieli, że i oni kie¬dyś przez to przechodzili.
Ojcowskie karcenie ma do czynienia z grzechami, które nie są jawne. Jakże błogosławiona jest służba, którą wypełnia się w ukryciu! Obyśmy mieli więcej takich „ojców"! Niejedno zło nie musiałoby posunąć się tak daleko, by stać się sprawą Zgromadzenia, gdybyśmy byli gotowi i zdolni „myć nogi" sobie na¬wzajem w miłości według wzoru Pana Jezusa Chrystusa (Jana 13,1-15).

Karcenie kościelne

W Ewangelii Mateusza 18,18 Pan Jezus Chrystus porusza w Swojej mowie kwestię karcenia kościelnego, związywania i rozwiązy¬wania przez Zgromadzenie:
„Zaprawdę powiadam wam: Cokolwiek byście zwią¬zali na ziemi, będzie związane i w niebie; i cokol¬wiek byście rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie" (Mateusza 18:18).
W 16 rozdziale Pan Jezus Chrystus powierzył Piotrowi klucze królestwa nie¬bios i wyposażył go we władzę administracyjną, używając bar¬dzo podobnych słów: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie" (w. 19). Jak nam pokazują początkowe rozdziały Dziejów Apostolskich, Piotr użył tej wła¬dzy administracyjnej według myśli Bożych i na przykład w przypadku Ananiasza i Safiry przywiązał do nich ich grzech (Dzieje 5,1-11), a Korneliusza z jego domem rozwiązał od grzechu (Dzieje 10,44-48). Takie bowiem znaczenie ma „zwią¬zać" i „rozwiązać": grzech na kimś „związać", „uwolnić" - oczywiście nie w stosunku do nieba i nie w sensie absolutnym, ale tylko w spojrzeniu na zakres powierzonego zarządzania tutaj, na ziemi. Ten autorytet ma obecnie Zgromadzenie.
Niektórzy mówią o jakimś następcy Piotra. Prawdziwe „apo¬stolskie" następstwo znajduje się w miejscowym Zgromadzeniu, w miejscowym świadectwie Zgromadzenia Bożego, w tych, którzy zgromadzają się do imienia Pana Jezusa Chrystusa, choć by ich było tylko dwóch lub trzech. O tych mówi Pan Jezus Chrystus w naszym wierszu, kiedy powtórnie mówi „wy": „Cokolwiek byście...". Władza związywania i rozwiązywania, praktyczne wykonywanie karcenia nie jest według słów Pana Jezusa Chrystusa przekaza¬ne klerowi, ale odnosi się do miejscowego Zgromadzania tych, którzy zgromadzili się do Jego imienia. Dwudziesty wiersz, do którego jeszcze dojdziemy, podaje uzasadnienie, dlaczego postępowanie miejscowego Zgromadzenia znajduje uznanie w niebie: jego autorytet ugruntowany jest na Panu Jezusie Chrystusie, przebywającym pośród nich. W autorytecie tym Zgromadzenie może i powinno dla Pana Jezusa Chrystusa postępować, „związywać" oraz „rozwiązywać". Powinno „usunąć tego, który jest zły" (1 Koryntian 5,13). Może też do społeczności przy Stole Pańskim „dopu¬szczać" oraz „przebaczać" (2 Koryntian 2,10), jeśli wymagają tego okoliczności. A ponieważ postępuje w autorytecie Pana Jezusa Chrystusa i repre¬zentuje Zgromadzenie Boże danej miejscowości, jego decyzje zostają uznawane w niebie. A to oznacza także, że decyzje jego są wiążące dla wszystkich miejsc na ziemi. Niemożliwe, żeby ktoś ze Zgromadzenia w Koryncie, który został usunięty jako „zły", został przyjęty przez Tesaloniczan! Skoro taki wy¬rok zostaje uznany w niebie, który z chrześcijan mógłby się odważyć to zlekceważyć?
Oczywiście, żadne cudaczne działania ani demonstrowanie mocy nie powinno w ogóle mieć miejsca przy wykonywaniu karcenia przez Zgromadzenie. Chociaż w oczach tego świata może nie mieć znaczenia, czy ktoś z powodu grzechu zosta¬nie usunięty jako zły spośród dzieci Bożych, czy też nie. A jed¬nak co za łaska i jaka pociecha, że Pan Jezus Chrystus dał Zgromadzeniu przez wszystkie czasy władzę związywania i rozwiązywania, z tym zapewnieniem, że to, co ono w jego imieniu będzie zwią¬zywało i rozwiązywało, zostanie uznane w niebie! Kiedy Pan Jezus Chrystus to mówił, było to czymś zupełnie nowym. I choćby ten świat uważał kościelne karcenie za słabe i bezskuteczne, to jednak w rzeczywistości, wykonywane pod kierownictwem Ducha Świętego, jest ono aktem władzy, gdyż żadna władza na ziemi nie może go unieważnić.
Jeśli chodzi o odrzucenie decyzji miejscowego Zgromadzenia, chciałbym nawiązać do pewnej kwestii, która w praktyce życia Zgromadzenia wywołała już niejeden problem. Otóż nie¬którzy z tych, których zbór był zmuszony usunąć jako złych, twierdzą, że Bóg po wyznaniu Mu grzechów, które doprowa¬dziły do ich wyłączenia, już im Przebaczył, a więc znowu znaj¬dują się w takim stanie, w jakim byli przed wykluczeniem, nie¬zależnie od tego, czy Zgromadzenie to rozumie, czy też nie. Czy jest to słuszne? Czy można tutaj zastosować, jak się ar¬gumentuje, zasadę z 1 Listu Jana 1,9: „Jeśli wyznajemy grze¬chy swoje, Wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości"
Kto tak twierdzi, ten jest w błędzie w podwójnym sensie. Po pierwsze, przeoczył, że 1 List Jana 1,9 nie ma nic do czynie¬nia z kościelnym karceniem, lecz dotyczy postępowania Boga wobec jego dzieci w rozrządzaniu Jego dróg. Po drugie, nie docenia tego, że Zgromadzenie Boże ma władzę, w sposób administracyjny na ziemi grzech „zatrzymać" lub „odpuścić" (Mateusza 18,18; Jana 20,23) oraz że Bóg takie karzące postępo¬wanie miejscowego Zgromadzenia, które postąpiło we władzy i autorytecie przebywającego pośród nich Pana Jezusa Chrystusa, uznaje rów¬nież w niebie. „Zaprawdę powiadam wam: Cokolwiek by¬ście związali na ziemi, będzie związane i w niebie; i cokolwiek byście rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie". To są słowa Pana Jezusa Chrystusa.
Oczywiście, Zgromadzenie nie może odpuszczać grzechów przeciwko niebu. Jest jednak upoważnione do decydowania o tym, kto jest „wewnątrz", a kto „na zewnątrz". To właśnie oznacza jego „związywanie" i „rozwiązywanie", „zatrzymanie" i „odpuszczenie" przez nie grzechów, dotyczące tego od Boga powierzonego zakresu społeczności tutaj na ziemi. Jeszcze raz podkreślmy: choćby świat, albo ten, wobec którego zastoso¬wano karcenie, lekceważył karcące postępowanie Zgromadzenia, to w rzeczywistości stanowi ono akt władzy, wykona¬ny w autorytecie i mocy Pana Jezusa Chrystusa, którego nic nie jest w stanie usunąć.
Może oczywiście zdarzyć się i tak, że ten, wobec którego zastosowano karcenie, dzięki działaniu łaski Bożej doszedł do uznania swego grzechu i wyznał go Bogu. Wtedy Bóg na mocy rozrządzenia Swoich dróg względem takiego człowieka Przebaczył mu. Bogu niech będzie chwała i dzięki, że tak jest! Mimo to jednak osoba ta, jeśli chodzi o jej stosunek do Zgromadzenia, znajduje się jeszcze na „zewnątrz" i absolutnie nie jest w takim stanie, jak przed jej wyłączeniem. Dopóki Zgromadzenie jej nie „odpuściło" (2 Koryntian 2,7.10), i Bóg w tym sen¬sie nie odpuścił. Jeśli się twierdzi mimo to, że znowu jest się „w społeczności", choć Zgromadzenie jeszcze nie „rozwiązało", wykazuje się wtedy nie tylko nieznajomość myśli Bożych, lecz i zły stan serca. Takie zachowanie bowiem podkopuje autory¬tet Zgromadzenia, pośrodku którego jest Pan Jezus Chrystus i jest w tym sensie atakiem na Jego Osobę i Jego Autorytet. A tego właśnie Bóg nigdy, przenigdy nie uczyni.
Pan Jezus zatem postarał się łaskawie o wszystko w Zgromadzeniu i to na wszystkie czasy, tak iż pierwsi mogą być również ostatnimi; i kiedy opieramy się na jego Słowie, możemy i dzi¬siaj jeszcze wszystko to posiadać. Naturalnie, w naszych dniach, gdy panuje rozbicie, jakaś grupa poważnych wierzą¬cych na danym miejscu nie jest miejscowym Zgromadzeniem; do niego bowiem należą wszyscy święci w danej miejscowo¬ści. Kiedy jednak grupa taka zgromadza się do Jego imienia, jak to jeszcze będziemy rozważali, wtedy ma ona obecność Pana Jezusa Chrystusa, a tym samym autorytet do wykonywania kościelnego karcenia. Więcej nie mieli również pierwsi chrześcijanie!

Przestrogi dotyczące karcenia

Ponieważ istnieje ku temu sposobność, leży mi na sercu, aby wyrazić niektóre przestrogi dotyczące wykonywania kościel¬nego karcenia. Czynię to tylko skrótowo, aby się przy tym dłu¬go nie zatrzymywać; przedmiot ten jest jednak ważny dla pod¬trzymywania porządku Zgromadzenia, a później już nie będziemy mieli okazji o tym mówić.
Na początku jednak zasadnicza wzmianka. Jeśli chodzi o porządek Zgromadzenia, musimy bezsprzecznie widzieć Zgromadzenie jako dom Boży. A podtrzymanie porządku w domu Bożym może być urzeczywistnione jedynie na podstawie praw¬dy o jedynym ciele. Musimy wprawdzie rozróżniać odmienne aspekty tej prawdy - Słowo Boże też to czyni - lecz nie śmie¬my ich od siebie oddzielać. Ileż zła wśród ludu Bożego można byłoby umknąć, gdyby zachowało się tę zasadę! Karcenia do¬konuje się ku zachowywaniu porządku w domu Bożym, to oczy¬wiste, ale Zgromadzenie jest przecież także jednym ciałem, ciałem Chrystusa na ziemi, które obejmuje wszystkich wie¬rzących żyjących, jak to już widzieliśmy w rozdziale drugim. Jeśli więc przez miejscowe Zgromadzenie zostanie podjęta decyzja, która dotyczy „związania" czy „rozwiązania", to musi się to dziać zawsze na tle prawdy, że do ciała Chrystusa należą wszyscy wierzący na ziemi oraz że wszyscy oni zostają objęci tą decyzją.
Co za olbrzymi przywilej, ale i zarazem odpowiedzialność miejscowego Zgromadzenia, jeśli weźmie się pod uwagę za¬sięg jego postępowania! Jak nieuniknione jest z drugiej stro¬ny zobowiązanie wszystkich wierzących do uznawania decy¬zji pojedynczych miejscowych świadectw Zgromadzenia Pańskiego! Jeśli takie „związanie" lub „rozwiązanie" nie zostaje wykonane czy przyjęte na zasadzie jednego ciała, poprowadzi to niechybnie do jego dalszego rozbicia i rozerwania.
Na tym tle chcę w krótkiej formie zrobić kilka uwag, które są niezwykle ważne:

1) Związywania i rozwiązywania dokonywać może tylko Zgromadzenie, nie bracia czy starszyzna braterska. Ćwiczo¬ne w danej sprawie winno być sumienie całego Zgromadzenia. Dlatego Zgromadzenie powinno posiadać dostateczny do¬stęp do informacji oraz odpowiednią ilość czasu. Milczenie zaś ze strony poszczególnych braci i sióstr oznacza aprobatę.

2) Jeśli ktoś musi być usunięty, to ma to na celu podtrzymy¬wanie Bożej świętości w Jego domu oraz pozyskanie danego grzesznika.

3) Zgromadzenie nie jest żadnym sądem. Jest ono zdolne tylko wtedy postępować po Bożemu, kiedy popełnione zło przyjmuje jako swoje własne i ubolewa nad znieważeniem Pana Jezusa Chrystusa pośrodku Zgromadzenia (1 Koryntian 5,2).

4) Tylko w przypadku jawnego, dowiedzionego grzechu Zgromadzenie może coś czynić i usunąć kogoś jako złego. Przypu¬szczenia, przekonania, nie dowiedzione twierdzenia i podej¬rzenia nie wystarczają do podjęcia decyzji w tej sprawie. Nie jest to bowiem kwestia ludzkiego uzgodnienia, lecz sprawa woli Bożej. To, co zostanie uczynione, musi się dziać w imieniu Pana Jezusa Chrystusa (1 Koryntian 5,4).

5) Dla braci i sióstr spoza danego miejscowego świadectwa Zgromadzenia Bożego zasadni¬czym punktem wyjścia powinno być, że jakieś miejscowe świadectwo Zgromadzenia Bożego działało w danym przypadku w mocy i autorytecie Pana Jezusa Chrystusa przebywającego pośród nich. Jego wyrok winno się z reguły uznać, nawet jeśliby powstały wątpliwości co do właś¬ciwego postępowania.

6) Miejscowe Zgromadzenie nie jest wolne od błędów. Może ono, będąc w słabym stanie duchowym, podejmować niewłaś¬ciwe decyzje. Takie decyzje miejscowego Zgromadzenia nie znajdują uznania w niebie, gdyż to nie Zgromadzenie jest nad Panem Jezusem, lecz Pan Jezus nad Zgromadzeniem. Pan Jezus Chrystus też zastosuje nale¬żyte środki (próby, karcenie), aby doprowadzicie do uznania własnej sytuacji i do pokory. Ten zaś, wobec którego zastosowano karcenie, winien przyjąć to upokorzenie, choćby było ono niesłuszne, uznać je za pochodzące od Boga i trwać w oczeki¬waniu na Jego działanie.

7) Zgromadzenie nie postępuje według demokratycznych zasad. Każdy duchowy głos winien być wzięty pod uwagę. Natomiast nieduchowe głosy nie powinny przeszkodzić wyko¬naniu woli Pana Jezusa Chrystusa. Należy dążyć do jednomyślności, nie jest ona jednak niezbędnym warunkiem danego postępowania. „Kara, jaka została nałożona przez większość" (2 Koryntian 2,6) - to znaczy, że większość braci i sióstr z miejscowego świadectwa Zgromadzenia Bożego musi podejmować decy¬zję o postępowaniu. Jeśli nie jest to możliwe, ponieważ stan Zgromadzenia jest za słaby albo brak jest jedności, musi ono w pokorze czekać na Boga. Jeśli działa tylko garstka, która wprawdzie znajduje się w większości, lecz jest też wielu prze¬ciwnych, wtenczas brak w tym postępowaniu koniecznej mo¬ralnej wagi tych wielu, co prowadzi z reguły do komplikacji i dalszego zniesławienia Pana Jezusa Chrystusa.

8) Jeżeli ktoś mniema, że nie może się dołączyć do decyzji Zgromadzenia, to niech swoje myśli przedłoży Zgromadzeniu - a ono ma je poważnie rozsądzić przed Panem Jezusem Chrystusem - nie powi¬nien jednak próbować dalej przez agitację podważać wyroku Zgromadzenia. I odwrotnie, Zgromadzenie nie powinno pano¬wać nad sumieniem jednostki. Jednakowoż ktoś, kto się świa¬domie i uporczywie stawia po stronie wyłączonego i tym sa¬mym okazuje się jako zły, musi w końcu - jeśli wszelkie próby okażą się bezskuteczne - również zostać postawiony na to samo miejsce, na którym znajduje się ten, z którym utrzymu¬je społeczność, to znaczy musi także zostać wyłączony.

9) Ktoś, kto musi zostać usunięty, przestaje być przedmio¬tem ojcowskiego karcenia ze strony pojedynczych braci. Wszelka „służba pasterska" wobec kogoś, kto został wyłą¬czony, jest zaprzeczeniem faktu, iż starania służby pasterskiej względem niego były daremne i znajduje się on teraz „na zew¬nątrz". „Lecz tych, którzy są na zewnątrz, Bóg sądzić będzie" (1 Koryntian. 5,13). Osoba wyłączona, znajduje się w rękach Boga, który jedynie może ją pozyskać. Gdyby jednak w opar¬ciu o widoczne oznaki uznano, że wyłączony zajmuje swoje miejsce i w pokorze stawia się pod Słowo Boże, wtenczas miej¬scowi bracia winni w stosownym czasie nawiązać z nim roz¬mowę. Natomiast indywidualne odwiedziny u niego są podko¬pywaniem decyzji Zgromadzenia; kroki takie stoją na przeszkodzie działaniu Bożemu, zmierzającemu do przywró¬cenia danej duszy.

10) Bezpośrednie powiązania rodzinne (małżonkowie, dzie¬ci, rodzice) nie mogą zostać przez wyłączenie któregoś z nich przerwane, związki te są bowiem ustanowione zgodnie z Bo¬żym porządkiem w stworzeniu i nie leżą w płaszczyźnie Zgromadzenia Bożego. Słowo „żebyście z takim nawet nie jada¬li" (1 Koryntian 5,11) nie może odnosić się do męża i żony, kiedy któreś z nich musi zostać usunięte. Dotyczy ono raczej zacho¬wania się Zgromadzenia względem wyłączonego. Natomiast wszelkie niewymuszone kontakty ze strony dalszych krewnych nie są z pewnością zgodne z myślą Boga. Nawet najbliżsi krew¬ni muszą mieć na uwadze to, co dotyczy duchowych, bliskich stosunków, jakie mieli dotychczas z tym wyłączonym - to, że będą omawiać z wyłączonym na przykład sprawy dotyczące Zgromadzenia. Będą potrzebowali wiele mądrości i łaski, by właściwie zachowywać się w poszczególnych okolicznościach codziennego życia.

11) Tam, gdzie Zgromadzenie wierzących wzbrania się przed wykonywaniem Bożego karcenia, przestanie ono prędzej czy później być miejscowym wyrazem Zgromadzenia - jeśli nim w ogóle przedtem było.

Uzgodnienia do modlitwy

Jeśli choć trochę zastanowimy się nad wyrażonymi tu myśla¬mi dotyczącymi kościelnego karcenia, jeśli mamy przed oczy¬ma powagę i doniosłość postępowania miejscowego świadectwa Zboru Pańskiego, wtedy uświadomimy sobie ciężar naszej odpowiedzialności, a także naszą całą słabość, którym musimy podołać; to zaś przy¬nagla nas do modlitwy. Co za łaska, że wierny Pan zna nasze potrzeby i w 19 wierszu dał nam drogocenne zapewnienie:
„Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca Mojego, który jest w niebie".
Nie zawsze jest łatwą rzeczą rozpoznać myśli Pana Jezusa Chrystusa w okreś¬lonym przypadku dopuszczenia czy usunięcia. Nie dał nam On też w Piśmie Świętym poradnika z przepisami, w którym opi¬sane by były poszczególne przypadki i ustalone odpowiednie postępowanie wobec każdego z nich. Na ogół mamy raczej spisane zasady i przedstawione przykłady, które jednakowoż nie stanowią wyczerpującej „listy". Zadaniem naszym jest roz¬poznawać, w zależności od Pana Jezusa Chrystusa, jaką zasadę należałoby za¬stosować w danym przypadku. To zaś wiąże się zawsze z we¬wnętrznymi ćwiczeniami i dobrze, że tak jest; Pan Jezus Chrystus bowiem pragnie, abyśmy pozostawali stale w zależności od Niego, by zachować nas od zimnego, opartego na zakonie postępowa¬nia.
Dlatego jest to nie tylko znamienne, ale też głęboko pocie¬szające, że Pan Jezus Chrystus, powiedziawszy o związywaniu i roz¬wiązywaniu przez Zgromadzenie i pokazawszy, że winno ono postępować jako Jego przedstawiciel na ziemi, dodaje jeszcze to zapewnienie. Zapewnia Zgromadzeniu Swoją pomoc i to nie tylko w tym czy innym przypadku kościelnego karcenia, lecz również - jakże to odpowiada Jego łasce! - w „czymkolwiek", o co by Go prosili, uzgodniwszy to przedtem. Jego Ojciec, któ¬ry jest w niebiosach, Da im to. Greckie słowo, użyte tu w znaczeniu „uzgodnić", brzmi w tym miejscu „symfonia" i oznacza także „dopasować się do siebie". Pan Jezus Chrystus mówi więc o wspólnej modlitwie, przy której serca uczestników są w zgodzie co do tego, o co proszą, są w harmonii ze sobą. Oznacza to dokład¬nie to, że wyeliminowana zostaje samowola jednostki, dzięki czemu Bóg może na te prośby odpowiedzieć.
Z całości tego wynika, że chodzi tutaj o zej¬ście się Zgromadzenia na modlitwę, a nie o osobistą modlitwę dwóch czy trzech. W wierszu 20 bowiem wyrażona jest nadrzędna zasada, będąca uzasadnieniem dla wierszy 18 i 19: dla autorytetu Zgromadzenia, by związywać i rozwiązywać oraz dla wysłuchania ich próśb przez Ojca. Osobista obecność Pana Jezusa Chrystusa pośrodku zebranego do Jego imienia Zgromadzenia jest poręczeniem ich postępowania i modlitwy. Gromadzą się oni jako Zgromadzenie i tym samym uprawnieni są do zwią¬zywania i rozwiązywania. A ich zgodna modlitwa, w szczegól¬ności jeśli chodzi o wyproszenie Boskiego światła w sprawach karcenia, zostaje wysłuchana przez Ojca, ponieważ Pan Jezus Chrystus Jest pośród nich. Pojedynczy wierzący natomiast nie mają ni¬gdy autorytetu do wykonywania kościelnego karcenia. A to właśnie jest tutaj myślą przewodnią.

Dwóch z was

Skoro Pan Jezus Chrystus mówi o „dwóch" tylko, którzy by uzgodnili, o co mają się modlić, to widzimy tu niewymowną łaskę, ponie¬waż podaje On najmniejszą możliwą liczbę dla wspólnego postępowania. Może się zdarzyć, że na tym czy na innym miej¬scu było tylko dwóch czy trzech uczniów, albo że ci drudzy - na co może wskazywać „dwóch z was" - nie ujrzeli swojej odpowiedzialności: Pan Jezus Chrystus zaś wyjdzie naprzeciw tym, którzy odpowiedzialność tę zauważają i według tego postępują. „Dwóch z was" - nie musi to koniecznie oznaczać lub sugerować, że zawiódł Jego lud; Pan Jezus Chrystus jednak poczynił starania tak¬że względem takiego skrajnego przypadku, gdyby było tylko dwóch. Jest to rzeczywiście głęboko pocieszające. I choćby nawet tych „dwóch z was" nie stanowiło większości Zgromadzenia na danym miejscu, to jednak, gdy gromadzą się oni do Jego imienia, mają Jego obecność i tym samym autorytet, aby działać dla Niego według Jego myśli.
Może to zobrazować przykład z życia politycznego. Parla¬ment jakiegoś kraju upoważniony jest do wydawania ustaw obowiązujących cały naród. Może się zdarzyć, i takie przy¬padki miały wielokrotnie miejsce, że na jednym z posiedzeń parlamentu duża liczba przedstawicieli narodu była nieobecna z powodu braku zainteresowania. Wtenczas pozostali, któ¬rzy są obecni na posiedzeniu, nie stanowią absolutnie całego parlamentu; są jedynie znikomą jego częścią. Mimo to ci parla¬mentarzyści, którzy są obecni podczas decydującego zgromadzenia, mają prawo podejmować w imieniu narodu decyzje, co też czynią. Z drugiej strony dwaj czy trzej parlamentarzy¬ści, którzy by się gdzieś zeszli prywatnie, nie są absolutnie upoważnieni do ustanawiania prawa. I choćby w ten sposób prywatnie zgromadziło się dwustu czy trzystu spośród nich, zbierając się według swojej własnej woli, nie są oni zgromadzeni jako „parlament" i tym samym nie posiadają autory¬tetu działania w imieniu narodu.
Dlatego tak bardzo ważne jest, aby wierzący schodzili się razem „jako Zgromadzenie", żeby byli „zgromadzeni do Jego imienia". A co to oznacza, pragniemy zobaczyć z pomocą Pi¬sma.

Wielka karta Zgromadzenia

W dwudziestym wierszu 18 rozdziału Ewangelii Mateusza Pan Jezus Chrystus dodaje do swoich słów nadzwyczaj cenną obietnicę, która dla wielu wierzących od dawien dawna była niewypowiedzianym pocieszeniem:
„Albowiem gdzie są dwaj lub trzej Zgromadzeni do imienia Mego, tam Jestem pośrodku nich”.
W słowie tym, jak już widzieliśmy, Pan Jezus Chrystus podaje powód, dla którego będzie On w niebie związywał i rozwiązywał to, co oni zwiążą i rozwiążą na ziemi, oraz dla którego Ojciec, który jest w niebiosach, będzie wysłuchiwał ich modlitwy. Nieza¬leżnie więc od tego, czy chodzi o karcenie, czy też o modlitwę Zgromadzenia do Boga, Pan Jezus Chrystus w obu przypadkach podaje jako podstawę tę głęboką zasadę: „Gdzie są dwaj lub trzej Zgromadzeni do imienia Mego, tam Jestem pośrodku nich". Czy może być coś milszego, bardziej zachęcającego? Oczywiście, musimy jeszcze brać pod uwagę wymogi, przedstawione w tym wierszu, a które stanowią warunek jego obecności; to jed¬nak, co Pan Jezus Chrystus powiedział: „tam Jestem pośród nich", pozostaje niepojętym błogosławieństwem.
Dwudziesty wiersz z Ewangelii Mateusza 18 nazwano „Wiel¬ką Kartą Zgromadzenia", jego „Konstytucją". Zawiera ona i re¬guluje przywileje oraz obowiązki tych, którzy należą do Pana Jezusa Chrystusa, na ich wspólnej drodze tu na ziemi. Dopóki znajdują się na ziemi prawdziwi chrześcijanie, winno to być „Boską regułą" dla ich wspólnego schodzenia się. Jest ona nie tylko uzasad¬nieniem dla poprzednich wierszy, lecz zawiera ponadto cały szereg nowych Boskich prawd, które chcemy tu po kolei przed¬stawić.

Boska miejscowość

Pan Jezus Chrystus, Syn Boga Żywego mówi:
„Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię Moje, tam Jestem pośród nich".
To gdzie wskazuje na miejsce, na miejsce Boskie (tzn. od Boga zarządzone), lecz zarazem wskazuje na daleko więcej niż tyl¬ko na jakąś miejscowość. Rzecz jasna wierzący - jeśli chcą się gromadzić - potrzebują do tego określonego miejsca „geograficznego”. Tam będzie właśnie obecny Pan Jezus Chrystus, tam będą przeżywali Jego obec¬ność i korzystali z niej. Miejscowość i jej wygląd nie są ważne dla schodzenia się wierzących, nie ma dzisiaj bowiem żadnych uświęconych miejsc. Równocześnie jednak należy cenić fakt, że tam zgromadzają się Jego święci, że Pan Jezus Chrystus jest tam obecny; schodzenie się razem i Jego obecność są bowiem związane z konkretną miejscowością.
To gdzie jest jednak czymś więcej niż tylko miejscowością; jest to zasada, na której zgromadzają się ci, którzy należą do Pana Jezusa Chrystusa, jest to rodzaj i sposób, w jaki winni to czynić. Słowa Pana „w Moim imieniu" wyjaśniają nam to bliżej. Chciałbym jednak w związku z tym wskazać na przykład Izraela, który daje nam w rozważanej przez nas kwestii bogate pouczenie. Pan Jezus Chrystus powie¬dział do Izraela: „...Na każdym miejscu, na którym nakażę ci wspominać Imię Moje, przyjdę do ciebie i będę ci bło¬gosławił" (2 Mojżesza 20,24b). Drogocenne Słowo! Przyrzeczone tu błogosławieństwo zależało jednak od tego, czy Izraelici przebywali na miejscu, na którym Pan Jezus Chrystus chciał, aby wspominali Jego imię. Nie mogli otrzymywać tych błogosławieństw na żad¬nym innym miejscu, na dowolnym podłożu, lecz tylko tam, gdzie On pozwolił mieszkać Swojemu imieniu. Miejsce Jego obecności charakteryzowało się tym, że wszystko było tam według Jego myśli, „według wzoru", jaki Pan pokazał Mojże¬szowi na górze. „Bacz, [...] abyś uczynił wszystko według wzoru, który ci został ukazany na górze" (Hebrajczyków 8,5; 2 Mojżesza 25,40). Miejscem Jego obecności był wtedy przybytek, a póź¬niej świątynia w Jeruzalemie. Dzisiaj miejsce to znajduje się tam, gdzie ludzie zgromadzają siew Jego imieniu.
Kiedy dzieci Izraela chciały złożyć Jahweh, swojemu Bogu, ofiary, musiały czynić to na miejscu, które On do tego Obrał. Uderzające jest, jak często Bóg wypowiada te słowa w 5 Księ¬dze Mojżeszowej 12:
„Lecz będziecie szukać miejsca, które Pan, Bóg wasz, wybierze na swoje mieszkanie wśród wszystkich waszych plemion, aby tam złożyć Swoje imię, i tam będziesz przychodził. Tam też będziecie przynosić wasze całopalenia..." (wiersze 5 i 6a).
„Na miejsce, które Pan, Bóg wasz, wybierze na mie¬szkanie dla Swego imienia, będziecie przynosić wszystko, co wam dziś nakazuję: wasze całopale¬nia..." (w. 11a).
„Strzeż się, abyś nie składał ofiar całopalnych na każ¬dym miejscu, które zobaczysz. Ale swoje ofiary cało¬palne będziesz składał tylko na miejscu, które Pan wybierze w jednym z twoich plemion, i tam będziesz czynił wszystko, co Ja ci nakazuję" (wiersze 13-14).
„Nie możesz jeść w twoich miejscowościach niczego z dziesięciny... Tylko przed Panem, twoim Bogiem, będziesz je spożywał na miejscu, które wybierze Pan" (wiersze 17a i 18a).

W 5 Księdze Mojżeszowej, w 16 rozdziale Bóg daje wskazania co do obchodzenia świąt, które Izraelici mieli świętować, i tu ponownie znajdujemy serię ostrzeżeń, aby czynić to jedynie na takim miejscu, które On do tego wybierze:
„Nie będziesz mógł składać ofiary paschalnej w żad¬nej miejscowości z tych, jakie Pan, Bóg twój, ci daje, tylko na miejscu, które Pan, Bóg twój, wybierze na mieszkanie dla swego imienia, składać będziesz ofiarę paschalną" (wiersze 5-6a).
„W miejscu, które wybierze Pan, twój Bóg, na mie¬szkanie dla swego imienia, będziesz się weselił przed Panem..." (w. 11a).
„Przez siedem dni będziesz świętował na cześć Pana, Boga twego, na miejscu, które Pan wybierze..." (w. 15a).
„Trzy razy w roku zjawi się każdy mężczyzna spo¬śród was przed Panem, Bogiem twoim, na miejscu, które wybierze..." (w. 16a).
Oby wszyscy wierzący wzięli sobie do serca te napomnienia i dążyli do miejsca, gdzie Pan dzisiaj zapewnia swoją obec¬ność! Wtenczas było to dosłownie jedno jedyne miejsce geograficzne pośrod¬ku Izraela, gdzie Bóg mieszkał i do którego przychodził bogo¬bojny Izraelita, aby składać swoje ofiary i obchodzić święta Jahweh. Dzisiaj natomiast - kiedy ci, którzy do Niego należą, zgromadzają się na tak wielu geograficznych miejscach na ziemi - błogosła¬wieństwo Jego obecności znane jest tam, gdzie dwaj lub trzej Zgromadzeni są do imienia Pana Jezusa Chrystusa. Oto dzisiejsze „miejsce", Boska „miejscowość" na nasze dni. Innego „miejsca" Słowo Boże nie zna i innego nie uznaje. Podobnie jak sprawiedliwy w cza¬sach rozbicia Izraela udawał się do świątyni jako miejsca jed¬ności, choćby nawet stan ludu Bożego był najbardziej żało¬sny, tak też dzisiaj wierny znajduje w dwóch lub trzech, którzy zgromadzają się do imienia Pana, jedyne miejsce jedności.

Boska liczba

Znamienne jest, że również tutaj Pan Jezus Chrystus wymienia najmniejszą możliwą liczbę osób i mówi:
„Albowiem gdzie dwaj lub trzej są Zgromadzeni".
Czy nie jest to nadzwyczaj łaskawe? Pan nie uzależnia Swojej obecności od imponującej liczby takich, którzy by się zgro¬madzali zgodnie z Jego zamysłem. Wystarczy dwóch lub trzech, którzy by to czynili. Wtedy posiadają oni wszelkie przy¬wileje, jakie wiążą się z Jego obecnością.
Ludzie gonią za wielkimi liczbami i lubią liczyć swoich człon¬ków. Uważają, że wielkie skupiska ludzi stanowią dowód mocy oraz potwierdzają słuszność i prawdziwość tego, co przedsta¬wiają. Pan Jezus Chrystus zaś mówi o dwóch lub trzech. Nie to, że ty¬siąc chrześcijan zejdzie się na jednym miejscu, czyni Zgromadzenie wyrazem Zgromadzenia Bożego na tym miejscu, lecz to, że wierzący są Zgromadzeni do Jego imienia, choćby ich było tylko dwóch lub trzech.
Pan nie gardzi przy tym dniem małych początków (Zachariasza 4,10), i jestem przekonany, że mówiąc te słowa, myślał o na¬szych dniach i miał przed oczyma upadek kościoła. Wiedział, że nadejdzie czas, kiedy tylko niewielu będzie dążyło do po¬słuszeństwa względem jego Słowa podczas zgromadzania się, aby czynić Jego wolę. To im właśnie Pan Jezus Chrystus zapewnia swoją obecność, jak również administracyjną władzę związywania i rozwiązywania, o której mówił. „Dwóch lub trzech" - dla Niego to nie jest za mało, aby się z nimi zjednoczyć. Jakże drogocenna myśl!

Boska jedność

Sposób wyrażania się Pana Jezusa Chrystusa w Ewangelii Mateusza 18 też jest godny uwagi, jeśli chodzi o następujące zdanie. Nie mówi On bowiem nigdy: „Gdzie dwaj lub trzej się zgromadzą", lecz:
„Gdzie dwaj lub trzej są zgromadzeni... tam Jestem po¬śród nich".
Pierwsze byłoby czynnością, drugie zaś jest stanem - oni są zgromadzeni. Zgromadzili się i są zgromadzeni nadal - takie znaczenie ma użyta tutaj grecka forma dokonana. Takie zej¬ście się zatem jest już samo w sobie pewnym wyrazem jed¬ności; okoliczność tę i szczególny sposób wyrażania się Pana Jezusa Chrystusa („gdzie dwaj lub trzej są Zgromadzeni") chciałbym przyjąć za motyw, aby wskazać czytelnikowi podstawę chrześcijańskie¬go zgromadzania się, która jest wyłącznie według myśli Bo¬żych - jedność ciała Chrystusa.
Jest to ta jedyna podstawa zgromadzania się wierzących, jaką zna Słowo Boże - zarówno jeśli chodzi o naukę, jak i o praktyczne uznanie faktu, iż „Jest jedno ciało" (Efezjan 4,4). Jak już powiedzieliśmy na początku tego rozdziału, Bóg chce, aby jego Zgromadzenie na ziemi znalazło widzialny wyraz, co z kolei ma miejsce przez sam fakt, że wierzący są zgromadzeni jako członki ciała Chrystusa. Mówiąc, że są Zgromadzeni jako członki ciała Chrystusa, mam na myśli to, iż podstawą ich schodzenia się winno być nie tylko zadowolenie z tego, że sami są żywymi członkami ciała Chrystusa, lecz także muszą uznawać i przyjmować tych, którzy podobnie jak oni są człon¬kami tego ciała.
Jeśli chodzi o praktyczne przyjęcie do społeczności wierzą¬cych, zapoznamy się później z pewnymi ograniczeniami, ja¬kie wskazuje nam Słowo Boże. Zasadniczo jednak członki mają śmiałość i muszą jako zgromadzeni mieć na oku i w ser¬cu wszystkie członki ciała Chrystusa. Przez zgromadzanie się objawiają prawdę o jednym ciele; indywidualnie natomiast są członkami jedni drugich.
Nie schodzą się zwyczajnie tylko jako chrześcijanie. To by¬łoby w dniach dzisiejszego rozbicia i upadku za mało i mogłoby nawet oznaczać solidaryzowanie się ze złem. Bo przecież na jakimż dnie moralnego zepsucia albo złych nauk nie znajdzie¬my dzisiaj także chrześcijaństwa? Zgromadzać się jako chrze¬ścijanie można bez udziału Boga. Nie to jednak Pan Jezus Chrystus ma na myśli, mówiąc „Gdzie dwaj lub trzej są zgromadzeni do imienia mego" - a zatem spotkanie takie jest wyrazem boskiej jedności.
Nie wystarczy też, by przybrać sobie odróżniającą nazwę. Są oczywiście grupy, które przez nadanie sobie nazwy chcą się oddzielić od innych chrześcijan, bądź też grupy, które ist¬nieją w oparciu o określone wyznanie wiary, a nie zgromadzają się jako członki ciała Chrystusowego. Nie mają one w sobie całej objawionej w Słowie Bożym prawdy, a zwłaszcza prawdy o jednym ciele jako podstawy społeczności, lecz swoje wy¬znanie wiary. A przecież Słowo Boże zna jedynie nazwy, które obejmują wszystkie dzieci Boże: święci, dzieci Boże, wierzą¬cy, bracia, uczniowie, chrześcijanie. Nawet wtedy jednak, je¬śli uchroni się przed tą pułapką i nie przyjmie żadnej konkret¬nej nazwy, może być tak, że nadal nie ma zgromadzania się na podstawie jedności ciała - na przykład, kiedy chce się za¬chować swoją niezależność i nie uznawać tego, czego Bóg już wcześniej dokonał na podłożu jednego ciała.
Podkreślmy to raz jeszcze z całą mocą: zgromadzanie się dzieci Bożych po Bożemu jest wyrazem jedności, jedności cia¬ła Chrystusa. Towarzyszy temu moc Boża, z którą wierzący są Zgromadzeni, apostoł Paweł bowiem pisze do Koryntian:
„Gdy się zgromadzicie w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, wy i duch mój z mocą Pana naszego, Jezusa" (1 Koryntian 5,4).


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 18:57

Boskie imię

Przechodzimy teraz do bardzo znaczącej części Słowa Pana Jezusa Chrystusa:
„Gdzie są dwaj lub trzej Zgromadzeni w moim imieniu, tam Jestem pośród nich".

Jak dotąd więcej mieliśmy do czynienia z podstawą zgroma¬dzania się, to znaczy z zasadą, jaka leży u jego podstaw; te¬raz Pan Jezus Chrystus pokazuje nam właściwy punkt skupienia: Jego imię. Zgromadzić się w Jego imię jest więc warunkiem niezmie¬rzonych błogosławieństw Jego obecności. Warunek ten musi¬my badać niezwykle starannie, wielu chrześcijan bowiem uwa¬ża, iż go spełniają, mimo że idą w zupełnie przeciwnych kierunkach. Coś musi wobec tego być z gruntu błędne w wyobrażeniu na temat tego, co to znaczy zgromadzać się w Jego imię.
Chciałbym najpierw wskazać na szczególne znaczenie wy¬rażenia „w Moje imię" i zaznaczyć, że w manuskryptach wy¬stępują trzy różne wyrażenia, oddawane w tłumaczeniu „w moim imieniu" lub „w imieniu Pana".
Pierwsze znajdziemy w piątym wierszu Ewangelii Mateusza rozdziale 18: „A kto przyjmie jedno takie dziecię w imię Moje, Mnie przyjmuje". Pan używa tu greckiego przyimka epi, co się tłumaczy „z powodu", który oznacza motyw, po¬wód, dla którego się w dany sposób postępuje. Moglibyśmy wobec tego dosłownie przetłumaczyć te słowa następująco:
„Kto przyjmie jedno takie dziecię z powodu Mego imienia". W Ewangelii Jana 4,13-14 oraz w rozdziale 16,23-27 Pan Je¬zus Chrystus mówi o modleniu się w Jego imię. Pan używa tu greckie¬go przedimka en - „w", „w mocy". Uczniowie powinni korzy¬stać z przywileju modlenia się w mocy imienia Pana. Identyczna konstrukcja znajduje się w 1 Liście do Koryntian 5,4: „w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa" mamy oddać takiego szatanowi na zatracenie ciała.
W naszym wierszu jednak Pan używa innego przyimka eis, który oznacza „w", „do wewnątrz", „ze względu na" i nie nadaje jedynie kierunku, ale w sensie przenośnym określa za¬miar, powód działania. Dlatego lepiej będzie, kiedy wiersz ten zostanie przetłumaczony „do Mego imienia" zamiast „w Moje imię". Kiedy zatem Pan Jezus mówi o dwóch lub trzech, któ¬rzy są zgromadzeni do Jego imienia, to określa w ten sposób tych, którzy obrali to, co mówi „Jego imię", za właściwy grunt jedności. Są oni nie tylko zgromadzeni „w" Jego imieniu, to znaczy, w Jego autorytecie, jako Jego reprezentanci, co oczy¬wiście samo w sobie jest prawdą, lecz „Jego imię" stanowi cen¬trum ich spotkań. Zamierzonym celem ich wspólnego scho¬dzenia się jest, by wyłącznie On był tym centrum.
Czy tak rzeczywiście jest, moi umiłowani? Czy Jego imię, On Sam, jest dla nas jedynym centrum naszego wspólnego scho¬dzenia się? Pytanie to prześwietla nas wszystkich. Bóg nie chce, abyśmy zgromadzali się do imion ludzi. Nie powinien nas jednoczyć żaden ludzki przywódca czy kaznodzieja. Nie jest zgodne z Bożym zamysłem, aby jakiekolwiek nauki, choćby absolutnie prawdziwe i Boże, służyły nam za centrum scho¬dzenia się. Bóg chce nas zgromadzić do imienia Swego Jedynego Syna, do Jego Boskiej Osoby. Dlatego właśnie znajdujemy w jego Sło¬wie takie drogocenne wyrażenia, jak: „do Którego (Pana) przychodząc..." (1 Piotra 2,4), oraz: „wyjdźmy przeto do Niego (do Pana)" (Hebrajczyków 13,13). Duch Święty kieruje nas za¬wsze do drogocennego imienia Jezusa, a nie do ludzkich imion i martwych organizacji.
Musimy jednak jeszcze zadać sobie pytanie, co zawiera w sobie wyrażenie Jego imię. Pismo częstokroć używa słowa „imię", aby przedstawić to, co o sobie objawił człowiek, który je nosi. „Imię" oznacza „objawienie", „oznajmienie". Tak rzecz wygląda zwłaszcza w odniesieniu do samego Boga. Bóg za¬tem Oznajmiał się już w Starym Testamencie pod różnymi imio¬nami - na przykład jako „Jahweh" - Ten, który jest wiecznie, „Adonai" - Pan, „Shaddai" – Wszechmogący. Kiedy więc Pan Jezus Chrystus mówi o Swoim imieniu, mówi o tym wszystkim, co obja¬wił o Sobie w Nowym Testamencie, co dotyczy Jego błogosła¬wionej Osoby i dokonanego przez Niego dzieła. Narzuca to nam odpowiednie wnioski końcowe na temat naszego wspólnego zgromadzania się, o których jesteśmy skłonni zapominać, a które chciałbym przedłożyć moim wierzącym czytelnikom.
Nie możemy łączyć tego, co złe i niewłaściwe z Jego imie¬niem! Gdybyśmy w naszym schodzeniu się tolerowali zło w nauce i praktyce, wtedy nie bylibyśmy zgromadzeni do Jego imienia. Gdybyśmy dopuszczali zgubne nauki dotyczące Oso¬by i dzieła Pana Jezusa Chrystusa, Który Jest Wiecznym Synem Bożym, Pan nie mógłby tego zła tolerować i nadal być pośród nas. Fałszywy „Chrystus” nie ma nic wspólnego z Prawdziwym Chrystusem! Tam, gdzie osoby podające się za wierzących nie zachowują całej nauki Pisma odnośnie Jego Osoby oraz Jego dzieła, tam nie są one Zgromadzone do Jego imienia i On nie może zapewnić im Swojej obecności. „Jego imię" wyklucza grzech i świat, wyklu¬cza wszystko to, co przeczy prawdzie, jaką to imię objawia.
Nie możemy też łączyć z tym imieniem ducha sekciarstwa ! Kiedy w rzeczywistości jesteśmy zgromadzeni do Jego imie¬nia, wtedy też sercem oraz podstawą obejmujemy wszystkich tych, którzy do Niego należą, którzy są członkami Jego ciała. Pan Jezus Chrystus umarł, aby zgromadzić w jedno rozproszone dzieci Boże (Jana 11,52); a jeśli nie jesteśmy zgromadzeni w Jedno¬ści ciała Chrystusa, jeżeli w naszych sercach, w czynie i w prawdzie nie obejmujemy wszystkich, którzy są tak cenni i dro¬dzy, wtedy nie jesteśmy zgromadzeni do Jego imienia.
Gdybyśmy na przykład nie przyjęli do społeczności Stołu Pańskiego jakiegoś wierzącego, nienagannego w postępowa¬niu oraz nauce, który ma dobre świadectwo, tylko dlatego, że nie ma on jeszcze głębszego poznania i zrozumienia Słowa Bożego albo ponieważ jego charakter czy osobowość nie są nam przyjemne, wtenczas nie stosujemy już miary według ser¬ca Pana Jezusa Chrystusa. Winniśmy mieć zawsze w pamięci Słowo z Li¬stu do Rzymian 15,7; „Przeto przyjmujcie jedni drugich, jak i Chrystus przyjął nas, ku chwale Boga". „Kto nie groma¬dzi ze Mną, rozprasza" (Łukasza 11,23).
Czy jeżeli naprawdę zajmować będziemy podłoże jedności Jego ciała, nie wypełni nas równocześnie uczucie smutku i za¬wstydzenia nad rozbiciem pomiędzy tymi, którzy są Jego? Czy można mieć w sercu wszystkie dzieci Boże i nie ubolewać nad tym, że są one tak porozdzielane? Jakże często z wielkim we¬wnętrznym wzruszeniem śpiewałem pieśń:

Rozłączeni święci Pana
Przyjdź, Panie nasz!
Nie jest jedność ich widziana,
Przyjdź, Panie nasz!
szatanowi zwieść się dają,
Grzech i świat ich omamiają,
Ciebie, Panie, znieważają.
Przyjdź Panie nasz!

Uważam zatem, że - jeśli nie chcemy stać się sektą - z na¬szym zgromadzaniem się do Jego imienia musi wiązać się nie¬rozłącznie uczucie bólu, wywołane rozerwaniem Jego ludu i znieważaniem tym samym Jego wzniosłego imienia.
Być zgromadzonymi do Jego imienia znaczy jednak jeszcze coś więcej: praktyczne uznanie, że to On jest Panem. Duch Święty chce nas stale prowadzić do tego, abyśmy uznawali Go jako Pana, Jemu przyznawali miejsce panowania (1 Koryntian 12,3), i to nie tylko w naszym osobistym życiu, ale właśnie na na¬szych zgromadzeniach. On jest Panem tych, którzy do Niego należą, Panem Swoich sług, Panem Swego Stołu i Panem wie¬czerzy. On jest Synem nad domem Bożym. On jest Głową cia¬ła, Zgromadzenia. A kiedy się schodzimy, musi On mieć możli¬wość decydowania, co się ma dziać. Tam natomiast, gdzie kierownictwem zajmują się ludzie, gdzie przez ludzkie posta¬nowienia i zasady stłumiona zostaje działalność Ducha Świę¬tego, który każdemu z osobna chce udzielić, Jak chce" (1 Koryntian 12,11), tam wierzący nie są zgromadzeni do Jego imienia. Pan nigdy nie pogodzi się z tym, że się Go okrada z Jego praw, ani nie uczyni się jedno z tymi, którzy nie dają Mu pierwszego miejsca. Już do Efezu musiał skierować słowa nagany: „Lecz mam ci za źle..." (Objawienie 2,4). A wierzącym w Filadelfii Mógł z uznaniem powiedzieć: „Zachowałeś słowo Moje i nie zapar¬łeś się imienia Mego" (Objawienie 3,8). Oby Pan Jezus Chrystus mógł tak powie¬dzieć o mnie i o tobie!

Boska Osoba i obecność

Pan Jezus Chrystus, przedstawiwszy nam, że tak powiem, warunek wielkie¬go błogosławieństwa i powiedziawszy o zgromadzaniu się „do Jego imienia", pokazuje nam w dalszych słowach owo błogo¬sławieństwo:
„...tam Jestem pośród nich".
Z pewnością każdy czytelnik zgodzi się z tym, że Pan Jezus Chrystus ma na myśli to, o czym mówi. A mówi On: „Tam Ja jestem pośród nich". Z pewnością nie chodzi Mu o to, że będzie tam Duch Święty. Oczywiście też obecny, kiedy jesteśmy zgromadzeni do imienia Pana Jezusa Chrystusa, Duch Boży jest też obecny, mieszka On bowiem w Zgromadzeniu. To już zobaczyliśmy. Tak samo oczy¬wiste jest to, że bez Ducha Świętego nie możemy korzystać z niczego, co Boskie ani z obecności Pana Jezusa Chrystusa. Jest On Mocą w nas i dzięki niemu mamy społeczność z Ojcem i Jego Synem, Je¬zusem Chrystusem. Tutaj natomiast Pan Jezus nie mówi o obecności Ducha Świętego, ale o Swojej osobistej obecności.
Błogosławieństwo, o jakim mówi Pan Jezus, jest tak niezmie¬rzone, tak wielka jest jego doniosłość, że dzieci Boże próbo¬wały nawet w różny sposób je „objaśniać" (w istocie je zaciem¬niając), twierdząc między innymi właśnie, że Pan mówi tu jedynie o Duchu Bożym. Nie! Tam, gdzie wierzący są zgromadzeni w ten sposób, On Sam będzie osobiście obecny. „Tam JESTEM" - to On Sam. Rzecz jasna, Pan Jezus nie jest obecny cieleśnie, lecz w Duchu. Obstaję jednak przy tym, że Pan mówi tu o swojej OSOBISTEJ OBECNOŚCI. W następnym rozdziale uj¬rzymy Go jako Zmartwychwstałego pośród Swoich, a to wy¬jaśnia jeszcze lepiej, dlaczego tak istotne jest to rozróżnienie: chodzi tu o Pana Jezusa Chrystusa, Syna Boga Żywego, który za nas umarł. Dlatego Duch Święty nie jest przedmiotem naszej przy¬chylności w tym samym stopniu, w jakim jest nim Zbawiciel Jezus Chrystus, Pan Nasz. Ojciec i Syn są obiektami naszej przychylności, a Duch Świę¬ty jest tej przychylności mocą.
Kiedy Pan Jezus Chrystus wypowiedział te obietnice, nie istniało jeszcze Boże Zgromadzenie, nie zgromadzono się jeszcze do Jego imie¬nia. Przebywał On nadal pośród nich jako Żyjący Zbawiciel. Wkrótce jednak złożył swoje drogocenne życie dla nich, aby potem w zmartwychwstaniu znowu je wziąć i pójść z powro¬tem do Ojca. Z niebios będzie budował swoje Zgromadzenie (co rozpoczęło się w dniu Pięćdziesiątnicy przez Ducha Świę¬tego), a gdy następnie ci, którzy do Niego należą, będą się zgro¬madzali do Jego imienia, On osobiście przyjdzie, by być po¬śród nich - jako Zmartwychwstały, Uwielbiony. Cudowna łaska, darowana tym dwóm lub trzem! Przeżywać Jego oso¬bistą obecność we wspólnym zgromadzaniu się to chyba naj¬wznioślejsza rzecz, jakiej można na tej ziemi doświadczyć. Jedynie wiarą można uchwycić to cenne błogosławieństwo i z niego korzystać, podobnie jak w ogóle każde błogosła¬wieństwo, każdą Boską prawdę można pojąć jedynie w wie¬rze i mocy Ducha Świętego.
To, że Pan Jezus Chrystus Jest obecny także przy pojedynczym człowieku w jego sytuacji, wyraził już Dawid w Psalmie 23: „Boś Ty ze mną" (w. 4). Drogocenna pociecha dla tych, którzy muszą przechodzić przez dolinę śmierci! Nie idą tam sami. Mogą liczyć na to w każdym położeniu: On jest przy mnie. Dla wie¬lu końcowe słowa Ewangelii Mateusza - słowa Zmartwych¬wstałego Chrystusa stały się pocieszeniem: „Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata". A czy wierzący wszystkich czasów nie opierali się na słowie z Listu do Hebrajczyków 13: „Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę” Tak więc z ufnością możemy mówić: „Pan jest pomocnikiem moim, nie będę się lękał; cóż może mi uczy¬nić człowiek?" (w. 5-6). Czy sługa Pański w swej częstokroć trudnej i pełnej wyrzeczeń służbie nie może doświadczać szczególnej bliskości Pana Jezusa Chrystusa, tak jak niegdyś Paweł, gdy sły¬szał od niego te słowa: „Nie bój się, lecz mów i nie milcz, bo ja Jestem z tobą" (Dzieje 18,9b-10a)? Oczywiście! Z całą pewnością! Duch Święty, który mieszka w nas, tak przybliża nam Chrystusa, że możemy korzystać z Niego i z Jego blis¬kości. Jeden z pisarzy trafnie to ujął:
Ty Jesteś przy nas ze Swym Ojcem o błoga, święta bliskości - która tak żywo się okazuje, jakby Ciebie Samego się widziało.

A przecież osobista obecność Pana Jezusa Chrystusa pośrodku tych, którzy są zgromadzeni do jego imienia, jest jeszcze większym błogosławieństwem, aniżeli to opisane powyżej. Jest On tam bowiem obecny jako Osoba, tak samo jak jeden z nich, jak to zaraz zobaczymy. Tego nie można doświadczyć, kiedy się jest sa¬mym.

Boskie centrum

Postawmy sobie raz jeszcze przed oczami w całości ten cen¬ny wiersz i skierujmy nasze spojrzenie szczególnie na trzy ostatnie słowa:
„Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię Moje, tam Jestem w środku nich" (gr.)
W niektórych przekładach Biblii ta druga część tłumaczona jest tak: „tam jestem pośród nich"; powyższy przekład, pochodzący z Biblii „Elberfeldzkiej", jest lepszy i dokładniejszy. Chcę tu uzasadnić, co mnie do ta¬kiego przekonania prowadzi.
Trzem słowom „w środku nich" w oryginale greckim odpo¬wiada wyrażenie en meso auton. Mesos jest przymiotnikiem i oznacza już sam w sobie „przebywający w środku". Słowo to użyte jest tutaj w funkcji rzeczownika w celowniku i nastę¬puje po przyimku en = „w". Trzecie słowo, auton jest dopeł¬niaczem liczby mnogiej zaimka osobowego „oni". Całe wyra¬żenie en meso auton oznacza więc dosłownie „w ich środku", co jest równoznaczne z „w środku nich". To, że słowa en meso wraz z następnym słowem w formie dopełniacza oznaczają nie tylko ogólnie „pośród", „pomiędzy nimi", lecz absolutnie „W środku", „w centrum", można uzasadnić w oparciu o kilka przykładów z Pisma.
Już żydowscy tłumacze Septuaginty (greckiego przekładu Starego Testamentu) używali tego wyrażenia en meso w po¬dobnym sensie, kiedy przełożyli z 1 Księgi Mojżeszowej 2,9 na grecki: „oraz drzewo życia w środku ogrodu". To drze¬wo życia znajdujemy także na ostatniej stronie Biblii, gdzie ponownie spotykamy to samo wyrażenie: „Na środku (en meso) ulicy jego i na obu brzegach rzeki drzewo żywota" (Objawienie 22,2).
Kiedy apostoł Jan w 8 rozdziale swojej Ewangelii opisuje scenę związaną z niewiastą złapaną na jawnym cudzołóstwie, używa tam dwukrotnie wyrażenia en meso: najpierw w wierszu 3: „Po¬tem uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili kobietę przyłapaną na cudzołóstwie, postawili ją pośrodku..." Z całą surowością wskazują jej miejsce, i to nie gdzieś pośród nich, lecz en meso - w samym środku. Kiedy następnie Zbawca wypowiedział słowa „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem", po czym schylił się i pi¬sał na ziemi, spotykamy po raz drugi to samo wyrażenie: „A gdy oni to usłyszeli i sumienie ich ruszyło, wychodzili jeden za drugim, poczynając od najstarszych, i pozostał Jezus sam i owa kobieta pośrodku" (w. 9). Niewiasta ta sta¬ła nadal w środku tej sceny, mimo że poza Panem Jezusem Chrystusem nie było tam już nikogo więcej. Nie mogła teraz stać „w środku nich". Kie¬dy natomiast Jan chce oznajmić sens „pośród was", jak to czy¬tamy w 1 rozdziale, wierszu 26, wtenczas używa on nieco in¬nego wyrażenia, mesos hymon. „Ale pośród was stoi ten, którego wy nie znacie". Również w Ewangelii Mateusza 13,25 pojawia się inne wyrażenie: „...przyszedł jego nieprzyjaciel i nasiał kąkolu między pszenicę" - ana meson.
Z pewnością nie jest dziełem przypadku, że Mateusz w 18 rozdziale używa dwukrotnie tego wyrażenia en meso auton, za każdym razem (nie mam co do tego wątpliwości) w sensie „w środku nich". Oprócz naszego wiersza znajdujemy je też w wierszu 2: „A On, przywoławszy dziecię, postawił je w środku nich" (gr.). Zbawca nie postawił tego dziecka gdzieś „pomiędzy nimi", żeby w ogóle nie wiedziano, gdzie ono właś¬ciwie jest; On je postawił tak, że każdy z uczniów mógł je zo¬baczyć, mianowicie w środku nich. Nie ma żadnego powodu do tego, aby w wierszu 20 zastosować mało dokładne wyra¬żenie „pośród nich". Tak prawdziwie, jak Pan Jezus Chrystus postawił to dziecię w środku uczniów, tak samo prawdziwie Jest On w środku tych, którzy są zgromadzeni do Jego imienia.
Dla mnie nie ma najmniejszej wątpliwości, że Pan Jezus Chrystus pra¬gnie w powyższym słowie przedstawić się jako Boskie cen¬trum. Nie znajduje się On tylko pośród Swoich uczniów jako jeden z nich, lecz jest centralną Osobą. Kiedy Pan Jezus Chrystus Jest Osobiście obecny, jest koniecznie żywym centrum wspólnego zgromadzania się. Każda dążność w Zgromadzeniu skie¬rowana jest wtedy na Niego, z Niego pochodzi wszystko, co dobre. Jeszcze raz muszę zadać pytanie: czy to jest napraw¬dę naszym doświadczeniem? Czy jest tak w naszej praktyce? Nawet jeśli dzięki łasce Bożej możemy zajmować takie podło¬że, to czy jest prawdą, że każda dążność w naszym wspólnym zgromadzeniu biegnie do Niego? Czy urzeczywistniamy to, że On jest w środku nas i że wszystko wychodzi od Niego? Czy dajemy Mu centralne miejsce, jakie się Jemu należy? „Tam Je¬stem w środku nich". Umiłowani, czy naprawdę w to wierzy¬my? Czy przeżywamy osobiste spotkanie z Nim, kiedy jeste¬śmy zgromadzeni? A może wychodzimy ze wspólnego Zgromadzenia tak, jak tam weszliśmy?
„Tam Jestem w środku nich" - to nie tylko drogocenna obiet¬nica, lecz żywa rzeczywistość. Dla wiary to wystarcza: mieć Go w środku, jest to wystarczające w każdej okoliczności. Kie¬dy On, Pan tych, którzy do Niego należą. Głowa ciała znajduje się Osobiście w środku zgromadzonych, wtedy nie potrze¬bujemy żadnego innego prezesa czy przewodniczącego; jedy¬nie On jest tym, któremu należą się WSZELKIE PRAWA i któ¬ry wszystkim kieruje i przewodzi. Mieć innego przewodnika oznaczałoby wprost kwestionować Jego Boską obecność. „Czujemy się w jego rękach o wiele pewniejsi niźli w rękach naj¬lepszego ludzkiego prezydenta" - powiedział kiedyś ceniony sługa Pana Jezusa Chrystusa. Rzeczywiście, Jemu możemy zupełnie zaufać. On będzie utrzymywał Swój dom w porządku i przez Swego Du¬cha będzie wszystkim kierował i wszystko prowadził tak, jak Sam Chce. „Albowiem Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju" (1 Koryntian 14,33). Patrzmy tylko na to, abyśmy rzeczy¬wiście byli Zgromadzeni do Jego imienia, aby oczy nas wszyst¬kich skierowały się za każdym razem na nowo na Niego! Uwa¬żajmy na to, abyśmy nie gasili Ducha Świętego (1 Tesaloniczan 5,19), Który chce działać w zgromadzonych i kierować ich stale ku uwielbieniu Pana Jezusa Chrystusa, przebywającego w środku nich! Ciało nic nie pomaga.
Od Niego jako żyjącego Centrum pochodzi nie tylko wszelki porządek i kierownictwo, ale też każde błogosławieństwo. W następnym rozdziale zobaczymy Go pośrodku Jego uczniów w sali na piętrze, jak pokazuje im „Swoje ręce i nogi": On zaj¬muje nas Sobą Samym i Swoją miłością, kiedy jesteśmy zgromadzeni wokół Niego. List do Hebrajczyków 2,12 pokazuje nam Go pośrodku Zgromadzenia, jak intonuje i prowadzi wobec wierzących pieśń pochwalną: „Będę Cię chwalił pośród Zgromadzenia". Cudowna łaska! Pan Jezus Chrystus kieruje nas do uwielbienia Swojego Boga i Swojego Ojca i wprowadza nas we wszystko to, co jest Jego oraz we własną więź z Ojcem, którą On Sam się raduje (Jana 17,26). O tym usłyszymy jeszcze w innym miejscu. A do tego daje nam zbudowanie przez „służbę Słowem": każdy przyjmuje Jego słowa (5 Mojżesza 33,3). Tym również jeszcze się później zajmiemy.
Chciałbym ten rozdział zakończyć wzmianką, że dokładnie to samo wyrażenie w środku nich (en meso auton) wystę¬puje także w Ewangelii Łukasza 24,36; gdzie Pan Jezus Chrystus jako Zmar¬twychwstały wstępuje w środek uczniów: „A gdy to mówili, On sam stanął w środku nich i rzekł im: Pokój wami" (gr.). Wtedy był On w swym zmartwychwstałym ciele Osobiście po¬środku nich („...że to Ja Jestem") i mogli go widzieć i dotykać. Chociaż my dzisiaj nie możemy go widzieć, Jest On mimo to tak samo rzeczywisty, tak samo przebywa Osobiście w środku tych, którzy są zgromadzeni do Jego imienia. To naprawdę nie¬zmierzone błogosławieństwo. Więcej nie mieli nawet chrześ¬cijanie na samym początku. To, czego jednak pragniemy, to widzieć jego jako „Baranka, jakby zabitego" pośrodku tro¬nu (Objawienie 5,6) - oglądać Tego, Który niegdyś dla nas został ukrzy¬żowany pośrodku przestępców.

7. Widzieliśmy Pana

W przedostatnim rozdziale Ewangelii Jana znajdujemy tak piękne obrazowe przedstawienie tego wiersza z Ewangelii Mateusza 18, że nie mogę sobie odmówić tego, aby z Bożą pomocą skierować na ten obraz spojrzenie czytelnika, zanim dalej zajmiemy się pojedynczymi miejscowymi świadectwami Zboru Bożego jako Zgromadzeniem. Uczniowie sami opisują później to, co przeżyli tego wie¬czoru pierwszego dnia tygodnia, słowami z których promie¬niuje pełnia szczęścia: „Widzieliśmy Pana".
„A gdy nastał wieczór owego pierwszego dnia po sa¬bacie i drzwi były zamknięte tam, gdzie uczniowie z bojaźni przed Żydami byli zebrani, przyszedł Je¬zus, stanął w środku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie, ujrzawszy Pana. I znowu rzekł do nich Jezus: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i ja was posyłam. A to rzekłszy, tchnął w nich i powiedział im: Przyjmijcie Ducha Świętego! Których grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a których zatrzymacie, są im zatrzymane" (Jana 20,19-23; gr.)

Cztery ukazania się Pana

Spośród dziesięciu ukazań się Pana po Zmartwychwstaniu, o jakich mówi Pismo, apostoł Jan wymienia w swojej Ewan¬gelii cztery. Natchniony przez Ducha Bożego, wybrał on na¬stępujące zdarzenia:

1. Spotkanie z Marią Magdaleną wczesnym rankiem pierwszego dnia tygodnia (Jana 20,1-18)

2. Spotkanie z uczniami wieczorem w dniu zmartwychw¬stania Pana - zdarzenie to opisuje nasz fragment. Pa¬trząc chronologicznie, chodzi tu o piąte ukazanie się Pana (Jana 20,19-23).

3. Spotkanie z Tomaszem, które miało miejsce tydzień później. Jest ono szóstym z kolei ukazaniem się Pana (Jana 20,26-29).

4. Spotkanie nad Morzem Tyberiadzkim. Jest to siódme i ostatnie ukazanie się Pana, o którym mówi Jan (Jana 21).

To niezwykle osobliwe! Chociaż Jan opisuje tylko cztery uka¬zania się Pana Jezusa po zmartwychwstaniu, przy opisie czwartego, które faktycznie było siódmym, mówi: „Trzeci to już raz ukazał się Jezus uczniom swoim po wzbudzeniu z martwych" (Jana 21,14). Dlaczego tak? Niemożliwe, by była to jego niewiedza. Czy odpowiedź leży w tym, że Jan liczył tylko te ukazania się Pana, przy których sam był obecny? Wyjaśnie¬nia, skąd ten osobliwy sposób wyrażania się, szukać trzeba gdzie indziej.
Jan otrzymał od Boga zadanie, aby pod koniec swojej Ewangelii spisać jeszcze raz prorocki zarys przyszłych wydarzeń i epok (w tamtym czasie widziane jako przyszłe), podobnie jak uczynił to na początku. Używa on do tego nie¬których zdarzeń, w jakich Pan Jezus Chrystus ukazał się Swoim uczniom. Pierwsze z nich, jego ukazanie się Marii Magdalenie nie nosi jednak charakteru prorockiego, dlatego się nie liczy; w Marii Magdalenie widzimy bowiem obraz żydowskiej resztki tam¬tych dni. Uważała ona, że dotychczasowa więź z Panem Jezusem Chrystusem może trwać dalej w ten sam sposób. Pan Jezus Chrystus jednak musiał jej wyjaśnić, że teraz już tak nie jest; dlatego nie pozwolił jej siebie doty¬kać. Będzie teraz wprowadzał wierzących z Izraela na pod¬stawie dokonanego przez Siebie dzieła odkupienia w zupełnie inną więź, o wiele bardziej wzniosłą, bo niebiańską. Wyjaśnia to nam zadanie, jakie daje On jej dla „Jego braci": „ale idź do Braci Moich i powiedz im: Wstępuję do Ojca Mego i Ojca waszego, do Boga Mego i Boga waszego" (w. 17).
Ta nowa relacja, nowy wiek przedstawione są nam w po¬wyższym fragmencie (wiersze 19-23) w tym, że widzimy Pana Jezusa w środku UCZNIÓW. Jest to trafny obraz czasu Zgromadzenia Bożego na tej ziemi. Mówię tu „obraz", ponieważ samo Zgromadzenie jeszcze w owym czasie nie istniało, a po¬nadto nie było wtedy jeszcze pouczeń dotyczących Zgromadzenia.
Po jasno określonym czasie - „ośmiu dniach" - Pan Jezus Chrystus ukazuje się uczniom ponownie, ale tym razem obecny jest rów¬nież Tomasz, który nie chciał uwierzyć, dopóki nie zobaczy widzialnych dowodów. Pan daje się i jemu poznać i odbiera mu wszelkie wątpliwości: „Daj tu palec swój i oglądaj ręce moje, i daj tu rękę swoją, i włóż w bok Mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz" (w. 27). W Tomaszu, który wtedy z uwielbieniem zawołał „Pan mój i Bóg mój!", mamy obraz ży¬dowskiej resztki późniejszych dni. Będą oni bowiem oglądali Tego, którego przebodli, najpierw zobaczą, a potem uwierzą. Pan zaś zwie błogosławionymi tych, którzy „nie widzieli, a uwierzyli".
Zdarzenie nad Morzem Tyberiadzkim przedstawia nam ob¬raz tysiącletniego królestwa. Pan ma już na ogniu kilka rybek - to symbol żydowskiej resztki w królestwie. W licznych ry¬bach, które na wskazanie Mistrza uczniowie wyciągnęli na ląd widzimy następnie obraz narodów, które zostaną wprowadzone do widzialnego królestwa na ziemi. W przeciwieństwie do Ewangelii Łukasza 5,6 - tutaj sieć się nie rwie. Wtedy już nie zawiedzie dany od Boga administracyjny porządek, służąc wprowadzaniu ludzi, gdyż Pan Jezus Chrystus jest osobiście obecny jako Zmartwychwstały, a to zmienia wszystko i zapewnia wszelkie błogosławieństwa.
Po tym króciutkim przeglądzie proroczym chciejmy się skierować ku wiekowi, który w przebiegu wydarzeń i dróg Bożych znajduje się pomiędzy wniebowstąpieniem Pana do Ojca a Jego ponownym działaniem wobec Izraela. Dla nas wiek ten posia¬da najwyższą wagę - jest czasem łaski, czasem Zgromadzenia Bożego na ziemi. Pojawia się przed nami nadzwyczaj miła scena, chciałbym jednak przedtem postawić kilka pytań, po to byśmy mogli wyciągnąć z tego należyte korzyści. Pierwsze pytanie brzmi:

W KTÓRYM DNIU byli oni Zgromadzeni?

Był to wieczór pierwszego dnia tygodnia, nasza niedziela, dzień zmartwychwstania Pana. W tym dniu zmartwychwstały Pan przyszedł i stanął pośród swoich uczniów, objawiając się im. W pewnym sensie Pan Jezus zatwierdza przez to ich zej¬ście się w tym dniu. Oczywiście my również możemy się zgro¬madzać w tym dniu, i w każdym innym czasie, lecz pierwszy dzień tygodnia jest szczególnie do tego przewidziany. W tym dniu zgromadzali się chrześcijanie na początku, aby łamać chleb. Sposób wyrażania się w Dziejach Apostolskich 20,7:
„Pierwszego dnia po sabacie, gdy się zebraliśmy na łama¬nie chleba" wskazuje, że pierwsi chrześcijanie, po początkowym codziennym zgromadzaniu się na łamaniu chleba (Dzieje 2,46), mieli zwyczaj łamania chleba jedynie w pierwszym dniu tygodnia. Odkładali również u siebie pienią¬dze na dzieło Pana i dla ubogich braci (1 Koryntian 16,2).
Dzień ten, który już w Starym Testamencie określany był jako „następny dzień po sabacie" (3 Mojżesza 23,11.16), w No¬wym Testamencie ma tytuł pełen znaczenia - Dzień Pański (Objawienie 1,10). Wyrażenie to w tekście greckim oznacza „dzień należny Panu". Ten sam sposób wyrażania się znajdziemy potem jeszcze w przypadku „wieczerzy Pańskiej" (1 Koryntian 11). Czy nie grozi nam zapomnienie o tym, iż dzień ten nale¬ży się Panu? Skoro Bóg dzisiaj darowuje nam tę łaskę, że na ogół jesteśmy w tym dniu wolni od obowiązków zawodowych, to czy nie powinniśmy go poświęcić całkowicie dla Niego, aby się zająć Jego sprawami? Czy też mamy postępować tak jak ten świat, który przeważnie oddaje się bezczynności albo w najlepszym przypadku odpoczynkowi? Nie możemy oprzeć się wrażemu, że szatan czyni wszystko, aby dzień Pański coraz bardziej pozbawić godności i zrównać ze światem. Dzisiaj przecież wielu tych, którzy mienią się chrześcijana¬mi, poświęcają ten dzień na naprawę pralki czy umycie samo¬chodu. Również oba wymienione tu przykłady są wynikiem dążeń szatana. Dla nas, wierzących jednak dzień ten nie jest zapowiedzianym „dniem spoczynku", niejeden z nas bowiem jest bardzo zajęty - ale nie rzeczami światowymi, lecz Boży¬mi. I to jest właściwe!
Także w tym spojrzeniu pierwszy dzień tygodnia znajduje się w przeciwieństwie do siódmego dnia, do sabatu, który był dany ludowi izraelskiemu na odpoczynek. Bóg odpoczął w siódmym dniu od Swego dzieła, które uczynił (1 Mojżesza 2,2-3) i poświęcił „dzień siódmy", to znaczy odróżnił go od innych dni tygodnia. Oddzielił później sabat, który stał się częścią należącą do zakonu Mojżeszowego. Mówi on o pracy ludzkiej i o trudzie pod zakonem z nadzieją na odpoczynek, jeśli czło¬wiek będzie wypełniał wymagania zakonu. Wiemy, że odpo¬czynek ten nie nastąpił z powodu grzechu. Tak więc siódmy dzień jest dla systemu żydowskiego, natomiast pierwszy (względnie ósmy) dzień tygodnia dla chrześcijaństwa.
Zmartwychwstały Chrystus jest początkiem Nowego Stwo¬rzenia, a także podłożem nowego przymierza. Przez Niego i Je¬go doskonałe dzieło odkupienia Bóg został całkowicie uwiel¬biony, i w odpowiedzi na to wzbudził Go z umarłych. W Nim, w zmartwychwstałym Chrystusie prawdziwy chrześcijanin znaj¬duje swój odpoczynek i radość. Dzień Pański jest zatem pierw¬szym dniem tygodnia, który wciąż na nowo oznajmia Jego zmartwychwstanie, drogocenny podarunek dla nas od Boga. Czyż nie mamy wszelkiego powodu, by z serca radować się tym podarunkiem i używać w szczególny sposób tego dnia do uwielbienia Ojca i Syna? Czy nie powinniśmy tego dnia w szczególny sposób przeżywać z Panem i Jemu służyć?

Co zgromadziło uczniów?

Uczniowie zeszli się razem wieczorem w dniu zmartwych¬wstania Pana, być może w tej samej sali na piętrze, gdzie ob¬chodził On z nimi paschę, a potem ustanowił wieczerzę, gdzie też wypowiedział wszystkie drogocenne słowa, jakie nam oznajmia czternasty rozdział naszej Ewangelii. Kto lub co jed¬nak ich tu zgromadziło razem? Trudno nam postawić się w duchowej sytuacji uczniów. Pewne jest to, że się smucili i pła¬kali, i początkowo nie wierzyli posłannictwu o Zmartwych¬wstaniu Pana, jakie im przekazali naoczni świadkowie (Marka 16,10-11). W ciągu tego dnia jednak ich wiara utwierdzała się w tym coraz bardziej, aż stała się w końcu pewnością, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał, tak jak przedtem zapowiedział.
To właśnie oznajmienie prawdy o zmartwychwstaniu ich Pana musiało być tym, co skłoniło ich do tego, by się zgroma¬dzić. Nie wiedzieli, że Pan przyjdzie do nich i stanie pośrodku nich. Zgromadzili się jednak z powodu tej prawdy. Czy z nami dzisiaj nie jest tak samo? Istnieje jedynie ta różnica, że my wiemy, iż kiedy tak jesteśmy zgromadzeni, On jest w środku nas. Cudowna wiedza!

Kto był zgromadzony?

Pytanie to nie jest takie błahe, jak to na pierwszy rzut oka wy¬gląda. Przypomnę tylko słowo Pana przy końcu naszego frag¬mentu (Jana 20,23), „których grzechy odpuścicie, są im od¬puszczone, a których zatrzymacie, są im zatrzymane". Cokolwiek by to oznaczało, czy dotyczy to apostołów, a więc mężów o szczególnej pozycji, jakiej my dzisiaj nie mamy? Stąd jeszcze raz pytanie: czy było to Zgromadzenie apostołów?
Nie! Zgromadzeni tam owego wieczoru składali się nie tyl¬ko z apostołów. Porównanie z Ewangelią Łukasza 24 pokazu¬je, że obecni tam byli inni wierzący, kiedy bowiem ci tak zwa¬ni uczniowie z Emmaus po spotkaniu z Panem powrócili do Jerozolimy, „znaleźli zgromadzonych jedenastu i tych, którzy z nimi byli zgromadzeni, mówiących: Wstał Pan prawdziwie i ukazał się Szymonowi" (Łukasza 24,33-34). Po czym Łukasz opisuje to samo zdarzenie, co Jan w cytowanym frag¬mencie. Możemy przyjąć, że było to wielkie, połączone Zgromadzenie. Kilka tygodni później znajdziemy wielką liczbę, około 120 zgromadzonych w sali na piętrze w Jerozolimie, wśród nich również niewiasty (Dzieje 1,13-15).
Jednego jednak tam nie było - Tomasza! Nie wiemy, dlacze¬go, wiemy natomiast, że ominęło go najcenniejsze Zgromadzenie. Nie odebrał zadania, jakie Pan dał Swoim uczniom, nie słyszał Jego słów. „Przyjmijcie Ducha Świętego". Czy nie może¬my stąd nauczyć się praktycznej lekcji? Czasami najbardziej błahe rzeczy odciągają nas od przebywania tam, gdzie Pan za¬pewnił swoją obecność. Bądźmy tego pewni: zawsze na tym stra¬cimy. Podobnie jak Tomasz przepuścił tę jedyną okazję, tak i my zaprzepaścić możemy najcenniejsze ukazanie się osoby Pana, jeśli lekkomyślnie opuścimy wspólne zgromadzenie.

Jak uczniowie byli Zgromadzeni?

Za zamkniętymi drzwiami! Oczywiście, zamknęli się tam ze strachu przed Żydami, którzy dopiero co zgładzili ich Mistrza. Kiedy jednak zgromadzili się znowu osiem dni później, sły¬szymy ponownie o zamkniętych drzwiach, tyle że już bez wzmianki „z bojaźni przed Żydami".
Zaznaczona tu jest ważna zasada dla wieku chrześcijań¬stwa i dla wspólnego schodzenia się wierzących: odłącze¬nie od świata, w szczególności od świata religijnego, który odrzucił i nadal odrzuca Chrystusa. Ci, którzy do Niego na¬leżą, są wprawdzie jeszcze na tym świecie, lecz nie są z tego świata. Możemy należeć albo do tych, których Pan okre¬śla „swoi", a którzy są na tym świecie (Jana 13,1), albo do „świata", który przeminie ze wszelką pożądliwością. Zgromadzenie się jednej grupy - z tymi, którzy należą do tej dru¬giej - na wspólną społeczność jest zupełnie nie do pogo¬dzenia z Bożymi myślami. Co ma w ogóle wspólnego kościół z tym światem? Kościół ma zadanie w tym świecie, jest to jednak inna rzecz, o której jeszcze będzie mowa.

Jezus przyszedł i stanął w środku

To cudowne, co oznajmia nam teraz Duch Święty! „...przyszedł Jezus i stanął w środku". Czy oczekiwany, czy nieoczekiwa¬ny, Pan Jezus nagle przychodzi przez zamknięte drzwi do Swo¬ich i staje „w środku" - nie gdzieś na skraju czy przy drzwiach, lecz dokładnie „w środku". Czy nie jest to miłe przedstawie¬nie tego, co widzieliśmy w Ewangelii Mateusza 18,20? Pan zaj¬muje centralne miejsce w środku zgromadzonych.
Jakaż pociecha płynie stąd i dzisiaj dla nas! Po prawie dwóch tysiącach lat, w których całkowicie zawiedliśmy, On przycho¬dzi wciąż i staje w środku nas, kiedy jesteśmy zgromadzeni do Jego imienia, i możemy korzystać z Jego obecności tak samo, jak wówczas uczniowie. Chociaż dzisiaj już nie wszystko bę¬dziemy mieli z tamtych rzeczy; owszem, nie mamy dzisiaj tego, co posiadali ci na początku: apostołów i proroków, ordyno¬wanych starszych, praktycznej społeczności wszystkich dzie¬ci Bożych itd., to jednak możemy radować się z tego, co jest lepsze niż wszystko inne - z Samego Chrystusa i Jego Osobi¬stej Obecności.
Czy świadomość jego Boskiej obecności nie będzie też regu¬lowała wszystkiego, co dotyczy naszego zachowania, ubioru, naszych myśli i słów? Czy będziemy się na przykład lekko¬myślnie spóźniać, gdy naprawdę wierzymy, że On Jest obec¬ny? Czy moglibyśmy wykazywać jakąś opieszałość w naszym zachowaniu wierząc, że On Jest obecny? Czy możemy pozwo¬lić ciału działać, skoro rzeczywiście wierzymy, że On Jest pośrodku? Czy możemy bardziej patrzeć na obdarowanych braci zamiast na Niego Samego, od Którego pochodzi wszelkie błogosławieństwo? I czy możemy wyjść ze wspólnego Zgromadzenia bez głębokiego wpływu na nasze dalsze życie, wy¬wartego przez Jego obecność?

Ciało zmartwychwstania

Chciałbym krótko zająć się zagadnieniem, które wywołało już niejedno pytanie, a o którym jednak nie możemy dużo powie¬dzieć: chodzi o ciało Pana Jezusa Chrystusa w zmartwychwstaniu. Najpierw uwaga: nie jest to zupełnie inne ciało, które Pan Jezus Chrystus po zmar¬twychwstaniu posiadał czy posiada. Z pewnością jest ono in¬nego charakteru, wyższego rodzaju; nie jest jednak całkowicie inne. Kiedy bowiem niewiasty weszły do grobu, „nie znala¬zły ciała Pana Jezusa" (Łukasza 24,3). Dlaczego? Ponieważ Pan Jezus Chrystus powstał z martwych w tym właśnie ciele. „Dlaczego szu¬kacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tu, ale wstał z martwych" - powiedzieli aniołowie. Chodzi więc o to samo ludzkie ciało, które w zmartwychwstaniu doznało niepojęte¬go dla nas przeobrażenia.
O tym zaś dowiadujemy się właśnie tutaj: w zmartwych¬wstałym ciele Pan mógł przeniknąć zamknięte drzwi. Nie było potrzeby, aby otwierał mu anioł, jak to później miało miejsce w przypadku Piotra (Dzieje. 5,19; zobacz. też Dzieje 12,10). Nie stał się tu żaden cud, dowiadujemy się natomiast czegoś o nadprzy¬rodzonej zdolności, jaką posiada zmartwychwstałe ciało. Jest ono cudem samo w sobie i nie możemy powiedzieć o tym wię¬cej niż to, co mówi nam Pismo.
Mimo, że było to rzeczywiste ludzkie ciało, materialne, skła¬dające się z ciała i kości (Łukasza 24,39; ale nie z „ciała i krwi" – porównaj: 1 Koryntian 15,50) i które nosiło znamiona jego cierpień, było to także ciało duchowe, które nie podlegało fizycznym pra¬wom pierwszego stworzenia. Pan Jezus Chrystus Mógł zatem Wejść mimo zamkniętych drzwi, Ukazać się w tym ciele i znowu Zniknąć:
„Lecz On znikł sprzed ich oczu" (Łukasza 24,31). W tym ciele oglądali Go w końcu uczniowie, gdy Wstępował do Nieba, Unie¬siony w górę, aż obłok wziął Go sprzed ich oczu (Dzieje 1,9). Obecnie Pan Jezus Chrystus, Nasz Drogi Zbawiciel Jest Uwielbiony po prawicy majestatu na wysokości, ale jest On tam w Swym ludzkim ciele, „ciele chwa¬lebnym", Pismo Święte jednak nie podaje nam szczegółów na jego te¬mat.
Ciało zmartwychwstania otacza niezgłębiona tajemnica. Aby z tego coś więcej zrozumieć, będziemy musieli zaczekać, aż nadejdzie to, co doskonałe. Już teraz jednak uszczęśliwia nas mocna ufność, że Pan Jezus Chrystus Przemieni, zgodnie z pewną obietnicą świętego Słowa Bożego również i nasze znikome cia¬ło (Filipian 3,21), że wprawdzie nie wszyscy zaśniemy, ale wszy¬scy zostaniemy przemienieni „w oka mgnieniu, w jednej chwili" (1 Koryntian 15,51-52). Wtedy ujrzymy Go Takiego, Jakim On Jest. Wspaniałość ciała, jakie będziemy nosili, nie będzie nas, jak sądzę, bardzo zajmowała: będzie ono jedynie narzędziem, cho¬ciaż cudownym, które nas uzdolni do kontemplowania, i za¬żywania obecności Tego, Który nas tak niewymownie Miłuje.

Pozdrowienie Pana

Z Ewangelii Łukasza wiemy, że uczniowie „zatrwożyli się" i byli „pełni lęku" (Łukasza 24,37), kiedy Pan Jezus Chrystus, tak nagle i pomi¬mo zamkniętych drzwi znalazł się w środku nich. Sądzili, że widzą ducha. Co jednak ma On im najpierw do powiedzenia? Czy Czyni im wyrzuty, że wszyscy Go opuścili i uciekli? Czy Mówi im, że z takimi „przyjaciółmi" nie Chce mieć dalej nic wspólnego? O, nie! Z pozdrowieniem pokoju wstępuje w ich środek: „Pokój wam!"
Z tym owocem dla nich i dla nas, Pan Jezus Chrystus, Który nas tak gorąco miłuje, że nie jesteśmy tego nawet w stanie wyrazić, Powraca z pola walki Golgoty. Uczynił pokój przez krew Swojego krzyża (Kolosan 1,20), pokój z Bogiem (Rzymian 5,1), którym teraz mogą się radować wszyscy, którzy opierają się na krwi pojednania, którzy rozu¬mieją, że On za nich zmarł. „Pokój wam" - jakże drogocenny owoc dokonanego dzieła odkupienia! O tym właśnie pokoju mówił On uczniom w swoich ostatnich słowach przed śmier¬cią: „Pokój zostawiam wam" (Jana 14,27). I pierwsza rzecz, jaką przynosi im teraz po swej śmierci i zmartwychwstaniu, to ten drogocenny pokój.

Ślady ran Pana

Następnie Pan Jezus Chrystus czyni coś, co wyraźnie wiąże się z Jego pozdrowieniem pokoju: Pokazuje im swoje ręce i bok. Ozna¬cza to, że pokazuje im, co było konieczne, aby im i nam ten pokój wywalczyć - Swoją śmierć. Jak wzruszający jest spo¬sób postępowania Pana Jezusa Chrystusa, Naszego Zbawcy pośród tych, którzy są Jego! Bez dal¬szej mowy, bez słów Wskazuje ślady swych cierpień i śmierci, aby przemówić do ich serc i dać im przekonanie o tym, że to jest On Sam. Wygląda bowiem na to, iż uczniowie aż dotąd nie mieli jeszcze pewności, że stoi w środku nich ich Pan i Mistrz, Bóg Objawiony w ciele – Chrystus Jezus.
Ileż to razy i my, umiłowani, doświadczyliśmy tego, gdy Pan Jezus Chrystus pokazywał nam swoje ręce i bok, kiedy byliśmy zgromadzeni do Niego, aby ogłaszać Jego śmierć! Chwile, w których Pan Jezus Chrystus przypomina nam przy łamaniu chleba o Swoich niezgłębionych cierpieniach, jakie Zniósł, aby nas Wykupić, należą do najwznio¬ślejszych w naszym życiu. Czy możemy kiedykolwiek być do¬syć tym zajęci?
W Ewangelii Łukasza słyszymy o Jego rękach i nogach, tu zaś o Jego rękach i boku. Skąd ta różnica? Z pewnością Duch Święty kładzie przez to nacisk na dokonane odkupienie. Przy¬pomnijmy sobie: z otwartego boku umarłego Zbawiciela wypły¬nęły krew i woda - znaki przebłagania i oczyszczenia (Jana 19,34). Musimy jeszcze ponadto zwrócić uwagę na następu¬jącą okoliczność: zmartwychwstałe ciało Pana Jezusa Chrystusa, którym już się zajmowaliśmy, nosiło ślady Jego cierpień i śmierci! Czy nie ma to nadzwyczajnego znaczenia? Czy kiedy złożymy nasze ciało, słabe ciało poniżenia, a przyobleczemy ciało chwalebne ciało to będzie jeszcze miało na sobie jakieś ślady ran czy blizn, charakterystycznych dla ciała ziemskiego? Niemożliwe! Czytamy przecież: „Sieje się w niesławie, bywa wzbudzone w chwale; sieje się w słabości, bywa wzbudzone w mocy; sieje się ciało naturalne, bywa wzbudzone ciało duchowe" (1 Koryntian 15,43-44; gr.). I apostoł Paweł dodaje: „Przeto jak nosiliśmy obraz tego glinianego, tak też nosić będziemy obraz Tego niebiańskiego" (gr.).
Bóg zabierze od nas nawet samo wspomnienie ziemskich cierpień. Takie jest chyba znaczenie Słowa w Objawieniu:
„I otrze wszelką łzę z oczu ich" (Objawienie 21,4). Ciało Pana Jezusa Chrystusa, Naszego Zbawiciela na¬tomiast, jakie nosi On po zmartwychwstaniu, posiada ślady, które będą nam wiecznie przypominały o Jego śmierci, o Jego miłości, aż po śmierć! Nie jest to bowiem żadna przemijająca rzecz, jak niektórzy uważają. Wyjaśnia to Objawienie 5,6: bę¬dziemy Go oglądali w chwale niebios jako „Baranka jakby za¬bitego". A kiedy Izrael kiedyś spojrzy na Tego, Którego „przebodli" (Objawienie 1,7 + Zachariasza 12,10), to w tym zawiera się także, że będzie On nosił na sobie ślady tego.

Radość

Czy będzie to słuszne, gdy będziemy uważali, że uczniowie ucieszyli się, kiedy ujrzeli Jego ręce i bok? Nie, oni ucieszyli się, ponieważ zobaczyli Pana. Pokój jest rezultatem Jego dzie¬ła; radość natomiast jest efektem tego, że zajmujemy się Osobą Pana Jezusa Chrystusa. Radość ta wznosi nas ponad nasze okoliczności. Sytua¬cja uczniów pozostała nie zmieniona: Pan Jezus Chrystus pozostawił ją taką, jaka była. Jak przedtem, tak i potem wrogi świat był przeciw uczniom. A jednak nie panowała już nad nimi bojaźń przed Żydami, lecz radość ich Pana, Jezusa Chrystusa.
Tak będzie też w naszym przypadku. Możemy być zasmuce¬ni „teraz na krótko, gdy trzeba" (1 Piotra 1,6). Przeważnie i u nas Pan Jezus nie zmienia doświadczających i wystawiających nas na próbę okoliczności. Wznosi nas jednak ponad nie, zaj¬mując nas swoją Osobą, dzięki czemu będziemy zdolni wykrzy¬kiwać z radością niewymowną: „Tego miłujecie, chociaż Go nie widzieliście, wierzycie w Niego, choć go teraz nie widzicie, i weselicie się radością niewysłowioną" (1 Piotra 1,8).
Przyglądaliśmy się teraz raczej osobistej radości z Pana Jezusa Chrystusa - ale wspólna radość jest nie mniejsza. Kiedy wierzący są zgromadzeni wokół Pana Jezusa Chrystusa, a On daje się im rozpoznać, to wówczas rezultatem tego może być jedynie radość. „Uradowali się tedy uczniowie, ujrzawszy Pana". To błogosławione do¬świadczenie, coś z nieba.

Zadanie od Pana

Przed zleceniem uczniom szczególnego zadania Pan Jezus Chrystus jeszcze raz powtarza im pozdrowienie pokoju: „Pokój wam!" Nie jest to jednak bynajmniej tylko powtórzenie. Nie sądzę, by Pan Jezus Chrystus w Swoich słowach kiedykolwiek się powtarzał. Jeżeli teraz po raz drugi mówi „Pokój wam!", to nie ma widocznie na myśli spokoju sumienia, lecz pokój serca; nie pokój z Bogiem (Rzymian 5,1), lecz pokój Boży (Filipian 4,7). Takie rozróżnienie czyni On także w Ewangelii Jana 14,27, mówiąc: „Pokój zostawiam wam, pokój Mój wam daję". Pierwszy pokój wiąże się ze stosunkiem do Boga, drugi z ich drogą w tym świecie. Na świe¬cie będą mieli ucisk, ale w Nim będą mieli pokój; będzie on ich udziałem nawet wtedy, kiedy On ich znowu opuści i pozosta¬wi na tym świecie (Jana 16,33). Oto warunek wszelkiej służ¬by; stąd też to drugie „Pokój wam!"
Pokazuje to nam dokładnie nasze stanowisko. Czy możemy być Jego posłannikami w tym złym świecie, jeśli Jego pokój nie wypełnia naszych serc? Jak możemy innym głosić Ewangelię pokoju, jeśli sami nie jesteśmy strzeżeni i uzdolnieni przez pokój, jaki nam przyniosła ta Ewangelia, do tego, by na włas¬nych nogach zanieść ten pokój wszędzie tam, gdzie nas Pan posyła (Efezjan 6,15)? Zauważmy: pokój serca jest warunkiem służby, a nie jej rezultatem. Wielu próbuje służyć Panu Jezusowi Chrystusowi, aby osiągnąć pokój, aby być szczęśliwszymi. Pan Jezus Chrystus natomiast mówi najpierw: „Pokój wam!", a potem: „Ja was posyłam".
„Jak Ojciec Mnie posłał, tak i ja was posyłam". Mamy tutaj zadanie Pana Jezusa Chrystusa dla uczniów, Pan Nasz, Chrystus Jezus kończy każdą z czterech Ewangelii szczególnym zadaniem dla uczniów, a każde zada¬nie, w zależności od charakteru danej Ewangelii, różni się od innego. Mnie osobiście wydaje się, że zadanie w Ewangelii Jana jest najwznioślejsze.
Pan Jezus Chrystus, Wieczny Syn Boży, został przez Swego Ojca posłany na ten świat - Jan wymienia to w swej Ewangelii przeszło czterdzieści razy - aby Ojciec Był w Nim Objawiony. On był i jest Bogiem, był u Boga (Jana 1,1-2). Jako Prawdziwy Bóg i Życie Wieczne przyszedł na świat aby dać nam rozum, abyśmy poznali Prawdziwego Boga – Jezusa Chrystusa Pana (1 Jana 5,20 + Jana 17,3). Przyszedł z góry i nie Był z tego świata (Jana 8,23). „Nikt nigdy nie widział Boga, lecz Jedyny Syn, który jest na łonie Ojca, Objawił Go" (Jana 1,18). W swoich słowach i czynach Pan Jezus Chrystus Pokazywał, Kim Jest Ojciec; Był doskona¬łym objawieniem, obrazem niewidzialnego Boga. Kiedy Filip wyraził prośbę, świadczącą o jego niezrozumieniu: „Panie, pokaż nam Ojca", wtedy z ust Wiecznego Syna Bożego, Boga w ciele wyszła cudowna odpowiedź: „Kto Mnie widział, widział Ojca; jak możesz mówić: pokaż nam Ojca?" (Jana 14,9).
Potem jednak Pan Jezus Chrystus umarł i powstał z martwych i teraz miał wrócić do Ojca, od którego wyszedł. W swojej modlitwie do Niego w 17 rozdziale Ewangelii Jana Powiedział przed swoją śmiercią (choć w duchu stał już za krzyżem): „Jak Mnie posłałeś na świat, tak i Ja posłałem ich na świat" (Jana 17,18). Teraz nadszedł sto¬sowny do tego czas. Tak jak On objawił Ojca na tym świecie, tak i oni mieli teraz objawiać Jego. Syna Ojca. Przez nich świat miał poznać, Kim Jest Chrystus (Mateusza 16,13-20). Co za stanowisko i jakie zadanie dla dzieci Bożych! Nie tyl¬ko mamy to czy tamto dla Niego czynić, ale tu, na ziemi, w naszych czynnościach, w tym, czego zaniechamy, w naszym postępowaniu i pobudkach winnniśmy być objawieniem Jego Samego - objawieniem Tego, Który już tu nie przebywa. Tak bardzo nie jesteśmy z tego świata, że On nas do niego posyła. To rzeczywiście olbrzymi przywilej, być jeszcze jakiś czas po¬zostawionym tutaj, aby w tym świecie przedstawiać Go temu światu, który Go nie zna, i w ten sposób służyć Panu Jezusowi Chrystusowi. Oby nam przy tym Bóg pomagał!

Życie w zmartwychwstaniu

Po raz drugi czytamy w tym fragmencie Słowa: „A to rzekł¬szy... " Tak jak w 20 wierszu łączy się to poprzednie słowo z kolejną czynnością Pana Jezusa Chrystusa. „A to rzekłszy, tchnął na nich i Po¬wiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego" (Jana 20,22). Co ozna¬cza ta czynność Pana Jezusa Chrystusa? Czy uczniowie otrzymali tego wieczo¬ru dar Ducha Świętego?
Niemożliwe, by było to zstąpienie Ducha Świętego jako Oso¬by Bóstwa, zdarzenie to bowiem mogło nastąpić dopiero po tym, jak uwielbiony Pan Jezus Chrystus Poszedł do Nieba (Jana 7,39). W rze¬czywistości Duch Święty przyszedł dopiero w dniu Pięćdzie¬siątnicy, jak oznajmia to 2 rozdział Dziejów Apostolskich, co miało miejsce dokładnie pięćdziesiąt dni później. Pan Jezus Chrystus nakazał też wtedy uczniom, aby się nie oddalali z Jerozolimy, lecz by oczekiwali „obietnicy Ojca, o której słyszeliście ode Mnie; Jan bowiem chrzcił wodą, ale wy po niewielu dniach bę¬dziecie ochrzczeni Duchem Świętym" (Dzieje 1,4-5).
Z pewnością nie jest dziełem przypadku, że słowo „tchnąć", które występuje w Nowym Testamencie wyłącznie w tym miej¬scu, użyli także tłumacze Septuaginty w 1 Mojżesza 2,7: „Ukształ¬tował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w noz¬drza jego dech życia; wtedy stał się człowiek duszą żyjącą". Tak jak cielesna strona pierwszego człowieka zaczꬳa istnieć dzięki temu, że Bóg tchnął w jego nozdrza dech życia, tak też widzimy tutaj ostatniego Adama, Ducha ożywiającego (1 Koryntian 15,45) , Który Daje uczniom Swoje zmartwychwstałe życie. Bez wątpienia byli oni już nowonarodzeni, ale Pan Je¬zus Chrystus Daje im udział w „obfitym życiu" z Sobą Samym (Jana 10,10).
Jakże pełna błogosławieństwa jest ta prawda! Życie, które mamy w Chrystusie Jezusie Panu Naszym, jest Jego życiem zmartwychwstałym, czyli takim, jakie odpowiada Jego pozycji w zmartwychwstaniu, któ¬ra jest poza śmiercią, poza sądem Bożym i poza mocą szata¬na.
Dlaczego więc to zmartwychwstałe życie Pana Jezusa Chrystusa na¬zwane jest Duchem Świętym? Ponieważ po pierwsze, o czym nie wątpię, Pan Jezus Chrystus chciał zapowiedzieć napełnienie Duchem Świę¬tym w dniu Pięćdziesiątnicy. Po drugie, Duch Święty jest zarówno Bogiem Prawdziwym oraz jest mocą w tym życiu. Pan Jezus Chrystus został „według ducha świętości okazał się Synem Bożym w mocy przez powstanie z mar¬twych" (Rzymian 1,4; gr.), został, jak to wyraża Piotr w swoim Pierwszym Liście, „w duchu przywrócony życiu" (1 Piotra 3,18). To, że Duch Święty Jest Boską Osobą, jest wzniosłe ponad wszelką wątpliwość. Mimo to wiele miejsc Pisma przedstawia Go nie tylko w Jego Osobowości, lecz jako charakterystyczną moc chociaż „mocą” nigdzie w Piśmie Świętym bezpośrednio nazwany nie Jest . Bardzo wyraź¬nie widać to w Liście do Rzymian 8, gdzie w pierwszych dzie¬sięciu wierszach jest On życiem, „Duchem życia", podczas gdy wiersze 11-27 przedstawiają Go jako zamieszkującą Osobę, która działa w nas i dla nas.
Kiedy Pan Jezus Chrystus dawał swoim uczniom zadanie, nie posia¬dali oni jeszcze żadnej mocy do tego, by mu podołać. Otrzy¬mali ją dopiero wtedy, gdy zstąpił na nich Duch Święty. Po¬winni byli jednak mieć wewnętrzne poznanie Jego myśli - w analogicznej relacji w Ewangelii Łukasza 24 dowiadujemy się, że „wtedy otworzył im umysły, aby mogli zrozumieć Pi¬sma" (Łukasza 24,45). Ze zmartwychwstałym życiem wiąże się zatem duchowe rozumienie, duchowa „inteligencja", jeśli tak można powiedzieć, która wyjaśnia nam również zadziwiające zrozu¬mienie apostoła Piotra w Dziejach Apostolskich 1 rozdział.
Uczniowie będą jednak potrzebowali koniecznie Ducha Świę¬tego w jeszcze jednym aspekcie, do omówienia którego Pan Jezus Chrystus, Syn Boga Żywego Przechodzi w wierszu 23, 20 rozdziału Ewangelii Jana.

Administracyjne odpuszczanie grzechów

„Których grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a których zatrzymacie, są im zatrzymane". Co Pan Jezus Chrystus ma w tych słowach na myśli? Wiersz ten sprawia nam często wiele trud¬ności głównie dlatego, że przeoczamy, iż Pismo Święte mówi o wie¬lu rodzajach odpuszczenia grzechów. To, że Panu Jezusowi Chrystusowi nie chodzi tutaj o absolutne odpuszczenie grzechów, to zna¬czy o odpuszczenie w stosunku do Nieba, wyjaśnia sprzeciw uczonych w Piśmie i faryzeuszy w Ewangelii Łukasza 5,21; „Któż może grzechy odpuszczać, jeśli nie Bóg Jedynie?" W tym mieli rację. Gdziekolwiek Pismo Święte mówi o odpuszczeniu grzechów w sensie wiecznym i absolutnym, zawsze to Sam Bóg Jest Tym, Który może tego udzielić na podstawie ofiary Chrystu¬sa Jezusa Naszego Pana i Zbawiciela. Żaden człowiek nie ma z tym nic do czynienia.
Jest jednak również takie odpuszczenie grzechów, o któ¬rym decydują ludzie; dlatego możemy je nazwać „admini¬stracyjnym odpuszczeniem grzechów". O nim właśnie mówi tutaj Pan Jezus Chrystus. Jak mogliśmy się dowiedzieć z wierszu 19, ten rodzaj odpuszczenia grzechów powierza On Swo¬im uczniom, a nie tylko apostołom. W Nowym Testamencie nie ma jakiejś szczególnej klasy kapłańskiej! Byłoby to całkowitym zaprzeczeniem prawdziwego chrześcijaństwa.
Możemy rozróżnić dwa rodzaje administracyjnego odpu¬szczania grzechów, wydaje mi się, że Pan Jezus Chrystus w naszym wierszu Mówi przede wszystkim o pierwszym z nich. Najbardziej nagląca potrzeba grzesznika to osiągnąć odpuszczenie swo¬ich grzechów. Tego koniecznego dzieła dokonał Chrystus Jezus Nasz Pan na krzyżu. Musi jednak być także ktoś, kto byłby w stanie przy¬nieść ludowi jego poznanie zbawienia przez odpuszczenie grzechów ich i zrealizować w ten sposób w praktyce piękny fragment Ewangelii Łukasza 1,77. Prawda o odpuszczeniu grzechów miała być na ziemi w Boży sposób „zarządzana". Przez co? Przez to, że będzie ona głoszona. „A jak mają uwierzyć w Tego, o Którym nie słyszeli? A jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje?" (Rzymian 10,14).
Dzieje Apostolskie podają nam wspaniałe przykłady gło¬szenia Ewangelii. Piotr powiedział w domu Korneliusza w Ce¬zarei: „O Nim to świadczą wszyscy prorocy, iż każdy, kto w Niego wierzy, dostąpi odpuszczenia grzechów przez imię Jego" (Dzieje 10,43). Paweł głosił w Antiochii Ewange¬lię tymi słowy: „Niechże więc będzie wam wiadome, mꬿowie bracia, że przez Tego zwiastowane wam bywa odpuszczenie grzechów” (Dzieje 13,38).
Chcemy zatem to uchwycić: Pan Jezus Chrystus Powierzył Swoim uczniom, także i nam, zwiastowanie odpuszczenia grzechów. Wszędzie tam, dokąd my to błogosławieństwo za niesiemy przez zwiastowanie, jest ono znane; gdzie go nie zaniesiemy, nie będzie znane. Jak poważna odpowiedzialność spoczywa na nas!
Drugi rodzaj administracyjnego odpuszczania grzechów wiąże się z „odpuszczaniem" przez Zgromadzenie, ze „związywaniem" i „rozwiązywaniem", o czym już mówiliśmy wcześniej.
Nie mam cienia wątpliwości, że do zarządzania tą wielką prawdą o odpuszczeniu grzechów przez krew Chrystusa Jezusa Naszego Pana i Zbawiciela należy także chrzest; dokonuje się on bowiem „na odpuszczenie grzechów" (Dzieje 2,38). Ponieważ jednak chrzest nie jest sprawą Zgromadzenia, wobec tego nie chcę się nim tu zajmować. Zaznaczam jedynie - aby zapobiec błędnemu zrozumieniu - że Piotr nie mówi w 2 rozdziale Dziejów Apo¬stolskich: „Kto zostanie ochrzczony, ten ma odpuszczenie grzechów". Nie! Chrzest [zanurzenie] odbywa się na odpuszczenie grze¬chów, w jego perspektywie. Przez chrzest [zanurzenie] wstępujemy w sfe¬rę, gdzie prawda o odpuszczeniu grzechów jest znana i za¬rządzana - w chrześcijańskie wyznanie na ziemi; tam znajduje się rzeczywista żywa wiara, {„Kto uwierzy i ochrzczony [zanurzony] zostanie, będzie zbawiony" - Marka 16,16}, tam też otrzy¬muje się nie tylko to wielkie błogosławieństwo, ale i wszel¬kie dalsze chrześcijańskie błogosławieństwa, które z niego wypływają. Szymon Czarnoksiężnik nie uwierzył napraw¬dę, jak to pokazuje cały przebieg jego historii, i jak wiemy, poszedł na wieczne zatracenie, chociaż został w tę prawdę zanurzony [ochrzczony] (Dzieje 8,13). Jakże pomnaża to odpowiedzialność tak wielu chrześcijan z nazwy, którzy na zewnątrz przy¬znają się do chrześcijaństwa, ale nie są bezwzględnie posłuszni we wszystkim Panu Jezusowi Chrystusowi i nie wierzą prawdziwie w Pana Jezusa Chrystusa jako ich Własnego Zbawiciela!

Podsumowanie

W tym fragmencie Ewangelii Jana 12,24 („Jeśli ziarno pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, samo jedno zostanie; lecz jeśli obumrze, liczny owoc przyniesie"; gr.) mamy obraz Zgromadzenia Bożego na ziemi. A oto jego cha¬rakterystyczne cechy:
Pierwszy dzień tygodnia, dzień Pański, jest dla chrze¬ścijaństwa przede wszystkim po to, aby wierzący wte¬dy się zgromadzali do imienia Pana Jezusa Chrystusa.
Zmartwychwstały Pan jest żywym Centrum oddzielonej od świata rzeszy. Znajduje się Osobiście w środku nich, choć nie cieleśnie.
W Zgromadzeniu znany jest i doświadczany pokój z Bo¬giem jako rezultat dzieła Chrystusa.
Przeżywana jest osobista obecność Pana, a zajmowanie się nim wywołuje radość.
Korzystanie z praktycznego pokoju serca, jaki wypływa z zajmowania się Chrystusem Jezusem Naszym Panem, stanowi podstawę chrześcijańskiej służby.
Wierzący mają za zadanie objawiać nieobecnego Pana Jezusa Chrystusa w swoim codziennym życiu na ziemi.
Posiadają zmartwychwstałe życie Pana Jezusa Chrystusa i Samego Ducha Świętego, Który ich uzdalnia do życia z Chrystusem Panem i do wszelkiej służby.
Odpuszczenie grzechów zostało im powierzone w dwojaki sposób: w ogłaszaniu tej prawdy oraz w związywaniu i rozwiązywaniu przez Zgromadzenie. Chrześcijański chrzest wprowadza w sposób zewnętrzny sferę, gdzie prawda ta jest znana i zarządzana.
„Widzieliśmy Pana". Takie jest wspólne doświadczenie dzieci Bożych, które prawdziwie są zgromadzone do Jego imienia. Czy jest to także twoim doświadczeniem, drogi czytelniku? Nic innego nie jest w stanie dać więcej szczęścia.


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 18:58

8. Ustanowienie wieczerzy Pańskiej

Trzy rodzaje schodzenia się jako Zgromadzenie

Zechciejmy zająć się teraz pojedynczymi wspólnymi spotka¬niami Zgromadzenia, jak przedstawia je Pismo Święte, które jest dla nas nieomylnym Słowem Bożym. W sumie Nowy Testament ukazuje trzy rodzaje schodzenia się (i tylko te trzy), kiedy wierzący zbierają się „jako Zgromadzenie", to znaczy w swoim charakterze zebrani są jako Zgromadzenie do imienia Pan Jezusa Chrystusa. A są nimi:

1. zejście się na łamanie chleba,
2. zejście siew celu zbudowania,
3. zejście się na modlitwę.

Zejście się „jako Zgromadzenie" (1 Koryntian 11,18), w dosłownym tłumaczeniu „w Zgromadzeniu" oznacza zejście się w charak¬terze Zgromadzenia, tak, iż ukazany jest Chrystus Pan i Zgromadzenie. Jest to najwyższy rodzaj schodzenia się i zawiera w sobie to, że zgromadzamy się do Jego imienia. Są też spotka¬nia, które przynoszą korzyść i którym również towarzyszy błogosławieństwo, a które jednakowoż nie noszą tego wyso¬kiego charakteru. Spotkania braci, którzy omawiają sprawy w pracy Pańskiej; spotkania na głoszenie Ewangelii albo praw¬dy przez jakiegoś określonego brata; spotkania na wspólny posiłek; konferencje dla rozważania Słowa Bożego - to wszyst¬ko nie jest schodzeniem się jako Zgromadzenie. Jasne jest samo przez się, że żadne z tych spotkań nie posiada upoważ¬nienia do „związywania" i „rozwiązywania", jak to już rozwa¬żaliśmy.
Może się zdarzyć, że na takich spotkaniach obecne jest całe miejscowe Zgromadzenie, mimo to jednak nie zeszło się ono razem jako „Zgromadzenie".
Wymienione powyżej trzy rodzaje schodzenia się noszą na¬tomiast ten wzniosły charakter i każde z nich z osobna ma swoje odpowiednie znaczenie; z żadnego nie można zrezyg¬nować. Spotkaniem o centralnym i najwyższym znaczeniu jest jednak Zgromadzenie się na łamanie chleba, od którego też chcemy zacząć. Mówię: „łamanie chleba", po pierwsze, gdyż jest to wyrażenie Biblijne (Dzieje 20,7), a po drugie, ponie¬waż obejmuje ono oba aspekty tego wydarzenia: aspekt wie¬czerzy Pańskiej i aspekt Stołu Pańskiego. Chcemy najpierw przyjrzeć się temu, w jaki sposób i w jakich okolicznościach Pan Jezus Chrystus je ustanowił. To właśnie będzie przedmiotem naszych rozważań w tej chwili.

Wzmianka historyczna

Pierwszą historyczną wzmiankę o łamaniu chleba po jego usta¬nowieniu przez Pana Jezusa Chrystusa znajdujemy w Dziejach Apostolskich 2:
„z trwali w nauce apostolskiej i społeczności, w ła¬maniu chleba i w modlitwach" (Dzieje 2,42; gr.).
Pierwszych chrześcijan cechowały więc cztery rzeczy, przed¬stawione tutaj w dwóch grupach po dwie i zawsze połączone przez „i". Nauka apostolska i społeczność były charakte¬rystycznymi oznakami młodego Zgromadzenia, a łamanie chle¬ba i modlitwy - wynikającym z tego praktycznym zajęciem. Społeczność pomiędzy pierwszymi chrześcijanami miała miej¬sce we wspólnym łamaniu chleba oraz we wspólnych modlitwach. Czy dzisiaj ma być inaczej?
To, że przy „łamaniu chleba" chodziło o wieczerzę Pańską, a nie o zwykły posiłek, wynika jasno z wiersza 46, gdzie te dwie rzeczy są od siebie oddzielone: „łamiąc chleb po do¬mach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca". Tam, gdzie ma to związek ze społecznością i łamaniem chleba, chodzi już wyłącznie o wieczerzę Pańską. Również w rozdziale 20 znajdujemy to rozróżnienie. Po 7 wierszu, gdzie mowa jest o zejściu się Zgromadzenia w Troadzie na łamanie chleba („w pierwszy dzień tygodnia ... gdy się zebraliśmy na łamanie chleba” Dzieje 20,7), w wierszu 11 (Dzieje 20,11) przedstawia osobistą czynność apostoła, służącą jego własnemu posileniu: „A wróciwszy na górę, łamał chleb i jadł, i mówił długo, aż do świtania, i tak odszedł".
Wyrażenie „łamanie chleba" wskazuje na czynność, doko¬nywaną przez Zgromadzenie, które zeszło się w tym właśnie celu. Wyrażenie „wieczerza Pańska" natomiast wskazuje bar¬dziej na Tego, Który ją ustanowił i Któremu się ona należy.
Dla Izraelity nie było niczym nowym, że przy jakimś smut¬nym zdarzeniu łamało się z kimś chleb, i tym, którzy byli po¬grążeni w smutku, dawało się pić z kubka pociechy po stracie ojca czy matki, o czym mówi Księga Jeremiasza 16,7, (zob. też. Ezechiela 24,17 oraz 5 Mojżesza 26,14). A jednak instytucja, którą Pan Jezus Chrystus ustanowił tej nocy, w której Był Wydany, jest czymś zupełnie nowym. Jest to instytucja chrześcijańska z zupełnie nową treścią i znacznie głębszym znaczeniem, co jeszcze zo¬baczymy.

Cztery natchnione relacje

Jeśli chodzi o to, co Pan Jezus Chrystus ustanowił w noc przed Swym ukrzy¬żowaniem, to mamy w Nowym Testamencie co najmniej czte¬ry natchnione relacje czterech różnych pisarzy - Mateusza, Marka, Łukasza i Pawła. Tylko jeden z nich jednak był naocz¬nym świadkiem - Mateusz. Te cztery relacje wykazują zna¬czące różnice i gdyby zabrakło choćby jednej z tych relacji, brako¬wałoby nam czegoś bardzo konkretnego.
Gdyby nie dotarła do nas relacja Mateusza, nie wiedzie¬libyśmy, że Pan Jezus Chrystus Powiedział: „Pijcie z niego wszyscy” (Mateusza 26,27). Gdyby nie dosięgła nas relacja Marka, nie mieli¬byśmy spolegliwego potwierdzenia, że oni wszyscy rzeczy¬wiście z niego pili, sam bowiem mówi o tym: „I pili z niego wszyscy" (Marka 14,23). Spośród wszystkich ewangelistów je¬dynie od Łukasza dowiadujemy się, że wieczerza ta jest stałym zarządzeniem na pamiątkę Pana Jezusa Chrystusa (Łukasza 22,19). Natomiast apostoł Paweł jako jedyny poucza nas o tym, że przez spożywanie tej wieczerzy zwiastowana jest śmierć Pana Jezusa Chrystusa (1 Koryntian 11,26). To tylko niektóre z wielu, wielu przykładów. Dalsze różnice będą jesz¬cze wyraźniejsze.
Godne uwagi jest również to, że apostoł Paweł otrzymał tę Boską informację stosunkowo późno, a mianowicie kilka lat po wniebowstąpieniu Pana Jezusa Chrystusa, i to od Niego Samego, wywyższo¬nego po prawicy Boga. Wiąże się to zapewne z zamiarem Pana Jezusa Chrystusa, by wierzący z Żydów i spośród narodów opowiadali Jego śmierć, aż On znowu Przyjdzie.
Zwróćmy się jednak teraz do relacji Mateusza, która doty¬czy ustanowienia pamiątki Pana Jezusa Chrystusa. Jak już nadmieniliśmy, jest on jedynym z czterech pisarzy, który tamtej nocy był obecny w sali na piętrze, słyszał osobiście słowa Pana Jezusa Chrystusa i sam otrzy¬mał chleb oraz wino z ręki Zbawiciela.

Odpuszczenie grzechów w nowym przymierzu

„A gdy oni jedli, wziął Jezus chleb i pobłogosławił, łamał i dawał uczniom, i rzeki: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało Moje. Potem wziął kielich i podziękował, dał im, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy; Albowiem to jest krew Moja nowego przymierza, która się za wielu wylewa na odpuszczenie grzechów. Ale powia¬dam wam: Nie będę pił odtąd z tego owocu winoro¬śli aż do owego dnia, gdy go będę pil z wami na nowo w Królestwie Ojca Mego. A gdy odśpiewali hymn wyszli ku Górze Oliwnej" (Mateusza 26,26-30).
Wzruszająca scena!
Jedli właśnie baranka paschalnego, „baranka pieczonego na ogniu", który w tak żywy sposób przemawia do nas o Chrystusie jako ofiarowanym Baranku. Pan Jezus jako jedyny z wszystkich zna prawdziwe tego znaczenie. Zaraz potem wziął chleb, błogosławił, łamał i podawał uczniom ze słowami: „to jest ciało Moje". Mogli oni te słowa tak samo mało rozumieć, jak i te, które towarzyszyły kielichowi; a znaczyły one prze¬cież dokładnie tyle, że On, Mesjasz, zostanie przez Swój na¬ród definitywnie odrzucony i zabity. „Ciało Moje" - „Krew Moja", chleb i kielich oddzielone od siebie mówią o Jego śmier¬ci, którą poniesie On nie tylko jako męczennik, ale ku prze¬błaganiu za nasze winy.
Musimy jednak jeszcze bliżej wejść w słowa Pana Jezusa Chrystusa, które On wypowiedział przy podaniu kielicha i które odnotowuje w swo¬jej relacji tylko Mateusz - ten, który w szczególności pisał do Żydów. I dla nas dzisiaj mają one przecież najwyższą wagę; człowiek bowiem znowu popsuł to, co Bóg w swojej łasce da¬rował. Chrześcijaństwo uczyniło z tej wieczerzy sakrament (od łacińskiego słowa sacramentum, którym pierwotnie okre¬ślano rzymską przysięgę żołnierską) i uważa ją za „zewnętrzny i widzialny symbol rzeczywistości wewnętrznej i ducho¬wej", traktuje ją jako „środek łaski", przez który udzielane są duchowe błogosławieństwa. Tylu chrześcijan z nazwy przyj¬muje wieczerzę w celu uzyskania „odpuszczenia swoich grze¬chów". Opierają się na tym, że Chrystus tak zarządził, że tak powiedział. Ale czy rzeczywiście On tak powiedział? Nie. Oto Jego słowa:
„To jest krew Moja nowego przymierza, która się za wielu wylewa na odpuszczenie grzechów".
Odpuszczenie grzechów dokonuje się nie przez przyjęcie wie¬czerzy, lecz przez przelanie krwi Pana Jezusa Chrystusa. Jakiegoż fatalnego przekręcenia słów Pana Jezusa Chrystusa wielu się dopuszcza! Jaki tragiczny błąd popełniają! O nie, Chrystus Pan w swej nieskończonej łasce dobrowolnie Dał swoje życie, aby zasługujący na potępienie grzesznicy mogli otrzymać odpuszczenie swoich grzechów. A w jaki sposób będą oni mogli skorzystać z tego niepojętego bło¬gosławieństwa? „Przez wiarę w krew Jego", jak dowiadujemy się z Listu do Rzymian 3,25. Nie przez przyjęcie wieczerzy! Nie przez wiarę w jakiś „sakrament"! Mam nadzieję, że dla każdego, kto czyta te wiersze, jest to zupełnie jasne.
Co jednak Pan Jezus Chrystus ma na myśli przez nowe przymierze? Stoi ono wyraźnie w przeciwieństwie do starego, pierwszego przy¬mierza z Syjonu, które było przymierzem dwustronnym i przy¬mierzem uczynków, opartym na dobrowolnie przyjętym zobo¬wiązaniu się ludu do pełnienia wszystkich słów Jahweh. Nowe przymierze, jak to niebawem zobaczymy, jest przymierzem jednostronnym, które opiera się tylko na Bogu i nie zależy od ludz¬kiej wierności.
Spośród starotestamentowych pisarzy prorok Jeremiasz jako jedyny mówi wprost o nowym przymierzu, choć również inni prorocy opisują jego błogosławieństwa. W Nowym Testa¬mencie jako pierwszy mówi o Nowym Przymierzu Pan Jezus Chrystus, pokazując fundament, na którym się ono opiera - Swoją krew. Posłuchajmy jednak najpierw słów Boga, wypowiedzianych przez usta proroka Jeremiasza:
„Oto idą dni - mówi Jahweh - że zawrę z domem izrael¬skim i z domem judzkim nowe przymierze. Nie ta¬kie przy mierze, jakie zawarłem z ich ojcami w dniu, gdy ich ująłem za rękę, aby ich wyprowadzić z zie¬mi egipskiej, które to przymierze oni zerwali, cho¬ciaż Ja byłem ich Panem - mówi Pan - Lecz takie przymierze zawrę z domem izraelskim po tych dniach, mówi Pan: Złożę Mój zakon w ich wnętrzu i wypiszę go na ich sercu. Ja będę ich Bogiem, a oni będą Moim ludem. I już nie będą siebie nawzajem pouczać, mówiąc: Poznajcie Pana! Gdyż wszyscy oni znać Mnie będą, od najmłodszego do najstarszego z nich - mówi Pan - Odpuszczę bowiem ich winę, a ich grzechu nigdy nie wspomnę" (Jeremiasza 32,31-34).
Zauważmy najpierw, z kim Jahweh zawrze to nowe przymie¬rze. Ponieważ Pan mówi o kielichu wieczerzy jako krwi nowe¬go przymierza, wielu uważa, że przymierze to musi dotyczyć kościoła, Zgromadzenia. Ale przecież Pan Jezus Chrystus nie zawiera ze Swoim Zgromadzeniem, które Sam na Sobie buduje (Mateusza 16:18), żadne¬go przymierza, ani też narody nigdy nie były związane z Bo¬giem żadnym przymierzem. Pan natomiast zawrze je z domem Izraela i z domem Judy - „po tych dniach". To, że przymierze to jest jeszcze przyszłe i że Bóg zawrze je z obu domami Izra¬elskimi, wyraźnie potwierdza ósmy rozdział Listu do Hebrajczyków.
W dalszej kolejności potwierdzona zostaje zawartość tego przymierza. Będzie ono zawierało trzy ważne elementy:
1) „Złożę Mój zakon w ich wnętrzu"- wskazuje to na nowe narodziny, jakie przeżyje lud izraelski jako naród. Również prorok Ezechiel mówi o tym cudzie łaski Bożej względem tego narodu (por. Ezechiela 36,24-38).
2) „Gdyż wszyscy oni znać Mnie będą" - wtenczas, tak jak to jest dziś, nie będzie leżeć „zasłona na ich sercu" (2 Koryntian 3,14-15), lecz poznają Boga, będą patrzeć na Tego, Którego przebodli (Zachariasza 12,10 oraz Objawienie 1,7). Ziemia będzie wówczas „pełna poznania chwały Bożej, jak morze wodami jest wypełnione " (Habakuka 2,14).
3) „Odpuszczę bowiem ich winę, a grzechu nigdy nie wspomnę" - dostąpią przebaczenia grzechów. Błogosławio¬ny dział, że i ten obciążony winą naród, który odrzucił swego Mesjasza, doświadczy odpuszczenia grzechów!
Przy ustanowieniu wieczerzy jednak Zbawca objawia to, czego prorok nie był w stanie uczynić: pokazuje, na czym nowe przymierze będzie się opierało - na Jego własnej krwi, to zna¬czy na Jego ofierze, jaką umierając złoży na krzyżu Bogu. Krew niezliczonych zwierząt w starym przymierzu nie mogła usu¬nąć żadnego grzechu; była ona jedynie przypomnieniem tego, że grzech wciąż istnieje i że nie był prawdziwie przebłagany (Hebrajczyków 10,1-18). Wartość zwierząt ofiarnych polegała jedynie na tym, że wskazywały one na tego, który przyjdzie i dokona dzieła przebłagania.
W oparciu o dzieło Pana Jezusa Chrystusa dokonane na Golgo¬cie, wierzący czasu łaski mają już obecnie odpuszczenie grzechów, jak to stwierdza w kategoryczny sposób apostoł Jan w swym Pierwszym Liście: „Piszę wam, dzieci, gdyż odpusz¬czone są wam grzechy z powodu imienia Jego (Wiecznego Syna Bożego)" (1 Jana 2,12;gr.). Lud izraelski osiągnie je dopiero w łączności z bło¬gosławieństwami nowego przymierza.
Krwią starego przymierza został pokropiony lud, który przy¬rzekł czynić wszystkie słowa, jakie przykazał Jahweh. Była ona znakiem groźby sądu, śmierci w razie ich nieposłuszeństwa (2 Mojżesza 24,3-8). Jak obficie i jak boleśnie zarazem musiał ten lud doświadczać prawdy tego znaku!
Krew nowego przymierza natomiast mówi o przebaczeniu, o nieograniczonej łasce, Pan Jezus Chrystus bowiem w znamienny spo¬sób stwierdza: „która się za wielu wylewa na odpuszcze¬nie grzechów". Łaska ta ma być ofiarowana nie tylko Izra¬elowi, lecz także narodom. Błogosławieństwa tego dzieła przebłagania Chrystusowego powinno się, według myśli Bo¬żych, rozciągać na cały świat, na wszystkich ludzi. Bóg chce, „aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1 Tymoteusza 2,4). Łaska ta musi jednakowoż osobiście i przez wiarę zostać przyjęta.
Z powodu doniosłości tego punktu raz jeszcze podsumuję:
kielich wieczerzy jest symbolem krwi Chrystusa. Ponieważ krew ta jest także fundamentem nowego przymierza, nazwa¬na zostaje „krwią nowego przymierza". Stare przymierze było przymierzem uczynków. Zostało zawarte z Izraelem i było za¬pieczętowane krwią, znakiem śmierci dla tego, kto je złamie. Również nowe przymierze zostanie zawarte z Izraelem, ale krew, która ma z nim związek, to krew Chrystusa, będąca pod¬stawą dla odpuszczenia grzechów. My, chrześcijanie mamy już dzisiaj te błogosławieństwa na tej samej podstawie krwi Chrys¬tusa, ale mamy je w daleko obfitszej mierze i z tą różnicą, że nie stoimy w żadnym stosunku przymierza wobec Boga, lecz jesteśmy dziećmi, a z żadnym ze swych dzieci Bóg nie zawie¬ra przymierza. Natomiast za każdym razem, kiedy łamiemy ten chleb i pijemy z tego kielicha, przypominane nam zostaje, że rezultaty dzieła Pana Jezusa Chrystusa sięgają o wiele dalej ponad to, co dotyczy nas samych, obejmując także błogosławieństwa Izraela. Porzucamy teraz relację Mateusza, aby śledzić Łukasza.

Ostatnia Pascha Pana

„I Rzekł do nich: Gorąco pragnąłem spożyć tę wie¬czerzę paschalną z wami przed Moją męką; Powia¬dam wam bowiem, iż nie będę jej już spożywał, aż nastąpi spełnienie w Królestwie Bożym. I wziąwszy kielich, i podziękowawszy, rzekł: Weźcie go i roz¬dzielcie między sobą; Powiadam wam bowiem, iż odtąd nie będę pił z owocu winorośli, aż przyjdzie Królestwo Boże" (Łukasza 22,15-18).
Z nadzwyczajną wrażliwością i precyzją oznajmia nam Łukasz, natchniony przez Ducha Świętego, jak przybliżał się ten wielki moment, jak coraz bliżej był czas, kiedy Pan Jezus Chrystus nie tylko miał po raz ostatni jeść paschę ze swoimi uczniami, ale Sam jako Ba¬ranek paschalny miał zostać zabity. Wszystko dążyło bezli¬tośnie i konsekwentnie do tego zdecydowanego punktu:
„I przybliżało się święto Przaśników zwane Paschą" (Łukasza 22,l).
„I nastał dzień Przaśników, kiedy należało ofiaro¬wać baranka paschalnego" (Łukasza 22,7; gr.).
„A gdy nadeszła pora, zajął miejsce przy stole, a apo¬stołowie z nim" (Łukasza 22,14).
Pan Jezus Chrystus w Swej niezrównanej miłości daje Swoim uczniom poznać, że z tęsknotą, gorąco Pragnął z nimi spożywać tę paschę, za¬nim będzie cierpiał, zanim poniesie śmierć krzyżową. Jak Pan Jezus musiał wewnętrznie być zajęty Swoją śmiercią, jak musiał od¬czuwać doniosłość jej znaczenia! On wiedział wszystko, co miało nań przyjść. Ta Boska wiedza połączona była jednak z doskonałą ludzką przychylnością i wcale jej nie wykluczała.
Jesteśmy pełni uwielbienia, oglądając w Osobie naszego Pana Jego Boską wspaniałość i zarazem Jego ludzkie uczucia, które Zeń promieniowały. To właśnie czyni Go, jeśli można tak po¬wiedzieć, szczególnie godnym miłości i uwielbienia. Nikt nie może się z Nim równać.
Pan Jezus Chrystus tęskni za społecznością ze Swoimi uczniami! Oby to do¬tknęło głęboko naszych serc! W Jego sercu znajduje się o wie¬le głębsze pragnienie, by wyrażać ku nam Swoją miłość i mieć z nami społeczność, aniżeli w nas. Jego serce jest przy Jego uczniach, a On Sam tęskni za tym, by na tej ziemi dać wyraz Swojej sympatii właśnie w ten sposób. Jeszcze raz pragnie być z nimi razem, zanim przyjdą na Niego niepojęte cierpienia krzyża. „Przed Moją męką" - jakże przejmujące słowa! Pan na Swej drodze tutaj na ziemi wciąż cierpiał, gdyż wszystko było przeciw Niemu. Był tu jak lilia pomiędzy cierniami. A te¬raz mają nadejść cierpienia śmierci. On wiedział, że tę drogę musi przebyć Sam {„Dokąd idę, ty teraz ze Mną iść nie możesz" - Jana 13,36), a jednak Tęsknił za tym, by jeszcze raz, w otoczeniu Swoich, spożyć paschę.
Czy nie jest to w najwyższym stopniu godne uwagi, że wła¬śnie Łukasz, który nie był obecny w sali na piętrze, oznajmia nam te wzruszające słowa Zbawcy? Mateusz, który musiał je słyszeć, nie miał zadania, aby je oznajmić, lecz „Łukasz, umi¬łowany lekarz", ten otrzymał to zadanie, ponieważ to on miał przedstawić Pana Jezusa Chrystusa jako Syna Człowieczego.
Pan jako jeden z nich bierze udział w passze, ale wyjaśnia zaraz, że ten stary system wnet się zakończy. Jego królestwo nie jest stąd i On zrywa Swą więź z Izraelem. Dlatego mówi, że odtąd nie będzie już spożywał tej paschy. Odrzucenie Go ze strony jego własnego ziemskiego ludu, Jego śmierć i zmar¬twychwstanie uczynią nową więź z Bogiem, a On wprowadzi w nią Swoich uczniów. Najpierw jednak pascha ta musi spełnić się w królestwie Bożym.
Warto zwrócić uwagę na to, że Pan Jezus Chrystus odróżnia w Swoich sło¬wach baranka od kielicha, jak też oba razem od ustanowienia Swojej wieczerzy. Zatrzymajmy się krótko przy pierwszym punkcie. Choć Pan Jezus Chrystus brał udział w tej passze, nie pił z kielicha, jaki Mu został podany w związku z wieczerzą paschalną. W manuskryptach bowiem inna jest konstrukcja wiersza 17; w odróżnieniu od wiersza 19 („i wziął chleb") napisane tam jest: „A kiedy otrzymał kielich", nie zaś: „I wziął kielich".
Kiedy więc jeden z uczniów podał Mu ten kielich, który na¬leżał do wieczerzy paschalnej, Pan odebrał go, a potem po¬dziękowawszy rzekł: „Weźcie go i rozdzielcie między sobą", On Sam jednak z niego nie pił. Być może, jak uważają nie¬którzy, przyczyną było to, iż kielich ten w pierwotnym zarzą¬dzeniu Bożym dotyczącym Paschy nie miał miejsca (por. 5 Mojżesza 15,3-8) i został później przez ludzi dodany. Ponieważ jednak Pan Jezus Chrystus za ten kielich dziękował i w 18 wierszu podaje uzasadnienie, dlaczego Sam z niego nie pił, wydaje mi się, że rzeczywisty powód był o wiele głębszy. Pan Jezus Chrystus skończył z tą zie¬mią, zerwał łączność ze starym systemem żydowskim i nie miał już żadnej społeczności z ludźmi, znajdującymi się w sta¬rych relacjach, które były „według ciała" (2 Koryntian 5,16). Przyj¬mował ją wprawdzie raz jeszcze, lecz pascha ta w Nim teraz miała znaleźć spełnienie; nie była więc ona dla Niego symbo¬lem radości, lecz najgłębszych cierpień. Z moralnego punktu widzenia Pan Jezus Chrystus posiadał wciąż i objawiał cechy prawdziwego nazyrejczyka (4 Mojżesza 6), teraz zaś zewnętrznie odłącza się od radości królestwa Bożego w tym świecie i mówi:
„Powiadam wam bowiem, iż odtąd nie będę pił z owocu winorośli, aż przyjdzie królestwo Boże" (Łukasza 22,18).
Pan Jezus Chrystus odsuwa Swoją radość z nimi na odległy czas, kiedy kró¬lestwo Boże nadejdzie w swej widzialnej i pełnej mocy posta¬ci. Ten dzień jednak nadejdzie, a wówczas On będzie z nimi w nowy sposób pił ten kielich w królestwie Swego Ojca (Mateusza 26,29). Wtedy spełni się też to, co Bóg zapowiedział przez usta proroka Izajasza w odniesieniu do Chrystusa: „Za mękę Swo¬jej duszy ujrzy światło i jego poznaniem się nasyci" (Izajasza 53,11). W tych odległych jeszcze dniach tysiącletniego króle¬stwa pokoju Chrystusowego na ziemi będzie znowu obcho¬dzona Pascha w tym kraju ozdoby (chluby), z większą powagą niż kiedykolwiek, jak to pokazuje Księga Ezechiela 45,21-25. Przy tym „Kozioł", który mówi o sile i rozumności, zajmuje miejsce „Baranka". Wtedy Oblubieniec powie do swojej ziem¬skiej oblubienicy:
„Wszedłem do mojego ogrodu, moja siostro, oblubie¬nico, zerwałem moją mirrę wraz z moim balsamem, zjadłem mój plaster wraz z moim miodem, wypi¬łem moje wino wraz z moim mlekiem. Jedzcie, moi przyjaciele, pijcie i upijcie się miłością!” (Pieśń 5,1).

Nowa służba - dziękczynienie

Potem Pan Jezus Chrystus ustanawia coś nowego: Swoją wieczerzę. Relacja Łukasza bardzo wyraźnie odróżnia to, co stare, prze¬mijające od nowego. Jako prawdziwy Izraelita, Pan Jezus Chrystus był go¬ściem przy spożywaniu paschy, był jednym z nich; teraz nato¬miast Jest Tym, który tę wieczerzę podaje jako gospodarz. Jest to już Jego wieczerza, a uczniowie są Jego gośćmi, przy Jego stole. Naturalnie, w Swojej własnej wieczerzy pamiątkowej On sam nie bierze udziału, rozdziela natomiast Swoim to, co ma im przypominać o Jego śmierci. Wieczerza paschalna i wie¬czerza Pańska zupełnie różnią się co do zamierzonego celu i charakteru. Pierwsza patrzyła na śmierć Pana Jezusa Chrystusa jako dopiero mającą nastąpić, druga będzie spoglądać wstecz na dokona¬ne dzieło.
„Wziąwszy chleb, i podziękowawszy, łamał i dawał im, mówiąc: To jest ciało Moje, które się za was daje; to czyńcie na pamiątkę Moją. Podobnie i kielich, gdy było po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich, to nowe przymierze we krwi Mojej, która się za was wyle¬wa" (Łukasza 22,19-20).
Pan Jezus Chrystus ustanawia teraz całkiem nowe zarządzenie, zupełnie nową służbę, odznaczającą się dziękczynieniem. Wynika to jasno z postępowania Pana: „wziąwszy chleb i podziękowawszy", jak czytamy na innym miejscu, „błogosławił" czy „wysławiał". Róż¬nica jest niewielka, przy czym pierwsze oddaje lepiej charak¬ter Jego słów: to, co mówił, nosiło charakter dziękczynienia; to drugie zaś, określa raczej formę Jego słów: to co powiedział, przybrało postać błogosławieństwa albo chwały W każdym ra¬zie oba te słowa używane są zamiennie i nie powinniśmy przy tym sobie wyobrażać, że przedmioty te w mistyczny sposób przeobraziły się pod błogosławiącymi słowami Zbawiciela. To, co Pan wziął, było chlebem i nim pozostało; to, co my łamiemy, również jest chlebem i nim pozostaje; „Chleb, który łamiemy..." (1 Koryntian 10,16), „Ilekroć ten chleb jecie...", „Ktokolwiek by jadł chleb..." (1 Koryntian 11,26-27).
Łamanie chleba charakteryzuje się więc dziękczynieniem. Pan Jezus wziął chleb. Widocznie miał go w rękach, kiedy dzięko¬wał. To musiało być naprawdę cudowne dziękczynienie! Ma¬teusz, który był tam obecny, nie zapisał żadnego słowa z tego dziękczynienia. Łukasz, Marek oraz Paweł, których przy tym nie było, również o tym milczą. Mamy modlitwę Pana Jezusa Chrystusa w Ewan¬gelii Jana 17. Dlaczego nie mamy Jego dziękowania przy wie¬czerzy?
Z pewnością jest w tym mądrość Boża, która te słowa Pana Jezusa starannie ukryła. Czyż inaczej nie powstałoby niebezpie¬czeństwo, że stosowalibyśmy je jako formułę, jak to na przy¬kład ma miejsce do dzisiaj w szerokich kręgach chrześci¬jaństwa z tak zwanym „Ojcze nasz"? Również słowa apostoła Pawła, jakie wypowiadał podczas dziękowania za chleb i kie¬lich, nie są nam przekazane - zapewne z tego samego powodu. Bóg chce, abyśmy w zależności od Ducha Świętego doszli do takiego wyobrażenia, iż On chce nas prowadzić od przy¬padku do przypadku, i abyśmy używali przy tym wobec Niego odpowiednich słów, które byłyby także wyrazem myśli Zgromadzenia.
Z całą pewnością łamanie chleba nie jest okazją do zano¬szenia próśb, chyba tylko tej jednej: „Przyjdź, Panie Jezu!"; łamiemy bowiem chleb dotąd tylko, „aż On przyjdzie". Zasta¬nówmy się: mamy przed sobą dokonane dzieło, które nie po¬trzebuje dopełnienia i które ma nieskończoną wartość u Boga. Mamy przed naszymi sercami Samego Chrystusa w Jego bło¬gosławionej Osobie, w Jego niezrównanej miłości, w Jego nie¬zgłębionych cierpieniach śmierci, to zaś prowadzić może je¬dynie do dziękczynienia i uwielbienia. Modlitwy za naszych chorych i słabych, prośby za zgubiony świat, modlitwa o nasz wzrost i tym podobne nie mają tam miejsca. O to możemy mo¬dlić się w domach oraz we wspólnych zgromadzeniach na modlitwę; możemy też w każdym innym czasie wyznawać Panu Jezusowi Chrystusowi, jak słabi jesteśmy, natomiast łamanie chleba winno cha¬rakteryzować się dziękczynieniem.
Pan stał tuż przed śmiercią krzyżową. Jakkolwiek wielkie jednak miało być Jego cierpienie - a któż wiedział, co ono bę¬dzie w sobie zawierało, prócz Niego Samego - On widzi za¬miar Boży, widzi przed Sobą dokonane dzieło, które jest pod¬stawą tego postanowienia, ogarnia Swym spojrzeniem dalekosiężny plon Swojej śmierci, a jego serce opływa dziękczynieniem. Stoimy dzisiaj już za dokonanym dziełem prze¬błagania i sami jesteśmy jego przedmiotami; przystoi nam te¬raz tylko dziękczynienie.
Leży mi na sercu jeszcze jedna praktyczna uwaga, dla któ¬rej istnieje aktualna potrzeba. Podczas łamania chleba mamy dziękować oddzielnie za chleb i za kielich. Tak czynił to Pan; tak też czynić winniśmy i my. Ze wszystkich trzech Ewangelii synoptycznych dowiadujemy się, że Pan Jezus Chrystus wziął chleb, następ¬nie dziękował, po czym złamał go i na koniec dał im ten zła¬many chleb. Podobnie z kielichem „po wieczerzy": wziął go, „podziękował, dal im" (Mateusza 26,27). Nic nie może usprawie¬dliwiać ani uzasadniać samowoli czy braku poszanowania w tej kwestii. Mamy po prostu naśladować przykład Pana Jezusa i czynić tak, jak On czynił. Jakie mamy prawo do zbaczania od Jego przykładu? Do tego należy także to, by za chleb i potem za kielich dziękował jeden i ten sam brat, a nie dwóch różnych. Może czynią to w dobrej wierze, ale tak nie jest dobrze. Przy¬pominają mi się tutaj słowa z Listu do Hebrajczyków 8, „Bo¬skie wskazanie", które Mojżesz otrzymał w kwestii budowa¬nia Przybytku i jego urządzeń: „Bacz, powiedziano mu, abyś uczynił wszystko według wzoru, który ci został ukazany na górze" (Hebrajczyków 8,5). Trzymajmy się też i my tego „wzoru".

Znaczenie symboli

Słowa, które Pan Jezus Chrystus wypowiedział przy rozdzielaniu chle¬ba i kielicha, podają znaczenie tych symboli: „To jest ciało Moje" - „To jest krew Moja" (Mateusza 26,28) - „Ten kielich, to nowe przymierze we krwi Mojej" (Łukasza 22,20; 1 Koryntian 11,25). Są to symbole, bardzo proste symbole, nic więcej - ale sym¬bole o głębszym znaczeniu i niezbadanej doniosłości. Chleb, za który dziękujemy, jest takim samym chlebem, jaki łamie¬my i z którego jemy. Już o tym wspominałem. Nie zachodzi żadna transsubstancjacja („przeistoczenie substancji chleba i wina w substancję ciała i krwi Chrystusa przy zachowaniu postaci chleba i wina") ani konsubstancjacja, („obecność Chry¬stusa w sakramencie ołtarza bez przemiany chleba i wina"). To wynalazł religijny człowiek, skłonny wciąż do rytualizmu. My jako dzieci Boże nie powinniśmy wstępować w ślady Kaina lecz raczej winniśmy być posłuszni Słowu Bożemu.
Pan Jezus Chrystus powiedział prosto: „To jest ciało Moje". Jeśli po¬każę mojemu przyjacielowi fotografię mojej żony i powiem: „To jest moja żona", to przecież każdy rozumie, że nie mam przez to na myśli tego kawałka papieru, który przedstawia moją żonę. O to właśnie chodzi. Ten bochenek chleba jest obrazo¬wym przedstawieniem wydanego za nas ciała Pana, a kielich podobnym przedstawieniem przelanej za nas jego krwi.
Jeszcze krótka uwaga na temat wyrażenia „Podobnie i kie¬lich, gdy było po wieczerzy". Nie sądzę, by dotyczyło to wie¬czerzy paschalnej, gdyż po pierwsze to samo wyrażenie znaj¬duje się także w 1 Koryntian 11,25, gdzie nie ma w ogóle mowy o wieczerzy paschalnej, a po drugie, zarówno tam, jak i tutaj, znajduje się forma bezokolicznika „jeść", tak iż oznacza to w dosłownym tłumaczeniu „po jedzeniu", „po spożyciu". Po spo¬życiu przez uczniów chleba Pan dał im kielich. Wieczerza pas¬chalna mogła też mieć swój ciąg dalszy, i jestem przekonany, że tak było.

Które się za was daje

Słowa Pana Jezusa Chrystusa przekazane przez Łukasza „za was" noszą charakter bardziej osobisty niż te, które oznajmia nam Mateusz; („za wielu"). Bez wątpienia, oba dane są w doskonałej harmonii i z tym zadaniem, jakie Bóg powierzył tym dwóm mężom.
Jakąż miłość i łaskę wyrażają te słowa „które się za was daje" - „która się za was wylewa" ! Któż może je zgłębić. Pan Jezus Chrystus postanowił oddać Swoje życie jako okup za wielu; nie przyszedł bowiem, aby Mu służono (Mateusza 20,28). Nikt też nie mógł w sprawiedliwy sposób żądać od Niego życia; było ono bowiem doskonałym wyrazem dobroci i prawdy Bożej. Nikt też nie mógł Mu życia odebrać; do tego bowiem nikt nie miał mocy: ani diabeł, ani ludzie przez niego kierowani. Nie, Pan Jezus Chrystus dał je sam. Miał autorytet, by złożyć Swoje życie, i miał również autorytet, by je znowu wziąć. A czyniąc to, był doskonale posłuszny. Dlatego Ojciec miłuje Go (Jana 10,17-18).
Godny uwielbienia Zbawiciel! On przez Swoje posłuszeństwo dał Ojcu nowy powód, aby Go miłował. „Dlatego Ojciec miłuje Mnie" - tak mogła powiedzieć tylko Jedna Osoba, tak mógł powiedzieć tylko On.
Był to najwyższy wyraz miłości naszego Pana i Zbawiciela że On dał za nas Samego Siebie. Jemu niech będzie za to wieczne uwielbienie i dziękczynienie!
Apostoł Paweł chętnie używa wyrażeń: wydał Siebie „za mnie", „za was", „za Zgromadzenie"! Jakże widoczna jest jego radość i sympatia w tym, kiedy mówi o Panu jako Synu Bożym i dodaje: „Który mnie umiłował i wydał Samego Sie¬bie za mnie" (Galacjan 2,20). W Liście do Tytusa przypomina nam o błogosławionej nadziei objawienia się naszego wielkiego Boga i Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, po czym mówi: „Który dał Samego Siebie za nas" (Tytusa 2,13). Obyśmy byli bardziej świa¬domi miłości naszego Pana i byli Mu bardziej wdzięczni!
Pan Jezus Chrystus jednak nie tylko dał Swoje ciało, Swoje życie, Samego Siebie, lecz Jego Samego dał nam Bóg. On nie szczędził Swego własnego Jedynego Syna, lecz wydał Go za nas wszystkich (Rzymian 8,32). „Na tym polega miłość, że nie myśmy umiłowali Boga, lecz że On nas umiłował i posłał Syna Swego jako ubłaganie za grzechy nasze" (1 Jana 4,10).
Bóg obalił stare kłamstwo węża mówiące, że Bóg jest nie¬dobry, że nie daje człowiekowi wszystkiego, co jest dla niego dobre. W niezrównany sposób Bóg obnażył to kłamstwo i obalił je definitywnie. Ojciec dał Syna! Jakżeby z nim miał nie daro¬wać nam wszystkiego?
„Bogu niech będą dzięki
za niewysłowiony dar Jego!"
(2 Koryntian 9,15).

Testament Pana

Łukasz jest jedynym z Ewangelistów, który oznajmia nam te¬stament Pana: „to czyńcie na pamiątkę Moją!" Tym samym wyjaśnia, że chodzi tu o trwałe zarządzenie. Nie moglibyśmy wyprowadzić tego z relacji obu pozostałych pisarzy, Mateusza i Marka. Niech każdy przeczyta sobie potem odpowiednie miej¬sca w Ewangelii Mateusza i Marka. Autor tych słów także przez długi czas nie dostrzegał tej kwestii.
Jakże wzruszający apel zawarty jest w tych słowach Pana! Apel do tych, którzy są Jego, za których dał Swoje życie! Pan pragnie, abyśmy przypominali sobie o Jego miłości, abyśmy pamiętali o miłości, która za nas poszła na śmierć. Oczywi¬ście, jesteśmy z Nim jako zmartwychwstałym Panem połączeni i zjednoczeni; On jednak wzywa nas, byśmy wspomi¬nali Go jako umarłego. W wieczerzy mamy przed sobą - zgod¬nie z Jego wolą - umarłego Chrystusa. Chleb i wino oddzielone od siebie przypominają nam również o Nim jako umarłym i nieobecnym Zbawcy; wiemy też jednak o Jego obecności w środku nas jako Żyjącego Pana. On Sam jest tym, o którym myślimy podczas uwielbienia - On Sam i dosko¬nałość Jego miłości, która za nas dała wszystko. Jego cały lud, w czasie od Pięćdziesiątnicy do pochwycenia wzywany jest, aby w ten sposób o Nim pamiętać i oddawać Mu należną chwałę. Ludzie bardzo lubią pamiętać o wielkich czynach innych, jakich oni w swoim życiu dokonali. Pan mówi do nas, do tych, którzy są Jego, abyśmy pamiętali o Nim jako umar¬łym. Pomiędzy wszystkim, co Pismo Święte stawia tak bli¬sko przed nasze serca, nie ma niczego wznioślejszego, jak to, co dotyczy cierpienia i umierania Zbawiciela.
A jednak zawsze istnieje skłonność i niebezpieczeństwo, że jesteśmy bardziej zajęci naszymi błogosławieństwami aniżeli Nim, Który je dla nas zdobył. Te podarowane nam błogo¬sławieństwa są prawdziwie niezmierzone, o Boskiej wielkości i zasięgu. Ani nie chcemy, ani nie możemy oddzielać ich od Niego i od Jego ofiary. Możemy jednak zatrzymać się przy wie¬lu wspaniałych prawdach, a mimo to nie być zajętymi Nim. A przecież Pan nie powiedział: „To czyńcie na pamiątkę wa¬szych błogosławieństw". Jakże często zatrzymujemy się dłu¬go przy tym, jak On pociągnął nas z oddalenia i przywiódł do Swojej bliskości! Możemy też myśleć jeszcze o wielu innych niezliczonych błogosławieństwach, które są naszym udziałem w Nim. Wszystko to jednak nie jest tym, co Pan nam nakazał gdy trzymał w rękach znaki Swojej śmierci: „To czyńcie na pamiątkę Moją!" Tak nieskończenie wielkie jest Jego dzieło, jego rezultaty wszechogarniające - ON Sam jest jeszcze większy. Wart jest wszelkich naszych sympatii. Przekazał nam cenny testament, ponieważ wiedział, jak bardzo zapominalscy jesteśmy. Przewidział też doskonale, że zachwycające zdarzenia, jakie rozegrały się w tym świecie, będą miały niewielki wpływ na nasze serca. Dlatego dał nam Swoją wieczerzę.
Łamanie chleba jest trwałym, ciągłym zarządzeniem w domu Bożym aż do ponownego przyjścia Pana Jezusa. Nie można go zastą¬pić niczym, żadnym kazaniem ani czymkolwiek innym. Jest ono najważniejszą rzeczą dla dnia Pańskiego. Zaniechać go oznacza odpaść. Tym zajmiemy się później. Teraz postawmy sobie jeszcze dwa pytania:

W jakim dniu i jak często ci, którzy są Jego mają łamać chleb?

Pismo nie daje nam co do tego żadnej szczególnej informacji. Z Dziejów Apostolskich 2 możemy wnioskować, że pierwsi chrześcijanie łamali chleb codziennie. Wydaje się jednak, że tak było tylko na początku w Jerozolimie. Później wierzący w Troadzie mieli zwyczaj schodzić się na łamanie chleba w pierwszym dniu tygodnia (Dzieje 20,7). Był to ogólny zwy¬czaj chrześcijan w tamtym okresie, czego potwierdzeniem jest okoliczność, którą chciałbym przytoczyć. Otóż wygląda na to, że Paweł nie zdążył do Troady na czas łamania chleba, czyta¬my bowiem, że przebywał tam siedem dni. Jego zatrzymanie się tam jest godne uwagi, ponieważ czuł się on przymuszony, by iść do Jerozolimy. Widocznie jednak przebywał w Troadzie tak długo, aby z tamtejszymi wierzącymi łamać chleb następ¬nego dnia Pańskiego. A po przemawianiu aż do nastania dnia, zaraz wyjechał. Jak z tego wynika, nie zwołano jakiegoś spe¬cjalnego zgromadzenia w ciągu tygodnia, aby łamać chleb.
Apostoł zarządził również zbiórkę na rzecz pomocy dla świętych: miano odkładać pieniądze w każdym pierwszym dniu tygodnia (1 Koryntian 16,1-2). Niejedno przemawia za tym, że składanie tych darów miało miejsce w związku ze scho¬dzeniem się na łamanie chleba. Nad tym tematem będzie¬my jeszcze zastanawiali się szerzej.
A co jeśli chodzi o częstotliwość? Uważam, że Pismo nie czy¬ni tu żadnych ograniczeń. Gdybyśmy mieli duchową świeżość i moc do tego, to nie wiem, dlaczego nie mielibyśmy łamać chle¬ba częściej, aniżeli tylko raz w tygodniu. Apostoł Paweł mówi prosto: „Ilekroć ten chleb jecie..." (1 Koryntian 11,26). Mimo to jest dobre i mądre oraz wskazane, aby nie łudzić się co do nasze¬go prawdziwego stanu dzisiaj, ale pozostać przy tej praktyce i porządku, jakich z gorliwością trzymali się pierwsi chrześcijanie pod czujnym okiem apostołów. Jedno wszakże powinno być stałe: skoro łamiemy chleb tylko raz w tygodniu i taki jest normalny porządek, wtedy koniecznie musi to być w pierw¬szym dniu tygodnia - w dniu Pańskim. Łamanie chleba tylko raz na miesiąc albo raz w roku nie jest absolutnie zgodne z Bożym zamysłem. Istnieją logicznie brzmiące uzasadnienia, dlaczego jest lepiej tylko raz na miesiąc albo raz do roku łamać chleb; jest ich oczywiście wiele. Częstokroć jednak przyczy¬na, dla której nie spełnia się tego życzenia Pana leży po pro¬stu w zwyczaju lub braku pouczenia. Obawiam się, że niekie¬dy kryje się za tym coś głębszego: brak miłości do Niego lub nawet jawne nieposłuszeństwo. Twierdzenie zaś, że przez czę¬ste czynienie tego zarządzenia Pana ono się może „znudzić" i zatracić swoją szczególną wartość, obala nie tylko Słowo Boże, ale i samo doświadczenie autora, a wraz z nim niezli¬czonych świętych: im częściej biorą oni udział w obchodzeniu pamiątki Pana, tym głębsze staje się ich zrozumienie, tym ści¬ślejsza przychylność wobec Tego, Który ją pozostawił.

Czy Judasz Iskariot był obecny przy ustanowieniu tej pamiątki?

Wydaje się, że na to tak często zadawane i nieraz gorąco dy¬skutowane pytanie, czy Judasz Iskariot, który wydał Pana, był obecny przy ustanowieniu wieczerzy Pańskiej, odpowiedzi udzielają końcowe słowa Pana, oznajmione w wierszach 21 i 22 Ewangelii Łukasza:
„Lecz oto ręka tego, który mnie wydaje, jest ze Mną przy stole. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak było postanowione, ale biada temu człowiekowi, który Go wydaje".
Aby w odpowiedzi na to pytanie zbliżyć się do Pisma, chciał¬bym najpierw wskazać na szczególny rodzaj i sposób, w jaki Bóg wybrał autorów czterech Ewangelii oraz jak oni swoje relacje zasadniczo spisali. Z czterech „ewangelistów" dwóch towarzyszyło Panu Jezusowi na ziemi; dwóch z nich nie miało zadania oznajmienia tych rzeczy w kolejności chronologicz¬nej (Mateusz i Łukasz), pozostali dwaj natomiast mieli zasad¬niczo przekazać je chronologicznie (Marek i Jan). Jak z tego wynika, z dwóch, którzy w danym przypadku nie pisali chro¬nologicznie względnie nie ściśle według kolejności, w każdym przypadku był jeden, który towarzyszył Panu w Jego drodze. Czy nie jest cudowne, jak Bóg to wszystko uporządkował? Czy nie możemy całkowicie zaufać Jego świadectwom?
Wracając do relacji Łukasza: generalnie umieszcza on fak¬ty nie w ich chronologicznej kolejności. Wprawdzie pisze na początku swojej Ewangelii „po kolei" (Łukasza 1,3), nie chodzi tu jed¬nak o kolejność czasową, ale logiczną. Łukasz stale nadaje tym rzeczom kolejność moralną i taki jest klucz do zrozumie¬nia jego Ewangelii. Ustęp, który teraz razem rozważaliśmy, jest pięknym tego przykładem. Najpierw Duch Święty przed¬stawia nam dwa Boskie postanowienia: wieczerzę paschalną oraz wieczerzę Pańską (Łukasza 22,14-20), a następnie w moral¬nym przeciwieństwie do tego pokazuje drogi i czynności ludz¬kie (Łukasza 22,21-34): złość Judasza, spór między uczniami o to, kto miał być największy, oraz zapowiedź upadku Piotra.
Jeśli chcemy wyraźnie ujrzeć czasowy przebieg tych wy¬darzeń, musimy prześledzić obie chronologiczne relacje Mar¬ka i Jana i porównać je ze sobą. Sam Jan nie wspomina wpraw¬dzie o ustanowieniu wieczerzy, ale całkiem jasno przedstawia, że Judasz został przez Pana Jezusa Chrystusa skompromitowany podczas spo¬żywania paschy, że zaraz potem wstąpił w niego szatan, a on „natychmiast wyszedł, a była noc" (Jana 13,21-30). Marek natomiast nie pozwala na powstanie jakichkolwiek wątpliwości co do tego, iż zdemaskowanie Judasza miało miejsce przed ustanowieniem wieczerzy Pańskiej (Marka 14,17-21). Mu¬simy więc wyobrazić sobie to „natychmiastowe" wyjście Ju¬dasza w noc (po wierszu 21, a przed 22 Ewangelii Marka 14). Judasz Iskariot, zdrajca, nie przeżywał wspólnie z nimi wie¬czerzy Pańskiej i nie jadł z tego chleba ani nie pił z tego kieli¬cha, który Pan podał swoim uczniom. Pan go już przedtem ujawnił.

Hymn

Dokładnie tym słowem Mateusz i Marek nadmieniają jeszcze jedną, wnikającą do serca okoliczność:
„A gdy odśpiewali hymn, wyszli ku Górze Oliwnej" (Mateusza 26,30; Marka 14,26).
Za czasów Pana Jezusa Chrystusa Żydzi pielęgnowali zwyczaj śpiewania przy obchodzeniu Paschy, Psalmów 113 oraz 114, „po pierwszym kielichu", który zwali „kielichem błogosławieństwa". „Po trze¬cim kielichu" śpiewali Psalmy od 115 do 118, zwane „psal¬mami pochwalnymi". Skoro Pan Jezus zachował ten porządek, a wiele za tym przemawia, to wzruszające i godne zastanowienia będzie, gdy dowiemy się, jakie słowa śpiewali, zanim opuścili salę na piętrze, udając się w noc naprzeciwko oprawcom:
„Spętały mnie więzy śmierci i opadły mnie trwogi
otchłani,
Ucisk i zmartwienie przyszły na mnie.
Wtedy wezwałem imienia Pana: Ach, Panie, ratuj
duszę moją!" (Psalm 116,3-4)
„Błogosławiony, który przychodzi w imię Pana!
Błogosławimy wam z domu Pańskiego.
Pan jest Bogiem, On nas oświeca. Zawiążcie korowód
z gałązkami aż do narożników ołtarza!
Tyś Bogiem moim, przeto dziękować Ci będę;
Boże Mój, będę Cię wywyższał.
Dziękujcie Panu, albowiem jest dobry, albowiem
łaska Jego trwa na wieki! (Psalm 118,26-29)
Hymn! Nie było tam miejsca na ziemskie troski. Pan widzi już dzieło odkupienia jako dokonane i daje im tę pamiątkową wie¬czerzę, aby - kiedy zostaną wprowadzeni w pełnię chrześci¬jańskich błogosławieństw - mogli Go wspominać pamięcią pełną miłości. Pan wychwala, uczniowie wychwalają - czy nie jest to nadzwyczaj miła scena, a zarazem obrazowy przykład tego, co Pan Jezus czyni dzisiaj: „Będę Cię chwalił pośród Zgromadzenia" (Hebrajczyków 2,12)?
Zamiast smucić się tym, że Go utracą, uczniowie śpiewają hymn. I my możemy tak czynić. Oczywiście, nie używamy na naszych zebraniach ku wysławianiu naszego Boga i Ojca oraz naszego Pana i Odkupiciela, Jezusa Chrystusa pieśni chwały Starego Testamentu, jakimi Izraelici uwielbiali Jahweh, Boga Izraela. Psalmy, o których mowa jest w Liście do Efezjan 5,19, w Liście do Kolosan 3,16 oraz w 1 Liście do Koryntian 14,26, nie są psalmami starotestamentowymi, lecz pieśniami chrześcijańskimi, niemożliwe bowiem, aby starotestamentowe psal¬my mogły być adekwatnym wyrazem chrześcijańskiej pozycji i uwielbienia. Zasadniczo jednak dzisiaj przy łamaniu chleba czynimy to samo, co wtedy uczniowie: mając pośrodku Pana Jezusa, śpiewamy pieśni pochwalne, gdzie On Sam tę chwałę intonuje (Hebrajczyków 2,12). Oby nasze serca były wciąż ku temu na¬strojone! Poczyńmy jeszcze na koniec tego rozdziału trzy stwierdzenia:
W Ewangeliach widzimy, jak łamanie chleba
ustanowiono.
W Dziejach Apostolskich widzimy, jak je
sprawowano.
W Listach odkrywamy, jak łamanie chleba jest
wykładane.

Tę ostatnią kwestię jeszcze poruszymy z pomocą Bożą w dalszym ciągu naszych rozważań.


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 19:01

9. Stół Pański

Dwa aspekty łamania chleba

Kiedy schodzimy się w pierwszym dniu tygodnia na łamanie chleba (Dzieje 20,7), wyrażamy przez to, zgodnie z wolą Pana, dwojaką rzecz. Pamiętamy - i jest to aspekt lepiej rozumiany - o Panu w Jego cierpieniach i śmierci, ogłaszamy jego śmierć (1 Koryntian 11,26). Z drugiej strony dajemy wyraz drogocennej prawdzie, że w rezultacie tej śmierci wszyscy wierzący na zie¬mi są jedno i stanowią jedno ciało (1 Koryntian 10,17). Pierwszy aspekt ściśle wiąże się z „wieczerzą Pańską" (1 Koryntian 11,20), a drugi ze „Stołem Pańskim" (1 Koryntian 10,21).
Trzeba jednak wziąć pod uwagę coś jeszcze. Z wymie¬nionymi tu aspektami łamania chleba związane są zapowie¬dziane już przywileje, lecz także poważna odpowiedzialność, której nie śmiemy przeoczyć. Kiedy spożywamy z wieczerzy Pana, to nie jest mu obojętne, w jakim duchu i w jaki sposób to czynimy. A skoro mamy przywilej siedzieć przy stole Pańskim, to koniecznie musimy sobie zadać pytanie o naszą spo¬łeczność i więź z Nim.
„Stół Pański" i „wieczerza Pańska" to nie dwa różne usta¬nowienia, lecz jedna i ta sama rzecz, rozpatrywana jednak z dwóch różnych stron. Ważne jest, by mieć to nieustannie na uwadze. Wyrażenie „obchodzimy wieczerzę Pańską na stole Pańskim" nie jest więc tu na miejscu.
Zwróćmy się teraz ku tej stronie stołu Pańskiego, którą apo¬stoł Paweł rozwija w 1 Liście do Koryntian 10. To niezwykle znamienne, w jaki sposób apostoł mówi na ten temat. Prowa¬dzony przez Ducha Bożego, wcale nie zamierza rozwijać teologicznego wykładu najpierw o stole Pańskim, a potem o wie¬czerzy Pańskiej. Widzi raczej u Koryntian niewłaściwe zacho¬wanie, i aby je skorygować, podaje jakby mimochodem poważ¬ne i zasadnicze pouczenia dotyczące stołu i wieczerzy Pańskiej - pouczenia, które i dla nas dzisiaj są nadzwyczaj ważne. Być może nie znajdujemy się dzisiaj w niebezpieczeństwie niewła¬ściwego zachowania, tak jak wierzący w Koryncie, ale zasa¬dy, jakie podaje nam Duch Święty w kwestii stołu Pańskiego i wieczerzy Pańskiej, aby skorygować Koryntian, pozostają takie same. Zasady te służą temu, aby obnażyć i skorygować ewentualne niewłaściwe zachowanie, także u nas, w naszych czasach. Dlatego, umiłowane dzieci Boże, pozwólmy i do sie¬bie przyłożyć ten Boży pion! Bądźmy pewni: On chce nas pro¬wadzić tylko do dalszego, głębszego błogosławieństwa!

Niewłaściwe zachowanie rezultatem nieznajomości nowej więzi

Wierzący z Koryntu dopiero co odstąpili od bałwochwalstwa i doszli do wiary w prawdziwego, Żywego Boga. Poznali przy tym próżność i nicość bożków, a mimo to popełnili jeden po¬ważny błąd. Nim zajmiemy się tym niewłaściwym zacho¬waniem Koryntian, chciejmy przyjrzeć się jego przyczynie.
Niewłaściwe postępowanie Koryntian, jak to widać z tekstu Świętego Słowa Bożego, wynikało z ich nieznajomości nowej więzi, w jaką weszli dzię¬ki Bożej łasce. Nie pojęli jeszcze charakteru nowych relacji, w jakich się znaleźli. Nie jest to jedyny przypadek. Częstokroć bowiem upływa sporo czasu pomiędzy nawróceniem, czyli odwróceniem się od tego, co się poznało jako błędne i złe, a przyjęciem tej pozycji i związanej z nią odpowiedzialności, która została przy tym powierzona. Wygląda na to, że niejed¬ne drogie dzieci Boże jeszcze naprawdę nie doszły tak dale¬ko, by w pełni pojąć pozycję darowaną im w Chrystusie Jezu¬sie naszym Panu. Jest to nie tylko godne pożałowania, ale też naprawdę niebezpieczne, ponieważ taki stan zawieszenia „pomiędzy", jeśli go tak można nazwać, jest źródłem niejednego uchybienia i błędnego postępowania w praktycznym życiu. Nie moż¬na też być prawdziwie szczęśliwym, dopóki nie korzysta się z właściwej relacji z Bogiem.
Znajomość i korzyść płynące z darowanej nam przez Boga pozycji oraz więzi z Nim i Jego dziećmi jest podwaliną i źró¬dłem siły, dzięki której możemy podołać odpowiedzialności, związanej z tą pozycją. Mówiąc prosto: jeśli się nie zna daro¬wanej nam przez Boga pozycji, to nie można się też po Boże¬mu zachowywać. Podobnie rzecz się ma również w sferze na¬turalnej. Jak na przykład można napominać dziecko, by zwracało uwagę na wskazania swego ojca, jeśli dziecko to w ogóle nie zna ojca, ponieważ ojciec od samych jego narodzin był na wojnie? Jeżeli jednak ojciec ten przyjedzie pewnego dnia do domu, a matka powie do dziecka: „Oto twój ojciec, o któ¬rym ci tyle opowiadałam", wtedy dziecko to będzie chętnie słu¬chało swego ojca, gdyż teraz go zna.
Ma to nam wyjaśnić, jak bardzo ważne jest Boskie poucze¬nie i zrozumienie Bożych myśli, które nas dotyczą. Obyśmy zajmowania się tymi pouczeniami nie uważali za rzecz dru¬gorzędną, albo za stratę czasu, myśląc, że ważniejsze jest samo obcowanie! Liczne nieporozumienia i porozdzielane dro¬gi, nawet pośród prawdziwych dzieci Bożych, wynikają po wielkiej części stąd, że duchowo jeszcze nie pojęły one, jaką pozycję osiągnął chrześcijanin. Czy można więc zajmować miejsce przy stole Pańskim we właściwy sposób, jeśli się nie poznało swej relacji jako członka ciała Chrystusa i nie urze¬czywistnia się go? Wskazanie na pojedyncze błędy to za mało; absolutnie konieczne jest zapoznanie się z drogocenną wię¬zią, w jaką został wprowadzony chrześcijanin. Ten zamysł właśnie przyświeca niniejszym rozważaniom; tym również zajmuje się apostoł w przypadku Koryntian. Czyni on ich przy tym - jakże godne naśladowania jest jego postępowanie! - sędzia¬mi własnej sytuacji: „Sami rozsądźcie, co mówię".

Niewłaściwy użytek z wolności

Koryntianie wiedzieli, że „bałwan jest niczym w świecie i że nie ma żadnego innego boga, oprócz Jednego" (1 Koryntian 8,4; gr.). I mieli w tym rację. Uważali jednak, że wiedza ta daje im wolność swobodnego postępowania w sprawie je¬dzenia ofiar składanych bożkom. Skoro bożek jest niczym, to czemu nie mieliby jeść mięsa ze zwierząt, które były ofiarowane bożkom? Poszli jeszcze nawet o krok dalej, zasia¬dając w świątyni bożka, aby tam spożywać z ofiar bałwo¬chwalczych. Czy nie mieli wolności czynienia tego, skoro wiedzieli o fałszu takiej służby bałwanom?
Czy rzecz ta była jednak taka prosta? Apostoł wskazuje, że nie. Koryntianie na podstawie poznania posiadali chrze¬ścijańską wolność, lecz niewłaściwie z niej korzystali. Po pierwsze apostoł wyjaśnia im, że troska o słabszych braci, którzy jeszcze nie wzrośli dostatecznie w poznaniu, powinna ich była powstrzymać od takiego postępowania. „Baczcie jednak, aby ta wolność wasza nie stała się zgorszeniem dla słabych. Albowiem jeśliby kto ujrzał ciebie, który masz poznanie, siedzącego za stołem w świątyni pogańskiej, to czyż to nie pobudzi sumienia jego, ponieważ jest słaby, do spożywania mięsa skła¬danego w ofierze bałwanom?" (1 Koryntian 8,9-10).
Czy nie jest tu wskazana zasada, która i dla nas ma dzi¬siaj wielkie znaczenie? Czy i my nie jesteśmy czasem tego zdania, że przecież mamy wolność czynić to czy tamto, pójść w jedno czy w drugie miejsce? A czy wzięliśmy pod uwagę, że to nasze prawo może być ku zgorszeniu słabemu bratu, że nasz użytek z wolności może doprowadzić słabego bra¬ta do upadku? Chrystus miłuje słabego, On za niego umarł. Czy i my go miłujemy? Tej rozwadze należy dać więcej miej¬sca. Wtedy niejedna trudność i problem rozwiałyby się, jak mgła na słońcu.

Kielich błogosławieństwa przed chlebem

W dziesiątym rozdziale swego Listu do Koryntian apostoł idzie zdecydowanie o krok dalej i przedstawia im poważny fakt, mianowicie iż za tymi bałwanami stoją demony. A oto jego ostrzegawcze słowa:
„Przeto, najmilsi moi, uciekajcie od bałwochwal¬stwa. Przemawiam jak do rozsądnych: Rozsądźcie sami, co mówię. Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest społecznością krwi Chry¬stusowej? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest spo¬łecznością ciała Chrystusowego? Ponieważ jest je¬den chleb, my, ilu nas jest, stanowimy jedno ciało, wszyscy bowiem jesteśmy uczestnikami jednego chleba.
Patrzcie na Izraela według dala; czyż ci, którzy spo¬żywają ofiary, nie są uczestnikami ołtarza? Cóż tedy chcę powiedzieć? Że to, co ofiarowane jest bałwa¬nom, jest czymś? Albo że bałwan jest czymś? Nie, chcę powiedzieć, że to, co [narody] składają w ofierze, ofiarują demonom, a nie Bogu; ja zaś nie chcę, aby¬ście mieli społeczność z demonami. Nie możecie pić kielicha Pańskiego i kielicha demonów; nie możecie być uczestnikami stołu Pańskiego i stołu demonów. Albo czy chcemy Pana pobudzać do gniewu? Czyśmy mocniejsi od Niego?" (1 Koryntian 10,14-22; gr.).
Apostoł ostrzega wierzących w Koryncie przed bałwochwal¬stwem, w jakie dają się oni na nowo uwikłać przez niewłaści¬wy użytek z wolności. Jeśli dzisiaj nie mamy dosłownie do czynienia z ofiarami dla bałwanów, to jednakowoż te poucze¬nia i zasady dane przez Ducha Świętego w 1 Koryntian 10 mają dla nas i dla naszych „religijnych” relacji wewnątrz i na zewnątrz nadzwyczaj na ważność i znaczenie. Czyż i dzisiaj bowiem nie ma wielu prawdziwych dzieci Bożych, które uważają za wy¬raz chrześcijańskiej wolności to, że chodzą sobie tu i tam (nie mówię teraz o miejscach światowych, lecz raczej o religijnych), aby potem znowu zajmować miejsce przy stole Pańskim?
Koryntianie myśleli podobnie. Apostoł zaś karci ich myśli i zaczyna zaraz mówić o „stole Pańskim" jako zasadzie, na której sprawowana jest wieczerza Pańska. Odstępując od hi¬storycznej kolejności, zaczyna od tej części, w której tkwi naj¬poważniejsze znaczenie jeśli chodzi o Chrystusa - od kieli¬cha: „Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest społecznością krwi Chrystusowej?" Czemu jednak apo¬stoł zmienia ten naturalny historyczny porządek i wymienia kielich przed chlebem, krew Chrystusa przed jego ciałem?
Ci, do których pisał, byli niegdyś bałwochwalcami, zanie¬czyszczonymi przez zgubne zwyczaje, do jakich zachęcają te bożki swoich czcicieli. Od tego wszystkiego zostali oni teraz wyzwoleni i wykupieni. Przez co? Przez drogocenną krew Chrystusa. Jeśli pijąc ten kielich przypominali sobie, czyją krwią zostali oczyszczeni od wszystkich swoich grzechów, je¬śli wspominali wysoką cenę, jaka została zapłacona za ich wy¬kupienie, to jak mogli zwracać się ponownie do tego, od czego zostali wykupieni?
Jak sądzę, apostoł wymienia jako pierwszy kielich właśnie po to, by podkreślić tę myśl. Ponadto, z tej odwróconej kolej¬ności, w jakiej mówi tu o kielichu i chlebie dowiadujemy się, że nie chodzi tu, jak w 11 rozdziale, o skarcenie niewłaściwe¬go zachowywania się przy łamaniu chleba, lecz o kwestię spo¬łeczności. Rzecz zatem w tym, z kim wierzący mają społeczność - społeczność, której podstawą jest krew Chrystusa.
Picie z tego kielicha nie było więc tylko formalną czynnoś¬cią, ale najsilniejszym wyrazem ich ścisłej społeczności albo zjednoczenia z krwią Chrystusa, to znaczy z Jego śmiercią, którą za nich poniósł. A jeśli równocześnie pili „kielich de¬monów", to czy nie sprowadzali tym samym kielicha Pańskie¬go do hańbiącego poziomu pogańskiej czynności kultowej? Tak być nie mogło! „Nie możecie pić kielicha Pańskiego i kieli¬cha demonów" (1 Koryntian 10,21). Cóż mógł im dać kielich demonów? Tylko i wyłącznie to, co złe! Kielich Pański zaś to kielich błogosławieństwa, mówiący o obfitej ilości błogosławieństw, na¬bytych przez krew Odkupiciela. Pan i demony! Było to ze sobą całkowicie sprzeczne! Nie mogło być pomiędzy nimi żadnej społeczności.
Apostoł przypomina także Koryntianom o tym, że przez ze¬wnętrzną czynność łamania chleba wyrażają wewnętrzną spo¬łeczność z ciałem Chrystusa oraz że wszyscy oni, ilu ich jest, stanowią teraz razem to jedno ciało (1 Koryntian 10,17), dzięki czemu od¬różniają się jako Zgromadzenie Boże zarówno od Żydów, jak i od pogan (1 Koryntian 10,32). Jak mogą się więc równocześnie jednoczyć z poganami i ich ofiarami dla bożków, jedząc z takich ofiar? Czy jedno nie było zaprzeczeniem drugiego? Nie mogli być równocześnie uczestnikami stołu Pańskiego, gdzie Pan ma kierownictwo, i stołu demonów, gdzie one decydowały o tym, co się tam działo.

Za bożkami stoją demony

Z tej argumentacji apostoła - jeśli tak ją mogę nazwać - wynikają nadzwyczaj ważne dla nas zasady, których powagi ni gdy wystarczająco nie pojmiemy i których nie brano pod uwagi w chrześcijaństwie, co doprowadziło do niezwykle zawstydzających skutków. Oto pierwsza zasada:
Za tymi widzialnymi rzeczami ukrywają się niewidzialne: usposobienia - zasady - systemy - moce.
Zatrzymajmy się przy tym na chwilę i powróćmy do pouczającego przykładu Koryntian. Apostoł Paweł wiedział oczywiście tak samo dobrze, jak i oni, że te bałwany (obrazy, figury, bożki) były nicością, tak jak martwe lalki: „Cóż tedy chcę powiedzieć? Że to, co ofiarowane bałwanom jest czymś, Albo że bałwan jest czymś?"' (1 Koryntian 10,19; gr.). Nie pozostawił jednak swych braci w niewiedzy co do tego, kto jest tu właściwym inspiratorem: za bożkami tymi stały demony, wrogo usposobione do Boga i ludzi. „A to, co ofiarują, ofiarują demonom, a nie Bogu” (1 Koryntian 10,20).
Potwierdzenie tej zasady znajdujemy już w Starym Testa¬mencie, gdzie powiedziane jest: „Składali ofiary demonom, które nie są bogami, bogom, których ojcowie wasi nie zna¬li" (5 Mojżesza 32,17). Uwielbienia, które należy się jedynie Bogu, domagały się dla siebie demony. Koryntianie z pewnością nie mieli zamiaru przynosić szatanowi i jego upadłym, złym du¬chom uwielbienia, podobnie jak każdy, kto nie jest nawrócony do Pana Jezusa Chrystusa i nie jest Jemu i tylko Jemu bezwzględnie we wszystkim posłuszny, nie wie o tym, że służy szatanowi - choć przecież nie czyni nic innego, jak właśnie to!
Jak ważne jest wobec tego, by za tymi widzialnymi rzecza¬mi rozpoznać niewidzialne systemy i moce, które stoją za tymi bałwanami i je podpierają. W sferze świata jest to nieodzow¬ne, jeśli nie chce się paść ofiarą poważnego zwiedzenia. Pa¬trząc zewnętrznie, mogą to na przykład być: cywilne niepo¬słuszeństwo, demonstracje, ruchy strajkowe i tym podobne. Mogą one z pozoru wyglądać na sprawiedliwość, w rzeczywistości jednak nie stoi za tym nic innego, jak tylko duch sprzeciwiania się zwierzchnościom, jakie ustanowił Bóg. Dalej mamy wychowanie pozbawione wszelkich autorytetów! Kto ma trudności z rozpoznaniem stojącego za tym wszystkim szatana? A te różne zamachy, branie zakładników i gwałty, jakie dzisiaj wstrząsają Zachodem, popełniane przez szaleń¬ców? Nie, za nimi - z pewnymi wyjątkami - stoją systemy filo¬zoficzne, które mają na celu zniszczenie na ziemi władzy, którą Bóg dla dobra ludzkości ustanowił. Wspominam o tym wszyst¬kim jedynie po to, aby wskazać, że za wszystkimi zewnętrznie widzialnymi rzeczami stoją niewidzialne moce.
W religijnym, chrześcijańskim kręgu też nie jest inaczej. Oczywiście, nie otaczają nas już dzisiaj stoły demonów, ale nauki demoniczne (1 Tymoteusza 4,1). Oby każdy prawdziwy chrze¬ścijanin miał tego świadomość: za każdą błędną nauką i od¬dawaniem czci ukrywa się szatan i jego aniołowie, czyli de¬mony, które są zainteresowane tym, by zniesławić Pana Jezusa Chrystusa, a ludziom przynosić szkodę na ciele oraz duszy. Dia¬beł wie częstokroć znacznie lepiej od nas, chrześcijan, jak zasadnicze znaczenie ma dobra chrześcijańska nauka. Dlatego nie zrezygnuje z niczego, żeby usiłować zniszczyć tę naukę, a zastąpić ją własnymi, demonicznymi naukami. Bardzo wiele tego w chrześcijaństwie, co z zewnątrz wydaje się piękne, nie jest od Boga, nie jest Chrystusowe. Kto więc za tym stoi?

Zewnętrzne uczestnictwo oznacza społeczność

Bardzo blisko z tą pierwszą omawianą zasadą związana jest druga:
Branie udziału zewnętrznie oznacza dla Boga: we¬wnętrzną społeczność - zjednoczenie się - zgodę z tym.
Koryntianie nie zwracali uwagi na tę okoliczność, że za ofia¬rami dla bałwanów stoją demony. Kiedy udawali się do świą¬tyni i tam spożywali ofiary dla bożków, wchodzili bezpośred¬nio w kontakt z demonami, a nawet więcej: mieli z nimi społeczność, czy o tym wiedzieli, czy nie; czy tego chcieli, czy nie. Apostoł musiał zdecydowanie się temu sprzeciwić: „Nie chcę, abyście mieli społeczność z demonami" (1 Koryntian 10,20). Po¬przez zewnętrzne uczestnictwo wyraża się - tak to w każdym razie widzi Bóg - społeczność z „ołtarzem".
Uczestnictwo w stole Pańskim także wyraża społeczność, jak to niebawem zobaczymy. Poza tym apostoł wskazuje na przykład Izraelitów i pogan. „Patrzcie na Izraela według ciała; czyż ci, którzy spożywają ofiary, nie są uczestni¬kami ołtarza?" (1 Koryntian 10,18). Izraelici, kiedy jedli z ofiar izrael¬skiego ołtarza, ogłaszali swoją społeczność z izraelskim sy¬stemem oddawania czci Jahweh. Poganie, jedząc z ofiar pogańskich ołtarzy, ogłaszali swoją społeczność z pogańskim systemem oddawania czci demonom.
Chrześcijanin natomiast wyraża przy stole Pańskim przez zewnętrzne uczestnictwo w jednym chlebie swoją społeczność z Panem, z Jego śmiercią i z członkami ciała Chrystusa. A to właśnie jest centrum prawdziwego, chrześcijańskiego uwielbienia. I to tak dalece, że jeśli wierzący nie są zgromadzeni wokół tego stołu jako członki ciała Chrystusa, to nie ma w tej miejscowości wyrazu tego, co jest cechami Zgromadzenia Bo¬żego. Chciałbym jeszcze w związku z tą kwestią i wynika¬jącymi z niej skutkami rozważyć jedną rzecz.
Najpierw jednak zaznaczmy w związku z tym, że Duch Świę¬ty posługuje się dwoma różnymi wyrażeniami, oznaczającymi „być uczestnikami" oraz „być w społeczności". Pierwsze, metecho („być uczestnikiem") oznacza zawsze coś, co jest poza mną, coś, w co wkraczam z zewnątrz, w czym mam udział. Tak właśnie jesteśmy wszyscy uczestnikami „tego jednego chleba" albo „bierzemy udział" w tym jednym chlebie (1 Koryntian 10,17), podobnie jak poganie byli „uczestnikami" stołu demonów (1 Koryntian 10,21).
Drugie słowo koinoneo oznacza wspólne branie udziału, wewnętrzną społeczność. Poza takimi stwierdzeniami, jak „mieć społeczność krwi Chrystusowej" i „społeczność ciała Chrystusowego" w wierszu 16, ważne to słowo występuje jesz¬cze na przykład w 1 Liście Jana 1,3: „A nasza społeczność jest społecznością z Ojcem i z Synem Jego, Jezusem Chrystusem".
Bardzo interesującym przykładem występowania obu słów w jednym wierszu jest List do Hebrajczyków 2,14: „Skoro zaś dzieci są uczestnikami ciała i krwi, więc i On miał w nich udział" (gr.). W tekście greckim jest powiedziane: „są uczest¬nikami" Koinoneo = mieć społeczność, a dla „miał udział" użyto słowa metecho = zewnętrznie mieć udział. My, ludzie mamy, jeśli się tak można wyrazić, „społeczność" z ciałem i krwią; nigdy nie byliśmy czymś innym, jak ciałem i krwią, jest to naszą istotą. O Panu Jezusie Chrystusie jest jednak powiedziane, że Miał On w tych pierwiastkach „udział". Bez wątpienia stał się On prawdziwym człowiekiem, we wszystkim podobnym braciom z wyjątkiem grzechu (Hebrajczyków 2,17) - lecz wszedł w ten stan z zewnątrz. Jakże starannie wyraża się Duch Święty, jeśli chodzi o Osobę Wiecznego Syna Bożego i o Jego wcielenie!
Wiedząc o tym wszystkim możemy tym lepiej zrozumieć, że nasze zewnętrzne w danej rzeczy wyraża nasze utożsamienie się z nią: społeczność. Czy jest to naszym za¬miarem, czy też nie - Bóg tak widzi tę sprawę. Musimy się po prostu uczyć, aby zawsze patrzeć z Bożego punktu widzenia, inaczej bowiem nie postrzegamy tych rzeczy tak, jak On je widzi, a to jest zawsze tragiczne w skutkach. Nasze zewnętrz¬ne uczestnictwo, czy to w stole Pańskim, czy też w innym sto¬le, który może stoi na gruncie rozłamu, niezależności lub na¬wet złej nauki, Bóg widzi jako nasze utożsamianie się, jako społeczność z tamtą zasadą bądź też systemem, czy to dobrym, czy złym. Możemy więc - a jest to nadzwyczaj poważne i god¬ne zastanowienia - przez nasze zewnętrzne uczestnictwo w jakiejś rzeczy wejść w społeczność ze złem, którego nawet sami nie czynimy! Czy się już nad tym kiedyś zastanawia¬liśmy? Niech nam to uzmysłowi następujące zdarzenie.
Przypominam sobie, co mój ojciec opowiadał mi o pewnym bracie w Panu z czasu przed wybuchem drugiej wojny świato¬wej. Powstała wtedy pewna nowa partia polityczna, działająca w podziemiu. Brat, o którym tu mowa, z niewiadomych powodów chciał być obecny na zebraniu tej zakazanej partii, a zebrania jej odbywały się nocą. Pociągała go chyba raczej ciekawość, co to za nowość, niż jakieś poglądy. Bracia z miejscowego Zgromadzenia ostrzegali go poważnie, że tam nie jest jego miejsce, że powinien trzymać się od niej z dala. On jednak nie dał się powstrzymać i pewnej nocy tam poszedł. Właśnie tej nocy zo¬stała przeprowadzona obława policyjna i nasz brat został uwię¬ziony razem z innymi uczestnikami. Bronił się rękami i nogami, oznajmiając, że on do nich nie należy, że chciał tylko zobaczyć ... To jednak nic nie dało, zabrano go jako jednego z nich. W oczach władzy zjednoczył się z czymś zakazanym.
Oby Pan Jezus Chrystus zachował nas od tego, abyśmy już nigdy nie wprowadzali do społeczności z Nim i Jego stołem złych zasad! „Nie możecie być uczestnikami stołu Pańskiego i stołu demonów". Daremne jest usprawiedliwianie się tym, że przecież serce nie musi brać udziału w tym, czego dopuszczamy się na zewnątrz. Boże myśli są inne, a my musimy uczyć się oglądać te rzeczy od strony Boga.
Apostoł Jan jako staruszek w swoim Drugim Liście pisze do wybranej pani, że jeśliby ktoś nie przynosił nauki Chrystusa, to takiego mamy nie przyjmować do domu ani go pozdrawiać. „Kto go bowiem pozdrawia, ma udział w jego złych uczyn¬kach" (2 Jana 11). Czy nie jest to godne uwagi, że i tutaj „bierze udział" jest tym samym greckim słowem koinoneo? Już samo normalne pozdrowienie (użyta forma „pozdrowienia" jest tu¬taj tą samą, co w Dziejach Apostolskich 23,26) - na niewłaści¬wym miejscu może prowadzić do społeczności ze złymi uczyn¬kami.
Jakże poważnie brzmi również głos, który Jan słyszał z nie¬ba, dotyczący „Babilonu": „Wyjdźcie z niego, ludu mój, aby¬ście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające" (Objawienie 18,4). I tutaj wy¬stępuje greckie słowo koinoneo - „uczestnikami". To zaś wskazuje ponownie, że zewnętrzne branie udziału w czymś złym oznacza społeczność z tym złem. Dlatego Bóg żąda odstępowania od takich rzeczy, oczyszczania się od tego, co jest Jemu przeciwne. Jeśli nie chcemy w Bożych oczach mieć spo¬łeczności z czymś złym, musimy się od tego odłączyć, oddzie¬lić. Wygląda to na twardy zakaz, na brak miłości. Jednako¬woż prawdziwa miłość do naszego drogiego Pana Jezusa Chrystusa, który nas tak ściśle złączył ze Sobą Samym i pomiędzy nami, i prawdzi¬wa mądrość w obecnym złym biegu czasu, będą prowadziły nas do tego, abyśmy uciekali nawet od pozoru społeczności z czymkolwiek złym, nawet z rzeczami, które są wątpliwe.
To, co tu zobaczyliśmy, jaskrawie sprzeciwia się wielu dą¬żeniom w chrześcijaństwie, przez które chce się połączyć i zjednoczyć to, co jest tak różne od siebie, jak ogień i woda, jak dobro i zło. Nie mógłbym na przykład pójść na zgromadzenie ewangelizacyjne, które będzie przebiegało na zasadach tak przeciwnego Bogu jednoczenia się na podstawie ekumenii. Dlaczego nie mogę tam iść? Ponieważ nie możemy nigdy uczynić właściwym tego, co jest błędne, i tego, co jest złe, nie uczynimy dobrym przez zmieszanie ze sobą (Aggeusza 2,12-13). Nie mogę się też zjednoczyć z tymi, którzy tę zasadę podtrzymują i są jej przedstawicielami, i nie mógłbym z nimi współpra¬cować w pracy ewangelizacyjnej, ponieważ nie idą oni w praw¬dzie za Bożymi zamiarami. Bożym zamiarem zaś jest nie tyl¬ko zbawienie grzeszników, lecz aby Jego lud na ziemi był żywym świadectwem o Chrystusie i jednym ciele, Jego Zgromadzeniu.
Oby nam Pan pomagał, byśmy umieli patrzeć na te zewnę¬trzne fasady, abyśmy potrafili rozpoznać, jakie systemy i mo¬ce ukrywają się za zewnętrznymi formami i czynnościami. Oby On nam dopomógł, byśmy trzymali się w oddzieleniu od tego, co nie znajduje w Nim swojego źródła, abyśmy nie byli współ¬uczestnikami ich grzechów!

Jedno ciało, nas wielu

Kiedy apostoł mówi w 1 Koryntian 10,16 o „społeczności ciała Chrystusa", a w wierszu 17 dodaje: „Gdyż jednym chlebem, jed¬nym ciałem jesteśmy, ilu nas jest, jesteśmy bowiem wszy¬scy uczestnikami jednego chleba" (1 Koryntian 10,17 gr.), to używając w obu wierszach słowa „ciało" nie ma on na myśli tego samego. To, czy umiemy to rozróżniać, nie jest bez znaczenia.
„Ciało Chrystusa" w wierszu 16 określa ciało Pana Jezusa Chrystusa, w tym samym wierszu bowiem mowa jest o Jego krwi. Chleb, który łamiemy, jest więc symbolem naszej społeczności z cia¬łem Pana, które On za nas dał; podobnie kielich, z którego pi¬jemy, jest symbolem naszej społeczności z Jego krwią, przetną za nas.
Zwróćmy także uwagę na zastąpienie słowa „Chrystus" sło¬wem „Pan". Kiedy apostoł mówi o naszej odpowiedzialności, używa określenia „Pan": On jest Panem Swego stołu, wszelkie prawa jemu przysługują. „Albo czy chcemy Pana pobudzić do gniewu?" (1 Koryntian 10,22). Również w 1 Koryntian 11,20-34 tytuł „Pan" wymieniony jest co najmniej siedem razy. Kiedy jednak apo¬stoł mówi o społeczności, wtedy nie pada określenie „Pan", ale „Chrystus" - krew Chrystusa, ciało Chrystusa. Naturalnie, gdyby Chrystus nie był Panem, to nie tylko nie byłoby już „stołu", ale i chrześcijaństwa. Ale „Pan" nie jest imieniem, w którym my, chrześcijanie, mamy z nim społeczność.
Skoro więc każdy pojedynczy wierzący miał społeczność z ciałem Chrystusa, to wszyscy oni byli złączeni ze sobą i sta¬nowili razem jedno ciało Chrystusa. O tym mówi wiersz 17:
„Gdyż jednym chlebem, jednym ciałem jesteśmy, ilu nas jest, jesteśmy bowiem wszyscy uczestnikami jednego chle¬ba". Skoro apostoł, włączając siebie, mówi: „my, ilu nas jest" i „bowiem wszyscy", to nie ma na myśli miejscowego Zgromadzenia w Koryncie, lecz wszystkich wierzących, żyjących na ziemi. „Bowiem w jednym Duchu jesteśmy wszyscy ochrzczeni [zanurzeni] w jedno ciało " - czytamy w 1 Koryntian 12,13. Wyraża się on podobnie, jak w Liście do Rzymian 12,5: „Tak my wszy¬scy jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie, a z osobna je¬steśmy członkami jedni drugich". Kiedy zaś ma na myśli miejscowy wyraz ciała Chrystusa, wtenczas opuszcza, podob¬nie jak w 1 Koryntian 12,27, liczebnik oraz rodzajnik przed słowem „ciało", a mówi „wy": „Wy jesteście ciałem Chrystusowym".
Koryntianie nie byli jedynie sami ciałem Chrystusa, lecz jego wyrazem, lub inaczej odbiciem w Koryncie. To już jednak roz¬ważaliśmy.

Przywileje i odpowiedzialność

Jak już zobaczyliśmy, przy łamaniu chleba wyznajemy - nie¬zależnie od stopnia naszej świadomości tego, co robimy - że jesteśmy częścią tego jednego ciała oraz że jesteśmy ze wszystkimi innymi prawdziwymi chrześcijanami jak naj¬ściślej złączeni. Nie chodzi o to, że przez to powstało ciało, ale że w ten sposób uznawane jest jego istnienie w praktyczny sposób oznajmiona zostaje jego jedność. Jest bowiem tylko jeden stół Pański pomimo wielu miejscowości, w któ¬rych dzieci Boże zgromadzają się do imienia Pana Jezusa. Apostoł w Efezie i święci w Koryncie byli członkami jednego ciała. Uznawali to w nauce oraz w praktyce i wyrażali co tydzień, kiedy obchodząc pamiątkę Pana Jezusa, łamali chleb. Jakże to cenne, że mimo rozłamów, jakie nastąpiły i pomi¬mo upadku chrześcijańskiego świadectwa, w Bożych myślach nic się nie zmieniło, a my dzisiaj wciąż możemy się wspólnie zbierać na tej samej podstawie jednego ciała! Oczywiście nie jesteśmy całym Zgromadzeniem, ale za każdym razem, kiedy łamie¬my chleb, wyznajemy ze wszystkimi innymi członkami, że jesteśmy jednym ciałem - my, ilu nas jest. Żadnej innej zbio¬rowości Pismo Święte nie zna. To niezwykle błogosławione i pocieszające ujrzeć się połączonym ze „wszystkimi święty¬mi" w jedności ciała Chrystusa, gdziekolwiek oni stoją oraz zobaczyć, że Jego miłość skierowana jest do wszystkich wie¬rzących, że On ich karmi i pielęgnuje!
Od tego ciała - a to jest poważna, odpowiedzialna strona - nie możemy się izolować, nie możemy się przez jakiekolwiek oświadczenia niezależności wymówić od złączonej z tym od¬powiedzialności. Prawda ta potępia wszelkie zakładanie de¬nominacji, gdyż jest tylko JEDNO CIAŁO, a kiedy razem łamie¬my chleb, wyznajemy to. Dlatego też nie powinniśmy przybierać sobie żadnych nazw, które nas odróżniają od in¬nych wierzących (a tym samym czynią dystans pomiędzy nami a nimi). Pismo wymienia nam cały szereg nazw dla tych, któ¬rzy należą do Pana Jezusa: święci, uczniowie, chrześcijanie, dzieci Boże, członki Jego Ciała, bracia. Określenia te obejmują wszystkich wierzących i przy tym powinniśmy pozostać.
Istnieje jeszcze jednak druga strona. Skoro wszyscy jeste¬śmy jednym ciałem, nie możemy być obojętni wobec postępo¬wania i nauczania tych, z którymi wyznajemy jedność w pierw¬szym dniu tygodnia. Jest po prostu nie do pomyślenia, byśmy mając społeczność z Jego krwią i Jego ciałem, mogli się jednocześnie beztrosko i lekkodusznie utożsamiać z tymi naukami i postępowaniem, którymi Pan się brzydzi! Tego nie możemy ani nie śmie my czynić. Jeżeli w pełni zrozumiemy prawdę o JEDNYM CIELE wtedy uznamy, że nakazem Pańskim jest nie tylko osobiste oddzielenie od wszelkiego rodzaju zła (2 Tymoteusza 2,19; 1 Koryntian 11,28), ale też wspólna troska o utrzymanie stołu Pańskiego w czystości, troska, która – jeśli to - obejmuje rów¬nież karcenie (1 Koryntian 5,2.13), „kara, jaka jest od większości" (2 Koryntian 2,6). Oczywiście, „związywania" i „rozwiązywania", jak widzieliśmy w Ewangelii Mateusza 18,18, dokonuje Zgromadzenie jako miejscowa zbiorowość; ona jednak - jak do¬wiadujemy się z innych miejsc Pisma Świętego - działa dla tej jedności ciała oraz w niej.
Pismo pokazuje nam w wielu miejscach Starego i Nowego Testamentu odpowiedzialność zbiorową, to znaczy odpowie¬dzialność całości za to, by zachowywać pośród siebie świę¬tość, należną domowi Bożemu. W parze z tym idzie odpowie¬dzialność jednostki za stan całości. Jeżeli teraz zacytuję jedno miejsce z Czwartej Księgi Mojżeszowej, to muszę zaraz za¬znaczyć, że tamtejsze formy nieczystości, przed którymi Izra¬elita musiał się wtedy strzec pod zakonem, są dla nas dzisiaj obrazem poważnych rzeczy, mianowicie różnych rodzajów grzechu. Szczególnie wyraźne staje się to na przykładzie trą¬du. Jest on w Starym Testamencie zawsze obrazem grzechu, działającego w złym.
„I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowy: Rozkaż synom izraelskim, aby usunęli z obozu wszystkich trędowatych, wszystkich cierpiących na wyciek i wszystkich, którzy się zanieczyścili przez zetknię¬cie ze zmarłym. Usuniecie zarówno mężczyznę, jak kobietę poza obóz, usuniecie ich, aby nie zanieczysz¬czali swojego obozu, gdzie Ja mieszkam pośród nich. I uczynili tak synowie izraelscy, i usunęli ich poza obóz. Jak powiedział Pan do Mojżesza, tak uczynili synowie izraelscy" (4 Mojżesza 5,1-4).
Na całym ludzie izraelskim spoczywała odpowiedzialność za stan ludu, za świętość obozu. Nie była to sprawa tylko kapła¬nów i Lewitów, lecz każdy z ludu był odpowiedzialny, nie tyl¬ko osobiście za swój stan, ale też za stan całego ludu. Czyta¬my, że Pan przykazał Izraelitom usunąć trędowatego i innych, co też i uczynili. Czym uzasadniona jest ta wspólna odpowiedzialność za czystość obozu izraelskiego? Odpowiedź na to jest błogosławiona: Ponieważ Pan tam mieszkał! - „Ja miesz¬kam pośród nich". Nasza odpowiedzialność w patrzeniu na całość znajduje swój powód w drogocennym fakcie, że Bóg tam mieszka, a gdzie On mieszka, tam musi panować świętość. To takie proste, a mimo to sprawy, którą chcemy teraz rozpatrzeć, wiele dzieci Bożych nie rozumie lub na nią nie zważa.
Jeśli ktoś w Izraelu słyszał, że ktoś inny przeklinał Boga, wtedy nie mógł powiedzieć, jak to czyni wielu w dzisiejszym chrześcijaństwie: „mnie to nic nie obchodzi! Czy ja jestem stró¬żem brata mego ? On musi sam zdać odpowiedzialność przed Bogiem"! Posłuchajmy więc, co Bóg nakazuje Mojżeszowi:
„Wyprowadź bluźniercę poza obóz, a wszyscy, któ¬rzy to słyszeli, niech położą ręce swoje na jego gło¬wie i niech ukamienuje go całe Zgromadzenie" (3 Mojżesza 24,14).
Jeśli został w Izraelu popełniony jakiś czyn, to ten, który był tego świadkiem, nie mógł się pozbyć swojej odpowiedzialno¬ści i pozostawić tej sprawy samej sobie, ale czytamy:
„Świadkowie pierwsi podniosą przeciwko niemu swoją rękę, aby mu zadać śmierć, a potem cały lud, i wyplenisz zło spośród siebie" (5 Mojżesza 17,7).
To jasne, że dzisiaj w czasie łaski nie mamy nikogo zabijać; zasada jednak pozostaje niezmiennie ta sama. Każdy jest in¬dywidualnie odpowiedzialny za stan całości; zło musi zostać spośród wierzących przez nich samych usunięte, ponieważ Bóg tam mieszka. Jeżeli widzisz swojego brata czy siostrę, że grzeszą w kwestii nauki czy postępowania, jesteś odpowiedzialny za twojego brata i siostrę, z którymi przecież każdej niedzieli wyznajesz jedność; masz ich ratować, a wszystkich pozostałych utrzymać w odpowiednim dla Pana stanie. Nie powinno być ci obojętne, jak ja postępuję.
Z drugiej strony całe Zgromadzenie w Koryncie było odpo¬wiedzialne za usunięcie złego spośród siebie (1 Koryntian 5,2.7).
Również następne miejsca pokazują tę samą zasadę:
„Wzywamy was też bracia, napominajcie niesfor¬nych" (1 Tesaloniczan 5,14). „A jeśli ktoś jest nieposłuszny słowu naszemu, w tym liście wypowiedzianemu, bacz¬cie na niego i nie przestawajcie z nim, aby się zawstydził" (2 Tesaloniczan 3,14).
Nie mów, że jesteś za słaby, by postępować według tych za¬sad. Jeśli masz miłość, będziesz też miał odwagę: „Sprawie¬dliwy jest nieustraszony jak młody lew" (Przypowieści 28,1).

Dopuszczenie do stołu Pańskiego

Kto ma miejsce przy stole Pańskim? Zasadniczo każdy praw¬dziwie wierzący, jeśli nie podlega karceniu, kiedy jego postę¬powanie oraz stosunki z innymi są czyste i jeśli nie zachowuje żadnej błędnej nauki. Jak ważna jest właśnie czystość w utrzymywanych przez nas stosunkach z innymi, to już wyczer¬pująco rozważaliśmy. Pod koniec tego rozdziału chciałbym tę kwestię raz jeszcze poruszyć.
Łamanie chleba zostało wprowadzone dla dzieci Bożych - to również oglądaliśmy przed chwilą. Tylko im jest dane zajmować miejsce przy stole Pańskim, jak to zupełnie jasno wyraża stwierdzenie: „Jednym ciałem jesteśmy, ilu nas jest". Jedzenie z tego chleba i picie z tego kielicha nie daje przecież życia, lecz jest raczej tylko dla tych, którzy mają życie wieczne. Natomiast jedzenie „ciała Syna Bożego" i „pi¬cie Jego krwi" prowadzi do życia wiecznego (Jana 6,53-54).
Wielu wiąże to miejsce z Ewangelii Jana z łamaniem chle¬ba, lecz Jan w tym fragmencie nic na ten temat nie mówi; stwierdza natomiast, że ten, kto w wierze zjednoczy się z umarłym Chrystusem, ze śmiercią Syna Bożego, ma życie wieczne.
Podobnie chrzest wodny nie daje przystępu do tego przywi¬leju, chociaż nikt, kto nie jest ochrzczony, nie powinien brać w tym udziału. Jeżeli nie jest się chrześcijaninem nawet we¬dług zewnętrznego wyznania, to jakże chce się brać udział w wewnętrznej sferze społeczności? Niestety, w wielu kołach chrześcijańskich chrzest uważany jest za bezpośrednie usprawiedliwienie do uczestniczenia w łamaniu chleba i obie te rze¬czy łączy się ze sobą. Chrzest ma związek tylko z zewnętrz¬nym chrześcijańskim wyznaniem, natomiast stół Pański jest sprawą prawdziwej kościelnej społeczności. Chrzest prowa¬dzi do królestwa, a przy stole Pańskim wyrażana jest jedność ciała Chrystusa.
Wygląda na to, że na początku chrześcijańskiego świadec¬twa na ziemi wierzących nie sprawdzano pod względem czy¬stości życia i postępowania. W czasie, kiedy wszystko było jeszcze takie świeże, kiedy Pan przydawał codziennie do Zgromadzenia (Dzieje 2,47), a z postronnych nikt nie odważył się dołączyć do wierzących (Dzieje 5,13), nie było to konieczne. Oni „przyjęli Słowo" i to wystarczyło.
Ten stan duchowej świeżości i niezepsucia nie trwał jednak długo i zaszła potrzeba doświadczania, próbowania tych, któ¬rzy pragnęli być dopuszczeni do społeczności oraz przekony¬wania się, czy ich usposobienie i stan duchowy odpowiada Bożym myślom. Już wkrótce bowiem Szymon Czarnoksiężnik próbował się wśliznąć pomiędzy wierzących; jednak apostoł Piotr go zdemaskował: „Niech zginą wraz z tobą pieniądze twoje, żeś mniemał, iż za pieniądze można nabyć dar Boży. Co się tyczy tej sprawy, to nie masz w niej cząstki ani udziału, gdyż serce twoje nie jest szczere wobec Boga" (Dzieje 8,20-21). Oto znalazł się ktoś, kto wprawdzie został ochrzczony (Dzieje 8,13), lecz którego serce nie było przed Bogiem szczere. Mówiąc na marginesie, przypadek ten poświadcza to, co już mówiłem: fakt, że ktoś jest ochrzczony, nie uprawnia jeszcze do uczestnictwa w stole Pańskim.
To samo widzimy u Saula z Tarsu. Znajdował się on w dro¬dze do Damaszku, rzucony na ziemię przez ukazanie się uwiel¬bionego Pana i doprowadzony do wiary w Tego, którego dotych¬czas prześladował, ścigając tych, którzy należeli do Pana.
Pawła ochrzcił prosty uczeń Ananiasz (Dzieje 9,18). Kiedy po trzech latach Paweł przyszedł do Jerozolimy i chciał przyłączyć się do braci, oni obawiali się go, nie wierząc, że jest uczniem. Ko¬nieczne było świadectwo kogoś innego, w tym przypadku Barnaby, aby mógł otrzymać przystęp do świętych w Jero¬zolimie. Następnie czytamy w Słowie, że „przybył do Jerozo¬limy... i przestawał z nimi... występując śmiało w imie¬niu Pana" (Dzieje 9,26-28).
Możemy się stąd nauczyć ważnej zasady: nikt nie może na podstawie własnej odpowiedzialności, na podstawie swo¬jego własnego świadectwa zostać przyjętym do społecz¬ności. Taki ktoś miałby bowiem już o sobie wielkie mniema¬nie, a bardzo niskie mniemanie o obowiązkach innych, gdyby uważał, że na podstawie dobrego świadectwa, jakie sam so¬bie wystawił, będzie wprowadzony w wewnętrzną społeczność. W przypadku Saula nie czytamy jednak o jakimś niecierpliwym skarżeniu się o to, że musiał nieco poczekać i pozwolić, by inni wydali o nim osąd. Powinni to sobie dobrze zapamiętać ci, któ¬rzy mają pragnienie, by dopuszczono ich do społeczności. A kiedy z kolei Apollos, wymowny sługa Boży, „który był biegły w Pismach", chciał udać się w podróż z Efezu do Achai, gdzie nie był znany, potrzebował sam listu polecającego, który bra¬cia napisali do uczniów, napominając ich, aby go przyjęli (Dzieje 18,27). Winniśmy trzymać się takiego postępowania! W tym wszystkim zawarta jest zasada, że jedynie przez odpowiednie świadectwo innych, stwierdzające autentyczność naszego chrześcijaństwa, możemy zostać przyjęci i poleceni.
Z drugiej strony Zgromadzenie ma święty obowiązek ze sta¬rannością i miłością sprawdzać tych, którzy pragną, aby ich przyłączyć do przywilejów domu Bożego. Tak jak niegdyś w czasie Nehemiasza stróże strzegli bram Jeruzalemu (Nehemiasza 7,1-3), aby wróg nie przedostał się przez bramy do środka, tak i dzisiaj muszą być pilnowane wejścia i wyjścia Zgromadzenia. Głupotą jest przypuszczać, jakoby „bramy" Zgromadzenia sta¬ły otwarte dla wszystkiego i dla każdego. Dzieci Boże musia¬łyby być nadzwyczaj nierozważne i obojętne względem chwały Pana, gdyby tak myślały. Mamy starać się o to, żeby nie wpuścić nikogo, kto nie ma tam miejsca, lecz zarazem aby nie trzymać z dala nikogo, kogo Pan chce mieć wewnątrz.
Chociaż Pan w poselstwie skierowanym do Efezu musi zga¬nić zasadniczą rzecz, to jednak uznaje On wyraźnie: „i do¬świadczyłeś tych, którzy podają się za apostołów, a nimi nie są, i stwierdziłeś, że są kłamcami" (Objawienie 2,2).
Tam jeszcze panował porządek, jakiego chciał Bóg! Oni sprawdzali wyznanie innych i nie przyjmowali bez zastrzeżeń każdego na podstawie jego własnego świadectwa. Niektórzy podawali się nawet za apostołów, lecz tamtejsi wierzący do¬świadczyli ich i obnażyli jako kłamców. Doświadczali wszyst¬kich, którzy przed nimi stanęli jako „chrześcijanie". „Badaj¬cie duchy, czy są z Boga" (1 Jana 4,1). I my dzisiaj nie mamy żadnej innej miary, żadnego innego środka pomocniczego.
Częstokroć jednak usłyszymy, że chrześcijanie nie mają w ogóle prawa stawiania się nad drugich, aby ich osądzać, gdyż Chrystus powiedział, abyśmy nie sądzili i nie byli sądzeni (Mateusza 7,1). Kto jednak tak myśli, błądzi. Mamy wprawdzie najpierw wyjąć „belkę" z własnego oka - a co potem? Należy „źdźbło w oku twego brata pozostawić? Nie: wtedy będziesz jasno widział, aby wyciągnąć źdźbło z oka twego brata. Nieco późnić Pan Jezus dodaje ważną zasadę: „Tak więc po owocach poznacie ich. Nie każdy, kto do Mnie mówi: Panie, Panu wejdzie do królestwa niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca Mojego, który jest w niebie" (Mateusza 7,20-21). Osądza wewnętrzne powody działania, które nie są jawne, nie jest naszą rzeczą ani zadaniem. Pan ostrzega przed tym w pierwszym wierszu. Jedynie sam Bóg ma wgląd w serce. Lecz doświadczać i badać chrześcijańskie wyznanie jest naszym zadaniem, i to jasnym. Mamy to jednakowoż czynić za pomoc „owoców", to znaczy na podstawie tego, co ktoś w swym zewnętrznym życiu okazuje z siebie i co przechodzi przez jego usta. „Na podstawie twoich stów osądzę cię, sługo zły” (Łukasza 19,22) - to wskazówka również dla nas, której nie wolno nam nie doceniać. „Albowiem na podstawie słów twoich będziesz usprawiedliwiony i na podstawie słów two¬ich będziesz potępiony" (Mateusza 12,37).
Chociaż „ścieżka Kościoła jest wąska", jak to kiedyś wyra¬ził jeden błogosławiony pisarz, to z drugiej strony musimy się strzec ducha sekciarstwa. Mamy badać to, czy czyjeś przy¬znawanie się do Chrystusa jest prawdziwe i czy obcowanie danego człowieka, jak również jego nauka, są zgodne z tym „dobrym imieniem".
Jeśli u kogoś znajduje się życie z Boga i ten ktoś nie ma łączności ze złem moralnym albo złą nauką, jeśli usposobie¬nie jego jest szczere przed Bogiem, to któż miałby wtedy pra¬wo powstrzymywać taką osobę od stołu Pańskiego? Ile lat trze¬ba mieć, by móc uczestniczyć w stole Pańskim? Pismo nie daje nam co do tego żadnej dokładnej wskazówki. Nigdzie jednak nie znajdujemy w Piśmie przykładu, aby brały w nim udział dzieci. Ale osoba w wieku szesnastu, siedemnastu lat nie jest przecież już dzieckiem. Jeśli u takiego człowieka jest obecna duchowa dojrzałość i jego dusza cieszy się utwierdzonym pokojem z Bogiem (Rzymian 5,1), to któż z nas mógłby powie¬dzieć, że jest on za młody? Konieczne jest jednak również zro¬zumienie tego, co się pragnie robić. Niekiedy trzeba w rozmowie zajrzeć do duszy i wejrzeć w duchową postawę tego, który pragnie być dopuszczony. Głębokość zrozumienia nie może jednak być w żadnym wypadku jedynym miernikiem tego, czy można taką osobę dopuścić. Mimo to apostoł mówi do nich o stole Pańskim jako do „rozumnych", którzy potrafią rozsądzić to, co on mówi (1 Koryntian 10,15) - nie były to więc z pewnością dzieci.
Z tego względu łączenie chrztu z dopuszczeniem do stołu Pańskiego nie jest szczęśliwym pomysłem. Wierzące dzieci mogą zostać ochrzczone w młodym wieku, jednak ich udział w łamaniu chleba w tym wieku nie jest Biblijny. Uczestnictwo w stole Pańskim zależy bowiem nie tylko od tego, czy ktoś jest narodzony na nowo. Tak się niejednokrotnie twierdzi, lecz nie jest to słuszne. Istnieją tu pewne ograniczenia, a jednym z nich jest właśnie zbyt młody wiek.
Nawet przez chwilę nie powinniśmy dopuszczać do siebie myśli, że jest to „nasz" stół i że mamy wedle naszego uznania decydować o tym, kto może brać w nim udział, a kto nie. Kto dał nam na przykład prawo, żeby wierzącemu, który wyraził chęć przystąpienia do stołu Pańskiego, kazać najpierw cze¬kać rok lub dwa, aby dowiedzieć się, czy on się „sprawdził"? Sprawdzenie się, „wykazanie" jest jak najbardziej warun¬kiem, z którego nie można zrezygnować, jeżeli chodzi o „służ¬bę" (1 Tymoteusza 3,1-13). W kwestii przystąpienia do stołu Pańskiego nie śmiemy jednak absolutnie kierować się myślą o wykaza¬niu się. Czy Pan Jezus tak z nami postąpił, kiedyśmy przyszli do Niego? Czy kazał nam jakiś czas odczekać? Oczywiście, konieczna jest staranność, przezorność i rozwaga, a prędkie postępowanie jest tu nie na miejscu, ale ten piękny wiersz z Listu do Rzymian 15 w tak miły sposób opisuje ducha, w ja¬kim winniśmy i w tej sprawie postępować:
„Przeto przyjmujcie jedni drugich, jak i Chrystus przyjął nas, ku chwale Boga" (Rzymian 15,7).

Dlaczego Pan nie mówi sam o swoim stole?

Z uwagi na rangę zagadnienia, niejednemu może się nasunąć pytanie, dlaczego Pan Jezus przy ustanowieniu wieczerzy nie mówi nic o tym, co dotyczy Jego stołu. Odpowiedź zdaje się brzmieć następująco: „Mam wam jeszcze wiele do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. Lecz kiedy przyjdzie On, Duch prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę (Jana 16,12-13). Zanim dokonane zostało dzieło przebłagana zanim Pan Jezus przyszedł do nieba jako Zmartwychwstały i stamtąd spełnił obietnicę Ojca zesłania Ducha Świętego, nie mogło być żadnych pouczeń na temat Zgromadzenia jako ciała Chrystusa. Bogu upodobało się dopiero kilka lat po utworzeniu ciała Chrystusa (przez chrzest Duchem Świętym w dniu Pięćdziesiątnicy z Dziejów Apostolskich 2) podarować nam pouczenia dotyczące Chrystusa i jego Zgromadzenia. Dokonał tego przez „wybrane naczynie" - przez męża, który w tym dniu nie był nawet jeszcze nawrócony. Paweł jako sługa Zgromadzenia miał dopełnić Słowo Boże (Kolosan 1,25). „Dopełnić" nie oznacza, że Paweł pisał jako ostatni, lecz że do kanonu No¬wego Testamentu dołączył tę część, która jemu i tylko jemu została objawiona - tajemnicę o Chrystusie i Zgromadzeniu. Dlatego Bóg dał jedynie przez niego pouczenie o stole i wie¬czerzy Pańskiej. Żaden z pozostałych apostołów i proroków Nowego Testamentu nie był do tego powołany.
Musimy więc mieć się na baczności przez tą błędną myślą, że skoro pouczenia w jakiejś sprawie nie są jeszcze dane, to sama ta sprawa nie istnieje. W czasie, jaki opisują Dzieje Apo¬stolskie w pierwszych dwunastu rozdziałach, nie było jeszcze pouczeń na temat kościoła, Zgromadzenia, ono samo jednak już istniało, a Duch Święty działał w Zgromadzeniu i poprzez nie, pomnażał je przez swoją pociechę. Łamanie chleba wy¬konywano na samym początku, już w 2 rozdziale Dziejów Apostolskich, ale pouczenia w tej kwestii przyszły dopiero lata później. Było to zgodne z myślą Pana.


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 19:02

Żadnego klerykalizmu

Wielokrotnie zadawano pytanie: co oznaczają słowa „Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy" oraz „chleb, który łamiemy"? W jaki sposób błogosławimy ten kielich? I czy apo¬stoł w tym drugim wyrażeniu wskazuje na to, że jedząc z tego chleba, odłamujemy jego kawałek?
Aby zacząć od tego ostatniego: nie odłamywanie kawałka z chleba ma tu Paweł na myśli, ale zasadnicze połamanie chleba, którego dokonuje jeden brat. A jednak my to czynimy. To my, jest moim zdaniem bardzo miłe. Pokazuje nam przecież w prosty sposób, że zgromadzeni są jednością, rodziną, a różnice społeczne nie grają tutaj żadnej roli. Błogosławienie (dziękowanie) i łamanie chleba są czynnościami wspólnymi, chociaż wykonawcą i ustami pozostałych jest tylko jeden.
W Zgromadzeniu Bożym, przy stole Pańskim klerykalizm nie ma miejsca. Zgromadzenie należy do Pana, a On Jest obecny, gdzie dwaj lub trzej są Zgromadzeni do Jego imienia. My wszy¬scy jesteśmy zaproszeni, jesteśmy braćmi. Kto mógłby śnić o tym, żeby tu przewodniczyć, skoro obecny jest ON sam? O tak, być JEGO gośćmi w JEGO obecności i uwielbiać Ojca w duchu i w prawdzie to niezmierny przywilej, którym chcemy się jesz¬cze zająć.

Oddawanie czci w Duchu i prawdzie

Stwierdziliśmy już, że stół Pański jest centralnym miejscem chrześcijańskiego oddawania czci. Ludzie mówiąc o „służbie Bożej" mają na myśli kazanie. Ani wygłaszanie kazania, ani słuchanie go, ani modlitwy i prośby zanoszone do Boga nie są jednak „Służbą Bożą". To oddawanie czci jest prawdziwą służbą Bogu. Znajduje ono swój najwyższy wyraz przy łama¬niu chleba. Stanie się to dla nas jeszcze jaśniejsze, gdy za chwilę, w paragrafie zatytułowanym STÓŁ PAŃSKI W STARYM TESTAMENCIE pozwolimy do siebie prze¬mówić przykładowym obrazom ze Starego Testamentu.
Kiedy Bóg przez swoje sługi pozwala swemu Świętemu Słowu do nas przemawiać, to wtedy On służy nam, a nie my Jemu. Kiedy my oddajemy Mu cześć, wtedy z pewnością Mu służymy. Na tym polega prawdziwa służba Boża. Rozróżniajmy więc jasno po¬między usługiwaniem Słowem, a oddawaniem czci. Służba to przedstawianie Chrystusa ludziom; oddawanie czci to przy¬noszenie Chrystusa przed Boga. Usługiwanie Słowem skiero¬wane jest od Boga do ludzi, oddawanie czci - zawsze od ludzi ku Bogu.
Chrześcijańskie oddawanie czci w swym charakterze wykracza daleko ponad bezpośredni sens greckiego słowa oznaczającego również „złożenie hołdu" czy też „oddanie pokłonu". W wielu miejscach Starego Testamentu znaczenie „od dawania czci" praktycznie nie wykracza poza ten sens. Kiedy na przykład mędrcy ze Wschodu przyszli i ujrzeli „dziecię z Marią, matką Jego", „upadłszy, oddali Mu pokłon" (Mateusza 2,11). Jest to jednak jeszcze dalekie od tego, co rozumiemy przez chrześcijańskie oddawanie czci. Chrześcijańskie odda¬wanie czci to jest nie tylko „oddanie pokłonu", lecz wyraz serc napełnionych wdzięcznością ze strony odkupionych, którzy mają przemożną świadomość tego, czym i Kim jest Bóg Sam w So¬bie i co On o Sobie w Swoim Synu objawił. Oddawać cześć po chrześcijańsku oznacza czcić Boga w Duchu i prawdzie.
Wskazuje na to w swoich słowach sam Pan, zwracając się do kobiety samarytańskiej:
„Niewiasto, wierz mi, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie od¬dawali czci Ojcu. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, bo zbawienie pochodzi od Żydów. Lecz nadchodzi godzina i teraz jest, kiedy prawdziwi czciciele będą oddawali Ojcu cześć w duchu i w prawdzie; bo i Ojciec takich szuka, któ¬rzy by mu tak cześć oddawali. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i wprawdzie” (Jana 4,21-24).
W przeciwieństwie do Samarytan, Żydzi wiedzieli, co czczą: oddawali oni cześć Temu, co po trosze znali - Bogu Żywemu, w takiej mierze, w jakiej mógł On się dać w Izraelu poznać. Żydzi jednak nie byli „prawdziwymi czcicielami": większość z nich była niewierząca i nie posiadali oni prawdziwej, żywej więzi z Bogiem. Stosownie do tego oddawali też oni cześć Bogu w zewnętrznych rytuałach. Oto jednak przyjdzie godzina praw¬dziwego, chrześcijańskiego oddawania czci, w której prawdzi¬wi czciciele, a mianowicie dzieci Boże, będą czcili Ojca w Du¬chu i w prawdzie. Ojciec szuka takich - nieskończenie uszczęśliwiający fakt! Tylko dzieci Boże mogą oddawać cześć Ojcu. Tego właśnie wciąż dzisiaj szuka miłość Ojca. Ponieważ jednak Bóg jest Duchem, trzeba tego dokonywać w duchu i w prawdzie.
Oddawać cześć w duchu znaczy więcej niż tylko posiadać Ducha Bożego i być przez Niego kierowanym, chociaż ten przywilej sam w sobie jest wielki. Oczywiście, nie można czcić Boga w Duchu i w prawdzie, jeśli się nie ma w sobie mieszkającego Ducha Świętego. Całkiem pewne też jest, że Duch Święty prowadzi zarówno do oddawania czci, jak i w samym oddawani czci. Czczenie w Duchu stoi jednakowoż w przeciwieństwie do „cielesnego", zewnętrznego, rytualnego i ceremonialnego oddawania czci. Dzieje się ono odpowiednio do Bożej natury i w mocy danej społeczności, jaką daje Duch Boży.
Oddawać cześć w prawdzie znaczy czcić stosownie do Bożego objawienia, jakie Bóg dał w Chrystusie Jezusie - szczególnie na krzyżu Golgoty. Dlatego prawdziwie chrześcijańskie oddawanie czci nie może być oddzielone od doskonałej ofiary Chrystusowej dla Boga. Z tego też względu oddawanie czci niezwykle szczególny sposób łączy się ze stołem Pańskim, przy którym my jako członki jego ciała zwiastujemy Jego śmierć.
Nie powinno się jednak przez to rozumieć, że nie można czcić Boga osobiście w domu. Takie oddawanie czci wszakże nie jest zdolne wznieść się na tę wysokość, jaka dana jest wtedy kiedy Pan Jezus pośrodku Zgromadzenia śpiewa Bogu pieśni pochwalne. Pojedynczy wierzący nie jest w ogóle w stanie oddawać Bogu czci w wystarczający sposób, stosownie do tego co On o Sobie objawił. Wymagałoby to od niego takiej zdolności, która by go postawiła na wysokość niemal równą Bogu. Ponadto błogosławieństwa, z jakich się radujemy, są wspólnymi błogosławieństwami. Dlatego właściwą, najwyższą formą chrześcijańskiego oddawania czci jest wspólne czczenie Boga przez Zgromadzenie. Takie wspólne oddawanie czci także w niebie będzie naszym błogosławionym zajęciem, czytamy bowiem: „Starcy zaś upadli i oddali pokłon" (Objawienie 5,14).
Oczywiście, wspólne oddawanie czci przez Zgromadzenie może mieć miejsce również poza łamaniem chleba. Autor przeżył to nie raz, że za sprawą rozważania Słowa całe Zgromadzenie zostało poprowadzone do uwielbienia; wstał potem jeden brat, wypowiedział dziękczynienie, i kiedy osoba Pana Jezusa stanęła w polu widzenia, Zgromadzenie powstało i jedno dziękczynienie wznosiło się za drugim. Mimo to jednak właściwym miejscem oddawania Bogu czci jest stół Pański, gdzie On Sam, Nasz Pan Jezus Chrystus, Jest pośrodku i intonuje cześć, gdzie kierowani przez Ducha Świętego, wypowiadamy to, co wobec Pana Jezusa Chrystusa czujemy.
Tak więc przy stole Pańskim Zgromadzenie znajduje swój właściwy wyraz na tej ziemi. Z jednej strony bowiem oznaj¬miana jest tu w sposób nadzwyczajny prawda o jednym ciele; z drugiej strony natomiast chrześcijańskie oddawanie czci w duchu i prawdzie tu znajduje swój najwyższy wyraz. Wierzą¬cy mogą się znajdować na określonym miejscu, mogą się tam schodzić razem na modlitwę, albo na rozważanie Słowa Bożego - jeżeli jednak nie jest jeszcze na tym miejscu łamany chleb na gruncie jednego ciała, wtedy nie ma tam jeszcze wy¬razu Zgromadzenia Bożego.

Stół Pański w Starym Testamencie

Dotychczas nie powiedziałem jeszcze nic na temat samego wyrażenia „Stół Pański". Apostoł Paweł używa go jako zrozu¬miałego samo przez się, tak jakby zakładał, że każdy je zna. W rzeczywistości wyrażenie to nawiązuje do Księgi Malachiasza 1,7 i 12, gdzie określeniem tym nazwany jest ołtarz ofiar całopalnych oraz do Księgi Ezechiela 41,22 i 44,16, gdzie od¬nosi się do ołtarza kadzidlanego. Skoro apostoł nie czyni róż¬nicy pomiędzy obu użyciami tego wyrażenia, to widocznie dla¬tego, że obydwa te przykłady - ołtarz ofiar całopalnych i ołtarz kadzidlany - znajdują się dokładnie na linii jego pouczeń i służą im za podłoże. Musimy bowiem mieć wciąż na uwa¬dze, że „cokolwiek bowiem przedtem napisano, dla naszego pouczenia napisano" (Rzymian 15,4).
Z użycia wyrażenia „stół Pański" w Starym i Nowym Testa¬mencie można w każdym razie wywnioskować jedno: Duch Święty w 1 Koryntian 10 nie ma pod tym wyrażeniem na myśli tylko stołu błogosławieństw, o jakim na przykład mówi Dawid w Psalmie 23,5: „Zastawiasz przede mną stół wobec nieprzyjaciół moich". Czasami słyszy się taki wykład, lecz ja uważam to za niezgodne z myślą Pisma Świętego na temat stołu Pańskiego. Kryje się za tym raczej staranie szatana, by ogra¬bić dzieci Boże z jednego z najwyższych przywilejów: z danej w obliczu rozłamu w chrześcijaństwie prawdy, że „jest jedno ciało i jeden Duch", przedstawionej w jedyny sposób, jaki zna Pismo, aby dać temu symbolicznie wyraz.
Na ołtarzu całopalenia składano Bogu rzeźne ofiary ze zwie¬rząt (już o tym krótko nadmienialiśmy), które obrazowo mó¬wiły o ofierze Chrystusa. W tym właśnie tkwiła ich wartość. W 1 Liście do Koryntian 10 natomiast, gdzie na pierwsze miej¬sce wysuwa się myśl o społeczności, apostoł w 18 wierszu słowami „Czyż ci, którzy spożywają ofiary, nie są uczest¬nikami ołtarza?" czyni wyraźną aluzję do jednej szczegól¬nej ofiary - ofiary dziękczynienia i pojednania z 3 Mojżesza 3,7. Szczególną cechą tej ofiary było to, że z jej mięsa mógł spoży¬wać każdy (3 Mojżesza 7,19).
Jak zachwycające i skłaniające do uwielbienia stanie się to wszystko, kiedy rozważymy, że ofiara ta była pokarmem (albo chlebem) ofiary ogniowej dla Boga (3 Mojżesza 3,11; 21,6)! Inny¬mi słowy: to, co było pokarmem dla Jahweh, było także poży¬wieniem dla Izraelity. Czy jakikolwiek obraz jest w stanie ja¬śniej pokazać, czym jest społeczność? Spożywać z tej samej części, z której spożywa Bóg. I czy nie to właśnie my jako chrześcijanie przeżywamy przy stole Pańskim? Mamy w „dłoniach” - mówiąc obrazowo - ofiarę Chrystusa i rozmyślamy z czcią o Nim i Jego cudownej ofierze, o tym, o czym wiemy, że w oczach Bożych ma nieskończoną wartość i nieoszacowaną cenę. Błogosławiony dział - mieć z Bogiem społeczność w tym, co dotyczy Jego Syna! Oto istota prawdziwego chrześcijańskie¬go oddawania czci. „A społeczność nasza jest społecznością z Ojcem i z Synem Jego, Jezusem Chrystusem" (1 Jana 1,3).
W przepisach dotyczących ofiar pojednania, zawartych w 3 Księdze Mojżeszowej 7,19-21 pokazane są ważne „warunki", które już obszernie rozważaliśmy. Od starannego ich prze¬strzegania zależało, czy ofiara była Bogu przyjemna.
Wiersz 19 wskazuje, że miejsce to nie mogło być zanieczysz¬czone: „Mięsa, które dotknęło czegoś nieczystego, nie wol¬no spożywać". Jak wiele jest w chrześcijaństwie religijnych „miejsc", które są zanieczyszczone przez błędną naukę lub praktyki! Kto pragnie być wiernym Panu, musi takie miejsca opuścić.
Wiersz 20 wyjaśnia, że może też nastąpić osobiste zanie¬czyszczenie: „..Kto spożywa mięso z ofiary pojednania, która należy do Pana, a jest nieczysty..." Każdy pojedyn¬czy wierzący winien przez osądzanie samego siebie „oczysz¬czać się" (1 Jana 3,3), aby w godny sposób brać udział w wie¬czerzy Pańskiej.
Wiersz 21 ostrzega przed nieczystymi kontaktami: „A kto dotknie się czegokolwiek nieczystego". Przez kontakt ze złem wchodzi się w społeczność z tym złem - jest to Boża za¬sada, i mam nadzieję, że pojęliśmy ją naszym sercem. Jeszcze raz ostrzeżenie dla nas wszystkich: miejmy się na baczności przed nieczystymi kontaktami! Mogą one uczynić nas niezdolnymi, by zbliżyć się do Boga w przyjemny dla Niego sposób, aby mu służyć. W Sta¬rym Testamencie dusza taka musiała być „wytracona ze swe¬go ludu". Jak poważnie Bóg podchodzi do tych rzeczy!
Jeśli chodzi o ołtarz kadzidlany, to wiele miejsc w Starym Testamencie wskazuje na to, że przedstawia on przede wszyst¬kim myśl o oddawaniu czci. Kadzenie było prawdziwą służbą kapłańską (1 Kronik 6,49; 23,13), a przywileje pokolenia Lewiego tak są opisane w 5 Mojżesza 33,10: „...Niech kładą kadzidło w nozdrza Twoje, a całopalenie na ołtarzu Twoim". Jeśli zauważymy, że kadzidło w 2 Mojżesza 30,34-38 jest wzruszającym przykładem wonności, jaka wypływa nieustannie z Osoby i Dzieła Chrystusa, naszego Zbawiciela, wtenczas nie będzie nam trudno zrozumieć obrazowej mowy Salomona w Księdze Przypowieści 27,9: „Olejek i kadzidło cieszą serce" - z pew¬nością serce Boga.
Bóg ma upodobanie w owocu warg, które wyznają jego imię (Hebrajczyków 13,15). Cieszy Go, kiedy przychodzimy przed Niego z tym, co mówi o Jego Synu. Czy nie jest to naszym szczególnym przywilejem przy stole Pańskim, że jako święte kapłaństwo (1 Pio¬tra 2,5) możemy kłaść przed Jego nozdrza „kadzidło"? Czy rozmyślając o tym co uczynił Pan Jezus na krzyżu, nie przyłączymy się słusz¬nie z wypełnionym dziękczynieniem sercem do śpiewania na¬stępującej zwrotki pieśni uwielbienia?

Co byśmy ci mogli za to przynieść,
Boże, jakie kadzidło przyjmiesz?
O, śpiewajmy Tobie o Jezusie,
On jedynie Ciebie raduje!

Jakże wiele jednak dzieci Bożych jest niestety związanych przez ludzkie organizacje i naukowe koncepcje i nie zajęło ni¬gdy obszernego Boskiego podłoża, nie przeżyło dotąd takiego oddawania czci ani wolnego działania Ducha. Iluż jest tych, którzy jeszcze nie doświadczyli tego, gdy Pan Jezus Chrystus pośrodku Zgromadzenia intonuje Bogu pieśni chwały; którzy jeszcze ni¬gdy nie odczuli szczęścia, jakie leży w tym, by zapomnieć sie¬bie samego, a być zupełnie zajętym całkowicie i wyłącznie Tym, Który .jest „piękniejszy od synów ludzkich". Oddawanie czci w Duchu i prawdzie - wznioślejszego zajęcia, mili przyjacie¬le, nie otrzymamy od Boga nawet w niebie!
„Jemu niech będzie chwała w Zgromadzeniu w Chrystusie Jezusie przez wszystkie pokolenia i wieki wieków! Amen".

10. Wieczerza Pańska

Rozłamy

Przechodząc teraz do drugiej strony łamania chleba, do wie¬czerzy Pańskiej, chciałbym wskazać na jedną okoliczność, prawdziwą także w odniesieniu do pouczenia, dotyczącego stołu Pańskiego w 1 Liście do Koryntian 10. Pouczenie w tej kwestii wynika z tego, iż apostoł pragnie poprawić istnieją¬ce niewłaściwe zachowanie się wierzących w Koryncie. Paweł nie zamierza tu pisać uczonej rozprawy na temat łamania chleba. Natchniony przez Ducha Świętego podejmuje raczej wysiłek wskazania im niewłaściwego postępowania, jakie wy¬rażali w każdą niedzielę, w całkowitej sprzeczności z tym, co mieli wyrażać. W 1 Liście do Koryntian 10 to udział w sto¬le demonów był powodem, dla którego Paweł mówił o stole Pańskim. W 11 rozdziale tego Listu w związku z wieczerzą Pańską mówi o powstawaniu stronnictw pomiędzy wierzą¬cymi i wynikających z tego nieporządkach przy łamaniu chle¬ba: „A to nakazując, nie pochwalam, że się schodzicie nie ku lepszemu, ale ku gorszemu. Słyszę bowiem najpierw, że gdy się schodzicie jako Zgromadzenie, powstają między wami rozłamy; i po części temu wierzę. Zresztą, muszą nawet być stronnictwa mię¬dzy wami, aby się ujawniło, którzy wśród was są wypróbowani" (1 Koryntian 11,17-19; gr.).
Jeśli apostoł kiedykolwiek mógł coś pochwalić, zawsze to czynił. Jakże był podobny do swego Mistrza! W wierszu 2 chwa¬lił wierzących w Koryncie za to, że wreszcie zachowywali te przekazy, to znaczy natchnione przez Ducha Świętego po¬uczenia apostolskie, jakie im oznajmił. Teraz jednak, gdy chodziło o ich schodzenie się jako Zgromadzenie, zwłaszcza na wieczerzę Pańską, nie mógł ich pochwalić, gdyż nie scho¬dzili się ku lepszemu, ale ku gorszemu. Co to znaczy, zaraz wyjaśnimy. Już na początku tego Listu, w 1 rozdziale 11 wierszu, Paweł wskazał na te spory pomiędzy nimi, o których dowiedział się od domowników Chloi. A teraz mówi o rozła¬mach między nimi, o których usłyszał, i po części wierzył, że tak jest. Znał ich cielesny stan i dlatego nie dziwił się temu, słysząc o tak smutnych stosunkach pomiędzy nimi. Jakże to smutne i upokarzające, jak bardzo Pan jest zniesławiony i jak sprzeciwia się to prawdzie, kiedy pomiędzy dziećmi Bożymi dochodzi do rozłamów! Są one koniecznym rezultatem ta¬kiego cielesnego stanu.
Greckie słowo oznaczające rozłam, schisma (rysa, rozsz¬czepienie) określa polaryzację postaw pomiędzy wierzący¬mi, podział wśród Zgromadzenia, lecz jeszcze nie całkowity rozłam. Jak bardzo trzeba nam się obawiać polaryzacji po¬między dziećmi Bożymi! U Koryntian przybrały one taką for¬mę, że niektórzy opowiadali się za Pawłem, inni wysuwali naprzód Piotra, jeszcze inni zaś chcieli uczynić głową swo¬jego stronnictwa samego Chrystusa. U nas obecnie te pola¬ryzacje mogą przybierać inną postać, zawsze jednak są one groźne, zawsze odrzucające i - jeśli nie zostaną osądzone - prowadzą do jeszcze większego zła, które apostoł określa mianem „stronnictw".
Słowo „stronnictwo" jest odpowiednikiem greckiego słowa hairesis, które oznacza „szkołę", „szkolne mniemanie", „po¬gląd naukowy", a w Liście do Galacjan 5,20 oddane jest sło¬wem „sekta" czy „odszczepieństwo". Określa ono nie tylko wszelką formę samowoli, lecz także grupę czy stronnictwo pomiędzy wierzącymi, które odłącza się od pozostałych, aby iść za własnymi, wybranymi przez siebie koncepcjami i poglądami. „Sekty" są smutnym wynikiem „rozłamów", należą do pożałowania godnych „uczynków ciała" z Listu do Galacjan 5. Tytus otrzymuje napomnienie, aby człowieka wywo¬łującego odszczepieństwo po pierwszym i drugim napomnie¬niu unikał, „wiedząc, że jest on przewrotny i grzeszny" (Tytusa 3,10).
Nie musimy sobie zaraz pod słowem „sekta" czy „odszcze¬pieństwo" przedstawiać błędnej nauki, jak sugerowałoby znaczenie dzisiejszego słowa „herezja". Nawet bowiem słusz¬na myśl może doprowadzić do utworzenia sekty, odszczepieństwa; dzieje się tak wówczas, kiedy trzymamy się tylko jed¬nej strony prawdy, przeoczając przy tym, iż istnieje również jej druga strona, którą także trzeba brać pod uwagę. Jakże często jednostronne podkreślanie pewnej prawdy przy rów¬noczesnym pomijaniu drugiej strony pozostałych prawd Sło¬wa Bożego doprowadzało do odszczepieństwa, a w końcu do błędu! Gdy wierzący nie zbierają się już wokół Pana Jezusa Chrystusa, ale wokół jakiejś szczególnej prawdy Słowa Bożego, bez względu na jej drogocenność i doniosłość, już stali się sektą i nie tylko stracą pozostałe prawdy Słowa Bożego, ale i tę prawdę, której dali szczególną pozycję kosztem innych. Prę¬dzej czy później wśliźnie się błąd - wkradnie się tam, gdzie zamyka się drzwi dla prawdy jako całości.
Miejmy się zatem na baczności przed tymi „małymi liska¬mi, które mszczą winnicę", przed ukrytymi „rysami" po¬między nami, wierzącymi, przed polaryzacją poglądów w sprawie nauki, postępowania, dzieła Pańskiego; miejmy się na baczności przed rozłamami! Jest to dla Boga w najwyższym stopniu odrazą. Kto prowadzi innych do odszczepień¬stwa, ten „grzeszy" i jest „przewrotny". Nie jest to w żaden sposób sprzeczne z uwagą, jaką dołącza apostoł: „Muszą bowiem być rozłamy wśród was, aby ci wypróbowani pośród was byli ujawnieni".
Dlaczego muszą mieć miejsce stronnictwa? Czy Bóg chce rozłamów i odszczepieństw? Żadną miarą! Absolutnie ich nie chce. „Bowiem Ja nienawidzę oddalań" (Malachiasza 2,16; oryg.); to pokazuje nam zasadę, która sięga w swoim znaczeniu o wiele dalej, niż tylko do tego, co się tyczy rozłączenia mał¬żeństwa.
Czuję się tu przynaglony do zajęcia odpowiedniego stano¬wiska, ponieważ niektórzy wykładowcy przez kunsztowne przeinaczanie prawdy twierdzą, że Biblia w istocie daje pod¬stawę dla czynienia stronnictw i podziałów, gdyż są one dla wierzących korzystne, pozwalając im osiągnąć lepsze pozna¬nie różnorodności Bożej. Jest to stawianie rzeczy „do góry no¬gami”! O nie, Bóg absolutnie nie chce rozłamów, lecz muszą one w pewnych okolicznościach nastąpić. Jeśli stan duchowy wierzących jest tak niski, że panują między nimi spory i za¬zdrość i apostoł musi powiedzieć: „Gdyż jeszcze cielesnymi jesteście" (1 Koryntian 3,2-3) - wtedy podziały są nieuniknionym skutkiem tej sytuacji, są one jej koniecznym następstwem. Pan jest w stanie takie upokarzające postępki wykorzystać dla dobra wierzących i do swego uwielbienia przez objawienie tych, któ¬rzy są wypróbowani, sprawiając, że powstaną ci, którzy nie przyłączą się do takich stronnictw ani do zła, jakie one spo¬wodują.

Własna wieczerza

Koryntianie schodzili się zatem „ku gorszemu". Ich spotykanie się na łamaniu chleba nie prowadziło ku dobremu - ku wysławianiu Boga - ale ku złemu: ku ujawnieniu istniejących pomiędzy nimi rozdwojeń. Zewnętrzną okazją do tego był fakt że ci wierzący spożywali wieczerzę Pańską w połączeniu normalnym posiłkiem albo z tak zwaną ucztą miłości (gr. agape - miłość). Nie było to samo w sobie złe, gdyż również Pan Jezus ustanowił tę pamiątkę podczas innego posiłku, wieczerzy paschalnej. Wygląda na to, że także pierwsi chrześcijan mieli taki zwyczaj w Jerozolimie. Byli oni przeniknięci tą szczęśliwą świadomością, że stanowią jedną rodzinę. Bożą rodzinę - obyśmy i my dzisiaj byli tacy! - co wyrażało się także w ich życiu społecznym: nie mieli przecież żadnych trudności, aby spożywać wieczerzę Pańską podczas normalnego posiłku. Czytamy więc: „Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca" (Dzieje 2,46).
Wierzący w Koryncie łącząc wieczerzę Pańską ze zwykłym posiłkiem, mieli zapewne przed oczyma pogłębianie miłości między sobą. Choć jednak schodzili się w tym celu na jednym miejscu, rzecz ta im się wymknęła, gdyż rozpowszechniło się między nimi nadużywanie wieczerzy Pańskiej, co też apostoł musiał strofować:
„Wy tedy, gdy się schodzicie w zborze, nie spożywa¬cie w sposób należyty wieczerzy Pańskiej; Każdy bowiem zabiera się niezwłocznie do spożycia wła¬snej wieczerzy i skutek jest taki, że jeden jest głod¬ny, a drugi pijany. Czy nie macie domów, aby jeść i pić? Albo czy zborem Bożym gardzicie i poniewie¬racie tymi, którzy nic nie mają? Co mam wam po¬wiedzieć? Czy mam was pochwalić? Nie, za to was nie pochwalam" (1 Koryntian 11,20-22).
Jak prędko to, co dobre, może spełznąć na złe, jeśli braknie czujności! To, co miało być wyrazem Boskiej miłości między wierzącymi, uległo degradacji i zaczęło służyć wyrażeniu róż¬nic społecznych! Bogatsi spośród nich, którzy przyszli praw¬dopodobnie dla pokarmu, najedli się teraz sami do syta i za¬wstydzili tych, którzy nic nie mieli. Zapewne odgrywał tam wielką rolę dawny zwyczaj. Kiedyś byli oni przyzwyczajeni do upijania się podczas tych bałwochwalczych uczt w święta po¬gańskie. Tam było to normalne. Nie zauważając tego, popadli z powrotem w te stare zwyczaje - podobna sytuacja może przy¬trafić się i nam - i byli przy spożywaniu wieczerzy Pańskiej pijani, nie przez picie z kielicha, lecz od wina ze zwyczajnego posiłku, który przebiegał razem z wieczerzą Pańską. To zaś nie było już spożywaniem wieczerzy Pańskiej! Było to zawstydzeniem dla biednych między nimi, pogardą dla Zgromadzenia Bożego.
Jako pierwszą konsekwencję apostoł zarządza, by odtąd wieczerzy Pańskiej nie spożywać już w połączeniu z innym posiłkiem: „Czy nie macie domów aby jeść i pić?" Jeśli byli głodni, mieli jeść w domach i tam zaspokoić głód (1 Koryntian 11,34), a nie zniżać wieczerzy Pańskiej do poziomu ludzkiego, nieokiełzna¬nego święta.
Może teraz ktoś z moich drogich czytelników odetchnie z ulgą, że nam coś takiego dzisiaj nie może się przydarzyć. Ow¬szem, prawdą jest, że nam nie grozi już niebezpieczeństwo pomieszania wieczerzy Pańskiej z innym posiłkiem. Czy jed¬nak nie istnieje takie niebezpieczeństwo, i to poważne, uczy¬nienia z wieczerzy Pańskiej „własnej wieczerzy", według na¬szego „widzimisię"? Czy nie jest znaczące, że apostoł stawia naprzeciw wieczerzy Pańskiej własną wieczerzę? Obyśmy więcej myśleli o tym, że jest to wieczerza, która należy do Pana, jak już o tym mówiliśmy w poprzednim rozdziale! Czy część chrześcijaństwa zupełnie nie zlekceważyła praw Pana Jezusa Chrystusa, a Jego wieczerzę czyż nie zmieniono ludzkimi rozporządzeniami i „upiększeniami” do tego stopnia, że już prawie nie można jej rozpoznać jako wieczerzy Pańskiej? Czy człowiek jest panem tej wieczerzy? Tymczasem tak właśnie człowiek się zachowu¬je. O nie, to nie jest jedzenie wieczerzy Pańskiej!
Czy jest to jedzenie wieczerzy Pańskiej, jeśli się ją przyjmu¬je dla odpuszczenia grzechów? Kiedy uczestniczą w niej grzeszni, nie narodzeni na nowo ludzie? Jeśli czyni się z niej liturgię, sakrament albo jakąś uroczystość muzyczną, spotka¬nie ekumeniczne i tym podobne? To ma być wieczerza Pań¬ska? Oczywiście, mogą nawet brać w tym udział pobożni, bo¬gobojni ludzie, którzy pragną to czynić na pamiątkę swego Zbawiciela, lecz wieczerzą Pańską to już nie jest.

Wieczerza nie jest także tylko sprawą prywatną

W protestantyzmie szeroko rozpowszechniony jest pogląd, że wieczerza Pańska jest całkowicie prywatną sprawą wierzą¬cego, gdyż jest przecież napisane: „Niechże więc człowiek samego siebie doświadcza i tak niech je z chleba tego i z kielicha tego pije" (1 Koryntian 11,28). Bezsprzecznie więc ze sto¬łem Pańskim bardziej wiąże się kwestia społeczności, podczas gdy w wieczerzy Pańskiej bardziej chodzi o stronę osobistej odpowiedzialności. Mimo to sprawa uczestniczenia w wiecze¬rzy Pańskiej nie jest żadną sprawą prywatną, ponieważ nie spożywam jej sam. Wyjaśnia to dokładnie sam apostoł Paweł, wskazując Koryntianom drugi błąd, w jaki popadli: „Każdy - stwierdza - spożywa swoją własną wieczerzę". „Każdy" oznacza, że uczynili oni wieczerzę Pańską swoją sprawą pry¬watną, zapominając, że są przecież członkami jedni drugich. Wyrażało to na zewnątrz ich praktyczne, pozbawione miłości zachowanie.
Nauczmy się więc z tego: jeśli bierzemy udział w wieczerzy, lecz czynimy to bez myśli, że w Chrystusie jesteśmy jednym ciałem, wtedy nie jesteśmy w linii Słowa Bożego, nie jesteśmy w linii Pana. Nie możemy przecież każdy z siebie jeść wiecze¬rzy, w odłączeniu od tych, którzy tak samo należą do ciała Chrystusowego. Jeśli więc mimo tego czynimy to, to nie jest to już spożywanie wieczerzy Pańskiej. Usłyszymy zaraz sło¬wa, jakich używa apostoł. Czy mówi on w wierszu 26: „Ile¬kroć ten chleb jesz... śmierć Pańską zwiastujesz?" Nie, Paweł przypomina nam słowa Pana, jakich użył On ustanawiając swoją wieczerzę, a Pan mówi tam stale w liczbie mnogiej: „To czyńcie (wy) na Moją pamiątkę" (1 Koryntian 11,24-25 + Łukasza 22,19). Następ¬nie apostoł w wierszu 26, 11 rozdziału 1 listu do Koryntian dodaje tę nową prawdę: „Albowiem ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie, śmierć Pańską zwiastujecie". Jest to wspólna czynność Zgromadzenia. Ja nie mogę w niej brać udziału odizolowany, nie mogę się odciąć od odpowiedzialności, jaką przynosi ze sobą spo¬łeczność.

Otrzymane od Pana

W miejscowym świadectwie Zgromadzenia Bożego w Koryncie panował nieporzą¬dek. Jak chce zaradzić temu apostoł? Czy może w ten sposób, że wydaje jakieś ścisłe zarządzenia albo mówi im: „Czyńcie to tylko raz do roku?" O nie, on robi coś daleko piękniejszego: wskazuje im na początek, na to, co on sam otrzymał od Pana Jezusa Chrystusa. Taki jest zawsze Boży sposób - wskazywać z powrotem na to, co było na początku. Nasze odchylenie od Bożego porząd¬ku najlepiej rozpoznamy przez to, kiedy porównamy się z po¬czątkiem. Może to być dla nas bolesne i upokarzające, ale jest to jedyna droga do powrócenia, zarówno gdy idzie o naszą osobistą drogę, jak i o wspólną.
„Gdyż ja otrzymałem od Pana to, co wam podałem, że Pan Jezus tej nocy, w której został wydany, wziął chleb, a podziękowawszy, złamał i rzekł: To jest dało Moje, które jest dla was; to czyńcie na Moją pamiąt¬kę" (1 Koryntian 11,23-24; gr.).
Objawienie, które otrzymał Paweł, nie dotyczyło chrześcijań¬skiego chrztu; chrzest bowiem wiąże się z królestwem, on zaś nie został posłany, aby chrzcić (1 Koryntian 1,17), lecz był sługą Zgromadzenia (Kolosan 1,24). Otrzymał natomiast szczególne objawie¬nie dotyczące ustanowienia wieczerzy Pańskiej. Rzecz ta była tak ważna dla Pana Jezusa Chrystusa, że pouczył o niej wyłącznie przez Pawła. Ten zaś otrzymane pouczenie przekazał wiernie innym. A zatem Koryntianie o tym wiedzieli. Nie mogli powiedzieć:
„Słyszymy to dzisiaj pierwszy raz". A co wynika z natchnio¬nych przez Boga słów? To, że dane Pawłowi objawienie zga¬dza się całkowicie z przekazem autorów Ewangelii, dotyczą¬cych ustanowienia wieczerzy. Jakże mogłoby być inaczej, skoro zarówno Paweł, jak i oni mówią z Boga! Nie potrzebo¬wali oni do tego żadnej konferencji, żadnego głosowania po¬między sobą. Jakże cudowne jest Słowo Boże! A jednak fakt, że Paweł wspomina dokładnie tę samą kolejność, co Ewange¬liści, daje sposobność do namysłu. Tak jak to otrzymał od Sa¬mego Pana, tak też to przekazał. Jakże godne uwagi: apostoł nie zmienia najmniejszej rzeczy w tym, co Pan zapoczątko¬wał w ustanowionym porządku ani też niczego nie ujmuje!
Fakt, że Paweł chce zmienić właśnie to błędne zachowanie się Koryntian w praktycznym sprawowaniu wieczerzy, zasługuje na naszą szczególną uwagę. Czy i my nie powinniśmy pozo¬stawać w prostocie przy tej kolejności i porządku, który Pan Jezus Chrystus ustanowił na początku i który, jako uwielbiony, potwier¬dził przez swego apostoła? Z pewnością jest to najlepsze, co możemy w tej mierze uczynić. Każdy porządek ustanowiony przez ludzi, choćby wydawał się w ich oczach pięknym i celo¬wym, nie jest Boskim porządkiem, lecz jedynie nieporządkiem w Bożych oczach.
Apostoł otrzymał objawienie dotyczące wieczerzy Pańskiej od Pana Jezusa Chrystusa. Poprzednio wskazałem już, jak często w tym krót¬kim fragmencie Pisma występuje tytuł „Pan". Chodzi tu o naszą osobistą odpowiedzialność przy jedzeniu wieczerzy Pańskiej. W rozdziale 10 Pierwszego Listu do Koryntian, kluczową kwestią w związku ze stołem Pańskim były nasze relacje zewnętrzne; w 11 rozdziale w związku z wieczerzą Pańską główną myślą pouczeń apostoła jest wewnętrzny rodzaj i sposób, w jaki z niej jemy. Z tym rów¬nież wiąże się fakt, że słowa „Bierzcie i jedzcie" oraz „Pijcie z niego wszyscy" w relacji Pawła są opuszczone. Nasz wzrok winien być skierowany nie na przywileje, ale na odpowiedzial¬ność; takie było widocznie tutaj zadanie apostoła. Dlatego mówi on prosto: „To jest ciało Moje, które jest dla was" , kie¬rując w ten sposób ich, oraz naszą uwagę na to, czego ten chleb był znakiem; podobnie przy kielichu. Czy przy czytaniu tych słów nie napełniło Koryntian uczucie wstydu? Jakże ich nie¬godne zachowanie, ich nieokiełznanie podczas wieczerzy Pań¬skiej nie licowały ze znaczeniem tych poważnych znaków!

Opowiadanie śmierci Pana

Czy zastanawiali się oni kiedykolwiek nad tym, że jedząc ten chleb i pijąc z tego kielicha, opowiadają śmierć Pańską?
„Ilekroć ten chleb jecie i z kielicha tego pijecie, śmierć Pańską zwiastujecie, aż Przyjdzie" (1 Koryntian 11,26).
Śmierć Pańską - co za poważne, ujmujące wyrażenie! Pan Je¬zus, Któremu należą się najwyższe zaszczyty, Umarł za nich! Czy w obliczu znaków Jego śmierci można pozostać niewzru¬szonym, lub nawet brać z tego skalanymi rękami? Co go skło¬niło do tego, aby umrzeć? Ich grzechy. Nie mogli zatem i nie mieli prawa przynosić nieosądzonych grzechów w obecność Jego śmierci - śmierci, o której opowiadać mieli jako o środ¬ku, który usunął ich grzechy. Jego śmierć była najsilniejszym wyrazem i dowodem Bożej świętości. W obliczu tego przy wie¬czerzy Pańskiej nie powinno wcale występować nasze „ja"!
To wszystko ma dla nas dzisiaj najgłębsze znaczenie. Za¬pewne nie grozi nam dziś niebezpieczeństwo upicia się przy wieczerzy Pańskiej. Jakże łatwo jednak możemy wnieść nieosądzony grzech w obecność Tego, Którego śmierć opowiada¬my! Jak łatwo możemy przyjmować wieczerzę Pańską, znaj¬dując się w niewłaściwym stanie wewnętrznym, który nie odpowiada Bożej świętości! Jak możemy ujść przed takim niebezpieczeństwem? Przez urzeczywistnianie w wierze, że Ten, Którego śmierć ukazana jest przed naszymi sercami, Będzie pośród nas jako zmartwychwstały i żyjący; że świadomość Jego obecności, będzie faktycznie wszystkim rządziła, także na¬szym osobistym zachowaniem, o co właśnie w tym fragmen¬cie Pisma chodzi.
Często pada pytanie, przed kim opowiadamy śmierć Pań¬ską? Myślę, że przed Bogiem i Jego aniołami, przed światem, przed całym wszechświatem. Z Listu do Efezjan 3,10 dowia¬dujemy się, że dzisiaj różnorodna mądrość Boża oznajmiana jest księstwom i mocom w okręgach niebieskich przez Zgromadzenie. A z 1 Listu Piotra 1,12 wiemy, że aniołowie pragną wejrzeć w te rzeczy. To poważna i wzniosła myśl, że jesteśmy powołani przez Boga w tym świecie, który Chrystusa odrzucił, by ogłaszać śmierć Jego Syna.
Przez co ogłaszamy śmierć Pana? Nie przez śpiewanie, nie przez czytanie Słowa Bożego, nie przez modlitwy; to wszyst¬ko bowiem może się dziać i głoszenie śmierci Pana nie musi być z tym związane. Ogłaszamy ją przez jedzenie chleba i picie z kielicha. Wzmianka ta jest szczególnie ważna dla tych wierzących, którzy wprawdzie są obecni podczas łamania chle¬ba, ale sami nie biorą jeszcze w tym udziału.
Mam na myśli dzieci wierzących rodziców. One wzrastają w tym kręgu błogosławieństwa, idą z rodzicami na spotkanie, pytają o znaczenie tego, co tam się dzieje, podobnie jak czyta¬my w Starym Testamencie o obchodzeniu Paschy: „A kiedy dzieci wasze będą mówić: Co znaczy ta służba wasza? Wtedy macie odpowiedzieć: Jest to ofiara paschalna Jahweh, Który omijał domy dzieci Izraela w Egipcie, gdy ude¬rzał Egipcjan, a nasze domy wyzwalał" (2 Mojżesza 12,26-27; hebr.). Pewnego dnia dzieci te stają się przez łaskę Bożą same dziećmi Bożymi i przebywają na spotkaniach łamania chleba w zupełnie nowym duchu. Chociaż same jeszcze nie uczest¬niczą w łamaniu chleba, są uzdolnione do tego, by duchowo mieć udział w oddawaniu czci przez Zgromadzenie. Już są czcicielami, śpiewają z serca pieśni uwielbienia, mówią z ser¬ca „Amen" na modlitwy. Jednego jeszcze jednak nie czynią: nie opowiadają śmierci Pańskiej. To dzieje się dopiero przez uczestnictwo w łamaniu chleba.
Oby to sobie wzięli do serca wszyscy drodzy przyjaciele, któ¬rzy nie uważają łamania chleba za pilne! Nie tylko, że nie po¬ważacie ostatniego życzenia Pana, który powiedział: „To czyń¬cie na moją pamiątkę", lecz tracicie też przywilej opowiadania śmierci Pana w tym świecie. Opowiadać śmierć Pańską nie znaczy, że jest to zgromadzenie łamania chleba otwarte dla każdego, widowisko dla niewierzących, na które zaprasza się niewierzących lub obcych. A jeśliby ktoś z serca interesował się tym miejscem, kto może mu zabronić tam przyjść? Rów¬nież tu potrzeba trzeźwości i rozwagi.
Jeśli chodzi o tych, którzy podlegają karceniu i są wyłącze¬ni ze społeczności stołu Pańskiego, to bezsprzecznie nie jest to ich miejsce ani przywilej, aby być obecnymi podczas łama¬nia chleba. Zostali oni „usunięci" i są „na zewnątrz" - „lecz tych, którzy są na zewnątrz, Bóg sądzi" (1 Koryntian 5,13). Jeśli chcą powrócić do właściwej społeczności, wtedy - nie szukając kontaktów z braćmi i siostrami po to, by przez nich osią¬gnąć przywrócenie do społeczności - powinni przychodzić na zgromadzenia służby Słowem. Tylko to może ich znowu przy¬wrócić - poddanie się pod Słowo Boże. Ich uczestnictwo w spotkaniach łamania chleba i modlitwy natomiast nie jest pożądane. Nie mówię „zabronione", gdyż trudno byłoby nam zabronić im czy ich powstrzymać, nie powodując publicznego zakłócenia.
Łamiemy ten chleb, aż On Przyjdzie. Nie jest zupełnie słusz¬ne mówić: „Opowiadamy Jego Powtórne Przyjście", tak jak opowiadamy Jego śmierć, to ostatnie jednak czynimy tylko tak długo, aż On Przyjdzie. Błogosławiona myśl! Przy wieczerzy patrzymy wstecz na to, co się stało na krzyżu Golgoty, przy¬pominamy sobie śmierć Pana, jaką Poniósł dla uwielbienia Boga i dla naszego odkupienia. A jednak nie możemy tego chle¬ba jeść i pić z tego kielicha, nie myśląc równocześnie o tym, że On Przyjdzie znowu. Każdy raz może być tym ostatnim. Patrzymy więc wstecz i patrzymy naprzód. Wkrótce On Przyj¬dzie, aby zabrać nas z tej ziemi do Siebie w Swej wspaniało¬ści, gdzie będziemy Go oglądać jako „Baranka jakby zabite¬go" - Tego, który w wieczności będzie centrum uwielbienia dla wykupionych przez Siebie.
Baranku Boży, wielbiąc ślemy
w słabości hołd i sławę Ci.
Opiewać w pełni tam będziemy
dostojność Twą, wspaniałą w czci
Baranku Ty zabity byłeś.
Swą krwią kupiłeś Bogu nas
i nas godnymi uczyniłeś
uwielbiać Ojca z Tobą wraz.

Jeść i pić niegodnie

Wiersz 27, 11 rozdziału 1 listu do Koryntian, bywa wielokrotnie błędnie rozumiany; często uwa¬ża się, jakoby łamanie chleba było przewidziane tylko dla szczególnie godnych. Posłuchajmy jednak tego, co ten wiersz rzeczywiście wypowiada:
„Ktokolwiek by jadł chleb i pił z kielicha Pańskiego niegodnie, winien będzie ciała i krwi Pańskiej".
Godnie brać udział w łamaniu chleba jest z zasady każde dziecko Boże, bowiem krew Jezusa Chrystusa, Naszego Pana i Zbawiciela, uczyniła je god¬nym. Z natury byliśmy przecież dalecy od godności, aby przystępować do obecności Bożej. „Aleście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego " (1 Koryntian 6,11).
Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że można czynić to w sposób niegodny. Wskazuje na to słowo „niegodnie". Przykład Koryntian to nam zupełnie wyjaśnia. Nie upadli oni tak nisko, by dopuścić do stołu Pańskiego niewierzących albo nawet wro¬gów, jak to czyni się dzisiaj w szerokich kręgach chrześcijań¬stwa, a co sprzeczne jest z Bożym zamysłem. Przyjmowali natomiast wieczerzę Pańską w sposób całkowicie niegodny Pana; uczynili z tego biesiadę, aż apostoł musiał im powie¬dzieć, że nie jest to już w ogóle jedzenie wieczerzy Pańskiej.
Nawet jeśli się zejdziemy na podłożu Pisma Świętego, mo¬żemy mimo to jeść i pić niegodnie, mianowicie wówczas, gdy damy miejsce w jakiś sposób swemu „ja", gdy pozwolimy, by nasza samowola wmieszała się w święte Boże rzeczy i prze¬jęła kierownictwo. Gdybym na przykład powiedział: „Jeśli ten brat poda jakąś pieśń, wtedy nie będę śpiewał" albo: „Kiedy tamten brat będzie się modlił, nie powiem amen", to czy w ta¬kim usposobieniu nie będę niegodnie jadł i pił? Jeżeli ktoś sa¬mowolnie wywiera wpływ na przebieg spotkania, nie czeka¬jąc na wskazanie Pana, jeśli wnosi coś swojego, co pochodzi z ciała, to czy nie będzie to „obcy ogień", przynoszony przez niego? (3 Mojżesza 10).
Jest wiele postaci niegodnego jedzenia i picia. Jeżeli nasze uczestnictwo jest czysto zewnętrzne, jeśli pozostajemy obo¬jętni albo jesteśmy zajęci innymi rzeczami, bądź też spoży¬wamy wieczerzę Pańską jako normalny posiłek, - czy wtedy nie powinno się o nas powiedzieć, że jesteśmy winni ciała i krwi Pańskiej? Dlaczego winni ciała i krwi Pańskiej? Ponie¬waż te znaki o tym właśnie mówią! A jeśli lekkomyślnie jemy i pijemy z tego, to zniesławiamy nie tylko ten chleb i kielich, lecz ciało i krew Chrystusa, których one są wyrazem. Jakże poważną rzeczą jest nierozróżnianie ciała w ten sposób! Wte¬dy sami sobie jedlibyśmy i pili sąd (1 Koryntian 11,29).

Osądzanie samego siebie, nie po to, aby się powstrzymywać

Co więc mamy czynić, skoro jest to tak poważna rzecz? Czy najlepiej pozostać z daleka, tak jak niegdyś Dawid z powodu ukarania Uzzy przez Jahweh nie chciał wnieść Skrzyni Przy¬mierza do swego domu (2 Samuela 6,9-10). Miewamy niekiedy ta¬kie myśli, ale są to myśli ludzkie, nie dyktowane przez łaskę Bożą. Dzisiaj panuje łaska; panuje ona w sprawiedliwości, ale ku życiu wiecznemu przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana (Rzymian 5,21). Dlatego Boża droga i Boży sposób w tej sprawie są takie:
„Niechże każdy doświadcza samego siebie i tak niech je z chleba tego i z kielicha tego pije" (1 Koryntian 11,28).
Bóg chce, byśmy nasze drogi, nasze motywy działania, nasz stan serca przebadali w Jego świetle. Chce też, abyśmy czyni¬li to stale. Słowo „niech doświadcza" w trybie rozkazującym napisane jest w tekście greckim w formie ciągłej i oznacza: doświadczaj siebie ciągle, czyń to wciąż! Nie ma tu więc myśli o jednorazowym, pobieżnym przejrzeniu wydarzeń minione¬go tygodnia w sobotni wieczór, lecz na stałym osądzaniu sie¬bie w Bożej obecności.
Powiedziałem już: doświadczać samego siebie nie znaczy tylko osądzać nasze drogi, a więc to, cośmy mówili i czynili, ale też nasze wewnętrzne pobudki i powody, z jakich coś czy¬niliśmy, albo czegoś zaniechaliśmy - czyli wszelkie skłonno¬ści i usposobienia naszego serca. Ileż znajdziemy powodów do zawstydzenia się i uniżenia, ukorzenia przed Panem, kie¬dy pozwolimy, by oświetliło nas światło jego Słowa! Ale czyń¬my to, umiłowani! Łaska Boża, która nam przebaczyła w Chry¬stusie Jezusie, zachęca nas, byśmy byli zupełnie otwarci przed Nim i wyznawali Mu wszystko to, cokolwiek niedobrego u sie¬bie stwierdzimy To ciągłe samoosądzanie podczas naszego codziennego życia stanowi podstawę prawdziwej radości. Zważmy bowiem, że praktyczna świętość postąpi zawsze spo¬ro naprzód w radości. Jeżeli zaś przeciwnie, w samoosądzaniu się jesteśmy opieszali, oznacza to, że nasze życie jako chrześcijan pozbawione jest szczęśliwości, skłania się ku grze¬chowi i tym samym stwarza konieczność, by wkroczył w nie Bóg z karceniem. Jestem przekonany, że niski stan duchowy ludu Bożego dzisiaj ma swą najgłębszą przyczynę w tym, że w rzeczywistości nie doświadczamy stale siebie ani - gdy to konieczne - nie osądzamy. Duchowe uzdrowienie i podźwignięcie staną się naszym udziałem jedynie na drodze samoosądzenia.
Powiedzcie, drodzy bracia i siostry, czy już pytaliśmy Nasze¬go Pana i Zbawiciela o zgodę na nasz ubiór, na nasze spędza¬nie wolnego czasu, na nasze hobby, na to, co kupujemy, na to jak spędzamy urlop, jak prowadzimy nasze życie rodzinne i jak wyglądają nasze zajęcia duchowe? Czy też tematy te są wyłą¬czone z naszego chrześcijańskiego życia? Czy pytaliśmy Go kiedykolwiek o to, czy mowa z naszych ust i rozmyślanie na¬szego serca jest Mu przyjemne (Psalm 19,15)? Czy doświadczali¬śmy się kiedyś w świetle Pana, czy czasem nie ma w nas py¬chy, zarozumiałości, polegania na sobie, przypisywania sobie praw do czegoś, miłości świata i jego rzeczy, niewdzięczno¬ści, chęci panowania lub żądzy posiadania? Czy nas takie rze¬czy nie napełniają i nie kierują nami? A jak się ma sprawa z naszymi duchowymi zajęciami? Czy czytamy jeszcze Słowo Boże z pragnącym sercem? Czy codzienne modlitwy osobiste zajmują ważne miejsce w naszym codziennym życiu? Czy chęt¬nie i radośnie uczęszczamy na spotkania wierzących? Czy mamy staranie o zbawienie zgubionych dusz? Może jeszcze nie pytaliśmy się o to? Przyłóżmy do siebie Bożą miarę, ale czyńmy to w świadomości łaski Bożej, w której stoimy!
Pozytywny rezultat jest zapewniony. Niejedno karcenie ze strony Boga moglibyśmy zaoszczędzić, gdybyśmy udawali się do Jego światła w tym, w czym uchybiamy i wyznali mu nasz grzech. Dlaczego nie idziemy tą drogą? „Nie bądźcie niero¬zumni jak koń i jak muł, które wędzidłem i uzdą trzeba wstrzymywać, aby się nie zbliżały. Bezbożny ma mnóstwo cierpień, kto zaś ufa Panu, tego łaska otacza" (Psalm 32,9-10). Zaprawdę, także i w naszym przypadku to dobroć Boża kie¬ruje nas do pokuty! (Rzymian 2,4).
A ponieważ stoimy w łasce, gdyż Boża dobroć tak z nami postępuje, nie doświadczamy siebie po to, aby stwierdzić, czy mamy iść na łamanie chleba, czy też mamy się wstrzymy¬wać. O nie, doświadczamy siebie po to, aby potem jeść i pić, jak czytamy w rozważanym przez nas miejscu: „i tak niech je z chleba tego i z kielicha tego pije". To rzeczywiście łaska i dobroć Boża! Oczywisty jest też warunek, że nie moż¬na trwać w złem. Całkowicie nie do pogodzenia z łaską bę¬dzie, jeśli wierzący przy różnych codziennych zdarzeniach wciąż ze strachem pyta, czy ma dzisiaj iść na łamanie chle¬ba, czy też nie, mimo że wyznał Panu wszystko to, co mu jest wiadome jako niewłaściwe, w czym uchybił. Podkreślmy więc raz jeszcze: Słowo Boże nie zna czegoś takiego, że dzisiaj mam „wolność" do łamania chleba, a jutro nie i dlatego się wstrzymuję. Mam sam siebie doświadczać, a potem jeść z chleba i pić z kielicha (1 Koryntian 11,28).
Wiersz ten jest zatem nadzwyczaj błogosławioną zachętą od Pana dla nas, którzy do Niego należymy, abyśmy zajmowa¬li miejsce przy Jego stole, chociaż tylekroć sromotnie zawie¬dliśmy. Pan pokazuje też, jak bardzo zależy Mu na tym, aby cały Jego lud przychodził, by jeść i pić; chyba że ktoś przez karcenie ze strony Zgromadzenia został z tego wyłączony.

Różne rodzaje sądu

W wierszach 28-32, 11 rozdziału 1 listu do Koryntian wymienione są cztery różne wyrażenia dla „sądu". Aby lepiej się z nimi zaznajomić, zacytujmy je w związ¬ku z tym:
(28) „Niechże więc człowiek samego siebie doświad¬cza (dokimazo), i tak niech je z chleba tego i z kieli¬cha tego pije.
(29) Albowiem kto je i pije niegodnie, nie rozróżnia¬jąc (diakrino) ciała, sąd własny je i pije (gr.).
(30) Dlatego jest między wami wielu chorych i sła¬bych, a niemało zasnęło.
(31) Bo gdybyśmy sami siebie osądzali (diakrino), nie podlegalibyśmy sądowi (krino).
(32) Gdy zaś jesteśmy sądzeni (krino) przez Pana, znaczy to, że nas wychowuje (paideuo), abyśmy wraz ze światem nie zostali potępieni (katakriono)" (1 Koryntian 11,28-32).

(1) Pierwsze wyrażenie to dokimazo = doświadczać, wy¬próbować; występuje ono w wierszu 20. Mówiliśmy już o tym w związku z samoosądzaniem.
(2) Drugie wyrażenie w wierszu 31 diakarimo = rozróż¬niać, czynić różnicę, oceniać, stoi tak ściśle w związku z wy¬mienionym wyrażeniem, że właściwie wyjaśnia ono w plastycz¬ny sposób, jak ma przebiegać nasze doświadczanie się. Musimy się nauczyć rozróżniać, co w naszym życiu pochodzi z Ducha Bożego, a co z ciała, co od Ojca, a co ze świata; co od Pana Jezusa Chrystusa, a co od diabła. Jak niezwykle ważne jest dla naszego duchowego stanu, byśmy umieli rozróżniać motywy, ja¬kie nami kierują! Obyśmy zawsze byli świadomi tego, co przy¬chodzi z góry, a co z dołu!
To samo słowo użyte jest także w wierszu 29, gdzie chodzi o rozróżnienie ciała Pańskiego i zwyczajnego posiłku. Tym również się zajmowaliśmy.
(3) Trzecie wyrażenie krino = osądzać, rozsądzać, wystę¬puje w wierszach 31 i 32. Tu uczymy się ważnej prawdy, że Bóg nie musi nas sądzić, jeśli my sami to czynimy. Jeżeli zaś to zaniedbujemy i nie doświadczamy ani nie osądzamy samych siebie, wtedy On musi to czynić i w Swojej mądrości i miłości postępować z nami Swoimi metodami wychowawczymi, które są dla nas bolesne. Chodzi tutaj o sąd ziemski ze strony Pana, o ćwiczenia w karceniu, a nie o sąd wieczny. Przed tym sądem bowiem chrześcijanin zawsze jest zabezpieczony. Pan Jezus Powiedział: „Kto słucha słowa Mego i wierzy Temu, Który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł ze śmierci do życia" (Jana 5,24) Oraz: „Kto w Niego wierzy, nie bę¬dzie sądzony" (Jana 3,18).
(4) Pierwsze wyrażenie w wierszu 32 katakrino = zasą¬dzić, potępić podkreśla to, o czym tutaj mowa. Świat zmierza w kierunku pewnego sądu, wiecznego potępienia. Wierzący natomiast nie będzie sądzony ze światem, lecz zamiast tego, jeśli to potrzebne, będzie karcony, chłostany tutaj. Użyte w tym znaczeniu słowo brzmi paideuo, od którego wywodzi się nasze słowo „pedagog". Jakkolwiek karcenie to jest poważną rzeczą, to jakaż niezmierna różnica istnieje pomiędzy kara¬niem dzieci Bożych a potępieniem świata.


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 19:03

Grzech ku śmierci

Dowiedzieliśmy się, że możemy w dwojaki sposób niegodnie brać udział w wieczerzy Pańskiej: jeść z tego, nie rozróżnia¬jąc pomiędzy wieczerzą Pańską a zwykłym posiłkiem, oraz jeść z tego bez uprzedniego doświadczenia samego siebie. Dalej poznaliśmy, że Bóg nie przepuści, jeślibyśmy nie osą¬dzili się, a jedli i pili. W takim przypadku jemy i pijemy sobie sąd, tzn. nasze spożywanie wieczerzy Pańskiej sprowadzi na nas Boże karcenie po to, byśmy rozpoznali nasz stan i nie byli sądzeni ze światem. Apostoł dodaje do tego ostrzegające wska¬zanie: „Dlatego jest między wami wielu chorych i słabych, a niemało zasnęło".
Możliwe, że Koryntianie nie zastanawiali się w ogóle nad tym, dlaczego tylu spośród nich jest chorych i słabych, a nie¬którzy zasnęli. Teraz apostoł oznajmia im prawdziwą tego przyczynę: ich niegodne jedzenie i picie wieczerzy Pań¬skiej. Czyżby dzisiaj mogło być inaczej? Miejmy się jednak na baczności przed myślą, że każda choroba, każda słabość, każ¬de zejście wierzącego jest skutkiem nieosądzonego grzechu. Nie! Częstokroć Bóg postępuje w ten sposób ze swoimi dzieć¬mi w całkiem innym celu, na przykład by wypróbować ich wia¬rę, uwielbić Siebie, zapobiec złu itp. Czasami Bóg zabiera nam właśnie tych, którzy nie zgrzeszyli, którzy byli najlepsi wśród nas - może dlatego, żeśmy ich nie słuchali. O tym jednak Sło¬wo tutaj nie mówi. Tu chodzi faktycznie o chorowanie, o za¬śnięcie tych, którzy zgrzeszyli.
Nie mam wątpliwości, że w przypadku tych, którzy zasnęli, chodziło o takich, którzy popełnili grzech ku śmierci (1 Jana 5,16). Tak poważne i złe było ich zachowanie się przy wiecze¬rzy w Bożych oczach, że jako skutek tego Bóg przypuścił na nich śmierć cielesną. Za takimi nie powinno się prosić, mówi nam Bóg przez apostoła Jana. Dalszy przykład grzechu ku śmierci znajdujemy w Dziejach Apostolskich 5, a dotyczy on Ananiasza i Safiry.
„Grzech ku śmierci" ma jedynie do czynienia ze śmiercią cie¬lesną, a nie z wiecznym oddaleniem duszy od Boga. Nie doty¬ka w ogóle kwestii wiecznego odkupienia, lecz wyłącznie wy¬chowywania przez Boga swoich dzieci, „abyśmy - apostoł włącza tu również siebie - wraz ze światem nie zostali po¬tępieni". Czy nie powinno to być dla nas poważnym ostrzeżeniem przed tym, byśmy z wieczerzą Pańską, a także w ogóle z rzeczami Bożymi nie obchodzili się lekkomyślnie?

Dziękczynienie

Kiedy w ósmym rozdziale 1 listu do Koryntian rozważaliśmy ustanowienie wiecze¬rzy przez Pana Jezusa Chrystusa, wspomnieliśmy tam o tym, że z tą instytucją nie są związane prośby i błagania, lecz dziękczynienie. Z pew¬nością nie jest bez znaczenia, że apostoł Paweł wskazuje na to, iż Pan Jezus Chrystus podziękował. Ta niewielka garstka, pośrodku której Pan Jezus Chrystus wypowiedział dziękczynienie, będzie, jeśli tak mogę powiedzieć, stanowić początek, rdzeń powstałego wkrót¬ce Zgromadzenia, w którym On będzie wzbudzał nieustanne dziękczynienie dla Swojego i ich Ojca. Cóż za drogocenna myśl!
Dziękczynienie Pana musiało dotyczyć Jego śmierci i jej wiel¬kich rezultatów. Pan spoglądał poza śmierć, poza grób i wi¬dział w zamiarze Bożym nieskończoną łaskę, w której Jego Zgromadzenie wraz z Nim stać będzie przed Ojcem, a to wszystko jako rezultat Jego śmierci ofiarnej. Mając to przed oczami i w sercu, dziękował Swojemu Boga i Ojcu. Było to do¬skonałe dziękczynienie, które dotarło do ucha Ojca. Dziękczy¬nienie to obejmowało niezmierzoną łaskę Bożą, jaka stanie się udziałem tych, którzy do Niego należą. To doskonałe dzięk¬czynienie - Bogu niech będzie za to cześć i chwała! - trwa na wieczność i w tej przyjemnej wonności schodzą się dzisiaj wie¬rzący, wraz z Wodzem tego wychwalania pośrodku (Hebrajczyków 2,12) dziękują Ojcu i uwielbiają Go. Dzieje się to już teraz i w całej wieczności. „Nieskończona miłości, jakże ty ubogacasz!"

Spożywanie pamiątki

Pan Jezus dziękując swemu Bogu i Ojcu dał Mu tym samym pierwsze miejsce. Potem natomiast złamał chleb, o czym przy¬pomina nam apostoł Paweł, i podał Swym uczniom z tymi sło¬wami: „To jest ciało Moje, które jest dla was; to czyńcie na Moją pamiątkę" (1 Koryntian 11,24). „Na Moją pamiątkę" - to bardzo moc¬ne wyrażenie, które oznacza aktywne przywoływanie pamię¬ci. Schodzimy się w ustalonym czasie w tym jednym celu: aby rozpamiętywać Jego śmierć. Mając przed sobą znaki Jego śmierci, przypominamy sobie o tym, czym On był w swej śmierci dla Boga, a także dla nas. Raz jeszcze podkreślę: na pierwszym miejscu przy łamaniu chleba jest przed nami nie życie Pana Jezusa Chrystusa, jakkolwiek było ono doskonałe i przyjemne dla Boga, lecz Jego śmierć. O tym mówią znaki, które mamy przed sobą i w których bierzemy udział. Nie ogłaszamy Jego życia, lecz Jego śmierć. Oczywiście, nie możemy oddzielać Jego doskonałego, oddanego i świętego życia od Jego ofiarnej śmierci, bo przecież Jego śmierć jest w pewnej mierze ukoronowaniem Jego oddania, jakie w swym życiu wciąż okazywał. Mimo to, to samo cudowne życie by nas nie zbawiło, nie dokonałoby przebłagania.
Dopiero dzięki śmierci Chrystusa Jezusa, Naszego Pana i Zbawiciela za nas zerwane zostały łańcuchy szatana; dopiero śmierć naszego Pana w jednora¬zowy, niepowtarzalny sposób ukazała, czym jest Boża świę¬tość wobec grzechu, czym jest miłość Boża ku nam, ludziom, jak okropny jest grzech w oczach Boga, jak absolutnie zgu¬bionym i pełnym zła jest człowiek, jak wielka jest moc szata¬na i jak zgubne są skutki grzechu oraz jak daleko szło posłu¬szeństwo i oddanie się Pana Jezusa Chrystusa. Dlaczego więc zajmujemy się wciąż w naszych pieśniach i dziękczynieniach, w czytaniu Pi¬sma bardziej życiem Pana Jezusa? Dlaczego tak trudno jest nam zająć się naprawdę Nim w Jego śmierci? Niekiedy myślę, że jest tak dlatego, iż nie mamy wiele do powiedzenia o Jego śmierci.
Jesteśmy tak okropnie powierzchowni - i mówię to o sobie samym - że zajmujemy się o wiele za mało niezgłębionym zgo¬nem naszego Zbawiciela, a w miejsce tego - więcej wspania¬łymi wynikami Jego śmierci. Jakże ważne i błogosławione by¬łoby dla nas wszystkich rozważenie z modlitwą przykład przepisów dotyczących różnych ofiar w starym przymierzu, jak przedstawia je nam przede wszystkim 3 Księga Mojżeszo¬wa. Nic nie może wprowadzić nas głębiej w różne aspekty ofiary Chrystusa, Naszego Pana, jak właśnie studium tych przykładów. I nic nie prowadzi nas bardziej do pełnego zrozumienia i wglądu w uwielbienie, jak zajmowanie się tym wzniosłym przedmiotem. Mówiąc więc językiem tych „ofiar": Pan Jezus Chrystus w pamiątce Jego śmier¬ci nie jest ofiarą z pokarmów, lecz ofiarą całopalną i ofiarą za winy i grzechy.
Chciałbym tu jednak jeszcze zwrócić uwagę na jedno zagad¬nienie w związku z pamiątką wieczerzy, na które czasami nie zwracamy uwagi. Kiedy jemy chleb i pijemy z kielicha, jedno¬czymy się przed całym wszechświatem z umarłym Chrystu¬sem Panem. Ten świat zna jedynie umarłego Chrystusa. I oto z Nim jednoczy się rzesza wierzących. Jest to wyraz ich miłości do Niego i ich oddania się Temu, którym świat gardzi i którego odrzuca.
Piękną ilustrację tej myśli mamy w przykładzie Józefa z Arymatei. Pan wisi umarły na krzyżu. Cały świat podąża za swo¬im księciem, krzyżując Pana chwały (1 Koryntian 2,8). Po czym Jó¬zef z Arymatei występuje śmiało i prosi Piłata o ciało Pana Jezusa Chrystusa. On też zdejmuje martwe ciało z krzyża i zanosi je do grobu. Czy można gdzieś zobaczyć wyraźniej i bardziej zachwycają¬co, co to znaczy zjednoczyć się z Umarłym i Wzgardzonym Pa¬nem? Było to tak, jak gdyby Józef powiedział: „Świat Go nie¬nawidzi, lecz ja Go miłuję. Świat Go zabił, ale ja chcę mieć Jego martwe ciało, choćby miał mnie przez to spotkać ten sam los". Tak i my uczestnicząc w wieczerzy, jednoczymy się z umar¬łym Panem, Którym ten świat pogardza.
„To jest ciało Moje, które jest dla was" - uszczęśliwiające słowa! Jego miłość doprowadziła Go do tego, że Oddał się za nas. Tym właśnie się przy wieczerzy zajmujemy i to nasze ser¬ca porusza do głębi. Mamy jednak jeszcze dalsze słowo Pana Naszego Jezusa Chrystusa:
„To czyńcie na moją pamiątkę". Pierwsze słowo wskazywało na to, co On dla nas Uczynił. To słowo zaś pokazuje, co my mamy czynić dla Niego: w miłości myśleć o Nim. „Dla was" - to Jego miłość; „na Moją pamiątkę" - to nasza odpowiedź na nią. Umiłowani, dawajmy tę odpowiedź!

Spożywanie pamiątki obchodzeniem uroczystości?

Powiedziawszy w 1 Liście do Koryntian 5,7 o tym, że i na naszą Paschę ofiarowany został Chrystus, Paweł w wierszu 8 do¬daje: „Obchodźmy więc święto nie w starym kwasie..." Czę¬sto pada pytanie, czy to obchodzenie święta dotyczy obcho¬dzenia wieczerzy? Wielu odpowiada na to pytanie twierdząco, a niektórzy uznają je za nieznaczące; ja jednak uważam, że nie jest ono nieważne.
Najpierw chciałbym wskazać na wyrażenie, jakie używane bywa w takim stawianiu pytania: obchodzenie wieczerzy. W istocie nigdzie w Piśmie nie czytamy, że wieczerzę Pańską się obchodzi. Łamiemy chleb (Dzieje 20,7; 1 Koryntian 10,16) bierzemy udział w jednym chlebie (1 Koryntian 10,17), mamy swój udział przy tej świętej rzeczy; my jej nie obchodzimy. Oczywiście nie mogę sobie na tej ziemi wyobrazić niczego bardziej uroczystego, jak to, kiedy dzieci Boże zgromadzają się, aby rozpamiętywać ich umarłego Zbawiciela i uwielbiać Go oraz Ojca w duchu i w prawdzie. Mimo to nie obchodzimy śmierci Pańskiej, my ją „ogłaszamy" (1 Koryntian 11,26).
Jeśli dzieci Boże używają wyrażenia „obchodzić wiecze¬rzę", to z pewnością nie mają na myśli niczego zdrożnego. I nie powiem, aby to określenie nie było całkiem trafne. Nie powinniśmy tylko dodawać do postanowienia Pana Jezusa Chrystusa uroczy¬stych upiększeń, ani „ulepszeń", opartych na ludzkim wymy¬śle. Pan Nasz, Jezus Chrystus ustanowił Swoją wieczerzę w całkowitej pro¬stocie i skromności i w tej zupełnej prostocie pierwsi chrześcijanie łamali chleb (Dzieje 2,42). Przy tym mamy też po¬zostać. Wszystko, co dodane jest przez ludzi, choćby było nie wiem jak uroczyste, nie jest od Pana. A czy nie jest to Jego posiłek, Jego stół (1 Koryntian 11,20; 10,21), przy którym możemy mieć udział? Nie możemy z tym czynić tego, co się nam żyw¬nie podoba. Już o tym wspomnieliśmy.
Na uwielbieniu Boga (i oczywiście nie tylko tam) wszystko winno odpowiadać Jemu i dziać się według Jego porządku. „A jeśli postawisz Mi ołtarz kamienny - powiedział Bóg do Swego ziemskiego ludu - nie stawiaj go z kamieni ocio¬sanych, bo gdy obrobisz je swoim dłutem, zbezcześcisz go. Nie będziesz wstępował do Mojego ołtarza po stopniach, aby się tam nie odsłoniła nagość twoja" (2 Mojżesza 20,25-26). Ludzkie wysiłki, choćby podejmowane z najlepszymi intencja¬mi, wszelki artyzm włożony przez człowieka nie upiększą w Bożych oczach Jego ołtarza, lecz go zbezczeszczą. Bóg nie może ścierpieć tego, by w Jego świętej bliskości pokazywano „ciało". Dlatego powinniśmy mieć się na baczności w czasie uwielbienia przed wszelkimi rzeczami i nowościami, które nie noszą na sobie pieczęci autorytetu Jego świętego Słowa!
Co się zaś tyczy wyrażenia „obchodźmy święto" w rozdzia¬le 5, nie wskazuje ono na wieczerzę Pańską, ale na święto niekwaszonych chlebów, bezpośrednio związane z posiłkiem pas¬chalnym i obchodzone przez siedem dni po święcie Paschy (2 Mojżesza 12). Podczas obchodzenia Paschy i następujących po niej dni niekwaszonych chlebów nie mogło być w domach izra¬elskich żadnego kwaszonego ciasta. Tego obrazu używa apo¬stoł Paweł, aby skorygować niewłaściwe zachowanie się w Koryncie i ukazać zły stan tamtejszych wierzących. Dopuścili oni do tego, że znalazł się pośród nich kwas, „kwas złości i przewrotności".
W Piśmie Świętym kwas mówi bez wyjątku o grzechu, któ¬ry działa w złym i ma przy tym tendencję do nadawania swe¬go charakteru całej masie. „Trochę kwasu zakwasza całe cia¬sto". Zasada ta jest właściwa grzechowi; nie ogranicza się ona do pojedynczego przypadku albo nie ograniczy się przez to, że tam jeden znajduje się pośród wielu, chyba że zosta¬nie to usunięte przez samoosądzenie, lub jeśli to konieczne, przez karcenie.
Kwas może przedstawiać moralne zło albo złą naukę. U Koryntian chodziło o moralne zło, u Galacjan o złą naukę (Galacjan 5,9). Pan Jezus Chrystus ostrzegał nas przed kwasem faryzeuszów i sa¬duceuszów, którym jest obłuda (Mateusza 16,6; Łukasza 12,1).
Musimy z całą powagą mieć się na baczności, i to tak w na¬szym osobistym życiu, jak też w Zgromadzeniu Bożym, aby osądzić i usunąć każde zło, wymieść stary kwas, abyśmy oka¬zywali w naszym praktycznym stanie na zewnątrz to, że je¬steśmy nowym ciastem, przaśnym według naszej pozycji dzięki dziełu Chrystusa Jezusa – Naszego Pana i Zbawiciela. Dlatego apostoł mówi: „Usuńcie stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, tak jak przaśni jesteście" (1 Koryntian 5,7; gr.).
Na tym zatem polega uroczyste świętowanie, jakie my, dzie¬ci Boże, mamy obchodzić. Na jak długo albo jak często? Nie w jednym dniu tygodnia, ale przez siedem dni - przez cały czas naszego życia na ziemi. Liczba siedem bowiem wskazuje za¬wsze na doskonałość w Boskich rzeczach. A jakże zachwyca¬jący i jak poważny jest powód uroczystego świętowania:
śmierć naszego Pana! „Gdyż i na naszą Paschę zabity zo¬stał Chrystus". Skoro On został zabity (Objawienie 5,9), aby nas uwolnić od wiecznych skutków naszego grzechu, jest dla nas moralną niemożliwością dalej żyć w grzechu. Osądzamy go, osądzamy bezwzględnie, lecz w szczęśliwej świadomości łaski, która go w oczach Bożych usunęła.

Różnica pomiędzy stołem Pańskim a wieczerzą

Już poprzednio wskazałem na to, że stół Pański i wieczerza Pańska to jedno i to samo, przedsta¬wiają one jednak dwa różne kąty widzenia. Mając to stale przed oczyma, chciejmy teraz wydobyć pewne różnice między obu aspektami łamania chleba, dzięki czemu zagadnienie to, mam nadzieję, stanie się bardziej przejrzyste.
Stół Pański pokazuje nam Pana domu, wieczerza Pańska zaś Właściciela.
Stół Pański przedstawia nam, gdzie, czyli na jakiej zasa¬dzie, winno się odbywać łamanie chleba; wieczerza Pańska pokazuje nam jak, to znaczy w jaki sposób mamy brać udział w łamaniu chleba.
Przy stole Pańskim idzie bardziej o to, kto przy tym stole jest; przy wieczerzy Pańskiej zaś chodzi raczej o to, co jest na tym stole. Możemy też powiedzieć inaczej: stół Pański podkreśla to, czym jesteśmy - jednością; wieczerza Pańska mówi o tym, co czynimy - opowiadamy śmierć Pana.
Stół Pański jest wyrazem naszego wspólnego działu, wie¬czerza Pańska natomiast stanowi wyraz moich osobistych przywilejów.
Przy stole Pańskim wyraża się jedność ciała Chrystusowe¬go, podczas gdy przy wieczerzy Pańskiej główną myślą jest przypominanie Jego śmierci.
Przy stole Pańskim odpowiedzialność dotyczy raczej ze¬wnętrznych stosunków, jakie dzieci Boże utrzymują z inny¬mi (ostrzeżenie przed nieczystymi kontaktami). Przy wiecze¬rzy Pańskiej nacisk kładzie się bardziej na wewnętrzny rodzaj, na sposób, w jaki my sami bierzemy w tym udział (tu ostrzeżenie przed niegodnym uczestnictwem). Albo jeszcze inaczej: stół Pański wiąże się ze wspólną odpowiedzialnością, tzn. jesteśmy wspólnie odpowiedzialni za utrzymywanie się w czystości (nie może być wam obojętne, jak ja chodzę, jak się zachowuję); natomiast wieczerza Pańska kieruje spojrze¬nie na moją osobistą odpowiedzialność, tzn. jestem osobiście wezwany do samoosądzania się, aby potem godnie jeść i pić.
Przeciwieństwem stołu Pańskiego, jest stół demonów; prze¬ciwieństwem wieczerzy Pańskiej jest własna wieczerza. Nie można mieć jednego i drugiego.
W związku ze stołem Pańskim mowa jest o ciele Chrystu¬sowym, w związku z wieczerzą Pańską - o ciele Pańskim. Jeśli w związku ze stołem Pańskim nie wywiążę się z odpo¬wiedzialności, prowadzi to do zniszczenia świadectwa; je¬śli zaś brak wywiązywania się w związku z wieczerzą Pańską, to skutkiem tego jest nieuniknione osądzenie wierzących (karcenie przez Ojca).

Jeden symbol - dwa znaczenia

Niektóre dzieci Boże mają trudności myśląc, że z „chlebem" w 10 rozdziale Listu do Koryntian wiąże się inna myśl niż w rozdziale 11. W rzeczywistości według 1 Koryntian 10,16 przez łamanie chleba wyrażamy naszą społeczność z ciałem, tj. z ciałem Chrystusa, które On za nas Dał. Widzieliśmy już to w 9 roz¬dziale. Również w 1 Koryntian 11 chleb jest symbolem pełnego ta¬jemnicy ciała Chrystusa, Zgromadzenia, „gdyż jednym chle¬bem, jednym ciałem jesteśmy, wielu, gdyż jesteśmy uczestnikami jednego chleba" (1 Koryntian 11,17; gr.).
Podwójne znaczenie jednego chleba przy jego łamaniu nie powinno nas w najmniejszym nawet stopniu niepokoić; jest ono bardzo cenne, a jego miły obraz znajdujemy już w Starym Te¬stamencie. Na stole chlebów pokładnych (2 Mojżesza 25,23-30; 3 Mojżesza 24,5-9) leżały dwa rzędy, każdy po sześć chlebów, upie¬czonych z przedniej mąki i obłożonych kadzidłem. Z jednej strony chleby te mówią o Chrystusie jako pokarmie Jego ludu. Były one pokarmem kapłanów. Z drugiej strony te dwanaście chlebów przedstawiały całość ludu izraelskiego. Niechby tak przyszły dni upadku i rozbicia, i one przyszły - Bóg widział zawsze swój naród jako całość. Otoczone złotą listwą, chleby te leżały stale przed Nim, podczas całej podróży przez pusty¬nię - „stałe chleby" (4 Mojżesza 4,7). Podobnie dzisiaj lud Boży, osłonięty Bożą sprawiedliwością, będzie zachowany przed Nim na swoim miejscu. Bóg widzi go też teraz stale jako jedną całość w Chrystusie. Jest na nim przynajmniej kadzidło Jego wonności. Jego imię niechaj będzie sławione za tak wspaniałą pozycję, w którą weszliśmy dzięki Jego łasce!

Zbiórki

Jeszcze jeden szczególny przedmiot powinniśmy wymienić w związku z łamaniem chleba - zbiórki na potrzeby świętych i na cele dzieła Pana. To, że zachodzi związek pomiędzy ofia¬rami chwały a ofiarami dobroczynności i pomocy wzajemnej, wynika jasno z Listu do Hebrajczyków 13,15-16: „Przez Niego więc nieustannie składajmy Bogu ofiarę pochwalną, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię. A nie zapomi¬najcie dobroczynności i pomocy wzajemnej, takie bowiem ofiary podobają się Bogu". Oczywiście, miejsce to nie mówi o łamaniu chleba. Ofiary pochwalne powinny w naszym życiu stale wznosić się do Boga, a nie tylko z okazji łamania chleba. Nie należy jednak przeoczyć związku pomiędzy ofiarami skie¬rowanymi do Boga (ofiarami pochwalnymi) i do ludzi (ofiara¬mi dobroczynności i udzielania). Jesteśmy skłonni zapominać o tej stronie (choć niższej), tymczasem Bóg łączy ją ze wznioślejszymi „duchowymi ofiarami", które my jako „kapłań¬stwo święte" śmiemy Jemu przynosić (1 Piotra 2,5).
To samo skojarzenie oraz kolejność mamy w 5 Księdze Moj¬żeszowej 26,1-15. Po tym, jak 10 wiersz mówi: „...Położysz to przed Panem, Bogiem Twoim, i oddasz pokłon Panu, Bogu Twemu", czytamy w wierszu 12 o przynoszeniu dziesięciny:
„...oddasz co się należy Lewicie, obcemu przybyszowi, sie¬rocie i wdowie". Bóg chce, byśmy też mieli udział w zaspo¬kajaniu potrzeb świętych. On ma upodobanie w takich ofia¬rach. Apostoł Paweł używa słowa „udzielanie" („pomoc wzajemna" w polskich tłumaczeniach). Kto został pouczony w Słowie (zob. Galacjan 6,6; Filipian 4,15), ma też udzielać dobra temu, który go pouczał; Filipianie czynili to względem apostoła od początku. „Jeśli my dla was dobra duchowe posialiśmy, to cóż wielkiego, jeżeli wasze ziemskie dobra żąć będzie¬my?" - pyta apostoł Paweł w 1 Liście do Koryntian 9,11.
Można by więc przypuszczać, że sposób i rodzaj dawania pozostawiony jest pojedynczemu wierzącemu. Jednakowoż Duch Święty poczynił starania o to, byśmy sami i w tej tak nieznacznie wyglądającej sprawie mieli jasne wskazania w prawdomównym Słowie.
„A co do składki na świętych, to i wy czyńcie tak, jak zarządziłem w zborach Galacji. Pierwszego dnia w tygodniu niech każdy z was odkłada u siebie i przechowuje to, co może zaoszczędzić, żeby skład¬ki wnoszono nie dopiero wtedy, kiedy ja przyjdę" (1 Koryntian 16,1-2).
Nie ograniczając wolności jednostki w tym, aby być ochot¬nym dawcą, apostoł Paweł w danej mu mądrości i mocy utrzymuje, aby wspólną regułą dla zgromadzeń było czynienie zbió¬rek. Winno się ich dokonywać regularnie, nie tylko okazyjnie i w stosownej mierze, według tego, ile kto może dać. O celu, na jaki zbiórki te mają być podejmowane, nie mówi się w tym miejscu. Bez wątpienia chodziło tutaj konkretnie o braterstwo będące w niedostatku w Judei, ale też pewne jest, że przed¬stawiona nam tu została ogólna zasada, której zapominanie nie pozostanie bez szkody dla nas i dla innych.
Dlaczego jednak w związku ze składkami pojawia się pierw¬szy dzień tygodnia? W tym dniu, dniu Pańskim święci schodzą się regularnie na łamanie chleba (Dzieje 20,7), by przynosić Bogu duchowe ofiary. Przy tej okazji mieli też zbierać to, co odłożyli. Dopisek apostoła „aby składki nie wnoszono do¬piero wtedy, kiedy ja przyjdę" podkreśla tę myśl. Obecność apostoła mogła mieć wpływ na ich zachowanie się, a tego on zapewne chciał uniknąć. Jakże różni się to od praktyk w sze¬rokich kręgach dzisiejszego chrześcijaństwa! To, że tylko wie¬rzący mieli przywilej uczestnictwa w tych zbiórkach, wynika jasno z tego tekstu i dobrze uczynimy, kiedy się będziemy tego porządku trzymali. Od ludzi niezbawionych Bóg nie przyjmu¬je materialnych ofiar. „Duch skruszony" jest „ofiarą", jakiej Bóg od nich oczekuje i którą nie wzgardzi (Psalm 51,19).
Związek pomiędzy zejściem się do imienia Pana Jezusa Chrystusa a przyno¬szeniem materialnych ofiar znajdziemy już w Starym Testa¬mencie, w zarządzeniach Bożych dotyczących oddawania dzie¬sięciny. Izraelici musieli przynosić dziesięcinę właśnie tam, gdzie przynosili dary ofiarne - na miejsce, które Pan obrał, aby tam przebywało Jego Imię (5 Mojżesza 12,5-6; 14,22-27). „Przy¬noście", daje Pan nakaz swemu odstępczemu ludowi przez proroka Malachiasza, „przynieście całą dziesiątą część do spichlerza domu Pana..." (Malachiasza 3,10). Ma przy tym na my¬śli pokarm w Jego domu, aby był zapas dla „domu Boga na¬szego", na co też wierna resztka ludu Bożego miała skiero¬wane serce (Nehemiasza 10). Nie zaniedbamy domu naszego Boga" (Nehemiasza 10,40). Godne naśladowania dążenie serc!
Dla nas dzisiaj „dom zapasów" Pana jest wciąż miejscem, gdzie pozwala On mieszkać „Swemu Imieniu"; jest to zgromadzenie [zejście] się do Jego imienia (Mateusza 18,20), a zwłaszcza wspólne zejście się na łamanie chleba. Jest to dla nas dzisiaj „miejsce", gdzie - mówiąc obrazowo - przynosimy tak nasze „ofiary", jak i na¬sze „dziesięciny". Inny autor ujął to bardzo trafnie: „Bracia na początku kładli wielki nacisk na to, by to, co dają Panu ze swego posiadania, stale łączyło się z tym, co dają mu w wychwalaniu i uwielbieniu - na tym samym miejscu i w tym sa¬mym czasie".
Jeśli chodzi o zarządzanie tymi pieniędzmi, to nie jest to sprawa Zgromadzenia, lecz pojedynczych, duchowych braci, którzy mają zaufanie miejscowego Zgromadzenia. Niezbędne cechy charakteru takich „sług" (gr. diakonis) podaje nam 1 List do Tymoteusza 3,8-13. To, że Zgromadzenie jako takie nie ma nic do czynienia z podziałem tych darów, widać jasno już na pięknym przykładzie wczesnego kościoła w Jerozolimie - a więc wówczas, gdy w tej sprawie nie było jeszcze żad¬nych apostolskich zarządzeń. Wierzący mieli wówczas wszyst¬ko wspólne i nikt nie nazywał tego, co posiadał, swoim (Dzieje 4,32). Zamożni spośród nich sprzedawali swoje role i do¬my, przynosili to, co otrzymywali ze sprzedaży i - o to właśnie mi tutaj chodzi - „składali to do stóp apostołów" (Dzieje 4,35-37). Ani dawcy, ani Zgromadzenie nie decydowali o tym, na co te pieniądze mają być przeznaczone, ale apostołowie. „wydzielano każdemu, ile komu było potrzeba" (Dzieje 4,35).
Kiedy przy podziale darów pod nadzorem apostołów okaza¬ło się, że to ich za bardzo zajmowało i mogło odciągnąć od trwania w modlitwach oraz w służeniu Słowem, za ich radą wybrano siedmiu mężów, pełnych Ducha Świętego, aby się tym zajmowali. W przyszłości mieli oni zajmować się „usługiwa¬niem przy stołach", tzn. rozdzielaniem darów dla potrzebujących. Szczepan, który był jednym z owych siedmiu, jest też przykładem takiej służby, tych, „którzy dobrze służyli" i osią¬gnęli piękny stopień i wiele śmiałości w wierze, która jest w Chrystusie Jezusie (1 Tymoteusza 3,13). Słudzy ci sprawują swoją służbę wspólnie przed oczami Pana. Żądać od nich od czasu do czasu zdania rachunku przed Zgromadzeniem jest czymś zupełnie niebiblijnym. Są oni obdarzeni zaufaniem Zgromadzenia co do ich postępowania, lecz są odpowiedzialni przed Samym Panem, Którego pieniędzmi zarządzają. Zgromadzenie nie ma wcale „prawa" żądać informacji. Nie jest bowiem ono parlamentem, który miałby sprawować funkcje nadzor¬cze. Wierzący dają w tych składkach czy zbiórkach Panu swoje ofiary. A to dalsze nie należy do ich odpowiedzialności, ale do odpowiedzialności sług, i to przed Panem. Nie mówię, że nie jest dobre i korzystne zdawać czasem relacje z pieniężnych rozliczeń Zgromadzeniu, lub przeczytać list z podziękowania¬mi, aby mogli mieć udział w sprawach pracy Pańskiej. Zasad¬niczo jednak żądanie wykazania się z użytku, na jaki cel pie¬niądze te zostały przeznaczone, nie jest zgodny z Pismem. Pan Jezus Chrystus nie żądał od Judasza Iskarioty, który nosił kasę, by zda¬wał sprawę z tego, na jaki cel przeznaczył te pieniądze. Nie czytamy w Starym Testamencie, by wymagano tego od „stróży progów". Na odwrót w 2 Królewskiej 22, co się tyczy pie¬niędzy, które zostały wniesione do „domu Pańskiego", czyta¬my znaczące wskazania: „Lecz nie trzeba rozliczać się z pieniędzy im wręczonych, gdyż pracują uczciwie" (2 Królewska 22,7).
Trzymajmy się więc, umiłowani, tego porządku; początko¬wego porządku w domu Bożym! Co bowiem nie odpowiada temu porządkowi, jest nieporządkiem.
Chrześcijanin nie podlega zobowiązaniu dawania dziesięci¬ny. Ponieważ spotykamy się z błędnym zrozumieniem tego, musimy powiedzieć: nie jesteśmy pod zakonem, ale pod łaską (Rzymian 6,14). Bóg miłuje ochotnych dawców (2 Koryntian 9,7), któ¬rzy są w dobrych uczynkach bogaci (1 Tymoteusza 6,18) i pilni (Tytusa 2,14) oraz do każdego dzieła gotowi (Tytusa 3,1). Prawdziwe chrześcijańskie dawanie, tak jak wszystko w życiu i w służ¬bie prawdziwego wierzącego, musi dokonywać się nie przez nakaz zakonu, ale w łasce i pod kierownictwem Ducha Świętego.

Noc, której został wydany

Powróćmy jeszcze raz do oznajmienia apostoła Pawła, doty¬czącego ustanowienia przez Pana wieczerzy Pańskiej w 1 Li¬ście do Koryntian 11. W 23 wierszu znajduje się wyrażenie godne najwyższej uwagi, które dotąd celowo pominąłem: „że Pan, tej nocy, której został wydany, wziął chleb...n Czy za¬uważyliśmy już kiedyś wyjątkowość i niezwykłość tego wyra¬żenia? Gdyby pozostawiono ludziom, aby opisali to w swojej mądrości, wtedy z pewnością określiliby tę szczególną noc tak:
„Tej nocy, która poprzedzała jego ukrzyżowanie". Duch Świę¬ty jednak wyraża się tutaj inaczej. Ponieważ chce tę noc, któ¬rej Pan Jezus Chrystus ustanowił wieczerzę wyróżnić, łączy ją ze zdradą Judasza Iskarioty Dlaczego tak? Ponieważ zdrada Ju¬dasza daje tym więcej i jaśniej promieniować miłości Zbawi¬ciela.
Haniebny czyn zdrajcy zajmował Ducha Pana do głębin, a na¬wet Nim wstrząsnął. Już sama mowa prorocza Ducha Jezuso¬wego w Psalmach uwydatnia to we wzruszający sposób:
Nawet przyjaciel mój, któremu zaufałem, który jadł Mój chleb, podniósł piętę przeciwko mnie" (Psalm 41,10).
„Bo to nie wróg mnie lży - co mógłbym znieść - nie przeciwnik mój wynosi się nade mnie - mógłbym się przed nim ukryć - ale ty, człowiek równy Mnie, powiernik Mój i przyjaciel, z którym mieliśmy wspólne słodkie tajemnice, do domu Bożego chodzi¬liśmy w tłumie" (Psalm 55,13-15).
Jeżeli weźmiemy jeszcze do tego opisy z Ewangelii, a jest to znamienne, że wszystkie cztery mówią o tym fakcie, wtedy wywiera to jeszcze większe wrażenie:
„... gdy oni jedli, rzekł: Zaprawdę powiadam wam, iż jeden z was wyda Mnie" (Mateusza 26,21).
,... gdy siedzieli i jedli, rzeki Jezus: Zaprawdę powia¬dam wam, że jeden z was, który je ze Mną, wyda Mnie" (Marka 14,18).
„Lecz oto ręka tego, który Mnie wydaje, jest ze Mną przy stole" (Łukasza 22,21).
„Po tych słowach Jezus, wstrząśnięty do głębi, oświadczył, mówiąc: Zaprawdę, zaprawdę powia¬dam wam: jeden z was mnie wyda" (Jana 13,21).
Tutaj, w 1 Liście do Koryntian 11 Pan, mimo że przebywał już w chwale Bożej, nie zapomniał tego okropnego czynu, ale oznajmia, że darował tę wieczerzę uczniom tej nocy, której został wydany.
Jak wstrętna, jak podła jest zdrada i to pośród najściślej¬szego grona zaufanych! Pan odczuwał to głęboko. „Jeden z was Mnie wyda". To, że Jerozolima Go nie chciała i pozosta¬wiła go obojętnie na ulicy z „głową pełną rosy" i „kędziora¬mi pełnymi wilgoci nocnej" (Pieśń 5,2), było już dostatecz¬nie bolesne. Jego łzy nad tym miastem mówią wyraźnie o tym, jak bardzo bolała go obojętność Jerozolimy. Ale ona nigdy nie wyznała, że go miłuje. To natomiast, że w najściślejszym gro¬nie Swoich Pan nie znalazł spokoju i żadnego pocieszenia, lecz właśnie tam doświadczył ludzkiej niewierności, było stokroć gorsze od nienawiści z zewnątrz; było to coś, co wstrząsnęło Jego Duchem.
W istocie, gdyby Jego miłość była inna niż Boska i doskona¬ła, wtedy przez taką niewierność doznałaby szkody albo zo¬stałaby zgaszona. Pan Jezus jednak podnosi się w prawdzi¬wej wielkości i godności Swojej Osoby i miłości ponad to wszystko, aby pokazać im, że żadna zawiść z ich strony nie może wpłynąć na Jego miłość, i daje im wieczerzę na Swoją pamiątkę właśnie tej nocy, której został wydany.
„Ciało" u Judasza nie jest gorsze od tego, które jest w tobie i we mnie. I na nas nie można polegać, tak samo jak na Juda¬szu Iskariocie, który Go zdradził albo jak Piotr, który się Go zaparł. Czy nie wszyscy Jego uczniowie odsuwali od siebie myśl, że się Nim zgorszą (Marka 14,31)? Czyż nie wszyscy mó¬wili podobnie: „Na nas możesz polegać. Panie?"
Te zdarzenia pouczają nas, że na ciele nie możemy polegać. Może to być niegodziwość, jak u Judasza, albo może to być w dobrej wierze, jak to miało miejsce u innych uczniów - nicze¬mu w nas nie można ufać.
Lecz miłość Chrystusowa nie jest poddana zmianom jak na¬sza. Ona jest niezmienna. Nie ograniczy jej nasza marna od¬powiedź, jaką byśmy Mu dali. O, jakimż miejscem spoczynku jest Jego miłość! Obyśmy mogli rozpoznać, że Jego miłość nie zależy od naszej wierności; Pan ustanowił wieczerzę tej nocy, której został zdradzony.

Któż pojmie głębie Twej miłości
O, Panie, co kazała Ci
Opuścić niebios wspaniałości,
Dom Ojca, abyś poniósł Ty
Szyderstwo, bicie, hańbę, śmiech,
Zapłatę za nasz grzech.

Dla uwielbiania nie są konieczne dały

Co się tyczy trzech rodzajów spotkań Zgromadzenia, rozpatry¬waliśmy dotychczas tylko schodzenie się [zgromadzanie się] na łamanie chleba. Zanim przejdziemy w następnym rozdziale do mowy o zbudo¬waniu, chciałbym w tym rozdziale w oparciu List do Efezjan 4 wejść w ten błogosławiony fakt: Chrystus dał ludziom, swemu Zgromadzeniu dary Może ktoś z moich czytelników zauważył już, że w związku z łamaniem chleba w ogóle nic nie mówi się o darach ani o ich sprawowaniu. Czy jest tak przypadkowo? Z pewnością nie!
Apostoł mówi w swym Pierwszym Liście do Koryntian, dzie¬siątym rozdziale o stole, w jedenastym o wieczerzy Pańskiej, a dopiero w dwunastym rozdziale przechodzi do kwestii darów (mocy Ducha); w rozdziale trzynastym zwraca się do faktycz¬nego powodu ich sprawowania (miłości), zaś w czternastym dochodzi do celu ich służby (zbudowania). Kolejność w oma¬wianiu tych zagadnień pozwala wyciągnąć pewien wniosek koń¬cowy. Łamanie chleba nie ma nic wspólnego ze sprawowaniem darów (służenia darami). Albo inaczej: kiedy wspominamy Pana i Jego śmierć, a On w naszych sercach wywołuje przez Swego Ducha uwielbienie, nie jest to wynikiem służby darami.
Oczywiście, Pan posługuje się przy łamaniu chleba także brać¬mi, którzy otrzymali duchowy dar, ale chce On podczas wspól¬nego zgromadzania się użyć tak samo braci, którzy nie posia¬dają jakiegoś szczególnego daru. Co za błogosławiona wolność! Oby bracia, którzy są duchowi, korzystali z tej wolności ducha bardziej w zależności od Pana! Jaka to szkoda i jak wiele mocy i świeżości traci się, jeśli czeka się tylko na tych braci, którym Pan powierzył jakiś dar! Uważam w pełni za właściwe, żeby ci bracia, którzy mają dary, powstrzymywali się przy uwielbieniu, aby dać miejsce i sposobność innym, by Pan ich mógł użyć. Z całą pewnością nie jest dobrze, jeśli obdarowani bracia wystę¬pują bardzo często i podczas uwielbienia dwa czy trzy razy za¬bierają głos, skoro jest obecnych jeszcze wielu innych braci, którzy powinni się dać Panu używać. Z drugiej jednak strony nie sądzę, aby było dobrze, jeśli bracia, którym Pan powierzył coś szczególnego, powstrzymują się do tego stopnia, iż uwiel¬bienie Pana przybiera niewłaściwy kierunek, lub schodzi na bardzo niski poziom. W każdym razie konieczne jest tu karce¬nie ze strony Ducha.
Zapamiętajmy wszakże dokładnie: schodzenie się na łama¬nie chleba nie jest miejscem na sprawowanie darów. Aby uwiel¬biać w duchu i prawdzie, nie potrzeba jakiegoś szczególnego daru.

Każdemu z osobna

Również w Liście do Efezjan 4 apostoł Paweł mówi o darach, chociaż pod innym kątem. W pierwszych wierszach tego roz¬działu zajmuje się jednością ciała Chrystusowego, mówiąc, co jest wspólne wszystkim członkom. W wierszu siódmym nato¬miast [Efezjan 4,7] wchodzi na inną myśl i mówi najpierw o tym, co zostało dane każdemu z nas z osobna:
„A każdemu z nas dana została łaska według miary daru Chrystusowego".
Mamy tutaj przed sobą Chrystusa jako wielkiego Dawcę. Czyni to ten wiersz oraz następny fragment szczególnie wartościo¬wym. Chrystus każdemu z osobna, według Jego rodzaju i spo¬sobu, daje łaskę. „Każdemu z osobna" - mówi to o indywidualności; strona osobista ma w zamiarach Bożych zawsze pierszeństwo przed zbiorową. Każdy pojedynczy członek ciała Chrystusowego otrzymał zatem dla dobra całości jakąś szczególną funkcję, która jest tutaj nazwana daną mu „łaską". Czy nie cieszysz się tym? Może nie jesteś świadomy tego, że otrzymałeś jakiś dar - w rzeczywistości wiersz ten nie mówi, że tak jest - lecz Chrystus dał ci tę łaskę, czymkolwiek by się ona wyrażała, abyś przez swoją służbę wypełnił tę małą choćby cząstkę, którą On tobie powie¬rzył. Ten dar Chrystusowy można jednak zrozumieć dwojako. Może on oznaczać samo dawanie, jak również to, co jest daro¬wane. W tym drugim przypadku to sam Chrystus byłby tym da¬rem. Nie o to jednak tutaj chodzi. Duch Święty wskazuje raczej na dawanie Chrystusowe, a więc na Jego gotowość do dawania. Chrystus daje każdemu z nas osobno według Swojej miary, a to nie może być inne, jak tylko doskonałe. To, co On daje, jest łaską, która uzdalnia nas do każdej służby. Kierujmy się więc ku temu, abyśmy tą odebraną łaską służyli drugim w miłości!

Wstąpił na wysokość

W następnych trzech wierszach jest nam przedstawione w związku z tymi darami coś nadzwyczaj wzniosłego i zasadni¬czego:
„Dlatego powiedziano: wstąpiwszy na wysokość, po¬wiódł za Sobą jeńców i ludzi darami obdarzył. A to, że wstąpił, cóż innego oznacza, aniżeli to, że wpierw zstąpił do podziemi? Ten, który zstąpił, to ten sam, co i wstąpił wysoko ponad wszystkie niebiosa, aby napełnić wszystkich" (Efezjan 4,8-10).
Dowiadujemy się tutaj najpierw, że jest On tym, który wstąpił, uwielbionym Chrystusem, który dał ludziom dary, lecz zanim mógł je darować, musiał najpierw zstąpić do najniższych cz꬜ci ziemi, musiał pójść na miejsce śmierci, Jego święte ciało musiało zostać złożone do grobu. Mówi o tym wyrażenie w zakończeniu wiersza 9: do najniższych części ziemi. To, co nas więziło, musiał wprowadzić do niewoli. Jest to odniesienie do Księgi Sędziów 5,12, gdzie Barak powróciwszy po uwolnieniu więźniów z Izraela uprowadził do niewoli tych, przez których oni byli uprowadzeni do niewoli.
I my byliśmy kiedyś niewolnikami szatana, lecz przez Swoją śmierć i zwycięskie zmartwychwstanie Chrystus Pan wyzwolił nas z łańcuchów szatana i uczynił nas w Swej mocy naczyniami przeciwko nieprzyjacielowi. Jest tu święta walka przeciwko szatanowi, przeciwnikowi Bożemu i ludzkiemu. Czyż nie jest to wspaniałe, że Pan Jezus Chrystus czyni teraz ludzi, którzy byli niegdyś sami pod panowaniem szatana, narzędziami Swojej mocy prze¬ciwko niemu, aby w tej świętej walce odbierali teren i służyli ku uwolnieniu innych?
W tym celu jednak Chrystus jako człowiek musiał zstąpić do najniższych części ziemi. Czyż nie jest to nadzwyczaj poważne i wzruszające? Tak wzniosły Stwórca niebios i ziemi, musiał stać się człowiekiem, musiał zejść tak głęboko i ponieść śmierć przebłagalną, zanim zerwany został wiążący nas szatański łań¬cuch. Niech Jego imię będzie wysławione! Nie pozostał jednak w grobie: powstał i wstąpił na wysokość ponad wszystkie nie¬biosa. „Ten, który zstąpił, jest to ten sam, który też wstąpił wysoko ponad wszystkie niebiosa". Chociaż Jego wstąpie¬nie na wysokość poprzedzało z konieczności Jego zstąpienie do najniższych części ziemi - właśnie po to, aby dokonać dzieła wykupienia - to wiemy, że jest On punktem wyjściowym wszelkiego błogosławieństwa dla Jego ciała tu na ziemi.
Czy rozważaliśmy już kiedyś śmierć Chrystusa od tej stro¬ny? Że była ona konieczna dla odpuszczenia naszych grzechów? Pojęło to już zapewne wiarą i zrozumiało każde dziecko Boże. To jednak, że jest ona koniecznym warunkiem, by Chrystus mógł dać dary i uzdolnić do służby, nie jest dla nas jasne i ważne. Tymczasem jest to niezwykle ważne. To właśnie pokazuje nam ten fragment. Chrześcijańska służba ma miejsce wyłącznie na podstawie dokonanego odkupienia przez Jego krew i Jego wstąpienia na wysokość. Czym jest służba chrześcijańska? Nie jest ona sprawowaniem chrześcijańskiego kapłaństwa. Służba kapłańska kieruje się od ludzi do Boga i jest w swym najwyż¬szym charakterze uwielbieniem. Wszyscy prawdziwi chrześci¬janie są kapłanami i dostąpili godności, by zbliżać się do Boga. Służba Słowem zaś jest powierzona tylko niektórym i skiero¬wana jest od Boga ku ludziom. Ma ona na celu budowanie ciała Chrystusowego.
W Izraelu nie było czegoś nawet w przybliżeniu podobnego do służby chrześcijańskiej. Było kapłaństwo, nie w tym wyso¬kim, chrześcijańskim sensie, lecz raczej zewnętrzne, obrazo¬we, ale było to kapłaństwo. Natomiast „slużby Słowem" (Dzieje 6,4), w której ci, którzy posiadają dary, przynoszą Słowo Boże do serc ludzkich, nie było. Wprawdzie czytano zakon, a Lewici pouczali lud co do zakonu (Nehemiasza 8,7; 5 Mojżesza 33,10), lecz chociaż podawali sens, „tak, że rozumiano to, co było czyta¬ne", nie znaczy to jednak absolutnie, że wykładano Słowo Boże. Naród żydowski w ciągu siedemdziesięciu lat niewoli w Babilo¬nie zapomniał hebrajskiej mowy i nauczył się aramejskiego. Było więc rzeczą konieczną, by po przeczytaniu zakonu podać po aramejsku sens tego, co przeczytano, aby ci, którzy powró¬cili z Babilonu, mogli zrozumieć poszczególne przykazania Boże i je wykonywać. Służby w sensie chrześcijańskim jednak nie było.
Źródłem tej służby jest Chrystus Pan w niebie, a służba polega na sprawowaniu jakiegoś daru. Ósmy wiersz jest jednak cytatem z Psalmu 68,18 gdzie jednakowoż znajdujemy inne wyrażenie:
„Ty otrzymałeś dary w ludziach" (Efezjan 4,8 - cyt. wg przekładu auto¬ra). Cytat Pawła odbiega daleko od tekstu hebrajskiego, jak też od Septuaginty, przekładu Starego Testamentu na język grec¬ki. Psalm 68, odnoszący się do dni, w których Izrael zostanie przywrócony do chwały, nic nie mówi o darach. Lecz to, co Chry¬stus otrzymuje, bierze w tym celu, aby dać to swemu ludowi. Widzimy to także w Dziejach 2,33 w związku z największym da¬rem, darem Ducha Świętego. Ten wywyższony do prawicy Bo¬żej otrzymał od Ojca obietnicę daru Ducha Świętego, aby Go wylać, co też zobaczono i usłyszano w dniu Pięćdziesiątnicy - Ducha Świętego.
Zauważmy przy okazji naszego wiersza (Efezjan 4,8) ogólną zasadę Sło¬wa Bożego: nowotestamentowe cytaty miejsc starotestamentowych są autorytatywnymi wykładami tych miejsc. Duch Święty zna to, co jest przez Niego Samego napisane lepiej, niż najlepsi współcześni krytycy tekstu Biblii. Godne uwagi przy tym jest, że aramejskie Targom (aramejski przekład Starego Testamentu) oraz syryjska Peschitta podają w tym miejscu: „Tyś ludziom dary darował". Jest więc nad wyraz wielkie to, co Duch Święty chce przedstawić naszym sercom: Pan Jezus Chrystus po dokonanym przez Siebie dziele wstąpił jako uwielbiony człowiek do nieba; tam nie tylko Otrzymał dary, ale też Dał je ludziom na ziemi, aby Jego Zgromadzenie nie miało żadnych braków. On, wywyższony po¬nad wszelkie niebiosa, Jest wielkim Dawcą, prawdziwym Źró¬dłem wszelkiej służby. Napełnia wszystko, nie tylko cały wszech¬świat, ale też cały Boży zamiar, i jako uwielbiony, jest Źródłem błogosławieństw ku zbudowaniu Zgromadzenia. Weźmy to so¬bie mocno do serca.

ON darował

Teraz przejdźmy do samych darów, jakie Chrystus dał swemu Zgromadzeniu:
„I [On] dał jednych jako apostołów, a innych jako proroków, a innych jako ewangelistów i innych jako pasterzy i nauczycieli" (Efezjan 4,11).
Najpierw zauważmy wyrażenie „jednych - innych" w Efezjan 4,7 które wyjaśnia, że dary te nie są dane każdemu członkowi cia¬ła Chrystusowego. Po drugie, należy wskazać na znaczne róż¬nice w związku z darami w 1 Liście do Koryntian 12 oraz w Liście do Efezjan 4. W 1 Koryntian 12 znajdujemy także cudowne dary, jak na przykład dary uzdrawiania i mówienia innymi języka¬mi. Tutaj nie ma tych darów zupełnie. Dlaczego? Ponieważ w Liście do Efezjan główną myślą są dary do budowania ciała Chrystusowego, a do tego nie potrzeba żadnych cudownych darów. One były „znakami, nie dla wierzących, lecz dla nie¬wierzących" (1 Koryntian 14,22). Tu zaś wymieniane są tylko te podstawowe i trwające dary. Poza tym w żadnym miejscu Nowego Testamentu nie mamy kompletnej listy wszystkich darów: ani w i Koryntian 12, ani w Rzymian 12, ani w Efezjan 4.
Ponadto należy też zwrócić uwagę na różnicę w rodzaju samych darów, na co wskazuje użycie różnych słów dla określe¬nia daru. O ile Duch Święty użył w Pierwszym Liście do Koryntian słowa charisma = dar łaski, podarunek łaski, to w Liście do Efezjan 4 używa On w 8 wierszu słowa doma = dar. Pierw¬sze podkreśla, że z darem tym ze strony Boga związana jest Boża łaska, drugie kładzie nacisk na konkretny charakter tego daru.
W 1 Koryntian 12 i 14 otrzymuje się dar łaski, słowo mądrości, sło¬wo poznania lub wiary itd. Znaczy to, że Bóg wkłada do natu¬ralnego uzdolnienia, które od Niego pochodzi i jest jakby naczyniem, jakiś duchowy dar, duchowe uzdolnienie, pewną miarą duchowej mocy. Taka również jest myśl w Ewangelii Ma¬teusza 25,14-30, gdzie Pan rozdaje talenty swoim sługom, „każ¬demu według jego własnego uzdolnienia" (Mateusza 25,15). W Efezjan 4 natomiast ktoś jest darem. Tymi darami są osoby. I tak List do Rzymian pokazuje nam w 12 rozdziale dar łaski (charisma) nauczania, podczas, gdy w Liście do Efezjan 4 mamy dar na¬uczyciela, który w całej swojej osobie jest darem Chrystusa dla Zgromadzenia. Chrystus dał apostołów, nie tylko dary apostol¬skie, dał ewangelistów, nie tylko dary ewangelizacyjne. Takie podejście jest bardzo cenne. Pokazuje nam po pierwsze, że mi¬łość Chrystusa do Zgromadzenia jest tutaj myślą przewodnią; stąd w Liście do Efezjan wszystko wychodzi od Chrystusa w niebie, podczas gdy w 1 Liście do Koryntian Duch Święty jest na ziemi i wszystko sprawuje oraz udziela każdemu, jak sam chce. Po drugie, podejście to jest ściślejsze, bowiem duchowej mocy w kimś nie można chyba miłować, ale za to osobę, którą Chrystus w miłości dał jako dar swemu Zgromadzeniu, można. Wszystko jest ze sobą w doskonałej harmonii, a my potrzebujemy tak jednego, jak i drugiego, by móc odpowiadać myślom Bożym. Lecz zwracanie uwagi na te różnice nie tylko zwiększa nasze poznanie, ale także i naszą wdzięczność, a tym samym radość.
On DAŁ - to cudowny wyraz jego miłości i łaski. Komu dał dary, już zobaczyliśmy: Swemu Zgromadzeniu, Swemu ciału. W prze¬ciwieństwie do urzędów (dozorcy, czyli biskupi, i słudzy), któ¬rych działanie i zadania dotyczą tylko jednej miejscowości, dary dane są całemu ciału. Nie są one związane z daną miejscowo¬ścią (miejscowym świadectwem Zgromadzenia Bożego), i nie są też odpowiedzial¬ne wobec niego, lecz wobec Pana, Który je dał. Teraz chcieliby¬śmy rozważyć krótko, co On darował.


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 19:03

APOSTOŁOWIE - To dar kładący podstawę. Razem z prorokami stanowi podwalinę domostwa Bożego w Duchu, „w czym Jezus Chrystus sam jest kamieniem narożnym, na którym cała budowla jest dobrze razem spojona i wzrasta w świętą świątynię w Panu" (Efezjan 2,20-21).

Oczywiście, podstawa ta nie została założona teraz, przy koń¬cu czasu łaski. Ona jest już od dawna. Ale na tym fundamencie wierzący wciąż są dzisiaj wespół wbudowani, nie na samych sobie, nie w swoich osobach apostołowie i prorocy stanowią ten fundament, ale w tym, czego nauczali w poleceniu Bożym i pod natchnieniem Ducha Świętego. Nauka apostolska z kolei jest zgodna - jakże mogłoby być inaczej? - z Kamieniem Węgielnym, Jezusem Chrystusem, Panem Naszym, Który całej budowli nadaje utwierdzenie i kierunek.
Apostołowie posiadają autorytet i moc, którą powierzył im Bóg według swojej wypowiedzianej woli. I tak apostoł Paweł nazy¬wa się częstokroć „apostołem Jezusa Chrystusa przez wolę Bożą" albo „według rozkazu Bożego" (Efezjan 1,1; 1 Tymoteusza 1,1; 2 Tymoteusza 1,1). Tym autorytetem oraz mocą posługiwali się oni ku dobru Zgromadzenia w czasie jego zakładania. Widzimy to u Piotra w pierwszej części Dziejów Apostolskich oraz u Pawła, gdy wydawał wiążące zarządzenia dla wszystkich miejscowych świadectw Zboru Bożego (np. 1 Koryntian 7,17; 11,34; 16,1) i nakazy Pana (np. 1 Koryntian 14,37) i na mocy swego urzędu ustanawiał starszych w miejscowych świadectwach Zgromadzenia Pańskiego (Dzieje 14,23), a także wprost przeciwstawiał się działalności szatana (np. Dzieje 16,18). U samego apostoła Jana pod ko¬niec pierwszego stulecia chrześcijaństwa widzimy, jak zamie¬rzał okazać swój autorytet względem sprzeciwiającego się czło¬wieka w Zgromadzeniu, kiedy tam przyszedł (3 Jana 10). W obliczu wielu trudności i niebezpieczeństw już wtedy powsta¬jących apostołowie występowali w autorytecie danym im od Boga, wyrażając wskazania chroniące wierzących i podtrzymu¬jące porządek wewnątrz Zgromadzenia. Bogu dzięki! Te zarządzenia posiadamy do dziś - w spisanym Słowie Bożym w No¬wym Testamencie. I nie tylko zarządzenia, ale i całą naukę apostolską. Dałby Bóg, abyśmy tak, jak ci pierwsi chrześcija¬nie, w tym „trwali" (Dzieje 2,42). Jest to dla nas w tych ostat¬nich dniach, w których żyjemy, ochroną i błogosławieństwem.

PROROCY - W odróżnieniu od apostołów, prorocy nowotestamentowi (bo o takich tutaj chodzi, na co jasno wskazuje ko¬lejność w Piśmie: apostołowie i prorocy) nie posiadali żadnej mocy do zarządzania w Zgromadzeniu. Mieli oni natomiast moc duchową do stawiania dusz w Bożym świetle przez Słowo Boże. Na tym jednak się ich rola nie kończyła. Ponieważ wówczas nie był jeszcze spisany cały Nowy Testament, byli oni od czasu do czasu, w zależności od potrzeb i okoliczności, używani przez Boga, aby wśród dzieci Bożych oznajmiać prawdę Bożą, chrześcijańską prawdę, która w dniach początkowych nie była jesz¬cze całkowicie objawiona. Byli oni narzędziami natchnienia Ducha Świętego ku oznajmianiu Jego prawdy Przyjrzymy się temu jeszcze bliżej w następnych naszych rozważaniach. Tacy prorocy byli w miejscowym świadectwie Zboru Bożego w Antiochii (Dzieje 13,1); także Juda i Sylas są tak nazwani (Dzieje 15,32).
Ponadto Bóg używał niektórych proroków po to, by ułożyli Jego Słowo w formie zapisanej, aby je przez to utrwalić. Kiedy czytamy w Liście do Rzymian 16,26 o pismach prorockich, to chodzi tu wyłącznie o pisma proroków nowotestamentowych, co jasno wynika z kontekstu. Łukasz na przykład był takim pro¬rokiem. Użyty on został przez Boga do napisania dwóch ksiąg Nowego Testamentu: Ewangelii oraz Dziejów Apostolskich.
Zarówno Łukasz, jak i Marek nie byli apostołami. Obaj natomiast byli prorokami, aby dodać te księgi do kanonu Nowego Testamentu.
Możemy się uważać za szczęśliwych, że dzięki pisemnej służ¬bie apostołów i proroków posiadamy Nowy Testament! Sam Bóg w Swej nieograniczonej łasce w cudowny sposób Postarał się o to, by nasza wiara mogła spoczywać na pewności i spolegliwości tego, co „jest napisane".
Jeszcze jedno słowo na temat trwania tych darów. Służbę apo¬stolską i prorocką mamy do dziś - w Nowym Testamencie. Apostołów i proroków jako darów uwielbionego Pana już dzisiaj nie ma. Z prostego powodu: fundament został zało¬żony, kanon Pisma Świętego dopełniony. Dlaczego jednak te zasadnicze dary, kładące podwalinę są wymienione razem z trzema pozostałymi w jednym zdaniu, stwarzając wrażenie, że wszystkie pięć pozostało? Odpowiedź zdaje się brzmieć nastę¬pująco: Słowo Boże nigdy nie stwarza pozoru, jakoby do przyj¬ścia Pana miało upłynąć sporo czasu.
To samo widzimy w podobieństwie o dziesięciu pannach (Mateusza 25). Mimo że podobieństwo to obejmuje całą epokę chrześci¬jańskiego świadectwa na ziemi, to Pan Jezus Chrystus tak wszystko tu przedstawia, że panny, które na początku wyszły na spotkanie oblubieńca, były tymi samymi pannami, które następnie do¬świadczyły Jego przyjścia i weszły na to wesele, względnie zna¬lazły drzwi zamknięte. A kiedy siedem zgromadzeń w Objawie¬niu 2 i 3 w Azji Mniejszej otrzymało listy, to listy te są tak ujęte, że nikt nie może z nich wnioskować, jakoby przyjście Pana Jezusa Chrystusa na¬leżało do dalekiej przyszłości. Te siedem listów przedstawia nam przy tym doskonały proroczy obraz całej historii chrze¬ścijańskiego kościoła na ziemi w jego poszczególnych stadiach.

EWANGELIŚCI - Przy trzech trwających darach ewangeliści są wymienieni jako pierwsi. Znajdują się na pierwszym miej¬scu, przed pasterzami i nauczycielami choćby dlatego, że to przez ich służbę dusze najpierw zostają przyprowadzone. „A jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje?" - pytał apo¬stoł Paweł w Liście do Rzymian 10,14. Ewangelista jest bardzo cennym darem. Występuje wobec tego świata, aby ogłaszać dobrą nowinę. Posiada przy tym duchową zdolność pociągania niewierzących ludzi przez Słowo Boże do Pana Jezusa Chrystusa. Nie ozna¬cza to jednak, że przekonuje ich jakimiś sztuczkami. Zgoła przeciwnie: w taki sposób przedstawia Zbawiciela, że zostają przez Niego pociągnięci. Rzeczywiście, to niezwykle błogosławiony dar! Pierwotnie zakresem pracy ewangelisty był świat; dzisiaj dokonuje on swej służby wielokrotnie w chrześcijaństwie, co z całą pewnością nie jest łatwiejsze. Jednakowoż jak przedtem, tak i dzisiaj zarzuca on swoją sieć ewangelii do morza i wycią¬ga z różnych gatunków na brzeg (Mateusza 13,47). Wybieranie „do¬brych naczyń" jednak nie jest już jego zadaniem. To prowadzi nas do dwu pozostałych darów.

PASTERZE I NAUCZYCIELE - Te dwa dary połączone są w tekstach rękopisów wspólnym rodzajnikiem, co wyraża ich współprzynależność. Cechuje je w istocie pewne pokrewieństwo i są one ze sobą ściśle połączone. Czasami dary te występują w jednej i tej samej osobie; mimo to nie są jednym i tym samym.

Dar pasterza jest bardzo rzadkim darem. Pasterz idzie za pojedynczymi duszami, pasie ich i poucza, szuka rozproszonych, stosuje prawdę według okoliczności i stanów poszczegól¬nych dusz. To pokazuje nam, że musi on posiadać dobrą znajo¬mość prawdy. Wie też, jak oddziaływać na sumienia i z mocą napominać. Służba pasterza wykonywana jest niemal całkowi¬cie w ukryciu. Opiekuje się on tym, co chore (duchowo), jesz¬cze zanim pozostali to zauważą, nim się to rozszerzy. Wznio¬słym wzorem w takiej służbie jest „wielki pasterz owiec" (Hebrajczyków 13,20). Ach! - westchnienie wyrywa się nam podczas roz¬ważania tego, czym jest taki pasterz. Obyśmy mieli wielu ta¬kich pasterzy! Są oni dla Zgromadzenia Bożego nieocenioną wartością.

Natomiast nauczyciele sprawują swoją służbę w większej części publicznie. O ile pasterz jest bardziej zajęty duszą, nauczyciel zajęty jest Słowem Bożym. Jego błogosławionym za¬daniem jest przedstawianie Słowa Bożego i jego nauk tak, jak i Samego Pana Jezusa w Jego pięknie i doskonałości, aby pobudzić zrozumienie dzieci Bożych w tej sferze. Korzystanie bo¬wiem z Boskich rzeczy jest możliwe jedynie wówczas, kiedy się je w jakimś stopniu zna. „Abyśmy znali te rzeczy, które nam są od Boga darowane" (1 Koryntian 2,12). Można to z powodzeniem odnieść do służby nauczyciela. Posiada on zdolność wykłada¬nia nawet głęboko sięgających myśli i powiązań Pisma w spo¬sób prosty i korzystny, dzięki czemu każdy może je zrozumieć i za nimi nadążyć. Jednym z zadań, którego nie sposób przece¬nić u nauczyciela, jest też zważanie na jedność nauki i na zdrową naukę pośród dzieci Bożych, aby błędy zostały rozpo¬znane i zdławione w zarodku. Jedynym w swym rodzaju przykładem jest wielki Nauczyciel, który powiedział: „Wy jednak nie pozwalajcie się zwać Rabbi... jeden jest bowiem Mi¬strzem (nauczycielem), Chrystus..." (Mateusza 23,8-10). Godnym zapamiętania dla nauczycieli jest fakt, że i oni tylko „po cz꬜ci" poznają (1 Koryntian 13,9), co będzie utrzymywało ich w skrom¬ności i pokorze.

Cel darów

W mowie apostoła poświęconej darom pokazany jest nam wiel¬ki cel, w jakim zostały one dane:
„Aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej" (Efezjan 4,12-13).
Zwróćmy uwagę na kolejność: najpierw wymieniony jest wiel¬ki, bezpośredni cel - ku dopełnieniu świętych, a potem nastę¬pują dwa dalsze, bardziej pośrednie cele, które są podporząd¬kowane temu pierwszemu - dla dzieła służby oraz dla zbu¬dowania Ciała Chrystusa.
Odróżnienie pierwszego celu od dwóch pozostałych w wierszu 12 staje się wyraźne dzięki zastosowaniu przyimków przed poszczególnymi członami: pierwszy raz powiedziane jest „ku" (gr. pros), a potem dwukrotnie „dla" (gr. eis) lub „ze względu na". Pierwszy cel, dopełnienie świętych, jest nieco wyniesiony. Dlatego mówiłem o dwu ostatnich jako celach pośrednich, pod¬porządkowanych pierwszemu. Usługiwanie darami ma służyć ku dopełnieniu świętych, a ze względu na dzieło służby - zbu¬dowaniu ciała Chrystusowego.
Szczególnym, bezpośrednim zamiarem Chrystusa w sprawowaniu tych darów jest więc dopełnienie świętych, czyli ich praktyczne doskonalenie, przekształcenie ich w Jego obraz, dopiero potem zaś różne formy służby oraz wzrost jego ciała.
Jest to nadzwyczaj cenne: Bóg ma w sercu przede wszystkim błogosławieństwo jednostki. Od tego zaczyna. Wspólna, zbio¬rowa strona, wspólne błogosławieństwo następuje po tamtym. Jest ono zawsze wynikiem tego, że Bóg pobłogosławił jednost¬ki. Nigdy nie jest odwrotnie. Widzimy to już w pierwszym roz¬dziale Listu do Efezjan. Zaraz na wstępie jest mowa o wybraniu pojedynczych wierzących przed założeniem świata oraz o wszel¬kich duchowych błogosławieństwach, jakimi są oni ubłogosławieni w Chrystusie. Dopiero pod koniec tego rozdziału Duch Święty przechodzi do mowy o ciele Chrystusa.
Dopełnienie świętych jest obiektem najbliższym sercu Chrystusowemu, i powinno takim być także dla naszych serc. W rze¬czywistości nie jest też żadnym marnowaniem czasu ani ener¬gii, jak to niektórzy uważają, zajmowanie się dalszym prowadzeniem świętych, aby ich dalej prowadzić do lepszego zrozumienia związku, w jaki zostali wprowadzeni z Chrystu¬sem, Głową, oraz wzajemnie ze sobą.
Przechodzimy tym samym do dalszego celu, z powodu które¬go wywyższony Pan dał Swemu Zgromadzeniu apostołów, pro¬roków, ewangelistów, pasterzy i nauczycieli: celem tym jest zbu¬dowanie ciała Chrystusowego, to znaczy tworzenie oraz wzrost ciała Chrystusa. Chciałbym tutaj wskazać na pewien punkt, częstokroć pomijany: również i tu służba ewangelisty zgodnie z zamiarem Pana stanowi podstawę dla budowania cia¬ła. Tzn. ze względu na nie ma się ją wykonywać. Jeśli nie będzie się tego brać pod uwagę, służbie tej będzie brakować praw¬dziwego Boskiego celu, a tym samym istotnej cechy Boskiej służ¬by. Pan Jezus nie tylko chce ratować dusze, aby je potem pozo¬stawiać osobno samym sobie, lecz Jego celem jest tworzenie i budowanie Swojego ciała. Chce On, aby zbawieni rozpoznali swoje zależności w tym ciele, korzystali z nich i praktycznie je urzeczywistniali. Z pewnością służba ewangelisty nie polega na przedstawianiu nauki. Ewangelista jednak winien zachowy¬wać ten cel w swoim sercu, jeśli chce kiedyś otrzymać pełną pochwalę od Swego Mistrza. Tylko w taki sposób będzie on w swym głoszeniu zachowany od liberalnych dróg i od liberalne¬go ducha.
W wielu kręgach wierzących na pierwszym, i to absolutnie na pierwszym miejscu, stoi pozyskiwanie dusz, a głoszenie ewangelii jest dla wielu „służbą" z konieczności. To natomiast, że myśli Pana w pierwszej kolejności zajęte są Jego świętymi i ich dalszym prowadzeniem w wierze, bywa częściowo lekce¬ważone. Nie chcemy stawiać jednego przeciwko drugiemu, lecz dowiadujemy się tutaj, że prawdziwa służba według Jego myśli to nie przede wszystkim ogłaszanie ewangelii jako celu, ale „do¬pełnienie świętych" (wyrażenie to jeszcze wyjaśnimy).
Już trzy podobieństwa w Ewangelii Mateusza 24 i 25 oraz kolejność, w jakiej Pan Jezus Chrystus je podaje, objawiają ten sam priorytet. W podobieństwie o wiernym i niewiernym słudze, które wystę¬puje na pierwszym miejscu (Mateusza 24,45-51), Pan Jezus Chrystus pokazuje, co ceni w wiernym i mądrym słudze: to, że daje on ludziom swego domu pokarm we właściwym czasie. Dobry sługa miał równocześnie staranie o „dopełnienie świętych"; dlatego też Pan postawił go nad całym Swoim mieniem. Potem następuje podobieństwo o dziesięciu pannach, dopiero na trzecim miejscu zaś podobień¬stwo o talentach, które mówi o czynnościach skierowanych bar¬dziej na zewnątrz. W myśli Pana nie ma pierwszeństwa głosze¬nie ewangelii, jakkolwiek jest ono bardzo ważne i nie można go zaniechać, lecz budowanie tych, którzy są Jego, „Jego domow¬ników". To, że w czasie musi oczywiście najpierw mieć miejsce głoszenie ewangelii, oraz że zdobywania dusz nie wolno w żadnym wypadku zaniedbywać, jest jasne i nie ma nic wspólnego z omawianą tutaj zasadą, dotyczącą pierwszeństwa.
Aby więc jeszcze raz poruszyć kwestię dopełnienia świętych, co rozumie się przez to dopełnienie? Oczywiście, nie do¬skonałość, którą znajdujemy przy pochwyceniu. Greckie słowo dla „dopełnienia" - katarismos, oznacza przygotowanie. Le¬karze używają tego słowa dla nastawienia zwichniętych koń¬czyn. Odpowiedni czasownik (katartizo = uczynić dopełnio¬nym, dopełnić braki) występuje na przykład w 1 Liście Piotra 5,18: „On Sam was przysposobi", a w Ewangelii Mateusza 4,21 użyte jest do określenia naprawiania sieci. To zaś zupełnie wy¬raźnie wyjaśnia, co Pan ma na myśli w dopełnieniu świętych: Chce On uzupełnić wszystko to, czego im brakuje, przywieść znowu na swoje miejsce, to, co w nich jest nie uporządkowane. Dlatego Pan Jezus Chrystus dał te dary, aby każdy z tych, którzy są Jego, mógł bez przeszkód wzrastać i rozwijać się i aby wszystko to w nich, co nie odpowiada Jego myślom, zostało uporządkowa¬ne. Jakaż to uszczęśliwiająca myśl: cel Chrystusa, osobiste udo¬skonalenie i błogosławieństwo tych, którzy są Jego, nie może i nie będzie uchybiało. Zgromadzenie jako odpowiedzialne świa¬dectwo może zawieść, Chrystus natomiast nie zawiedzie nigdy.
W tej mierze, w jakiej każdy pojedynczy wierzący wzrasta według miary Chrystusowej, będzie też zbudowane całe ciało. Każdy członek ciała, według swojej miary przyczynia się do wzrostu tego ciała (Efezjan 4,16). Bóg chce, abyśmy wszyscy przez tę służbę doszli „do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do dorosłego męża, do miary pełnego wzrostu pełni Chrystusowej". Istnieje praktyczna jedność, jedność w myśleniu, o jakiej mówi apostoł, która zostanie wywołana, gdy wierzący pozna chrze¬ścijańską prawdę i Samego Syna Bożego tak, jak Jest On obja¬wiony w Słowie Bożym. Nie myślmy ani nie mówmy lekceważą¬co o poznaniu, jakby było ono czymś drugorzędnym albo niebezpiecznym! Wręcz przeciwnie, nic nie poprowadzi nas rze¬czywiście naprzód, nic nie uczyni nas pokornymi, jak tylko po¬znanie tego, co Bóg objawił o Sobie w Swoim Synu. Dlatego nie potrafimy się dość zajmować darem wiary, jaka została nam, chrześcijanom, powierzona. Nie możemy nigdy dość wzrastać w łasce i w poznaniu Syna Bożego. On Jest ośrodkiem każdej prawdy, On Sam Jest Prawdą. Nie można osiągnąć rzeczywistej, praktycznej jedności pomiędzy tymi, którzy są Jego, inaczej, jak tylko poprzez serca, które są zajęte Chrystusem. Ułożone przez ludzi wyznania wiary nigdy tego nie sprawią, przeciwnie, dzielą. Wolą Bożą jest, abyśmy w poznaniu Jego Syna osiągnęli pewien wzrost: „A jeśli o czymś inaczej myślicie, i to wam Bóg ob¬jawi" (Filipian 3,15).
Oby Pan sprawił, aby rozważanie tych wierszy z Bożego Słowa prowadziło nas do tego, byśmy „we wszystkim wrastali w Niego, który jest Głową, w Chrystusa" (Efezjan 4,15). I miej¬my wciąż na uwadze, co zobaczyliśmy już wcześniej, Chrystus, Głowa ciała ma szczególną mi¬łość do Swego Zgromadzenia (Efezjan 5,25-29), na którą każdy z członków może liczyć w każdych okolicznościach i o każdym czasie! W tej delikatnej miłości On karmi i pielęgnuje Swoje wła¬sne ciało. Może używać do tego darów albo zasilających sta¬wów - w tej miłości On nie zapomni. Wszystko, co posiada i czym jest, dał Zgromadzeniu. Miłuje je jak Siebie Samego. To właśnie czyni wspólne zgromadzanie [schodzenie] się dzieci Bożych, mające charakter Zgromadzenia, tak wielce drogocennym. Jest to prze¬cież ta scena, gdzie miłość Chrystusa do własnego Zgromadzenia w delikatnym, nigdy nie kończącym się staraniu o nich, znaj¬duje szczególny wyraz! W dalszych rozważaniach chcemy zająć się tym błogosławionym przedmiotem nieco bliżej, chociaż z tro¬chę innego punktu widzenia.
Przedtem jednak pragniemy podjąć kwestię, która była ważna na początku, a od której w wielkich systemach chrześcijań¬skich niestety daleko się odeszło, mianowicie: kto powołuje do służby Pańskiej.

Powołanie sługi

Widzieliśmy już kto daje dary Zgromadzeniu:
uwielbiony Człowiek, Jezus Chrystus w górze, w niebie. Tym samym powinno być jasne, kto powołuje poszczególne sługi do służby w winnicy Bożej. Mimo to chcielibyśmy z powodu waż¬ności tego przedmiotu chwilę przy nim się zatrzymać i spojrzeć najpierw nieco wstecz.
Kiedy Pan Jezus przebywał na ziemi i zamierzał się otoczyć gronem uczniów, padły znaczące słowa: „I wstąpił na górę i wezwał tych, których Sam chciał, a oni przyszli do Niego. I powołał ich dwunastu, żeby z Nim byli i żeby ich wysłać na zwiastowanie ewangelii" (Marka 3,13-14). Słowa te dają jasno do zrozumienia, że nikt inny, jak tylko Sam Pan Jezus Chrystus po¬wołał dwunastu do Swojej służby i wysłał ich w stosownym cza¬sie, by głosili. „Tych, których zechciał" - przy powołaniu dwunastu zatem chodziło o Jego wolę.
Następnie czytamy: „Tych dwunastu posyłał Jezus" (Mateusza 10,5) oraz: „A On przywołał dwunastu do Siebie; i rozsyłał ich po dwóch" (Marka 6,7). W zgodności z tym Pan Jezus mówi w Ewangelii Jana 6,70: „Czy nie dwunastu was wybrałem? Ale jeden z was jest diabłem". Wybrał ich Sam, nikt inny. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. A jednak jeden z nich był diabłem - Judasz Iskariota.
Wnioskuje się niekiedy z tego słowa, jakoby ktoś z wybranych Bożych mógł pójść na zatracenie. Musimy jednak, co leży mi bardzo na sercu, jasno widzieć kwestię wybrania i umieć jasno rozróżniać, kto jest wybranym i do czego wybranym, inaczej bowiem dojdziemy do zupełnie błędnych wniosków. Kiedy Bóg Ojciec wybiera, jak to mamy w Liście do Efezjan 1,4 oraz w 1 Liście Piotra 1,2, wtedy chodzi o wieczne wybranie tych, którzy są Jego, o przeznaczenie ich do synostwa. Wszyscy, którzy w Chrystusie są wybrani przed założeniem świata, osiągną ten cel przeznaczenia, jak to całkiem jasno i jednoznacznie przed¬stawia List do Rzymian 8,29-30. Złoty łańcuch, który zaczyna się słowami: „Bo tych, których [Bóg] przedtem znał,przeznaczył...", kończy się triumfalnie: „tych też uwielbił".
Kiedy zaś Pan Jezus Chrystus na tej ziemi wybiera, nie ma to wówczas w ogóle nic wspólnego z wybraniem przed założeniem świata, lecz jest to wybranie do służby na tej ziemi. W tym sensie Ju¬dasz Iskariota był wybranym - do służby Mesjasza tu na ziemi, mimo że Pan Jezus Chrystus dokładnie wiedział, iż Judasz jest diabłem. O nie, Judasz absolutnie nie był na nowo narodzony, nigdy nie pokutował. Można bowiem wykonywać na ziemi jakąś służbę, a mimo to iść na wieczną zgubę. Judasz Iskariota jest tego wyraźnym przykładem.
Pan Jezus Chrystus zatem Sam wybrał Sobie dwunastu. Mógł powie¬dzieć: „Ja wiem, których wybrałem" (Jana 13,18). Czy ta za¬sada zmieniła się wraz ze śmiercią Pana i z Jego zmartwych¬wstaniem oraz wniebowstąpieniem? Spojrzymy w tej myśli pod koniec Dziejów Apostolskich 1, gdzie chodziło o wypełnienie pustego miejsca po Judaszu Iskariocie pomiędzy dwunastoma: „Trzeba więc, aby jeden z tych mężów, którzy chodzi¬li z nami przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał miedzy nami, począwszy od chrztu Jana, aż do dnia, w którym od nas został wzięty w górę, stal się wraz z nami świadkiem Jego zmartwychwstania. I wskazali dwóch: Józefa, zwanego Barsabą, którego też nazywano Justem, i Macieja. Potem modlili się tymi słowy: Ty, Panie, który znasz serca wszystkich, wskaż z tych dwóch jednego, którego Obrałeś, aby zajął miej¬sce w tej służbie i w posłannictwie, któremu sprze¬niewierzył się Judasz, aby pójść na miejsce swoje. I dali im losy; a los padł na Macieja, i został dołą¬czony do grona jedenastu apostołów" (Dzieje 1,21-26).
I tutaj całkiem wyraźnie widać, że nie miał tu miejsca żaden ludzki wybór. Przedstawiono tylko dwóch. Prawdopodobnie nie było pomiędzy uczniami wielu, którzy posiadali znamiona apo¬stołów, takich, co począwszy od chrztu Janowego byli cały czas przy Panu i byli także świadkami Jego zmartwychwstania. A więc wysunęli tylko dwóch. A kto teraz wybiera? Człowiek czy Pan Jezus Chrystus?
Nie jest to według myśli Bożych, jeśli my, ludzie, jeśli Zgromadzenie lub jakiekolwiek gremium wybiera mężów dla służby Pańskiej. Pan Jezus Sam zleca służbę; On udziela darów du¬chowych i On wyposaża Swoje sługi w potrzebną moc i mądrość. „Proście więc Pana żniwa, aby wysłał robotników na żniwo Swoje” (Mateusza 9,38). To stało się tutaj. Kto więc jest Panem żniwa? Bóg Ojciec? Samo to nie jest właściwe. Panem żniwa jest Pan Jezus Chrystus – Bóg Syn, do Którego uczniowie zwrócili się w modlitwie: „Potem modlili się tymi słowy: Ty, Panie, który znasz serca wszystkich, wskaż z tych dwóch jednego, którego obrałeś". Nie modlili się do Boga Ojca, ale do Pana Jezusa Chrystusa – Syna Bożego i mó¬wili, aby On wybrał. Taka jest do dzisiaj zasada powoływania sług. Pan Jezus decyduje z nieba - bowiem w tamtym czasie był On już uwielbiony po prawicy mocy Bożej - kto na tej ziemi ma być Jego sługą, Jego służącym, niewolnikiem. On zleca służ¬bę (1 Tymoteusza 1,12). Uwielbiony Pan Jezus Chrystus daje, jak to już widzieliśmy, z nieba Swojemu Zgromadzeniu dary ku zbudowaniu: apostołów, proroków, ewangelistów, pasterzy i nauczycieli (Efezjan 4,11). Bóg odłączył Pawła już od łona matki i powołał (Galacjan 1,15). To za¬wsze Bóg, Pan Jezus Chrystus Jest Tym, Który powołuje i Kto daje zadania, nigdy człowiek.
Ale jeśli Pan Jezus Chrystus już na ziemi przed wyborem dwunastu apostołów modlił się (Łukasza 6,12), to jakże stosownym było, żeby i oni się „modlili". Możemy przypuszczać, że Piotr był tym, któ¬ry prowadził tę publiczną modlitwę. Modlitwa ta jest przykła¬dem bezpośredniości i prostoty. Uczniowie zwracają się do Pana Jezusa Chrystusa i wierzą, że On już wybrał zgodnie z Samym Sobą. Jak wiele możemy się z tego nauczyć!
Wtenczas rzucono losy. Po tym poznajemy, że Duch Święty jeszcze w czasie o którym mówią tu Dzieje Apostolskie nie Przyszedł. Rzucanie losów jest metodą z czasu pod zakonem, służącą do rozpoznania woli Bożej. Możemy ją zna¬leźć w wielu miejscach Starego Testamentu, na przykład w Przy¬powieściach Salomona 16,33: „Losem potrząsa się w zanadrzu, lecz jego rozstrzygniecie zależy od Pana". Także w sprawie z Achanem oraz podczas podziału ziemi za Jozuego rzucano losy, a później będzie się to znowu działo, o czym mówi Księga Ezechiela 47. Jednak w czasie, kiedy Duch Święty jest na zie¬mi, absolutnie nie rzuca się losów w celu rozeznania woli Bo¬żej. Mamy dokończone Słowo Boże w rękach, a ono objawia nam wolę Boga. Nie potrzebujemy rzucać losów, gdyż Pan Jezus Chrystus chce nam oznajmiać swoją wolę przez Ducha Świętego za pomocą Słowa Bożego – Biblii Świętej. Tu jednak zauważmy, że oni nie mieli jeszcze tej chrze¬ścijańskiej postawy, gdyż Duch Boży jeszcze nie przyszedł.
Rzucali więc losy, co według tamtejszego czasu było całkowi¬cie zgodne z Bożym zamysłem. Pan kierował losami i uczynił przez to niedwuznacznie jasnym, kogo On widział do tej służ¬by Jeśli dzisiaj nie rzucamy losów, to On wyjaśni należycie przez Swego Ducha Świętego, kogo powołuje do służby - wskaże to wyraźnie, nie tylko danemu słudze, lecz także otaczającym go braciom. Widzimy to niezwykle jasno i winni to sobie wziąć do serca w szczególności ci bracia, którzy uważają, że Pan Jezus Chrystus powołuje ich całkowicie albo do jakiegoś szczególnego zadania w Swojej służ¬bie. Winni oni mieć na uwadze, że dla siebie samych są najgor¬szymi sędziami. Niektórzy mniemali, że usłyszeli wołanie Pana i łudzili się, nie zważając na sygnały ostrzegawcze ze strony otaczających braci, czego wynikiem było zniesławienie Pana. Właśnie dzisiaj, gdy tak szafuje się „powołaniem od Pana" i tak często się go używa, aby przykryć samowolną służbę, służbę na wzór Kaina, winniśmy na tę zasadę zwracać uwagę i mieć ją w świadomości.
Nie ma więc żadnej wątpliwości, że jedynie On, Pan Jezus Chrystus powołuje i po¬stanawia do służby. Nie ma także wątpliwości, że On również uczyni to jasnym także dla innych, iż taka jest Jego wola. Pięk¬ny przykład tego widzimy w Dziejach Apostolskich 13,2: „Pod¬czas kiedy oni służyli Panu i pościli, rzekł Duch Święty: Odłączcie mi Barnabę i Saula do tego dzieła, do jakiego Ja ich Powołałem”. Duch Święty uczynił jasnym Swój zamiar względem tych dwóch nie tylko im samym, lecz podał to też do wiadomości innych braci w Antiochii. To, że to właśnie Duch Święty powołał tych dwóch mężów w dziele Pańskim do pierw¬szej podróży misyjnej, podkreśla wyraźnie czwarty wiersz: „Oni więc, wysłani przez Ducha Świętego...". Jakże piękne jest też to, co krótko przedtem czytamy: „Nałożyli na nich ręce i wy¬prawili ich" (Dzieje 13,3).
Zjednoczenie się Zgromadzenia ze sługą i z jego zadaniem jest nie tylko czymś pięknym, lecz ma też nadzwyczajną doniosłość dla samego sługi. Świadomość, że zostali oni przez braci w Antiochii „poruczeni łasce Bożej do tego dzieła, które wykona¬li" (Dzieje 14,26; por. też 15,40), musiało obu tych pracowni¬ków w ich częstokroć niebezpiecznej i pełnej niedostatków służbie wewnętrznie posilać. Jakże wiele tracą ci, którzy nie posiadają tego kosztownego działu, by być poruczonymi przez miejscowych braci łasce Bożej do wykonywania tego dzieła. Brakuje im, czego dowiodło doświadczenie (i nie może być ina¬czej), wciąż tej głębi wewnętrznego pokoju, tego spokojnego opanowania, jakie towarzyszyły społeczności świętych.
Nawet sam Tymoteusz otrzymał swój nadzwyczajny dar wraz z włożeniem rąk starszych (1 Tymoteusz 4,14). Został mu on udzie¬lony przez nałożenie rąk samego apostoła (2 Tymoteusz 1,6), ale odebraniu darów towarzyszyło nakładanie rąk starszych. W ten sposób na nowo rozpoznajemy, że w Słowie Bożym stale obec¬ne są obydwie strony prawdy.

Ordynacja

Czy zatem Pismo nie zna żadnych ludzkich ordynacji, żadnego powoływania ani wyznaczania przez ludzi? Jeśli chodzi o po¬wołanie sług Słowa, o udzielanie darów duchowych, musimy na to pytanie - zobaczywszy wszystko to, o czym jest mowa w Nieomylnym Słowie Bożym - Biblii - odpowiedzieć kategorycznie przecząco. Tylko Pan Jezus Chrystus, i tylko Duch Święty wysyła, nigdy człowiek. Uprawnienie i prawo do wyko¬nywania jakiegoś daru wynika tylko i wyłącznie z tego, że Pan je darował. Wszelka ludzka ordynacja jest całkowicie wyklu¬czona. Na żadnym miejscu Nowego Testamentu nie słyszymy o tym, żeby ktoś został przez jakiegoś człowieka ustanowiony, oddelegowany czy też wysłany do głoszenia Słowa.
Szczepan, tak samo jak Filip, był jednym z siedmiu, którzy zostali wyznaczeni do obsługiwania stołów (Dzieje 6,1-6). Po¬tem jednak widzimy, jak nagle - bez jakiejkolwiek ordynacji ze strony człowieka, bez najmniejszego śladu apostolskiego za¬twierdzenia, bez wkładania rąk - czynił on wielkie znaki i cu¬da pomiędzy ludem i spełniał jako nauczyciel tak wzniosłą służ¬bę, że nikt nie był w stanie oprzeć się mądrości i Duchowi, z jakim przemawiał. Podobnie Filip, którego Łukasz nazywa póź¬niej „ewangelistą" (Dzieje 21,8), rozpoczął swą służbę ewangelizacyjną i głosił Chrystusa bez jakiejkolwiek ludzkiej ingerencji (Dzieje rozdz. 8). Kto tych dwóch mężów do tego ordynował? Kto im dał upo¬ważnienie, by rozpoczęli naraz taką duchową służbę, która nie miała nic wspólnego z obsługiwaniem stołów, do czego zostali oficjalnie wybrani? Przecież służba głoszenia Słowa wykraczała daleko poza obsługiwanie stołów. Upoważnił ich do tego Pan Jezus Chrystus, nikt inny! Czy słyszymy tam jakiekolwiek zastrzeżenia ze stro¬ny apostołów co do tego, że nikt w tej sprawie ich nie pytał? Zupełnie przeciwnie! „A gdy apostołowie w Jerozolimie usły¬szeli, że Samaria przyjęła Słowo Bose, wysłali do nich Pio¬tra i Jana, którzy przybywszy tam, modlili się za nimi, aby otrzymali Ducha Świętego" (Dzieje 8,14-15). W jakiej Boskiej har¬monii jest wszystko ze sobą, jeśli Duch Święty może działać w wolności!
Sam wielki apostoł narodów. Paweł, nie myślał absolutnie o tym, żeby się wtrącać do praw Pana, co się tyczy wysłania Jego sług do służby. Wprawdzie uważał za całkowicie słuszną rzecz, aby Apollos poszedł do Koryntu, ale sam nie dawał żadnych wskazówek dotyczących wykonywania tej służby, i nie mógł też żadnych dać (1 Koryntian 16,12). Mógł go zachęcająco namawiać, ale nie mógł mu rozkazać. Pojedynczy sługa bowiem był i jest wol¬ny, aby czynić to, co chce Jego Pan. Widocznie Apollos uważał, że czas dla jego odwiedzin w Koryncie jeszcze nie nadszedł i „W żaden sposób nie chciał tym razem pójść, przyjdzie jednak, gdy będzie czas po temu". Potwierdza to Paweł w nadzwyczaj miły sposób.
Zgromadzenie zaś i poszczególni bracia winni byli takich pracowników przyjąć, „wyruszyli oni bowiem dla imienia Jego" (3 Jana 7-8). To wystarczyło. Było to jedyne i zarazem najlep¬sze wytłumaczenie się ze swojego postępowania. Byli oni pró¬bowani według tego, co przynosili. Jeśli przynosili prawdę, wte¬dy należało ich przyjąć. To pokazuje nam Trzeci List Jana. Jeśli ktoś nie przynosi nauki Chrystusowej, wtedy sama niewiasta i jej dzieci musiały takiego odsunąć i nie dawać żadnego nawet pozoru przyjaźni względem niego. To pokazuje nam z kolei Dru¬gi List Jana (wiersze 10 i 11). W takich przypadkach jest to i dzi¬siaj naszym obowiązkiem.
„Ale - padało już nieraz takie pytanie - czy istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś nie jest wcale posłany od Pana albo nie ma wcale daru od Pana?" Oczywiście, może to mieć (i miało już) miejsce. Ktoś może jednak również swój dar nadmiernie cenić i spowodować niejedną trudność przez niewłaściwy uży¬tek swego daru. Ale bądźmy pewni, że prędzej czy później Pan Jezus Chrystus, Który stoi ponad wszystkimi, ujawni te rzeczy. Może to nastą¬pić za sprawą duchowych braci albo Zgromadzenia. Okaże się wszak także prawdą, że to, co jest naprawdę od Boga, ukaże się i zostanie uznane. Ludzka ordynacja nie jest Bożym środ¬kiem do zapobiegania cielesnym wystąpieniom. Sama ludzka ordynacja jest cielesnym działaniem i już sama w sobie jako taka jest złem, a jako zło nie nadaje się do zapobiegania złu.

A przecież w Nowym Testamencie istnieje coś na kształt ordynacji. Musimy jednak dobrze uważać, kto to czynił oraz w jakim celu się to działo. Jeśli chodzi o tego, kto: jedynie aposto¬łowie i ich bezpośredni wysłannicy (np. Tytus) mogli w pew¬nych przypadkach wybrać i wyznaczyć kogoś do zadania. Co się zaś tyczy, do czego: jedynie starsi oraz słudzy (diakoni) zo¬stali wybrani i ustanowieni. Dowodzą tego następujące miejsca:
„A gdy przez wkładanie rąk wyznaczyli im w każ¬dym zborze starszych, wśród modlitw i postów poruczyli ich Panu, w Którego uwierzyli" (Dzieje 14,23).
„Pozostawiłem cię na Krecie w tym celu, abyś uporządkował to, co pozostało do zrobienia, i ustanowił po miastach starszych, jak ci nakazałem" (Tytusa 1,5).
Według Pisma Świętego żadne miejscowe świadectwo Zgromadzenia Bożego nigdy nie wybie¬rało sobie samo starszych ani ich nie ustanawiało. W przypad¬ku tych siedmiu, którzy zostali przeznaczeni do zewnętrznej służby wśród świętych w Jerozolimie, rzecz miała się nieco ina¬czej. Byli oni wprawdzie, jak to już widzieliśmy w związku ze składkami Zgromadzenia (Dzieje 6,5), wybrani przez Zgromadzenie. Jednakowoż i ci mężowie zostali w końcu postawieni nad czuwaniem w tej sprawie (Dzieje 6,3). Był to autorytet apostol¬ski, który nadał im oficjalnie to miejsce.

Wkładanie rąk

W żadnym miejscu Pisma Świętego wkładanie rąk nie miało do czynienia z ordynacją do głoszenia Słowa. Jest ono tak w Starym, jak i w Nowym Testamencie znakiem utożsamienia się, błogosławieństwa i społeczności ze strony tych, którzy przeby¬wają przed obliczem Bożym i dzięki temu mogą liczyć na jego błogosławieństwo i przychylność. Pan Jezus Chrystus wkładał ręce na¬wet na chorych i dzieci i błogosławił ich. Oczywiście, nie ma to nic wspólnego z przekazywaniem duchowego czy kościelnego autorytetu. Kiedy Barnaba i Saul zostali wysłani przez Ducha Świętego, wtedy bracia z Antiochii zjednoczyli się z tym dzie¬łem i z jego wykonawcami, wkładając na nich ręce (Dzieje 13,3). To już zobaczyliśmy. Jeśli upodobało się Panu Jezusowi Chrystusowi w jakimś szcze¬gólnym przypadku udzielić komuś przez włożenie rąk aposto¬ła Pawła daru duchowego (2 Tymoteusza 1,6), to co to ma wspólnego z ordynacją do służby Słowem? Całkiem jawnie i wyraźnie tyle, co wówczas, kiedy to upodobało się Panu w innym przypadku dać dwunastu mężom wierzącym, przez włożenie rąk aposto¬ła, Ducha Świętego (Dzieje 19,6). A kto by sobie dzisiaj mógł przypisać uczynienie jednego czy drugiego?
W związku z tym nadzwyczaj interesujące i pouczające jest zobaczyć - niech czytelnik wybaczy powtórzenie! - jak święty kronikarz Łukasz interpretuje wkładanie rąk braci z Antiochii w 14 rozdziale Dziejów Apostolskich: „Stamtąd zaś odplynęli do Antiochii, gdzie zostali poruczeni łasce Bożej ku temu dziełu, które wykonali" (Dzieje 14,26). Taki więc był sens i znacze¬nie wkładania rąk przez braci: nie ordynowanie do dzieła, lecz poruczenie łasce Bożej dla tego dzieła. Jakie to proste i pięk¬ne!

Starsi

Starsi byli wprowadzani wyłącznie przez apostołów albo przez upoważnionych przez apostołów. Dzieje Apostolskie 20,28 wy¬jaśniają jednak, że i oni czynili to jedynie przez autorytet i bez¬pośrednią moc Ducha Świętego; czytamy tam bowiem:
„Miejcie pieczę o samych siebie i o cała trzodę, wśród której was Duch Święty ustanowił nadzorcami, aby¬ście paśli Zgromadzenie Boże" (gr.).
Wprowadzenie starszych musiało więc być traktowane przez miejscowe świadectwo Zgromadzenia Bożego jako dane od Boga i uznane przez Nie¬go. Ten ważny wiersz pokazuje jednak coś jeszcze: nadzorcy (gr. episkopos; por. „biskup") oraz starsi (presbyteros; por. „prezbiter") to jedna i ta sama osoba względnie urząd. Paweł zwołuje starszych Zgromadzenia z Efezu do Miletu (Dzieje 20,17) i na¬zywa ich nadzorcami. Paweł przekazał Tytusowi, by ten wyznaczył w każdym mieście starszych (Tytusa 1,5), a potem wymie¬nia mu niezbędne cechy nadzorcy (wierszy 7-9). Wyrażenie „starszy" znamionuje bardziej osobę, „nadzorca" - raczej okre¬śla powierzoną mu czynność. Nie chodzi tu jednak absolutnie o różne osoby czy urzędy. Weźmy pod uwagę i to: służba nadzor¬ców czy starszych nie polegała na tym, aby kierowali spotka¬niami świętych czy też aby w nich przewodniczyli, lecz na tym, żeby mieli baczenie na gromadkę wierzących i strzegli Zgromadzenia Bożego. Paweł opisuje w 1 Tymoteusza 3,5 ich zadanie nastę¬pująco: „zaopatrywać Zgromadzenie Boże”. W oparciu o Dzieje Apostolskie 20,17, oraz List do Filipian 1,1 jak też inne miejsca Dziejów Apostolskich już wymienione, widzimy dwa ważne fakty.
1) Nadzorcy, albo inaczej starsi, mieli spełniać swoje zadania tylko na danym im miejscu i w związku z miejscowym świadectwem Zgromadzenia Bożego, do którego należeli. Nadzorca miejscowego świadectwa Zgromadzenia Bożego w Efe¬zie był nadzorcą tam, nie był nim natomiast w świadectwie Zgromadzenia w Antiochii.
2) Nadzorców oraz starszych w danej miejscowości jest zawsze kilku. Pismo pokazuje nam, że nigdy w żadnym miejsco¬wym świadectwie Zgromadzenia nie było tylko jednego nadzorcy.

Moralne cechy charakteru, jakie były konieczne do wykonywania służby nadzorcy, są nam przedstawione, poza Listem do Tytusa, także w 1 Liście do Tymoteusza 3,1-7. List ten podaje nam też wyjaśnienie faktu, który się też często przeoczą, mia¬nowicie że urząd nie jest równocześnie darem:
„Starszym, którzy dobrze swój urząd sprawują, na¬leży oddawać podwójną cześć, zwłasza tym, którzy podjęli się zwiastowania Słowa i nauki” (1 Tymoteusza 5,17).
Normalna służba starszego polegała na staniu na przedzie, na nadzorowaniu stadka trzody Pańskiej. Byli jednak i tacy starsi, którzy posia¬dali dary duchowe i zwiastowali Słowo Boże oraz nauczali.
Mnie bardzo zależy na tym, aby wykazać przeciwieństwo pomiędzy darami, a urzędami i pozostawiam czytelnikowi to, co Pismo Święte niedwuznacznie mówi na temat obu kwestii, aby to porównać z praktyką, jaka ogólnie cechuje dzi¬siejsze chrześcijaństwo. Porównanie to może prowadzić jedy¬nie do zdziwienia, a nawet zawstydzenia nad tym, jak bardzo Pismo Święte jako miara i drogowskaz pokazujący to, czego zaniechano, a na prawa Pana Jezusa Chrystusa nie zwraca się uwagi. Skierujmy się jednakowoż ku dalszemu, pełnemu znaczenia pytaniu:

Czy dzisiaj są jeszcze starsi?

Ordynowanych starszych dzisiaj już nie mamy, nie możemy ich już mieć. Dlaczego? Ponieważ nie mamy między nami apostolskich autorytetów, które jedynie mogły ich ustanowić. Nie znaj¬dziemy w Nowym Testamencie najmniejszej wskazówki co do tego, by oficjalne ustanawianie starszych oraz sług po odejściu apostołów miało być kontynuowane. Nawet samo zadanie apo¬stoła dla Tytusa było ograniczone na tamten czas i tylko do Krety. Sam Tytus natomiast miał się starać po spełnieniu swe¬go zadania przybyć do Pawła do Nikopolis (Tytusa 3,12).
Poza tym Zgromadzenie Boże, jeśli chodzi o jego zewnętrzną postać, jest porozrywane na wiele, wiele grup i kierunków. Nad¬zorcy (biskupi) mieli mieć nadzór nad miejscowym Zgromadzeniem. Gdzie dzisiaj pośród tego rozerwania można znaleźć w jakimkolwiek kraju miejscowe Zgromadzenie? Czy nie wszyst¬kie dzieci Boże w danej miejscowości należą do miejscowego Zgromadzenia? Czy nie byłoby to wtedy raczej usankcjonowa¬nie rozbicia na gruncie chrześcijańskim? Nie byłoby to Bożym zamiarem.
Możemy jednak zawsze liczyć na Boga, również w sprawach starszych. Poczynił On starania także i na nasze dni. I tak na pytanie „Czy dzisiaj są jeszcze starsi?" odpowiedziałbym bez wahania: tak. Lecz nie ordynowani starsi, ale starsi, dojrzali mężowie, którzy sprawują służbę starszych. Nie będą się oni tak określać, ale prowadzą nadzór nad wierzącymi, gdzie się znajdują. Nie będą sobie przypisywali autorytetu, ale posiadają go, jeśli należycie się wywiązują. Czy nie mielibyśmy takich podwójnie czcić? (1 Tymoteusza 5,17)?
Znajdujemy potwierdzenie tego w obu pierwszych Listach apostoła Pawła do Koryntian i Tesaloniczan. Pierwszy List do Koryntian właśnie określa porządek Boży w Jego domu. To Koryntianie też byli tymi, którym nie brakowało żadnego daru łaski. Byli oni ubogaceni we wszystkim (1 Koryntian 1,4-7). I właśnie w tym Liście nie słyszymy ani jednego słowa o starszych; zamiast tego zaś dowiadujemy się, że był tam dom Stefana i że oni sami sta¬wiali się do służby świętym. A napomnienie apostolskie brzmi „abyście i wy się poddali takim ludziom" (1 Koryntian 16,15-16). Czy to nie Boża dobroć wzbudza na każdym miejscu takich ludzi, którzy sami oddają się na służbę świętym? Czy odpowiadałoby Bożej mądrości, żeby nie poddawać się im tylko dlatego, iż nie zostali oni oficjalnie mianowani?
Również w tak młodym świadectwie Zgromadzenia Bożego w Tesalonice nie było ustanowionych przez apostołów starszych. A mimo to byli tam tacy, którzy w Panu sprawowali tę służbę.
„A prosimy was, bracia, abyście darzyli uznaniem tych, którzy pracują wśród was, są przełożonymi waszymi w Panu i napominają was; szanujcie ich i miłujcie jak najgoręcej dla ich pracy. Zachowujcie pokój między sobą" (1 Tesaloniczan 5,12-13).
Czy i my także nie potrzebujemy tego napomnienia w dniach upadku - w dniach sprzeciwiania się wszelkiemu autoryteto¬wi? Bóg wzbudza również dzisiaj takich, którzy ubiegają się o służbę nadzorcy (1 Tymoteusza 3,1). Pragną oni pięknej pracy, mówi Bóg. I jakież to błogosławieństwo, jeśli w Zgromadzeniu są jesz¬cze sprawowane rządy według Boga przez mężów, którzy po¬siadają ku temu moralne kwalifikacje. Winniśmy nie tylko przyj¬mować ich napomnienia i wskazania, ale mieć ich w nadzwyczajnym poważaniu w miłości z powodu ich pracy. Cho¬ciaż bowiem praca ta jest „piękną pracą", to jest ona ciężka, a szczególnie dzisiaj, gdy prawie nikt nie daje sobie nic powie¬dzieć. A tych, którzy ten nadzór prowadzą nie z przymusu, ale dobrowolnie, którzy nie panują, ale są wzorem dla trzody, cze¬ka „niezwiędła korona chwały" (1 Piotra 5,2-4).

Żyć z ewangelii

Zadajmy jeszcze jedno pytanie: czy sługa, którego Pan powołał całkowicie do swojej służby ma być utrzymywany przez Zgromadzenie, czy też sam powinien się starać o potrzeby swoje i swojej rodziny?
I w tej kwestii Słowo Boże udziela nam jasnej odpowiedzi, która jest w stanie z jednej strony zachować nas od zakonu i klerykalizmu, a z drugiej strony ustrzec przed lekkomyślnością i światowością.
Od apostoła wiemy, że w czasie swoich podróży misyjnych pracował on własnymi rękami:
„Srebra ani złota, ani szaty niczyjej nie pożądałem. Sami wiecie, że te oto ręce służyły zaspokojeniu po¬trzeb moich i tych, którzy są ze mną. W tym wszyst¬kim pokazałem wam, że tak pracując, należy wspie¬rać słabych i pamiętać na słowa Pana Jezusa, który Sam powiedział: Bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać" (Dzieje Ap. 20,33-35).
Te zachwycające słowa apostoł Paweł wypowiedział w Milecie podczas pożegnania ze starszymi Efezu. Dalsze miejsca wyja¬śniają, że apostoł zachowywał się tak nie tylko w Milecie, ale także w Koryncie i Tesalonikach (por. Dzieje Ap. 18,3; 1 Koryntian 9,1-18; 2 Koryntian 11,7-12; 1 Tesaloniczan 2,9; 2 Tesaloniczan 3,7-10). Nikomu z nich nie chciał być ciężarem, chciał głosić ewangelię za darmo.
Jakim wiernym naśladowcą Pana Jezusa Chrystusa był ten mąż! Tak jak jego Mistrz, Który nie przyszedł, aby Mu służono, ale aby służyć (Mateusza 20,28), tak i on nie chciał niczym hamować wy¬pływającej do ludzi łaski Bożej, aby mu nikt nie czynił zarzu¬tu, jakoby używał pobożności jako środka do zysku. Zawsze byli ludzie, którzy tak uważali, jak nam to oznajmia 1 List do Tymoteusza 6,5. A co się tyczy wierzących Koryntian, to ra¬czej chciał uniknąć wszystkiego, byle nie być im ciężarem. „Bo nie dzieci powinny gromadzić majątek dla rodziców, ale rodzice dla dzieci" (2 Koryntian 12,13-15). Wzruszające słowa łaski, niezrównane zachowanie człowieka o takich samych uczu¬ciach, jak i my! A potem przypomnienie słów Pana Jezusa, któ¬re nigdzie indziej w Nowym Testamencie nie są oznajmione:
„Bardziej błogosławionym jest dawać niźli brać"!
Ten sam apostoł jednak nie poddaje w wątpliwość tego, że jak każdy inny sługa Pański, i on miał prawo żyć z ewangelii. Tylko że, jak mówi Koryntianom, nie czynił z tego prawa użyt¬ku, aby odebrać nieprzyjacielowi wszelki pretekst, by ich możliwie jak najwięcej pozyskać (1 Koryntian 9,18-19). Kiedy ponadto mówi o głoszeniu ewangelii, wtenczas ma na myśli nie tylko głoszenie dobrej nowiny niewierzącym, lecz oznajmianie praw¬dy chrześcijańskiej w jej pełni.
Miał zatem na przykład ogłaszać ewangelię wierzącym w Rzymie (Rzymian 1,15). Oni wprawdzie już dawno doszli do wiary w Pana Jezusa Chrystusa, ale wydaje się, że jeszcze niewielu z nich było zaznajomionych z całą pełnią ewangelii. Czuł się on więc jako apostoł narodów winnym także i tym w Rzymie, aby wprowa¬dzić ich głębiej w chrześcijańską naukę. Ponieważ jednak „za wolą Bożą" nie mógł jeszcze wśród nich „doznać pociechy" przez ujrzenie ich, więc napisał im ten list i w ten sposób oznaj¬miał im ewangelię.
By jednak przejść na nasz temat: apostoł przypomina świętym w Koryncie we wspomnianym już rozdziale dziewiątym, że nie mogłoby tak być, aby między pozostałymi apostołami oraz braćmi Pańskimi tylko on i Barnaba nie mieli prawa po¬siadać żony, zabierać jej ze sobą w podróż, a także nie praco¬wać (1 Koryntian 9,4). Potem pokazuje trzy przykłady z naturalnego życia. Dlaczego ktoś idzie do wojska na ochotnika? Czy nie dlatego, by otrzymywać żołd? I czy chodzi o gospodarza win¬nicy, czy o pasterza, to czy obaj nie korzystają z owoców swej pracy? Czy wobec tego w przypadku pracowników, którzy mają starania o duchowe rzeczy, ma być inaczej?
Już w zakonie dał Bóg wskazania w tym kierunku: ci, któ¬rzy mają się zajmować świętymi rzeczami w świątyni i przy ołtarzu, winni „ze świątyni jeść" i „cząstkę z ołtarza otrzymywać". Ale potem Bóg dał jeszcze inne zarządzenie, na które apostoł wskazuje w 9 wierszu: „Młócącemu wołowi nie za¬wiązuj pyska" (zob. 5 Mojżesza 25,4). Kto czyta to miejsce w Sta¬rym Testamencie, ten stwierdza ze zdziwieniem, jak bezpo¬średnio dane jest to zarządzenie: jest ono jak gdyby zupełnie wyrwane z tamtego kontekstu! Taki jest czasami sposób, w jaki Bóg przemawia, aby coś z naciskiem podkreślić. A tu do¬wiadujemy się, że Bóg ma staranie nie tylko o woły.
Nie, to z naszego powodu jest to napisane, mówi apostoł. Wszyscy mamy się nauczyć tej Boskiej zasady i wprowadzać ją w czyn:
„Godzien jest pracownik zapłaty swojej".
Dotyczy to tak samo starszych, jak i wszystkich innych sług Pańskich, jak nam to pokazuje 1 List do Tymoteusza 5,18, gdzie poza tym również cytowane jest miejsce z 5 Księgi Mojżeszo¬wej 25. I chociaż apostoł z powodu wymienionych przyczyn nie korzystał z żadnej z tych rzeczy, to jednakowoż aktualne pozostaje:
„Tak też postanowił Pan, ażeby ci, którzy ewangelię zwiastują, z ewangelii żyli" (1 Koryntian 9,14).
Aby zapobiec błędnemu zrozumieniu dających, apostoł jeszcze dodaje, żeby nie myśleli oni, iż jest to coś wielkiego, jeśli słudzy Pańscy za te duchowe rzeczy, które zasiali, zbierają żniwo od tych, którzy korzystali z ich służby.
Są to z pewnością słowa godne zastanowienia, które i my chcemy wziąć sobie do serca: jakże godny podziwu przykład apostoła, który wśród wierzących był tak delikatny, jak karmiąca niewiasta pielęgnująca swoje dzieci (1 Tesaloniczan 2,6-7), i nie skorzystał z przysługujących mu praw.
Żyć z ewangelii to oczywiście coś normalnego dla tych, których Pan postawił całkowicie na Swojej służbie. Jeśli zadanie Pana nie zabiera słudze całego czasu, to z pewnością dobrze jest, aby w pozostałym czasie pracował on w swoim ziemskim zawodzie, jeśli jest to w dzisiejszych skomplikowanych cza¬sach możliwe. Gdyby któryś z braci, powołany przez Pana, dysponował dostatecznymi środkami na utrzymanie swej ro¬dziny, aby móc pracować w winnicy Pańskiej bez potrzeby po¬mocy ze strony zgromadzeń, to może postąpić podobnie jak apostoł Paweł. Nie usuwa to jednak absolutnie zasady, że pra¬cownik godzien jest swojej zapłaty. To, jak dany brat postępu¬je z tym, co mu zostało powierzone, nie leży w zakresie odpo¬wiedzialności Zgromadzenia, lecz w jego odpowiedzialności. A zasada odpowiedzialności przed Panem rozciąga się na nas wszystkich, umiłowani: czy dany jest nam ten błogosławiony dział dawania, czy też brania. W każdym przypadku słowo z 1 Listu do Koryntian 4,2 ma dla nas swoją wagę:
„A od szafarzy tego się właśnie wymaga żeby każdy okazał się wierny".


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 19:04

12. Zgromadzanie się ku zbudowaniu

Uwielbiony Chrystus w niebie jest punktem wyjściowym dla każdego błogosławieństwa Zgromadzenia na ziemi: On dał ludziom dary. Zobaczyliśmy to już przed chwilą. Czynność ta, względnie sprawowanie tych darów, jest służbą. Chcemy zająć się tutaj, jak ta służba winna wyglądać w Zgromadzeniach wierzących.

Podwójny aspekt służby

Fakt, że Zgromadzenie to ciało Chrystusa tu na ziemi, a Chry¬stus, uwielbiony Człowiek, jest Głową w niebie, pociąga za sobą dwie konsekwencje dla służby. Jedna odnosi się do Boga, druga do Chrystusa.
Bożą wolą jest, aby ciało na ziemi oznajmiało i przedstawiało chwałę swojej Głowy w górze. Jest to strona bardziej ogólna, związana z odpowiedzialnością; Zgromadzenie jest w niej przedstawione jako instrument chwały i mocy Bożej. Oczywiste jest, że Zgromadzenie jako takie nie naucza ani nie służy; czynią to dary, czym zajmiemy się jeszcze. Niemniej jednak jest to Bożym zamiarem, dlatego pozostawił On Zgromadzenie na ziemi. I działa w nim jako w całości, na którą patrzy świat. Jeśli mówimy o służbie, to nie możemy zapominać o tej stronie.
Ponieważ jednak Zgromadzenie jest ciałem Chrystusa, jest ono też obiektem Jego przychylności i starań. On umiłował je i dał za nie Samego Siebie, a dzisiaj miłuje je tak samo. „Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawi¬ści, aleje żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół" (Efezjan 5,29). Błogosławiona myśl! Chrystus jest w każdym momencie obecnego czasu w miłości zajęty Swoim ciałem, Swoją Ob¬lubienicą, aby Swojemu umiłowanemu Zgromadzeniu dać to wszystko, czego ono w tym świecie potrzebuje. On je żywi i pielęgnuje. Czy to cudowne postępowanie Chrystusa wobec Zgromadzenia może kiedykolwiek zawieść? W naszym dal¬szym rozważaniu chcemy wciąż mieć przed oczyma ten cel serca Chrystusowego względem tych, którzy są Jego! Co bowiem nie służy temu celowi, nie jest służbą w prawdzie.

Usługiwanie Słowem

W Dziejach Apostolskich 6,4 mamy bardzo piękne słowo, które oddaje nie tylko godne naśladowania zachowanie się dwunastu apostołów, ale też zawiera godne uwagi wyrażenie:
„My zaś będziemy trwali w modlitwie i służbie Sło¬wa”
Służba Słowa - jest tym, przez co rzeczywiście można służyć człowiekowi. To Słowo służy! Pan Jezus Chrystus używa do tego Swoje sługi, używa dary, z pewnością. Ale rzeczywista służba do¬konuje się przez Słowo, Słowo Boże. Jedynie przez służbę Słowa w tej czy innej formie dzieło Boże na ziemi może w swych różnych zakresach czynić postępy Jedynie przez Sło¬wo pomnaża się liczbę tych, którzy są Jego, i przez nie też Jego lud zostaje zbudowany. Tym Słowem muszą się posłu¬giwać słudzy Pańscy, czy to ewangeliści, czy pasterze lub nauczyciele, jeśli ich praca ma cieszyć się sympatią Pana Jezusa Chrystusa, a służba ich ma być błogosławiona. „Głoś Słowo!" (2 Tymoteusza 4,2). Nie teologiczne rozprawy, teoretyczne rozważania ani jakieś filozoficzne bajki, nie ładne historie czy własne przeżycia lub doświadczenia; one nie prowadzą do Bożego celu, do życia. Tylko Słowo Boże w mocy Ducha może to uczynić. Oby wszy¬scy słudzy Pańscy byli tego świadomi!
Od kogóż możemy się lepiej nauczyć tego, czym jest służenie, jak nie od naszego Pana i Mistrza, Pana Jezusa? Od Nie¬go, niestrudzonego i doskonałego Sługi Bożego, słyszymy w Ewangelii Marka 4,33: „...zwiastował im słowo stosownie do tego, jak mogli sluchać". W podobieństwie o siewcy w Ewangelii Łukasza 8 Pan Jezus Chrystus pokazuje nam, jakie nasienie On rozsiewa: „Ziarnem jest Słowo Boże" (Łukasza 8,11). To prawda, że nie każde nasienie wzeszło albo przyniosło tyle samo owo¬cu. To jednak nie zależało od siewcy ani od nasienia. Wynik plonu był uzależniony od rodzaju gleby tej roli. Siewcą był Sam Pan Jezus, a nasieniem czyste Słowo Boże: wszystko więc było przez to doskonałe. A jednak wyniki się różniły, można powiedzieć: rozczarowanie. Czy dzisiaj jednak nie leży w tym głębokie pocieszenie dla każdego szczerego słu¬gi Pańskiego? On nie jest za tę „rolę" odpowiedzialny i nie musi wyglądać za „owocem". Jest odpowiedzialny za to, aby zasiewać; musi zważać, aby to, co rozsiewa, było rzeczywi¬ście Słowem Bożym. Wszystko inne może z ufnością powie¬rzyć Bogu, który jedynie „daje wzrost" (1 Koryntian 3,7).
Słowo Boże jest żywe i czynne, i ostrzejsze niż miecz obustronnie ostry. (Greckie słowo użyte w znaczeniu: zdolne do rozsądzania; por. krytyk.) Rozsądza ono myśli i usposobie¬nia serca, tak iż żadne stworzenie nie jest przed nim ukryte (Hebrajczyków 4,12-13). Jest ono mieczem Ducha (Efezjan 6,17). Jest jak ogień i młot kruszący skały (Jer. 23,29). Jest lampą i świa¬tłem (Psalm 119,105), które świeci w najciemniejszym sercu (2 Koryntian 4,6), potrafi oświecać drogę wierzącego. Jest także lustrem, w którym można rozpoznawać samego siebie (Jakuba 1,23). Jest pokarmem dla wierzącego - mlekiem dla „niemow¬ląt" i stałym pokarmem dla „dorosłych" (1 Koryntian 3,2; Hebrajczyków 5,12-14). Jest słodsze niż miód (Psalm 19,10; 119,103) i cenniejsze od złota (Psalm 19,10; 119,72). Jest też niczym śnieg i deszcz spadający z nieba i nie powracający tam, dopóki nie nawil¬ży ziemi, aby porosła roślinnością (Izajasza 55,10). Jest nieska¬żonym nasieniem nowozrodzenia, żywym i trwającym Sło¬wem Bożym (1 Piotra 1,1 i 23).
Tak, Jego Słowo nie wróci do Niego próżne: przyniesie ze sobą rezultat, wykona to, co się jemu podoba i spełni to, z czym je posłał (Izajasza 55,11). Widzimy to pięknie w dniu Pięć¬dziesiątnicy, kiedy Piotr wygłosił swoją pierwszą mowę do Żydów w Jerozolimie:
„A gdy to usłyszeli, byli poruszeni do głębi i rzekli do Piotra i pozostałych apostołów: Co mamy czynić, mężo¬wie bracia? Ci więc, którzy przyjęli Słowo jego, zostali ochrzczeni i pozyskanych zostało owego dnia około trzech tysięcy dusz" (Dzieje Ap. 2,37.41). Piotr i Jan zostali wtrąceni do więzienia, ale wielu, którzy słyszeli to słowo, uwierzyło, „i była liczba mężów około pięciu tysięcy" (Dzieje Ap. 4,4; BG). Szymon Czarnoksiężnik został zewnętrznie przekona¬ny przez Ewangelię, którą Filip głosił w Samarii (Dzieje Ap. 8). Również między narodami wyniki głoszenia Słowa były ta¬kie same. Czarownik Bar-Jezus nie mógł powstrzymać prokonsula Sergiusza od słuchania słowa głoszonego przez Barnabę i Saula i od uwierzenia (Dzieje Ap. 13). Dawni bałwochwalcy nawrócili się do Boga Żywego; przyjęli Słowo Boże (1 Tesaloniczan 4,13). Słowo to dotarło i potwierdziło swoją waż¬ność aż do domu samego cesarza Nerona (Filipian 4,22). Wielu ludzi w Kolosach rozpoznało w tym Słowie prawdę Ewange¬lii, prawdziwą „łaskę Bożą" i stało się wierzącymi (Kolosan 1,5-6). Jest to tym znamienitsze, że Paweł jeszcze wtedy do nich nie doszedł. Słowo prawdy było tam głoszone przez innych. Także miejscowe świadectwo Zgromadzenia Bożego w Rzymie nie powstało dzięki pracy apostoła Pawła, apostoła pogan.
Oto niektóre różnorodne wyniki służby Słowa, jakie nam przedstawia Nowy Testament. Co jednak było treścią takiej służby? Był nią Chrystus. Filip głosił im Chrystusa, ogłaszał ewangelię o Królestwie Bożym i imię Jezusa Chrystusa (Dzieje Ap. 8,5-12). Saul z Tarsu głosił Żydom w Damaszku zaraz po nawróceniu „Jezusa, że On jest Synem Bożym" (Dzieje Ap. 9,20). Ewangelia zwana jest także ewangelią Chrystusową (Rzymian 15,19; Filipian 1,27). Rozwija ona prawdę o Osobie Chry¬stusa. Jego śmierć i Jego zmartwychwstanie stanowią ważną część tego, co głosili apostołowie (Dzieje Ap. 2,23-35; 4,33; 1 Koryntian 15,3-8). A ponieważ ewangelia rozwija też cudowne drogi Bo¬żej łaski wobec człowieka, dlatego nazywana jest także ewangelią łaski Bożej (Dzieje Ap. 20,24).
Tak niezmienna jest więc treść tego poselstwa, że Paweł ogłaszał tę samą ewangelię o Chrystusie „od Jerozolimy i okolic, aż po Ilirię" (Rzymian 15,19). Słyszeli ewangelię zarówno ludzie Orientu, jak i Europejczycy - i uwierzyli. Paweł nie dostosowywał dobrej nowiny do słuchaczy; Ukrzyżowa¬ny Chrystus bowiem, którego głosił, był dla powołanych z Żydów oraz z narodów Bożą mocą i Bożą mądrością (1 Koryntian 1,24). Jak bardzo Paweł ufał mocy i celności Bożego Słowa, które opowiadał wszystkim narodom, klasom i wszelkim sta¬nom ludzkim! Czy my też tak czynimy?
Służba Słowa wykonywana jest przez różne dary: przez ewangelistów, przez pasterzy i nauczycieli. Wobec tego nie składa się ona jedynie z kazań czy ze zwiastowania. O Filipie, ewangeliście, słyszymy tylko, że kazał lub zwiastował (Dzieje Ap. 8,5.12; 35,40). O Barnabie i Judzie oraz Sylasie po¬wiedziane jest, że zachęcali i napominali wierzących (Dzieje Ap. 11,23; 15,32). Służba ta mogła być wykonywana publicznie oraz osobiście; jakże jest ona ważna! Dalszą istotną czyn¬nością braci obdarowanych jest nauczanie Słowa Bożego. Barnaba szukał Saula, którego zdolność nauczania znał i przywiódł go do Antiochii, „i przebywali przez cały rok razem w zborze i nauczali wielu ludzi" (Dzieje Ap. 11,26). W 15 rozdziale znajdujemy obu tych mężów znowu w Antio¬chii i ponownie słyszymy, że nauczali i z wieloma innymi ogła¬szali Słowo Pańskie (Dzieje 15,35). Również nauczanie może i po¬winno się odbywać „publicznie i po domach". Apostoł Paweł miał ciągle o to staranie (Dzieje Ap. 20,20).
Każdy pracownik Pana brał więc na swój sposób udział w służbie Słowa, aby w ten sposób rozszerzać dzieło Pańskie w jego różnych częściach. Czy jest to też naszym wewnętrznym pragnieniem, chociaż nawet osobiście nie mamy uzdol¬nienia do takiej służby? Paweł zachęcał młodo nawróconych wierzących w Tesalonikach, aby się za nimi modlili: „Ponad¬to bracia, módlcie się za nami, aby Słowo Pańskie się rozchodziło i było rozsławione" (2 Tesaloniczan 3,1). Apostołowie i ich współpracownicy podczas służby opierali się wyłącz¬nie na Słowie Bożym. Niczego innego nie potrzebowali. I my nie potrzebujemy niczego innego. Pozostańmy przy tym! Jest to najpewniejsza rzecz w Bożym wszechświecie - święte Sło¬wo Boga.
Spojrzawszy na Słowo Boże w Jego służbie, w Jego charakterze, w Jego działaniu, w Jego treści, w Jego niezmienności i Jego różnorakim użyciu, chciałbym jeszcze raz powrócić do 6 rozdziału Dziejów Apostolskich. Apostoł Piotr wymienił przed służbą Słowem jeszcze jedną rzecz - modlitwę. Na pierwszym miejscu wymieniona tu jest nie służba Słowem, ale właśnie trwanie w modlitwach. Nie ma skutecznej służ¬by, jeżeli nie poprzedza jej ciągła modlitwa. Modlitwa stano¬wi wyraz zależności duszy od Boga, a zależność jest niezbęd¬na, aby służbę Słowem należycie rozumieć: by nie tylko podawać Pismo Święte, ale mieć właściwe słowo we właści¬wym czasie! Bóg sam zna serca, stan i potrzeby świętych, a kiedy służba jest usługiwaniem Ducha Świętego, wówczas będą to wypowiedzi Boże (1 Piotra 4,11). Do tego zaś koniecz¬na jest modlitwa, aby z wyprzedzeniem wybłagać wszelką pomoc i kierownictwo z góry.
Jeśli chodzi o kolejność: modlitwa - służba Słowem, możemy zauważyć rzecz następującą: kiedy Pismo mówi o roz¬dzielaniu Słowa, wtedy stawia na pierwszym miejscu modli¬twę. To właśnie mamy tutaj. Jeśli zaś chodzi o otrzymywanie błogosławieństw, wówczas stawia ono głoszenie Słowa na pierwszym miejscu przed modlitwą. Najpierw bowiem czło¬wiek musi przyjąć błogosławieństwo od Boga przez służbę Słowem, a dopiero potem może o tym mówić w modlitwie z Bogiem. Porównanie Ewangelii Łukasza 10,38-42 z rozdzia¬łem 11,1-13 pokazuje te dwie kolejności: najpierw Pan mówi o dobrej cząstce Marii, zawartej w tym, że usiadła ona u Jego stóp, słuchając Jego słowa, a potem daje pouczenie na temat modlitwy. Tę kolejność znajdujemy też w Dziejach 2,42, oraz w Liście do Efezjan 6,17-18.
Obraz Marii z Betanii, gdy usiadła ona u stóp Pana, wsłuchując się w Jego słowa, jest miłym opisem tego, co my czy¬nimy, kiedy schodzimy się razem, aby słuchać słowa z ust Pana. Zajmowaliśmy się dotychczas Bożymi zasadami doty¬czącymi służby, które mają znaczenie ogólne. Znajdują one zastosowanie nie tylko w odniesieniu do spotykania się Zgromadzenia dla zbudowania, lecz także i tutaj muszą one być bezwarunkowo przestrzegane. Dlatego umieściłem je przed pouczeniem Słowa, dotyczącym zgromadzeń wierzących. Te¬raz natomiast przejdziemy do szczególnego zagadnienia, któ¬re powinno skupić na sobie całą naszą uwagę.

Autorytet Pana w Zgromadzeniu

Zejście się Zgromadzenia dla zbudowania przedstawia 1 List do Koryntian 14. W rozdziale tym znajdują się poucze¬nia o szerszym zastosowaniu. To co nam tu jest powiedzia¬ne, zaprzecza w większości praktykom, stosowanym w szerokich kręgach dzisiejszego chrześcijaństwa. Było już wiele głosów, podających po prostu w wątpliwość to, czy zawarte tam wskazania są jeszcze dziś możliwe do wykonania, lub czy w ogóle dotyczą one dzisiejszego czasu i wszystkich chrześcijan. Mówi się, że chodziło tu o lokalne problemy wie¬rzących w Koryncie i że to nie jest dla nas, lecz że wszystko to dotyczyło wówczas jedynie Koryntian. Wielu tak niestety błędnie uważa.
Kiedy jednak Bóg na początku utworzył Swoje Zgromadzenie, kiedy swych świętych „powołał do społeczności Swe¬go Syna Jezusa Chrystusa" (1 Koryntian 1,9), to nie eksperymen¬tował, jak to niektórzy, wydaje się, uważają. O nie, On utworzył to, co doskonale odpowiada Jego mądrości i miło¬ści. A to, co na początku utworzył, to pozostaje w Jego my¬ślach nie zmienione i trwa. Również porządek w Zgromadzeniu. Ludzie mogli od tego porządku odstąpić - i odstąpili - Lecz On także w naszych dniach, nie podaje i nie zna żadne¬go innego porządku, jak tylko ten, który na początku Usta¬nowił. Mądrość i pewność chrześcijanina zawiera się w tym, aby trwać w tym, „co słyszeliście od początku" (1 Jana 2,24).
Jakiż niezmierny przywilej: być doprowadzonym do społeczności Syna Bożego! Jest to znamienne dla chrześcijań¬skiego szafarstwa. Słowo Boże nie pozostawia cienia wąt¬pliwości co do tego, że tą Boską Osobą jest nasz Pan. On też jednoznacznie i jasno daje do zrozumienia, że treść tego Li¬stu jest powierzona wszystkim tym, „którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa" (1 Koryntian 1,2) - a więc wszystkim, którzy się do Niego przyznają, niezależnie od tego, w jakiej miejscowości i w jakim czasie żyją. I właśnie na końcu tego rozdziału znajdują się niena¬ruszalne słowa: „Jeśli ktoś uważa, że jest prorokiem albo że ma dary Ducha, niech uzna, że to, co wam piszę, jest przykazaniem Pańskim" (1 Koryntian 14,37). To zatem, co zawarte jest w tym rozdziale i w całym Liście, stanowi przykazanie Pań¬skie dla wszystkich tych, którzy wzywają Jego imienia.
Pan Jezus Chrystus jest w tym Liście nazwany Panem chwały (1 Koryntian 2,8). Istotnie, On wypełnia wszystko Swoją chwałą i jest Panem nad wszystkim. Nie mówi się tu, co prawda, że jest On Pa¬nem Zgromadzenia; to, że jest On Głową ciała, Zgromadzenia, rozwijają Listy do Efezjan i do Kolosan. To jednak, że jest On Panem w Zgromadzeniu, kiedy ono się spotyka, Pierw¬szy List do Koryntian wyjaśnia na wszelkie możliwe sposo¬by. Jego Panowanie jest najbardziej wybijającą się prawdą w tym Liście. Z naciskiem podkreśla to jeszcze fakt, że jego tytuł „Pan" w tym Liście występuje około siedemdziesiąt razy. Tak, On jest Panem w odniesieniu do pojedynczego wierzą¬cego, jak i w stosunku do całości; zarówno co się tyczy oso¬bistej drogi, jak też wspólnej.
Od rozkazywania, od ustalania w Zgromadzeniach świętych jest tylko On. To Jego obszar. W tym świecie może On być wzgardzony, Jego zarządzenia mogą tam nie być w ogóle brane pod uwagę. Ale zgromadzenia świętych są Jego terytorium. Wszelkie prawa należą tam do Niego. Wierzący w Koryncie je uznawali.
Kiedy Zgromadzenie w Koryncie schodziło się razem, wtedy nie było to jakieś dowolne spotkanie wierzących, gdzie każdy miałby prawo brać udział w służbie tak, jak tylko chciał i jak go tylko do tego przynaglały wewnętrzne impul¬sy. W Koryncie byli tacy, którzy w ten sposób postępowali, ale apostoł musiał ich zganić (1 Koryntian rozdz. 14). Nie było to też spo¬tkanie pewnych wybranych, którzy posiadali jakąś szcze¬gólną miarę poznania i skupiali wokół siebie takich, którzy by ich poznanie podzielali. Niebezpieczeństwo takie wyraź¬nie się wyłaniało, ale apostoł właśnie z tego powodu musiał świętych poważnie strofować (1 Koryntian rozdz. 1 i 3).
Wiemy, że dwa ostatnie błędy rozwinęły się i szybko rozprzestrzeniły w chrześcijańskim wyznaniu, tak iż dzisiaj przesiąkało nimi prawie całe chrześcijaństwo. Jest to tak, jak z kwasem, który niewiasta wzięła i zaczyniła w trzech miarach mąki, aż się całe ciasto zakwasiło (Mateusza 13,33). Pod¬łożem pierwszego z tych dwóch błędów było wprowadzenie zasad demokracji w Zgromadzeniu; podłoże drugiego ma charakter w najwyższym stopniu odszczepieńczy [sekciarski]. Oba błędy na swój sposób niszczą istotę i prawdę Zgromadzenia. Pierw¬szy prowadzi do nieporządku, drugi do pychy i podziału.
Rozwój obu kierunków pokazuje zupełnie wyraźnie, że lekceważy się prawa Pana i stawia się w miejsce autorytetu Pana autorytet ludzki.
My natomiast chcemy się trzymać mocno przy tym, co było na początku, chcemy się zajmować tym, co jest według Jego myśli! Zgromadzenie jest poddane Chrystusowi, o czym mówi nam List do Efezjan 5,24. I jakie strumienie błogosławieństw płyną dzisiaj wciąż, jeżeli daje Mu się należne Mu miejsce i autorytet we wspólnym schodzeniu się świętych, a także w osobistym życiu!
Taki jest zawsze cel Ducha Świętego - umieścić na pierwszym miejscu chwałę Osoby Chrystusa i Jego Panowanie.
W rozdziale 12,3 jest to wyrażone tak:
„Dlatego oznajmiam wam, że nikt, przemawiając w Duchu Bożym, nie powie: Niech Jezus będzie prze¬klęty! I nikt nie może rzec: Jezus jest Panem, chyba tylko w Duchu Świętym".
Mamy tutaj jasny sposób na rozpoznanie, niezawodny test -nie tego, czy ktoś jest zbawiony, lecz czy duch, który przez niego mówi, jest Duchem Świętym, czy też duchem demonów. Jeśli ktoś poniża Osobę Pana Jezusa Chrystusa i Jego prawa, czy też dyskredy¬tuje Go, sprowadza w ten sposób przekleństwo na Jego imię i możemy być pewni, że nie jest to głos Ducha Bożego. Dia¬beł może mówić nawet piękne rzeczy o Chrystusie, których się dobrze słucha. Znajdujemy to na przykład w Ewangelii Mateusza 8,28-34, Ewangelii Marka 1,23-27, Dziejach Apo¬stolskich 16,16. Może nawet czyimiś wargami wypowiedzieć słowa: „Jezus jest Panem”, nigdy jednak nie mówi on: „Jezus jest Pa¬nem!" w rzeczywisty sposób. Nigdy nie uznaje panowania Chrystusa. A to właśnie Duch Święty chce spowodować: dać Chrystusowi miejsce, które jako Panu mu się należy, i to nie tylko w osobistym życiu, ale w szczególności także we wspólnym zgromadza¬niu się świętych. Weźmy to sobie mocno do serca i mierzmy tym wszystko, także naszą własną praktykę!

Kiedy się zgromadzacie

W Pierwszym Liście do Koryntian mowa jest trzykrotnie o zgromadzaniu się wierzących:
„Gdy się zgromadzicie w imieniu Pana naszego, Je¬zusa Chrystusa, wy i duch mój z mocą Pana nasze¬go..." (1 Koryntian 5,4).
„Wy tedy, gdy się schodzicie w zborze..." (1 Koryntian 11,20)
„Jeśli się tedy cały zbór zgromadza na jednym miejscu..." (1 Koryntian 14,23).
Pierwsze miejsce odnosi się do z usunięcia złego i z pewnością ma swoje znaczenie, że nie czytamy tu: „Kiedy się zej¬dziecie...", lecz „Gdy się zgromadzicie...". Oni nie musieli się w tym celu specjalnie zejść, lecz kiedy z mocą Pana Jezusa Chrystusa byli zgromadzeni (może z okazji łamania chleba), wtedy mieli postąpić według wskazań apostoła. Gdyby jed¬nak miało to być specjalne zgromadzenie, wówczas nie by¬łoby to jedno z trzech normalnych spotkań.
Chciałbym tu szczególnie podkreślić wyrażenie „Zgromadzeni z mocą Pana naszego". On Sam jest obecny i Jego moc jest tam, aby kierować i błogosławić. Czy może być coś więk¬szego?
W drugim miejscu, mówiącym o zgromadzaniu się, chodzi o spotkanie dla spożywania wieczerzy Pańskiej. O tym już obszernie mówiliśmy.
Trzecie miejsce mówi o spotkaniu dla budowania świętych. Oba fragmenty z rozdziału jedenastego i z czternastego nadmieniają zejście się na jednym miejscu. Dzisiaj, niestety, nie¬możliwe jest, aby zgromadziło się całe Zgromadzenie jednej miejscowości, to znaczy wszyscy wierzący jednej miejscowo¬ści na jednym miejscu. „Rozłączeni święci Pana, nie jest jed¬ność ich widziana". A ponieważ tak jest, żadna z grup wie¬rzących nie może rościć sobie prawa, że jest Zgromadzeniem danej miejscowości. Byłoby to tylko uzurpacją. W pełni moż¬liwe jest jednak, aby schodzić się do imienia i w mocy Pana Jezusa Chrystusa. I choćby czyniło to tylko „dwóch lub trzech", ich wspólne spotykanie się nosi charakter Zgromadzenia.
Niemal identyczne brzmienie dwóch ostatnich miejsc wyjaśnia jeszcze coś innego: czy chodzi o zejście się na łama¬nie chleba, czy o spotkanie dla zbudowania, oba one noszą charakter Zgromadzenia, oba są ważne i nie można z nich zrezygnować. Miały one widocznie miejsce tak samo często, co tydzień. Oba są normalnymi, regularnymi spotkaniami Zgromadzenia, mimo że w swym charakterze i celu się róż¬nią. W jednym z nich Zgromadzenie służy Panu, w drugim zaś Pan usługuje przez Swoje sługi Zgromadzeniu. Chodzi tu o dwa niezależne od siebie wspólne spotkania, i z tego też względu według możliwości winny one być od siebie oddzie¬lone.

Porządek wewnętrzny zamiast zewnętrznego

Zobaczyliśmy już, że szczególną cechą Zgromadzenia Bożego jest to, iż uznaje ono Chrystusa za swojego Pana. Czy wo¬bec tego Pan nie dał żadnych reguł przy schodzeniu się dla zbudowania? Oczywiście, że tak. Ale nie ograniczył przebie¬gu takich spotkań paragrafami. Nie dał więc przez Pawła dla Swego Zgromadzenia takiego rodzaju wskazań, jakich byśmy sobie czasami życzyli: „Na początek macie zaśpiewać pieśń duchową numer siedem. Potem któryś brat ma się pomodlić. A następnie jest czas, aby jeden lub dwóch braci mówiło ku zbudowaniu Zgromadzenia...".
Nie, Pan daje zupełną wolność w kwestii przebiegu takie¬go spotkania. Naturalnie, dobrze je rozpoczynać duchową pieśnią, nic innego chyba bowiem nie jest tak odpowiednie, aby się „przystosować" do tego, co przed nami wzniosłego, jak zaśpiewana wspólnie stosowna pieśń. W tym rozdziale jeszcze coś o tym powiemy. Ale ta wspólna godzina nie musi się tak rozpoczynać. Jest zupełnie na miejscu, aby przed usługiwaniem Słowem zanosić modlitwy błagalne o błogo¬sławieństwo. To już zobaczyliśmy. Pan jednak nie daje w tej kwestii żadnych sztywnych przepisów.
Daje natomiast daleko idącą wolność ku temu, kto może w tych pojedynczych służbach brać udział. Nie ustala z góry, czy użyty ma być ten, czy też inny dar. Chce raczej, aby wszy¬scy Zgromadzeni spoglądali do góry ku Niemu, Który przeby¬wa wśród nich, ku swemu Panu, aby od Niego oczekiwać bło¬gosławieństwa, bez względu na to, kogo On użyje w tym celu jako narzędzia. Może też być tak, że Pan zleci takie zadanie dzisiejszego popołudnia któremuś z braci, który jeszcze nigdy publicznie nic nie powiedział i nie posiada jakiegoś szcze¬gólnego daru - bratu, którego może już potem nie użyje. To wolność Ducha, która jest Jego wolą dla nas. Jest ona nad¬zwyczaj cenna, ale też bardzo łatwa do zniszczenia.
Aby tę wolność zabezpieczyć. Pan nie zmusza swoich do zachowywania jakiegoś zewnętrznego porządku, to bowiem zawęziłoby tylko tę wolność. Gani nadużywanie wolności, i to poważnie, lecz jej samej nie zabiera. Daje nam do ręki mo¬ralne zasady, którym mamy się dać kierować. Jeśli uda Mu się wytworzyć w naszej duszy wewnętrzny porządek, wtedy takie spotkanie, pomimo pełnej wolności ducha, będzie tak¬że zewnętrznie charakteryzowało się przyjemnym porząd¬kiem. Będzie to wtedy rezultat brania pod uwagę praw Pana Jezusa, Który przez Swego Ducha chce wszystkim kierować.
Czternasty rozdział zawiera właśnie szereg takich zasad i nie jest to bez znaczenia, że kończy się tymi słowami (1 Koryntian 14,40):
„A wszystko niech się odbywa godnie i w porządku".
Widocznie u Koryntian nie wszystko działo się godnie i w po¬rządku. Widzieliśmy to już w związku ze stołem Pańskim w rozdziałach 10 i 11. Także we wspólnym schodzeniu się dla zbudowania nadużywali darowanej od Pana wolności. Moż¬na by niemal być wdzięcznym, że takie nadużycie zaczęło się już tak wcześnie; mamy bowiem dzięki temu do dzisiaj pouczenia apostoła Pawła, którymi strofował on niewłaści¬we postępowanie wierzących. Na czym więc polegało w tym przypadku rozwiązłe zachowanie się Koryntian? Konieczne jest, byśmy prześledzili choć krótko tę sprawę, aby lepiej zro¬zumieć, co Pan ma także nam do powiedzenia.

Obdarowani, ale cieleśni

Koryntianie byli w Chrystusie Jezusie we wszystkim ubogaceni, we wszelkim słowie i poznaniu, tak że nie brakowało im żadnego daru łaski (1 Koryntian 1,4-7). Pomimo to byli oni cieleśni:
„Bo skoro między wami jest zazdrość i kłótnia, to czyż nie cieleśni jesteście, czy na sposób ludzki nie postępu¬jecie?" (1 Koryntian 3,3). Nie byli oni w ciele, gdyż żaden prawdziwy chrześcijanin już taki nie jest, ponieważ jest w Chrystusie. Oni byli cieleśni, tj. postępowali w sposób cielesny. Podkreśl¬my to: można posiadać wielkie duchowe dary od Boga, a mimo to być cielesnym. Samo posiadanie jakiegoś daru nie czyni jeszcze chrześcijanina duchowym. Winniśmy to zawsze mieć przed oczami, ponieważ jesteśmy bardzo skłonni do tego, aby przeceniać rozwój jakiegoś daru.
Miejscowe świadectwo Zgromadzenia Bożego w Koryncie faktycznie posiadało każdy dar łaski. O żadnym innym miejscowym świadectwie Zgromadzenia Pańskiego nie jest to powiedzia¬ne. Ich cielesne usposobienie jednak uwidoczniło się przez to, że mieli upodobanie w używaniu szczególnie tych spek¬takularnych darów, które pobudzały i przyciągały uwagę lu¬dzi, jak na przykład mówienie językami. Cieszyli się, że wpły¬wali przez to wielce na innych. Można by nawet powiedzieć, że bawili się Bożymi darami, podobnie jak dzieci, które otrzy¬mują jakąś nową zabawkę.
To, co Bóg w Swojej hierarchii wartości postawił na ostatnim miejscu, Koryntianie w swoim systemie wartości umie¬ścili na miejscu pierwszym. Przy wyliczeniu darów w 12 roz¬dziale apostoł powiedział: „A Bóg ustanowił w kościele najpierw apostołów, po wtóre... po trzecie..., potem..." (1 Koryntian 12,28-30). A na samym końcu wymienił mówienie ję¬zykami i ich wykład; o występowaniu daru mówienia języ¬kami powiedział przy tym w formie pytania: „Czy wszyscy mówią językami? Czy wszyscy wykładają?" Wprawdzie sam nie udziela na nie odpowiedzi, lecz brzmi ona jedno¬znacznie: Nie! Nie wszyscy mówią językami. To powinno było dać Koryntianom do myślenia i powinno również dać do my¬ślenia wszystkim miłym dzieciom Bożym dzisiaj, tym, któ¬rzy tak wielką wagę przykładają do mówienia językami.
Apostoł nie pozostawia co do tego żadnej wątpliwości, tak w rozdziale 12, jak i w 14, że dary te były od Boga i że on sam też je ceni. Gani natomiast niewłaściwe ich używanie. Taka jest zasadnicza linia całego rozdziału 14.

W kwestii mówienia językami w Koryncie

Musimy jednakowoż zająć się jeszcze istotą i celem tych cudownych darów, aby móc lepiej zrozumieć tło pouczeń w tym rozdziale.
Istota mówienia językami
Kto mówi w jakimś języku, nie mówi ludziom, lecz Bogu (1 Koryntian 14,2.28), tzn. to, co było mówione, nie było dla ludzi, lecz było skierowane do Boga. Zasadę tę potwierdza też histo¬rycznie Łukasz w Dziejach Apostolskich 2. Żydzi z różnych stron, przebywający w Jerozolimie, słyszeli stu dwudziestu ludzi mówiących w ich różnych dialektach, w których oni sami, rozproszeni po różnych krajach, wyrośli od dziecka, i z wielkim zdziwieniem i przerażeniem zawołali: „Słyszy¬my ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boże" (Dzieje 2,11). Wielkie dzieła Boże - to nie było ogłaszanie ewangelii, było to daleko więcej niż wysławianie Boga. Fakt, iż to wysławianie Boga nie odbywało się w świętej mowie hebrajskiej, lecz w językach narodów, był dla żydowskiego usposobienia czymś nowym i niepojętym.
Dzieje Apostolskie informują nas o trzech okolicznościach mówienia językami: w Jerozolimie (Dzieje 2), w Cezarei (Dzieje 10) i w Efezie (Dzieje 19). Przy żadnej z tych okazji jednak nie głoszono za pomocą języków ewangelii; tego nie znajdujemy w całym Nowym Testamencie. Tu zaś Paweł, na¬tchniony przez tego Samego Ducha Świętego, mówi to samo, co autor Dziejów Apostolskich:
„Bo kto językami mówi, nie dla ludzi mówi, lecz dla Boga; nikt go bowiem nie rozumie, a on w mocy ducha rzeczy tajemne wygłasza" (1 Koryntian 14,2).
Mówienie językami jest adresowane do Boga; jest modlitwą, dziękczynieniem, wysławianiem (1 Koryntian 14,14-17). Taka jest głów¬na cecha tego daru.
W tym też sensie apostoł nie miał nic przeciwko mówieniu językami, jeśli tylko ktoś wykładający czynił je zrozumiałymi (1 Koryntian 14,5.13.39). Jeśli zaś nie było tłumaczącego, wtedy daru mó¬wienia językami nie powinno się wykonywać (1 Koryntian 14,28). On sam mówił językami więcej niż wszyscy, to znaczy mówił tajem¬nice do Boga, modląc się do Niego, wysławiał go i dziękował. W Zgromadzeniu wolał raczej powiedzieć pięć słów zrozumiałych niźli dziesięć tysięcy w jakimś języku (1 Koryntian 14,19). Przy¬kład godny naśladowania dla tych wszystkich dzisiaj, któ¬rzy wierzą, że tajemniczymi, niezrozumiałymi słowami mogą zbudować innych.
Kto mówił w jakimś języku, budował samego siebie, nikt bowiem tego nie rozumiał (1 Koryntian 14,4). Ale budowanie samego sie¬bie nie ma powiązania ze Zgromadzeniem - i nie o to chodzi w 1 Liście do Koryntian 12-14; nie jest to myślą i celem Bo¬żym. Bóg nie daje jednostce darów po to, aby się przez nie sama budowała. Dlatego w 4 wierszu znajduje się nie tylko stwierdzenie, ale także pewna nagana. W isto¬cie języków leżało to, że były one ku zbudowaniu Zgromadzenia tylko wtedy, gdy je tłumaczono.
„Języki" w 1 Liście do Koryntian to normalne, ludzkie słowa, które Duch pozwolił wypowiadać tym, którzy się ich ni¬gdy nie uczyli (por. Dzieje Ap. 2,4.11). Przypuszczanie albo na¬wet twierdzenie, że apostołowie lub może też inni mówili „językami aniołów" (1 Koryntian 13,1), jest bezpodstaw¬ne. Wszystkie zdania, które w 13 rozdziale zaczynają się od „choćbym...", są natury czysto hipotetycznej i oznaczają: „w przypadku takim, gdybym to i tamto wszystko czynił". Sam Paweł natomiast przyznaje, że nie ma „wszelkiego poznania", gdyż i on poznaje „częściowo" (1 Koryntian 13,9). Absolutnie nie rozdał całego swego majątku dla nakarmienia biednych, nie dał swego ciała na spalenie. Tak samo wiersz 1 jest czystym przypuszczeniem maksymalnie możliwych rzeczy, którymi Paweł chce dowieść, jak bezwartościowe jest wszystko, jeżeli brak miłości jako siły napędowej. Nie przedstawia tu fak¬tu, który u niego byłby rzeczywistością. Dlatego czasownika tego użyto w trybie przypuszczającym: „Choćbym... mówił".
Cel mówienia językami
Jeśli chodzi o cel mówienia językami, Paweł mówi o tym raczej nawiasem. Jest to zawarte w wierszach 21-25 rozdziału czternastego:
„W zakonie napisano: Przez ludzi obcego języka i przez usta obcych mówić będą do ludu tego, ale i tak mnie nie usłuchają, mówi Pan. Przeto mówie¬nie językami, to znak nie dla wierzących, ale dla niewierzących, a proroctwo nie dla niewierzących, ale dla wierzących. Jeśli się tedy cały zbór zgro¬madza na jednym miejscu i wszyscy językami niezrozumiałymi mówić będą, a wejdą tam zwykli wierni albo niewierzący, czyż nie powiedzą, że sza¬lejecie? Lecz jeśli wszyscy prorokują, a wejdzie jakiś niewierzący albo zwykły wierny, wszyscy go badają, wszyscy go osądzają, skrytości serca jego wychodzą na jaw i wtedy upadłszy na twarz, odda pokłon Bogu i wyzna: Prawdziwie Bóg jest pośród was".
Dowiadujemy się tutaj (w. 22), że języki są znakiem nie dla wierzących, ale dla niewierzących. Kogo apostoł ma na myśli, mówiąc o „niewierzących"? Wyjaśnia to cytat z Księgi Izajasza 28 w poprzednim wierszu: chodzi o niewierzących Żydów. Do nich Bóg będzie mówił w obcych językach, jak powiedział prorok Izajasz - a był to sąd! - ale i tak, chociaż będą słyszeć, nie będą rozumieć, jak to ten sam prorok prze¬powiedział na innym miejscu (6,9).

Dlaczego wierzący w Koryncie tak szczycili się darem, który był sam w sobie znakiem sądu dla niewierzącego narodu Żydów? Był to wyraźny znak sądu, ponieważ obce języki wskazywały na to, że Bóg zwrócił się do narodów. To samo mamy w Dziejach Apostolskich 2. Bóg mówił do nich innymi językami, językami tych krajów, do których wielu z nich zo¬stało wygnanych wskutek Bożych sądów. Oni je wprawdzie akustycznie rozumieli, lecz nie pojmowali. Cała ta masa ludu pozostała niewierząca i nadal odrzucała Chrystusa. To dla nich więc były znakiem języki. Wydarzenia w Jerozolimie, Cezarei i Efezie potwierdzają to, że we wszystkich trzech okolicznościach znak mówienia językami ma związek z Żyda¬mi.
W 23 i 24 wierszu apostoł mówi ponownie o niewierzących, lecz łączy ich z inną grupą, nieświadomych (nie znających). Wynika z tego, że nie mówi teraz o grupie „niewierzących", o jakich mówił w wierszu 22, lecz o jakichś niewierzących mówiących po grecku („a wejdzie jakiś niewierzących lub nieobrzezany"), którzy wszedłszy tam mogliby uważać, że ci „odeszli od zmysłów", gdyby wszyscy mówili językami. Dla¬czego „od zmysłów"? Ponieważ w przeciwieństwie do niewie¬rzących Żydów w rozproszeniu, oni nie rozumieliby tych ję¬zyków.
To, że apostoł w wierszu 22 mówi o niewierzących Żydach, a w wierszach 23 i 24 o niewierzących Grekach, popiera dodatkowo fakt, że w pierwszym przypadku używa przed „nie¬wierzącymi" rodzajnika („ci niewierzący"), w drugim zaś przypadku tego rodzajnika nie ma. Chcąc scharakteryzować w pierwszym przypadku pewnych ludzi jako niewierzących, musiałby koniecznie opuścić ten grecki rodzajnik. Skoro jed¬nak go stosuje, wskazuje to na konkretną grupę niewierzą¬cych - właśnie na Żydów.
Zapamiętajmy ten doniosły moment: języki nie były przeznaczone jako świadectwo dla wierzących, lecz stanowiły znak dla niewierzącego ludu żydowskiego. Znak ten nie miał trwać długo. Kiedy się raz zrozumiało to zasadnicze znaczenie, widać to jak na dłoni.
W rozdziale 13,8 więc apostoł wskazuje, że dar ten w koń¬cu przeminie. Nie powinniśmy go zatem z tego względu dłu¬żej oczekiwać. Był on wraz z innymi cudownymi darami -darami łaski uzdrawiania, czynienia cudów (1 Koryntian12,9-10 i 29-30), darowany przez Pana jego apostołom na potwierdzenie świa¬dectwa, dopóki Nowy Testament nie został jeszcze we wszyst¬kich częściach spisany (Marka 16,20; Dzieje Ap. 14,3).

Dla zbudowania Zgromadzenia

Gdyby Koryntianie więcej dążyli do miłości (1 Koryntian 14,1), sami uchroniliby się przed pułapką, w jaką wpadli wskutek swo¬jej chełpliwości. Zgromadzenie jest szczególną sferą, w któ¬rej powinna się rozwijać Boża miłość. Bez niej nic nie jest piękne, z nią zaś można przezwyciężyć wszelkie trudności. Boża miłość, która tak doskonale objawiła się w Panu Jezu¬sie Chrystusie, reguluje faktycznie wszystko. Apostoł przedstawił to dokładnie w 13 rozdziale. Boża miłość na pewno zamknęła¬by usta Koryntianom, aby nie mówili językami, kiedy ich nikt nie rozumie. Zwróćmy uwagę, z jakim naciskiem Duch Święty mówi w tym rozdziale o konieczności zbudowania dla Zgromadzenia:
„A kto prorokuje, mówi do ludzi ku zbudowaniu i napomnieniu, i pocieszeniu" (1 Koryntian 14,3)
„...lecz kto prorokuje, buduje Zgromadzenie" (1 Koryntian 14,4; gr.)
„...bo większy jest ten, kto prorokuje, niż ten, kto mówi językami, chyba żeby je wykładał, aby Zgromadzenie było zbudowane" (1 Koryntian 14,5; gr.)
„Tak i wy, ponieważ usilnie zabiegacie o dary Ducha, starajcie się obfitować w te, które służą ku zbudowa¬niu Zgromadzenia" (1 Koryntian 14,12; gr.)
„Ty wprawdzie pięknie dziękujesz, ale drugi się nie buduje" (1 Koryntian 14,17)
„Wszystko niech będzie ku zbudowaniu” (1 Koryntian 14,26).
Dla apostoła liczy się jedynie to, czy Zgromadzenie otrzyma zbudowanie, czy też nie, - i taka jest myśl Boża! - który dar jest większy. Kto mówił językami, mówił jedynie Bogu. Dar ten mógł być cudowny, mógł pokazywać wielką moc i być bło¬gosławieństwem dla tego, kto go posiadał, lecz jeśli nie uży¬wano go w połączeniu z tłumaczeniem, aby wierzący rozu¬mieli to, co słyszeli, nie przynosił zbudowania i był mniejszy od daru prorokowania. Jakież ostre pchnięcie dla dumy tych, którzy chełpili się właśnie mówieniem językami!
Mówienie językami było nie tylko mniejsze, ale też miało być w Zgromadzeniu zaniechane, gdy nie było tłumaczącego (1 Koryntian 14,28). Taki miał mówić sobie samemu i Bogu, w Zgromadzeniu natomiast miał milczeć. Obowiązywało to nawet wte¬dy, jeśli ktoś dziękczynienie kierował do Boga, a równocze¬śnie mówił językami. Jeśli drugi tego nie rozumiał, nie mógł być zbudowany i z takiego dziękczynienia należało zrezygno¬wać. Jak ten, który zajmował miejsce nieobrzezanego, miał wtedy powiedzieć „Amen" na twoje dziękczynienie (1 Koryntian 14,16)? Są to słowa, które i my winniśmy wziąć sobie do serca! Ileż braku trzeźwości w tym względzie! Ja w każdym razie na podstawie tego słowa nie miałbym wolności, żeby w obcym kraju modlić się publicznie w moim języku, skoro nikt mnie tam nie rozumie.
Ponadto uczymy się tutaj przy okazji dwóch dalszych rzeczy, istotnych dla praktycznego życia Zgromadzenia.
Po pierwsze: powiedzieć „Amen" na jakieś dziękowanie jest zgodnie z Bożym zamysłem i stanowi słyszalny wyraz potwierdzenia ze strony Zgromadzenia. „Amen" oznacza: zaprawdę, na pewno, tak jest, albo niech tak będzie! Apo¬stoł wskazuje na zwyczaj, jaki mieli pierwsi chrześcijanie, którzy mówili „Amen" nie tylko w sercach, ale także ustami! Nie tylko myśleli sobie to „Amen", lecz je wypowiadali. Bóg pouczył już w Starym Testamencie swój lud w tej kwestii, mówiąc: „A cały lud (mężczyźni i kobiety!) niechaj odpo¬wie i mówi: Amen!" (5 Mojżesza 27,15). W Księdze Nehemiasza 5,13 czytamy piękne słowa: „A całe Zgromadzenie rze¬kło: Amen". Jest to zwyczaj zgodny z Pismem, który nieste¬ty został przez niektórych zaniechany.
Po drugie: pierwszorzędnymi środkami ku zbudowaniu Zgromadzenia było w tamtych czasach - objawienie, a jeśli chodzi o dzisiejsze czasy: prorokowanie (1 Koryntian, 14 wiersze 3-4) poznanie, nauka (1 Koryntian 14,6), pouczenie (1 Koryntian 14,19). Zajmiemy się tym jeszcze osobno. Czy myśleli¬śmy jednak kiedyś, że także modlitwa i pieśń oraz dziękczy¬nienie służą zbudowaniu (1 Koryntian 14, wiersze 15-17)? Jak radosna jest ta różnorodność: na to wszystko jest miejsce i czas we wspól¬nym schodzeniu się wierzących! Mamy tutaj ponadto jedną z nielicznych wzmianek, że w Zgromadzeniach świętych śpie¬wano.
Jeśli natomiast coś ma być ku zbudowaniu, najpierw trąba musi dać zrozumiały ton, musi być wiadomo, „co grają na flecie, a co na cytrze" (1 Koryntian 14, wiersze 7-12); krótko mówiąc, to, co się wygłasza, musi być zrozumiałe. Wszystko inne to „mó¬wienie na wiatr" (1 Koryntian 14,9). Bóg wcale nie chce, aby nasz ro¬zum był podczas spotkań „wyłączony". Sądzić tak byłoby w najwyższym stopniu nieroztropne i z całą pewnością nie du¬chowe. Apostoł obstaje przy tym, żeby także w modlitwie, wysławianiu i dziękczynieniu oprócz Ducha tzn. Boskiej na¬tury w nas – (por. Jana 3,6; Rzymian 8,6.10) rozum także miał swój udział. Puste dźwięki, których rozum nie może rozróż¬nić i przyjmować, są absolutnie bez wartości dla zbudowa¬nia. Tak więc modlitwy i wysławianie w językach są dla tego kto ich nie rozumie, zupełnie bez korzyści. Mówiący winien tak samo używać rozumu, jak i słuchający. Po to nam Bóg go dał, aby torował drogę wszystkiemu, co przychodzi od Boga.
Apostoł mówił więcej językami niż wszyscy i dziękował Bogu za to. Czynił to jednak dla siebie, kiedy był sam z Bogiem. W Zgromadzeniu wolał powiedzieć raczej pięć słów ro¬zumem, „aby innych pouczyć, niż dziesięć tysięcy w ja¬kimś języku" (1 Koryntian 14, wiersze 18-19). Jeśli coś nie przyczynia się do zbudowania, nie ma prawa być słyszane w Zgromadzeniu. Nie gra przy tym roli, czy dar ten jest od Boga (dar mówienia językami nim był); jeśli Zgromadzenie nie będzie przez to budowane, wtedy ten dar nie powinien być użyty. Posia¬danie udzielonego przez Boga daru nie uprawnia do używa¬nia go o każdym czasie i na każdym miejscu. Może to komuś wydawać się trudne do przyjęcia, ale taka jest nauka całego tego rozdziału. Kiedy jakiś brat modli się w Zgromadzeniu, wówczas jest ustami zgromadzonych w modlitwie do Boga. Wtedy też to, co on wyraża, powinno być wspólną sprawą zgromadzonych. Osobiste sprawy czy prośby nie są wtedy absolutnie na miejscu. Tak też winno być przy dziękczynie¬niach i wysławianiu. Jak bardzo bracia muszą się mieć na baczności, aby nie wychodzić za daleko poza to, co jest odczuciem i miarą Zgromadzenia. To, co ktoś wypowiada, musi być ponadto dostatecznie głośno i wyraźnie powiedziane, aby wszyscy mogli to zrozumieć. Jeżeli na przykład ktoś mówi nadzwyczaj cicho albo szybko, tak że prawie nikt nie jest w stanie nadążyć ze zrozumieniem, to niech raczej pozostawi tę służbę innym.
Szczególnie dzisiaj istnieje niebezpieczeństwo wywierania wpływu przez uczoność. Jeśli taka mowa albo modlitwa jest przeplatana słowami naukowymi czy kunsztownymi zwrotami, obcymi wyrażeniami, tak iż prości bracia i siostry nie mogą uchwycić sensu, wtedy ta służba nie odpowiada my¬ślom Pana Jezusa Chrystusa. On bowiem chce, aby Zgromadzenie było zbudo¬wane. Dotyczy to także modlitwy i dziękczynienia. Wszyst¬ko dzieje się w Zgromadzeniu i dla Zgromadzenia. Mówiący jest albo ustami zgromadzonych do Boga (modlitwa, dzięk¬czynienie, chwała), albo ustami Bożymi dla zgromadzonych (proroctwo, pouczenia). O tym winni wiedzieć ci, którzy otwierają usta w Zgromadzeniu i nigdy tego nie zapominać. Czy nie jest to w najwyższym stopniu wzruszające, że Bogu chodzi głównie o takie właśnie zbudowanie Zgromadzenia? Wszystko inne winno się temu podporządkować. Tak bardzo Mu na tym zależy!
Wiem, że przeczy to poglądom wielu osób w chrześcijaństwie, nawet tych, którzy są na nowo narodzeni. Taki jednak jest Boży zamysł dla Jego ludu. Dlatego też pouczenia tego rozdziału z Pierwszego Listu do Koryntian mają w na¬szych dniach wielkie znaczenie. Zajmijmy się teraz pierw¬szorzędnym środkiem, jakiego Duch Święty używa i jaki sto¬suje dla zbudowania Zgromadzenia: prorokowaniem.


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 19:05

Co oznacza prorokowanie?

Apostoł stawia ponownie mówienie językami w opozycji do prorokowania (1 Koryntian 14, wiersze 2-6.21-25.27-29). Prorokowanie (w tekście greckim to samo słowo co przepowiadanie) to wła¬ściwa służba proroków. Nie jest to przede wszystkim proro¬kowanie o czymś przyszłym, lecz stawianie duszy przez Sło¬wo Boże w Bożym świetle, tak iż człowiek zostaje o wszystkim przekonany i ujawniają się skrytości jego serca (1 Koryntian 14, wiersze 24-25). To należy tutaj rozumieć jako prorokowa¬nie. Prorokowanie może się nawet rozciągać na niewierzą¬cego, jak to pokazują podane wierszy, choć zasadniczo nie jest ono dane niewierzącym, ale wierzącym. Po tym, kiedy Pan Jezus Chrystus Objawił Samarytance całą jej historię {„pięciu mężów miałaś, a ten, którego teraz masz, nie jest twoim mężem"}, ona odpowiedziała z pewnym zdziwieniem: „Panie, widzę, żeś prorok" (Jana 4,18-19). To była rzeczywi¬ście służba prorocza!
Jakże ważna jest właśnie w naszych dniach ta służba! Módlmy się więc o to, aby była ona bardziej obecna między nami. Apostoł życzył sobie, aby wszyscy prorokowali (1 Koryntian 14, wiersze 1 i 5). Do tego mieli dążyć, a nie gonić za rozwojem zewnętrz¬nej mocy. Prorokowanie zawiera w sobie więcej głoszenia albo nauczania. Nauka i wskazywanie także prowadzą do zbudowania Zgromadzenia (1 Koryntian 14, wiersze 6 i 19), ale służba w swej najwyższej formie to prorokowanie. Prorok mówi jako ktoś od Boga i mówi dla Boga. Kto ten dar posiada, musi sam prze¬bywać w bliskości Boga i być z Nim w praktycznej jedności z Jego wolą, aby móc oznajmiać innym wolę i myśli Boże we właściwy sposób.
Właściwe prorokowanie w ogólności jest wykonywane przez mówiącego nieświadomie. Naturalnie, usługuje on świadomie Słowem, ale to, że prorokuje, nie jest mu aku¬rat świadome. Niekiedy dopiero później dowiaduje się, jeśli w ogóle się dowie, przy tej czy innej okazji, że to, co mówił, odpowiadało dokładnie potrzebom chwili. To zaś może zdzia¬łać jedynie Duch Święty. Jeszcze raz powtarzam: koniecznie potrzebujemy takiego stawiania w Bożym świetle, abyśmy zostali zachowani od niewłaściwego usposobienia i błędnych dróg! Jakże bardzo potrzeba nam służby prorokowania!
Ponadto prorokować mogą również siostry, jak nam to pokazuje rozdział 11,5 oraz przykład córek Filipa (Dzieje Ap. 21,9). W tym ostatnim przypadku jednak nie Zgromadzenie było miejscem, gdzie sprawowały one swój dar, lecz intymne śro¬dowisko domu. W każdym razie siostra powinna nakrywać głowę i tym samym pokazywać, że jest uległa mężowi (1 Koryntian 11,5-10).
Kiedy apostoł w 3 wierszu mówi w związku z prorokowaniem o zbudowaniu i zachęceniu czy napomnieniu i pociesze¬niu, to właściwie nie jest to definicją tego, czym jest proro¬kowanie, lecz raczej pokazuje to, jaki jest rezultat prawdziwego prorokowania. Kto prorokuje, mówi ku zbudo¬waniu, napomnieniu i pocieszeniu. Również napomnienie jest w najprawdziwszym sensie zbudowaniem, o czym nieraz zapominamy. Bóg napomina tylko nas, ponieważ wprowadził nas w określoną relację ze Sobą. Wszystko, co pogłębia moje pojęcie prawdy i Osoby Pana, jest zbudowaniem.
Nowy Testament mówi o prorokowaniu w trojakim znaczeniu. Najogólniejsze i najszersze znaczenie już zobaczyliśmy: wprowadzić dusze wierzących przez służbę Słowa w Boże światło, i w ten sposób dosięgnąć ich serc i sumień oraz od¬powiedzieć na ich wewnętrzne potrzeby. Taka też była, za¬sadniczo rzecz biorąc, służba proroków w Starym Testamen¬cie; próbowali oni poruszyć sumienia ludu słowami „tak mówi Pan". Skoro Boży lud nie zważał na Słowo i ostrzeżenia Boga, wypowiadane przez Jego proroków, wówczas prorocy byli zmuszeni do oznajmiania sądów i zapowiadania dalszych przyszłych wydarzeń.
To prowadzi nas do drugiego znaczenia prorokowania w Nowym Testamencie. W wielu miejscach, podobnie i tu, cho¬dzi o zapowiadanie czegoś przyszłego. W Dziejach Apostol¬skich mamy tego przykład w 11 rozdziale, kiedy prorok Agabus wskazał przez Ducha na nadchodzący głód na całej ziemi (Dzieje 11, wiersze 27-30). W szczególności jednak dotyczy to Księgi Objawienia, której słowa proroctwa, o ile się je zachowuje, wiążą się ze szczególnymi błogosławieństwami (Objawienie 1,3; 22,7).
Trzecie znaczenie mamy w 1 Liście do Koryntian 14,29-30, o czym jeszcze będziemy mówić. Chodzi tam o oznajmianie no¬wych, jeszcze nie znanych chrześcijańskich prawd przez mężów natchnionych przez Ducha. Jest to „najwyższa” forma proroctwa, której jednak dzisiaj nie znamy, ponieważ Słowo Boże jest już dokończone (Kolosan 1,25). Również prorocy z 1 Koryntian z roz¬działu 12, wiersza 28, byli narzędziami natchnienia Ducha Świętego, przez Którego zostały napisane części Nowego Testamentu.
Kończąc ten paragraf, chciałbym jeszcze wskazać na związek, jaki zachodzi pomiędzy objawieniem a proroctwem z jed¬nej strony oraz między poznaniem a nauką z drugiej (1 Koryntian 14,6). Rzeczy te nie oznaczają dokładnie tego samego, choć pozo¬stają ze sobą w ścisłym związku. Apostoł nie chciał przyjść do Koryntian bez korzyści dla nich. Korzyść z tego, co mówił, będą jednak mieli tylko wtedy, jeśli będzie do nich mówił przez objawienie, poznanie, prorokowanie, lub naukę.
Objawienie jako takie jest otrzymaniem Boskiej prawdy od samego Boga (1 Koryntian 2,10-12). Natomiast mówić przez obja¬wienie znaczy wypowiadać to, co apostołowie i prorocy otrzy¬mali przez objawienie. Przykład tego znajdujemy w 1 Koryntian w rozdzia¬le 11,23 {„albowiem ja otrzymałem od Pana"}. W ogóle służbę apostoła Pawła cechowało objawienie (por. 1 Koryntian 15,3). Prze¬cież Pan już przy jego [Pawła] nawróceniu Powiedział mu: „Albo¬wiem po to ci się Ukazałem, aby cię ustanowić sługą i świadkiem tych rzeczy, w których mnie widziałeś, jak również tych, w których ci się pokażę" (Dzieje Ap. 26,16).
Z objawieniem ściśle wiąże się prorokowanie. Co ono oznacza, już widzieliśmy.
Mówić przez prorokowanie wykracza w swoim znaczeniu ponad wypowiadanie objawienia, obejmuje bowiem więcej niż oznajmienie nowo otrzymanych prawd (trzecie znaczenie prorokowania).
Z drugiej strony apostoł posiadał dzięki objawieniu Pana także głębsze poznanie, które charakteryzowało jego służ¬bę. Mógł powiedzieć do Efezjan: „czytając to, możecie zrozumieć moje pojmowanie tajemnicy Chrystusowej" (Efezjan 3,1-5). Naukę można potraktować jako uniwersalne wyraże¬nie, które w swym daleko idącym sensie zawiera w sobie wszystkie pozostałe pojęcia. Wyrażenie to ma jednak rów¬nież swoje szczególne, właściwe sobie znaczenie: nie tyle oznajmianie nieznanych dotąd prawd, co wierne i pilne wpa¬janie prawd już znanych. Paweł nie uważał za zbędne pisać do Filipian „to samo" (Filipian 3,1), a Piotr miał staranie o to, aby wierzącym z obrzezki „przypominać te rzeczy, chociaż je znali" (2 Piotra 1,12).
Może pomocne będzie przedstawienie niewielkiego graficznego obrazu tych związków:



Objawienie i poznanie są tym, co człowiek otrzymuje (względnie otrzymał) od Boga, poznanie jest wynikiem objawienia. W oznajmianiu skierowanym do ludzi jednak ob¬jawienie okazuje się w prorokowaniu, a poznanie w nauce.
Jakże godna uwielbienia jest miłość Boża, która znalazła drogę, aby to, co jest w Jego sercu, dotarło aż do nas, ludzi!

Bóg prawdziwie pośród nas

Postawmy przed sobą jeszcze raz wierszy od 22 do 25 z 1 Listu do Koryntian 14, które już pod pewnym kątem naświetlaliśmy:
„Języki zatem, to znak nie dla wierzących, ale dla niewierzących, a prorokowanie nie dla niewierzą¬cych, ale dla wierzących. Jeśli się więc całe Zgromadzenie zejdzie na jednym miejscu i wszyscy ję¬zykami mówić będą, a wejdą tam nieuczeni albo niewierzący, czyż nie powiedzą, że szalejecie? Lecz jeśli wszyscy prorokują, a wejdzie jakiś niewierzą¬cy albo nieuczony, jest on przez wszystkich zawsty¬dzony, i przez wszystkich osądzony. Skrytości jego serca wychodzą na jaw, tak iż upadłszy na twarz, odda pokłon Bogu i oznajmi: Prawdziwie Bóg jest pośród was" (gr.).
Chociaż apostoł dla odsłonięcia głupoty Koryntian mówi tu o takim przypadku, jakiego z pewnością w tej postaci nigdy nie było, to jednak w jego słowach widać cząstkę życia miejscowego świadectwa Zgromadzenia Bożego w Koryncie, część praktycznych wspólnych spotkań, co wzbudza nasze najwyższe zainteresowanie. Niektóre rzeczy za¬sługują na naszą szczególną uwagę.
1) Widocznie zwyczajem wierzących na jakimś miejscu było regularne wspólne schodzenie się ku wzajemnemu zbudowaniu; zwyczaj taki jest przez Ducha Bożego uznawany i pole¬cany.
2) Nie były to „zamknięte" zgromadzenia, na które nie mieli wstępu nieuczeni oraz niewierzący. Przeciwnie, mogli oni wejść. Nieuczeni (greckie słowo idiotes) określa tych, któ¬rzy są niepouczeni w sprawach Bożych, ale niekoniecznie niewierzący, takich bowiem odróżnia się od niewierzących.
3) Zauważmy, że nie ma żadnych wskazań ustalonego porządku, jeśli chodzi o służbę albo o usługujących. Duch Boży zajął Swoje mieszkanie w Zgromadzeniu, to zaś wymaga nie dającej się porównać z niczym wolności. Możliwe było, jak¬kolwiek jest to założenie czysto hipotetyczne, że wszyscy mó¬wili językami i wszyscy prorokowali. Apostoł w żaden spo¬sób tej wolności nie ogranicza. Pokazuje tylko, jaki byłby rezultat w takim przypadku, gdyby wszyscy mówili języka¬mi. Nieuczeni i niewierzący powiedzieliby, że odeszli oni od zmysłów. Z całą pewnością nie mogło to być zamiarem Bo¬żym. Dlatego mieli raczej dążyć do tego, aby prorokować.
4) Uważano, że Bóg był obecny pośrodku nich; Bóg był rzeczywiście pomiędzy nimi. Fakt ten byłby widoczny właśnie przez to, że wszyscy by prorokowali. Gdyby wszedł jakiś nie¬wierzący czy nieuczony, byłby przez wszystkich przekony¬wany, przez wszystkich osądzony i w końcu doprowadzony do tego, aby oddać cześć Bogu i oznajmić, że Bóg jest na¬prawdę wśród nich albo w nich. Błogosławiony skutek tego, że Bóg jest naprawdę wśród nich albo w nich, że wolność ducha została we właściwy sposób wykorzystana! Kiedy zej¬dziemy się jako Zgromadzenie, wtedy Bóg jest i dzisiaj jesz¬cze wśród nas. Obyśmy byli więcej świadomi Jego obecno¬ści!
Jeszcze jedno słowo na temat wyrażenia „Kiedy całe Zgromadzenie zejdzie się na jednym miejscu" (1 Koryntian 14,23). Ściśle wiąże się ono z wyrażeniem w rozdziale 11,18: „Kiedy się jako (lub: w) Zgromadzenie schodzicie". Oba sformułowa¬nia określają tę samą rzecz, ale każde z innej pozycji i do¬brze jest, abyśmy to zrozumieli. Drugie wyrażenie, zejść się w Zgromadzeniu, wskazuje na charakter, natomiast pierw¬sze na samą rzecz, na fakt zejścia się razem. W obu przy¬padkach jednak chodzi o zejście się w charakterze Zgromadzenia.

Porządek przed mocą

Wiele drogich dzieci Bożych uważa, że podczas wspólnych spotkań muszą iść za swoimi wewnętrznymi impulsami, nie kontrolując się. Odczuwają - jak sami przypuszczają - że przynagla ich Duch Boży, a to jest dla nich wystarczającym sygnałem, aby się w sposób przez nich zamierzony wyrażać. Wszelkie inne rozsądzanie i rozważania odrzucają jako nieduchowe i ograniczające ich osobistą wolność. To ich „przemaga" i „czują się wewnętrznie nagleni", i to im wystarcza. Czy naprawdę wystarcza?
Koryntianie myśleli podobnie. Tylko że istniała wówczas ta różnica, której nie śmiemy przeoczyć, że w odróżnieniu od nas dzisiaj, nie mieli oni żadnego braku w darach łaski. Niejedno, co się dzisiaj wybija jako „dar", nie jest niczym in¬nym, jak tylko ciałem, imitacją. Podejrzenie to utwierdza się tym bardziej, że sprawowanie tych darów jest absolutnie i zu¬pełnie przeciwne Pismu. Myślę przy tym w szczególności o mówieniu językami, jak to się praktykuje w wielu kręgach chrześcijańskich. Skoro sposób sprawowania tego daru jest całkowicie sprzeczny z zarządzeniami Słowa Bożego, to czy nie trzeba wątpić w to, czy to w ogóle jest prawdziwe? Oczy¬wiście, Koryntianie wykazywali niejedne słabości i błędy. Ale miejmy tu przy tym na uwadze dwie rzeczy: chodziło prze¬cież w ich przypadku o całkiem młode miejscowe świadectwo Zgromadzenia; nie posiadali oni jeszcze żadnych Boskich pouczeń w tych kwe¬stiach. Ponadto Drugi List uwidacznia jasno, że Pierwszy List skierował ich ku zasmuceniu według Boga i ku upamiętaniu (2 Koryntian 7,6-11). My zaś mamy w rękach dokończone Słowo Boże, a mimo to częstokroć nie postępujemy według niego! To czyni nas odpowiedzialnymi.
Tak, Koryntianie czynili zły użytek z darów, ale apostoł może uznawać i tę wolność, gdyż „gdzie Duch Pański, tam wolność" (2 Koryntian 3,17). Czuję się jednak przynaglony, by strzec tej wolności przed nadużyciem. W innej sytuacji Paweł musiał później pisać do Galacjan: „Gdyż do wolności jesteście powołam, bracia; tylko pod pozorem wolności nie pobłażajcie ciału, ale służcie jedni drugim w miłości" (Galacjan 5,13).
Zawsze istnieje to niebezpieczeństwo: używania wolności dla ciała. Istnieje wolność Ducha, gdyż inaczej nie można by jej nadużywać. Jest to niezmiernie radosne, lecz Koryntianie nadużywali mocy Ducha, a to nie był Boży porządek. Dlatego apostoł przechodzi następnie do mowy o Bożym porząd¬ku podczas wspólnych zgromadzeń i pokazuje, że nieporządek nigdy nie pochodzi od Boga. Dlatego najpierw musi być porządek, a potem dopiero moc. Tego mamy się uczyć.
„Cóż tedy, bracia? Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu. Jeśli kto mówi języ¬kami, niech to czyni dwóch albo najwyżej trzech i to po kolei, a jeden niech wykłada; A jeśliby nie było nikogo, kto by wykładał, niech milczą w zbo¬rze, niech mówią samym sobie i Bogu. A co do pro¬roków, to niech mówią dwaj albo trzej, a inni niech osądzają, lecz jeśliby ktoś inny z siedzących otrzy¬mał objawienie, pierwszy niech milczy. Możecie bowiem kolejno wszyscy prorokować, aby się wszyscy czegoś nauczyli i wszyscy zachęty doznali. A duchy proroków są poddane prorokom; Albowiem Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju" (1 Koryntian 14,26-33).
Wiersz 26 pokazuje bogactwo Koryntian w darach; pokazuje też, że byli pilni w stosowaniu tych darów. Samo w sobie było to dobre, tylko widocznie działo się to w pewnym nieporząd¬ku i niezależności do Ducha Bożego. Prawdopodobnie nie tyl¬ko bardzo wielu mówiło podczas spotkań, ale też wielu na¬raz. Każdy dążył do tego, aby go słyszano. I to było niedobre, nie służyło zbudowaniu Zgromadzenia. Objawiali oni bowiem nie tylko brak miłości. Zapomnieli o tym, Kto był pośrodku nich i że to On jedynie miał prawo do decydowania, co ma się w poszczególnych wypadkach dziać. Utracili też z oczu obecność Ducha Świętego, o którym Pan Jezus Chrystus powiedział:
„On Mnie uwielbi" (Jana 16,14). Oni zaś nie szukali Jego chwały, lecz swojej. I tak będzie zawsze, kiedy się nie pamięta o tym, że „Bóg jest naprawdę między wami". Jeśli obec¬ność Boża nie będzie urzeczywistniana przez zgromadzo¬nych, wtedy nawet dary będą przeszkodą dla błogosławień¬stwa jego dzieci, ponieważ są niemądrze używane.
Z tego względu apostoł czuje się zmuszony do uzupełnie¬nia ich braków w łasce przez to, że zarządza ograniczające postanowienia w sprawie używania tych darów, których pochodzenie od Boga z radością uznaje. Zarządzenia te mają również dla nas dzisiaj nadzwyczaj na wartość, mimo że pew¬ne określone dary łaski, jak języki i objawienia już nie wy¬stępują. Zasady, które Bóg nam przekazał, abyśmy się nimi kierowali, pozostają jednakowoż na każdy czas te same.
Nie jest zamiarem apostoła, aby zmusić do milczenia jakiś dar; to by oznaczało zgaszenie Ducha i byłoby grzechem (1 Tesaloniczan 5,19). Nie; stawia on natomiast barierę przeciw ciele¬snemu używaniu darów danych od Boga. Zabrania używania wszelkiego niekontrolowanego popędu w duchowych objawie¬niach. Każdy prawdziwy dar Ducha jest poddany temu, kto go posiada, i on też jest odpowiedzialny za jego używanie.
Paweł zaczyna od języków, ponieważ one najbardziej rzucają się w oczy i nadużycie ich było najbardziej zgubne. Wła¬śnie ci, którzy te dary posiadali, mogli rościć sobie prawo do swobodnego ich używania bez jakichkolwiek reguł. Fakt jed¬nak, że jakiś dar był rzeczywiście od Boga, w żadnym wy¬padku nie przeszkadza regulowaniu tego daru. Regulacja taka istniała i istnieje: we wszystkim, co się tyczy służby Bożej w Zgromadzeniu, absolutne pierwszeństwo ma ducho¬we zrozumienie i tym samym zbudowanie zgromadzonych.
Jeżeli na przykład nie było wykładającego, wtedy mówie¬nie językami w Zgromadzeniu miało być zaniechane. Pojedynczy brat mógł mówić sobie i Bogu, ale w Zgromadzeniu miał milczeć. Żadna niezrozumiała mowa nie powinna być słyszana w Zgromadzeniu. To bowiem, co tam mówiono, mia¬ło być słyszane nie tylko przez Samego Boga, ale też i zrozu¬miane przez ludzi.
Nie miało także mówić językami więcej niż dwóch czy trzech braci - ograniczenie to rozciąga się także na największy dar, na proroków. Nawet coś bardzo dobrego wskutek nie¬zdrowej przesady może stać się niekorzystne, a nawet wzgar¬dzone, jeśliby więcej niż dwóch lub trzech mówiło na jednym spotkaniu. Wtedy prości słuchający nie uchwyciliby tego i nie byliby w stanie przetrawić, a już całkowicie, gdyby mówiło ich jednocześnie więcej, jeden przez drugiego. Mogli oni po kolei prorokować jeden za drugim, stwierdza apostoł, ale gdyby było ich więcej niż dwóch lub trzech, wtedy byłoby to od złego. Musieli wtedy czekać na inną sposobność i czas, gdyż „duchy proroków są poddane prorokom".
„Czuję się przynaglony tą myślą i nie mogę inaczej" - czemuś takiemu apostoł w ogóle nie pozostawia miejsca. To nie duch proroczy bowiem panuje nad prorokiem, ale prorok nad swoim duchem. Skoro już naturalny człowiek miał panować nad swym duchem (Przypowieści 25,28), to o ileż konieczniejsze jest to dla duchowego człowieka, któremu Bóg powierzył duchowy dar, aby go sprawował pod wszelką naka¬zaną kontrolą samego siebie! Apostoł wychodzi tu naprzeciw wszelkim pozorom czy fałszywym pretekstom dla duchowe¬go nieokiełznania. Żaden wewnętrzny impuls nie jest wystar¬czający, aby uprawnić proroka do mówienia! Jego rozsądza¬nie musi być zgodne z jego wyrażeniami. Rozum bowiem, (choć nigdy nie sprzeciwia się prawdziwemu uczuciu) jest w rzeczach Bożych stale ponad tym. Wszystko inne jest niezdrowe, jest nieporządkiem.
Wiersz ten: „Możecie bowiem kolejno wszyscy proroko¬wać, aby się wszyscy czegoś nauczyli i zachęty doznali" (1 Koryntian 14,31) zawiera w sobie jeszcze szczególne pouczenie. Kiedy apostoł w 12 rozdziale zestawił razem te różne formy objawień Ducha, zapytuje w wierszu 29: „Czy wszyscy są apo¬stołami, wszyscy prorokami...?" Odpowiedź brzmi „nie". Do¬tyczyło to proroków jako narzędzi natchnienia (trzecie zna¬czenie prorokowania) i było tym samym ograniczone co do liczby. W 14 rozdziale, wierszach 1 i 5 zachęcał on Koryntian, by dążyli do najwyższych darów łaski, czyli do prorokowania (pierwsze znaczenie). Wyraźnie wskazuje to, iż wszyscy, któ¬rzy tego pragnęli, osiągali to. I oto teraz w zgodzie z tym uznaje możliwość, by wszyscy oni prorokowali. Dalsze słowo aposto¬ła brzmi: aby wszyscy się nauczyli i wszyscy zostali pociesze¬ni. To słowo „wszyscy", które jest tu z naciskiem powtórzone, ma w tych trzech przypadkach tę samą siłę. Powiedzieć, że wszyscy prorocy mieliby prorokować, byłoby właściwie zbęd¬ne. Jakaż wspaniała wolność w Zgromadzeniu zostaje tutaj uznana! Jeżeli ich serca były na to skierowane, a Bóg dał im ku temu zdolność, to rzeczywiście wszyscy mogli prorokować. Jak czciło to Tego, który Był pośrodku nich!
W Zgromadzeniu wszyscy się uczą. Również i prorok ma przy¬wilej słuchania i uczenia się. Przez swoją służbę pociesza on innych, ale i sam ma tę potrzebę, aby był pocieszony. Zbudo¬wanie, jak się tu dowiadujemy, jest czymś wzajemnym. Czy my urzeczywistniamy to na naszych wspólnych spotkaniach? Czy życzymy też jakiemuś prorokowi tego przywileju, aby mógł niekiedy posłuchać?
Umiłowani bracia w Panu, którzy to czytacie, chciejmy sobie zadać te pytania: czy wszyscy dążymy do tego, aby proro¬kować? Czy z takim zamiarem przychodzimy na wspólne spo¬tkania? Czy też jesteśmy już od lat jedynie biernymi uczestnikami? Czy przyszło nam już choćby na myśl, że może i nas Pan Jezus Chrystus Chce użyć w Zgromadzeniu, aby powiedzieć jakieś słowo ku jego zbudowaniu? Czy też pozostawiamy wszystko darom, które są pośród nas? A co czynimy z tym słowem: „mo¬żecie bowiem... wszyscy prorokować?" Mówiłem już o warunkach wstępnych, aby prorokować. Czy my jednak do tego dą¬żymy? Obyśmy więcej korzystali z tej wolności, w jaką nas wprowadził Duch, więcej jej używali ku zbudowaniu tych, którzy są Jego i ku uwielbieniu Tego, Który Jest pośród nas!
„A co do proroków, to niech mówią dwaj albo trzej, a in¬ni niech osądzają" (1 Koryntian 14,29). Dwa lub najwyżej trzy przemó¬wienia wystarczyły dla zbudowania Zgromadzenia podczas jednego spotkania. O modlitwach, pieśniach pochwalnych i dziękczynieniu się tu nie wspomina, z tego jednak, co czyta¬my w 1 Koryntian 14 rozdział w wierszach od 14 do 16 wynika jednak, że pieśnią nie tylko rozpoczynano i kończono Zgromadzenie, lecz także prze¬rwy pomiędzy jednym przemówieniem a drugim były wypełnione pieśniami.
Służba proroków miała być rozsądzana. Przez kogo? Z pewnością najpierw przez ich braci z tym samym darem. Potem jednak również przez całe Zgromadzenie. To często spotyka¬ny pogląd niektórych, jakoby osądzania służby proroków mo¬gli dokonywać tylko inni prorocy, jest nie tylko nieuzasadnio¬ny i samowolny, lecz jaskrawo sprzeciwia się nauce Pisma. Wszystkie dzieci Boże mają „namaszczenie od Świętego (Du¬cha Świętego od Chrystusa) i wiedzą wszystko" (1 Jana 2,20). Nie rozumieją wszystkiego, ale mają przez Ducha tę zdolność rozsądzania wszystkiego, czy pochodzi to od Boga i czy to, co im przedstawiono nowego, zgadza się z tym, czego już się nauczyli. Taki był też zwyczaj w Berei (Dzieje Ap. 17,11).
„Dlaczego jednak - zapyta ktoś - te duchowe wypowiedzi mają być przez innych osądzane, skoro Duch, który tych darów udziela, Sam Jest Prawdą?" Odpowiedź brzmi następują¬co: wyposażeni w dar ludzie pozostają w sobie ludźmi, a czy¬stość ich mowy będzie zagwarantowana tylko w tej mierze, w jakiej nauczyli się oni w mocy tego Ducha Świętego opanowywać sa¬mych siebie. Pokora jest bowiem ważnym strażnikiem przy używaniu darów, przy służeniu nimi. Bóg, który patrzy na uni¬żonego i który daje łaskę pokornemu (2 Koryntian 7,6; 1 Piotra 5,5), zachowa serce i usta tego, który nic o sobie nie mniema, od błędu i od tego, co złe. Jemu za to dzięki!
„Bóg bowiem nie jest Bogiem nieporządku, lecz pokoju" (1 Koryntian 14,33). Nawet moc od Samego Boga nie usuwa na bok porząd¬ku. Tam, gdzie działa Duch Święty, nie ma nieporządku, lecz jest pokój, będący wynikiem Jego działania. Tam, gdzie działają demony, nie tylko będzie zburzony ten wewnętrzny pokój, ale także związany z panującymi tam obyczajami zewnętrzny porządek. Jest to pewny znak umożliwiający rozsądzenie.
Bóg mieszka w Zgromadzeniu i w każdym pojedynczym wie¬rzącym. Ta wzniosła i błogosławiona prawda leży u podstaw każdej wskazówki co do tego, jak mamy się zachować w Zgromadzeniu. Wszystkich zgromadzonych nie ma cechować wie¬dza o tym, że wśród nich znajdują się różne dary, ale głęboka i szczęśliwa świadomość bezpośredniej obecności Boga. Tam, gdzie obecność ta i nieograniczoność jest urzeczywistniana i od¬czuwana, panuje pokój, jak również porządek. Wszystko, co jest prawdziwe, co od Niego pochodzi, dokonuje się w wolności i szczęśliwości. Samowola człowieka natomiast nie zostanie dopuszczona, nie przynosi ona bowiem nic innego, jak tylko nie¬porządek i zamieszanie. Łaska przywiodła nas do społeczno¬ści z Bogiem Pokoju. Tam zaś, gdzie serca obecnych są napeł¬nione pokojem i przez to przywiedzione do spokoju, tam też ich zewnętrzne zachowanie będzie odzwierciedlało stan wewnętrz¬ny: wszystko będzie się działo godnie i w porządku.

Niewiasty mają milczeć

Co za atak przypuszczono na wiersze 34 i 35 z 1 Koryntian 14, szczególnie w naszych czasach, kiedy ludzkość tak okrzykuje „równoupraw¬nienie kobiet", jakby to było dla niej najwyższe błogosławień¬stwo. Jakże poważne jest niebezpieczeństwo, że duch tego świata przenika do środowiska dzieci Bożych! Jednakowoż Słowo Boże jest niewzruszalne, a naśladowanie tego Słowa jest pełne błogosławieństw.
„Niech niewiasty na Zgromadzeniach milczą, bo nie pozwala się im mówić; lecz niech będą poddane, jak i zakon mówi. A jeśli chcą się czegoś dowiedzieć, niech pytają w domu swoich mężów; bo nie przy¬stoi kobiecie w zborze mówić".

To się nie podoba człowiekowi, zwłaszcza religijnemu, opierającemu się na tradycjach i naukach ludzkich zamiast na Bożych postanowieniach. Ma on cały szereg argumentów, gotowych na podważenie i unieważ¬nienie tych Słów Bożych. Skoro jednak człowiek zaczyna argumentować, jest to już najpewniejszy dowód, że nie chce być posłuszny. Dlatego jego argumenty stopnieją jak śnieg pod działaniem osądzającego Słowa Bożego. Posłuchajmy niektó¬rych z takich ludzkich argumentów:
(1) To zarządzenie apostoła dotyczy tylko tamtego cza¬su i tylko tych niewiast z Koryntu, które były szczegól¬nie gadatliwe. Miały one nie szeptać i nie paplać - takie ma znaczenie słowo tam użyte.
(2) Chodzi tu tylko o mężatki, bo czytamy tam „wasze niewiasty".
(3) W świętych rzeczach Bożych niewiasta ma te same przywileje, co mężczyzna, gdyż jest napisane: „Nie ma bowiem mężczyzny ani niewiasty; gdyż wszyscy je¬steście jedno w Chrystusie Jezusie" (Galacjan 3,28).

To, że pierwszy argument jest nieuzasadniony, widzieliśmy już na wstępie tego Listu: słowo to jest skierowane do wszystkich chrześcijańskich wyznawców, a nie tylko do „Zgromadzenia Bożego, które jest w Koryncie" (1 Koryntian 1,2). Co się zaś tyczy grec¬kiego słowa tam użytego, laleo, znaczy ono „mówić, rozma¬wiać", a nie „paplać", czy „szeptać". Na ani jednym miejscu spośród 241 razy, gdy jest ono użyte w Nowym Testamencie, nie oznacza ono gadatliwości czy paplaniny. Już w rozważa¬nym przez nas rozdziale spotykamy się z tym słowem w wierszu 29: „A co do proroków, to niech mówią dwaj lub trzej".
Jeśli chodzi o drugi zarzut: absurdem jest uważać, aby zamężne niewiasty nie śmiały mówić, natomiast niezamężne tak. Pouczenie Słowa Bożego dotyczące pozycji niewiasty ma za¬wsze charakter zasadniczy i obejmuje stale wszystkie niewia¬sty, zamężne i niezamężne. Interesujące jest też, że w najlep¬szych i najstarszych rękopisach czytamy prosto: „Niechaj niewiasty...".
Trzeci zarzut ma na pierwszy rzut oka większą wagę, lecz tylko z pozoru. Apostoł przedstawił na początku jedenastego rozdziału 1 listu do Koryntian porządek Boży w stworzeniu: Bóg - Chrystus - m꿬czyzna - niewiasta. Ta kolejność stworzenia nie jest kolejno¬ścią wartości - niewiasta jest tak samo wartościowa, jak m꿬czyzna. Posiada ona nawet delikatniejsze cechy - ale kolejność ta jest kolejnością porządku mocy. Zgodnie z nim niewiasta podlega mężowi, podobnie jak mężczyzna podlega Chrystu¬sowi. Jej pozycję cechuje poddanie mężczyźnie, jak też mówi zakon (zob. np. 4 Mojżesza 30,3 i inne). Pozycji poddania niewiasty wobec mężczyzny chrześcijaństwo nie zmieniło ani nie usu¬nęło. Wręcz przeciwnie: ma ono być właśnie widoczne w Zgromadzeniu.
Oczywiście, „w Chrystusie Jezusie" jesteśmy wszyscy jedno; nie ma mężczyzny i niewiasty. Jeśli chodzi o jej pozycję w Chrystusie, niewiasta ma te same przywileje, co mężczyzna: jest na przykład takim samym czcicielem jak mężczyzna. W Zgromadzeniu jednak te różnice istnieją i winny być uwi¬daczniane przed Bogiem, przed aniołami i przed ludźmi, do¬póki kościół będzie na tej ziemi. „W Zgromadzeniu" jest wyra¬żeniem częstokroć używanym w naszym rozdziale na określenie wspólnego chrześcijańskiego spotykania się; nie¬wiasta tam nie jest jako mężczyzna, siostra nie jest bratem. Zwróćmy więc uwagę: „w Chrystusie Jezusie" - „nie ma m꿬czyzny i niewiasty", ale „w Zgromadzeniu" - „niewiasty mają milczeć".
Wiersz 34: „Niewiasty wasze mają milczeć w zgromadzeniach" łączy się bezpośrednio z wierszem 33, gdzie znaj¬dujemy, co powinno cechować wszystkie Zgromadzenia świę¬tych: Bóg nie jest Bogiem nieporządku, lecz pokoju. Gdzie Bóg Jest prawdziwie czczony, tam też będzie widać tę natu¬ralną przyzwoitość. Jeśli nie burzy się w nas wszystko na myśl o publicznym usługiwaniu niewiasty, wtedy pokazuje to, jak daleko daliśmy już miejsce duchowi obecnego czasu.
Czy nie jest to nadzwyczaj upokarzające, że właśnie w chrześcijań¬stwie nie realizuje się tego, co Bóg dał już od początku i cze¬go przestrzegają nawet poganie, lecz stawia się porządek zupełnie na głowie?
W jednym z poprzednich rozdziałów apostoł stwierdza wyraźnie wolność niewiasty tak do modlitwy, jak i prorokowa¬nia (1 Koryntian 11,5). Na wspólnych spotkaniach jednak nie powinny one zabierać głosu, oprócz ogólnego śpiewania pochwalnego, któ¬re się zazwyczaj wznosi do Boga podczas takich wspólnych spotkań (Rzymian 15,6). Służba niewiast sprawowana jest we¬wnątrz, w kręgu domowym (Tytusa 2,4-5), a jej miejsce cechuje poddanie (Efezjan 5,22-24.33). Uczy o tym w jednakowej mierze tak Stary, jak i Nowy Testament, a prawdziwa wiara urzeczy¬wistniała to w każdym czasie. Sara była posłuszna Abraha¬mowi i nazywała go panem (1 Piotra 3,6). Kiedy Miriam pro¬rokowała, to działo się to wobec niewiast izraelskich (2 Mojżesza 15,20-21). Kiedy Debora została wzbudzona jako sędzia w Izra¬elu, wtenczas był to sędziowski znak niesławy dla narodu, któ¬ry utracił swoją prawdziwą pozycję wskutek swej niewierno¬ści. Kiedy słyszano głos Huldy, prorokini w późniejszych dniach upadku Judy, działo się to z „drugiej strony miasta" (2 Królewska 22,14-15; Sofoniasza 1,10). Tak więc Pismo pokazuje wszę¬dzie, że występowanie niewiast nie odpowiada pierwotnemu prawu stworzenia i koliduje z obyczajami oraz łagodnością, które w Bożych oczach zdobią niewiastę.
To, że niewiasta nie ma nauczać ani panować nad mężczyzną, czy to w Zgromadzeniu, czy gdziekolwiek, podkreślone jest na innym miejscu i uzasadnione tym, że kiedy na począt¬ku niewiasta przejęła kierownictwo, doprowadziło to do grze¬chu (1 Tymoteusza 2,12-14). Jakże poważne odstępstwo i zbocze¬nie od Słowa i Bożego porządku oznaczało wobec tego w historii kościoła na ziemi to, że pozwolono „niewieście Izabel", która zwie się „prorokinią", nauczać i zwodzić sługi Pańskie (Objawienie 2,20)! Czy nie jest to nadzwyczaj znamienne, że najgorsze błędne nauki, takie jak „Chrześcijańska Nauka", teozofia, adwentyzm i spirytyzm zostały założone przez niewiasty i że to one nimi kierowały? Czy nie daje to nam też poważnie do myślenia, że modny obecnie dar języków w kręgach charyzmatycznych praktykowany jest głównie przez niewiasty? Apostoł mówi w jednym z listów dotyczących czasów osta¬tecznych o „niewiastach", „opanowanych przez różne po¬żądliwości, które się zawsze uczą, a nigdy do poznania prawdy dojść nie mogą" (2 Tymoteusza 3,6-7).
Pobożna i bojąca się Boga niewiasta będzie postępowała według tego, co Bóg ustanowił przez swych apostołów dla wszystkich wierzących niewiast. Będzie milczeć w Zgromadzeniach. A kiedy ma pytania i chce się uczyć, wtedy będzie w domu pytać swego męża. A co z niezamężną? Może ona ko¬rzystać z pomocy doświadczonych niewiast, które są starsze w wierze od niej (Tytusa 2,3-5). Jak piękne jest, jeśli w spojrze¬niu na mężów i starsze niewiasty, te które szukają pomocy u nich, tam ją też faktycznie znajdują według Boga odpowiedzi na swoje pytania!

Nie uparci, ale posłuszni

Kiedy apostoł powiedział o pozycji niewiasty jako poddanej mężowi i wskazał, jak hańbiącą rzeczą jest dla niewiasty mo¬dlić się z nie nakrytą głową albo obciąć sobie włosy czy ostrzyc głowę, pod koniec tego pouczenia stwierdził: „A jeśli się komuś wydaje, że może się upierać przy swoim, niech to robi, ale my takiego zwyczaju nie mamy, ani też zbory Boże" (1 Koryntian 11,16). Zawsze byli i są tacy, którzy ilekroć pojawia się jakaś wątpliwość, dyskutują raczej nad Słowem, zamiast iść drogą pokoju i posłuszeństwa. Nie było to jednak zwyczajem apostołów ani Zgromadzeń Bożych. [Prawdziwe dzieci Boże nie mają w zwyczaju poddawać w wątpliwość Bożego Słowa – czynią tak tylko dzieci diabelskie, i dopóki się nie nawrócą nie można od nich oczekiwać czegoś takiego jak posłuszeństwo Słowu Bożemu – nie pozwalają im na okazywanie miłości wobec Pana Jezusa panujące nad nimi demony{5 Mojżesza 11,22; Jana 14,15.23; 1 Jana 3,10} do posłuszeństwa jest potrzebne prowadzenie Ducha Świętego – Jana 14,16.]. Nie jest to zwyczajne, mówi apostoł, aby wątpić w wyrok natchnionych przez Boga nauczy¬cieli i dyskutować nad nim; zwyczajne było natomiast przyjąć go i naśladować.
Następnie, zakończywszy pod koniec 14 rozdziału swoje żmudne zadanie zganienia praktycznego porządku Koryntian, stawia dwa strofujące pytania:
„Czy Słowo Boże od was wyszło, albo czy tylko do was samych dotarto? Jeśli ktoś uważa, że jest pro¬rokiem albo że ma dary Ducha, niech uzna, że to, co wam piszę, jest przykazaniem Pańskim" (1 Koryntian 14,36-37).
Paweł wyraźnie wychodzi tu naprzeciw błędnemu roszczeniu sobie praw przez niektórych spośród nich (a i wielu dzisiaj) do duchowego rozsądzania, co mogłoby ich prowadzić do lek¬ceważenia czy odrzucenia autorytetu apostolskiego i ode¬pchnięcia tego, czego on nauczał. Sami sobie mogli oni zda¬wać się bardzo mądrymi; można do nich ironicznie odnieść słowa, jakie Job skierował do swoich przyjaciół: „Dopraw¬dy, wy przedstawiacie całą ludzkość i wraz z wami wy¬mrze mądrość” (Joba 12,1). Czy to oni odkryli mądrość, czy Słowo Boże od nich wyszło? Czy jeszcze nie zrozumieli Bożej zasa¬dy, że samo Zgromadzenie nie poucza, ale raczej zostaje po¬uczone przez sługi Pańskie? Faktem było, że otrzymali oni Sło¬wo Boże, jak to apostoł już wcześniej zaznaczył: „Co masz, czego nie otrzymałbyś?" (1 Koryntian 4,7). Nacisk położony jest zawsze na to, co otrzymałeś. Słowo Boże dotarło do nich przez łaskę, ono od nich nie wyszło.
Ponadto skoro oni sami byli odbiorcami tej łaski, jakże mogliby się odważyć stawiać własne koncepcje przeciwko obja¬wieniu woli Bożej i rozsądzaniu ich braci w wierze, którzy poddawali się pod Słowo? Słowo Boże doszło do nich wszyst¬kich nie po to, aby nad nim dyskutować, ale po to, aby według niego szli. Weźmy to sobie do serca! Ileż to dzisiaj dyskutuje się nad Słowem Bożym, aby tylko ujść czy ominąć jego ostrość! Byle tylko nie czytać tego i nie czynić tego, co On powiedział! Prawdziwą „du¬chowość" można po tym rozpoznać i tym zmierzyć, kiedy to, co apostoł tutaj i na innym miejscu spisał, przyjmie się jako przykazanie Pańskie, gdy uzna się to i wykona.
Oczywiście, apostoł nie zawsze przemawiał jako natchniony. Wiemy, że i on kiedyś swymi ustami mówił nierozważnie (Dzieje Ap. 23,3), jak niegdyś Mojżesz (Psalm 106,33). To jednak, co on tu pisze, było absolutnie prawdą, która ma Boży autorytet.
Był to nakaz Pański. Czy my go realizujemy? Przestrzegamy? Czy przestrzegamy go z miłości do Tego, Który nas tak umiło¬wał i Dał za nas Samego Siebie? Po tym również dzisiaj się roz¬poznaje, czy jesteśmy naprawdę duchowymi, czy Go napraw¬dę miłujemy: „Kto ma przykazania Moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje" (Jana 14,21).
„A jeśli ktoś jest nieświadomy, niech będzie nieświa¬domy" (1 Koryntian 14 w. 38).
To poważne zdanie! Jeżeli ktoś odrzuca przyjęcie pouczeń danych przez apostoła, wtedy jest nie tylko nieświadomy, ale też takim pozostanie. Jest to pewien sąd: „niechaj będzie nie¬świadomy!" Człowiek taki jednak nie powinien starać się po¬uczać innych. Jak dobrze, że owce Pana Jezusa Chrystusa znają Jego głos! One nie potrzebują pouczeń tych, którzy nie są poddani Jego Słowu. Kto nadstawia ucho na głos Dobrego Pasterza, ten bę¬dzie zachowany przed głosem obcych i tym samym przed nie¬wypowiedzianą nędzą (Jana 10,1-5).

Uwagi końcowe

Mamy w tych rozdziałach 1 listu do Koryntian przed sobą taką pełnię prawd i po¬uczeń, że dla niejednego z szanownych czytelników są one nowe. Istotnie, w wielkich „kościołach" chrześcijaństwa nie zna się takich wspólnych spotkań dla zbu¬dowania Zgromadzenia. I zrozumiałe jest, jeśli jeden czy dru¬gi wierzący czytelnik może z początku zachować pewien dy¬stans względem tego, co było w tych rozdziałach przedstawione. Zbyt wiele rzeczy bowiem w tym, co rozważaliśmy, sprzeci¬wia się temu, co się w praktyce wszędzie zauważa!
Może jednak ktoś zapyta i powie: „mogę wszystko dobrze zrozumieć, że wtedy tak było, ale czy ma to być faktycznie zastosowane także w naszych dniach? Czy nie powiedzieliście sami, że dzisiaj nie ma już ani mówienia językami, ani objawień?"
To prawda, że pewnych „objawień Ducha" (1 Koryntian 12,7) w tej czy innej postaci dzisiaj nie mamy ani ich nie potrzebuje¬my, ponieważ Słowo Boże jest dokończone (Kolosan 1,25) i nie po¬trzebuje potwierdzeń ani uzupełnień. Mówienie językami nie jest jednak właściwą treścią 14 rozdziału. Stanowi ono tutaj dla Ducha Świętego tylko sposobność, by powiedzieć o tym, co istotne, a co Koryntianie niestety w dużym stopniu stracili z oczu: o obecności Bożej przez Ducha Świętego pośród nich. Gdyby bowiem mieli oni na uwadze, że Bóg rzeczywiście Jest wśród nich, inaczej by się zachowywali. Zważaliby, żeby zachowany był Boży porządek i zbudowane Zgromadzenie. Są to właśnie te zasady, które również dzisiaj powinny kierować nami w naszych wspólnych spotkaniach.
Tak więc w tym ważnym rozdziale nie chodzi o zastanawianie się nad rzeczami, które przeminęły; przedstawiłem je tu tylko w takiej mierze, w jakiej było to konieczne dla zrozu¬mienia ich powiązania - chodziło tu o ukazanie stałych zasad Bożych, obowiązujących wszystkich, którzy przyznają się do imienia Pana Jezusa Chrystusa. Bogu niech będą dzięki! - Jego obecność w Zgromadzeniu przez Ducha Świętego pozostaje. Jeszcze raz: Bogu niech będą za to dzięki! Teraz zaś całkowicie osobistą kwestią wiary jest przyjąć to i urzeczywistniać. Spisałem to wszystko dlatego, że przecież te Boże rzeczy trzeba najpierw poznać, zanim będzie się miało z nich radość i mogło wprowadzić je w czyn.
Jest także wiele drogich dzieci Bożych, którzy opuścili ludzkie systemy, wyrosłe na podłożu chrześcijańskim, aby zbliżyć się do prawdy. Czy jednak nie jest to dziwne, a nawet zdumie¬wające, że częstokroć i oni nie znają takich spotkań? Znane są konferencje i godziny Biblijne, poświęcone rozważaniu Sło¬wa Bożego. Znane są specjalne zgromadzenia, przeznaczone na głoszenie ewangelii przez ewangelistów lub głoszenia Sło¬wa Bożego przez nauczycieli. Znane są spotkania braci, po¬święcone omawianiu spraw Pańskich. Wszystko to jednak nie są Zgromadzenia do imienia Pana. Są one dobre i jak najbardziej korzystne, ale nie mają tej wysokiej rangi zejścia się razem jako Zgromadzenie.
Dlaczego gdy spojrzymy na wspólne schodzenie się ku zbudowaniu na całym świecie, zostały one zaniechane także mię¬dzy braćmi w różnych miejscach? Czy z powodu niebezpie¬czeństwa fałszywego używania wolności, darowanej od Boga, że częstokroć występowały takie rzeczy, które upokorzyły zgromadzonych? Miejmy jednak na uwadze: chociaż cielesne usposobienie Koryntian odarło te wspólne spotkania z ich ko¬rzyści i porządku, to Bożym środkiem uzdrowienia nie było ich całkowite usunięcie, lecz pouczenie apostoła o tym, co przy¬stoi podczas Zgromadzenia. Duch Święty nazywa to w 40 wierszu: „godnie i w porządku".
I my powinniśmy wspominać te nakazy Pańskie starannie i z modlitwą. Bóg nie mówi do nas: „Nie ma sensu się wami zajmować, jeśli chodzi o tak wzniosłe schodzenie się w duchowej wolności; jesteście zbyt cieleśni. Zaniechajmy tego!" Przeciwnie, On ze Swej strony zachowuje wszystko, co daro¬wał i zapewnia dla takich wspólnych spotkań wszystko. Jak¬że to odpowiada Jego niezgłębionej łasce wobec nas! Po czym daje wierzącemu do ręki Bożą miarę i mówi:
„A wszystko niech odbywa się godnie i w porządku".
Jak prosto, jak gładko, jakie to wszystko piękne! Wspólne schodzenie się w celu zbudowania - to wybrane błogosławień¬stwo Boże dla tych, którzy są Jego, dopóki są na tej ziemi. W niebie tego nie będziemy już potrzebowali. Za to jednak, że dzisiaj jeszcze możemy je mieć, niech Jego święte imię będzie wysławione w Chrystusie Jezusie, naszym Panu!


13. Zgromadzenie na modlitwę

Tak jak osobista modlitwa jest oddechem duszy, taki też jest charakter godziny modlitewnej - śmiem tak nazywać zejście się na wspólną modlitwę - to zaś, jak wierzący cenią sobie te godziny, jest miernikiem duchowego stanu miejscowego Zgromadzenia. Nie można chyba przecenić duchowego znaczenia modlitwy, i wiele cennych rzeczy napisano już i powiedziano na ten temat. Chciałbym się więc ograniczyć tylko do wspól¬nej modlitwy Zgromadzenia i zaraz zaznaczyć, że Bóg poda¬rował nam tym samym szczególne błogosławieństwo. Pozwa¬la On Swoim dzieciom przychodzić ze wszystkim, co mają w Swoim sercu, przed Swoje oblicze i wspólnie to przed Nim skła¬dać. Jego ucho jest otwarte na wszystko, co oni mają Mu do powiedzenia.
Zajmowaliśmy się już drogocennym zapew¬nieniem Pana Jezusa: „Nadto powiadam wam: że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca Mego, Który jest w niebie" (Mateusza 18,19); mogę więc to tylko krótko streścić. To wielki przywilej szukać wspólnie w uzgodnieniu Bożego oblicza. Oczywiście, można samemu się modlić w domu. Dałby Bóg, abyśmy to wię¬cej czynili! Wtenczas Jego błogosławieństwo będzie obfite. Przystępować jednak jako Zgromadzenie z otwartością przed „tron łaski", aby odebrać miłosierdzie i łaskę w czasie spo¬sobnym ku pomocy (Hebrajczyków 4,16), jest przywilejem szczególne¬go rodzaju, połączonym ze szczególnymi błogosławieństwa¬mi. A jeśli już modlitwa sprawiedliwego wiele może (Jakuba 5,16), to czy nie odpowiada On na modlitwę Zgromadzenia, które w imieniu Pana Jezusa Chrystusa wznosi do Niego błaganie?
Na początek jeszcze jedna uwaga: treść tego rozdziału dotyczy tak modlitwy osobistej, jak i wspólnej. Przykładem tego jest zacytowane miejsce z Listu do Hebrajczyków 4. Zarówno modlitwa w Jego imieniu lub modlitwa w Duchu Świętym. Mo¬dlitwa jest zawsze szczególnym wyrazem zależności od Boga i zaufania do Boga, czy to modli się jednostka, czy też Zgromadzenie. Zawsze te zasady wychodzą w szczególny sposób na czoło, dlatego powinny być tutaj wzmiankowane.

Wspólna modlitwa u pierwszych chrześcijan

Jaka strata, jakie odejście od początków, że dzisiaj w chrześcijaństwie prawie nie zna się spotkań na wspólną modlitwę! Owszem, słucha się jakiegoś kazania i jest się aktywnym w „kościele”, ale zginać razem kolana przed Bogiem, to się już rzadko spotyka. Dlaczego właściwie tak się dzieje? Uważam, że są dwa powody:
1) Jedynie prawdziwe dzieci Boże, które przeżyły nowe narodzenie mogą się prawdziwie modlić i jednoczyć w modlitwie. „Oto się modli" - taki niepodważalny dowód dał Pan uczniowi Ananiaszowi na to, że w Saulu z Tarsu nastąpiła potężna prze¬miana (Dzieje Ap. 9,11). Jeśli pośród tylu niewierzących chrze¬ścijan jest tylko niewielka domieszka wierzących, gdy są oni złączeni tylko z nazwy, kiedy „kąkol" przerósł do tego stop¬nia „pszenicę", że uczniowie nazywają to podobieństwo z Ewangelii Mateusza 13,24-30.36-43 „podobieństwem o kąkolu na roli" (Mateusza 13,36), to czy dziwne jest, że nie daje się realizować tej publicznej wspólnej modlitwy?
2) Obecne dni odznaczają się nadzwyczaj wzmożoną działalnością na polu chrześcijańskim. Czyni się starania i postę¬py w sensie społecznym, towarzyskim, charytatywnym i kul¬turalnym. Co jednak myśli o tym wszystkim Pan Jezus Chrystus, co mówi Słowo Boże o wszystkich tych dążeniach i staraniach, o to się prawie nikt nie pyta. Czują się „bogaci" (Objawienie 3,17) - bogaci w poznanie i wiedzę, bogaci w dobre uczynki i poczci¬we starania. To samozadowolenie i własna wola nadają cha¬rakter, pokazany w Księdze Objawienia 3,14-22 i 2 Liście do Tymoteusza 3,1-5; jest to jednak przeciwieństwo świadomej zależności od Boga, która przynagla wierzącego do modlitwy. Skoro mówi się tak: „bogaty jestem i wzbogaciłem się, i ni¬czego nie potrzebuję", to czy mamy się dziwić, że modlitwa, czy to osobista, czy wspólna, nie odgrywa już przodującej roli? Po co się modlić, skoro się „niczego nie potrzebuje?"
Nie mówię tego wszystkiego w sensie oskarżenia. Nie chciałem także przez to wyrazić, że w różnych miejscach w chrze¬ścijaństwie nie ma grup wierzących ludzi, którzy jak najbar¬dziej praktykują wspólne modlitwy ze zgiętymi kolanami. Chciałem natomiast wskazać, gdzie dzisiaj w rozwoju chrześcijańskie¬go świadectwa w ogóle stoimy, aby wskazać drogę powrotu do tego, co było od początku.
Pierwsi chrześcijanie trwali w tak ważnych czterech rzeczach - w nauce apostolskiej, w społeczności, w łamaniu chleba i w modlitwach (Dzieje Ap. 2,42). Są to wyróżniki pierwszych chrześcijan. Nauka i społeczność były charakterystycznymi cechami, a łamanie chleba i modli¬twy - praktycznymi czynnościami owego młodego Zgromadzenia w tamtych dniach początku.
Pierwsi chrześcijanie więc nie tylko trwali w łamaniu chleba, ale też w modlitwach. Chodzi tu oczywiście o wspólne mo¬dlitwy, modlitwy Zgromadzenia, gdyż wymienia się je tutaj wraz z łamaniem chleba. Ponieważ oba wspólne spotkania stoją tu obok siebie, wyraźnie widać, że zejście się na wspólną modlitwę było tak samo regularnym wspólnym spotkaniem Zgromadzenia, jak i zejście się na łamanie chleba. Już o stu dwudziestu zgromadzonych w sali na piętrze przed zesłaniem Ducha Świętego czytamy:
„Ci wszyscy trwali jednomyślnie w modlitwach z niewiastami i Marią, matką Jezusa i z braćmi Jego" (Dzieje Ap. 1,14).
Sytuację, kiedy Piotr i Jan byli przesłuchiwani przed Radą Najwyższą, a potem zostali zwolnieni i przyszli do swoich, opisują nam te słowa:
„Ci zaś, gdy to usłyszeli, podnieśli jednomyślnie glos do Boga i rzekli..." (Dzieje 4,24).
Po czym następuje modlitwa, której treść jeszcze później będziemy rozważać. Również kiedy Piotr został uwięziony przez Heroda i miał być stracony, dowiadujemy się:
„Zbór zaś modlił się nieustannie za niego do Boga" (Dzieje 12,5).
Nie tylko w Jerozolimie gromadzono się na modlitwę. Także w Antiochii, kiedy Duch Święty wyznaczył Barnabę i Saula do tego dzieła, do jakiego ich Powołał, powiedziane jest o proro¬kach i nauczycielach tamtejszego Zgromadzenia:
„Wtedy po odprawieniu postów i modlitwy, nałożyli na nich ręce i odprawili ich" (Dzieje 13,3).
Jaką zachętą dla apostoła Pawła podczas jego ostatniej podróży do Jerozolimy musiało być, kiedy wierzący z Tyru ze¬brali się nad brzegiem, aby go pożegnać i zjednoczyli się mo¬dlitwach!
„I wszyscy z żonami i z dziećmi towarzyszyli nam aż za miasto, opadłszy na kolana na wybrzeżu, mo¬dliliśmy się" (Dzieje 21,5).
Wierzący z czasów apostolskich prawdziwie trwali w modlitwie. Czy my też to czynimy? A może opuszczamy wspólne schodzenie się na modlitwę? Oznajmialibyśmy przez to, że nie mamy nic do wyproszenia. Byłby to duch laodycejski.

„Ojcze nasz"

„Modlitwa Pańska” - jak się ją często nazywa, to tak zwane „Ojcze nasz", odgrywa dzisiaj w chrześcijaństwie decydującą rolę. Wypowiada się ją w każdym czasie i przy każdej sposob¬ności. Przy wieczerzy Pańskiej, przy chrzcie, przykazaniach, podczas uroczystości ślubnej, na pogrzebie, przy każdej oka¬zji. Cytowane wyżej miejsca z Dziejów Apostolskich pokazują nam, że pierwsi chrześcijanie widocznie nie korzystali z tej modlitwy. Więcej jeszcze; oprócz Ewangelii nie jest ona już więcej wzmiankowana w całym Nowym Testamencie. Znaleźć tam możemy wiele modlitw, lecz ani razu nie znajdujemy „Oj¬cze nasz". Jak to rozumieć? Czy ta „modlitwa Pana” nie jest do¬bra? Czyż nie uczył On jej Swych uczniów, mówiąc: „Wy, kie¬dy się modlicie, tak mówcie..." (Łukasza 11,2-4).
„Modlitwa Pańska”, której Pan Jezus Chrystus uczył Swoich uczniów, jest do¬bra, jest doskonała. Co do tego nie może być żadnej wątpli¬wości. Osobnym zagadnieniem jest jednak jej stosowność jako modlitwy dla chrześcijan. Jego słowa: „Wy, kiedy się modlicie" skierowane są wyraźnie do uczniów, którzy wtenczas na zie¬mi szli za Nim, ale jeszcze nie stali na fundamencie chrześci¬jańskim - jeszcze bowiem nie było dokonane dzieło ubłaga¬nia Chrystusowego, jeszcze nie przyszedł Duch Święty jako Osoba Boża na ziemię. To decyduje o tej sprawie. Pan Jezus Chrystus pouczał Swych uczniów o Swoim Ojcu i tylko On, Syn, mógł objawić Ojca (Mateusza 11,27). Krok po kroku wprowadzał ich w poznanie Swego Ojca i zapoznawał ich z Nim, tak że później mógł powiedzieć: „I objawiłem im imię Twoje, i objawię" (Jana 17,26). Z konieczności więc zrodziło się w sercach uczniów pytanie, jak mają się modlić, gdyż stare żydowskie formuły modlitewne - a to zapewne odczuwali - nie odpowia¬dały już pozycji, do której doszli przez objawienie Ojca jako uczniowie Chrystusa Jezusa Pana. Nasz Zbawiciel i Pan zaspokoił ich pragnienie {„Panie, naucz nas modlić się" - Łukasza 11,1) i dał im tę modlitwę, któ¬ra niesłusznie została nazwana „modlitwą Pańską” albo „Ojcze nasz" (Mateusza 6,9-13). Niesłusznie dlatego, że Pan Jezus Sam się nią nie modlił. Jeśli już jest jakaś Jego modlitwa, to ta z Ewan¬gelii Jana 17, gdzie rozmawia On jako Syn z Ojcem. Mimo to śmiem tych wyrażeń użyć z powodu ich prostoty.
Z faktu, że Pan Jezus Chrystus stosownie do objawienia, które dał o Ojcu, dał też Swym uczniom modlitwę, uczymy się bardzo waż¬nej rzeczy: modlitwa powinna zawsze odpowiadać objawieniu, jakiego Bóg o Sobie udziela. Albo inaczej mówiąc, miara obja¬wienia, jakie Bóg daje o Sobie w określonym czasie, stanowi podstawę dla obcowania wierzących z Bogiem i tym samym podłoże dla ich modlitwy. Rodzaj ich modlitwy zależy od bli¬skości relacji, w które wprowadziła ich Boża łaska. Modlitwa ta, rozpoczynająca się od słów „Ojcze nasz", była odpowied¬nia dla tych uczniów, którzy otaczali wówczas Pana jako Mesjasza i byli już wtedy wprowadzeni w pewną więź z Ojcem w niebiosach. Możemy być pewni, że modlili się tak oni aż do ukrzyżowania Pana Jezusa Chrystusa. Nie jest to wprawdzie powiedziane, ale z pewnością tak było. Oczywiście, każdy z nich modlił się sam oddzielnie, gdyż o wspólnej modlitwie uczniów nie czytamy nic w Ewangeliach. „Ojcze nasz" nie było też dane jako modli¬twa wspólna, mimo że jest ona napisana w formie „my", co wskazuje, że również inni są włączeni w tę samą więź z Nim, jako naszym Ojcem. Pouczenia Pana Jezusa Chrystusa jednak dotyczące modli¬twy w Ewangelii Mateusza 6,5-15, które obejmują także „Oj¬cze nasz", obejmują jedynie modlitwę w skrytości {„Ty, kie¬dy się modlisz, wejdź do komórki twojej" – Mateusza 6,6). To ten właśnie fakt, mianowicie że „Ojcze nasz" jest modlitwą oso¬bistą, a nie wspólną, na ogół się przeocza.
Natomiast dla nas, chrześcijan, którzy zostaliśmy przeniesieni na pozycję synów Bożych, którzy posiadamy Ducha Bo¬żego i śmiemy mówić „Abba, Ojcze" (Galacjan 4,6; Rzymian 8,15), dla nas „Ojcze nasz" nie jest stosownym wyrazem naszych od¬czuć i myśli, słowem: naszych więzi. Zaraz zobaczymy, że mamy przywilej modlić się w imieniu Pana Jezusa Chrystusa. Zanim jed¬nak zajmiemy się tym, co to znaczy, chciałbym wskazać na niektóre moralne pouczenia, jakie powinniśmy z tej cennej modlitwy wyciągnąć. Chociaż bowiem modlitwa ta jako taka nie jest dla nas przeznaczona, byśmy się nią posługiwali, to jednak zawiera ona ważne wskazówki, które również dla nas stanowią wielką korzyść.
„A wy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w nie¬bie, święć się imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jak w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, i odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego; albowiem Twoje jest Królestwo i moc, i chwalą na wieki wieków. Amen" (Mateusza 6,9-13).
Modlitwa ta zawiera sześć próśb, które ucieleśniają sześć Bo¬żych zasad. Oto ich porządek:
Uniżenie - święć się imię Twoje.
Rządzenie - przyjdź Królestwo Twoje.
Posłuszeństwo - bądź wola Twoja.
Zależność - chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.
Przywrócenie (z upadku) - I odpuść nam nasze winy.
Zachowanie - I nie wódź nas na pokuszenie.
Co za skupienie Bożych prawd w tak niewielu słowach! Jakiż doskonały wzór modlitwy z ust naszego Pana, Jezusa Chrystusa! Czy może być inaczej, skoro On, ten wielki Nauczyciel nas poucza? Zauważ¬my, że pierwsze trzy prośby związane są z Bogiem, a ostatnie trzy z ludźmi. Zauważmy też, że w tej modlitwie roszczenia Boże mają pierwsze miejsce, a potrzeby ludzi są dopiero na drugim miejscu!
Czy nie jest to porządek, który i my winniśmy zachowy¬wać, nie tylko w naszych modlitwach, lecz także w całym naszym życiu? Czy i w naszym życiu te Boże rzeczy nie po¬winny mieć pierwszego miejsca? „Szukajcie najpierw Kró¬lestwa Bożego i sprawiedliwości jego" (Mateusza 6,33). Jak¬że często jest odwrotnie!
Pomijając porządek, który nam ta modlitwa pokazuje, zapytajmy samego siebie o pierwszą zasadę, z myślą o pierw¬szej prośbie: jak ważne dla nas jest, abyśmy my sami i inni oddawali Jego imieniu cześć w bojaźni? Czy jest dla nas przede wszystkim ważne, aby Jego imię było czczone i uświęcone? Czy to jest naczelną zasadą w naszym życiu?
Druga prośba dotyczy Jego Królestwa. Dzisiaj na tej ziemi rządzi szatan, książę tego świata; jakież straszliwe ma to kon¬sekwencje dla ludzi! Czy nie mamy wszelkich powodów, aby cieszyć się, że to tak nie pozostanie i że Bóg kiedyś rozpocz¬nie Swoje rządy na tej ziemi w Osobie Swego Syna? Obyśmy z utęsknieniem przyśpieszali nadejście tego momentu, w któ¬rym Jego Syn, nasz Pan, dojdzie wreszcie na tej ziemi swych praw i wszystko przywróci do takiego stanu, w jakim Bóg od wieków pragnął to mieć. Czy należymy do takich, którzy „miłują Jego przyjście " (2 Tymoteusza 4,8)?
Czy ma też dla nas znaczenie posłuszeństwo względem jego woli? Czy posłuszeństwo dla Niego jest dla nas ważniejsze, niż podobanie się ludziom? Czyśmy się tego już nauczyli, że bez posłuszeństwa nie ma w ogóle błogosławieństwa? Z pew¬nością czas, kiedy wola Boża będzie się działa w niebie, jak i na ziemi, należy jeszcze do przyszłości. Pominąwszy obec¬ność szatana w niebie (Objawienie 12,7-12), wola Boża w nie¬bie jest wykonywana, gdyż aniołowie są wykonawcami Jego Słowa, posłuszni głosowi Jego Słowa (Psalm 103,20). Ziemia zaś jest strefą samowoli człowieka. Istnieje z tego względu w sen¬sie moralnym „warstwa oddzielająca" pomiędzy niebem a zie¬mią. W tysiącletnim królestwie podział ten zostanie wreszcie usunięty, zapanuje harmonia między niebem a ziemią, ponie¬waż wola Boża będzie rządziła tak tam, jak i tu. My jednak jesteśmy już tutaj powołani do „posłuszeństwa Jezusa Chry¬stusa", powołani do posłuszeństwa wobec Boga, jak i Chry¬stus był Mu posłusznym. Skoro ludzie tego świata nie pytają o wolę Boga, to czy Jego wola rządzi przynajmniej naszym życiem? Czy jesteśmy gotowi, jeśli chodzi o nasze życie, po¬wiedzieć: „Bądź wola Twoja"?
Jak dalece urzeczywistniamy dzisiaj, w czasie dobrobytu, naszą zależność od Boga we wszystkich sprawach codziennego życia? Czy jesteśmy Mu jeszcze wdzięczni, że daje nam codziennie chleb i wszystko, czego w tym życiu potrzebujemy?
Czy jesteśmy wdzięczni za to, że jako dzieci Boże możemy wiedzieć, jaka jest zasada podniesienia się z upadku? Kiedy z powodu grzechu zawodzimy, to Bóg w łasce przywodzi nas cią¬gle na nowo do praktycznego korzystania ze społeczności z Nim. Ma to olbrzymie znaczenie. Czy my również mamy jednak ducha odpuszczającego względem tych, którzy zgrzeszą przeciw nam?
Czy moglibyśmy przejść przez ten zły świat i jego wszystkie niebezpieczeństwa dla ducha, duszy i ciała; czy osiągnęlibyśmy ten cel bez szkody, gdybyśmy nie doznawali stałej opieki ze strony Boga? Czy jesteśmy jednak świadomi naszej bez¬radności i słabości, jeśli chodzi o wytrwanie w próbach (mowa o pokusach, ale Bóg nie kusi nikogo do złego - Jakuba 1,13), ja¬kie Bóg nakłada? Czy też może jesteśmy pewni siebie i pole¬gamy na naszym doświadczeniu i wierności?
To wszystko są pytania badające serce, dzięki którym ta modlitwa zaczyna mówić także do nas przez zawarte w sobie zasady. Naprawdę możemy się wiele z niej nauczyć w aspek¬cie moralnym!
Jeszcze jedno słowo na temat piątej prośby, ponieważ częstokroć błędnie się ją rozumie: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Zwróćmy uwagę, że Pan Jezus Chrystus nie dał tej modlitwy ludziom w ich naturalnym, grzesz¬nym stanie, lecz Swoim uczniom, którzy już uwierzyli. Niewie¬rzący nie mogą nigdy mówić „Ojcze nasz". Celnik w Ewange¬lii Łukasza 18 mógł jedynie powiedzieć: „O, Boże..." (Łukasza 18,13). Prośba „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy na¬szym winowajcom" nie pokazuje sposobu, w jaki zgubiony grzesznik mógłby osiągnąć odpuszczenie grzechów. Nie, Pan Jezus Chrystus mówi tu o wierzącym oraz o usposobieniu, jakie winna go ce¬chować, jeśli inni zgrzeszą względem niego. Bóg nigdy nie od¬powie na czyjąś prośbę, jeżeli osoba ta nie kieruje się przeba¬czającym usposobieniem. Jest to bardzo poważne także dla nas i naszych modlitw!
Nasze błędy i to, że codziennie zawodzimy, możemy przedstawiać w zaufaniu Bogu i Ojcu, musimy jednak być nastawieni na przebaczanie względem tych, którzy czymś wobec nas za¬winili. Bardzo podobne słowo mamy w Ewangelii Marka 11,25:
„A kiedy stoicie modląc się, odpuszczajcie, jeśli macie coś przeciwko komu, aby Ojciec wasz, który jest w niebie, odpuścił wam wasze przewinienia". Chodzi tu o odpuszczenie w aspekcie drogi Bożego postępowania ze Swoimi dzieć¬mi, a nie o odpuszczenie w sensie wieczności. Uczymy się więc z tzw. „modlitwy Pańskiej” rzeczy następującej: jeśli pragniemy, aby nasze modlitwy były wysłuchane, musimy mieć usposobienie odpuszczającego miłosierdzia i nie możemy mieć względem naszego brata złych uczuć. Właściwym chrześcijańskim mier¬nikiem dla naszego przebaczenia jest wszakże coś daleko wyższego, niźli to, co pokazuje nam tak zwane „Ojcze nasz". Mamy wzajemnie przebaczać, jak i Chrystus przebaczył nam (Kolosan 3,13).
Mam wielką nadzieję, że nauczyliśmy się dostrzegać różnicę, jaka istnieje pomiędzy korzyścią z tej znakomitej modli¬twy a jej zastosowaniem. Jako wzór ma ona dla nas nadzwy¬czajną moralną wartość, ale my, chrześcijanie nie możemy jej dzisiaj polecać, gdyż była ona i jest nadal przeznaczona dla innego czasu i dla innych wierzących. Spójrzmy teraz na drugą prośbę: „Przyjdź Królestwo Twoje". Pominąwszy moralną ko¬rzyść, na którą próbowałem wskazać, czy możemy tę prośbę wypowiedzieć w modlitwie? Nie, niemożliwe! Oznaczałoby to, że zamiast w górę, kierujemy nasze spojrzenie w dół, że ocze¬kujemy dosłownie na ustanowienie tego królestwa w mocy i w chwale - a nie na powtórne przyjście Chrystusa Jezusa, Naszego Pana po to, by za¬brał do domu Ojca Swoją Oblubienicę. Znaczyłoby to, że nie ocze¬kujemy już z tęsknotą na żadne wydarzenie, tylko na rozpo¬częcie tego królestwa. To jednak w żadnym razie nie jest nadzieją chrześcijan. Dlatego modlitwa prawdziwych chrze¬ścijan nie brzmi: „Przyjdź Królestwo twoje", lecz: „Amen; Przyjdź, Panie Jezu!” (Objawienie 22,20).
Jakże stosowna natomiast była wtedy prośba „Przyjdź Królestwo Twoje" dla uczniów, którym królestwo niebios było gło¬szone jako to, które „przybliżyło się", najpierw przez Jana Chrzciciela, a potem przez samego Pana Jezusa Chrystusa (Mateusza 3,2; 4,17). Słusznie oczekiwali oni na to Królestwo. Nie mogli jesz¬cze wiedzieć, że przyjście tego Królestwa opóźni się, ponie¬waż jego Król, ich Pan i Mistrz, zostanie przez Swój naród od¬rzucony. Jednakże zastosowanie i znaczenie modlitwy podanej żyjącym wtedy uczniom, absolutnie się na tym nie wyczerpu¬je. Kiedy bowiem Zgromadzenie Boga Żywego, które w tym czasie powstało, opuści ten świat, wówczas wierna resztka z narodu żydowskiego pozostanie na ziemi. Przejdzie ona przez wielki ucisk (Mateusza 24,15 i nn.). Wtedy znowu modlitwa „Ojcze nasz" będzie używana, a z pewnością ze szczególną żarliwo¬ścią właśnie ta druga prośba: „Przyjdź Królestwo Twoje".
Spójrzmy jeszcze raz na początek tej modlitwy: czy zwrot „Ojcze nasz, Który Jesteś w niebie" nie wskazuje na pewien dystans? Wprawdzie Pan Jezus Chrystus próbował u Swoich uczniów wzbu¬dzić odczucie, Kim Jest ten Ojciec, po to, by go znali nie tylko jako „Pana całej ziemi" (Jozuego 3,11) albo jako „Boga niebios" (Daniela 2,18.37). Ojciec jednak jest tutaj w niebiosach, a ci, któ¬rzy ku Niemu wzwyż spoglądali, byli na tej ziemi, czyli znacz¬nie od niego oddaleni. Nie mogli mieć w tamtym czasie jesz¬cze świadomości tej bliskości, jaka nam jest dzisiaj darowana. Bóg posadził nas w Chrystusie Jezusie razem w okręgach niebieskich (Efezjan 2,6) i dlatego z powodu naszej bliskości, a także dane¬go nam przystępu do Ojca (Efezjan 2,18) nie byłoby stosowne modlić się do Niego jako do Tego, Który Jest w niebie.
Z tego wszystkiego uczymy się więc, że modlitwa ta, jakkolwiek sama w sobie jest doskonała, nie jest odpowiednia dla tych, którzy są dziećmi Bożymi i poznali Ojca (1 Jana 3,2; 2,13). Posiadają oni bowiem ten nieskończony przywilej mo¬dlenia się w imieniu Pana Jezusa.


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 19:08

Modlitwa w imieniu Pana Jezusa

Pomimo że uczniowie używali modlitwy „Ojcze nasz" w cza¬sie ziemskiego życia Pana Jezusa Chrystusa, to jeszcze nie modlili się w Jego imieniu, co całkiem jasno wynika z Jego słów w Ewangelii Jana 16, kie¬dy krótko przed Swoją śmiercią krzyżową wyraźnie mówił do nich:
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokol¬wiek byście prosili Ojca w imieniu Moim, da wam.
Dotąd o nic nie prosiliście w imieniu Moim; proście, a weźmiecie, aby radość wasza była zupełna" (Jana 16,23-24).
Pan Jezus Chrystus spogląda tu w Duchu poza dokonane na Golgocie dzieło i patrzy na czas, jaki będzie nacechowany przez przyj¬ście Ducha Świętego na tę ziemię, aby zamieszkać w tych, któ¬rzy są Jego (Jana 14,16-18). Wówczas będą się już modlić w zupełnie nowy sposób, w Jego imieniu. Dotychczas się tak nie modlili. Modlitwa z Ewangelii Mateusza 6 była modlitwą do Ojca; dopóki jednak nie zostało przez krew Chrystusową do¬konane przebłaganie i dopóki w odpowiedzi na nie, nie przy¬szedł Duch Święty, zupełnie nieznana, a nawet niemożliwa była modlitwa w Jego imieniu. Modlitwa w imieniu Pana Jezusa Chrystusa jest jednym ze szczególnych przywilejów i znamion obecnego cza¬su łaski.
Imię w Biblii stanowi pełne objawienie Tego, Kim jest dana Osoba. Modlić się w imieniu Pana Jezusa Chrystusa oznacza więc modlić się stosownie do tego, co Pan Jezus Chrystus, Syn Ojca, o Sobie objawił. To imię albo objawienie Syna ma w oczach Ojca nieocenioną wartość i w tym imieniu, doceniając jego wartość dzieci Boże mają śmiałość zbliżać się do Swego Ojca i wypowiadać przed Nim swe prośby, posiadając pewność, że zostaną wysłuchane. Ta bezcenna pozycja podarowana jest każdemu dziecku Boże¬mu, a posiadanie Ducha Świętego uzasadnia ją i zabezpiecza.
Oprócz przyobiecanego przystępu do Ojca modlitwa w Jego imieniu zawiera także ten przywilej, że możemy zbliżać się do Niego w mocy i we wszelkiej wartości imienia Jego Syna, przy czym mieszkający w nas Duch Święty daje nam nie tylko świa¬domość naszej pozycji jako synów przed Ojcem (Galacjan 4,5), ale także tę duchową siłę, by korzystać z tego nowego przywileju.
To niepojęte błogosławieństwo, że dane nam jest imię, w któ¬rym możemy oznajmiać nasze prośby Bogu! A imię to jest uwielbionym imieniem Pana Jezusa Chrystusa, Który teraz jest po pra¬wicy Bożej; nie Imię wzgardzonego na ziemi człowieka, ale Tego, Który jest uwielbiony w niebie. Jakaż moc jest w tym imie¬niu! Wszelkie kolano w niebie i na ziemi oraz pod ziemią ugnie się kiedyś przed tym imieniem (Filipian 2,10), a my mamy przywi¬lej zbliżać się w tym imieniu do Ojca. Modlitwa w Jego imieniu jest więc wynikiem dokonanego przez Niego dzieła i pozycji, jaką zajmuje On teraz po prawicy Ojca. To przywilej chrześcijańskiego szafarstwa.
Właściwa chrześcijańska modlitwa jest modlitwą w imieniu Pana Jezusa Chrystusa. Obejmuje ona prośby wszelkiego rodzaju. Natu¬ralnie, w Zgromadzeniu modlitewnym osobiste prośby są nie na miejscu. Nie oznacza to, że nie można zanosić w Jego imie¬niu także osobistych czy rodzinnych próśb. Dlatego powiedzia¬łem, że zawiera ona w sobie każdy rodzaj próśb. O tym, czy jakaś modlitwa jest w imieniu Pana Jezusa Chrystusa, nie decyduje ro¬dzaj prośby, lecz to, czy źródłem jej jest Duch Boży. Dlatego modlenie się w Duchu Świętym (Judy 20, Efezjan 6,18) jest z zasady tym samym, co modlenie się w Jego imieniu, tyle że pierwsze pokazuje raczej działającą i kontrolującą moc, która w stosownym czasie wywołuje w nas to, co jest bez¬względnie właściwe i według Boga, podczas gdy to drugie po¬kazuje bardziej wartość tego imienia, w którym zbliżamy się do Boga. Nigdy jednak nie modlimy się bezpośrednio do Du¬cha Świętego (nigdzie w całym Piśmie Świętym tego nie znajdujemy), lecz do Boga, do Ojca i Pana Jezusa Chrystusa. Duch Święty, który jest absolutnie Bogiem i mieszka w nas, „jest mocą” naszych mo¬dlitw. Jeśli więc modlitwa w Jego imieniu może obejmować każdy rodzaj próśb, to wyrażenie „w Jego imieniu" zawiera w sobie zarazem także warunek ograniczający. Jego imię bowiem nie tylko obejmuje, ale też wyklucza. Nie można na przykład łączyć z Jego imieniem tego, co marne, nieświęte, głupie czy samowolne! Tego Duch Święty nigdy nie czyni. I odwrotnie; nie każda właściwa prośba jest automatycznie prośbą w imie¬niu Pana. Może więc być tak, że ktoś modli się za publicznym głoszeniem ewangelii w jakiejś miejscowości - choć samo w sobie jest to rzeczą dobrą - a jednak może to nie odpowiadać myślom Ducha Świętego, ponieważ pewne okoliczności w tym czasie mogą przemawiać przeciw temu. Rzecz, o którą zano¬szona jest modlitwa, może być dobra, lecz niewłaściwe może być miejsce, czas i tak dalej. Nie jest to więc modlitwa w imie¬niu Pana, nie jest to modlitwa w Duchu Świętym.
Kiedy będziemy to mieli na uwadze, lepiej zrozumiemy, dlaczego pomimo nadzwyczajnej szerokości zakresu tej obietni¬cy, jaka leży w słowach Pana Jezusa Chrystusa, nie wszystkie prośby zostają faktycznie wysłuchane. „O cokolwiek będziecie prosić Ojca..., da wam" - to sugerowałoby bezwzględne przyrzeczenie wy¬słuchania każdej prośby! W słowach „O cokolwiek byście pro¬sili Ojca w moim imieniu.." zawarty jest jednak warunek, któ¬ry częstokroć się przeocza. Modlić się w Jego imieniu to przywilej i zarazem odpowiedzialność. To zaś tłumaczy nam, dlaczego wiele próśb nie zostaje wysłuchanych. My uważamy, że one były wyrażone w Jego imieniu, podczas gdy w rzeczy¬wistości nie były one zainicjowane przez Ducha Świętego. W tej czy tamtej sprawie nie podjęliśmy widocznie zamysłu Du¬cha. Jest to oczywiście upokarzające. Chociaż możemy oznaj¬mić Bogu wszystkie nasze prośby (Filipian 4,6-7), tutaj chodzi o coś innego.
Oczywiście, rozumiemy też, że przez samo wypowiedzenie w modlitwie zwrotu „Modlimy się w imieniu Pana" nie spowo¬duje, iż stanie się ona modlitwą w imieniu Pana. Pismo raczej daje miejsce tej myśli, że „...nie wiemy bowiem, o co się mo¬dlić, jak należy... A Ten, który bada serca, wie, jaki jest zamysł Ducha, bo zgodnie z myślą Bożą wstawia się za świętymi" (Rzymian 8,26-27). Bezwarunkowo konieczne jest więc, abyśmy znali tutaj zamysł Ducha; to zaś może nam zo¬stać podarowane tylko wtedy, kiedy jesteśmy i trwamy w bli¬skości Pana.
„Jeśli we Mnie trwać będziecie i słowa Moje w was trwać będą, proście, o cokolwiek byście chcieli, a sta¬nie się wam" (Jana 15,7).
Osobiste obcowanie z Panem Jezusem Chrystusem i zaufanie serca do Jego Słowa zachowa nas od takich próśb, które nie są według Jego myśli. To zaś kieruje nas do następnego zagadnienia.

Modlitewne prośby Zgromadzenia

Kiedy schodzimy się jako Zgromadzenie na wspólną modlitwę, to stosowne jest przeczytać niektóre miejsca lub jakiś ustęp ze Słowa Bożego. Pokazuje to nam cytowane wyżej miejsce z Ewangelii Jana 15, ukazując związek pomiędzy jego słowami i naszymi prośbami. Jego słowa tworzą i kształtują prośby w naszych sercach, które są miłe Jemu.
Nie oznacza to jednak, że mamy na kolanach czynić Bogu wykłady z przeczytanego fragmentu. Nie ma chyba niczego bardziej przeciwnego duchowi modlitwy i temu, do Którego jest ona skierowana, jak to, gdybyśmy w modlitwie chcieli poka¬zać, co z Jego Słowa zrozumieliśmy Oby nas Bóg uchronił od ludzkiej pychy! Z pewnością natomiast będzie Bogu przyjem¬ne, gdy przeczytane miejsce wpłynie w pewnym sensie na wspólne spotkanie, nie tak jednak, by nakładało nam ono ogra¬niczenia, jeśli idzie o zanoszone prośby.
Chcę teraz coś powiedzieć o modlitewnych prośbach Zgromadzenia, daleki jestem jednak od tego i jest mi to zupełnie obce, aby ustanawiać tu jakiekolwiek reguły czy prawa. Po tysiąckroć nie! Chciałbym raczej wskazać na niektóre waż¬kie momenty, albo zasadnicze linie, jakie przedstawia nam Słowo Boże, a co do których istnieje niebezpieczeństwo, że możemy je stracić z oczu. Kiedy Pan w Ewangelii Jana 14 mówił o swoim odejściu oraz o tym, że uczniowie będą czynili nawet większe rzeczy, niż On sam czynił (w mocy Ducha, któ¬ry przyjdzie), Pan dodał jeszcze następujące słowa wskazu¬jące kierunek:
„I o cokolwiek byście prosili w Moim imieniu, to uczy¬nię, aby Ojciec był uwielbiony w Synu. Jeśli o co pro¬sić będziecie w imieniu Moim, spełnię to" (Jana 14,13-14).
Widać tu, że słowa te dotyczą bezpośrednio służby uczniów:
„w tym dniu", a więc i w naszym czasie. Wszystko, co uproszą sprawując powierzoną im służbę w Jego imieniu. On spełni, aby Ojciec był w Nim, Synu, uwielbiony. Jakże to miłe i za¬chęcające!
Uchwyćmy to jeszcze raz: uczniowie pracują dla Swego Pana. Na drodze tej służby leżą trudności i przeszkody. Wtedy uczniowie mogą modlić się w imieniu Pana. A ponieważ ja¬snym zamiarem Syna jest, by Ojciec był w Nim uwielbiony, więc jest On, że tak powiem, zobowiązany odpowiedzieć na ich mo¬dlitwy. Czy uczniowie szukają chwały Syna? Ojciec też jej szu¬ka. Syn jednak chce wtedy czynić to, co oni w Jego służbie w prośbach z pragnieniem wyrażają. Cudowna łaska!
Z tego wszystkiego wynika jasno zasadniczy cel dla stawianych przez nas wspólnie próśb: uwielbienie Ojca w Synu przez naszą służbę. Niezwykle piękny przykład tego znajdujemy w cytowanej już modlitwie apostołów w 4 rozdziale Dziejów Apo¬stolskich:
„A teraz. Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól słu¬gom Twoim, aby głosili z całą odwagą Słowo Twoje, gdy Ty wyciągasz rękę, aby uzdrawiać i aby się działy znaki i cuda przez imię Świętego Syna Twe¬go, Jezusa. A kiedy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zosta¬li wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odwagą Słowo Boże" (Dzieje 4,29-31).
W obliczu doznanych dopiero co gróźb nie proszą oni o zachowanie od złych ludzi, lecz o odwagę w mówieniu Jego Sło¬wa. Czy to także zawierają nasze prośby i przedstawiane przez nas modlitwy? Czy zależy nam na tym, żeby Słowo Boże było głoszone z odwagą i szczerością? Oczywiście, śmiemy prosić również o zachowanie sług Bożych od złych ludzi, jak nam to pokazuje 2 List do Tesaloniczan 3,1-2, ale i tam pierwszeństwo ma głoszenie Słowa:
„Na ostatek, bracia, módlcie się za nas, aby Słowo Pańskie krzewiło się i rozsławiało wszędzie, podob¬nie jak u was, i abyśmy byli wybawieni od ludzi przewrotnych i złych; albowiem wiara nie jest rze¬czą wszystkich" (2 Tesaloniczan 3,1-2).
Na tej linii leżą zachęty apostola Pawia skierowane do wierzących w Efezie:
„W każdej modlitwie i prośbie zanoście o każdym czasie modły w Duchu, i tak czuwajcie z całą wy¬trwałością i błaganiem za wszystkich świętych i za mnie, aby mi, kiedy otworzę usta moje, dana była mowa do śmiałego zwiastowania ewangelii, dla której poselstwo sprawuję w więzach, abym je mógł z odwagą zwiastować, jak to czynić winienem" (Efezjan 6,18-20).
W tych słowach dochodzi jeszcze jeden nowy element: modli¬twa za wszystkich świętych. Czy i my obejmujemy naszymi modlitwami wszystkich wierzących na tej ziemi? Czy też może jesteśmy mniej bądź bardziej zajęci jedynie samymi sobą? To jednak nie odpowiadałoby naszemu powołaniu (Efezjan 4,1) i nie byłoby wyrazem jedności ciała.
W 1 Liście do Tymoteusza 2 mamy jeszcze szerszy zakres naszych modlitw, który obejmuje wszystkich ludzi oraz tych wszystkich, którzy są u władzy:
„Przede wszystkim więc napominam, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przeło¬żonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości. Jest to rzecz do¬bra i miła przed Bogiem, Zbawicielem naszym, któ¬ry chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1 Tymoteusza 2,1-4).
Mamy tutaj upomnienie: „Przede wszystkim". Jakże więc jest to ważne! Nasz Bóg Zbawiciel chce, aby Jego dom był domem modlitwy dla wszystkich narodów (Marka 11,17, por. Jeremiasza 29,7). I nie tylko mamy błagać i modlić się za wszystkich ludzi, ale też za nich dziękować. Kto z nich bowiem dziękuje Bogu za wszystkie Jego dobrodziejstwa, jakie okazuje On ludziom? Przynajmniej my więc mamy to czynić, jako że jesteśmy Jego dziećmi.
Jakże koniecznie potrzebne jest również w naszych dniach sprzeciwiania się każdej władzy i autorytetowi, a szczególnie rządowi, modlenie się za „królów i wszystkich przełożonych". Wszelka władza jest od Boga (Rzymian 13,1) i służy Bogu do utrzymania spokoju i porządku na tej ziemi, wstrząsanej róż¬norodnymi niepokojami. Gdyby na przykład nie było policji, nie moglibyśmy się chyba w pokoju zgromadzać. Choć nie je¬steśmy bezpośrednio wezwani do modlitwy o władzę (bo to mogłoby być przez niektórych błędnie rozumiane jako wezwa¬nie do modlitwy za określonymi systemami politycznymi), to jednak wzywa się nas, byśmy modlili się za mężami, którzy są u władzy, aby nadal trzymała się zapora, powstrzymująca nieporządek i anarchię, której śluzy pod wpływem szatana są już otwarte, po to byśmy mogli w pokoju i spokoju trudzić się nad rozpowszechnianiem ewangelii. I niech będzie wiadome, że czasy rewolucji nie były jeszcze nigdy czasami ewangelii.
Poza wszelką wątpliwością też jest, że śmiemy się modlić za naszymi chorymi „Panie, oto choruje ten, którego miłu¬jesz" (Jana 11,3) - tak również może brzmieć nasza modli¬twa. Nie sądzę jednak, by dobre było, że przedmiot ten zajmo¬wał w naszych wspólnych spotkaniach modlitewnych za wie¬le miejsca, odbierając je innym ważnym prośbom, jakie przedstawia nam Pismo. Modlitwa za naszych braci i siostry w podeszłym wieku i chorych jest Bogu, „Ojcu miłosierdzia i wszelkiej pociechy" (2 Koryntian 1,3), zapewne przyjemna, gdyż czytamy Jego wzruszające słowa: „Lecz Ten, który pociesza uniżonych, Bóg, pocieszył nas" (2 Koryntian 7,6). Ten rodzaj próśb jednak jest najbardziej odpowiedni dla szczególnych, osobi¬stych i rodzinnych modlitw. Powyższy wiersz z Listu do Ty¬moteusza pokazuje nam ponadto, jak różnorodny charakter może przyjmować nasza modlitwa: błagania, wstawiennictwo, dziękczynienia. Błaganie jest poważną, naglącą modlitwą, w odróżnieniu od ogólnego znaczenia słowa „modlitwa". Paweł rozpoczyna od najpoważniejszego wołania do Boga, idąc w dół, właśnie do dziękczynienia. Wyrażenie „modlitwy wstawien¬nicze" (gr. enteuksis) zaś określa osobiste obcowanie z kimś, w naszym przypadku z Bogiem. Występuje ono w tej postaci tylko w 1 Liście do Tymoteusza 4,5, gdzie przetłumaczone jest jako „modlitwa". Odpowiadający mu czasownik entygchano jest także użyty w znaczeniu wstawiania się Pana Jezusa Chrystusa (Rzymian 8,34; Hebrajczyków 7,25), jak i Ducha Świętego za nami. Czy nie jest to miła myśl, że zostaliśmy uzdolnieni do poufałego obcowania z Bogiem i to ze względu na wszystkich ludzi? Ja¬kiej moralnej godności nam to użycza! Był to wzniosły mo¬ment w życiu Jakuba, kiedy „błogosławił" on ówczesnego naj¬większego monarchę na ziemi (1 Mojżesza 47,7.10). On sam był tylko ubogim przybyszem, lecz w tym stał moralnie daleko wyżej od faraona.
Co za błogosławiona różnorodność i wolność Ducha, dana również dla wspólnego zgromadzania się na modlitwę! Możemy przychodzić przed Boga z wszelką modlitwą i błaganiem, tylko musi się to dziać „w Duchu", to znaczy w mocy Ducha i pod Jego kierownictwem (Efezjan 6,18). Ciało nie ma nic wspól¬nego z Bożymi świętymi rzeczami. Ono jedynie niszczy i psu¬je. „Modlić się w Duchu" znaczy prosić według Jego woli. Czy nie będzie dobre i potrzebne, abyśmy już w domu zgięli kola¬na - zanim udamy się na godzinę modlitewną - by wyprosić od Pana Jezusa Chrystusa te właściwe prośby? Wtenczas możemy mieć ufność, że On nas słyszy, to znaczy wysłuchuje. Znajdujemy to tak pięknie wyrażone w Pierwszym Liście Jana:
„Taka zaś jest ufność, jaką mamy do Niego, iż jeżeli prosimy o coś według Jego woli, wysłuchuje nas. A jeżeli wiemy, że nas wysłuchuje, o co Go prosimy, wiemy też, że otrzymaliśmy już od Niego to, o co pro¬siliśmy." (1 Jana 5,14-15).
Jak dalekosiężne mogą być nasze modlitwy, uwidacznia porównanie wymienionego Listu do Efezjan oraz 1 Listu do Ty¬moteusza: możemy się modlić tak za wszystkich świętych, jak i za wszystkich ludzi. W Liście do Efezjan 6,18 jesteśmy na¬pominani, aby modlić się za wszystkich świętych; 1 List do Tymoteusza 2,1 poucza nas, aby modlić się za wszystkich lu¬dzi. Każde z tych stwierdzeń odpowiada charakterowi dane¬go listu. W Liście do Efezjan otrzymujemy szczególne poucze¬nie na temat ciała Chrystusa, a w Pierwszym Liście do Tymoteusza Bóg przedstawiony jest jako Bóg-Zbawiciel. I dla¬tego co się tyczy modlitw które zanoszą święci w Li¬ście do Efezjan, na pierwszym miejscu stoją wszyscy święci, w Liście do Tymoteusza natomiast wszyscy ludzie. Jakaż do¬skonała harmonia panuje pomiędzy poszczególnymi częścia¬mi Bożej prawdy!

O konkretności naszych modlitw

W przytoczonych tu przykładach z Pisma Świętego, dotyczących modlitwy, wyraźnie widać jeszcze jedną cechę: mo¬dlitwy świętych były krótkie i zwięzłe, zawierały jasne i kon¬kretne prośby. Także tzw. „modlitwa Pańska" z Ewangelii Mateusza 6 składa się, z pojedyn¬czych, jasno określonych próśb. Modlitwa ta była odpowie¬dzią Pana na prośby uczniów o to, by pouczył ich, jak się modlić. „Panie, naucz nas modlić się" (Łukasza 11,1). Czy i my chcemy otrzymać pouczenie dotyczące naszego sposobu modlenia się? W takim razie uczmy się tego: nasze wspól¬ne modlitwy mają się składać z pojedynczych konkretnych próśb, nie zaś z duchowych rozważań czy wykładów Biblii.
Jest to też poparte przez podobieństwo, jakie Pan Jezus Chrystus dał w związku z tzw. „Ojcze nasz". Przestawia On nam człowie¬ka, który przyszedł po północy do swego przyjaciela. A jaka jest jego prośba? „Przyjacielu, pożycz mi trzy chleby!" Nie było tu żadnej niejasności co do tego, czego chciał. Trzy chleby! Czy my też się tak modlimy? A jeśli ów przyjaciel by odpowiedział: „Nie naprzykrzaj mi się, drzwi już są zamknięte, dzieci moje są w łóżku, nie mogę wstać i dać ci", to jednak Pan mówi, że ze względu na jego natręctwo wstanie „i da mu, ile potrzebuje" (Łukasza 11,5-8).
„A ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a otworzą wam" (Łukasza 11,9).
Kiedy mówiłem o „konkretnych prośbach", z jakimi mamy przystępować do Pana Jezusa Chrystusa, to nie oznacza, że mają one mieć charakter przedmiotowy. Podobieństwo to mogłoby napro¬wadzić nas na taką myśl: trzy chleby. Często jednak także du¬chowe prośby, które są przecież najwznioślejsze, mogą być jasno określone i konkretne. Długie modlitwy bez jasnych próśb prowadzą do znużenia tych, którzy mają powiedzieć „Amen".

Mężczyźni mają modlić się na każdym miejscu

Mężczyznom - w przeciwieństwie do niewiast - dana jest wol¬ność modlenia się na każdym miejscu, publicznie.
„Chcę więc, aby mężczyźni modlili się na każdym miejscu, wznosząc święte ręce, bez gniewu i powąt¬piewania" (1 Tymoteusza 2,8; gr.).
Kiedy Pismo Święte mówi „mężczyźni", wówczas nie ma na myśli niewiast. Jeśli zaś mówi „bracia" (np. „Wiedząc, bra¬cia umiłowani przez Boga, że zostaliście wybrani" - 1 Tesaloniczan 1,4), wtedy często ogólnie są tym objęte również i siostry. Wolność, by modlić się na każdym miejscu, a szczególnie w Zgromadzeniu, publicznie, dana jest jedynie mężczyznom, a nie nie¬wiastom, siostrom. Wiem, że jest to w oczach wielu, niestety wielu dzieci Bożych „gorącym żelazem", ale
Prawdą, Życiem i Światłością
jest tu dla nas Słowo Twe
ten nie błądzi, kto z szczerością
w Duchu Twym wypełnia je.

Słowom Twym się przysłuchiwać,
Twe nauki zachowywać –
ten najlepszy dla nas dział
tu potrzebą nam się stał.

Już w poprzednim rozdziale w związku ze zgromadzaniem się dla zbudowania widzieliśmy pozycję niewiasty w Zgromadzeniu i nauczyliśmy się, że niewiasta powinna milczeć w Zgromadzeniu. Jest to ogólna zasada, która zachowuje swoją waż¬ność również wtedy, kiedy Zgromadzenie zeszło się na wspólną modlitwę. Publiczna głośna modlitwa nie jest milczeniem. Przypomnijmy sobie jeszcze raz: w Chrystusie Jezusie, Panu Naszym wszyscy jeste¬śmy jedno, w Zgromadzeniu nie. Okazana nam w Chrystusie łaska nie usuwa Bożego porządku w stworzeniu. Musiało to być przypominane Koryntianom (1 Koryntian 11,1-9), a także Ty¬moteuszowi i nam.
Zarówno w wierzących mężczyznach, jak i w wierzących niewiastach mieszka Duch Święty. Tak jak mieszkał wtedy, tak mieszka i dzisiaj w każdym prawdziwym wierzącym. Fakt jed¬nak, że ktoś posiada Ducha Świętego, nie czyni go zdolnym do tego, by przedstawiać innych w modlitwie. Zwróćmy bo¬wiem uwagę: kto modli się publicznie w Zgromadzeniu, pro¬wadzi pozostałych, jest ustami Zgromadzenia w modlitwie do Boga. Tej pozycji Bóg w swej mądrości nie dał niewieście, lecz jedynie mężczyźnie. Dlaczego niewiasta nie może się modlić publicznie w obecności mężczyzny? Ponieważ wtedy obejmu¬je pozycję wiodącą - prowadzi innych w modlitwie, a skoro przez swoją czynność wywiera pewien wpływ na sumienia obecnych, w tym także na mężczyzn, według Boga to właśnie do niej nie należy Bóg bardzo pragnie, aby taki wpływ moral¬ny i taki autorytet był sprawowany, nie chce jednak, by działo się to przez niewiasty. Wskazałem już w poprzednim rozdzia¬le na uzasadnienie, jakie Duch Święty nam daje w kwestii po¬zycji poddania niewiasty: została ona stworzona po Adamie i to ona uległa zwiedzeniu, nie Adam.
„Kobieta niech się uczy w cichości i w pełnej uległo¬ści. Nie pozwalam zaś kobiecie nauczać ani wyno¬sić się nad męża; natomiast powinna zachowywać się spokojnie. Bo najpierw został stworzony Adam, potem Ewa. Inie Adam został zwiedziony, lecz ko¬bieta, gdy została zwiedziona, popadła w grzech" (1 Tymoteusza 2,11-14).
Pouczenia te nie tylko rozciągają się na zachowanie się niewiasty w Zgromadzeniu, ale także tę kwestię rozstrzygają.
Ktoś mógłby postawić zarzut, że przecież niewiasta podczas publicznej modlitwy nie poucza ani nie panuje nad mężczyzną. Nawet jednak jeślibyśmy tak uważali - apostoł mówi dalej: „Lecz ma milczeć". To powinno właściwie wystarczyć, i praw¬dziwie duchowym siostrom to wystarcza. Duchowa siostra ni¬gdy nie będzie dążyła do tego, by zajmować jakieś publiczne miejsce.
Ponadto ważne jest, aby prześledzić znaczenie greckiego słowa, które w 12 wierszu zostało przełożone jako „panować". Authenteo - użyte w Nowym Testamencie wyłącznie w tym miejscu, oznacza dosłownie: sprawować władzę (autorytet) z siebie albo samowładnie, postępować autokratycznie. W in¬nych miejscach na określenie panowania używa się zwyczaj¬nie takiego słowa, które oznacza panowanie np. króla. Tu na¬tomiast Duch Święty używa tego szczególnego słowa, co pokazuje, że niewiasta nie powinna samowolnie sprawować władzy nad mężczyzną. A to właśnie czyni, przynajmniej po części, jeśli jest ustami Zgromadzenia wobec Boga, a są tam obecni mężczyźni. Nie chodzi tu w ogóle o to, że niewiasta nie może być bardziej duchowa niż mężczyzna; naturalnie, że może, lecz jest to tylko i wyłącznie kwestią woli Bożej oraz pozycji, jaką niewiasta powinna zajmować zgodnie z Jego za¬mysłem. Jedynie mężczyzna jest powołany przez Boga, by występować publicznie.
Niektórzy nadają początkowi dziewiątego wiersza „Podobnie też" niewłaściwe znaczenie (a niejedno niedokładne tłu¬maczenie Pisma daje do tego sposobność) i mówią, że to oznacza, iż podobnie też niewiasty mogą się modlić. Sam związek całości pokazuje jednak jasno, że jest to niewłaściwe. „Podob¬nie też" oznacza tu „podobnie też chcę". Co się tyczy mężczyzn, apostoł już w 8 wierszu powiedział: „Chcę więc", a w wierszu 9 czyni w ten sposób podobne oznajmienie woli Bożej oznajmionej przez apostoła w stosunku do niewiast: ich zewnętrzną ozdobą ma być powścią¬gliwość, skromność, przyzwoitość oraz właśnie cichość.
Nieograniczona wolność do modlitwy nie jest dana niewiastom, lecz mężczyznom, oczywiście w uległości Panu i Ducho¬wi Świętemu. To już widzieliśmy. Do korzystania z tej wolno¬ści nie jest konieczny jakiś specjalny dar. Bóg nie chce też, aby modlili się jedynie określeni mężczyźni lub by czynił to zawsze ktoś jeden i ten sam, jak to jest dzisiaj w zwyczaju w szerokich kręgach chrześcijaństwa. Nie: „Chcę tedy, aby m꿬czyźni modlili się na każdym miejscu" - mężczyźni jako tacy. Jaka szkoda, gdy wierzący mężczyźni nie korzystają z tego przywileju i z tej wolności i tym samym stawiają się właści¬wie na miejscu niewiasty!
Mężowie ci jednak muszą podnosić w górę „święte ręce" (gr.) nie dla wyrażenia jakiejś zewnętrznej postawy, właściwej dla modlitwy, jaką wprawdzie przyjmowano w Izraelu (np. Psalm 28,2; 141,2; 1 Królewska 8,22), ale dla pokazania moralnej po¬stawy, cechującej prawdziwą pobożność (o to chodzi w tym greckim słowie). Ręce, które się podnosi, można zobaczyć i ocenić. Mężczyźni, którzy mają brudne ręce w sensie ducho¬wym, nie mogą w modlitwie przedstawiać innych świętemu Bogu. Również Piotr mówi o tym, że modlitwy mężczyzn mogą napotkać na „przeszkodę" (1 Piotra 3,7).
Wymienione są jeszcze dwa warunki dla modlitwy przynoszącej owoc. Musi się ona dokonywać bez gniewu i bez powąt¬piewania. To pierwsze może bardziej dotyczyć ludzi, to dru¬gie więcej Boga. Modlący się powinien być wolny od wszelkiego rozdrażnienia i zagniewania na bliźnich i współbraci (Mateusza 6,14-15; Marka 11,25) oraz musi mieć ufność do Boga (Jakuba 1,6). Są to rzeczywiście wskazania, które powinniśmy traktować bardzo poważnie.

Słowo końcowe

Widzieliśmy trzecie spotkanie Zgromadzenia i odebraliśmy pełnię pouczeń ze świętego Słowa Bożego. Czy przy całej po¬wadze i odpowiedzialności z tym związanej, nie wypełnia nas głęboka radość z tego drogocennego przywileju wspólnej roz¬mowy z Bogiem w imieniu Pana Jezusa Chrystusa? Bardzo by mnie ucie¬szyło, gdyby te napisane w słabości wiersze, doprowadziły nie¬jedno dziecko Boże, dotychczas zaniedbujące wspólne spotkania na modlitwę albo też nie znajdujące w nich niczego przyciągającego, do czynnego w nich udziału z wielką rado¬ścią i zrozumieniem. Czy nie jest znamienne, że właśnie w związku z gromadzeniem się na wspólną modlitwę Pan Jezus Chrystus dał obietnicę Swojej osobistej obecności, mówiąc: „Gdzie dwaj lub trzej są Zgromadzeni do Mojego imienia, tam Jestem pośród nich" (Mateusza 18,20; gr.).
Zgromadzenie na łamanie chleba ma z pewnością najwznioślejszy charakter, gdyż z nim w szczególny sposób wiąże się oddawanie czci. Jak bardzo jednak potrzebne jest nam w tym świecie zbudowanie przez usługiwanie Słowem i modlitwę! W chwale zaś, kiedy dojdziemy do domu Ojca, nie będzie już słychać głosu proroka ani modlitwy. Tych rzeczy już nie bę¬dziemy potrzebowali.
Wówczas uwielbieni wierzący będą posiadali „czasze pełne kadzidła", którym są „modlitwy świętych" (Objawienie 5,8) - ale nie ich własne modlitwy, lecz modlitwy (przeważnie żydow¬skich) świętych, którzy wtedy jeszcze będą na ziemi i jako Boży kapłani będą te modlitwy zanosić Bogu. Modlitwy na ziemi za kadzidłem w niebie. Częstokroć uważamy modlitwy za bez¬wartościowe. One jednak takimi absolutnie nie są, lecz raczej wznoszą się jako woń kadzidła wzwyż do Boga, który dosko¬nale potrafi je docenić.
W niebie nikt nie będzie się już modlić ani prorokować. To należy do tej ziemi; wtedy, gdy nadejdzie doskonałość (1 Koryntian 13,10), będzie to już czymś, co przeminęło. Od tego zaś, co pozostanie wiecznie, powinniśmy zacząć już w obecnym cza¬sie: od oddawania czci Barankowi Bożemu.



14. Zachować jedność Ducha

Słyszeliśmy już wiele o prawdziwym kościele, o Zgromadzeniu Boga Żywego, zajmowaliśmy się jego charakterem, jego powołaniem i przeznaczeniem. Widzieliśmy też, w jaki sposób powinien on znajdować swój widzialny, praktyczny wyraz w poszczególnych spotkaniach. Za podstawę mieliśmy do tego Słowo Boże, nie słowo ludzi, np. ojców kościoła. Ludzie mają wciąż wiele poglądów i nauk (por. Mateusza 15,9; 1 Tymoteusza 1,13; 4,1; Kolosan 2,22; Hebrajczyków 13,9), Bóg zaś ma i uznaje tylko jedną naukę (por. Jana 7,16-17; Dzieje Ap. 2,42; 13,12; Rzymian 6,17; 1 Tymoteusza 1,10; 4,6; Tytusa 1,9; 2,1.20; 2 Jana 9). I On w Swym niesfałszowanym Słowie zapowiedział nam z wyprzedzeniem, że przyjdzie czas, kiedy „zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku ba¬śniom" (2 Tymoteusza 4,3-4) - w dniach ostatnich czasu łaski, w któ¬rych dzisiaj żyjemy.
Powstaje pytanie: czy chcemy naśladować zdrową naukę Słowa Bożego? „Czy ktoś to jeszcze potrafi?" - mógłby ktoś zapytać. Pytanie to jest rzeczywiście uzasadnione. Jeśli bowiem porównamy to, co Słowo Boże mówi nam o kościele, z tym, jak przedstawia się dzisiaj chrześcijaństwo, to otwiera się przepaść bez dna, która wydaje się nie do przebycia. Z jednej strony jasne myśli Boże, które uznaje każde szczere dziecko Boże, z drugiej stan, który jest zaprzeczeniem Bożych myśli. Z jednej strony nauka Pisma o jednym ciele, z drugiej prawie niezliczona liczba różnorodnych społeczności z chrze¬ścijańskim wyznaniem. Co za zamieszanie, jaka sterta gru¬zów - można powiedzieć - tego, co kiedyś takie doskonałe wy¬szło spod Bożej ręki!
Co wobec tego mamy czynić? Zrezygnować? Pozostawić wszystko swojemu biegowi? Po prostu dalej postępować tak, jak dotąd? Usunąć się w samotność? Nie, po tysiąckroć nie! Bóg ma swoje „Lecz ty" (2 Tymoteusza 3,10.14; 4,5); ma drogę dla tego, kto chce być wierny - drogę, na której można realizo¬wać jedność dzieci Bożych, za którą umarł Pan Jezus Chrystus (Jana 11,52). Można ją urzeczywistniać, nawet w dniach najwięk¬szego upadku i postępującego rozdrobnienia. Tym właśnie za¬gadnieniem chcemy się zająć. Nasze wnioski końcowe niejednemu z moich sza¬nownych czytelników mogą się wydać na pierwszy rzut oka twarde, albo wręcz niemożliwe do wykonania - i rzeczywiście są one przeciwne ludzkiej naturze; są to jednak wnioski, któ¬re wyciąga wiara i które prowadzą do bogatych błogosła¬wieństw. Koszty mogą być wysokie; bądźmy jednak pewni: Bóg nie da Sobie niczego podarować! Tych, którzy Go szukają, za¬wsze wynagradza (Hebrajczyków 10,6).

Godnie postępować

Kiedy Bóg przedstawia nam swoje myśli, kiedy pokazuje nam, w jak bliską więź ze Sobą wprowadził nas przez Swoją łaskę, wtedy zawsze pojawia się ta kolejność i zawsze praktyczna konsekwencja: najpierw nauka, potem postępowanie. Tak więc oba pierwsze rozdziały Listu do Efezjan, które mamy ponow¬nie przed sobą, pokazują nam Boże pouczenia dotyczące Zgromadzenia; wraz z czwartym rozdziałem natomiast - rozdział 3 bowiem stanowi pewną wstawkę - zaczynają się napomnie¬nia, nawiązujące do nauki pierwszych dwóch rozdziałów.
Napominam was tedy ja, więzień w Panu, abyście postępowali, jak przystoi na powołanie wasze, z wszelką pokorą i łagodnością, z cierpliwością, zno¬sząc jedni drugich w miłości, starając się zachować jedność Ducha w spójni pokoju: jedno ciało i jeden Duch, jak też powołani jesteście do jednej nadziei, która należy do waszego powołania. Jeden Pan, jed¬na wiara, jeden chrzest; jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który jest ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich" (Efezjan 4,1-6).
Trzy razy napomina nas Bóg w swoim Słowie, że mamy „god¬nie... postępować". Jeśli przy tym opuszczę fragment z Listu do Filipian 1,27, to dlatego, że miejsce to zawiera inne słowo (politeuomai = być obywatelem, chodzić). Natomiast słowo, które występuje w następujących miejscach to peripateo = chodzić, postępować, żyć.
W 1 Liście do Tesaloniczan 2,12 powiedziane jest: „abyście prowadzili życie godne Boga, który was powołuje do Swe¬go królestwa i chwały".
W Liście do Kolosan 1,10 jesteśmy napominani, abyśmy „postępowali w sposób godny Pana ku zupełnemu Jego upodo¬baniu". Tutaj natomiast napomnienie mówi, aby postępować w sposób godny tego powołania, którym jesteśmy powołani. Nawiązuje to do pouczeń drugiego rozdziału, gdzie Zgromadzenie zostało przedstawione jako jeden nowy człowiek, jako jedno ciało, jako kościół święty w Panu, jako domostwo Boże w Duchu. Wszystkie prawdziwe dzieci Boże stanowią to cu¬downe Zgromadzenie, są współobywatelami świętych i domow¬nikami Boga - to jest ich powołanie, według którego zostali powołani. Według tego powołania mamy godnie chodzić, a to obejmuje również zachowanie jedności Ducha.
Jak poważne jest wskazanie Ducha Świętego, że dla zachowania jedności Ducha konieczne są wszelka pokora i łagod¬ność z cierpliwością oraz wzajemne znoszenie siebie w miło¬ści. Ta jedność Ducha „w spójni pokoju" ma być zachowana. Jak bardzo wykroczyliśmy przeciw temu słowu! A jakie za¬cięte walki wywołały nawet prawdziwe dzieci Boże, właśnie jeśli idzie o zajmowanie „należytego miejsca" i związane z tym kościelne pytania. „Znosząc jedni drugich w miłości" - „w spój¬ni pokoju". Oby Pan pomógł nam w okazywaniu takiego uspo¬sobienia.
Zanim przejdę do kwestii jedności Ducha, co ona znaczy i jak można ją zachować, chciałbym wskazać na trzy zakresy jed¬ności, które nam te wiersze przedstawiają. W sumie mamy tu siedem elementów, lecz grupują się one w trzy całości; jest to ważne dla rozpatrywanego przez nas zagadnienia, abyśmy mogli je właściwie zrozumieć.

Trzy zakresy jedności

W wierszach 4 do 6 pokazane są nam trzy zakresy jedności, które różnią się od siebie pod względem charakteru. Charakterystyczne punkty wyjściowe jedności to: w pierwszym za¬kresie Duch, w drugim Pan, w trzecim Bóg jako Ojciec.
1) „Jedno ciało i jeden Duch" - to zakres rzeczywistej Bo¬żej społeczności. Jest tylko jedno ciało, które - jak to widzieliśmy - tworzone jest przez Ducha Świętego. Każde dziecko Boże, które w obecnym czasie znajduje się na ziemi, należy do tego ciała w jego czasowym aspekcie. Jedność ta jest też nazwana jednością Ducha, ponieważ Duch Święty jest kształ¬tującą mocą i spójnią. On też jest Tym, Który utrzymuje w nas żywą „nadzieję"; jest to potrzebne, aby widzieć Chrystusa i przebywać z Nim w chwale.
2) „Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest" - to zakres publicznego wyznania, przyznawania się do chrześcijaństwa. Podczas gdy pierwszy charakteryzuje prawdziwą społeczność w mocy Ducha Świętego, to drugi obejmuje całe chrześcijań¬skie wyznanie. Jest to zakres panowania Chrystusa na ziemi. Dlatego powiedziane jest tu: „Jeden Pan". Zakres ten obejmu¬je wszystkich, którzy przyznają się do chrześcijańskiego wy¬znania, do Chrystusa jako Pana, choćby tylko w zewnętrzny sposób - obejmuje więc również martwych wyznawców. Nie jest to jednak przedmiotem tego Listu; aby to zobaczyć, musi¬my się zwrócić do innych części Nowego Testamentu, jak na przykład do 2 Listu do Tymoteusza. Takie miejsca, jak Mateusza 7,21-23; 25,11-12 pokazują, że można wyznawać Chrystusa jako Pana, a mimo to iść na zgubę. Ogólnie jednak Słowo Boże wychodzi najpierw od tego, że takie wyznanie jest szczere, prawdziwe. Tak też jest w Liście do Efezjan, gdzie nie ma mowy o dalszym rozwoju chrześcijańskiego wyznania.
Wyrażenie „jedna wiara" wskazuje na przeciwieństwo do żydostwa i do pogaństwa, na wiarę chrześcijańską, do której przyznają się wszyscy ci, którzy noszą na sobie jej zewnętrzny znak, czyli chrzest wodą.
3) „Jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który jest nad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich" - to za¬kres powszechnej jedności. Nosi on jeszcze ogólniejszy cha¬rakter od poprzedniego i nie tylko obejmuje chrześcijan, ale wszelkie stworzenie Jednego Boga i Ojca. Bóg jest „Ojcem", to znaczy pochodzeniem, źródłem „wszystkich", gdyż On ich wszystkich stworzył. On jest tym, który „daje wszystkim życie i tchnienie i wszystko", „z Jego rodu jesteśmy" (Dzieje Ap. 17,25.28). „Jesteśmy z Jego rodu" nie oznacza, że wszyscy ludzie są Jego dziećmi, czyli że są narodzeni na nowo, ale że wszyscy są Jego stworzeniami, wyszli z Jego ręki i że On się o nich stara i nimi zajmuje. On też jest „Bogiem" wszystkich ludzi, „Bogiem duchów wszelkiego ciała" (4 Mojżesza 27,16). To jest jego prawo. Jak dalece stworzenie za tym podąża, to już inna sprawa, której się tu nie porusza. „Ponad wszystkimi" wskazuje na suwerenność, „przez wszystkich" - na Boży wgląd. Wyrażenie „we wszystkich" zdaje się oznaczać, że Boże tchnienie jest we wszystkich i że Bóg jest wszędzie obecny; jest to zakres stworzenia.
Już rozdział 3,9 wskazuje na Boga-Stworzyciela, „który stworzył wszelkie rzeczy", a Paweł w wierszu 15 rozpoczy¬na swoją modlitwę do „Ojca naszego Pana, Jezusa Chrystu¬sa" od godnego uwagi dopowiedzenia: „od którego bierze swoje imię każda rodzina w niebiosach i na ziemi" (gr.). Tutaj właśnie mamy powszechny zakres stworzenia, rozum¬nego stworzenia, obejmujący wszelką rodzinę w niebiosach i na ziemi. Greckie słowo oznaczające „rodzinę" to patia i oznacza ono właściwie „ojcostwo". Wskazuje to nam ponow¬nie myśl, iż każda grupa stworzonych istot, które są obdarzone rozumem, ma swoje ojcostwo, pochodzenie w Bogu.
Jako Jahweh był On związany tylko z jednym narodem, ale jako „Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa" posiada relację ze wszystkimi inteligentnymi istotami w niebiosach i na ziemi, ponieważ wszystkie one są ku uwielbieniu Jezusa Chry¬stusa, Naszego Pana, stworzone przez Niego i dla Niego (Kolosan 1,16). Oczywi¬ście, Zgromadzenie ma całkowicie szczególne miejsce jeśli chodzi o przywileje i bliskość Boga; obietnica „Ojca Pana na¬szego, Jezusa Chrystusa" rozprzestrzenia się natomiast na każdą klasę stworzeń, które On uczynił. Czy chodzi tu o księ¬stwa i potęgi w niebiosach, a więc o różnych aniołów, czy o Żydów albo pogan, czy też o Zgromadzenie Boże -wszystkim im przydziela On według swojej rady określone miejsce. Chry¬stusa natomiast posadził jako uwielbionego Syna Człowiecze¬go po Swojej prawicy w niebiosach, „ponad wszelką nad¬ziemską władzą, zwierzchnością i mocą, i panowaniem, i ponad wszelkim imieniem, jakie może być wymienione nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym" (Efezjan 1,21). To, że List do Efezjan ukazuje taką powszechność Bożego Ojco¬stwa, jest w najwyższym stopniu godne uwagi. Uważam, że dzieje się tak dlatego, by jeszcze wyraźniej uwidocznić cały ten zakres, nad którym Pan Jezus Chrystus będzie Głową. Cały wszech¬świat będzie poddany Jemu jako uwielbionemu Człowiekowi, „to, co jest na niebiosach i to, co jest na ziemi" (Efezjan 1,10).
Zobaczyliśmy więc trzy zakresy jedności: zakres Bożej społeczności, zakres chrześcijańskiego wyznania i zakres stworzenia. Jakie to smutne jednak, że każdy z tych trzech zakresów jest dzisiaj w chrześcijaństwie praktycznie negowany! Jednego Ducha, który stworzył jedno ciało, zastępuje wiele duchów i ludzkich poglądów, co osiągnęło swój szczyt w utworzeniu niezliczonych społeczności. Jeden Pan zostaje wypchnięty przez zarządzenia tak zwanego duchowieństwa, a jednego Boga usuwają jako zbędnego „naukowe” teorie. Tym godniejsze uwagi jest to, że napomnienia w ostatnich trzech rozdziałach Listu do Efezjan dzielą się właśnie na trzy za¬kresy.
Napomnienia, dane w Efezjan w 4 rozdziale w wierszach 1-16 od¬noszą się do ciała, do zakresu prawdziwej chrześcijańskiej społeczności.
Fragment od rozdziału 4,17 do 5,21 podaje nam napomnienia dotyczące drugiego zakresu, zakresu rządzenia Pana. Kie¬dy przyznajemy się do Niego jako do Pana, wówczas każdy z nas powinien dążyć do jedności z tym imieniem, by osiągnąć prawdziwą pobożność.
Napomnienia zawarte we fragmencie Efezjan od rozdziału 5,27 do 6,9 odnoszą się do trzeciego zakresu - Bożego stworzenia. Czy mężczyźni, czy niewiasty, czy dzieci, czy ojcowie, słudzy czy panowie - dzieci Boże są napominane, aby zajmowana przez nich pozycja lub ich naturalne relacje były właściwe i na swo¬im miejscu, odpowiednio do Bożego porządku w stworzeniu. Po tak krótkim przeglądzie skierujmy się najpierw ku pierw¬szemu zakresowi, czyli ku jedności Ducha, do której zacho¬wania w spójni pokoju jesteśmy wezwani.

Widzialna jedność

Za dni apostołów wierzący stanowili tu na ziemi widzialną jedność. Nie było jeszcze rozdwojeń i rozłamów, ale wszyscy chrześcijanie w danej miejscowości schodzili się według jed¬nej zasady Byli w szczęśliwej jedności i w społeczności (Dzieje Ap. 2,42) ze wszystkimi chrześcijanami i chrześcijańskimi Zgromadzeniami w innych częściach kraju albo w innych kra¬jach, jak to poświadczają Dzieje Apostolskie i listy Nowego Testamentu. Tym samym jawne było, że wszyscy chrześcijanie tworzyli razem jedno ciało w Chrystusie, jeden żywy or¬ganizm, który pod kierownictwem Ducha Świętego i w Jego mocy spełniał swoje funkcje. Nie ulega wątpliwości, że było to właśnie to, czego Bóg chciał i co Postanowił i że tak po¬winno było pozostać.
Ten widzialny wyraz jedności został jednak wkrótce zburzony. Wkradli się nienawróceni wyznawcy i ludzie bezbożni (Judy 4), którzy odrzucali Jezusa Chrystusa jako Jedynego rozkazującego (despotes) i Pana (kyrios). Powstali mężowie, którzy mówili rzeczy przewrotne, pociągając w ten sposób uczniów za sobą (Dzieje Ap. 20,30). Pojawienie się błędnych nauk i rozbicia to dowód na to, że już w znacznej mierze zaniecha¬no Słowa Bożego i jego autorytetu. Ruina i zamieszanie, cha¬rakteryzujące dzisiejsze chrześcijaństwo, pokazują, jak dale¬ce zboczyliśmy od Bożych myśli w kwestii jednego ciała. Jaka jednak pociecha dla wszystkich tych, dla których i w tych ciem¬nych dniach myśli Boże coś znaczą, a raczej są wszystkim: tę jedność będzie znowu widać, kiedy Pan Jezus Chrystus przyjdzie powtórnie w mocy i w chwale i przed całym światem okaże się wraz ze Swoimi, aby tutaj panować. Jest to niczym łańcuch rozpięty nad rzeką, którego początek i koniec widać na obu brzegach, a który jednak w środku strumienia wydaje się ze¬rwany. Boże oczy wiary widzą więc dzisiaj jeszcze Zgromadzenie jako jedno, lecz dla naturalnych oczu jedność dzieci Bożych nie jest już widoczna.
Co jednak w obliczu tego smutnego, a dla nas tak zawstydzającego stanu rzeczy należy czynić? Boża odpowiedź, którą chcemy się nieco bliżej zająć, jest jasna i prosta: „Zachować jedność Ducha w spójni pokoju". Tu nasuwa się nam od razu następujące pytanie:


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2
Awatar użytkownika
chrześcijanin
Posty: 3451
Rejestracja: 13 cze 2008, 20:24
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: okręgi niebiańskie Ef2:6
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: chrześcijanin » 19 lip 2009, 19:08

Co oznacza „jedność Ducha?"

Wyrażenie to nie oznacza z całą pewnością jednego - jedności naszych duchów. Nie jest to jednoczenie się na podstawie wspólnych poglądów, opinii czy też wyznań wiary, które są dla nas drogą. Postawiona jest tu raczej przed naszymi oczami ta drogocenna jedność, którą czyni Duch Święty, obejmująca zgodnie ze swoją zasadą wszystkie członki ciała Chrystusa. Innej jedności Słowo Boże ani nie zna, ani nie uznaje. Jaka jest wartość każdej innej jedności? Nie wzniesie się ona nigdy ponad swe ludzkie pochodzenie.
Zachować jedność Ducha nie znaczy, że trzeba ją czynić, lecz że należy ją naśladować albo podtrzymywać. Praktycznie oznacza to urzeczywistniać prawdę, że już jest „jedno ciało i jeden Duch" i w praktyce naszego życia nie uznawać żadne¬go innego członkostwa, jak tylko to, które jest przez Ducha Bożego; to właśnie znaczy zachowywać jedność Ducha.
„Jedność Ducha" więc to moc i zasada, za której pośrednictwem prawdziwe dzieci Boże zostają przeniesione na pozycję odpowiednią do ich właściwych relacji w jedności ciała Chry¬stusa, by wspólnie iść tą drogą. Zachowanie jej według Du¬cha Bożego polega na podtrzymywaniu naszej więzi ze wszyst¬kimi świętymi.

Nie „jedność ciała"

Znamienne jest, że nie zostajemy tu wezwani do zachowywania jedności ciała. Oznaczałoby to, że mielibyśmy iść z każdym członkiem ciała Chrystusa, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji by się on znajdował oraz jak wyglądają jego drogi w praktycznym życiu. Nawet najgorsze zło w jakimś współbracie nie mogłoby nas wtedy skłonić do odłączenia się od niego. Jak jeszcze zobaczymy, Pismo tego nie uczy, ponieważ zachowanie jedności Ducha zawiera w sobie ko¬niecznie społeczność i łączność z Boską Osobą. Gdyby jed¬nak Zgromadzenie Boże znajdowało się jeszcze w zdrowym stanie, zgodnym z Bożym pragnieniem, wtedy praktycznie nie byłoby żadnej różnicy pomiędzy tymi dwoma wyrażenia¬mi: „jedność ciała" i „jedność Ducha".
Jeśli chodzi o zachowywanie tej jedności: jedności ciała nie możemy ani zachować, ani jej złamać; jest ona bowiem podtrzymywana przez samego Ducha Świętego, który mieszka w Zgromadzeniu i łączy wszystkie członki ciała Chrystuso¬wego ze sobą i z Głową w niebie. Mimo tak bolesnego zawo¬du ze strony człowieka jedność ta pozostaje, ponieważ Duch Święty pozostaje.

Niemożliwe do praktykowania?

Niezależnie od tego, jak wielka jest ruina i zepsuty stan kościoła, Pismo Święte nigdy nie daje miejsca myśli, że prawdy Bożej nie da się urzeczywistnić i że niemożliwe jest zachowy¬wanie społeczności świętych. Boże napomnienia, myśli i sło¬wa są zawsze do zastosowania i winny być stosowane. Bóg, jak już to sobie przypomnieliśmy, z góry znał upadek i niebez¬pieczne dni, a mimo to napomina nas, abyśmy pilnie starali się zachować jedność Ducha w spójni pokoju. Bóg nie wzywa nas do czegoś, czego by nie można już praktykować.
Właśnie listy dotyczące czasów ostatecznych, List Judy i późne listy Pawła, Piotra i Jana, które opisują czasy pełne niebezpieczeństw, „dni ostateczne" (2 Tymoteusza 3,1) i obecność wielu antychrystów w „ostatnich godzinach" (1 Jana 2,18), nie zakładają z góry ani na chwilę, by nie dało się realizo¬wać tej prawdy. Wręcz przeciwnie! Na przykład apostoł Jan w swym Drugim i Trzecim Liście ma dużo do powiedzenia o postępowaniu wierzących. Mówi on o chodzeniu w prawdzie, postępowaniu według jego przykazań i trzymaniu się mocno prawdy.
Mimo zamieszania i rozbicia w chrześcijańskim wyznaniu Bóg nakłada na nas zadanie praktykowania i wyrażania tej błogosławionej prawdy o jednym ciele Chrystusa. Nie mamy przy tym przestrzegać tej prawdy tylko jako teorii, ale na naszych drogach i we wzajemnych relacjach być praktycznym świadectwem jednego ciała, świadectwem przeciw wszystkie¬mu, co temu przeczy.

Pierwszy krok - odłączenie

Pierwszym krokiem na drodze do zachowywania jedności Ducha jest odłączenie się od wszelkiego zła, jakie istnieje i ob¬jawia się pod wieloma postaciami - jako zło moralne, prak¬tyczne, zło w nauczaniu. Naszym pierwszym zadaniem i obo¬wiązkiem jest zgodnie z 2 Listem do Tymoteusza 2,19, odłączyć się od wszystkiego, co sprzeciwia się Chrystusowi:
„Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego".
Gdy jesteśmy odłączeni, społeczność Ducha Świętego jest na¬szym działem; Duch Święty bowiem uwielbia Chrystusa (Jana 16,14). Ponieważ zaś uwielbienie Pana Jezusa Chrystusa jest Jego celem, musi On więc nas z konieczności uwolnić od wszystkiego, co znieważa Chrystusa Pana i co jest Jemu przeciwne, i związać nas z tym, co Jemu odpowiada. Oby każdy czytelnik wziął sobie tę zasadę poważnie do serca! On czyni tę drogę jasną i ostatecz¬nie również łatwą.
Nie jest to więc już kwestią członków ciała, te bowiem w praktyce - a mówię to z głębokim wstydem i pokorą - mieszają się i łączą z różnymi złymi rzeczami, ale jest to całko¬wicie sprawą Pana Jezusa Chrystusa i Ducha Bożego, Który Go uwielbia i utrzymuje nas w społeczności z Panem Jezusem Chrystusem jako Głową. Nie idzie więc o to, bym miał dobre uczucia wobec mego chrześci¬jańskiego brata. To bowiem można czynić nawet gdy istnieją tysiące społeczności. Czy jednak Bóg chciał mieć tysiące społeczności? A może raczej prawdą jest, że jest tylko jedno cia¬ło? Bezsprzecznie! Bóg mówi, że jest jedno ciało. Wobec tego więc wszelkie stronnictwa i sekty {denominacje} są jawnym przeciwieństwem Jego woli. Co wobec tego powinno się uczynić? Opuścić je!
Brzmi to twardo, lecz jest to Boża droga - jedyna droga, jaką On wskazuje. Nikt nie rozumie tego lepiej, niż Wszechwiedzą¬cy Bóg, Który Sam uczynił ludzkie serce. Z reguły jest to gorz¬kie i bolesne, gdy z woli Pana Jezusa Chrystusa trzeba opuścić cenione i silnie zadzierzgnięte więzi. Niekiedy takie rozdarcie przebiega przez środek własnej rodziny. Mimo to jeśli te kościelne relacje nie odpowiadają Jego myślom, kiedy nie możesz w nich urzeczy¬wistniać tej jedności Ducha - pozostaw je!
Zaniechaj ich również wtedy, gdybyś uważał, że musisz pozostać na miejscu, które poznałeś już jako błędne, aby błędom tym przeciwstawić to, co właściwe, aby twój dobry wpływ mógł tam posłużyć ku naprawie. Bóg nie reformuje tego, co od Niego odstąpiło. „Odstąp od nieprawości!" - tak brzmi od¬powiedź Pana.
Niesprawiedliwością jest wszystko, co nie zgadza się z objawioną wolą Bożą - wszystko to, co ma swoje pochodzenie w woli ludzkiej. Ileż nieprawości jest wobec tego w chrześci¬jaństwie!
Nie uważam, by moim zadaniem teraz było wymieniać różnorodne formy zła w chrześcijańskim wyznaniu i je piętnować; niech raczej mówią za siebie cytowane w różnych miejscach fragmenty Pisma. Pan Jezus Chrystus osądza obecny stan chrześci¬jaństwa bardzo poważnie (Objawienie 3,14-22). Jedno jest teraz jasne: obowiązkiem, a nawet, chcę powiedzieć, przywilejem każdego wierzącego dziecka Boże¬go, jest odłączyć się od wszelkich zasad przeciwnych Pismu i od systemów na polu chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo jako takie idzie drogą ekumenii, ale to jest droga do „Babilonu" (Objawienie 17 i 18). Jedności Ducha nie osiągnie się przez bezbożne zjednoczenie, lecz - jako pierwszy krok - przez odłączenie się od tego, co błędne i przeciwne woli Pana Jezusa Chrystusa.
„I słyszałem inny głos z nieba mówiący: Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające. Gdyż aż do nieba dosięgnęły grzechy jego i wspomniał Bóg na jego nieprawości" (Objawienie 18,4-5).
Nie można być wiarygodnym świadectwem jedności dzieci Bożych i jednocześnie trwać w połączeniu z tym, co tej jedno¬ści praktycznie zaprzecza. Niekiedy wierzący trwają w kościel¬nych relacjach, w których nie mogą świadomie wyrażać waż¬nych zasad Pisma. A swoje nieposłuszeństwo, nie jest to bowiem nic innego, próbują usprawiedliwiać tym, że znajdują tam większe możliwości do służenia i szerszy zakres dla swej aktywności. Argumentują, że gdyby odłączyli się od tego, co poznali jako błędne, wówczas ich służba dla Pana Jezusa Chrystusa uległaby znacznemu ograniczeniu.
Są to jednak błędne myśli, sprzeczne z Pismem. W pierwszej kolejności winniśmy zwracać uwagę na to, by nasz wła¬sny stan i nasze osobiste kontakty były takie, aby Pan mógł je aprobować. Dopiero wtedy będziemy czystymi naczyniami, których Pan w Sobie właściwy sposób może używać w Swojej służbie. Gdy będziemy kroczyć naprzód w posłuszeństwie dla Jego Słowa i Jego objawionej woli, Pan będzie nam otwierał drzwi i da nam więcej sposobności do służby, niż my będzie¬my w stanie wykorzystać. Do wiernej resztki skierowane są pocieszające słowa Pana: „Oto sprawiłem, że przed tobą otwarte drzwi, których nikt nie może zamknąć" (Objawienie 3,8). Nie mamy się zatem troszczyć przede wszystkim o otwarte drzwi do świadczenia i możliwości służenia, lecz o odłącze¬nie od wszystkiego, co się Panu nie podoba. My nie możemy sami sobie otworzyć drzwi. Ludzie ani ich instytucje też tego nie mogą. Kiedy jednak On otwiera drzwi, wtedy nikt nie jest w stanie ich zamknąć. My zaś możemy ufnie przez nie przejść.
Tę zasadę odłączenia znajdujemy też w 2 Liście do Koryntian 6,17:
„Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan...”.
Musimy zrezygnować z wszelkich więzi, które znieważają Chrystusa Jezusa Pana. Pogląd, iż można świadomie nadal wiązać się z jakąś zasadą przeciwną Pismu, z jakąś złą nauką czy prakty¬kami, a jednak osobiście być niesplamionym, nie jest z Boga. Osobiście mogę być wolny do złej rzeczy, a mimo to przez moją praktyczną łączność z nią już utraciłem społeczność Ducha Świętego. Dlatego do nas skierowane jest to Słowo Boże:
„Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego!"
Zadziwiające jest, jak często w Drugim Liście do Tymoteusza, który opisuje upadek chrześcijaństwa w dniach ostatecznych, dane jest wezwanie do odłączenia się od zła. Powtarza się ono sześć razy, za każdym razem w innym kontekście i in¬nymi słowami:
„A pospolitej, pustej mowy unikaj, bo ci, którzy się nią posługują, będą się pogrążali w coraz większą bezbożność" (2 Tymoteusza 2,16).
„Wszakże fundament Boży stoi niewzruszony, a ma tę pieczęć na sobie: Zna Pan tych, którzy są jego i:
Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego " (2 Tymoteusza 2,19).
„W wielkim zaś domu są nie tylko naczynia złote i srebrne, ale też drewniane i gliniane; jedne służą do celów zaszczytnych, a drugie pospolitych. Jeśli tedy kto siebie czystym zachowa od tych rzeczy po¬spolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego" (2 Tymoteusza 2,20-21).
„Młodzieńczych zaś pożądliwości się wystrzegaj, a zdążaj do sprawiedliwości, wiary, miłości, pokoju z tymi, którzy wzywają Pana z czystego serca" (2 Tymoteusza 2,22).
„A głupich i niedorzecznych rozpraw unikaj, wie¬dząc, że wywołują spory" (2 Tymoteusza 2,23).
„Którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; również tych się wystrzegaj" (2 Tymoteusza 3,5).
Kiedy apostoł porównuje chrześcijaństwo ostatnich dni z wiel¬kim domem, w którym znajdują się naczynia różnego rodza¬ju, naczynia z materiału szlachetnego i nieszlachetnego, jed¬ne ku czci, a drugie ku niesławie Pana domu, to łączy z tym bezpośrednio wezwanie, aby oczyścić się od tych naczyń ku niesławie, to znaczy odłączyć się od nich, odłączyć się od tych ludzi uznanych przez Pana za zniesławiających Go, by przez to być na¬czyniem ku sławie. To osobiste odłączenie, jak już wspomnie¬liśmy, stanowi bolesny krok, jest to jednak pierwszy krok do jedności Ducha.
Niektórzy mówią, że mamy się odłączyć od złych rzeczy, ale nie od prawdziwych dzieci Bożych. Nie jest to jednak całkiem słuszne. Oczywiście, naczynie ze szlachetnego metalu jest obrazem wierzącego; ale to, że jest naczyniem ze srebra czy złota, nie decyduje wyłącznie, iż jest ono już naczyniem ku sławie Pana domu. Gdyby na przykład jakieś złote naczynie stojąc w piwnicy z węglem pokryło się pajęczyną, wtedy nie byłoby ono z pewnością ku sławie Pana, gdyby postawiono je na stole, zastawionym świątecznie czystymi nakryciami. Rów¬nież wierzące dziecko Boże może być dla Swego Pana ku nie¬sławie przez nieczyste kontakty i od takich właśnie, co się ty¬czy praktycznej społeczności musimy się odłączyć, chociaż będzie to dla nas bolesne i upokarzające. Dzięki temu odłączeniu jednak staniemy się sami naczyniami ku sławie: „Je¬śli się więc kto od nich odłączy (dosł.: oczyści), będzie na¬czyniem ku stawie, uświęconym, użytecznym dla Pana domu, do każdego dobrego dzieła przy gotowanym" (2 Tymoteusza 2,21; gr.). Jakże to pocieszające: Więź pomiędzy członkami cia¬ła Chrystusowego pozostaje przy tym wszystkim nienaruszo¬na, Bogu dzięki! Zwróćmy uwagę na wyrażenia: „Każdy, kto" oraz „Jeśli kto" (wiersze 19 i 21). Wskazują one, że to odłą¬czenie, którego od nas się oczekuje, jest rzeczą czysto oso¬bistą: „Każdy, kto wzywa imienia Pańskiego" - czyli przyzna¬je się do Pana Jezusa Chrystusa, jest osobiście odpowiedzialny, by odstąpił od wszelkiego rodzaju niesprawiedliwości. Nigdy nie będziemy mogli usprawiedliwiać naszej osobistej niewierności tym, że inni też byli niewierni. Dlatego to „Ale ty" w 2 Liście do Tymo¬teusza jest takie ważne i cenne.

Potrójny aspekt „oczyszczenia"

Wydaje mi się, że oczyszczenie to może się dokonać w troja¬kim aspekcie lub, inaczej mówiąc, w trzech dziedzinach. Spo¬sób, w jaki to przykazanie Pana, dane w 2 Liście do Tymote¬usza 2,19.21 można realizować zależy od okoliczności, od konkretnego przypadku.
Pierwszy przypadek można najłatwiej zrozumieć (nie mó¬wię tu: urzeczywistnić). Jeśli jakiś wierzący chrześcijanin znajduje się w utrwalonym systemie, w którym ani nie może reali¬zować jedności Ducha, ani spowodować zmiany panujących tam zasad, wtedy jest koniecznie zobowiązany do odłączenia się od tego systemu. Tylko w ten sposób może być sam naczy¬niem ku sławie.
Drugi przypadek jest bardziej skomplikowany i być może nie dla każdego czytelnika ma znaczenie. Przypuśćmy, że któreś dziecko Boże trwa w praktycznej społeczności z takimi, któ¬rzy wyznają, że zgromadzają się do imienia Pana Jezusa Chrystusa. Choć, patrząc ogólnie, zajmują oni pozycję zgodną z Bożym zamy¬słem, to jednak może się zdarzyć, że w ich środowisku roz¬przestrzenia się jawne zło w praktycznym zachowaniu lub w złej nauce; wtedy najpierw powinniśmy w miłości i cierpliwo¬ści przedstawić miejscowemu świadectwu Zgromadzenia to zło, aby poruszyć sumienia braci i sióstr. Gdyby jednak te starania po dłuższym czasie nie odniosły skutku - starania, do których przyłączyłyby się też sąsiednie miejscowe świadectwa Zgromadzenia - musielibyśmy w końcu, zgodnie z 2 Listem do Tymoteusza 2,19-21, stosow¬nie zareagować i daną grupę opuścić.
Jako ostrzeżenie przed pochopnym i nieduchowym zastosowaniem tego, co tu powiedziano, podkreślmy jeszcze raz:
1) Zło musi mieć charakter jawny na tyle, że odłączenie może być uzasadnione.
2) Odłączenie się może być krokiem ostatecznym dopiero wówczas, gdy wykorzystano już całą możliwą cierpliwość i sta¬rania. Jest to trudniejsze i bardziej skomplikowane niż w pierwszym przypadku.
3) Drugi List do Tymoteusza nie pokazuje wprawdzie tej strony, ale nie można jej nie brać pod uwagę: pytania, czy „miej¬scowe świadectwo Zboru Pańskiego” można jeszcze uważać za takie, które jest w społeczności, nie da się rozstrzygnąć jednoosobowo; może to stwierdzić sąsiednie miejscowe świadectwo Zgromadzenia Bożego albo jeszcze le¬piej, miejscowe świadectwa leżące w okolicy.
Słowo z 2 Listu do Tymoteusza jednak, może również znaleźć swoje praktyczne zastosowanie w czysto osobistym za¬kresie. Jakiś wierzący może pielęgnować swoją społeczność z innymi dziećmi Bożymi (nie mam tu na myśli społeczności przy stole Pańskim) i może się tą społecznością cieszyć. Lecz pewnego dnia musi z ubolewaniem stwierdzić, że te dzieci Boże nie chodzą w prawdzie (2 Jana 4), ponieważ na przykład trzymają się obcych nauk albo pod względem mo¬ralnym rodzi się niebezpieczeństwo dla niego i jego domu. Ach, jakże bolesne jest, kiedy musimy stwierdzić coś takiego u tych, którzy są odkupieni za tę samą cenę, za cenę Jego krwi, tak jak i my sami! Czy można jednak, czy należy dalej utrzymy¬wać z nimi społeczność? 2 List do Tymoteusza 2 udziela nam to odpowiedzi także na to pytanie.

Prawo do własnego osądu

Są to wszystko poważne rzeczy, a wyroki Boże sięgają tak głę¬boko, że człowiek - częstokroć wierzący - usiłuje wykręcić się od dalekosiężnych praktycznych konsekwencji. Zaczyna dyskutować. Bóg natomiast nie dyskutuje, On nakazuje. Wia¬ra też nie dyskutuje, ona daje posłuch. Niewiara zaś twierdzi, że każdy ma prawo do własnego sądu. Takie myśli musimy jednak całkowicie odrzucać. Żaden człowiek nie ma prawa do własnej opinii, jeśli chodzi o Boże rzeczy. Jedynie sam Bóg ma do tego prawo i On oznajmia nam Swoje zamiary. Od nas zale¬ży, czy pójdziemy za wolą Bożą, co prowadzi nas do jedności Ducha, czy też jej zaniechamy, co prowadzi do rozbicia i sek¬ciarstwa.
Miejmy na uwadze, że Chrystus w niebie jest Głową ciała i że ciało to jest tylko dla Głowy! Nie ma już miejsca na to, co uwielbia człowieka, na jego ambicje, dumę i samozadowolenie. Wszystko to dla wierzącego osiągnęło swój kres na krzy¬żu Chrystusa, który objawił zupełną ruinę człowieka.

„Oto stoję u drzwi i kołaczę"

Duma i samozadowolenie - czy nie były to znamiona Laodycei, chrześcijańskiego wyznania w jego końcowym stadium? Słyszeliśmy wyrok Pana nad tym Zgromadzeniem: „Po¬nieważ jesteś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust Moich" (Objawienie 3,16).
Choć jest to samo w sobie poważne i upokarzające, to jednak wielkim błogosławieństwem jest, że Bóg podaje nam do wiadomości Swój osąd tego stanu w chrześcijaństwie. Mamy się uczyć widzieć wszystko Jego oczami, abyśmy wszystko rozsądzali tak, jak On. Zgadzać się z Jego myśla¬mi jest zawsze uszczęśliwiającą rzeczą. Jak jednak mogę się odwrócić od czegoś fałszywego, jeśli w ogóle nie roze¬znaję tego jako fałszywe?
Dlatego właśnie musimy rozprawić się dzisiaj z prawdziwym charakterem chrześcijaństwa w świetle Słowa Bożego. Znajdujemy się teraz bowiem przy wnioskach końcowych, które powinniśmy wyciągnąć z tego wszystkiego, czego się nauczyliśmy. Jeśli o to chodzi, list do Laodycei (Objawienie 3,14-22) daje jeszcze niejedno pouczenie z ust Pana i rzuca dalsze światło na przedmiot naszych rozważań. Mamy przy tym na myśli wiersze 19-21 z drugiej części tego listu; celowo przedkładam je dopiero teraz.

Karcenie

Zwróciwszy się w wierszach 14-18 do anioła Zgromadzenia, czyli do tego, kto jest odpowiedzialny w Zgromadzeniu, i tym samym przemówiwszy do Zgromadzenia jako takiego, Pan z początku wierszu 19 kieruje się do pojedynczego wierzącego, który jest nadal związany z martwym chrześcijańskim syste¬mem Laodycei. Mówi do niego:
„Wszystkich, których Miłuję, karcę i smagam; bądź tedy gorliwy i upamiętaj się" (Objawienie 3,19).
Zauważmy: Pan nie karci tego świata; On karci tylko tych, któ¬rych Miłuje - synów (por. Przypowieści 3,11-12; Hebrajczyków 12,5-6). Ich wła¬śnie chce przywieść do upamiętania nad swoim stanem i nie¬dobrymi relacjami, w jakich się znajdują, i w tym kierunku stosuje nieraz bolesne drogi wychowania. Nie wzywa do upa¬miętania odpowiedzialnego kościoła, ani chrześcijaństwa jako takiego - On chce wypluć ich ze swych ust! - ale w swej łasce i miłości zajmuje się stale Swoimi, aby przywieść ich do należy¬tego stanu. Dąży do poruszenia sumień tych, których miłuje.
Jakaż w tym pociecha, umiłowani przyjaciele, kiedy myślimy o cierpieniu, o poważnych chorobach i innych niedolach, przez które ci, którzy do niego należą, zwłaszcza w naszych dniach przechodzą, i to w takiej mierze, że - jak mi się wyda¬je - wygląda to tak, jak gdyby Pan Jezus Chrystus podwajał w tych dniach końca Swoje pełne miłości starania, aby pouczać nas także przez karcenie, po to by zachować nas od zła laodycejskiego, które otacza nas niczym powietrze i wyzwolić nas od niego! Ten świat może z urąganiem wskazywać na różne cierpienia ludu Bożego; my jednak wiemy, dlaczego Pan je nam zsyła. On ma na oku błogosławiony cel - nasze uświęcenie.

Zwrot do pojedynczego wierzącego:
„Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli kto usłyszy głos Mój i otworzy drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a On ze Mną" (Objawienie Jana 3,20)
W jakże poważnej sytuacji widzimy tu Pana Jezusa Chrystusa! Stoi u drzwi. Zajął miejsce poza systemem chrześcijaństwa, ponieważ nie może się utożsamiać z jego zgubnym stanem moralnym. A jednak i druga strona jest prawdą w tej samej mierze: chrześcijań¬stwo popadło w stan Laodycei i zamknęło Mu drzwi. Pozosta¬wiło Go na zewnątrz, nie chcąc Go. Czy taki stan rzeczy nie powinien nas do głębi upokorzyć?
Potem Pan czyni jednak coś nadzwyczaj pocieszającego, co jest miłym wyrazem Jego serca wobec Swoich - puka, ale nie do drzwi Laodycei, lecz do drzwi serc tych, którzy są Jego . Spójrz, drogi czytelniku. On cię nie zaniechał; puka do twoich drzwi. Z pewnością już czynił to często. Czyś nie zauważył, jak ten wierny Pan, stojąc u drzwi twojego serca, Pragnie, abyś go wpuścił? Może również te rozważania, które teraz czytasz, należą do tego pukania? On jest pełen cierpliwości i ła¬ski i pragnie uwolnić ciebie i mnie nie tylko od kajdan, ale też i od usypiającego ducha Laodycei.
Słyszeć głos Pana Jezusa to jedno, a otworzyć Mu drzwi, to drugie. Obie te rzeczy są konieczne, wielu jednak poprzestaje na pierwszej z nich. Usłyszeli już, i to nieraz, głos Pana Jezu¬sa Chrystusa, słyszeli wiele dobrych wykładów, mieli też niejedną ko¬rzystną rozmowę, przy czym niejedno uznali, lecz na tym sta¬nęło. Nie otworzyli drzwi serca dla Mistrza. W rzeczywistości więc nie wystarczy słyszeć głos Pana. On oczekuje posłuszeń¬stwa, naśladowania Jego Słowa z miłości do Niego. Na tym polega otwarcie drzwi. „Jeśli kto Mnie miłuje, słowa Mojego przestrzegać będzie, i Ojciec Mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy" (Jana 14,23).
Może należysz do tych, którzy znajdują się jeszcze w Laodycei i przez ten związek zniesławiają Pana. Jest wiele po¬wodów, dla których ludzie pozostają w tym związku i nieje¬den głos będzie ci radził, byś pozostał tam nadal. Nie jest to jednak głos Pana, dobrego Pasterza, Który nie tylko przycho¬dzi do swych owiec, ale też wciąż je wyprowadza z tego, co nie znajduje u Niego potwierdzenia (Jana 10,3). Czy nie ze¬chcesz otworzyć drzwi Temu, Który dla ciebie umarł i miłując cię, troszczy się o ciebie? Jaka szkoda, jeśli podobnie jak ob¬lubienica z Pieśni nad Pieśniami, nie mamy ochoty otworzyć umiłowanemu, kiedy On puka! „Słuchaj, to mój miły puka; Otwórz mi, moja siostro...!" (Pieśń 5,2).

Jeść wieczerzę

Do tego, kto usłyszy Jego głos i otworzy drzwi, Pan chce wejść i jeść z nim wieczerzę, a on będzie jadł z Nim. Pan nie da sobie nigdy czegoś podarować; kiedy otworzymy Mu drzwi krótko przed zakończeniem czasu łaski (o tym bowiem mówi wiecze¬rza), On nas bogato wynagrodzi.
Pan pokazuje tu dwa błogosławieństwa. Będzie jadł z nami wieczerzę - to pierwsze błogosławieństwo. Jest ono faktycznie naprawdę cudowne! Kiedy On do nas wejdzie, wtedy obja¬wi nam całą swoją łaskę. Wkroczy w naszą sytuację i będzie ją z nami dzielił. Czy troszczysz się o to, co powiedzą o tym twoi przyjaciele, kiedy uczynisz taki krok wiary i odwrócisz się od tego, co w Bożym świetle uznałeś i poznałeś jako błęd¬ne? Czy obawiasz się następstw, jakie ci przyniesie odłącze¬nie się i przyłączenie do Niego? On to wszystko zna. Bądź do¬brej myśli i miej ufność! On przyjdzie do ciebie, pochyli się ku tobie w swym miłosierdziu i da ci zakosztować całej swej łaski - jeśli otworzysz Mu drzwi.
Drugie błogosławieństwo przewyższa pierwsze. Chce On nam darować również je, czyli że będziemy jeść z Nim wieczerzę. Pragnieniem Jego serca jest wywyższyć nas do Sie¬bie Samego, do Swoich myśli, ponad okoliczności, jakie nas tu przygniatają. Pragnie On, abyśmy mieli z Jego wielce wsła¬wioną Osobą społeczność we wspaniałości; z Jego dążenia¬mi, z Jego sercem. To zaś oznacza jedynie najgłębszą radość. „A społeczność nasza jest z Ojcem i Synem Jego, Jezusem Chrystusem. A to wam piszemy, aby radość wasza była zupełna" (1 Jana 1,3-4).
Kiedy Pan mówi o jedzeniu wieczerzy, muszę mimo woli my¬śleć o tej miłej scenie z uczniami w Emmaus (Łukasza 24). Byli oni w drodze do domu z Jerozolimy, gdzie przed trzema dniami ich Pan został ukrzyżowany. Rozmyślając o tym wzgardzonym i ukrzyżowanym, którego uważali wciąż za zmarłego, idą przy¬gnębieni do domu. I oto nagle przyłącza się do nich jakiś nie¬znajomy, który mówi im po drodze w niepowtarzalny sposób o cierpieniach Chrystusa i mającej potem nastać chwale (por. 1 Piotra 1,11). Później musieli oni wyznać: „Czy nie pałało serce nasze w nas, kiedy przemawiał do nas w drodze i kiedy nam Pisma otwierał?" (Łukasza 24,32).
Już widać ich wieś, a obcy okazuje, jakby miał iść dalej. Czy opuszczą tę tajemniczą osobę w dalszą drogę? Wtedy przez ich usta przechodzi to, czego pragnęło Jego serce i z powodu czego On na tej drodze pukał do drzwi ich serc: „Po¬zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi, a dzień się nachylił" (w. 29). Wchodzi więc z nimi i jest ich gościem, gotów jeść z nimi wieczerzę. Jednak niespodziewanie zmie¬nia się sytuacja: gość staje się tym, który udziela gościny. „A gdy zasiadł z nimi przy stole, wziął chleb, pobłogo¬sławił i rozłamawszy, podawał im". Oto je z nimi wiecze¬rzę, a oni poznają Go po łamaniu chleba. Czy widzieli znaki gwoździ na jego rękach?
Umiłowani, i my dzisiaj doświadczymy tego samego. Kie¬dy otworzymy Mu drzwi, wtedy On wkroczy w nasze okoliczności. Więcej jeszcze, da się nam poznać, a z tym nie da się niczego porównać. Jeśli osobiście pozwolimy Mu wejść, a cho¬dzi tu o czysto osobisty akt, wtenczas On będzie mógł uczy¬nić dla nas drogocennym to, co jest w Jego sercu dla tych, którzy są Jego w sensie zbiorowym, i sprawi, że zaczniemy cenić więzi, jakie On sam ustanowił pomiędzy świętymi.

Szeroka podstawa - wąska droga

Jeśli już odkryliśmy pierwszy krok do zachowywania jedności Ducha i doszliśmy do tego, że polega on na odłączeniu się od wszelkiego zła, od wszystkiego, co jest przeciwne Chrystu¬sowi i Bożej prawdzie, to teraz ktoś może zapytać: czy wobec tego mam iść tą drogą samotnie? Czy drogą Bożą dla mnie jest izolacja? Doskonałe Słowo Boże także na to pytanie udzie¬la jasnej, uszczęśliwiającej odpowiedzi:
„Jeśli tedy kto siebie czystym zachowa od tych rze¬czy pospolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nada¬jącym się do wszelkiego dzieła dobrego. Młodzień¬czych zaś pożądliwości się wystrzegaj, a zdążaj do sprawiedliwości, wiary, miłości, pokoju z tymi, któ¬rzy wzywają Pana z czystego serca" (2 Tymoteusza 2,21-22).
Przypomnieliśmy sobie najpierw Bożą zasadę, że Bóg nie daje siły i światła dla drugiego kroku, zanim nie uczyni się pierwszego. Dopiero wtedy bowiem ci, którzy ten krok wykonali w posłuszeństwie wiary, doznają pocieszającego i cennego doświadczenia. Zostaną oni oddzieleni w ten sposób do społeczności Ducha Świętego i znajdują innych, któ¬rzy już przed nimi uczynili ten krok wiary i posłuszeństwa Słowu Bożemu, mogąc w ten sposób ze szczęśliwym sercem być w tej jedności Ducha Bożego. Tym, którzy oczyścili się od naczyń ku niesławie, Bóg da znaleźć społeczność z tymi, „którzy wzywają Pana z czystego serca" (w. 22). „Z tymi" - to jest właśnie społeczność.
Nie jest to więc absolutnie samotna droga ani żadna izo¬lacja, lecz ponieważ żyjemy w dniu złym, według praktycz¬nej społeczności i jedności Ducha jest to wąska droga, wła¬śnie odłączona przez Ducha Bożego od wszelkiego zła. W swoim zasięgu obejmuje ona jednak jako zasada całe Boże Zgromadzenie. Jako podstawa czy też grunt jest ona dostatecznie szeroka, aby mógł być przyjęty każdy członek cia¬ła Chrystusowego; jest ona jednak zarazem dostatecznie wąska, aby spośród wierzących zło zniesławiające Pana starannie usunąć. Ci bowiem, którzy są zgromadzeni w tej jedności Ducha, będą czujnie czuwać nad tym, aby tak w praktyce, jak i w nauce nic złego nie odarło ich z tej społeczności Ducha.
Jakiż przywilej, ale także i odpowiedzialność w dniach rozbicia, by mieć na oku wszystkie członki Chrystusa i mieć w sercu również tych, którzy nie są w taki sposób zgromadzeni w społeczności Ducha! Nie ma na ziemi dziecka Bo¬żego, które nie miałoby prawa do mojej miłości, do miłości wszystkich świętych. Ta Boska miłość jednak, która z na¬tury nie zmienia swej mocy, zmienia się w swoim wyrazie, stosownie do sytuacji, na jakie napotyka. Miłości do braci nie można oddzielić od posłuszeństwa względem Bożych nakazów „Po tym poznajemy że dzieci Boże miłujemy, kiedy Boga miłujemy i Jego przykazania zachowujemy" (1 Jana 5,2). Prawdziwa miłość nigdy nie może zaniechać drogi prawdy i światłości tylko dlatego, że drodzy bracia nią nie idą. Będzie natomiast „w spójni pokoju" szukać tego, by przywieść braci do światła, aby wspólnie razem z tak wieloma, jak to tylko możliwe, iść drogą uwielbienia Pana. Weźmy to pod uwagę: nigdy nie uczynimy zła dobrem przez to, że zło z dobrem zmieszamy!

„Tam jestem pośrodku nich"

Jeżeli chcemy zachwiać jedność Ducha, to nie wystarczy nam zadowolić się znalezieniem miejsca, gdzie znajdują się dzie¬ci Boże! Czyż mało jest takich miejsc, gdzie byśmy ich nie znaleźli? Mogą one być w jednym miejscu wraz ze złem mo¬ralnym, a w innym znowu łączyć się ze złą nauką. Nie kie¬rujmy się też szukaniem tego, gdzie najwięcej okazuje się praktycznej miłości i chęci niesienia pomocy. Jeśli bowiem miłość nie idzie w parze z prawdą, to nie jest to miłość Boża. Miłość „raduje się z prawdy" (1 Koryntian 13,6). O nie, to nie jest droga do celu.
Jedność Ducha nie jest zwykłą społecznością chrześcijan, jaką wielu próbowało już osiągnąć przy pomocy wielu wzorów. Ludzie uczynili już sobie wiele jedności i łączą z tym imię Chrystusowe, nazywając to jakimś, czy nawet jedynym „kościo¬łem”. Droga wierzącego jest jednak drogą prostą i pokorniejszą: wierzący musi jedynie przy pomocy Słowa Bożego doświad¬czyć, gdzie tę jedność Ducha się realizuje. To Duch Święty jest Tym, Który zgromadza dzieci Boże w jedno, skupiając je jedy¬nie wokół Siebie, jako centrum; jedynie tam Pan Jezus Chrystus osobiście mówi: „Jestem pośrodku nich" (Mateusza 18,20).

Żadnej niezależności

Zachowania jedności Ducha nie da się pogodzić z duchem nie¬zależności. Wyjaśnia to mały przykład. Przypuśćmy, że - jak często udawało się Duchowi Świętemu - jakaś grupa skrom¬nych chrześcijan odłączyła się od systemów chrześcijaństwa i zgromadza się prosto do Pana Jezusa Chrystusa. Mogą oni, jeśli chodzi o uznawanie jednego ciała jako Boską podstawę wspólnych spotkań, nie mieć jeszcze żadnego zrozumienia; mogli jesz¬cze nie słyszeć niczego o jedności Ducha. Mimo to, za sprawą odłączenia się od tego, co uznali dzięki Duchowi za błędne, są złączeni ze wszystkimi, którzy będąc obiektem tego samego działania Ducha Bożego, szli już przed nimi tą drogą i posia¬dają większy wgląd w to, co dotyczy Bożej podstawy Zgromadzenia się. Jak łatwo mogą jednak od tego zboczyć i połączyć się ze złem w jakiejkolwiek jego postaci!
Nawet jednak jeśli się to nieprzyjacielowi nie uda, albo nie zaraz uda, nie można założyć, że mając oświecone przez Ducha zrozumienie schodzą się oni według myśli Bożych, igno¬rując zarazem to, co ten sam Duch zdziałał już przedtem w innych. Słowo Boże takiej niezależności nie zna ani nie do¬puszcza. Gdyby zaś ci chrześcijanie, którzy początkowo w mocy Ducha zgromadzali się w prostocie do imienia Pana, za¬chowywali pozycję niezależną, wówczas stawialiby siebie przez to praktycznie poza jednością Ducha. Jakie to smutne, jeśli to, co zostało zapoczątkowane w Duchu, kończy się na ciele - w nowej sekcie!

Resztka

Jedynie ci, którzy zgromadzają się według Ewangelii Mateusza 18,20 tylko do imienia Pana Jezusa Chrystusa, mogą być taką pozo¬stałą resztką. Pan Jezus Chrystus mówi o dwóch lub trzech; zauważmy jednak, że od dawna trzy rzeczy cechowały zawsze tę wierną resztkę:
1) oddanie się Panu,
2) ścisłe przestrzeganie fundamentalnych zasad,
3) szczere ubolewanie i głębokie uniżenie nad znieważającym Pana stanem ludu Bożego.
Duch Boży od początku nie zapowiada, żeby ten okres czasu miał zakończyć się ogólnym przyjęciem prawdy Bożej, ogólną sprawiedliwością i pokojem, lecz mówi o ogólnym odstępstwie. To już widzieliśmy. Również wtedy jednak Bóg ma pozostałą resztkę, która jest dla Niego prawdziwa. Ta resztka jest pro¬roczo przedstawiana w liście do Filadelfii (Objawienie 3,7-13).
Resztka to miłe wyrażenie, gdyż stawia nam ono przed ser¬ca coś z początków. Jest to jednak zarazem wyrażenie upokarzające. Gdyby bowiem wszyscy pozostali wierni, nie było¬by resztki; ale ponieważ większość odstąpiła, nadzwyczaj pocieszające jest znajdować pozostałą resztkę z tego, co mia¬ło jako całość pozostać i trwać. A jeśli ta wierna resztka odłą¬czyła się od zła w chrześcijaństwie, to Pan Jezus Chrystus daje jej przywilej pójścia naprzód w świetle Zgromadzenia Bożego w jedności Ducha, choćby zepsucie wokół nich było wielkie.
Wiedzą oni, że nie tylko oni sami stanowią Zgromadzenie. Dlatego nie będą twierdzili, że tylko oni nim są. Nie będą na¬wet rościli sobie praw do tego, by mówić o sobie, że są tą po¬zostałą resztką. Jeśli jednak chodzi o oddawanie przez nich czci i ich wspólne spotkania dla zbudowania oraz na modli¬twę, będą nimi kierować te zasady, które Bóg dał, aby upo¬rządkować wszystkie szczegóły w swoim Zgromadzeniu. Za¬sady Boże bowiem nie zostaną usunięte przez żaden, choćby nie wiem jak poważny upadek. Ta resztka o tym wie i zgodnie z tym postępuje. Rezultatem tego jest to, że posiada ona wszystkie przywileje Zgromadzenia Bożego, a nawet OSOBISTĄ OBECNOŚĆ PANA JEZUSA. Z Nim pośrodku, mają oni tę godność, by reprezentować Jego Zgromadzenie na ziemi.
Tej właśnie wiernej resztce Pan Jezus Chrystus daje Swoją aprobatę i pozwolenie jako ich dział: „Choć masz małą moc, lecz za¬chowałeś słowo Moje i nie zaparłeś się Mojego imienia" (Objawienie 3,8).

„Masz małą moc" - Ta pozostała resztka ostatnich dni nie twierdzi o sobie, że posiada wielką moc, taką samą, jaką miał kościół w swych początkowych dniach, w dniu Pięćdziesiątni¬cy i potem. Uznaje ona raczej upadek w świecie chrześcijań¬skim, którego sama jest cząstką. Przypisywanie sobie wiel¬kiej mocy w celu dokonywania widowiskowych cudów nie jest niczym innym jak zaprzeczeniem upadku i zepsucia, jaki na¬stąpił w chrześcijaństwie.
Szczęśliwi ludzie, którzy nie muszą udawać czegoś, czego nie mają!

„Zachowałeś słowo Moje" - Resztka ta ceni Słowo Pana ponad wszystko i daje się przez nie, czy to indywidualnie, czy też zbiorowo patrząc, kierować i kontrolować na całej swej drodze i we wszystkich swoich dążeniach. We wszystkim, w co wierzy i co czyni, szuka ona i pragnie tego: „Tak mówi Pan". Cokolwiek zaś nie znajduje swojej podstawy w Słowie Bożym, zostaje przez nią odkładane jako zwyczajna ludzka tradycja i nauka. Szczęśliwi ludzie, którzy mają za przewodnika, za je¬dyny autorytet: Jego Słowo! Trwają oni w wieczności, tak samo jak Słowo Samego Pana trwa w wieczności (1 Jana 2,17; 1 Pio¬tra 1,25).

„Nie zaparłeś się mego imienia" - Resztka ta nie opuści nic z tego, co Pan objawia o Sobie w Swoim Słowie. Drogocenne imię Pana Jezusa Chrystusa - Jakub zwie je zacnym imie¬niem (Jakuba 2,7) - obejmuje całą prawdę o Jego Osobie, Jego dzie¬le i autorytecie. Resztka ta trzyma się tego mocno na oczach świata, który Go odrzuca, i za żadną cenę niczego z tego nie opuszcza. Wyznaje to imię przed ludźmi, to znaczy uznaje Jego Boskość, Jego doskonałe człowieczeństwo, uznaje go jako Wy¬bawiciela, Nauczyciela, Pana, Orędownika i Najwyższego Ka¬płana: resztka ta nie uznaje żadnego innego imienia jako cen¬trum, wokół którego się gromadzi, jak tylko Jego Samego. Szczęśliwi ludzie! Mają oni już tutaj pośród siebie Tego, Który w wieczności będzie centrum niebios. Czy nie chcemy nale¬żeć do tej resztki, która kiedyś usłyszy z ust naszego drogie¬go Pana słowa przyzwolenia? A więc wyjdźmy do Niego poza obóz (Hebrajczyków 13,13), aby pośród tych pieniących się bałwanów naszych dni mieć nasze oczy skierowane na Niego ku wiecz¬nemu pokojowi i szczęśliwości!
„On zmienia burzę w ciszę i uspokaja fale. I radują się, że się uspokoiły, i prowadzi ich do upragnionej przystani". (Psalm 107,29-30).


Wierz w Pana Jezusa Chrystusa a będziesz zbawiony

Obrazek

cms|skr328|PL50950Wroclaw68

Zapraszam 11-14 luty na wykłady Maxa Billetera na Śląsku LINK: http://skroc.pl/3fb2

Wróć do „Czytelnia ”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości